Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
Motocyklowe odkrywanie świata – Afryka (23-04-2013 – 30-05-2013) > GWINEA
Wyprawa_Afryka2013 relacje z podróży
Pomysł na zorganizowanie motocyklowej wyprawy do Afryki zrodził się dawno temu, ale (jak to w życiu) ciągle brakowało czasu. Ostatecznie zacząłem przygotowywać projekt wyprawy rozpoczynając od ustalenia trasy przejazdu. Okazało się, że nie jest to takie proste, ponieważ w niektórych krajach afrykańskich sytuacja społeczno-polityczna nie jest stabilna. Ostatecznie po wytyczeniu czterech tras przejazdu, drogą eliminacji została wytyczona ta jedna – ostateczna. Musze tutaj uczciwie przyznać, że bez pomocy innych podróżników popełniłbym wiele błędów wytyczając trasę samodzielnie. Podziękowania za przekazana wiedzę na temat Afryki należą się:
1. Markowi i Ernestowi – uczestnikom wyprawy do Wagadugu.
2. Arkowi Pawełkowi
3. Januszowi Tichoniukowi
4. Maciejowi Pastwie
5. Prof. Michałowi Sznajderowi
Ostatecznie wyznaczona trasa miała przebiegać przez:
1. Na terenie Europy – Niemcy, Holandię, Belgię, Francję i Hiszpanię
2. Na terenie Afryki – Maroko, Saharę Zachodnią, Mauretanię, Senegal, Gambię, Gwineę Konakry.
Kolejnym problemem do rozwiązania to oczywiście grupa sponsorów. Niestety w dobie kryzysu trudno jest poszukać firmę chętną do sponsorowania wyprawy afrykańskiej. Praca nad pozyskaniem sponsorów trwała właściwie prawie do samego wyjazdu. Wysłałem mnóstwo listów oraz e-maili. Ostatecznie udało mi się poszukać 10 firm, które zdecydowały się wesprzeć moja wyprawę. Ponadto uzyskałem patronat honorowy nad wyprawą od JM Rektora UKW Prof. dr hab. Janusza Ostoi-Zagórskiego oraz Prezydenta Miasta Bydgoszczy Rafała Bruskiego.
Do rozwiązania pozostał jeszcze problem przygotowania motocykla, który powinien obejmować:
1. Przegląd i przygotowanie wszystkich podzespołów maszyny w takim stopniu, żeby moje BMW pokonało ok. 18 tyś km
2. Przygotowanie gmoli ochronnych na kufry oraz cylindry, które zapobiegną poważniejszym uszkodzeniom motocykla w przypadku ewentualnej wywrotki.
Motocykl został przygotowany przez bydgoską firmę PWLRacing, która dołożyła wszelkich starań żebym szczęśliwie wrócił do domu po mojej afrykańskiej przygodzie. Gmole ochronne zostały przygotowane w Sztumskiej firmie „Motogaraż Sztum”. Oczywiście do pełnego przygotowania musiałem zaopatrzyć się w całą masę detali takich jak podzespoły motocyklowe, żywność oraz asortyment dla każdego podróżnika. Poza tym niezbędna procedurą, którą musiałem przejść to obowiązkowe oraz zalecane szczepienia i postępowania wizowe. Tak, po prawie roku przygotowań byłem gotowy do wyjazdu, którego „start” został ustalony na wtorek 23 kwietnia. Ostatecznie przez pierwszą część mojej podróży postanowił mi towarzyszyć mój kolega z grupy motocyklowej IntruderPolska – Andrzej. Ustaliliśmy, że będziemy jechać razem do Francji a potem ja pojadę samotnie w stronę Afryki a Andrzej będzie zwiedzał Francję. Wystartowaliśmy w naszą podróż ok. godz. 9:00 z parkingu bydgoskiej Galerii Pomorskiej. Pogoda, która nam towarzyszyła przepowiadała sukces wyprawy. Było pięknie i słonecznie. W trakcie dwóch dni dotarliśmy belgijskiego Charleroi. Moja podróż musiała tutaj zostać przerwana na dwa dni, ponieważ musiałem uzyskać senegalska wizę wjazdową. W tym celu niezbędna była wizyta w Brukseli – w ambasadzie Senegalu. Andrzej zdecydowała, że pojedzie dalej sam do Francji, więc od tej pory kontynuowałem swoja podróż samotnie. Po uzyskaniu wizy skierowałem się w stronę Afryki. Przez kolejne 4 dni pokonałem dystans do wybrzeża, z którego miałem przepłynąć na afrykańską ziemię. Na prom wjechałem w hiszpańskiej Tarifie i dopłynąłem do marokańskiego Tangeru. Przejeżdżając przez Maroko spotkałem autostrady bardzo dobrej jakości i zdecydowanie tańsze niż we Francji. Przejeżdżając przez takie miasta marokańskie jak Casablanca lub Agadir trzeba jednak uważać na wszechobecną samowolkę na drogach. Wydaje się, że w tych miejscach (jak się potem okazało, we wszystkich odwiedzonych krajach Afryki Zachodniej) przepisy ruchu drogowego, są tylko niewygodnym dodatkiem do tego, co faktycznie dzieje się na ulicach. Poza tym trzeba uważać na małe bryczki zaprzężone do osłów, które mogą nagle się pojawić tuz przed przednim kołem motocykla. Kolejnym terenem, przez który musiałem przejechać to Sahara Zachodnia. Mało atrakcyjne turystycznie terytorium, przez które przebiega całkiem niezła droga asfaltowa, która pozwala na rozwinięcie trochę większej prędkości. Przejazd przez ten teren związany jest z możliwością podziwiania przepięknych widoków Oceanu Atlantyckiego. Przez większość tego odcina po mojej prawej stronie towarzyszył mi błękit bezkresu oceanu widok, który wywołuje niesamowite wrażenie. Jadąc wzdłuż granicy brzegowej mogłem nacieszyć się tym widokiem. Nie wiem czy kiedykolwiek będę miał okazje jeszcze raz doświadczyć czegoś podobnego. Mam nadzieję, że tak! W towarzystwie widoku oceanu przejechałem większą część dystansu przez Saharę Zachodnią docierając do Ad-Dachla miasta, które było moja ostatnia przystanią w tym kraju. Dalsza podróż przebiegała przez Mauretanię kraj, który nie jest za bardzo atrakcyjny turystycznie. Kraj ten jest prawie czterokrotnie większy od Polski, ale pustynia pokrywa znaczna część jego powierzchni. Podczas mojej podróży traktowałem Mauretanie tranzytowo nie zagłębiając się specjalnie w jego kulturę. Po Mauretanii nadszedł czas na Senegal, który otworzył przede mną granicę prawdziwej „czarnej” Afryki. Senegal jest krajem, w którym biały człowiek jest traktowany jak chodzący portfel. Podczas wjazdu do tego kraju otrzymałem pierwsza lekcję, która nauczyła mnie jak unikać cwaniaków i oszustów, którzy tylko czyhają na zawartość portfela turysty. Przejście graniczne mauretańsko-senegalskie w Rosso jest prawdziwym koszmarem i trzeba się uzbroić w cierpliwość oraz herbatki na uspokojenie nerwów. Po wjechaniu do Senegalu skierowałem się do Saint-Louis, w którym zaplanowałem nocleg. Okazało się, że w tym mieście jest całkiem fajny hotel, obok którego odbywał się festiwal promujący Nescafe co dało mi okazję do wysłuchania koncertu muzyki reggae. Następnego dnia udałem się w kierunku granicy gambijskiej. Wjazd do Gambii okazał się bardziej przyjazny niż granica w Rosso. Zdecydowanie większy porządek oraz zainteresowanie celników turystami. Po przekroczeniu granicy gambijskiej udałem się w kierunku Banjul, gdzie planowałem poszukać ciekawy hotel i spędzić tam 2-3 dni. Aby dostać się do stolicy Gambii trzeba przepłynąć przez rzekę Gambia promem, który kursuje regularnie miedzy Banjul i Barra. Właśnie na promie poznałem Ebrimę, który bardzo dużo opowiadał mi o swoim kraju. Dzięki niemu miałem okazję zwiedzić Kunta Kinteh Island, miejsce które zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Ostatecznie spędziłem w Gambii 3 dni, zwiedzając Banjul, Barra oraz Georgetown. Spotkałem tam ludzi bardzo otwartych i sympatrycznych Ten malutki kraj zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie i mam nadzieję, że jeszcze tam kiedyś wrócę. Moja podróż miała jednak swój konkretny cel – miasto Labe w Gwinei Konakry oraz zlokalizowany tam uniwersytet. Nie mogłem, więc poświęcić więcej czasu na zwiedzanie Gambii. Mój przyjaciel ertek musiał wiec zawieść mnie do celu. Ruszyłem w kierunku Gwinei podziwiając „resztki” uroków gambijskiej przyrody. Ponowne przekroczenie granicy z Senegalem odbyło się bardzo sprawnie. Ostatecznie dotarłem do granicy gwinejskiej i po odbyciu kontroli paszportowej od celu mojej podróży dzieliło mnie już tylko 250 km. Bardzo szybko jednak okazało się, że ten dystans będzie najtrudniejszym, który przyszło mi pokonać podczas mojej afrykańskiej przygody. Ostatnie 180 km przed Labe droga zamieniła się w prawdziwy off-road, który dla mojego turystycznego motocykla stał się prawdziwym wyzwaniem. Ten prawie 300 kilogramowy kolos bardzo dobrze sobie radził na autostradach, ale na drogach o nieutwardzonej nawierzchni był wyjątkowo trudny do prowadzenia. Jadąc przez las, między bagnami napotkałem policyjny punkt kontrolny, w którym spędziłem noc. Policjanci zdecydowanie odradzili mi podróż tą drogą w nocy tłumacząc, że jest ona zbyt trudna i niebezpieczna. Nazajutrz, gdy ruszyłem w kierunku Labe, mogłem się przekonać, że mieli racje. Jestem im wdzięczny za pomoc, jaką mi zaoferowali. Ostatecznie dotarłem do celu bardzo zmęczony, ale szczęśliwy. Po rozpakowaniu rzeczy skontaktowałem się z pracownikiem uniwersytetu. Spędziłem w tym mieście niecałe cztery dni zwiedzając Uniwersytet oraz kilka innych miejsc. Pracownicy Uniwersytetu w Labe okazali się bardzo sympatycznymi ludźmi. Robili dosłownie wszystko, żebym był w 100% zadowolony z pobytu. Podczas wizyty w tej uczelni miałem okazje rozmawiać z jej władzami na temat możliwości współpracy z Uniwersytetem Kazimierza Wielkiego. Poza tym zwiedziłem pracownie komputerowe oraz poznałem studentów. Miałem okazje wygłosić wykład, podczas którego przedstawiłem Polskę, Bydgoszcz, UKW oraz Instytut Mechaniki i Informatyki Stosowanej. Mogę śmiało stwierdzić, że moja wizyta wzbudziła sensację. Spotkałem się tam z wielka sympatią oraz gościnnością. Słuchając tego, co mówią pracownicy tej uczelni wywnioskowałem, że włożyli bardzo dużo wysiłku w zainicjowanie pracy Uniwersytetu. Mają wielką nadzieję, że ich praca nie pójdzie na marne oraz głęboko wierzą w możliwość współpracy z UKW, która pomogłaby im w rozwoju kadry dydaktycznej.
Opuszczając Labe cały czas myślałem o tych ludziach, których tam spotkałem. W tym mieście spotkałem się z przejawami sympatii oraz z wielka gościnnością. Mam nadzieję, że moja wyprawa zaowocuje możliwością podjęcia współpracy, jednak do tego jeszcze daleka droga.
Moja afrykańska, motocyklowa wyprawa trwała 38 dni. Podczas mojej podróży całą trasę przebyłem motocyklem BMW R1100RT, pokonując ok. 16,5 tyś km oraz spalając ok. 950 litrów paliwa. Wiem jednak, że gdybym nie uzyskał pomocy to realizacja tej wyprawy nie byłaby możliwa. Podziękowania należą się:
1. JM Rektorowi UKW Prof. dr hab. Januszowi Ostoi-Zagórskiemu za patronat honorowy
2. Prezydentowi Bydgoszczy Rafałowi Bruskiemu za patronat honorowy.
3. Dziekanowi Wydziału Matematyki, Fizyki i Techniki dr hab. Andrzejowi Prószyńskiemu oraz Prodziekanowi ds. Nauki dr inż. Markowi Macko za wsparcie materialne wyprawy.
4. Grupie podróżników, którzy posiadają wiedze na temat realiów panujących w krajach afrykańskich. Szczególne podziękowania kieruje do:
a) Markowi Remiszewskiemu i Ernestowi Jóźwikowi – uczestnikom wyprawy do Wagadugu.
b) Arkowi Pawełkowi
c) Januszowi Tichoniukowi
d) Maciejowi Pastwie
e) Prof. Michałowi Sznajderowi
5. Wszystkim osobom, które wspierały mnie podczas moje podróży wysyłając do mnie informacje dodające otuchy.
6. Dziękuję również, Barteckiemu z grupy motocyklowej motobydzia.com za opiekę nad blogiem wyprawy.
Ponadto bardzo serdecznie dziękuję sponsorom, którzy zdecydowali się wesprzeć moja wyprawę.
Pełna relacja z wyprawy „Motocyklowe odkrywanie świata – Afryka’ znajduje się na blogu http://afryka2013.blog.pl/ oraz na profilu FB https://www.facebook.com/Afryka2013
1. Markowi i Ernestowi – uczestnikom wyprawy do Wagadugu.
2. Arkowi Pawełkowi
3. Januszowi Tichoniukowi
4. Maciejowi Pastwie
5. Prof. Michałowi Sznajderowi
Ostatecznie wyznaczona trasa miała przebiegać przez:
1. Na terenie Europy – Niemcy, Holandię, Belgię, Francję i Hiszpanię
2. Na terenie Afryki – Maroko, Saharę Zachodnią, Mauretanię, Senegal, Gambię, Gwineę Konakry.
Kolejnym problemem do rozwiązania to oczywiście grupa sponsorów. Niestety w dobie kryzysu trudno jest poszukać firmę chętną do sponsorowania wyprawy afrykańskiej. Praca nad pozyskaniem sponsorów trwała właściwie prawie do samego wyjazdu. Wysłałem mnóstwo listów oraz e-maili. Ostatecznie udało mi się poszukać 10 firm, które zdecydowały się wesprzeć moja wyprawę. Ponadto uzyskałem patronat honorowy nad wyprawą od JM Rektora UKW Prof. dr hab. Janusza Ostoi-Zagórskiego oraz Prezydenta Miasta Bydgoszczy Rafała Bruskiego.
Do rozwiązania pozostał jeszcze problem przygotowania motocykla, który powinien obejmować:
1. Przegląd i przygotowanie wszystkich podzespołów maszyny w takim stopniu, żeby moje BMW pokonało ok. 18 tyś km
2. Przygotowanie gmoli ochronnych na kufry oraz cylindry, które zapobiegną poważniejszym uszkodzeniom motocykla w przypadku ewentualnej wywrotki.
Motocykl został przygotowany przez bydgoską firmę PWLRacing, która dołożyła wszelkich starań żebym szczęśliwie wrócił do domu po mojej afrykańskiej przygodzie. Gmole ochronne zostały przygotowane w Sztumskiej firmie „Motogaraż Sztum”. Oczywiście do pełnego przygotowania musiałem zaopatrzyć się w całą masę detali takich jak podzespoły motocyklowe, żywność oraz asortyment dla każdego podróżnika. Poza tym niezbędna procedurą, którą musiałem przejść to obowiązkowe oraz zalecane szczepienia i postępowania wizowe. Tak, po prawie roku przygotowań byłem gotowy do wyjazdu, którego „start” został ustalony na wtorek 23 kwietnia. Ostatecznie przez pierwszą część mojej podróży postanowił mi towarzyszyć mój kolega z grupy motocyklowej IntruderPolska – Andrzej. Ustaliliśmy, że będziemy jechać razem do Francji a potem ja pojadę samotnie w stronę Afryki a Andrzej będzie zwiedzał Francję. Wystartowaliśmy w naszą podróż ok. godz. 9:00 z parkingu bydgoskiej Galerii Pomorskiej. Pogoda, która nam towarzyszyła przepowiadała sukces wyprawy. Było pięknie i słonecznie. W trakcie dwóch dni dotarliśmy belgijskiego Charleroi. Moja podróż musiała tutaj zostać przerwana na dwa dni, ponieważ musiałem uzyskać senegalska wizę wjazdową. W tym celu niezbędna była wizyta w Brukseli – w ambasadzie Senegalu. Andrzej zdecydowała, że pojedzie dalej sam do Francji, więc od tej pory kontynuowałem swoja podróż samotnie. Po uzyskaniu wizy skierowałem się w stronę Afryki. Przez kolejne 4 dni pokonałem dystans do wybrzeża, z którego miałem przepłynąć na afrykańską ziemię. Na prom wjechałem w hiszpańskiej Tarifie i dopłynąłem do marokańskiego Tangeru. Przejeżdżając przez Maroko spotkałem autostrady bardzo dobrej jakości i zdecydowanie tańsze niż we Francji. Przejeżdżając przez takie miasta marokańskie jak Casablanca lub Agadir trzeba jednak uważać na wszechobecną samowolkę na drogach. Wydaje się, że w tych miejscach (jak się potem okazało, we wszystkich odwiedzonych krajach Afryki Zachodniej) przepisy ruchu drogowego, są tylko niewygodnym dodatkiem do tego, co faktycznie dzieje się na ulicach. Poza tym trzeba uważać na małe bryczki zaprzężone do osłów, które mogą nagle się pojawić tuz przed przednim kołem motocykla. Kolejnym terenem, przez który musiałem przejechać to Sahara Zachodnia. Mało atrakcyjne turystycznie terytorium, przez które przebiega całkiem niezła droga asfaltowa, która pozwala na rozwinięcie trochę większej prędkości. Przejazd przez ten teren związany jest z możliwością podziwiania przepięknych widoków Oceanu Atlantyckiego. Przez większość tego odcina po mojej prawej stronie towarzyszył mi błękit bezkresu oceanu widok, który wywołuje niesamowite wrażenie. Jadąc wzdłuż granicy brzegowej mogłem nacieszyć się tym widokiem. Nie wiem czy kiedykolwiek będę miał okazje jeszcze raz doświadczyć czegoś podobnego. Mam nadzieję, że tak! W towarzystwie widoku oceanu przejechałem większą część dystansu przez Saharę Zachodnią docierając do Ad-Dachla miasta, które było moja ostatnia przystanią w tym kraju. Dalsza podróż przebiegała przez Mauretanię kraj, który nie jest za bardzo atrakcyjny turystycznie. Kraj ten jest prawie czterokrotnie większy od Polski, ale pustynia pokrywa znaczna część jego powierzchni. Podczas mojej podróży traktowałem Mauretanie tranzytowo nie zagłębiając się specjalnie w jego kulturę. Po Mauretanii nadszedł czas na Senegal, który otworzył przede mną granicę prawdziwej „czarnej” Afryki. Senegal jest krajem, w którym biały człowiek jest traktowany jak chodzący portfel. Podczas wjazdu do tego kraju otrzymałem pierwsza lekcję, która nauczyła mnie jak unikać cwaniaków i oszustów, którzy tylko czyhają na zawartość portfela turysty. Przejście graniczne mauretańsko-senegalskie w Rosso jest prawdziwym koszmarem i trzeba się uzbroić w cierpliwość oraz herbatki na uspokojenie nerwów. Po wjechaniu do Senegalu skierowałem się do Saint-Louis, w którym zaplanowałem nocleg. Okazało się, że w tym mieście jest całkiem fajny hotel, obok którego odbywał się festiwal promujący Nescafe co dało mi okazję do wysłuchania koncertu muzyki reggae. Następnego dnia udałem się w kierunku granicy gambijskiej. Wjazd do Gambii okazał się bardziej przyjazny niż granica w Rosso. Zdecydowanie większy porządek oraz zainteresowanie celników turystami. Po przekroczeniu granicy gambijskiej udałem się w kierunku Banjul, gdzie planowałem poszukać ciekawy hotel i spędzić tam 2-3 dni. Aby dostać się do stolicy Gambii trzeba przepłynąć przez rzekę Gambia promem, który kursuje regularnie miedzy Banjul i Barra. Właśnie na promie poznałem Ebrimę, który bardzo dużo opowiadał mi o swoim kraju. Dzięki niemu miałem okazję zwiedzić Kunta Kinteh Island, miejsce które zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Ostatecznie spędziłem w Gambii 3 dni, zwiedzając Banjul, Barra oraz Georgetown. Spotkałem tam ludzi bardzo otwartych i sympatrycznych Ten malutki kraj zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie i mam nadzieję, że jeszcze tam kiedyś wrócę. Moja podróż miała jednak swój konkretny cel – miasto Labe w Gwinei Konakry oraz zlokalizowany tam uniwersytet. Nie mogłem, więc poświęcić więcej czasu na zwiedzanie Gambii. Mój przyjaciel ertek musiał wiec zawieść mnie do celu. Ruszyłem w kierunku Gwinei podziwiając „resztki” uroków gambijskiej przyrody. Ponowne przekroczenie granicy z Senegalem odbyło się bardzo sprawnie. Ostatecznie dotarłem do granicy gwinejskiej i po odbyciu kontroli paszportowej od celu mojej podróży dzieliło mnie już tylko 250 km. Bardzo szybko jednak okazało się, że ten dystans będzie najtrudniejszym, który przyszło mi pokonać podczas mojej afrykańskiej przygody. Ostatnie 180 km przed Labe droga zamieniła się w prawdziwy off-road, który dla mojego turystycznego motocykla stał się prawdziwym wyzwaniem. Ten prawie 300 kilogramowy kolos bardzo dobrze sobie radził na autostradach, ale na drogach o nieutwardzonej nawierzchni był wyjątkowo trudny do prowadzenia. Jadąc przez las, między bagnami napotkałem policyjny punkt kontrolny, w którym spędziłem noc. Policjanci zdecydowanie odradzili mi podróż tą drogą w nocy tłumacząc, że jest ona zbyt trudna i niebezpieczna. Nazajutrz, gdy ruszyłem w kierunku Labe, mogłem się przekonać, że mieli racje. Jestem im wdzięczny za pomoc, jaką mi zaoferowali. Ostatecznie dotarłem do celu bardzo zmęczony, ale szczęśliwy. Po rozpakowaniu rzeczy skontaktowałem się z pracownikiem uniwersytetu. Spędziłem w tym mieście niecałe cztery dni zwiedzając Uniwersytet oraz kilka innych miejsc. Pracownicy Uniwersytetu w Labe okazali się bardzo sympatycznymi ludźmi. Robili dosłownie wszystko, żebym był w 100% zadowolony z pobytu. Podczas wizyty w tej uczelni miałem okazje rozmawiać z jej władzami na temat możliwości współpracy z Uniwersytetem Kazimierza Wielkiego. Poza tym zwiedziłem pracownie komputerowe oraz poznałem studentów. Miałem okazje wygłosić wykład, podczas którego przedstawiłem Polskę, Bydgoszcz, UKW oraz Instytut Mechaniki i Informatyki Stosowanej. Mogę śmiało stwierdzić, że moja wizyta wzbudziła sensację. Spotkałem się tam z wielka sympatią oraz gościnnością. Słuchając tego, co mówią pracownicy tej uczelni wywnioskowałem, że włożyli bardzo dużo wysiłku w zainicjowanie pracy Uniwersytetu. Mają wielką nadzieję, że ich praca nie pójdzie na marne oraz głęboko wierzą w możliwość współpracy z UKW, która pomogłaby im w rozwoju kadry dydaktycznej.
Opuszczając Labe cały czas myślałem o tych ludziach, których tam spotkałem. W tym mieście spotkałem się z przejawami sympatii oraz z wielka gościnnością. Mam nadzieję, że moja wyprawa zaowocuje możliwością podjęcia współpracy, jednak do tego jeszcze daleka droga.
Moja afrykańska, motocyklowa wyprawa trwała 38 dni. Podczas mojej podróży całą trasę przebyłem motocyklem BMW R1100RT, pokonując ok. 16,5 tyś km oraz spalając ok. 950 litrów paliwa. Wiem jednak, że gdybym nie uzyskał pomocy to realizacja tej wyprawy nie byłaby możliwa. Podziękowania należą się:
1. JM Rektorowi UKW Prof. dr hab. Januszowi Ostoi-Zagórskiemu za patronat honorowy
2. Prezydentowi Bydgoszczy Rafałowi Bruskiemu za patronat honorowy.
3. Dziekanowi Wydziału Matematyki, Fizyki i Techniki dr hab. Andrzejowi Prószyńskiemu oraz Prodziekanowi ds. Nauki dr inż. Markowi Macko za wsparcie materialne wyprawy.
4. Grupie podróżników, którzy posiadają wiedze na temat realiów panujących w krajach afrykańskich. Szczególne podziękowania kieruje do:
a) Markowi Remiszewskiemu i Ernestowi Jóźwikowi – uczestnikom wyprawy do Wagadugu.
b) Arkowi Pawełkowi
c) Januszowi Tichoniukowi
d) Maciejowi Pastwie
e) Prof. Michałowi Sznajderowi
5. Wszystkim osobom, które wspierały mnie podczas moje podróży wysyłając do mnie informacje dodające otuchy.
6. Dziękuję również, Barteckiemu z grupy motocyklowej motobydzia.com za opiekę nad blogiem wyprawy.
Ponadto bardzo serdecznie dziękuję sponsorom, którzy zdecydowali się wesprzeć moja wyprawę.
Pełna relacja z wyprawy „Motocyklowe odkrywanie świata – Afryka’ znajduje się na blogu http://afryka2013.blog.pl/ oraz na profilu FB https://www.facebook.com/Afryka2013
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
Brak adresów do wyświetlenia.
Inne materiały
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.