Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
Podróż po Europie Środkowo – WschodniejWyprawa w pigułce ciąg dalszy > SłOWACJA, WĘGRY, RUMUNIA, BUłGARIA, GRECJA, ALBANIA, CHORWACJA
grzewor relacje z podróży
Dzień 15. (3.09.04- Piątek)
Zimno i wilgotno. Pierwszy dzień gdzie nie budzi mnie ładna pogoda. Dojechanie do Mokro (20km) zajmuje mi 2 godziny 2 samochodami. Jednak jestem optymistą?. Wychodzi słońce i czuję, że będzie to dobry dzień. I rzeczywiście, zatrzymuje mi się kobieta, która zaskakuje mnie pierwszym pytaniem, – w jakim języku mówisz?. Jedzie do Bijelo Polje w SiC. Jest trochę zmęczona i potrzebowała kompana, który będzie z nią rozmawiał, stąd to pierwsze pytanie. W drodze okazuje się ze to ona bardziej mówi. Dowiaduję się trochę o historii tego kraju (trzeba będzie się dokształcić po powrocie). Zwiedzamy Visegrad i boczną drogą udajemy się na granicę do Priboj. Włączamy ulubioną płytę kierowcy „the best Bregovic” i okazuje się, że co druga piosenka jest z naszą Kają. O 16 jestem znów w SiC w Bistricy. Zegnam kobietę, na do widzenia wymienia mi jeszcze Euro na forinty. Po chwili miły p. doktor zabiera mnie w dalszą podróż. Niestety źle się dogadujemy (mówiłem do Belgradu a doktor mówił ok. i wymieniał wszystkie miejscowości na trasie, w pewnym momencie zjechał z głównej drogi, więc pytam gdzie mnie wiezie. Odpowiedz doktora była jasna, czy skręcimy w prawo czy w lewo i tak dojedzie się do Belgradu. Wydawało się proste) Po drodze zatrzymujemy się przy leśnym strumyku, z informacji od doktora wynika, że jest to najczystsza woda w okolicy. Kawałek dalej zatrzymujemy się przy sklepie. Doktor zamawia piwo dla siebie i swojego przyjaciela z Polski. Sklepikarz też sobie nie odmawia ?. Dołącza się jeszcze klient, który przyszedł na zakupy. Po pierwszym piwie na stół poszły chipsy o smaku czekolady ? jednak nie przeszkadzały nam wypić drugiego piwa. Miło się żegnamy ze sklepikarzem i jedziemy dalej. Na pytanie o kontrolę policyjną dowiaduję się, że jest to jedyny lekarz w okolicy i nikt nie śmie go zatrzymać. Dojeżdżamy do Sjenic, doktor pokazuje mi gdzie mieszka, zaprasza mnie jeszcze na kebaba i piwko ( oczywiście pijemy z właścicielem baru) i oznajmia, że autobus mam za 3 godziny bezpośrednio do Belgradu. Wiedziałem, że nie może być za pięknie ? a przy okazji z pijanym lekarzem to dalej bym nie pojechał. Zegnam się z lekarzem. Jest 19, droga pusta a kierowca autobusu nie chce mnie wpuścić do środka. Postanawiam spróbować złapać okazję. Miejscowe dzieci odprowadzają mnie na następny przestanek na peryferiach miasta. Jeżeli ktoś będzie tędy przejeżdżał to tylko na Novi Pazar. Dla dzieci jestem atrakcją wieczoru ?. Co chwila pojawia się kolejne i zadaje jakieś dziwne pytania? W pewnym momencie podchodzi jakiś rodzic, spodziewam się kłopotów, jednak jak wyszło, że jestem Polakiem, uśmiech zagościł na twarzy ojca. Okazało się, że w latach 90’ pracował w Niemczech na budowach razem z Polakami ? Rozmawiamy oczywiście po polsku i dzieci tracą szybko zainteresowani?. Mam w Polsce pozdrowić od Elvisa wszystkie dziewczyny a szczególnie jedną z Bielska Białej, z którą był 2 lata. Tak więc pozdrawiam was dziewczyny w imieniu Elvisa?. Chwilę po 19 zatrzymuje mi się auto, które zawozi mnie do Novi Pazar. Dojeżdżamy przed 21. Miasto tętni życiem, tak jak w innych ciepłych krajach po zachodzie słońca wszyscy wychodzą na ulice i spacerują od knajpki do knajpy. Kupuję tylko wodę i rogaliki na śniadanie i idę szukać noclegu. Udaje mi się znaleźć ładną świeżo skoszoną łączkę, niestety lekko pod skosem i całą noc zsuwam się na jeden bok namiotu.
Dzień 16. (4.09.04- Sobota)
Rano coraz zimniej ( to już nie Grecja), zakładam długie spodnie i zaczynam zabawę z autostopem. Zabiera mnie po 15 minutach młody biznesmen. Handluje on trzonkami do siekier, kos i łopat. (ktoś robi, on skupuje i sprzedaje drożej w sklepach). Dodatkowo studiuje historię, więc dowiaduję się trochę o okolicznych terenach. W Raśce sprzedajemy 10 trzonków do kos i 20 do siekier i jedziemy do Usce gdzie piwem opijamy udaną transakcję i spotkanie Polsko-Serbskie. Niestety biznesmen odbija dalej w bok ( kolejne transakcje) i jego trasa nie pasuje mi. Zatrzymuje mi się bus, a ze postanawiam dziś jeszcze być w Belgradzie, zabieram się nim. Przed 12 jestem na przedmieściach Kraljeva (dobry czas) a na dodatek kierowca nie chce pieniędzy. Ledwie odchodzę od busa i zatrzymuje mi się kolejne auto (to już 3 dziś). Niestety jedziemy tylko 3 km, ale jestem już poza granicami miasta. Na do widzenia kierowca chce dać mi 2kg bochen chleba jednak delikatnie odmawiam (przy tej ilości jedzenia którą zjadam taki chleb starczyłby mi na 3 dni?). Dalej zabiera mnie starszy pan który będą w wojsku budował w Polsce drogi i mosty. Rozstajemy się w Mrcajevicach. Jak tak dalej pójdzie to do Belgradu będę jechał z 10 samochodami. Na szczęście kolejne auto zabiera mnie w pobliże Belgradu do Śremcicy skąd kursują już podmiejskie autobusu (linia 115, cena 30 din) do dworca kolejowego w Belgradzie. 30 minut jazdy i jestem na dworcu gdzie kupuję bilet na wieczorny pociąg do Suboticy (300 din, bezpośredni pociąg do Budapesztu kosztuje 2600din – 36E). Myślałem jeszcze przez chwilę żeby pojechać do Zagrzebia jednak jestem już zmęczony i myślę że czas wracać do domu. Idę obejrzeć Belgrad. Kupuję pysznego kebaba (100 din).Siły i chęć do podróżowania wracają. Jednak postanawiam że naprawdę czas wracać. Zwiedzam starówkę gdzie załapuję się na jakąś manifestację i odwiedzam piękną synagogę. Za prawie wszystkie pieniądze kupuję jedzenie i picie na 2 dni oraz bonusowo ( z powodu już chłodnych nocy) 1,5 litra piwa?. Zostaje mi 50 din na pociąg z Suboticy do Horgoś (ostatnia miejscowość przed granicą). Pociąg wtacza się na dworzec na 5 min przed odjazdem i tłum walczy o miejsca. Po chwili każdy gdzieś siedzi a ja rozpoczynam małą imprezę piwną. Zanim dojechaliśmy do Nowi Sad po piwie zostaje tylko wspomnienie. Dlaczego nie kupiłem 3litrów?. Chwilę po 24 jestem w Suboticy. Pierwszy pociąg do Horgoś dopiero o 4 rano ( następne 8.40 i 10.20)
Dzień 17. (5.09.04- Niedziela)
Do granicy mam 25 km, jestem lekko podchmielony, postanawiam więc iść na piechotę zwłaszcza że nie chce mi się czekać 4 godziny. Droga prowadzi na północny wschód, więc raczej idę dobrze. Po kilku kilometrach zaczyna kierować się bardziej na północ, nic to, idę dalej. Czuję że raczej nie dojdę tam gdzie chciałem jednak nie rezygnuję i idę dalej. Po 2 godzinach dochodzę do granicy i jednostki wojskowej. Psy budzą wartownika, okazuje się że jestem ponad 10 km od najbliższego przejścia granicznego i (wg strażnika) lepiej żebym główną drogą wrócił do Suboticy bo jeszcze ktoś weźmie mnie za przemytnika. Wracam z uśmiechem na ustach, jednak piwo już wywietrzało i odzywają się nogi. Postanawiam gdzieś przenocować jednak w tym momencie dostrzegam na ulicy narysowane ślady leżącego ciała (trupa ?) i naboi. Trzeźwieję do końca, przypominam sobie że jestem przecież w byłej Jugosławii, kilka kilometrów od granicy. Może tu wpierw strzelają a potem pytają się kto idzie. Przyśpieszam kroku, chcę dostać się do pociągu, po chwili nawet (jak Korzeniowski) zaczynam chód. Jednak do stacji z 4-5 km a mi zostało 25 min czasu. Na szczęście dochodzę już do zabudowań i widzę w oddali przejeżdżające samochody. Na bezczelnego, blokując ulicę, próbuję zatrzymać samochody. Udaje mi się dopiero z trzecim. Zdziwiony kierowca zabiera mnie na dworzec. Nie rozumie tylko skąd ja się wziąłem. Za 10 czwarta jestem na stacji. Za 35 din kupuję bilet i wsiadam do pociągu. Zdążyłem. Zaczyna się mój koszmar, nogi jak były ciągle w ruchu nie bolały , teraz gdy dałem im odsapnąć odezwały się ogromnym bólem. Zastanawiam się co mnie podkusiło żeby iść 20 km w środku nocy. Nie wiem czy śmiać się czy płakać nad sobą. Po godzinie jazdy wysiadam w Horgoś i ledwie idąc kieruję się do granicy. Po 200-300m widzę znak „granica 2500m” zastanawiam się czy doczłapię. Mam ochotę jak najszybciej rozbić gdzieś namiot i dać nogom odpocząć. Drepcząc dochodzę do granicy. Serbia żegna mnie pieczątką i remontem przejścia granicznego. Po węgierskiej stronie przechodzę jeszcze jakieś 2 km zanim udaje mi się dojść do zagajnika w którym rozbijam namiot. Nogi strasznie bolą. Jest 6.30.
Wstaję po 10. Do Szeged mam 16 km, autobus będzie dopiero po 14. Próbuję więc dalej z autostopem. Samochód zatrzymuje się dopiero po 2 godzinach machania. Na szczęście kurs od razu do Budapesztu. Kierowca jest spikerem w radiu i o 14 ma jakąś audycję. Jednak o 15 jedzie do rodzinki do Piliscsaby (niecałe 30 km od Esztergom i granicy z Słowacją)i właśnie tam mnie zawozi. Z Piliscsaby podmiejskim autobusem za 289 Forintów jadę do Esztergom. Autobus ma pętlę bliżej centrum niż pociąg więc mam o wiele bliżej do granicy a nogi dalej bolą. O 17 przekraczam granicę węgiersko-słowacka. 2 tygodnie temu pokonywałem tę trasę tylko że w odwrotnym kierunku. Wiem już że do pociągu dosyć daleko więc jadę tam autobusem (9+4,5 Sk). Na stacji kupuję bilet do Hronskiej Dubravy (178Sk) a przed dworcem piwo Kozel za 15 Sk. O 21 jestem na miejscu. Najbliższy pociąg w odpowiednim dla mnie kierunku jest dopiero o 4.25. Tak więc na dziś koniec. 50m od dworca rozbijam namiot i idę spać. Planuję wstać na pociąg o 6.29 do Ziliny z przesiadką we Vrutky.
Dzień 18. (6.09.04- Poniedziałek)
To już jesień. Budzę się z zimna o 2 w nocy. Zakładam jakieś ubranie i próbuję zasnąć. O 5.50 budzi mnie zegarek. Mam ochotę spać dalej jednak chęć powrotu do domu jest tak duża że udaje mi się wygramolić ze śpiwora. Wszędzie wilgotno i zimno. Po raz ostatni (mam nadzieję ) zwijam namiot i idę na pociąg (bilet 134Sk). W pociągu zasypiam od razu. Chwilę po 8 jestem we Vrutkach skąd mam 10 min później pociąg do Ziliny. Bilet do Czeskiego Cieszyna kosztuje 161 Sk, mam tylko 85. Na szczęście naprzeciw dworca jest kantor. Próbuję wymienić 2E jednak za bilon chcą mi dać 60Sk a ja potrzebuję 80?. Jestem jednak blisko polskiej granicy i wymieniam polską walutę. Za 10zł dostaję 87SK. Uff mam na bilet a nawet za resztę kupuję jakąś wodę. 2 godziny później odprawa graniczna na przejściu Słowacko-polskim. Jest chwila po 12. W informacji PKP dowiaduję się że mam szansę zdążyć na pociąg z Katowic do Szczecina jak tylko będę miał autobus bo pociągu nie ma. PKS mnie nie zawodzi, autobus jest (bilet 12zł). Na stacji benzynowej kupuję jeszcze 2 piwa i wsiadam do autobusu. Autobus dojeżdża do Katowic o 14.40 a pociąg rusza 14.47 mam więc 7 min. – marne szanse. Jednak szczęście się do mnie uśmiecha wbiegając na peron pociąg właśnie ruszał ?. Udało się. U konduktora kupuję bilet, a że jest tłok idę do I klasy. Na koniec podróży przynajmniej tyle mi się należy (bilet 40,95zł + 6 za wypisanie). W portfelu mam niecałe 10 zł. W łazience próbuję się umyć i kładę się spać. W Szczecinie odbiera mnie brat (dzięki) i o 24 jestem w domu w Policach.
Tak kończy się wyprawa.
Zimno i wilgotno. Pierwszy dzień gdzie nie budzi mnie ładna pogoda. Dojechanie do Mokro (20km) zajmuje mi 2 godziny 2 samochodami. Jednak jestem optymistą?. Wychodzi słońce i czuję, że będzie to dobry dzień. I rzeczywiście, zatrzymuje mi się kobieta, która zaskakuje mnie pierwszym pytaniem, – w jakim języku mówisz?. Jedzie do Bijelo Polje w SiC. Jest trochę zmęczona i potrzebowała kompana, który będzie z nią rozmawiał, stąd to pierwsze pytanie. W drodze okazuje się ze to ona bardziej mówi. Dowiaduję się trochę o historii tego kraju (trzeba będzie się dokształcić po powrocie). Zwiedzamy Visegrad i boczną drogą udajemy się na granicę do Priboj. Włączamy ulubioną płytę kierowcy „the best Bregovic” i okazuje się, że co druga piosenka jest z naszą Kają. O 16 jestem znów w SiC w Bistricy. Zegnam kobietę, na do widzenia wymienia mi jeszcze Euro na forinty. Po chwili miły p. doktor zabiera mnie w dalszą podróż. Niestety źle się dogadujemy (mówiłem do Belgradu a doktor mówił ok. i wymieniał wszystkie miejscowości na trasie, w pewnym momencie zjechał z głównej drogi, więc pytam gdzie mnie wiezie. Odpowiedz doktora była jasna, czy skręcimy w prawo czy w lewo i tak dojedzie się do Belgradu. Wydawało się proste) Po drodze zatrzymujemy się przy leśnym strumyku, z informacji od doktora wynika, że jest to najczystsza woda w okolicy. Kawałek dalej zatrzymujemy się przy sklepie. Doktor zamawia piwo dla siebie i swojego przyjaciela z Polski. Sklepikarz też sobie nie odmawia ?. Dołącza się jeszcze klient, który przyszedł na zakupy. Po pierwszym piwie na stół poszły chipsy o smaku czekolady ? jednak nie przeszkadzały nam wypić drugiego piwa. Miło się żegnamy ze sklepikarzem i jedziemy dalej. Na pytanie o kontrolę policyjną dowiaduję się, że jest to jedyny lekarz w okolicy i nikt nie śmie go zatrzymać. Dojeżdżamy do Sjenic, doktor pokazuje mi gdzie mieszka, zaprasza mnie jeszcze na kebaba i piwko ( oczywiście pijemy z właścicielem baru) i oznajmia, że autobus mam za 3 godziny bezpośrednio do Belgradu. Wiedziałem, że nie może być za pięknie ? a przy okazji z pijanym lekarzem to dalej bym nie pojechał. Zegnam się z lekarzem. Jest 19, droga pusta a kierowca autobusu nie chce mnie wpuścić do środka. Postanawiam spróbować złapać okazję. Miejscowe dzieci odprowadzają mnie na następny przestanek na peryferiach miasta. Jeżeli ktoś będzie tędy przejeżdżał to tylko na Novi Pazar. Dla dzieci jestem atrakcją wieczoru ?. Co chwila pojawia się kolejne i zadaje jakieś dziwne pytania? W pewnym momencie podchodzi jakiś rodzic, spodziewam się kłopotów, jednak jak wyszło, że jestem Polakiem, uśmiech zagościł na twarzy ojca. Okazało się, że w latach 90’ pracował w Niemczech na budowach razem z Polakami ? Rozmawiamy oczywiście po polsku i dzieci tracą szybko zainteresowani?. Mam w Polsce pozdrowić od Elvisa wszystkie dziewczyny a szczególnie jedną z Bielska Białej, z którą był 2 lata. Tak więc pozdrawiam was dziewczyny w imieniu Elvisa?. Chwilę po 19 zatrzymuje mi się auto, które zawozi mnie do Novi Pazar. Dojeżdżamy przed 21. Miasto tętni życiem, tak jak w innych ciepłych krajach po zachodzie słońca wszyscy wychodzą na ulice i spacerują od knajpki do knajpy. Kupuję tylko wodę i rogaliki na śniadanie i idę szukać noclegu. Udaje mi się znaleźć ładną świeżo skoszoną łączkę, niestety lekko pod skosem i całą noc zsuwam się na jeden bok namiotu.
Dzień 16. (4.09.04- Sobota)
Rano coraz zimniej ( to już nie Grecja), zakładam długie spodnie i zaczynam zabawę z autostopem. Zabiera mnie po 15 minutach młody biznesmen. Handluje on trzonkami do siekier, kos i łopat. (ktoś robi, on skupuje i sprzedaje drożej w sklepach). Dodatkowo studiuje historię, więc dowiaduję się trochę o okolicznych terenach. W Raśce sprzedajemy 10 trzonków do kos i 20 do siekier i jedziemy do Usce gdzie piwem opijamy udaną transakcję i spotkanie Polsko-Serbskie. Niestety biznesmen odbija dalej w bok ( kolejne transakcje) i jego trasa nie pasuje mi. Zatrzymuje mi się bus, a ze postanawiam dziś jeszcze być w Belgradzie, zabieram się nim. Przed 12 jestem na przedmieściach Kraljeva (dobry czas) a na dodatek kierowca nie chce pieniędzy. Ledwie odchodzę od busa i zatrzymuje mi się kolejne auto (to już 3 dziś). Niestety jedziemy tylko 3 km, ale jestem już poza granicami miasta. Na do widzenia kierowca chce dać mi 2kg bochen chleba jednak delikatnie odmawiam (przy tej ilości jedzenia którą zjadam taki chleb starczyłby mi na 3 dni?). Dalej zabiera mnie starszy pan który będą w wojsku budował w Polsce drogi i mosty. Rozstajemy się w Mrcajevicach. Jak tak dalej pójdzie to do Belgradu będę jechał z 10 samochodami. Na szczęście kolejne auto zabiera mnie w pobliże Belgradu do Śremcicy skąd kursują już podmiejskie autobusu (linia 115, cena 30 din) do dworca kolejowego w Belgradzie. 30 minut jazdy i jestem na dworcu gdzie kupuję bilet na wieczorny pociąg do Suboticy (300 din, bezpośredni pociąg do Budapesztu kosztuje 2600din – 36E). Myślałem jeszcze przez chwilę żeby pojechać do Zagrzebia jednak jestem już zmęczony i myślę że czas wracać do domu. Idę obejrzeć Belgrad. Kupuję pysznego kebaba (100 din).Siły i chęć do podróżowania wracają. Jednak postanawiam że naprawdę czas wracać. Zwiedzam starówkę gdzie załapuję się na jakąś manifestację i odwiedzam piękną synagogę. Za prawie wszystkie pieniądze kupuję jedzenie i picie na 2 dni oraz bonusowo ( z powodu już chłodnych nocy) 1,5 litra piwa?. Zostaje mi 50 din na pociąg z Suboticy do Horgoś (ostatnia miejscowość przed granicą). Pociąg wtacza się na dworzec na 5 min przed odjazdem i tłum walczy o miejsca. Po chwili każdy gdzieś siedzi a ja rozpoczynam małą imprezę piwną. Zanim dojechaliśmy do Nowi Sad po piwie zostaje tylko wspomnienie. Dlaczego nie kupiłem 3litrów?. Chwilę po 24 jestem w Suboticy. Pierwszy pociąg do Horgoś dopiero o 4 rano ( następne 8.40 i 10.20)
Dzień 17. (5.09.04- Niedziela)
Do granicy mam 25 km, jestem lekko podchmielony, postanawiam więc iść na piechotę zwłaszcza że nie chce mi się czekać 4 godziny. Droga prowadzi na północny wschód, więc raczej idę dobrze. Po kilku kilometrach zaczyna kierować się bardziej na północ, nic to, idę dalej. Czuję że raczej nie dojdę tam gdzie chciałem jednak nie rezygnuję i idę dalej. Po 2 godzinach dochodzę do granicy i jednostki wojskowej. Psy budzą wartownika, okazuje się że jestem ponad 10 km od najbliższego przejścia granicznego i (wg strażnika) lepiej żebym główną drogą wrócił do Suboticy bo jeszcze ktoś weźmie mnie za przemytnika. Wracam z uśmiechem na ustach, jednak piwo już wywietrzało i odzywają się nogi. Postanawiam gdzieś przenocować jednak w tym momencie dostrzegam na ulicy narysowane ślady leżącego ciała (trupa ?) i naboi. Trzeźwieję do końca, przypominam sobie że jestem przecież w byłej Jugosławii, kilka kilometrów od granicy. Może tu wpierw strzelają a potem pytają się kto idzie. Przyśpieszam kroku, chcę dostać się do pociągu, po chwili nawet (jak Korzeniowski) zaczynam chód. Jednak do stacji z 4-5 km a mi zostało 25 min czasu. Na szczęście dochodzę już do zabudowań i widzę w oddali przejeżdżające samochody. Na bezczelnego, blokując ulicę, próbuję zatrzymać samochody. Udaje mi się dopiero z trzecim. Zdziwiony kierowca zabiera mnie na dworzec. Nie rozumie tylko skąd ja się wziąłem. Za 10 czwarta jestem na stacji. Za 35 din kupuję bilet i wsiadam do pociągu. Zdążyłem. Zaczyna się mój koszmar, nogi jak były ciągle w ruchu nie bolały , teraz gdy dałem im odsapnąć odezwały się ogromnym bólem. Zastanawiam się co mnie podkusiło żeby iść 20 km w środku nocy. Nie wiem czy śmiać się czy płakać nad sobą. Po godzinie jazdy wysiadam w Horgoś i ledwie idąc kieruję się do granicy. Po 200-300m widzę znak „granica 2500m” zastanawiam się czy doczłapię. Mam ochotę jak najszybciej rozbić gdzieś namiot i dać nogom odpocząć. Drepcząc dochodzę do granicy. Serbia żegna mnie pieczątką i remontem przejścia granicznego. Po węgierskiej stronie przechodzę jeszcze jakieś 2 km zanim udaje mi się dojść do zagajnika w którym rozbijam namiot. Nogi strasznie bolą. Jest 6.30.
Wstaję po 10. Do Szeged mam 16 km, autobus będzie dopiero po 14. Próbuję więc dalej z autostopem. Samochód zatrzymuje się dopiero po 2 godzinach machania. Na szczęście kurs od razu do Budapesztu. Kierowca jest spikerem w radiu i o 14 ma jakąś audycję. Jednak o 15 jedzie do rodzinki do Piliscsaby (niecałe 30 km od Esztergom i granicy z Słowacją)i właśnie tam mnie zawozi. Z Piliscsaby podmiejskim autobusem za 289 Forintów jadę do Esztergom. Autobus ma pętlę bliżej centrum niż pociąg więc mam o wiele bliżej do granicy a nogi dalej bolą. O 17 przekraczam granicę węgiersko-słowacka. 2 tygodnie temu pokonywałem tę trasę tylko że w odwrotnym kierunku. Wiem już że do pociągu dosyć daleko więc jadę tam autobusem (9+4,5 Sk). Na stacji kupuję bilet do Hronskiej Dubravy (178Sk) a przed dworcem piwo Kozel za 15 Sk. O 21 jestem na miejscu. Najbliższy pociąg w odpowiednim dla mnie kierunku jest dopiero o 4.25. Tak więc na dziś koniec. 50m od dworca rozbijam namiot i idę spać. Planuję wstać na pociąg o 6.29 do Ziliny z przesiadką we Vrutky.
Dzień 18. (6.09.04- Poniedziałek)
To już jesień. Budzę się z zimna o 2 w nocy. Zakładam jakieś ubranie i próbuję zasnąć. O 5.50 budzi mnie zegarek. Mam ochotę spać dalej jednak chęć powrotu do domu jest tak duża że udaje mi się wygramolić ze śpiwora. Wszędzie wilgotno i zimno. Po raz ostatni (mam nadzieję ) zwijam namiot i idę na pociąg (bilet 134Sk). W pociągu zasypiam od razu. Chwilę po 8 jestem we Vrutkach skąd mam 10 min później pociąg do Ziliny. Bilet do Czeskiego Cieszyna kosztuje 161 Sk, mam tylko 85. Na szczęście naprzeciw dworca jest kantor. Próbuję wymienić 2E jednak za bilon chcą mi dać 60Sk a ja potrzebuję 80?. Jestem jednak blisko polskiej granicy i wymieniam polską walutę. Za 10zł dostaję 87SK. Uff mam na bilet a nawet za resztę kupuję jakąś wodę. 2 godziny później odprawa graniczna na przejściu Słowacko-polskim. Jest chwila po 12. W informacji PKP dowiaduję się że mam szansę zdążyć na pociąg z Katowic do Szczecina jak tylko będę miał autobus bo pociągu nie ma. PKS mnie nie zawodzi, autobus jest (bilet 12zł). Na stacji benzynowej kupuję jeszcze 2 piwa i wsiadam do autobusu. Autobus dojeżdża do Katowic o 14.40 a pociąg rusza 14.47 mam więc 7 min. – marne szanse. Jednak szczęście się do mnie uśmiecha wbiegając na peron pociąg właśnie ruszał ?. Udało się. U konduktora kupuję bilet, a że jest tłok idę do I klasy. Na koniec podróży przynajmniej tyle mi się należy (bilet 40,95zł + 6 za wypisanie). W portfelu mam niecałe 10 zł. W łazience próbuję się umyć i kładę się spać. W Szczecinie odbiera mnie brat (dzięki) i o 24 jestem w domu w Policach.
Tak kończy się wyprawa.
Dodane komentarze
Dyzio 2007-04-10 15:15:12
Czyta sie z duzym zainteresowaniem - tym bardziej, ze trasa i sporo miejs opisanych jest mi znane. Tempo faktycznie szalone! jedno, co mnie serdecznie ubawilo- celebrowanie piwkowania - jak czesto powtarzajace sie w relacjach polskich globtroterow plci meskiej. Pozdrawiam serdecznie Gdanszczanina i zycze wielu wspanialych podrozy w przyszlosci!PS. 10 € na granicy albanskiej nadal kasuje sie od turystow, czasami rowniez i polskich (miales szczescie)
brokulek 2007-01-03 11:41:04
Szkoda że nie zwoplniłes troszkę tempa...czasem warto się zatrzymać...poczuc i usłyszeć więcej...do tego trzeba ciszy...rumunia1 2005-07-10 13:56:04
Witam!Ciekawa podróż, tylko nie wiem czy bardziej w niej chodzi o zwiedzanie, czy tylko o przejechanie jak najwiekszej ilości kolometrów. Zapewnie czytałes ksiązkę Stasiuka "Jadąc do Babadag" podobna atmosfera lecz on w przeciwieństwie od Ciebie szukał prowincji Ty duzych miast. Nasówa mi sie takie spostrzezenie, ze twoja podróż była jedynie ucieczką przed samotnościa, gdyz ciagle chciałeś byc w ruchu (własnie jak piszesz dworce jak i pociągi sa takimi miejscami gdzie przewiajają sie masy ludzi)
Pozdrawiam
Sławek
Przydatne adresy
Brak adresów do wyświetlenia.
Inne materiały
SłOWACJA
- artykuły / relacje: SłOWACJA (40)
- linki 36
- galeria zdjęć 4601
- przewodnik: SłOWACJA
- ogłoszenia 3
- forum: SłOWACJA(51)
WĘGRY
- artykuły / relacje: WĘGRY (29)
- linki 21
- galeria zdjęć 988
- przewodnik: WĘGRY
- ogłoszenia 3
- forum: WĘGRY(41)
RUMUNIA
- artykuły / relacje: RUMUNIA (55)
- linki 38
- galeria zdjęć 2530
- przewodnik: RUMUNIA
- ogłoszenia 3
- forum: RUMUNIA(169)
BUłGARIA
- artykuły / relacje: BUłGARIA (39)
- linki 22
- galeria zdjęć 1002
- przewodnik: BUłGARIA
- ogłoszenia 4
- forum: BUłGARIA(99)
GRECJA
- artykuły / relacje: GRECJA (65)
- linki 31
- galeria zdjęć 6701
- przewodnik: GRECJA
- ogłoszenia 6
- forum: GRECJA(214)
ALBANIA
- artykuły / relacje: ALBANIA (43)
- linki 10
- galeria zdjęć 938
- przewodnik: ALBANIA
- ogłoszenia 2
- forum: ALBANIA(129)
CHORWACJA
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.