Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
UGOTOWANI W KOTLE BAŁKAŃSKIM > ALBANIA, BOśNIA i HERCEGOWINA, CHORWACJA, CZARNOGÓRA, GRECJA, MACEDONIA, SERBIA, SłOWENIA, KOSOWO


Wyjazd w skrócie: ekipa - 5 osób z całej Polski skrzykniętych przez portal internetowy globtroter.pl, ambitne plany, skromny budżet (całkowity koszt ostatecznie wyniósł ok 1200 zl/osoba), trzy namioty, samochód Fiat Multipla. Trasa – 14 państw - prawie 6 000 km, czas: dwa tygodnie. Ruszamy!
Słowenia jest zamożnym państwem, którego nie dotknęły bratobójcze wojny wstrząsające Bałkanami w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku. Stolica – Lublana nie powala na kolana ani bałkańską egzotyką ani też wybitną architekturą. Ot takie schludne, czyste, zadbane przeszło dwustutysięczne miasto przywołujące na myśl Europę Zachodnią. W odróżnieniu od pozostałych państw byłej Jugosławii, Słowenia jest członkiem Unii Europejskiej i mocną częścią walutowej strefy Euro. Najbardziej sympatyczny i kojący z perspektywy Polaka jest jednak słowiański rodowód kraju – miło się patrzy, jak naród o tak bliskim nam języku i kulturze rozwija się gospodarczo i po prostu rozkwita. Słowenia dodaje otuchy – można, tylko trzeba chcieć – dziś Lublana, jutro Warszawa a pojutrze reszta słowiańszczyzny.
Chorwacja to znany w Polsce raj dla plażowiczów. Z perspektywy globtrotera niezbyt ciekawy. Piękne drogi, zabytki, widoki i wszystko na sprzedaż. Ceny – raczej wysokie. Cepelia, namiastka bałkańskiego klimatu, na którą bez większych trudów może sobie pozwolić każdy, kto dysponuje gotówką. Chorwaci szybko nauczyli się jak zarabiać na ruchu turystycznym. Najpierw powstały autostrady – aby każdy łatwo mógł się dostać do Dubrownika, Zadaru lub Splitu. Inwestycja w drogi się opłaciła i to branża turystyczna dostarcza Chorwatom pieniędzy na powojenną odbudowę i dalszy rozwój.
Prawdziwym smaczkiem okazała się Bośnia i Hercegowina. Nasz pierwszy nocleg spędziliśmy pod namiotem w okolicach Mostaru. To cudowne miasto zostało okaleczone przez bratobójcze walki, kiedy to wczorajsi sąsiedzi – Serbowie, Bośniacy i Chorwaci, dopuszczali się względem siebie największych okropności. Patrząc na wojenne zniszczenia, cmentarze i odbudowany przed kilkoma laty, imponujący zabytkowy most łączący brzegi rzeki Neretwy, trudno powstrzymać się od zadumy. Jak to możliwe, że ludzie mogą być dla siebie tak okrutni? Jak bardzo otumaniły ich nacjonalizm i nienawiść religijna. I w końcu – jak żyją dzisiaj? Jak spotykają się na ulicy? Co czuje serbska kobieta zgwałcona kilkanaście lat temu przez Bośniaka, którego spotyka w sklepie? Co czuje matka mijająca na ulicy oprawcę swojego syna?
Z Mostaru udaliśmy się do Sarajewa – otoczonego pięknymi górami, miasta meczetów i cmentarzy. Okalające Sarajewo góry porosły lasy, do wielu z nich wstęp jest wzbroniony, a to z powodu naszpikowania ich minami. Wojna z końca lat dziewięćdziesiątych zabija po dziś dzień. W Sarajewie dzielnice mieszkalne przeplatają się z ogromnymi cmentarzami – ponurą pamiątką sprzed kilkunastu lat. W wypełnionym eleganckimi sklepami centrum nietrudno spotkać turystów – przyjechali tu zwiedzać... i obłudnie kupować breloczki, pamiątki w kształcie kuli z kałasznikowa.
Bardzo sympatycznie, wypowiedzianymi przez pogranicznika słowami „Bracia Polacy” przywitała nas Republika Czarnogóry. Przenocowawszy na kempingu, za niewielkie pieniądze wykupiliśmy piętnastokilometrowy spływ pontonowy (rafting) kanionem rzeki Tary. Niezapomniane widoki, wodospady, piękne góry i moc wrażeń. Wszystko nosiło posmak czarnogórskiej rakii, którą na starcie uraczyli nas organizatorzy spływu. Czarnogórcy proklamowali niepodległość od Serbii dopiero w maju 2006 roku, ale już dzisiaj marzą o członkostwie w Unii Europejskiej – czują się europejczykami i znają wartość swoich walorów turystycznych. Po spływie rozpoczęliśmy dwudniowy trekking w okolicach znajdującego się na Bośniacko – Czarnogórskiej granicy szczytu Maglić (2386 m n.p.m.). Jeżeli chodzi o oznaczenie szlaków obydwa graniczące ze sobą państwa zasługują na pałę – podobnie jest z wiedzą geograficzną mieszkańców. Ku naszemu zdziwieniu mało kto ze spotykanych tubylców wiedział co to jest Maglić, nie mówiąc już o wskazaniu doń właściwej drogi. Pomimo wszystko daliśmy radę i popijając wodę z rzeki doczłapaliśmy do podnóża szczytu – z racji na zalegające śniegi, dalsza wędrówka okazała się jednak niemożliwa.
Z Czarnogóry tranzytem przez Albanię (do której jeszcze wróciliśmy) udaliśmy się do Kosowa. Nieuznawana przez Serbię i sporą część społeczności międzynarodowej republika zadziwia mnogością kontrastów. Przy wjeździe sympatyczni pogranicznicy informują o obowiązku wykupienia specjalnego ubezpieczenia samochodu, które kosztuje 45 euro. Gdy już wykupiliśmy ubezpieczenie dowiedzieliśmy się, że pieczątka Kosowa w paszporcie może być źródłem problemów przy ewentualnym wyjeździe od strony Serbskiej, dlatego też bezpieczniej jest opuszczać granicę w Macedonii (nieuznawanej z kolei przez Grecję, zatem do Grecji lepiej jechać przez Albanię).
Po próbce tego jak wygląda Albania byliśmy przekonani, że uchodzące za najbiedniejszy kraj kontynentu Kosowo zaskoczy nas jeszcze większą ruiną. Nic z tego. Kosowo zaskoczyło nas, ale w miarę dobrymi drogami oraz sklepami, hotelami, stacjami benzynowymi i kasynami, których nie powstydziłoby się Monte Carlo. Co ciekawe, republika nie posiada własnej waluty a jej mieszkańcy posługują się euro (naturalnie państwo nie jest częścią europejskiej wspólnoty walutowej). Bieda Kosowa polega jednak na kosmicznych dysproporcjach. Luksusowe sklepy w Kosowie nie mają klientów a znajdujące się co kilkaset metrów stacje benzynowe od dawna nie uświadczyły żadnego samochodu. W uproszczeniu można powiedzieć, że państwem rządzi mafia (głównie handel narkotykami i kobietami) i tu w majestacie prawa lokuje pieniądze. A zwykli mieszkańcy? Klepią biedę. Jeden z napotkanych Kosowian opowiadał nam o olbrzymim bezrobociu kontrastującym budowanymi na pokaz bankami. W podzięce za zbombardowanie Serbii w zeszłym roku Kosowianie nadali jednej z głównych ulic Prisztiny nazwę bulwaru Billa Clintona, a sam były prezydent USA odsłonił swój pomnik (nieco podobny do monumentów Lenina). Władze Kosowa, za wszelką cenę chcą się przypodobać społeczności międzynarodowej. Ta zdaje sobie jednak sprawę z napiętych stosunków pomiędzy Kosowem a Serbią, pomiędzy zamieszkującymi w większości państewko Albańczykami a serbską mniejszością. Przed kolejnym rozlewem krwi Kosowa bronią powszechnie spotykane na ulicach międzynarodowe oddziały KFOR. Chodząc po ulicach Prisztiny odnosi się wrażenie, że gdyby wyjechały stąd wojska innych państw z dnia na dzień, rzeź zaczęłaby się od nowa. Pomimo wszystko turysta czuje się bezpiecznie a dla bardzo przyjaznych miejscowych stanowi swoistą atrakcję. Kosowo jest tanie i atrakcyjne – warto je odwiedzić.
Republika Macedonii. Nieuznawane przez Grecję i znane na arenie międzynarodowej pod tymczasową nazwą „Była Jugosłowiańska Republika Macedonii” państwo zachwyca starożytną historią, architekturą i swoją wielokulturowością. Obok prawosławnych cerkwi do nieba wznoszą się minarety muzułmańskich meczetów a na dyskotekach w turystycznej Ochrydzie wspólnie bawi się młodzież obojga wyznań. Młodzi przyszłość swojego kraju widzą w zjednoczonej Europie, którą widują w zachodnich telewizjach i w postaci odwiedzających region turystów. Macedońska dyskoteka różni się jednak od dyskoteki polskiej przede wszystkim pod trzema względami:
1. chłopcy bawią się osobno a dziewczęta osobno, 2. muzyka jest na żywo i więcej się śpiewa niż tańczy, 3. mało kto pije alkohol a jeżeli już to w skromnych ilościach. Ceny w Macedonii są raczej niskie – za dwupokojowy apartament z kuchnią, łazienką i balkonem – nieopodal Jeziora Ochrydzkiego zapłaciliśmy niecałe 5 euro od osoby.
Największą ciekawostką podróży była chyba jednak Albania. Podobnie jak w Kosowie na każdym kroku widać niespotykane nigdzie indziej kontrasty. Drogi są albo bardzo dobre (np. autostrada do Kosowa) albo prawie żadne (większość). O ile po beznadziejnych drogach tłoczą się stare mercedesy (symbol albańskiego lansu, najpopularniejszy pojazd na ulicach) o tyle autostradami wieśniacy wyprowadzają na pole krowy, a młodzi Cyganie wykorzystują je jako boiska do piłki nożnej. Obserwując sposób prowadzenia samochodów przez autochtonów trudno nie odnieść wrażenia, że nie obowiązują tu żadne przepisy ruchu drogowego a najważniejszym elementem każdego pojazdu jest... klakson. Albania to kraj górzysty, swym pięknem przewyższający wszystkie znane mi państwa europejskie. „Zwykli, szarzy” Albańczycy kupują używane obuwie w sklepach, w których sami muszą dobrać dwa buty do jednej pary oraz używane, stare telewizory, które kilka lat temu zalegały na niemieckich śmietnikach. Bogaci, najczęściej związani z mafią przedstawiciele klasy wyższej, zakupy robią np. w usytuowanej w centrum Tirany galerii handlowej Europa Trade Center.
Obok zdewastowanych domostw i budynków użyteczności publicznej podobnie jak w Kosowie wyrastają szklane domy – kasyna i hotele, budowane z tych samych co w Kosowie pieniędzy. Albańczycy są narodem niezwykle dumnym, jednak nieco naiwnie patrzącym na geopolitykę - świadczy o tym chociażby ślepe uwielbienie polityki Stanów Zjednoczonych, które objawia się np. w nadaniu jednej z ulic Tirany imienia Georga W. Busha.
Ten pełen kontrastów kraj od dawna aspiruje do członkostwa w Unii Europejskiej (sami oceńcie szanse), podczas pobytu w Tiranie byliśmy świadkami manifestacji tutejszych socjalistów, którzy żądali od władz szybkiej akcesji do Wspólnoty. Daleko idący optymizm.
Z perspektywy przybysza z Polski ceny w Albanii są niskie a cudowne góry i ciepłe morze sprawiają, że kraj ten jest ciekawym ale niestety wciąż nieodkrytym miejscem wakacyjnych wojaży.
Z Albanii udaliśmy się do Grecji. Przed wyjazdem wiele słyszałem o panującym tutaj kryzysie gospodarczym – szczerze mówiąc kryzysu nie dostrzegłem. Dostrzegłem za to wysokie ceny paliwa i żywności oraz szukających okazji do „skrojenia turysty” lokalnych przedsiębiorców. Pierwszego dnia zwiedziliśmy znane na całym świecie Meteory – wiszące na skałach klasztory prawosławne, aby następnie udać się na pierwszą tegoroczną kąpiel morską do malowniczej wioski Kokkino Nero. Plaże tutaj są kamieniste ale malownicze. Prawdziwe piękno jednak rozpoczyna się w górach, gdzie odbyliśmy dwudniowy trekking po masywie Olimpu. Z mitologii znamy kapryśne charaktery greckich bogów – taka też jest ich górska siedziba. W jednej chwili świeci słońce a zaraz pada deszcz, kilkaset metrów wyżej pośród mrozów zalega pokrywa śnieżna. Noc spędziliśmy w schronisku na wysokości 2100 m n .p. m. Ceny wysokie, warunki średnie, atmosfera daleko odbiegająca od polskich, radosnych klimatów schroniskowych. Aby nie było za głośno właściciele zabronili nawet... gry w karty. Co kraj to obyczaj. Wszystko jednak rekompensuje samo zdobywanie góry bogów. Znakomity, dosyć wymagający (zwłaszcza o tej porze roku) szlak poprowadził nas na szczyt Skala (2866 m n .p. m.), gdzie ukłoniwszy się Zeusowi rozpoczęliśmy powrót do kraju.
W drodze powrotnej, jadąc przez Bułgarię odwiedziliśmy Serbię. Belgrad jest miastem imponującym, w którym zadbane, zabytkowe centrum kontrastuje z betonowymi pomnikami komunizmu. Obserwując życie stolicy odniosłem wrażenie, iż czas tutaj płynie w nieco innym tempie niż w pozostałych miastach regionu. Zakorkowane ulice i tłumy ludzi przewijających się przez główne ulice miasta sprawiają wrażenie, że jesteśmy w którejś z metropolii Europy Zachodniej. Nie odczuwa się tu jednak charakterystycznego dla innych państw bałkańskich parcia do zjednoczonej Europy. Serbowie widzą siebie jako lokalne mocarstwo współpracujące bardziej z Moskwą niż Brukselą, czują się upodleni rozpadem Jugosławii ale mimo wszystko zachowują pogodę ducha. Są dumni ze swojej tożsamości i tradycji, nie potrafią się jednak odnaleźć w nowych realiach. Wielką niewiadomą jest, jaką drogę w przyszłości obierze Serbia. Z perspektywy zachowania pokoju i pojednania w „kotle bałkańskim” jedyną szansą wydaje się być akcesja wszystkich państw regionu do Unii Europejskiej – do tego jednak jest jeszcze bardzo, bardzo daleka droga.
Paweł Bolek
ps. krótki film z naszego bałkańskiego tripu: http://www.youtube.com/watch?v=v3LV-Zh1B78
Słowenia jest zamożnym państwem, którego nie dotknęły bratobójcze wojny wstrząsające Bałkanami w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku. Stolica – Lublana nie powala na kolana ani bałkańską egzotyką ani też wybitną architekturą. Ot takie schludne, czyste, zadbane przeszło dwustutysięczne miasto przywołujące na myśl Europę Zachodnią. W odróżnieniu od pozostałych państw byłej Jugosławii, Słowenia jest członkiem Unii Europejskiej i mocną częścią walutowej strefy Euro. Najbardziej sympatyczny i kojący z perspektywy Polaka jest jednak słowiański rodowód kraju – miło się patrzy, jak naród o tak bliskim nam języku i kulturze rozwija się gospodarczo i po prostu rozkwita. Słowenia dodaje otuchy – można, tylko trzeba chcieć – dziś Lublana, jutro Warszawa a pojutrze reszta słowiańszczyzny.
Chorwacja to znany w Polsce raj dla plażowiczów. Z perspektywy globtrotera niezbyt ciekawy. Piękne drogi, zabytki, widoki i wszystko na sprzedaż. Ceny – raczej wysokie. Cepelia, namiastka bałkańskiego klimatu, na którą bez większych trudów może sobie pozwolić każdy, kto dysponuje gotówką. Chorwaci szybko nauczyli się jak zarabiać na ruchu turystycznym. Najpierw powstały autostrady – aby każdy łatwo mógł się dostać do Dubrownika, Zadaru lub Splitu. Inwestycja w drogi się opłaciła i to branża turystyczna dostarcza Chorwatom pieniędzy na powojenną odbudowę i dalszy rozwój.
Prawdziwym smaczkiem okazała się Bośnia i Hercegowina. Nasz pierwszy nocleg spędziliśmy pod namiotem w okolicach Mostaru. To cudowne miasto zostało okaleczone przez bratobójcze walki, kiedy to wczorajsi sąsiedzi – Serbowie, Bośniacy i Chorwaci, dopuszczali się względem siebie największych okropności. Patrząc na wojenne zniszczenia, cmentarze i odbudowany przed kilkoma laty, imponujący zabytkowy most łączący brzegi rzeki Neretwy, trudno powstrzymać się od zadumy. Jak to możliwe, że ludzie mogą być dla siebie tak okrutni? Jak bardzo otumaniły ich nacjonalizm i nienawiść religijna. I w końcu – jak żyją dzisiaj? Jak spotykają się na ulicy? Co czuje serbska kobieta zgwałcona kilkanaście lat temu przez Bośniaka, którego spotyka w sklepie? Co czuje matka mijająca na ulicy oprawcę swojego syna?
Z Mostaru udaliśmy się do Sarajewa – otoczonego pięknymi górami, miasta meczetów i cmentarzy. Okalające Sarajewo góry porosły lasy, do wielu z nich wstęp jest wzbroniony, a to z powodu naszpikowania ich minami. Wojna z końca lat dziewięćdziesiątych zabija po dziś dzień. W Sarajewie dzielnice mieszkalne przeplatają się z ogromnymi cmentarzami – ponurą pamiątką sprzed kilkunastu lat. W wypełnionym eleganckimi sklepami centrum nietrudno spotkać turystów – przyjechali tu zwiedzać... i obłudnie kupować breloczki, pamiątki w kształcie kuli z kałasznikowa.
Bardzo sympatycznie, wypowiedzianymi przez pogranicznika słowami „Bracia Polacy” przywitała nas Republika Czarnogóry. Przenocowawszy na kempingu, za niewielkie pieniądze wykupiliśmy piętnastokilometrowy spływ pontonowy (rafting) kanionem rzeki Tary. Niezapomniane widoki, wodospady, piękne góry i moc wrażeń. Wszystko nosiło posmak czarnogórskiej rakii, którą na starcie uraczyli nas organizatorzy spływu. Czarnogórcy proklamowali niepodległość od Serbii dopiero w maju 2006 roku, ale już dzisiaj marzą o członkostwie w Unii Europejskiej – czują się europejczykami i znają wartość swoich walorów turystycznych. Po spływie rozpoczęliśmy dwudniowy trekking w okolicach znajdującego się na Bośniacko – Czarnogórskiej granicy szczytu Maglić (2386 m n.p.m.). Jeżeli chodzi o oznaczenie szlaków obydwa graniczące ze sobą państwa zasługują na pałę – podobnie jest z wiedzą geograficzną mieszkańców. Ku naszemu zdziwieniu mało kto ze spotykanych tubylców wiedział co to jest Maglić, nie mówiąc już o wskazaniu doń właściwej drogi. Pomimo wszystko daliśmy radę i popijając wodę z rzeki doczłapaliśmy do podnóża szczytu – z racji na zalegające śniegi, dalsza wędrówka okazała się jednak niemożliwa.
Z Czarnogóry tranzytem przez Albanię (do której jeszcze wróciliśmy) udaliśmy się do Kosowa. Nieuznawana przez Serbię i sporą część społeczności międzynarodowej republika zadziwia mnogością kontrastów. Przy wjeździe sympatyczni pogranicznicy informują o obowiązku wykupienia specjalnego ubezpieczenia samochodu, które kosztuje 45 euro. Gdy już wykupiliśmy ubezpieczenie dowiedzieliśmy się, że pieczątka Kosowa w paszporcie może być źródłem problemów przy ewentualnym wyjeździe od strony Serbskiej, dlatego też bezpieczniej jest opuszczać granicę w Macedonii (nieuznawanej z kolei przez Grecję, zatem do Grecji lepiej jechać przez Albanię).
Po próbce tego jak wygląda Albania byliśmy przekonani, że uchodzące za najbiedniejszy kraj kontynentu Kosowo zaskoczy nas jeszcze większą ruiną. Nic z tego. Kosowo zaskoczyło nas, ale w miarę dobrymi drogami oraz sklepami, hotelami, stacjami benzynowymi i kasynami, których nie powstydziłoby się Monte Carlo. Co ciekawe, republika nie posiada własnej waluty a jej mieszkańcy posługują się euro (naturalnie państwo nie jest częścią europejskiej wspólnoty walutowej). Bieda Kosowa polega jednak na kosmicznych dysproporcjach. Luksusowe sklepy w Kosowie nie mają klientów a znajdujące się co kilkaset metrów stacje benzynowe od dawna nie uświadczyły żadnego samochodu. W uproszczeniu można powiedzieć, że państwem rządzi mafia (głównie handel narkotykami i kobietami) i tu w majestacie prawa lokuje pieniądze. A zwykli mieszkańcy? Klepią biedę. Jeden z napotkanych Kosowian opowiadał nam o olbrzymim bezrobociu kontrastującym budowanymi na pokaz bankami. W podzięce za zbombardowanie Serbii w zeszłym roku Kosowianie nadali jednej z głównych ulic Prisztiny nazwę bulwaru Billa Clintona, a sam były prezydent USA odsłonił swój pomnik (nieco podobny do monumentów Lenina). Władze Kosowa, za wszelką cenę chcą się przypodobać społeczności międzynarodowej. Ta zdaje sobie jednak sprawę z napiętych stosunków pomiędzy Kosowem a Serbią, pomiędzy zamieszkującymi w większości państewko Albańczykami a serbską mniejszością. Przed kolejnym rozlewem krwi Kosowa bronią powszechnie spotykane na ulicach międzynarodowe oddziały KFOR. Chodząc po ulicach Prisztiny odnosi się wrażenie, że gdyby wyjechały stąd wojska innych państw z dnia na dzień, rzeź zaczęłaby się od nowa. Pomimo wszystko turysta czuje się bezpiecznie a dla bardzo przyjaznych miejscowych stanowi swoistą atrakcję. Kosowo jest tanie i atrakcyjne – warto je odwiedzić.
Republika Macedonii. Nieuznawane przez Grecję i znane na arenie międzynarodowej pod tymczasową nazwą „Była Jugosłowiańska Republika Macedonii” państwo zachwyca starożytną historią, architekturą i swoją wielokulturowością. Obok prawosławnych cerkwi do nieba wznoszą się minarety muzułmańskich meczetów a na dyskotekach w turystycznej Ochrydzie wspólnie bawi się młodzież obojga wyznań. Młodzi przyszłość swojego kraju widzą w zjednoczonej Europie, którą widują w zachodnich telewizjach i w postaci odwiedzających region turystów. Macedońska dyskoteka różni się jednak od dyskoteki polskiej przede wszystkim pod trzema względami:
1. chłopcy bawią się osobno a dziewczęta osobno, 2. muzyka jest na żywo i więcej się śpiewa niż tańczy, 3. mało kto pije alkohol a jeżeli już to w skromnych ilościach. Ceny w Macedonii są raczej niskie – za dwupokojowy apartament z kuchnią, łazienką i balkonem – nieopodal Jeziora Ochrydzkiego zapłaciliśmy niecałe 5 euro od osoby.
Największą ciekawostką podróży była chyba jednak Albania. Podobnie jak w Kosowie na każdym kroku widać niespotykane nigdzie indziej kontrasty. Drogi są albo bardzo dobre (np. autostrada do Kosowa) albo prawie żadne (większość). O ile po beznadziejnych drogach tłoczą się stare mercedesy (symbol albańskiego lansu, najpopularniejszy pojazd na ulicach) o tyle autostradami wieśniacy wyprowadzają na pole krowy, a młodzi Cyganie wykorzystują je jako boiska do piłki nożnej. Obserwując sposób prowadzenia samochodów przez autochtonów trudno nie odnieść wrażenia, że nie obowiązują tu żadne przepisy ruchu drogowego a najważniejszym elementem każdego pojazdu jest... klakson. Albania to kraj górzysty, swym pięknem przewyższający wszystkie znane mi państwa europejskie. „Zwykli, szarzy” Albańczycy kupują używane obuwie w sklepach, w których sami muszą dobrać dwa buty do jednej pary oraz używane, stare telewizory, które kilka lat temu zalegały na niemieckich śmietnikach. Bogaci, najczęściej związani z mafią przedstawiciele klasy wyższej, zakupy robią np. w usytuowanej w centrum Tirany galerii handlowej Europa Trade Center.
Obok zdewastowanych domostw i budynków użyteczności publicznej podobnie jak w Kosowie wyrastają szklane domy – kasyna i hotele, budowane z tych samych co w Kosowie pieniędzy. Albańczycy są narodem niezwykle dumnym, jednak nieco naiwnie patrzącym na geopolitykę - świadczy o tym chociażby ślepe uwielbienie polityki Stanów Zjednoczonych, które objawia się np. w nadaniu jednej z ulic Tirany imienia Georga W. Busha.
Ten pełen kontrastów kraj od dawna aspiruje do członkostwa w Unii Europejskiej (sami oceńcie szanse), podczas pobytu w Tiranie byliśmy świadkami manifestacji tutejszych socjalistów, którzy żądali od władz szybkiej akcesji do Wspólnoty. Daleko idący optymizm.
Z perspektywy przybysza z Polski ceny w Albanii są niskie a cudowne góry i ciepłe morze sprawiają, że kraj ten jest ciekawym ale niestety wciąż nieodkrytym miejscem wakacyjnych wojaży.
Z Albanii udaliśmy się do Grecji. Przed wyjazdem wiele słyszałem o panującym tutaj kryzysie gospodarczym – szczerze mówiąc kryzysu nie dostrzegłem. Dostrzegłem za to wysokie ceny paliwa i żywności oraz szukających okazji do „skrojenia turysty” lokalnych przedsiębiorców. Pierwszego dnia zwiedziliśmy znane na całym świecie Meteory – wiszące na skałach klasztory prawosławne, aby następnie udać się na pierwszą tegoroczną kąpiel morską do malowniczej wioski Kokkino Nero. Plaże tutaj są kamieniste ale malownicze. Prawdziwe piękno jednak rozpoczyna się w górach, gdzie odbyliśmy dwudniowy trekking po masywie Olimpu. Z mitologii znamy kapryśne charaktery greckich bogów – taka też jest ich górska siedziba. W jednej chwili świeci słońce a zaraz pada deszcz, kilkaset metrów wyżej pośród mrozów zalega pokrywa śnieżna. Noc spędziliśmy w schronisku na wysokości 2100 m n .p. m. Ceny wysokie, warunki średnie, atmosfera daleko odbiegająca od polskich, radosnych klimatów schroniskowych. Aby nie było za głośno właściciele zabronili nawet... gry w karty. Co kraj to obyczaj. Wszystko jednak rekompensuje samo zdobywanie góry bogów. Znakomity, dosyć wymagający (zwłaszcza o tej porze roku) szlak poprowadził nas na szczyt Skala (2866 m n .p. m.), gdzie ukłoniwszy się Zeusowi rozpoczęliśmy powrót do kraju.
W drodze powrotnej, jadąc przez Bułgarię odwiedziliśmy Serbię. Belgrad jest miastem imponującym, w którym zadbane, zabytkowe centrum kontrastuje z betonowymi pomnikami komunizmu. Obserwując życie stolicy odniosłem wrażenie, iż czas tutaj płynie w nieco innym tempie niż w pozostałych miastach regionu. Zakorkowane ulice i tłumy ludzi przewijających się przez główne ulice miasta sprawiają wrażenie, że jesteśmy w którejś z metropolii Europy Zachodniej. Nie odczuwa się tu jednak charakterystycznego dla innych państw bałkańskich parcia do zjednoczonej Europy. Serbowie widzą siebie jako lokalne mocarstwo współpracujące bardziej z Moskwą niż Brukselą, czują się upodleni rozpadem Jugosławii ale mimo wszystko zachowują pogodę ducha. Są dumni ze swojej tożsamości i tradycji, nie potrafią się jednak odnaleźć w nowych realiach. Wielką niewiadomą jest, jaką drogę w przyszłości obierze Serbia. Z perspektywy zachowania pokoju i pojednania w „kotle bałkańskim” jedyną szansą wydaje się być akcesja wszystkich państw regionu do Unii Europejskiej – do tego jednak jest jeszcze bardzo, bardzo daleka droga.
Paweł Bolek
ps. krótki film z naszego bałkańskiego tripu: http://www.youtube.com/watch?v=v3LV-Zh1B78
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
ALBANIA
- artyku y / relacje: ALBANIA (43)
- linki 10
- galeria zdj 938
- przewodnik: ALBANIA
- og oszenia 6
- forum: ALBANIA(129)
BOśNIA i HERCEGOWINA
- artyku y / relacje: BOśNIA i HERCEGOWINA (13)
- linki 14
- galeria zdj 814
- przewodnik: BOśNIA i HERCEGOWINA
- og oszenia 4
- forum: BOśNIA(18)
CHORWACJA
- artyku y / relacje: CHORWACJA (42)
- linki 41
- galeria zdj 4138
- przewodnik: CHORWACJA
- og oszenia 2
- forum: CHORWACJA(234)
CZARNOGÓRA
- artyku y / relacje: CZARNOGÓRA (29)
- linki 7
- galeria zdj 1443
- przewodnik: CZARNOGÓRA
- og oszenia 4
- forum: CZARNOGÓRA(105)
GRECJA
- artyku y / relacje: GRECJA (65)
- linki 31
- galeria zdj 6717
- przewodnik: GRECJA
- og oszenia 4
- forum: GRECJA(214)
MACEDONIA
- artyku y / relacje: MACEDONIA (14)
- linki 3
- galeria zdj 360
- przewodnik: MACEDONIA
- og oszenia 1
- forum: MACEDONIA(20)
SERBIA
- artyku y / relacje: SERBIA (18)
- linki 11
- galeria zdj 637
- przewodnik: SERBIA
- og oszenia 4
- forum: SERBIA(17)
SłOWENIA
- artyku y / relacje: SłOWENIA (8)
- linki 8
- galeria zdj 570
- przewodnik: SłOWENIA
- og oszenia 0
- forum: SłOWENIA(16)
KOSOWO
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.