Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
Hong Kong 2008 > HONG KONG


Kiedy samolot obniżał lot nad Hong Kongiem, klasycznie nos miałam przyklejony do okna.
Widziałam wodę z której wystawało mnóstwo małych, skalnych wysepek.
Nie miałam wątpliwości, która z wysp jest moim miejscem docelowym. Oto mym oczom ukazał się obraz wyspy, która wyglądała jakby ktoś z wielką premedytacją próbował ją całą zabetonować, a proces ów był nadal w toku. Ogromne betonowe wieżowce dumnie prostowały się ku niebu, a dookoła nowo powstające budynki w towarzystwie wielu dźwigów budowlanych.
Poczułam ciężar poważnej infrastruktury.
Betonowa dżungla - takie miałam pierwsze wrażenie.
Spodziewałam się również przyjemnie wysokiej temperatury, ale niestety. W lutym w Hong Kongu
jest około 15-20 stopni C (z naciskiem raczej na 15 stopni), często pada i dość nieprzyjemnie zawiewa, taka nasza wczesna wiosna. Jeśli więc planujecie wybrać się do HK w tym okresie dobrze jest mieć cieplejsze ubrania. Nie ma też co się zbytnio stresować co ze sobą zabrać bo HK to w końcu zakupowa stolica świata.
Tak na marginesie i już zupełnie subiektywnie, jeśli naprawdę jest gorąco, a do tego jest wysoka wilgotność powietrza (np. Singapur, Bangkok) to jedyna sensowna opcja to leżenie na piaseczku w otoczeniu wodnego błękitu, ponieważ zwiedzanie lub inne aktywności turystyczne potrafią być totalnie wykańczające. Człowiek dyszy, sapie przy każdym kroku i marzy żeby już się znaleźć w klimatyzowanym miejscu. Z drugiej strony to też bywa ciekawe bo zawsze można sprawdzić swoje granice, a może je nawet odrobinę poszerzyć.
Powracając do Hong Kongu....
To najszybsze, najbardziej barwne i głośne miejsce jakie dotąd widziałam.
Nie opuszczało mnie wrażenie, że to miasto nigdy nie zasypia, szczególnie jego najbarwniejsza dzielnica Mangkok. Ulice na tej dzielnicy były zapchane ludźmi od bardzo wczesnego ranka do późnej nocy. Można tu kupić absolutnie wszystko. Począwszy od wysokiej klasy sprzętu komputerowego, fotograficznego po najbardziej poszukiwane marki ciuchów, butów i cokolwiek jeszcze można sobie wymyślić.
To jest istny zakupowy raj.
Związane jest to przede wszystkim z ceną, która na dobry początek jest o połowę niższa niż w Europie, a do tego zawsze można się trochę jeszcze potargować. Niestety nie ma co liczyć na duże rabaty w stosunku do ceny wyjściowej (2% - 3%), za to można zyskać dodatkową kartę pamięci czy baterię, etui do kompa czy torbę do aparatu itd. Sklepy prześcigają się w bonusach aby przyciągnąć klienta, więc warto się przejść po paru sklepach i sprawdzić ofertę. Ceny sprzętu (komputerowego i fotograficznego) w różnych sklepach są podobne, ale często sklepy organizują promocję, że danego dnia, czy w danym miesiącu jest cena 50% niższa. Dzięki temu można zakupić sprzęt w super cenie.
Po HK najlepiej poruszać się metrem. Można kupić kartę na pewną ilość przejazdów, a później można ją doładowywać. W każdym momencie taką kartę można oddać i otrzymać pieniądze z powrotem.
Przy wejściach do metra, za bramkami są stanowiska komputerowe i darmowy internet.
Mam znajomą, która wielokrotnie była w HK i przed wyjazdem udzieliła mi cennych wskazówek. Pamiętam, jak wspomniała, że HK to monster zakupowy i można robić zakupy bez końca, dlatego warto pobyt w HK przeplatać wypadami za „miasto”. W otoczeniu HK jest mnóstwo ciekawych wysp na których można odnaleźć trochę spokoju i odkryć magiczne miejsca. Na wyspy pływają statki, małe promy. Mogą to być wypady jednodniowe, na parę godzin lub na np. weekend. Można o wyspach i ich atrakcjach poczytać w przewodnikach i skonsultować w informacjach turystycznych na miejscu. Został mi polecony bardzo dobry punkt informacji turystycznej w TSIM SHA TSUI, gdzie obsługa mówi po angielsku i pomagają zaplanować każdą wycieczkę. Info mieści się w budynku przystani Star Ferry na końcu Salisbury Road.
Nam udało się zrobić dwudniowy wypad do MACAU. Przystań promów jest na przystanku SHEUNG WAN – jest to ostania stacja metra Blue line. Trzeba wjechać windą na 3 piętro i tam można kupić bilety. Promy są mniej więcej co pół godziny.
Chińczycy powiadają, że Macau jest dla nich bardzo egzotycznym miejscem, smakiem Europy, więc mało to dla nas egzotyczne. Rzeczywiście jednak muszę przyznać, że jest to zupełnie inne miejsce niż HK. Macau było portugalską kolonią od 1513 roku, kiedy to pierwszy Portugalczyk Jorge Alvares zawinął do tamtejszego portu. Stosunkowo niedawno bo w 1999 Portugalia oddała Chinom Macau.
Większość nazw ulic, restauracji, hoteli ma nazwy portugalskie, a Chińczycy mieszkający tam znakomicie mówią w tym języku.
Bardzo często można się spotkać z nazwą, że Macau to chińskie Las Vegas. W mieście rzeczywiście mnóstwo jest kasyn, które błyskają światłami. Wszystko to oczywiście tchnie poważnym kiczem, ale nocą jest jak bajce w Disneya.
Chyba najbardziej popularnym miejscem jest Ruinas de Igreja de Sao. Są to ruiny starego kościoła zbudowanego w XVII wieku przez chrześcijan. Podobno jest to największy pomnik chrześcijański w Azji. W podziemiach ruin są grobowce do których można wejść.
Przecudownym miejscem, aby trochę odpocząć jest ogród Lou Lim Loc Garden. Cały ogród jest zaprojektowany zgodnie z regułami feng-shui. To się naprawdę czuje, drzewka bonsai różnej maści i kształtu, fontanny, kwiaty, ptaki... Naprawdę jest miło. Jeśli uda się tam pojawić wczesną porą to spotkacie lokalsów, którzy wykonują swoje codzienne ćwiczenia Tai Chi.
Wieczorem wybraliśmy się do polecanej w przewodniku lonely planet knajpki: Moonwalker Bar, całkiem miłe miejsce, ale jak byliśmy ok. godz. 22 to jeszcze nie za wiele się działo. Drinki były od serca, ale muzyka fatalna, taka dyskotekowa papka (to tak subiektywnie ponownie, bo to zależy co kto lubi)
Kiedy już nacieszymy się portugalskim powiewem na Macau i zaspokoimy pierwszy głód zakupowy w HK możemy przyjrzeć temu co nas otacza (poza sklepami).
Dla mnie najpiękniejszym miejscem w HK jest The Peak, wspaniałe miejsca widokowe. Największy efekt jest w nocy, kiedy można zobaczyć HK tryskający kolorami i życiem. The Peak to wieża, na każdym piętrze są inne atrakcje: muzea, restauracje, tarasy widokowe. Na siódmym piętrze jest tramwaj, który prawie pionowo podjeżdża do góry i zjeżdża w dół, jest to naprawdę niezła frajda.
Drugą co do wielkości wyspą po HK w tym rejonie jest Lantau. Główną atrakcją tej wyspy jest największy, metalowy posąg Buddy na zewnątrz. Stoi na najwyższym szczycie (957 m) i góruje nad całą okolicą. Widok niezwykły. Na szczyt dostać się można w kolejką linową lub wmaszerować specjalnymi szlakami górskimi. Jak przystało na prawdziwych wyczynowców wjechaliśmy kolejką. Widoki zwaliły nas z nóg. Większość wyspy zajmuje park, góry i plaże.
Aby zgłębić bardziej HK trzeba by było nam pobyć trochę dłużej. Spróbować wtopić się w jego codzienność, wyczuć rytm. Stracić choć na chwilę status turysty. Myślę, że to państwo-miato-wyspa i jego okolice ma jeszcze wiele tajemnych miejsc do samotnego odkrycia.
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.