Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
Mauritius backpackersko > MAURITIUS


Relacje na temat tego kraju są bardziej niż skąpe, raczej dość jednoznacznie kojarzy się z egzotycznymi plażami i luksusowymi hotelami, tymczasem kraj jest ze wszech miar godny polecenia. Mało znany, ma sporo do zaoferowania, ale po kolei.
Korzystając z promocji lotniczej oraz tygodniowego urlopu postanowiłem odwiedzić Mauritius, kraj mały, raczej mało popularny jeśli chodzi o samodzielne zwiedzanie z plecakiem. Lot był przez Zurych, na szczęście na samym lotnisku było znacznie więcej czasu niż podczas mojej wyprawy do Omanu. Zresztą jak się okazało, Szwajcarzy znacznie usprawnili swoje procedury kontroli paszportu i bagażu, bo po 20 minutach jestem już na terminalu skąd odlatuje samolot do miejsca docelowego. Wszystko odbywa się bez żadnego problemu. Przelot Zurych- Mauritius nie odbywa się liniami rejsowymi Swiss, tylko współpracującymi czarterami, co oznacza pewne obniżenie standardu - brak filmów wideo, piwa czy wina w standardowej ofercie – za tego typu udogodnienia trzeba dodatkowo płacić.
Z góry na pierwszy rzut oka, wyspa robi wrażenie zagubionego raju. Zielone wzgórza, sporo palm, błękitne fale oceanu okalające całą wyspę, dużo słońca. Przy wylocie z zimnej Polski (wcześniejszy atak zimy), trzydzieści kilka stopni na lotnisku powodują mały szok termiczny. Trzeba się szybko przebrać i zacząć powoli przyzwyczajać do miejscowego klimatu.
Wiza wbijana jest bezpłatnie do paszportu na lotnisku. Teoretycznie procedury imigracyjne na Mauritiusie przewidują okazanie urzędnikowi powrotnego biletu, odpowiedniej sumy pieniędzy oraz rezerwacji / adresu hotelu, w którym zamierza się zatrzymać. Oczywiście tylko teoretycznie, bo naprawdę nikt tego nie sprawdza. Uśmiechnięty urzędnik wbija wizę i już, koniec formalności.
Oczywiście przezornie posprawdzałem wcześniej możliwości noclegowe (okazuje się, że jest również spora oferta hosteli, pomocą jest oczywiście niezawodny LP) i rezerwuję pokoik w Mahebourgu. Podczas korespondencji mailowej z właścicielami hotelu zdecydowanie odrzucam ich ofertę podwiezienia z lotniska do hotelu. Wydaje mi się, że spokojnie znajdę coś tańszego na lotnisku, LP zresztą uprzejmie informuje o istnieniu na wyspie taniej komunikacji autobusowej.
Na lotnisku wymieniam kilka dolarów, coby mieć pieniądze na autobus do Mahebourga (wybrałem tę miejscowość jako bazę wypadową, po Mauritiusie z racji położenia blisko lotniska). Wyszukuję sobie autobus z napisem mojej miejscowości i faktycznie płacę kwotę około dolara za przejazd.
Po przyjeździe do Mahebourga muszę nieco zweryfikować swoje wyobrażenia o raju. Jest dość brudno, śmieci raczej walają się po ulicach, drogi niezbyt równe, kręci się trochę, na pierwszy rzut oka bezpańskich psów. No cóż, w końcu to jednak było nie było Afryka.
Ludzie są za to fantastyczną mieszanką rasowo-kulturową. Dominują tzw. Kreole, czyli przedstawiciele ludności powstałej ze zmieszania kilku ras oraz Hindusi (przynajmniej wizualnie, bo oprócz przybyszów z Indii kontynentalnych tym terminem obejmuje się również emigrantów ze Sri Lanki, Pakistanu, czy Bangladeszu). Drugą grupę stanowią przybysze z czarnej Afryki, głównie Madagaskar, bo blisko, ale również Senegal, Mozambik, choć raczej w tym przypadku powinno się mówić o plemionach. Dużą grupę stanowią miejscowi biali, będący potomkami różnych kolonizatorów (Anglików, Francuzów, czy Holendrów). Jak wszędzie sporo jest również Chińczyków.Wszyscy żyją w pokoju, wyznają różne religie. Obok siebie widuje się świątynie hinduistyczne, meczety, ,czy kościoły chrześcijańskie.
Reszta w kolejnej relacji
Korzystając z promocji lotniczej oraz tygodniowego urlopu postanowiłem odwiedzić Mauritius, kraj mały, raczej mało popularny jeśli chodzi o samodzielne zwiedzanie z plecakiem. Lot był przez Zurych, na szczęście na samym lotnisku było znacznie więcej czasu niż podczas mojej wyprawy do Omanu. Zresztą jak się okazało, Szwajcarzy znacznie usprawnili swoje procedury kontroli paszportu i bagażu, bo po 20 minutach jestem już na terminalu skąd odlatuje samolot do miejsca docelowego. Wszystko odbywa się bez żadnego problemu. Przelot Zurych- Mauritius nie odbywa się liniami rejsowymi Swiss, tylko współpracującymi czarterami, co oznacza pewne obniżenie standardu - brak filmów wideo, piwa czy wina w standardowej ofercie – za tego typu udogodnienia trzeba dodatkowo płacić.
Z góry na pierwszy rzut oka, wyspa robi wrażenie zagubionego raju. Zielone wzgórza, sporo palm, błękitne fale oceanu okalające całą wyspę, dużo słońca. Przy wylocie z zimnej Polski (wcześniejszy atak zimy), trzydzieści kilka stopni na lotnisku powodują mały szok termiczny. Trzeba się szybko przebrać i zacząć powoli przyzwyczajać do miejscowego klimatu.
Wiza wbijana jest bezpłatnie do paszportu na lotnisku. Teoretycznie procedury imigracyjne na Mauritiusie przewidują okazanie urzędnikowi powrotnego biletu, odpowiedniej sumy pieniędzy oraz rezerwacji / adresu hotelu, w którym zamierza się zatrzymać. Oczywiście tylko teoretycznie, bo naprawdę nikt tego nie sprawdza. Uśmiechnięty urzędnik wbija wizę i już, koniec formalności.
Oczywiście przezornie posprawdzałem wcześniej możliwości noclegowe (okazuje się, że jest również spora oferta hosteli, pomocą jest oczywiście niezawodny LP) i rezerwuję pokoik w Mahebourgu. Podczas korespondencji mailowej z właścicielami hotelu zdecydowanie odrzucam ich ofertę podwiezienia z lotniska do hotelu. Wydaje mi się, że spokojnie znajdę coś tańszego na lotnisku, LP zresztą uprzejmie informuje o istnieniu na wyspie taniej komunikacji autobusowej.
Na lotnisku wymieniam kilka dolarów, coby mieć pieniądze na autobus do Mahebourga (wybrałem tę miejscowość jako bazę wypadową, po Mauritiusie z racji położenia blisko lotniska). Wyszukuję sobie autobus z napisem mojej miejscowości i faktycznie płacę kwotę około dolara za przejazd.
Po przyjeździe do Mahebourga muszę nieco zweryfikować swoje wyobrażenia o raju. Jest dość brudno, śmieci raczej walają się po ulicach, drogi niezbyt równe, kręci się trochę, na pierwszy rzut oka bezpańskich psów. No cóż, w końcu to jednak było nie było Afryka.
Ludzie są za to fantastyczną mieszanką rasowo-kulturową. Dominują tzw. Kreole, czyli przedstawiciele ludności powstałej ze zmieszania kilku ras oraz Hindusi (przynajmniej wizualnie, bo oprócz przybyszów z Indii kontynentalnych tym terminem obejmuje się również emigrantów ze Sri Lanki, Pakistanu, czy Bangladeszu). Drugą grupę stanowią przybysze z czarnej Afryki, głównie Madagaskar, bo blisko, ale również Senegal, Mozambik, choć raczej w tym przypadku powinno się mówić o plemionach. Dużą grupę stanowią miejscowi biali, będący potomkami różnych kolonizatorów (Anglików, Francuzów, czy Holendrów). Jak wszędzie sporo jest również Chińczyków.Wszyscy żyją w pokoju, wyznają różne religie. Obok siebie widuje się świątynie hinduistyczne, meczety, ,czy kościoły chrześcijańskie.
Reszta w kolejnej relacji
Pomimo afrykańskiego położenia kraj zdecydowanie przewyższający swoich kontynentalnych sąsiadów pod względem poziomu rozwoju. Żyjący z turystyki masowej, ale mający również sporo do zaoferowania turyście indywidualnemu
Dodane komentarze
nitkaska 2013-04-27 22:49:22
w końcu zabrałam się za lekturę Twojej relacjiz Mauritiusa, jak się okazuje choroba na coś się czasami przydaje:) Lecę do następnych części:)Przydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.