Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
Górski Karabach 2014 > GÓRSKI KARABACH



Na początku było trochę strachu, niepewności. Przed wyjazdem przewertowałem sporo relacji stamtąd (z różnych okresów), pisano o zamkniętych obszarach, trudnościach w przemieszczaniu się, polach minowych, zniszczonych miastach, ale również o nieznanych, fascynujących miejscach, ludzkiej życzliwości, gościnności. W sumie do odważnych świat należy, trzeba jechać, sprawdzić na własne oczy.
Pomysł odwiedzenia Górskiego Karabachu zrodził się już w Erywaniu (tam ewentualnie należało załatwić wizy wjazdowe, latem w tzw. ambasadzie mogą być kolejki. Ponieważ jednak równie dobrze można zrobić to w samym Stepanakercie, łatwiej i taniej, zdecydowanie polecam tę drugą opcję). Dojazd do Karabachu – tylko z terytorium Armenii, busy (busiki, marszrutki) kursują albo z Erywania (centralny dworzec autobusowy), albo z położonego na południu miasta Goris.
Z Goris bezpośrednio do Stepanakertu odjeżdżają marszrutki (w pobliżu skrzyżowania północnej obwodnicy miasta z ulicą Masztoca, miejsce nie jest jakoś specjalnie oznaczone, ale miejsce nieoficjalnie uznawana jest za miejscowy dworzec autobusowy, przynajmniej powrotny bus Stepanakert – Erywań też się tam zatrzymuje). Marszrutka (spory busik, ale jeżdżą również taksówki) oczywiście musi się zapełnić i dopiero wtedy rusza. Po kilkunastu kilometrach dojeżdża się do granicy Górskiego Karabachu. Kontrolę paszportową, która polega na pobieżnym przejrzeniu dokumentów i wręczeniu kwitu granicznego z adresem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Stepanakercie, przechodzą tylko obcokrajowcy, całkowicie bezproblemowo i bezstresowo, na granicy można nawet robić zdjęcia. Uwaga, dla zagraniczniaków to jedyne oficjalne przejście graniczne. Po załatwieniu formalności jedziemy dalej. Krajobraz nie ulega zmianie, przy samej drodze nie widać nawet specjalnie śladów po wojnie.
Górski Karabach to kraj, który oficjalnie nie istnieje. Międzynarodowo nie uznaje go nawet Armenia (bo niby po co ?) nawet mając w Erywaniu przedstawicielstwo Karabachu. Zresztą na wszystkich mapach ormiańskich Karabach jest częścią Armenii, obywatele Karabachu mają również paszporty ormiańskie (oprócz karabachskich), płacą dramami, mówią po ormiańsku i mają normalne ormiańskie tablice rejestracyjne samochodów. Ale jakieś tam atrybuty państwowości istnieją – są posterunki graniczne, jest oficjalna flaga Górskiego Karabachu (bez jednego elementu do złudzenia przypominająca flagę Armenii), są poszczególne ministerstwa w Stepanakercie. Czas pokaże, czy ten twór (i w jakiej formie) utrzyma się na mapie świata. Póki co jednak jest, i pewnie dlatego warto go zobaczyć.
Przed Stepanakertem kierowca marszrutki zachwala swojego karabachskiego przyjaciela, u którego można nocować, i który za darmo – to akurat nie do końca znajdzie potwierdzenie w faktach – może pokazać najważniejsze zabytki Karabachu. Tak poznaliśmy Aszota i jego rodzinę. Nocleg może nie jakoś specjalnie komfortowy, ale za to położony mniej więcej w centrum i dodatkowo najtańszy w skali całej wyprawy ormiańsko-karabachskiej (3500 dram, niecałe 8 usd), dodatkowo na dzień dobry mały poczęstunek, okraszony miejscową wódeczką, i od razu człowiekowi się robi miło na duszy. U Aszota można również wykupić jedzenie (obfite obiado-kolacje, połączone również z degustacją trunkową, warto, bo za jednym zamachem pojawiają się różnorodne potrawy, których nazw nie bylibyśmy w stanie wymówić w restauracji).
Po poczęstunku trzeba dopełnić formalności wizowych. Wizyta w miejscowym Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, zakup wizy (co ciekawe to wiza wyjazdowa, na życzenie turysty – ewentualnie planującego również kolejną wizytę w Azerbejdżanie – wiza stemplowana jest na oddzielnej kartce papieru, 3000 dram od osoby, płatne na miejscu, dostaje się kwit, który następnie oddaje się na granicy przy wyjeździe). Załatwiani wizy trwa tyle ile wypisanie papierka, czyli od ręki. Ministerstwo znajduje się na głównej ulicy Stepanakertu, nie sposób przegapić.
Szczegółowy opis zwiedzanych miejsc w kolejnym odcinku
Granica z Karabachem, Sjunik, Granica, GÓRSKI KARABACH
Pomysł odwiedzenia Górskiego Karabachu zrodził się już w Erywaniu (tam ewentualnie należało załatwić wizy wjazdowe, latem w tzw. ambasadzie mogą być kolejki. Ponieważ jednak równie dobrze można zrobić to w samym Stepanakercie, łatwiej i taniej, zdecydowanie polecam tę drugą opcję). Dojazd do Karabachu – tylko z terytorium Armenii, busy (busiki, marszrutki) kursują albo z Erywania (centralny dworzec autobusowy), albo z położonego na południu miasta Goris.
Stepanakert, Stepanakert, Potrawy, GÓRSKI KARABACH
Z Goris bezpośrednio do Stepanakertu odjeżdżają marszrutki (w pobliżu skrzyżowania północnej obwodnicy miasta z ulicą Masztoca, miejsce nie jest jakoś specjalnie oznaczone, ale miejsce nieoficjalnie uznawana jest za miejscowy dworzec autobusowy, przynajmniej powrotny bus Stepanakert – Erywań też się tam zatrzymuje). Marszrutka (spory busik, ale jeżdżą również taksówki) oczywiście musi się zapełnić i dopiero wtedy rusza. Po kilkunastu kilometrach dojeżdża się do granicy Górskiego Karabachu. Kontrolę paszportową, która polega na pobieżnym przejrzeniu dokumentów i wręczeniu kwitu granicznego z adresem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Stepanakercie, przechodzą tylko obcokrajowcy, całkowicie bezproblemowo i bezstresowo, na granicy można nawet robić zdjęcia. Uwaga, dla zagraniczniaków to jedyne oficjalne przejście graniczne. Po załatwieniu formalności jedziemy dalej. Krajobraz nie ulega zmianie, przy samej drodze nie widać nawet specjalnie śladów po wojnie.
Stepanakert, Stepanakert, Panorama Stepanakertu, GÓRSKI KARABACH
Górski Karabach to kraj, który oficjalnie nie istnieje. Międzynarodowo nie uznaje go nawet Armenia (bo niby po co ?) nawet mając w Erywaniu przedstawicielstwo Karabachu. Zresztą na wszystkich mapach ormiańskich Karabach jest częścią Armenii, obywatele Karabachu mają również paszporty ormiańskie (oprócz karabachskich), płacą dramami, mówią po ormiańsku i mają normalne ormiańskie tablice rejestracyjne samochodów. Ale jakieś tam atrybuty państwowości istnieją – są posterunki graniczne, jest oficjalna flaga Górskiego Karabachu (bez jednego elementu do złudzenia przypominająca flagę Armenii), są poszczególne ministerstwa w Stepanakercie. Czas pokaże, czy ten twór (i w jakiej formie) utrzyma się na mapie świata. Póki co jednak jest, i pewnie dlatego warto go zobaczyć.
Przed Stepanakertem kierowca marszrutki zachwala swojego karabachskiego przyjaciela, u którego można nocować, i który za darmo – to akurat nie do końca znajdzie potwierdzenie w faktach – może pokazać najważniejsze zabytki Karabachu. Tak poznaliśmy Aszota i jego rodzinę. Nocleg może nie jakoś specjalnie komfortowy, ale za to położony mniej więcej w centrum i dodatkowo najtańszy w skali całej wyprawy ormiańsko-karabachskiej (3500 dram, niecałe 8 usd), dodatkowo na dzień dobry mały poczęstunek, okraszony miejscową wódeczką, i od razu człowiekowi się robi miło na duszy. U Aszota można również wykupić jedzenie (obfite obiado-kolacje, połączone również z degustacją trunkową, warto, bo za jednym zamachem pojawiają się różnorodne potrawy, których nazw nie bylibyśmy w stanie wymówić w restauracji).
Po poczęstunku trzeba dopełnić formalności wizowych. Wizyta w miejscowym Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, zakup wizy (co ciekawe to wiza wyjazdowa, na życzenie turysty – ewentualnie planującego również kolejną wizytę w Azerbejdżanie – wiza stemplowana jest na oddzielnej kartce papieru, 3000 dram od osoby, płatne na miejscu, dostaje się kwit, który następnie oddaje się na granicy przy wyjeździe). Załatwiani wizy trwa tyle ile wypisanie papierka, czyli od ręki. Ministerstwo znajduje się na głównej ulicy Stepanakertu, nie sposób przegapić.
Szczegółowy opis zwiedzanych miejsc w kolejnym odcinku
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.