Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
Z cyklu Mojżeszowym szlakiem. Ajn Musa, czyli islam rzeki na pustyni > JORDANIA
podróżnik relacje z podróży
Wędrowałem biblijnym szlakiem Mojżesza od jego źródeł tzn. od wyjścia z ziemi egipskiej do samego końca czyli Ziemi Obiecanej. Tędy to prowadził Izraelitów Mojżesz przeżywając wraz ze swoją społecznością trudy i znoje podróży wieloletniej. Podziwiałem cuda i dziwy natury. Chłonąłem smaki i zapachy pustyni, a nocne rozmowy z dawnymi władcami tych ziem, niezależnymi Beduinami były nie tylko niezwykłą lekcją historii ale przede wszystkim nauką przetrwania oraz zdobywania nowych doświadczeń i umiejętności tak prostych i zarazem tak zapomnianych w naszym kręgu kulturowym. Stąd powstał pomysł cyklu kilku opowiadań pod wspólnym tytułem Mojżeszowym szlakiem.
Dzień przywitał nas słońcem, które niczym uśmiech pięknej dziewczyny, radośnie zagrzewało do wędrówki Mojżeszowym traktem. Ruszyliśmy ochoczo, ale pomni doświadczeń trzymaliśmy spokojne równe tempo. Silnik terenowej Toyoty charczał niczym starzec, którego płuca naznaczone zostały dymem i aromatem wszystkich odmian tytoniu hodowanych na świecie. Krztusił się, kaszlał i znów krztusił się, a skala tego zjawiska była tak bogata jak mnogość tonów skrzypcowego stroika, co momentami wprawiało nas w osłupienie to znów w śmiech pełen dziecięcej radości. Gdzieś w oddali zostały zabudowania Św. Katarzyny, a przed nami rysowała się droga biegnąca w kierunku Nuwejby. Miasto powitało nas typowym arabskim zgiełkiem i chaosem, aczkolwiek zaskoczyło schludnością i czystością. Po zapakowaniu się na prom wzięliśmy kierunek na Al.-Akabę .Skąd dość trudną, wąską drogą udaliśmy się w kierunku Ajn Musa. Nasza wędrówka prowadziła przez terytorium Jordanii, która objawiła się nam się jako bajkowy kraj biblijnych miast, potężnych fortec krzyżowców oraz zagubionych, ale niezapomnianych na pustyniach zamków i finezyjnych pałaców. Często było słychać słowa: "Welcome to Jordan","Welcome to Jordan" wypowiadane przez tubylców z uśmiechem i życzliwością.
- Dobrze się zaczyna – rzekła moja współtowarzyszka – uśmiechając się.
- Ciekawe jak się skończy – odpowiedziałem zmęczony upałem, a w oczach pulsowały mi ciemne punkciki, które niczym złośliwe owady oplatały mnie niewidzialną siecią. To sprawa tego niemiłosiernego upału i braku odpowiedniej ilości wody – pomyślałem. Zawsze to się powtarza – mruknąłem pod nosem patrząc równocześnie w niebo tak czyste i niewinne jak czysty i niewinny jest uśmiech dziecka.
Świadomość tego, że poruszamy się biblijnym szlakiem Mojżesza, silna inspiracja wieloletnia, która zaprowadziła nas na tę drogę dodawała sił i woli. Byliśmy jak skała mocni i twardzi, zdeterminowani wyznaczonym celem.
Surowy, górzysty krajobraz półpustynnej Jordanii mienił się całą paletą szarości, ochry, brązu do przepysznych tonacji różów i błękitów. Gdzieś na horyzoncie wyrastały niespotykane formacje skalne o cudownej urodzie. Ich stwórca był mistrzem, artystą wysokiego lotu. Suchość powietrza, zapach rozpalonego do granic wytrzymałości piasku i pojawiające się sporadycznie pustynne krzewiny o archaicznym wyglądzie towarzyszyły nam w drodze. W podobnych warunkach wędrował Mojżesz ze swym ludem dzieląc na równych prawach trudy i znoje tej długiej drogi. Drogi rozciągniętej w czasie i dynamicznej w wydarzenia. Nic się nie zmieniło – powiedziałem. To samo palące słońce ten parzący stopy piach, zwierza na horyzoncie nie ujrzysz. Kropla wody jest nieosiągalnym marzeniem. Tak szli dzień po dniu. Nocą marzli, bowiem spadki temperatury dokuczały niemiłosiernie. Choroby toczyły Izraelitów niczym rak tkanki chorego. Radości i zwątpienia, konflikty i częsty brak jedności zagrażały tej jedności celu. Tylko on, przywódca i autokrata Mojżesz dostojny, silny głęboką wiarą, nie wątpił, że dojdą i osiągną wymarzony i obiecany cel.
Zbliżaliśmy się do Ajn Musa. Miejsca szczególnego w historii wędrówki Mojżesza, a tak niedocenianego współcześnie. Właśnie w tym miejscu nastąpił krytyczny moment zwątpienia i niewiary w powodzenie misji. Dotkliwy brak wody groził załamaniem, buntem i podziałem wśród wędrowców. Ajn Musa był potencjalnym i realnym zaczynem tworzenia się opozycji. Wódz i zarazem wielki samotnik stanął w obliczu nie tylko buntu, ale przede wszystkim możliwości odwrotu z obranej drogi i całkowitego fiaska wędrówki ku lepszemu życiu. Całkowite zwątpienie współtowarzyszy mogło jak mrugnięcie powieki rozsypać w pył i nicość tak niedoskonałe, dopiero raczkujące struktury organizacyjne Izraelitów, co w konsekwencji doprowadziłoby nie do momentu wyjścia, czyli ponownej egipskiej niewoli, ale fizycznej i etnicznej eliminacji narodu.
Stał się jednak cud. „Mojżesz wyciągnął nad głowę swoją laskę pasterską, a potem uderzył nią w skały. Wnet też z miejsca, w które uderzył Mojżesz trysnęło źródło. Woda z niego była krystalicznie czysta, zimna i pyszna w smaku” Jedno energiczne uderzenia laski odmieniło chwiejne nastroje ludu. Zapanował entuzjazm, wróciła wiara, a to wszystko sprawiło jedne uderzenie marnej laski. Laski symbolu, atrybutu istnienia, trwania i dalszego dynamicznego rozwoju emocjonalnego, gospodarczego i społecznego. Izraelici ruszyli dalej ku dniom nieznanym. Natomiast my znużeni i zmęczeni dotarliśmy do maleńkiego budynku zwieńczonego także małymi trzema kopułkami zwanego Ajn Musa. Spodziewaliśmy się tłumów pielgrzymów. Ważne i symboliczne przecież to miejsce. Zastaliśmy wielką ciszę i spokój. Słońce tylko jako wielki świadek historii trwało niezmiennie na horyzoncie czyniąc powietrze gorącym i nieskazitelnie przejrzystym. Gdzieś na horyzoncie niczym na autostradzie przesuwały się gęsto punkciki samochodów pełne turystów podążając w kierunku Wadi Musa i dalej ku Petry modnej ikonie XXI wieku. Uklękliśmy, bo źródło wymaga szacunku, nabraliśmy wody w dłonie. Piliśmy powoli mimo pragnienia smakując cierpliwie jej właściwości, a oczy nasze były pełne niemego zachwytu, osłupienia i zdziwienia. Zaiste woda była czysta, zimna i pyszna w smaku tak jak ongiś w czasach Mojżeszowych.
Z uwagą obserwowaliśmy grupy Beduinów zatrzymujących się przy źródle. Byli to głównie będący na drugim miejscu w hierarchii społecznej hodowcy kóz i owiec pochodzący z plemienia Huweitat. Ich zachowanie budziło zdziwienie. Zamiast krzykliwej, dynamicznej, arabskiej grupy spotkaliśmy spokojnych dostojnych ludzi ubranych w luźne szaty bawełniane o oczach tak pogodnych jak pogodne bywa morze podczas ciszy.
Bez wahania przyjęliśmy zaproszenie do oazy żądni następnej przygody. Jedziemy wąską krętą drogą biegnącą wśród różowych skał. Wspinany się mozolnie w górę to znów ostro zjeżdżamy w dół. Zachodzi słońce. Nieziemski krajobraz przybiera szatę różów i fioletów tylko muzyki i aniołów brak. Dojeżdżamy do oazy, która pulsuje swoim własnym życiem. Położona na pustyni wyspa życia błyszczy piaskowymi kolorami i tajemniczością. Said zabiera nas do swojego domu. Szybko ogarnia nas inny rytm życia. Zanurzamy się w ummie. Skromny meczet i jeszcze skromniejsza medresa przyciągają jak magnes. Wszyscy chcą z nami rozmawiać. Próbujemy się dogadywać używając kilkunastu słów arabskich tudzież trochę angielskiego. Język migowy i rysunkowy też jest w użyciu. Przechodzimy szybki kurs arabskiego. Światły ulema poświęca nam dużo czasu, co przynosi w niedługim czasie pierwsze efekty a jemu radość i satysfakcję. Ze zdumieniem obserwujemy naukę dzieci w medresie. Metody nauczania proste a skuteczne. Entuzjazm młodzieży olbrzymi. Rytm życia od wschodu do zachodu słońca jest wyznacznikiem działalności. Wieczorem zaś przy ognisku w towarzystwie gwiazd zawieszonych tak nisko, ze można ich dotknąć ręką słuchamy arabskiej muzyki i poezji w wykonaniu mieszkańców wioski.
– Oaza uczonych i poetów – mówię.
- Gdzie ten fundamentalizm i fanatyzm religijny – dodaje moja współtowarzyszka wędrówki. - Islam przyjazny i otwarty, na jakie wartości - zastana się. W sposób dla nas niezauważalny wchodzimy w świat islamu smakując go stopniowo i obserwując wnikliwie. Uczymy się prymitywnej techniki pieczenia chleba. Tak jak w czasach Mojżeszowych czynności nie zmieniły się. Cienki placek trzymamy nad ogniem, po czym ciasto staje się twarde i wtedy dopiero łamiemy je i jemy. Cała egzystencja mieszkańców jest nad wyraz religijna. Życie toczy się w rytm Koranu. Dawanie jałmużny, ramadan, publiczne wyznanie wiary, hadż, salat, magiczny głos muezina niczym z bajek Ali Baby, muzyka i śpiew religijny to wszystko nie jest wymuszone a tak oczywiste i naturalne jak celebracja codziennego posiłku. Niesamowity entuzjazm religijny unosi się w rozgrzanym powietrzu jakby duszek przyszedł czynić dobro.
Spodziewaliśmy się spotkać islam pustyni. Islam twardy, wojowniczy, zamknięty i wrogi. Los łaskawy obdarował na spotkaniem na pustyni z islamem rzeki. Religią otwartą na innych, tolerancyjną, mądrą dobrocią i umysłami jej prostych autentycznych wyznawców.
- Dosyć tej gościnności. Nie można przeciągać w nieskończoność. Ruszamy – powiedziałem. Tylko gdzie w tym wszystkim znajduje się Ajn Musa? Zapomniane, niepozorne źródło, symbol niechciany i omijany przez obojętnych i płytkich w wierze, nie dających zakat, spieszących się, a nie pielgrzymujących.
Chyba każdy odpowie sobie sam.
- Dobrze się zaczyna – rzekła moja współtowarzyszka – uśmiechając się.
- Ciekawe jak się skończy – odpowiedziałem zmęczony upałem, a w oczach pulsowały mi ciemne punkciki, które niczym złośliwe owady oplatały mnie niewidzialną siecią. To sprawa tego niemiłosiernego upału i braku odpowiedniej ilości wody – pomyślałem. Zawsze to się powtarza – mruknąłem pod nosem patrząc równocześnie w niebo tak czyste i niewinne jak czysty i niewinny jest uśmiech dziecka.
Świadomość tego, że poruszamy się biblijnym szlakiem Mojżesza, silna inspiracja wieloletnia, która zaprowadziła nas na tę drogę dodawała sił i woli. Byliśmy jak skała mocni i twardzi, zdeterminowani wyznaczonym celem.
Surowy, górzysty krajobraz półpustynnej Jordanii mienił się całą paletą szarości, ochry, brązu do przepysznych tonacji różów i błękitów. Gdzieś na horyzoncie wyrastały niespotykane formacje skalne o cudownej urodzie. Ich stwórca był mistrzem, artystą wysokiego lotu. Suchość powietrza, zapach rozpalonego do granic wytrzymałości piasku i pojawiające się sporadycznie pustynne krzewiny o archaicznym wyglądzie towarzyszyły nam w drodze. W podobnych warunkach wędrował Mojżesz ze swym ludem dzieląc na równych prawach trudy i znoje tej długiej drogi. Drogi rozciągniętej w czasie i dynamicznej w wydarzenia. Nic się nie zmieniło – powiedziałem. To samo palące słońce ten parzący stopy piach, zwierza na horyzoncie nie ujrzysz. Kropla wody jest nieosiągalnym marzeniem. Tak szli dzień po dniu. Nocą marzli, bowiem spadki temperatury dokuczały niemiłosiernie. Choroby toczyły Izraelitów niczym rak tkanki chorego. Radości i zwątpienia, konflikty i częsty brak jedności zagrażały tej jedności celu. Tylko on, przywódca i autokrata Mojżesz dostojny, silny głęboką wiarą, nie wątpił, że dojdą i osiągną wymarzony i obiecany cel.
Zbliżaliśmy się do Ajn Musa. Miejsca szczególnego w historii wędrówki Mojżesza, a tak niedocenianego współcześnie. Właśnie w tym miejscu nastąpił krytyczny moment zwątpienia i niewiary w powodzenie misji. Dotkliwy brak wody groził załamaniem, buntem i podziałem wśród wędrowców. Ajn Musa był potencjalnym i realnym zaczynem tworzenia się opozycji. Wódz i zarazem wielki samotnik stanął w obliczu nie tylko buntu, ale przede wszystkim możliwości odwrotu z obranej drogi i całkowitego fiaska wędrówki ku lepszemu życiu. Całkowite zwątpienie współtowarzyszy mogło jak mrugnięcie powieki rozsypać w pył i nicość tak niedoskonałe, dopiero raczkujące struktury organizacyjne Izraelitów, co w konsekwencji doprowadziłoby nie do momentu wyjścia, czyli ponownej egipskiej niewoli, ale fizycznej i etnicznej eliminacji narodu.
Stał się jednak cud. „Mojżesz wyciągnął nad głowę swoją laskę pasterską, a potem uderzył nią w skały. Wnet też z miejsca, w które uderzył Mojżesz trysnęło źródło. Woda z niego była krystalicznie czysta, zimna i pyszna w smaku” Jedno energiczne uderzenia laski odmieniło chwiejne nastroje ludu. Zapanował entuzjazm, wróciła wiara, a to wszystko sprawiło jedne uderzenie marnej laski. Laski symbolu, atrybutu istnienia, trwania i dalszego dynamicznego rozwoju emocjonalnego, gospodarczego i społecznego. Izraelici ruszyli dalej ku dniom nieznanym. Natomiast my znużeni i zmęczeni dotarliśmy do maleńkiego budynku zwieńczonego także małymi trzema kopułkami zwanego Ajn Musa. Spodziewaliśmy się tłumów pielgrzymów. Ważne i symboliczne przecież to miejsce. Zastaliśmy wielką ciszę i spokój. Słońce tylko jako wielki świadek historii trwało niezmiennie na horyzoncie czyniąc powietrze gorącym i nieskazitelnie przejrzystym. Gdzieś na horyzoncie niczym na autostradzie przesuwały się gęsto punkciki samochodów pełne turystów podążając w kierunku Wadi Musa i dalej ku Petry modnej ikonie XXI wieku. Uklękliśmy, bo źródło wymaga szacunku, nabraliśmy wody w dłonie. Piliśmy powoli mimo pragnienia smakując cierpliwie jej właściwości, a oczy nasze były pełne niemego zachwytu, osłupienia i zdziwienia. Zaiste woda była czysta, zimna i pyszna w smaku tak jak ongiś w czasach Mojżeszowych.
Z uwagą obserwowaliśmy grupy Beduinów zatrzymujących się przy źródle. Byli to głównie będący na drugim miejscu w hierarchii społecznej hodowcy kóz i owiec pochodzący z plemienia Huweitat. Ich zachowanie budziło zdziwienie. Zamiast krzykliwej, dynamicznej, arabskiej grupy spotkaliśmy spokojnych dostojnych ludzi ubranych w luźne szaty bawełniane o oczach tak pogodnych jak pogodne bywa morze podczas ciszy.
Bez wahania przyjęliśmy zaproszenie do oazy żądni następnej przygody. Jedziemy wąską krętą drogą biegnącą wśród różowych skał. Wspinany się mozolnie w górę to znów ostro zjeżdżamy w dół. Zachodzi słońce. Nieziemski krajobraz przybiera szatę różów i fioletów tylko muzyki i aniołów brak. Dojeżdżamy do oazy, która pulsuje swoim własnym życiem. Położona na pustyni wyspa życia błyszczy piaskowymi kolorami i tajemniczością. Said zabiera nas do swojego domu. Szybko ogarnia nas inny rytm życia. Zanurzamy się w ummie. Skromny meczet i jeszcze skromniejsza medresa przyciągają jak magnes. Wszyscy chcą z nami rozmawiać. Próbujemy się dogadywać używając kilkunastu słów arabskich tudzież trochę angielskiego. Język migowy i rysunkowy też jest w użyciu. Przechodzimy szybki kurs arabskiego. Światły ulema poświęca nam dużo czasu, co przynosi w niedługim czasie pierwsze efekty a jemu radość i satysfakcję. Ze zdumieniem obserwujemy naukę dzieci w medresie. Metody nauczania proste a skuteczne. Entuzjazm młodzieży olbrzymi. Rytm życia od wschodu do zachodu słońca jest wyznacznikiem działalności. Wieczorem zaś przy ognisku w towarzystwie gwiazd zawieszonych tak nisko, ze można ich dotknąć ręką słuchamy arabskiej muzyki i poezji w wykonaniu mieszkańców wioski.
– Oaza uczonych i poetów – mówię.
- Gdzie ten fundamentalizm i fanatyzm religijny – dodaje moja współtowarzyszka wędrówki. - Islam przyjazny i otwarty, na jakie wartości - zastana się. W sposób dla nas niezauważalny wchodzimy w świat islamu smakując go stopniowo i obserwując wnikliwie. Uczymy się prymitywnej techniki pieczenia chleba. Tak jak w czasach Mojżeszowych czynności nie zmieniły się. Cienki placek trzymamy nad ogniem, po czym ciasto staje się twarde i wtedy dopiero łamiemy je i jemy. Cała egzystencja mieszkańców jest nad wyraz religijna. Życie toczy się w rytm Koranu. Dawanie jałmużny, ramadan, publiczne wyznanie wiary, hadż, salat, magiczny głos muezina niczym z bajek Ali Baby, muzyka i śpiew religijny to wszystko nie jest wymuszone a tak oczywiste i naturalne jak celebracja codziennego posiłku. Niesamowity entuzjazm religijny unosi się w rozgrzanym powietrzu jakby duszek przyszedł czynić dobro.
Spodziewaliśmy się spotkać islam pustyni. Islam twardy, wojowniczy, zamknięty i wrogi. Los łaskawy obdarował na spotkaniem na pustyni z islamem rzeki. Religią otwartą na innych, tolerancyjną, mądrą dobrocią i umysłami jej prostych autentycznych wyznawców.
- Dosyć tej gościnności. Nie można przeciągać w nieskończoność. Ruszamy – powiedziałem. Tylko gdzie w tym wszystkim znajduje się Ajn Musa? Zapomniane, niepozorne źródło, symbol niechciany i omijany przez obojętnych i płytkich w wierze, nie dających zakat, spieszących się, a nie pielgrzymujących.
Chyba każdy odpowie sobie sam.
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.