Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
Autostopem dookoła świata!! > ALASKA, ARGENTYNA, MYANMAR, CHINY, GWATEMALA, JAPONIA, KOLUMBIA, KANADA, MEKSYK, BRAZYLIA, INDIE, AUSTRALIA, CHILE, NOWA ZELANDIA, TAJWAN, WIETNAM, NEPAL, PARAGWAJ, TAJLANDIA, WENEZUELA, PANAMA, BELIZE, PERU, EKWADOR, BOLIWIA
kinga_freespirit relacje z podróży
Bilet w jedną stronę, dwa plecaki, kilkaset dolarów, niewiele planów i dużo marzeń. Tyle mieliśmy ze sobą, kiedy w październiku 1998 wylądowaliśmy w Nowym Jorku. Wiedzieliśmy jedno - chcemy przejechać świat dookoła. Po 6 latach wrócili do polski, napisali książkę i...planuja znowu wyruszyć.
KINGA ODESZŁA OD NAS 09.06.2006, WYRUSZYŁA W SWOJĄ NOWĄ PODRÓŻ, POZA WSZELKIE WĄTPLIWOŚĆI i OGRANICZENIA....ŻEGNAJ KINGO I DO ZOBACZENIA.... (Redakcja)
Tutaj znajdziesz piękne pożegnalne słowa jej partnera w Podróży - Chopina...>>>
Bilet w jedną stronę, dwa plecaki, kilkaset dolarów, niewiele planów i dużo marzeń. Tyle mieliśmy ze sobą, kiedy w październiku 1998 wylądowaliśmy w Nowym Jorku. Wiedzieliśmy jedno - chcemy przejechać świat dookoła.
Jak to zrobić prawie bez pieniędzy?
Jak to zrobić, aby jak najbliżej poznać ludzi i kulturę przemierzanych krajów?
Oczywiście - autostopem!
Świat jest wielki, a my chcemy nie tylko objechać go dookoła, ale poznać i przeżyć. Wydarzyło się podczas prawie pięcioletniej podróży tyle, że aby to opowiedzieć trzeba by napisać grubą książkę. Teraz tylko pokrótce.
O tym, że nasz podróżniczy Duch Opiekuńczy wylądował w Nowym Jorku razem z nami dowiedzieliśmy się, kiedy to pierwszej nocy na nowym kontynencie spotkaliśmy Ellen i Eddiego, którzy zaprosili nas do siebie, tak że nie musieliśmy nocować w Central Parku.
Będąc w Kanadzie jednym z najdłuższych stopów od Wielkich Jezior prawie do Pacyfiku, przemierzyliśmy kontynent. Odetchnąwszy trochę u rodziny Kingi w Vancouver, obudziliśmy się jednego poranka z marzeniem odwiedzenia północy.
Myśląc "Yukon", wylądowaliśmy na... Alasce. Po całym dniu i połowie nocy oczekiwania na stopa na ośnieżonej "Alaska Highway" (listopad!) zatrzymał nam się odpowiedni człowiek. Colin przewiózł nas przez kilka tysięcy kilometrów, do Anchorage. Tam przytrafiło nam się jedno z najwspanialszych doświadczeń autostopowych, a raczej nie "auto", bo zatrzymaliśmy na stopa... samolot. Lot ponad górami, przystanek koło lodowca...
Potem wzdłuż wybrzeża, tam gdzie cieplej - do Kalifornii. Tu, przez kilka miesięcy, zasmakowaliśmy życia w jednym miejscu, pracując i oszczędzając aby dać naszym marzeniom możliwość spełnienia.
Kiedy nadszedł odpowiedni czas, znowu spakowaliśmy plecaki i ruszyliśmy w drogę. Przegraliśmy 10 dolarów w Las Vegas, zeszliśmy na sam dół Wielkiego Kanionu, odwiedziliśmy niesamowite parki narodowe w pięknym stanie Utah, wędrowaliśmy kilka dni po Appalachian Trail, przez Smoky Mountains, odwiedziliśmy muzea w Washington D.C., farmy Amiszów w Pennsylwani oraz spotkanie Rainbow.
W Chicago Chopin wpadł na genialny pomysł. Poznaliśmy już dogłębnie drogi i autostrady Ameryki - zamieniliśmy je więc na rzeki. Myśleliśmy o tratwie, ale jak stopem to stopem, tyle że nie "auto...", nie "samoloto..." tylko "łódkostopem". Nie ma rzeczy niemożliwych, jeśli bardzo się czegoś pragnie. Po trzech dniach przy rzece, nadpłynęła łódka marzeń - "Spirit". Przez prawie cztery tygodnie poznawaliśmy Amerykę z innej perspektywy - z perspektywy wody. Rzekami, do Zatoki Meksykańskiej i dalej na Florydę.
Tam z powrotem na autostradę i południowymi stanami, przez Teksas, Arizonę, z powrotem do Kalifornii.
Dalej - dwa miesiące w Meksyku - uliczne targi, ludzie, smaki, zapachy, przyroda, piramidy Majów.
W Gwatemali wybraliśmy się na samotną kilkudniową wyprawę do dżungli w poszukiwaniu ruin El Mirador z największą piramidą Majów, tylko po to, aby odkryć, że o tej porze roku droga jest nie do przejścia.
Przez wszystkie kraje Ameryki Środkowej dotarliśmy do Panamy. Tam droga się kończy. Łódź Indian Kuna zabrała nas i wysadziła na małej wysepce z archipelagu San Blas, gdzie mieszkając w chatce z indiańską rodzinką oczekiwaliśmy na jakąkolwiek łódź w stronę Kolumbii. Każdego dnia mówili ludzie, że przypłynie "jutro". Po dziesięciu dniach zaokrętowaliśmy się na kolumbijskim stateczku, nie wiedząc z kim płyniemy. "Kontrabanditos", jak ich tu nazywają, wysadzili nas wraz z całym przemycanym towarem w środku nocy na nieznanej plaży u kolumbijskiego wybrzeża.
Z Wenezueli, przez Amazońską dżunglę do brazylijskiego Manaus. Wielką rzeką Amazonką do Belem i dalej wzdłuż wybrzeża.
W Rio de Janeiro spełniło się wielkie marzenie Kingi - złapała na stopa lotnię. Chopinowi tak podoba się język (języki załapujemy po drodze, rozmawiając z ludźmi), atmosfera, ludzie, że mówi, że Brazylia jest pierwszym krajem, w którym mógłby zamieszkać.
Wodospady Iguacu, paragwajskie Gran Chaco, biedna ale urocza Boliwia, pełna gór i tradycyjnie żyjących Indian.
Peru... kondory w Kanionie Colca, tajemnicze rysunki na pustyni w Nasca, przeprawa rzeką Ukayali z Pucallpy do Iquitos i rzeką Napo, przez nieoficjalną granicę do Ekwadoru.
Ponownie w Peru, po trzech dniach i nocach spędzonych w ciężarówce (nie zawsze na stopie jest lekko, łatwo i wygodnie) jadącej w stronę Cusco, wysiedliśmy mając już dosyć. Czekając na innego stopa dowiedzieliśmy się o ruinach ostatniej twierdzy Inków, mało znanych, ciężej dostępnych. Skręciliśmy do małej wioski, skąd zaczyna się szlak. Tam... kupiliśmy konia. I z Alasanem niosącym nasze plecaki wędrowaliśmy przez tydzień wysokimi górami i dolinami, docierając do wspaniałych ruin Choquekirao, potem do Machu Picchu.
Potem długie, wąskie Chile. Najsuchsza pustynia świata, gejzer El Tatio, salar Atacama. Powoli na samo południe.
Do Argentyny i na sam koniuszek kontynentu - Ushuaya na Ziemi Ognistej. Olbrzymie, straszliwie wietrzne, niekończące się przestrzenie Patagonii. Spotkaliśmy z bliska pingwiny, lwy morskie, flamingi, delfiny.
Atlantyckim wybrzeżem na kilka dni do Urugwaju, gdzie wszyscy nieustannie popijają tradycyjną mate i z powrotem do Brazylii.
Na sam koniec, jeszcze raz przecięliśmy kontynent i dotarliśmy do Valparaiso w Czile. Stąd, nie znalazłszy statku, który zabrałby nas na stopa przez Pacyfik, polecieliśmy samolotem do Nowej Zelandii.
Tu mieliśmy więcej szczęścia. Po prawie trzech miesiącach podróżowania po Północnej i Południowej Wyspie znaleźliśmy kapitana, z którym pożeglowaliśmy do Vanuatu - małego, wyspiarskiego kraju na Pacyfiku. Po krótkiej ale niezapomnianej wizycie, niemalże od razu udało nam się znaleźć kolejny jacht, tym razem już do samej Australii.
Mimo niezachęcąjących zapowiedzi Australia okazała się być jednym z najlepszych miejsc do łapania stopa. Kraj olbrzymich przestrzeni, naturalnego piękna i przedziwnych zbiegów okoliczności. Podczas niezwykle krótkich sześciu miesięcy spróbowaliśmy pracy z podróżną trupą, potem z firmą turystyczną, po czym objechaliśmy Australię dookoła (oczywiście autostopem).
Przed ruszeniem na poznanie Azji, musieliśmy podreperować stan naszego konta. Zatrzymaliśmy się na jakiś czas na Tajwanie, ucząc angielskiego tamtejsze przedszkolaki. To było zupełnie nowe dla nas doświadczenie, dzięki któremu znacznie głębiej poznaliśmy tajwańską rzeczywistość.
Z Tajwanu promem do przepięknej lecz drogiej Japonii, której olbrzymie metropolie są równie bujne i zróżnicowane jak okalająca je natura. Na północnej wyspie Hokkaido przyszło nam spędzić cały miesiąc na pokonanie rosyjskiej absurdalnej biurokracji. W końcu towarowym statkiem dostaliśmy się na Sahalin. Stamtąd przeskok na kontynent i już koniec problemów z przeprawami przez wodę. W Rosji, choć na samym koniuszku Azji, poczuliśmy się chwilowo dziwnie swojsko, prawie jak w domu... Tylko trzeba było uciekać na południe przed mroźną zimą.
Wiec na południe przez Chiny, gdzie zobaczyliśmy miejsce, gdzie Chiński Mur styka się z morzem, słynną terakotową armię, Trzy Wąwozy i parę innych rzeczy. Ale Chiny to już zupełnie inna kultura i podróż przez ten kraj była prawdziwym wyzwaniem.
Południowo wschodnia Azja to kolejny kolorowy rozdział. Fascynujący Wietnam, Kambodża z niezapomnianymi ruinami Angkor Wat, Tajlandia z tysiącami świątyń i mnichów, bajkowymi plażami na południu i plemionami górskimi na północy, muzułmańska Malezja, multikulturowy Singapur, enigmatyczny Laos... Było na co popatrzeć.
Z Laosu z powrotem do Chin (powrót do cywilizacji - jak to odczuliśmy), do górzystej, malowniczej prowincji Yunan. Stąd jedyna opcja kontynuowania dalej przez Azje, to przez Tybet, który zawsze chcieliśmy zobaczyć. Niestety, indywidualnym podróżnikom wstęp do Tybetu jest zabroniony, poza tym granice zostały zupełnie zamknięte ze względu na SARS. Nie była wiec to łatwa przeprawa - sporo górskich wycieczek - głównie wokół punktów kontrolnych. Zaprzyjaźniliśmy się z jakami, piliśmy herbatę z tybetańskimi pielgrzymami zakręciliśmy nie jednym młynkiem modlitewnym, w Pałacu Potala oraz kilku klasztorach.
Buddyjską pielgrzymkę kontynuowaliśmy dalej przez Nepal oraz północne Indie odwiedzając miejsca, gdzie Budda urodził się, osiągnał oświecenie oraz ostateczną wolność - gdzie umarł.
Dalej troszkę się skomplikowało. Chopin chciał spędzić więcej czasu w Indiach, Kinga zaś odwiedzić mamę, która przyjeżdżała do Uzbekistanu. Zdecydowaliśmy się rozdzielić i spotkać za parę tygodni w Uzbekistanie. Więc Kinga przejechała Pakistan, kawałek Chin, Kirgistan i Uzbekistan sama i miała wspaniałe spotkanie z mamą. W międzyczasie, już w drodze na północ, w Pakistanie, Chopin poważnie zachorował i musiał polecieć do Polski. Przyszło więc Kindze dalej kontynuować samotnie przez ciepłe, gościnne kraje centralnej Azji, przez Morze Kaspijskie do równie gościnnego Azerbejdżanu i Gruzji nad Morzem Czarnym. Początkowy plan był, aby stąd dalej przez Bliski Wschód do Afryki. Ale... jak to mówią "plany są dla architektów", a w życiu wszystko się zmienia, więc zamiast na południe, Kinga ruszyła na północ, przez Ukrainę, do Polski, do Chopina w Warszawie i do rodzinki w Gdańsku.
To jednak nie koniec podróży. Czeka jeszcze Afryka.
Ale wszystko w swoim czasie...
Tutaj znajdziesz piękne pożegnalne słowa jej partnera w Podróży - Chopina...>>>
Bilet w jedną stronę, dwa plecaki, kilkaset dolarów, niewiele planów i dużo marzeń. Tyle mieliśmy ze sobą, kiedy w październiku 1998 wylądowaliśmy w Nowym Jorku. Wiedzieliśmy jedno - chcemy przejechać świat dookoła.
Jak to zrobić prawie bez pieniędzy?
Jak to zrobić, aby jak najbliżej poznać ludzi i kulturę przemierzanych krajów?
Oczywiście - autostopem!
Świat jest wielki, a my chcemy nie tylko objechać go dookoła, ale poznać i przeżyć. Wydarzyło się podczas prawie pięcioletniej podróży tyle, że aby to opowiedzieć trzeba by napisać grubą książkę. Teraz tylko pokrótce.
O tym, że nasz podróżniczy Duch Opiekuńczy wylądował w Nowym Jorku razem z nami dowiedzieliśmy się, kiedy to pierwszej nocy na nowym kontynencie spotkaliśmy Ellen i Eddiego, którzy zaprosili nas do siebie, tak że nie musieliśmy nocować w Central Parku.
Będąc w Kanadzie jednym z najdłuższych stopów od Wielkich Jezior prawie do Pacyfiku, przemierzyliśmy kontynent. Odetchnąwszy trochę u rodziny Kingi w Vancouver, obudziliśmy się jednego poranka z marzeniem odwiedzenia północy.
Myśląc "Yukon", wylądowaliśmy na... Alasce. Po całym dniu i połowie nocy oczekiwania na stopa na ośnieżonej "Alaska Highway" (listopad!) zatrzymał nam się odpowiedni człowiek. Colin przewiózł nas przez kilka tysięcy kilometrów, do Anchorage. Tam przytrafiło nam się jedno z najwspanialszych doświadczeń autostopowych, a raczej nie "auto", bo zatrzymaliśmy na stopa... samolot. Lot ponad górami, przystanek koło lodowca...
Potem wzdłuż wybrzeża, tam gdzie cieplej - do Kalifornii. Tu, przez kilka miesięcy, zasmakowaliśmy życia w jednym miejscu, pracując i oszczędzając aby dać naszym marzeniom możliwość spełnienia.
Kiedy nadszedł odpowiedni czas, znowu spakowaliśmy plecaki i ruszyliśmy w drogę. Przegraliśmy 10 dolarów w Las Vegas, zeszliśmy na sam dół Wielkiego Kanionu, odwiedziliśmy niesamowite parki narodowe w pięknym stanie Utah, wędrowaliśmy kilka dni po Appalachian Trail, przez Smoky Mountains, odwiedziliśmy muzea w Washington D.C., farmy Amiszów w Pennsylwani oraz spotkanie Rainbow.
W Chicago Chopin wpadł na genialny pomysł. Poznaliśmy już dogłębnie drogi i autostrady Ameryki - zamieniliśmy je więc na rzeki. Myśleliśmy o tratwie, ale jak stopem to stopem, tyle że nie "auto...", nie "samoloto..." tylko "łódkostopem". Nie ma rzeczy niemożliwych, jeśli bardzo się czegoś pragnie. Po trzech dniach przy rzece, nadpłynęła łódka marzeń - "Spirit". Przez prawie cztery tygodnie poznawaliśmy Amerykę z innej perspektywy - z perspektywy wody. Rzekami, do Zatoki Meksykańskiej i dalej na Florydę.
Tam z powrotem na autostradę i południowymi stanami, przez Teksas, Arizonę, z powrotem do Kalifornii.
Dalej - dwa miesiące w Meksyku - uliczne targi, ludzie, smaki, zapachy, przyroda, piramidy Majów.
W Gwatemali wybraliśmy się na samotną kilkudniową wyprawę do dżungli w poszukiwaniu ruin El Mirador z największą piramidą Majów, tylko po to, aby odkryć, że o tej porze roku droga jest nie do przejścia.
Przez wszystkie kraje Ameryki Środkowej dotarliśmy do Panamy. Tam droga się kończy. Łódź Indian Kuna zabrała nas i wysadziła na małej wysepce z archipelagu San Blas, gdzie mieszkając w chatce z indiańską rodzinką oczekiwaliśmy na jakąkolwiek łódź w stronę Kolumbii. Każdego dnia mówili ludzie, że przypłynie "jutro". Po dziesięciu dniach zaokrętowaliśmy się na kolumbijskim stateczku, nie wiedząc z kim płyniemy. "Kontrabanditos", jak ich tu nazywają, wysadzili nas wraz z całym przemycanym towarem w środku nocy na nieznanej plaży u kolumbijskiego wybrzeża.
Z Wenezueli, przez Amazońską dżunglę do brazylijskiego Manaus. Wielką rzeką Amazonką do Belem i dalej wzdłuż wybrzeża.
W Rio de Janeiro spełniło się wielkie marzenie Kingi - złapała na stopa lotnię. Chopinowi tak podoba się język (języki załapujemy po drodze, rozmawiając z ludźmi), atmosfera, ludzie, że mówi, że Brazylia jest pierwszym krajem, w którym mógłby zamieszkać.
Wodospady Iguacu, paragwajskie Gran Chaco, biedna ale urocza Boliwia, pełna gór i tradycyjnie żyjących Indian.
Peru... kondory w Kanionie Colca, tajemnicze rysunki na pustyni w Nasca, przeprawa rzeką Ukayali z Pucallpy do Iquitos i rzeką Napo, przez nieoficjalną granicę do Ekwadoru.
Ponownie w Peru, po trzech dniach i nocach spędzonych w ciężarówce (nie zawsze na stopie jest lekko, łatwo i wygodnie) jadącej w stronę Cusco, wysiedliśmy mając już dosyć. Czekając na innego stopa dowiedzieliśmy się o ruinach ostatniej twierdzy Inków, mało znanych, ciężej dostępnych. Skręciliśmy do małej wioski, skąd zaczyna się szlak. Tam... kupiliśmy konia. I z Alasanem niosącym nasze plecaki wędrowaliśmy przez tydzień wysokimi górami i dolinami, docierając do wspaniałych ruin Choquekirao, potem do Machu Picchu.
Potem długie, wąskie Chile. Najsuchsza pustynia świata, gejzer El Tatio, salar Atacama. Powoli na samo południe.
Do Argentyny i na sam koniuszek kontynentu - Ushuaya na Ziemi Ognistej. Olbrzymie, straszliwie wietrzne, niekończące się przestrzenie Patagonii. Spotkaliśmy z bliska pingwiny, lwy morskie, flamingi, delfiny.
Atlantyckim wybrzeżem na kilka dni do Urugwaju, gdzie wszyscy nieustannie popijają tradycyjną mate i z powrotem do Brazylii.
Na sam koniec, jeszcze raz przecięliśmy kontynent i dotarliśmy do Valparaiso w Czile. Stąd, nie znalazłszy statku, który zabrałby nas na stopa przez Pacyfik, polecieliśmy samolotem do Nowej Zelandii.
Tu mieliśmy więcej szczęścia. Po prawie trzech miesiącach podróżowania po Północnej i Południowej Wyspie znaleźliśmy kapitana, z którym pożeglowaliśmy do Vanuatu - małego, wyspiarskiego kraju na Pacyfiku. Po krótkiej ale niezapomnianej wizycie, niemalże od razu udało nam się znaleźć kolejny jacht, tym razem już do samej Australii.
Mimo niezachęcąjących zapowiedzi Australia okazała się być jednym z najlepszych miejsc do łapania stopa. Kraj olbrzymich przestrzeni, naturalnego piękna i przedziwnych zbiegów okoliczności. Podczas niezwykle krótkich sześciu miesięcy spróbowaliśmy pracy z podróżną trupą, potem z firmą turystyczną, po czym objechaliśmy Australię dookoła (oczywiście autostopem).
Przed ruszeniem na poznanie Azji, musieliśmy podreperować stan naszego konta. Zatrzymaliśmy się na jakiś czas na Tajwanie, ucząc angielskiego tamtejsze przedszkolaki. To było zupełnie nowe dla nas doświadczenie, dzięki któremu znacznie głębiej poznaliśmy tajwańską rzeczywistość.
Z Tajwanu promem do przepięknej lecz drogiej Japonii, której olbrzymie metropolie są równie bujne i zróżnicowane jak okalająca je natura. Na północnej wyspie Hokkaido przyszło nam spędzić cały miesiąc na pokonanie rosyjskiej absurdalnej biurokracji. W końcu towarowym statkiem dostaliśmy się na Sahalin. Stamtąd przeskok na kontynent i już koniec problemów z przeprawami przez wodę. W Rosji, choć na samym koniuszku Azji, poczuliśmy się chwilowo dziwnie swojsko, prawie jak w domu... Tylko trzeba było uciekać na południe przed mroźną zimą.
Wiec na południe przez Chiny, gdzie zobaczyliśmy miejsce, gdzie Chiński Mur styka się z morzem, słynną terakotową armię, Trzy Wąwozy i parę innych rzeczy. Ale Chiny to już zupełnie inna kultura i podróż przez ten kraj była prawdziwym wyzwaniem.
Południowo wschodnia Azja to kolejny kolorowy rozdział. Fascynujący Wietnam, Kambodża z niezapomnianymi ruinami Angkor Wat, Tajlandia z tysiącami świątyń i mnichów, bajkowymi plażami na południu i plemionami górskimi na północy, muzułmańska Malezja, multikulturowy Singapur, enigmatyczny Laos... Było na co popatrzeć.
Z Laosu z powrotem do Chin (powrót do cywilizacji - jak to odczuliśmy), do górzystej, malowniczej prowincji Yunan. Stąd jedyna opcja kontynuowania dalej przez Azje, to przez Tybet, który zawsze chcieliśmy zobaczyć. Niestety, indywidualnym podróżnikom wstęp do Tybetu jest zabroniony, poza tym granice zostały zupełnie zamknięte ze względu na SARS. Nie była wiec to łatwa przeprawa - sporo górskich wycieczek - głównie wokół punktów kontrolnych. Zaprzyjaźniliśmy się z jakami, piliśmy herbatę z tybetańskimi pielgrzymami zakręciliśmy nie jednym młynkiem modlitewnym, w Pałacu Potala oraz kilku klasztorach.
Buddyjską pielgrzymkę kontynuowaliśmy dalej przez Nepal oraz północne Indie odwiedzając miejsca, gdzie Budda urodził się, osiągnał oświecenie oraz ostateczną wolność - gdzie umarł.
Dalej troszkę się skomplikowało. Chopin chciał spędzić więcej czasu w Indiach, Kinga zaś odwiedzić mamę, która przyjeżdżała do Uzbekistanu. Zdecydowaliśmy się rozdzielić i spotkać za parę tygodni w Uzbekistanie. Więc Kinga przejechała Pakistan, kawałek Chin, Kirgistan i Uzbekistan sama i miała wspaniałe spotkanie z mamą. W międzyczasie, już w drodze na północ, w Pakistanie, Chopin poważnie zachorował i musiał polecieć do Polski. Przyszło więc Kindze dalej kontynuować samotnie przez ciepłe, gościnne kraje centralnej Azji, przez Morze Kaspijskie do równie gościnnego Azerbejdżanu i Gruzji nad Morzem Czarnym. Początkowy plan był, aby stąd dalej przez Bliski Wschód do Afryki. Ale... jak to mówią "plany są dla architektów", a w życiu wszystko się zmienia, więc zamiast na południe, Kinga ruszyła na północ, przez Ukrainę, do Polski, do Chopina w Warszawie i do rodzinki w Gdańsku.
To jednak nie koniec podróży. Czeka jeszcze Afryka.
Ale wszystko w swoim czasie...
To jednak nie koniec podróży. Czeka jeszcze Afryka.
Ale wszystko w swoim czasie...
Dodane komentarze
Mambina 2013-07-24 15:53:13
niesamowita historia niesamowita podrózSzkoda tylko ze nie było Kindze dane jej dokończyć ....
brokulek 2007-01-03 11:38:39
podziw i szacunek...tacy ludzie zachęcaja do zycia...mimo wszystko warto zyć...gustavo 2006-06-26 14:45:50
Spoczywaj w pokoju. Odeszłaś deleko od nas, w dalekiej Ghanie, podobnie jak mój brat, kapitan żw Leszek Morkis 27.11.2003 r. Może razem jesteście. GrażynaCosaNostra 2006-06-18 01:18:48
zadedykuje Kindze moja prace licencjacką ktorą bronie niedlugo, ktora jest o Kenii_MaTT_ 2006-06-12 21:56:17
Brak slow…Trudno cokolwiek napisac…
Pamietam pewnej nocy blakalem sie po uliczkach w Manchesterze, pragnac zamienic z kims kilka slow zadzwonilem do starej znajomej ktora w tamtym okresie przebywala w Polsce. Dawno z nia nie rozmawialem, wiec podzielilem sie z nia moimi planami. Ze pragne byc wolny... ze po prostu pewnego dnia chce sie spakowac i gdzies wyjechac... i najlepiej chcial bym to zrobic stopem.
Wtedy po raz pierzszy uslyszalem od niej o Kindze i Chopenie... dalo mi to wtedy douszo do myslenia... dalo mi to wiele wsparacia, wiedzac to ze istnieja osoby ktore marza, pragna, podrozuja bez wzgledu na przeszkody. Przeczytalem wszystko co moglem o ich podrozach uzyskujac w glebi serca coraz do wiecej wsparcia. Kilka tygodni pozniej dowiedzialem sie ze planuja oboje wyjazd tym razem do Afryki... tylko im Afryka pozostala, usmiechnolem sie w glebi duszy. Pamietam ze bylo to dla mnie bezcenne... uzyskujac bez cenne popracie w moim sercu dla moich planow przyszlej podrozy.
Nastepne kilka miesiecy uplynely mi na zamykaniu wszystkich spraw zwiazanych z praca w Angli i powrotem do domu.. Jak dotarlem w koncu po dlugiej nieobecnosci do domu wpadlem w retarg... wczesniej myslalem ze jak przyjade do domu zaczne naprawde przygodowania do wyprawy ale nic z tego... spanie, granie, odpoczynek, i nic po za tym.
W koncu pewnego dnia muj los odmienil sie w mgnieniu oka.... spakowawszy sie w 10 min wyjechalem niespodziewanie na IX mistrzostwa autosotpu. Poznalem tam wielu wspanialych ludzi, i tam tez jedna osoba powiedziala mi ze jedna prara uczestniczaca w zeszlo rocznych zawodach spotkala na trasie Kinge ktora podarowala im swoja ksiarzke zasnaczajac ze jest to nagroda dla pary ktora dojedzie jako ostatnia na miejsce zawodow...Wtedy przypomnialem sobie znowu o niej... Czas potem pobieg dalej dla mnie i niewiadomo z jakich przyczyn wiatr mnie z tamtad przywial wpierw do poludniowej chiszpani a potem do Maroka... a wyjechalem tylko na 3 dni... po uplywie szesciu tygoni od mojego wyjscia z domu dotarlem niespodziewanie do Marakeszu gdzie zatrzymalem sie u przemilego Marokanczyka o imieniu Aziz. Jak rozmawialem z Azizem opowiedzial mi o wspanialej dziewczynia ktora u niego sie zatrzymala kilka miesiecy temu, ktora tez byla Polakiem i ktora prawdopodobnie tez jest Wegetarianka co dla mnie bylo czyms bardzo ciekawym bo wedlug mojego mniemania cos takiego jak Wegetarianizm nie wystepuje w Maroku. Zglebniajac temat tej niewiarygodniej Osoby Aziz podarowal mi jej wizytowke. Na czarnobialym kawalku papierru w formacie wisytowki istnial napis kingafreespirit i jej zdjecie... wtedy dotarlo do mnie o kim w ogole jest mowa... po kilku minutach przeszlismy sie razem z Azizem do kafejki internetowaj aby wejsc na jej storne... wtedy dowiedzialem sie ze Kinga lerzy w szpitalu chora na maralie... oboje poczulisly sie naprawde tym dotknieci... kilka dni puzniej poszukujac informacji o stanie zdrowia Kingi dowiedzialem sie ze opuscila nas...
Czytajac wpisy porzegnalne przeczytalem bardzo wazne slowa... ktore naprawde daly mi bardzo duzo... przes kilka ostatnich lat zadawalem sobie pytania i wiele bliskich osob pytalo sie mnie Czego ja szukam???... dopiero po przeczytaniu kilko slow “...Dobrze miec cel u konca podróży, ale to w koncu podróż jest celem... “ zrosumialem ze cel osiagam caly czas... wlasnie w tym co robie w obecnej chwili... nie musze miec celu u konca mojej podrozy... najwazniejsza jest sama podroz.. Moze dla jednych jest to banalne ale dla mnie naprawde ma to duze znaczenie.
Z jednej strony jestem bardzo szczesliwy ze istniala taka wspaniala Osba jak ty ale czemu... wszystko ma swoj ukryty cel ktorego morzemy teraz nie pojmowac... ubolewam jedynie nad tym ze nie dane mi bylo ciebie spotkac...
Czuje sie w malej niemocy... chcial bym cos zrobic ale co mozna napisac... co morzna powiedziec... jest to poprostu przykre...
Przepraszam was wszystkich ze sie tak rospisalem ale mysle ze dochodze do poewnej mysli...
Planowalem od kilku lat byc wolny... planowalem od kilku lat po prostu pojechac dookola swiata... zaczynajac od wschodu, wpierw do Rosji Mongolia Chiny... ale teraz tak siedze i sie zastanawiam... zastanawiam sie wpierw dlaczego wyladowalem w Maroko a z drogiej storny... Kinga byla wielka osbistoscia... ktora spelniala swoje marzenia... siedzac tak tutaj samotnie mysle ze chcial bym ku jej pamieci zaczac moja podroz dookola swiata nie od Azji ale po prostu tu i teraz w Afryce... pojechac do tych krajow w ktorych ona byla i do tych krajow do ktorych chciala pojechac... ale do tego bym potrzebowal malej pomocy... wsparcia... uzyskania informacji gdzie chciala Kinga pojechac... ktoredy... po prostu podstawowe rzeczy...
Nie jestem w zaden sposob przygotowany na ta podroz ale co tam.... chcial byl cos zrobic dla niej i mam nadzieje ze mi sie uda... zrobie co bedzie w mojej mocy.
Jak by kos posiadal jakiekolwiek wskasowki, porady najmocniej prosze o kontakt:
iktoto@wp.pl
the_polish_guy@hotmail.com
I jeszcze raz wielkie wyrazy wspolczucia dla wszystkich dla ktorych Kinga byla KIMS w ich zyciu
MaTT
PS: Przepraszam najmocniej za bledy ale to dluga chistoria...
crazywatches 2006-06-11 11:53:19
Żegnaj Kinga :( Dzięki Wam uwierzyłem, że autostop żyje i tak okrążyłem cała Australię. Na pewno na tym nie poprzestanę i będę zawsze o Tobie myślał wystawiając kciuk w kierunku nieba :)towPawel 2006-06-11 11:10:43
Spoczywaj w pokoju. Bylas najwieksza z nas. Dziekujemy, za nauke ktora nam przekazalas. Jedyna bariera, ktora nas ogranicza istnieje w naszej psychice.barbara 2006-06-10 14:03:20
Kinga pokazała nam jak wazne jest jedno:póki żyjemy ,możemy marzyć,a póki marzymy możemy je realizowaćAniołek 2006-06-10 11:20:50
:( Kiniu,myslami byłam z Tobą przez cały czas....... ['][']'[']Spoczywaj w pokoju ....
grucha 2006-06-10 00:55:42
Będzie nam Ciebie bardzo brakowało. Ta wiadomosc wrecz mnie przeszyła i... przeciez to tylko malaria, a tyle przygód miałaś za sobą...A dopiero co kupiłem Waszą książkę.
OVAD 2006-06-09 15:12:28
Kinga odeszła od nas dzisiaj, własnie w Afryce, była chora na Malarię....Chyba nic wiecej nie uda mi sieteraz napisać....
northway 2005-10-19 14:02:48
no i będzie ciąg dalszy... Kinga wyruszyła w podróż do Afryki, ale tym razem sama...usunięty/nieznany
Wow!Odjazdowa wycieczka.Ja chyba stopem bym się trochę bała,ale może na rowerze...Albo na nogach,trochę statkiem czy samolotem...Ale i tak niezłe!!!Gratuluję wyprawy!!!Poul 2005-05-05 09:39:22
Super przeżycie tylko jestem ciekaw ile ta przyjemność kosztowała???Darek123 2005-01-19 14:59:55
KSIĄŻKA SIĘ SPRZEDAJE A DOBRYCH KOMENTARZY JAKOŚ MAŁOnorthway 2004-10-18 15:22:20
"Podróżowanie to najpiękniejsza rzecz na świecie..." ...OVAD 2004-08-17 20:27:00
Gratulacje swietna wyprawa!!Ale wam zazdroszcze ksiazeczka tez swietna
Przydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
ALASKA
ARGENTYNA
- artyku y / relacje: ARGENTYNA (34)
- linki 25
- galeria zdj 927
- przewodnik: ARGENTYNA
- og oszenia 3
- forum: ARGENTYNA(114)
MYANMAR
- artyku y / relacje: MYANMAR (23)
- linki 15
- galeria zdj 1565
- przewodnik: MYANMAR
- og oszenia 1
- forum: MYANMAR(133)
CHINY
- artyku y / relacje: CHINY (111)
- linki 91
- galeria zdj 4398
- przewodnik: CHINY
- og oszenia 2
- forum: CHINY(405)
GWATEMALA
- artyku y / relacje: GWATEMALA (11)
- linki 11
- galeria zdj 176
- przewodnik: GWATEMALA
- og oszenia 0
- forum: GWATEMALA(20)
JAPONIA
- artyku y / relacje: JAPONIA (16)
- linki 16
- galeria zdj 655
- przewodnik: JAPONIA
- og oszenia 2
- forum: JAPONIA(138)
KOLUMBIA
- artyku y / relacje: KOLUMBIA (28)
- linki 14
- galeria zdj 741
- przewodnik: KOLUMBIA
- og oszenia 2
- forum: KOLUMBIA(51)
KANADA
- artyku y / relacje: KANADA (9)
- linki 19
- galeria zdj 437
- przewodnik: KANADA
- og oszenia 0
- forum: KANADA(27)
MEKSYK
- artyku y / relacje: MEKSYK (47)
- linki 58
- galeria zdj 1591
- przewodnik: MEKSYK
- og oszenia 2
- forum: MEKSYK(253)
BRAZYLIA
- artyku y / relacje: BRAZYLIA (16)
- linki 21
- galeria zdj 1007
- przewodnik: BRAZYLIA
- og oszenia 4
- forum: BRAZYLIA(120)
INDIE
- artyku y / relacje: INDIE (116)
- linki 66
- galeria zdj 8316
- przewodnik: INDIE
- og oszenia 5
- forum: INDIE(1234)
AUSTRALIA
- artyku y / relacje: AUSTRALIA (33)
- linki 35
- galeria zdj 2690
- przewodnik: AUSTRALIA
- og oszenia 1
- forum: AUSTRALIA(101)
CHILE
- artyku y / relacje: CHILE (20)
- linki 26
- galeria zdj 571
- przewodnik: CHILE
- og oszenia 4
- forum: CHILE(39)
NOWA ZELANDIA
- artyku y / relacje: NOWA ZELANDIA (7)
- linki 18
- galeria zdj 770
- przewodnik: NOWA ZELANDIA
- og oszenia 1
- forum: NOWA ZELANDIA(52)
TAJWAN
- artyku y / relacje: TAJWAN (4)
- linki 6
- galeria zdj 117
- przewodnik: TAJWAN
- og oszenia 1
- forum: TAJWAN(7)
WIETNAM
- artyku y / relacje: WIETNAM (37)
- linki 31
- galeria zdj 1876
- przewodnik: WIETNAM
- og oszenia 2
- forum: WIETNAM(307)
NEPAL
- artyku y / relacje: NEPAL (40)
- linki 43
- galeria zdj 3391
- przewodnik: NEPAL
- og oszenia 1
- forum: NEPAL(310)
PARAGWAJ
- artyku y / relacje: PARAGWAJ (9)
- linki 9
- galeria zdj 42
- przewodnik: PARAGWAJ
- og oszenia 1
- forum: PARAGWAJ(6)
TAJLANDIA
- artyku y / relacje: TAJLANDIA (44)
- linki 44
- galeria zdj 3136
- przewodnik: TAJLANDIA
- og oszenia 4
- forum: TAJLANDIA(1050)
WENEZUELA
- artyku y / relacje: WENEZUELA (14)
- linki 17
- galeria zdj 698
- przewodnik: WENEZUELA
- og oszenia 3
- forum: WENEZUELA(54)
PANAMA
- artyku y / relacje: PANAMA (4)
- linki 15
- galeria zdj 326
- przewodnik: PANAMA
- og oszenia 1
- forum: PANAMA(22)
BELIZE
- artyku y / relacje: BELIZE (4)
- linki 6
- galeria zdj 47
- przewodnik: BELIZE
- og oszenia 1
- forum: BELIZE(11)
PERU
- artyku y / relacje: PERU (51)
- linki 38
- galeria zdj 2393
- przewodnik: PERU
- og oszenia 3
- forum: PERU(201)
EKWADOR
- artyku y / relacje: EKWADOR (25)
- linki 18
- galeria zdj 807
- przewodnik: EKWADOR
- og oszenia 1
- forum: EKWADOR(31)
BOLIWIA
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.