Artykuły i relacje z podróży Globtroterów

Wakacje inne niż zwykle, czyli niewiasty podbijają Litwę/Łotwę i Estonię > LITWA, ŁOTWA, ESTONIA, FINLANDIA


zielonooka zielonooka Dodaj do: wykop.pl
relacje z podróży

Zdjęcie ESTONIA / brak / Tallin / Wschód słońca w TallinieNa początku były schody. Strome, ciemne i wyślizgane stopnie prowadzące na bocheński peron, z którego miał odjechać pociąg zabierając nas i nasze rowery w trzytygodniową podróż po nadbałtyckich krajach.
Tak rozpoczyna się nasza relacja z rowerowej eskapady po najciekawszych zakątkach Litwy, Łotwy i Estonii. Pomysł odnośnie trasy i sposobu podróżowania powstał spontanicznie wskutek połączenia pomysłów i zainteresowań osób z naszej ekpiy – trójki studentek z różnych uczelni.

Na początku były schody. Strome, ciemne i wyślizgane stopnie prowadzące na bocheński peron, z którego miał odjechać pociąg zabierając nas i nasze rowery w trzytygodniową podróż po nadbałtyckich krajach. Schody te uświadomiły nam, że zamiast trenowania jazdy rowerowej należało raczej potrenować kulturystykę, bo wnoszenie i znoszenie rowerów stało się nieodłącznym czynnikiem kolejowych przesiadek i kosztowało nas wiele wysiłku ...

Wilno przywitało nas słoneczną pogodą, co sprawiło, że nieprędko było nam do wyjechania w trasę, a zachęcało do odkrywania zaułków tego magicznego miasta. Naszą podróż rozpoczęłyśmy od Cmentarza na Rosie. Cmentarz podzielony jest na dwie części Starą i Nową Rosę przedzieloną ulicą Listopadową. Język polski dominował podczas spaceru, zarówno pan koszący trawę jak i sprzedawca pamiątek porozumiewali się w naszym języku. Dalsza trasa zaprowadziła nas przed oblicze Matki Boskiej Ostrobramskiej, gdzie spotkałyśmy grupę polskiej młodzieży. Podążając wzdłuż ulicy Ostrobramskiej wstąpiłyśmy do Kościoła św. Teresy, Cerkwi św. Ducha, przemknęłyśmy również do Cerkwi św. Trójcy będącej w remoncie, mijając wcześniej bramę Klasztoru Bazylianów. Ulica Ostrobramska przerodziła się w Wielką, a następnie Zamkową, a my podążyłyśmy dalej podziwiając Ratusz, odnowione kamienice, wstępując gdzie niegdzie na podwórza. Kiedy byłyśmy już na wysokości Ratusza skręciłyśmy w kameralną ulicę Szklaną, którą dotarłyśmy do Kościoła św. Ducha, a następnie Kościoła św. Ignacego. Idąc ulicą Jezuicką minęłyśmy Ministerstwo Obrony Narodowej. Na skrzyżowaniu skręciłyśmy w ulicę Uniwersytecką, a następnie weszłyśmy na dziedziniec - dawny Alumnat Papieski pod numerem 4. Mogłyśmy tam podglądnąć pracę na planie filmowym, bo właśnie w tym momencie kręcono tam reportaż. Z dziedzińca przeszłyśmy na taras, z którego rozciąga się widok na ogród Pałacu Biskupiego (obecnie kancelaria Prezydenta Litwy) oraz stoi szachownica w kształcie słonia. Następnym punktem naszej wycieczki była wizyta na Uniwersytecie, gdzie spałaszowałyśmy bliny oraz podziwiałyśmy wnętrza księgarni Littera!! Zobaczyłyśmy też wnętrza Kościoła św. Jana, Kościoła św. Kazimierza, a następnie Cerkwi św. Mikołaja, dotarłyśmy do Placu Katedralnego z dzwonnicą i monumentalną budowlą Katedry śś. Stanisława i Władysława, gdzie znajduje się kaplica św. Kazimierza („trójdłoniastego” – 2 prawe i 1 lewa) patrona Litwy. Kolejnym punktem naszej wędrówki była Wieża Giedymina, skąd podziwiałyśmy panoramę miasta. Dalej podążyłyśmy ulicą Królewską, z której to obserwowałyśmy Górę Trzykrzyską, następnie gotycki Kościół św. Anny, Kościół Bernardynów (zamknięty z powodu remontu) i pomnik naszego wieszcza narodowego Adama Mickiewicza. Wędrując uliczkami Wilna dotarłyśmy na Zarzecze. Stara, acz urokliwa dzielnica Wilna z malowniczymi, drewnianymi domkami. Minęłyśmy most z kłódkami, na których młode pary wypisały swoje imiona, obserwowałyśmy lądowanie balonu, a potem z dołu pozostałości po bunkrze i Bastionie Artyleryjskim, następnie powędrowałyśmy przez Zaułek św. Kazimierza i ulicą Subocz dotarłyśmy do miejsca naszego noclegu, nieopodal Kościoła Serca Jezusowego, który do niedawna był więzieniem. Jeszcze tylko spojrzenie na zachodzące nad Wilnem słońce i myślałyśmy, że wrażeń na owy dzień wystarczy, ale okazało się, że czeka nas jeszcze jedna niespodzianka. Kiedy zagadane siedziałyśmy w naszym pokoju, usłyszałyśmy pukanie do drzwi, myślałyśmy, że nasze gospodynie coś od nas chcą, jednakże na zapytanie „kto tam?” nikt nie odpowiadał, rozpoczęło się pukanie i dzwonienie do drzwi, a my oddzielone jedynie nimi zastanawiałyśmy się co powinnyśmy zrobić. Za drzwiami rozległo się wołanie „Swój, Nataszko, Swój”.

Drugi dzień w Wilnie również był pełen wrażeń. Droga, którą podążyłyśmy w poszukiwaniu denaturatu (w celu uruchomienie kuchenki polowej rzecz jasna J) zaprowadziła nas do Kościoła Wszystkich Świętych, dalej napotkałyśmy jajko?!, a później Synagogę, Kościół św. Mikołaja. We wschodniej części miasta na ulicy Bernardyńskiej złożyłyśmy wizytę w Muzeum Adama Mickiewicza. Po przejściu ulicą Kościuszki doszłyśmy na wzgórze Antokolskie do pięknego Kościoła św. Piotra i Pawła. Dalej Muzeum Historyczno – Etnograficzne. Włóczęga uliczkami starego miasta, ulica Giedymina, Mickiewicz, Sejm, Cerkiew Romanowska, Kienesa Karaimska i ... Wieża Telewizyjna, na którą nie wjechałyśmy z przyczyn oszczędnościowych, a w drodze powrotnej zapłaciłyśmy karę w trolejbusie. Powód – miałyśmy ulgowe bilety – hahaha – a w trolejbusie polskich legitymacji, kart Euro 26 i ISIC nie uznają – pozostało tylko wołać o pomstę do nieba!

Po trzech dniach gościny u sióstr zakonnych, połączonych z intensywnym zwiedzaniem, należało ruszyć w drogę. Na rozgrzewkę pojechałyśmy do pobliskich Trok, gdzie znalazłyśmy nocleg w ogródku z widokiem na miejscową atrakcję turystyczną - zamek i łazienką w postaci jeziora. Następnego dnia chciałyśmy dotrzeć do Kowna, jednak małe problemy z rozpoznaniem terenu sprawiły, że zatrzymałyśmy się w Rumszyszkach, a dokładniej w skansenie, w którym dzięki uprzejmości ochroniarza rozbiłyśmy namiot i ugotowałyśmy kolację. Do Kowna droga była już prosta, pomijając rozjazdy na autostradzie, na której zresztą chyba nie powinno nas być. Samo miasto, drugie co do wielkości na Litwie, sprawiało wrażenie opuszczonego. Wszystkie puby i bary czynne tylko do godziny 19, a turystów (głównie Polaków) można było spotkać tylko w jedynym w swoim rodzaju Muzeum Diabłów. Później dowiedziałyśmy się, że fakt ten związany jest z wakacyjną emigracją uczniów i studentów na nadbałtyckie plaże, naszego kolejnego celu.

Szlak rowerowy prowadził doliną Niemna i jego przebycie zajęło nam 3 dni. Po drodze podziwiałyśmy warownie i zrujnowane dwory, oraz wypatrywałyśmy miejsca na nocleg kierując się zasadą: tam gdzie jest zadbany ogródek muszą mieszkać dobrzy ludzie ... i nie myliłyśmy się, może poza jednym wyjątkiem, gdy wylądowałyśmy w rozlewni spirytusu, choć musimy przyznać, że mimo lekkiego strachu, również tam przyjęto nas miło. W ogóle można śmiało powiedzieć, że Litwini to naród wyjątkowo gościnny, mimo problemów z porozumiewaniem się (litewski wbrew pozorom jest całkowicie odmienny od polskiego). Praktycznie z każdym można porozmawiać po rosyjsku, a nierzadko nawet w naszym ojczystym języku. Pewna przemiła gospodyni, nie mogąc dojść do lingwistycznego porozumienia z nami zadzwoniła do swojej polskojęzycznej rodziny tylko po to, by dowiedzieć się czy na śniadanie chcemy jajecznicę ze szczypiorkiem czy po litewsku. Skoro już jesteśmy przy jedzeniu, to warto wspomnieć, że od wszystkich goszczących nas osób dostawałyśmy „wałówkę” na drogę w postaci worka ogórków, ciemnego litewskiego chleba i innych pyszności, za co będziemy im dozgonnie wdzięczne, bo co jak co, ale apetyt podczas jazdy mocno się wzmagał.

Kolejnym naszym celem była Kłajpeda. Na nadbałtyckiej plaży spałaszowałyśmy obiad z widokiem na morze, cepeliny (wrzecionowata pyza nadziewana mięsem, polana śmietaną i posypana zieleninką), kołduny (drobne pierożki z mięsem, również ze śmietaną) i rybka (elipsoidalny filecik). Po kąpieli w Bałtyku i wizycie w Delfinarium przyszła kolej na postój w mieście Szawle - nazwa ta tłumaczona jest jako „Miasto Słońca”. W kontekście naszej wyprawy brzmi to nieco opacznie, gdyż przywitane zostałyśmy krótką, aczkolwiek wyjątkowo obfitą ulewą. Po rozpakowaniu i rozwieszeniu przemokniętych sakw odwiedziłyśmy Muzeum Kotów i Muzeum Rowerów, w którym co prawda nie ma jeszcze o nas wzmianki, ale może niedługo dorobimy się małej ekspozycji. Po drodze do Rygi zdobyłyśmy Górę Krzyży - miejsce pielgrzymek osób z wielu krajów, gdzie akurat trwał odpust i tradycyjnie dla tego rejonu dopadła nas burza. Noc zastała nas w okolicy remizy strażackiej, więc siłą rzeczy zaprzyjaźniłyśmy się z łotewskimi już strażakami, którzy nie mogli wyjść z podziwu, że chce nam się tak daleko podróżować rowerami.

Stolicę Łotwy poznałyśmy dzięki Natalji, która w ekspresowym tempie oprowadziła nas po starym mieście opowiadając legendy i tłumacząc lokalne zwyczaje. Na koniec zaprowadziła nas do dwupoziomowej restauracji, w której na jednym piętrze znajdowało się wyłącznie piwo z ‘‘przegryzkami”, na drugim zaś potrawy podzielone według składników – na dania z kurczaka, wołowiny, wieprzowiny, ziemniaków, dania mączne i rybne, oraz desery. Wybór był tak ogromny, że ciężko było się zdecydować, pamiętając przy tym, że możliwości portfela i żołądka są ograniczone.

Jeszcze tego samego dnia zdecydowałyśmy się na spontaniczny wyjazd do Tallina, bez wymienionych pieniędzy i konkretnego planu. Z braku czasu na pokonanie dystansu siłą własnych mięśni, rowery zostawiłyśmy u Natalji i autobusem pojechałyśmy do Tallina, a następnie promem do Helsinek. Miasto to przytłoczyło nas swym ogromem, w żaden sposób nie przypominając polskich portowych miast. Jednakże tajemnica tego miasta tkwi w straganach z wypolerowanymi owocami, masie przybrzeżnych, malutkich wysepek, pofałdowanych ulicach, sklepach z używanymi maskotakami i manekinami oraz Muminkach :) Ceny również wzrosły parokrotnie, więc spędziwszy cały dzień w mieście wikingów wieczorem z ulgą wróciłyśmy do Tallina. Nie wszystko jednak było takie piękne, bo okazało się, że dziewczyna, u której miałyśmy się zatrzymać nie odpowiadała na nasze sms - y, a że było już koło północy jedynym ‘‘hostelem”, który zechciał nas przygarnąć była stacja benzynowa. Po przekoczowaniu wśród olejów napędowych i śrubokrętów zwiedzanie Tallina rozpoczęłyśmy o 4 nad ranem plącząc się po wąskich uliczkach odbijających echem krzyki mew, by wspiąć się na taras rozświetlony promieniami wschodzącego słońca. Talin posiadał to, czego brakowało nam w Helsinkach. Kameralny urok wytworzony przez zabytkowe kamienice, baszty i fragmenty murów obronnych potęgowany był przez nieobecność innych zwiedzających.

W tym miejscu zaczęła się droga powrotna. Ze względu na niewielką liczbę połączeń kolejowych (jeden pociąg w ciągu dnia, w dodatku tylko do Wilna) wracałyśmy tą samą trasą – przystanek u strażaków, potem Szawle, aż dotarłyśmy do Kalwarii, a następnie dojechałyśmy do Suwałk. Tu wsiadłyśmy w bezpośredni pociąg do Krakowa, by po trzech tygodniach w końcu znaleść się w domu.

Na zakończenie chciałyśmy podziękować wspierającym nas osobom i firmom – wydawnictwu Rewasz (http://www.rewasz.com.pl/), których przewodniki prowadziły nas przez całą wyprawę po najciekawszych i najmniej znanych zakątkach Litwy, internetowemu sklepowi Bajkszop (http://www.bajkszop.com/) sponsorowi sakwy, która jako jedyna nie przemokła :), oraz wszystkim, którzy witali nas z otwartymi rękoma w progach swoich domów, pomagali wnosić rowery, dbali byśmy nie umarły z głodu i po prostu towarzyszyli naszym przygodom fizycznie jak i mentalnie wierząc że wszystko się uda :)


Wróciłyśmy całe i zdrowe (nie licząc złamanej nóżki jednego z rowerów) z nadzieją na kolejne rowerowe eskapady, bo jest to najlepszy sposób by poznać obce kraje „od kuchni” (w sensie dosłownym i w przenośni), zobaczyć nie tylko zabytki, ale i codzienne życie ich mieszkańców.
Mamy nadzieję, że nasza relacja choć w części zachęci was do odwiedzenia naszych najbliższych sąsiadów oraz sprawi, że Litwa nie będzie się już tylko kojarzyła z osobami Miłosza i Mickiewicza.

Zdjęcia

ESTONIA / brak / Tallin / Wschód słońca w TallinieFINLANDIA / brak / Helsinki / Muzeum DesignuFINLANDIA / brak / Helsinki / Sklep z używanymi manekinamiLITWA / brak / Szawle / Góra KrzyżyLITWA / brak / Troki / Jeziorko w TrokachLITWA / brak / Rumszyszki / Skansen w RumszyszkachLITWA / brak / Rumszyszki / Skansen w Rumszyszkach 2LITWA / brak / Troki / Wczesnym wieczorem ...LITWA / brak / Wilno / Zaułek BernardyńskiLITWA / brak / Troki / Zamek w TrokachLITWA / brak / Raudań / Zamek Giełgudów (Panemune)LITWA / brak / Wilno / Wileńska pisanka

Dodane komentarze

Jangio dołączył
02.05.2008

Jangio 2008-10-11 13:53:15

Świetnie napisany artykul;] zazdroszcze wyprawy! Zycze kolejnych sukcesow

zielonooka dołączył
16.02.2007

zielonooka 2008-04-02 13:00:45

Tak jestem z Bochni, choć większość czasu spędzam w Krakowie ... i też chodziłam do jedynki :)

tommy#1 dołączył
23.03.2008

tommy#1 2008-04-01 21:24:20

Swietna wyprawa, swietnie opisana , gratulacje :)
Jestes z Bochni ? ... chodzilem tam do szkoly podstawowej, jedynka kolo kosciola :) .....pozdrawiam i zycze kolejnych udanych wypraw

Jasiol dołączył
24.01.2008

Jasiol 2008-03-30 13:48:46

Fajnie napisany artykuł. Życzę powodzenia oraz wielu wspaniałych wrażeń podczas kolejnych wypraw. :-)

zielonooka dołączył
16.02.2007

zielonooka 2008-03-29 20:39:07

Dokładnie tak, podróżowanie rowerem to naprawdę świetny sposób by poznać kraj od środka, nie trzeba wiele by zorganizować taką wyprawę, najważniejsze są chęci i wiara, że wszytsko się uda. Co do planów na ten rok to praktyki na Ukrainie, więc siłą rzeczy ten kraj stanie sie naszym kolejnym celem, rozawżamy też udanie się do Mołdawii i Rumunii. "Gdzie diabeł nie może ... " szukajcie w dziale ogłoszenia :)

m83mariusz dołączył
29.01.2007

m83mariusz 2008-03-27 20:01:55

Świetna przygoda z masą wspomnień a wszystko jak widzę bez pośpiechu żeby poznać kulturę, ludzi, zwyczaje, zabytki. Jakie plany na ten rok?

zielonooka dołączył
16.02.2007

zielonooka 2008-03-25 18:08:01

Dziękuję za komentarz i nazwę restauracji, bo jakoś mi umknęła :)

podróżnik dołączył
04.02.2007

podróżnik 2008-03-25 16:50:47

Pięknie napisany atrykuł. Czyta się z dużą przyjemnością. Ta restauracja w Rydze nazywa się Lido. Potwierdzam w całą odpowiedzialnością niezwyklą gościnność i otwartość ludzi zamieszujących dawne Inflanty, której sam wielokrotnie doświadczyłem. Pozdrawiam i życzę dalszych udanych i ekscytujących wypraw rowerowych.

Przydatne adresy

Brak adresów do wyświetlenia.

Strefa Globtrotera

Dział Artykuły

Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.

Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.

Jak dodać artykuł?

  1. Zarejestruj się w naszym serwisie - TUTAJ
  2. Dodaj zdjęcia (10 punktów) - TUTAJ
  3. Dodaj artykuł (100 punktów) - TUTAJ
  4. Artykuły są moderowane przez administratora.

Inne Artykuły

X

Serwis Globtroter.pl zapisuje informacje w postaci ciasteczek (ang. cookies). Są one używane w celach reklamowych, statystycznych oraz funkcjonalnych - co pozwala dostosować serwis do potrzeb osób, które odwiedzają go wielokrotnie. Ciateczka mogą też stosować współpracujący z nami reklamodawcy. Czytaj więcej »

Akceptuję Politykę plików cookies

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2001 - 2024 Globtroter.pl