Artykuły i relacje z podróży Globtroterów

Cstensz Pyramid Expedition 2008 > PAPUA NOWA GWINEA


batibak batibak Dodaj do: wykop.pl
relacje z podróży

Zdjęcie NOWA GWINEA / Papua / Carstensz Pyramid / Cstensz Pyramid Expedition 2008Wyprawa z cyklu "Korona Ziemi" na najwyzszy szczyt Australi i Oceanii -Carstensz Pyramid w 2008r

„Puncak Jaya – nie wiedziałem co to dżungla”

Suangaama 2250m.n.p.m. – wieś na wyspie Papua Nowa Gwinea.
Ostatni dzień ekspedycji po 400 km przedzieraniu się przez niegościnną dżunglę zapowiadał się gorący i parny, choć jak zwykle na wyspie padało całą noc.
Po wyjściu z Suangaamy, Peter nasz przewodnik na zakręcie góry przy którym rosło ogromne drzewo, pośliznął się na jego wystających korzeniach, obsunął na zboczu i boleśnie poturbował
Zdarzyłem tylko sobie przypomnieć że do 70 % nieszczęśliwych wypadków dochodzi właśnie przy schodzeniu z gór, gdy nasza jedyna kobieta na wyprawie – Kasia weszła na zwalony pień drzewa służący za prowizoryczny mostek do przeprawy przez wąwóz, w dole którego płynął potok, poślizgnęła się na mokrej korze, zamachała rękami próbując złapać jakąś niewidoczną poręcz i runęła w dół....

Jakarta – 16 dni wcześniej
Skład naszej ekspedycji na Carstensz Pyramid (4884m n.p.m.) – najwyższy szczyt Australii i Oceanii oraz najwyższy szczyt na Ziemi leżący na wyspie to zahartowany w górskich bojach zespół.
Jest nas 4 osoby z Polski ( Kasia, Paweł, Staszek, Zbyszek ), 3 Czechów (wszyscy Petry) Francuz Michel i Serb Basar.
Lecimy samolotem rejsowym ze stolicy Indonezji – 12 milionowej Jakarty do Timiki, małego miasta leżącego na skraju zielonej Papui Nowej Gwinei a dalej małą, wyczarterowaną awionetką do Sugapy – wsi położonej na 2200m w górach Sudirman otoczonych niedostępną dżunglą.
Sama Papua to wręcz neolityczna enklawa która przetrwała nie tylko dzięki odległości, dzielącej ją od reszty świata i nieprzyjaznej przyrodzie, ale ze względu na zła sławę jej mieszkańców, którzy zasłynęli jako okrutni wojownicy, łowcy głów i ludożercy. O skali trudności jakie napotkali pierwsi badacze mogą tylko świadczyć nazwy dwóch rzek jakie nadali im przy pierwszych próbach kolonizacji Holendrzy w 1902r: Moordenaar – Morderca i Doodslager – Rzeźnik.
Po wylądowaniu na prowizorycznym, betonowym pasie na grzbiecie pośrodku Gór Śnieżnych, czeka już na nas ogromny tłum Papuasów.
Stanowimy jako biali duże wydarzenie w życiu wsi a i każdy chce się załapać na tragarza i zarobić trochę pieniędzy. W pewnym momencie wszyscy rzucają się na nasze bagaże, powstaje taki zamęt, że mało brakowało a potracilibyśmy cały sprzęt i żywność i tylko dzięki policji i naszemu przewodnikowi udaje się opanować tłum.
Schodzimy do wsi gdzie w byłym domku misjonarzy mamy spędzić pierwszą noc zanim załatwimy portersów (tragarzy ) i zarejestrujemy naszą grupę na tutejszym posterunku policji.
Wszyscy nas bacznie obserwują, wiadomo, biali ludzie zdarzają się tu bardzo rzadko, większość dotychczasowych wypraw na Puncak Jaya – jak nazywają Carstensz Pyramid Indonezyjczycy a Sukarno - Papuasi , wyruszało z drugiej strony gór , przez Freeport i kopalnie złota ( dzienne wydobycie to ok. 10mln$ a zasoby są takie że można kopać 24 h na dobę przez 50 lat i się nie skończą ).
Następnego dnia rano z portersami wyruszamy przez dżunglę do Suangaamy – wsi w której wymienimy tragarzy na właściwą ekipę i która będzie towarzyszyła nam podczas całej podróży, choć jak mawia nasz przewodnik „Tu nic nie jest na pewno”.
Ranek wita nas słonecznie choć to tutaj rzadkość, podczas pobytu na wyspie odczułem ze pada tu od 00.15 do 23.45. Średnio temperatura nie przekracza w górach 10 stopni C.
Przydzieleni są nam do ochrony 3 uzbrojeni w karabiny wojskowi, choć jak się później przekonujemy, Papuasi to jedni z najserdeczniejszych i pogodnych ludzi jakich można spotkać na świecie a wszystkie te opowieści o kanibalizmie należą już do zamierzchłej przeszłości, choć można twierdzić ze większość z 45-latków (średnia długość życia Papuasów) próbowała kiedyś ludzkiego mięsa.


Dżungla Nga Palu 3450m.n.p.m. – 4 dni do ataku szczytowego.
Każdy dzień zaczynamy o świcie ok. 5 rano, pakowanie namiotów, szybki posiłek na maszynce gazowej i w drogę.
Deszcz i błoto dają nam się ostro we znaki, do tego dżungla w górach jest tak trudnym terenem do przejścia że zabiera nam wiele sil przedarcie przez plątaniny lian, korzeni i czego tam jeszcze nikt nie wie.
Błoto sięga czasami do kolan, przechodzimy dziennie przez ok. 20 rzek i potoków, czasami po prowizorycznych palach a czasami w bród. Silne opady deszczu sprawiają ze coś co jeszcze wieczorem było niewinnym potokiem , rano jest rzeką występującą z koryta .
Nurt jest bardzo silny i musimy bardzo uważać aby nikogo nie porwała woda.
Wędrujemy dziennie ok. 25 km przez 10 godzin.
Nic nie schnie a wszechobecne błoto wyszarpuje z nas siły i wolę walki.
Każdy ruch wymaga dużego skupienia bo nie wiadomo, czy konar na którym za chwilę staniemy leży tu od wczoraj czy już od 50 lat i się pod nami nie zarwie.
Z drzew na spadochronach lądują na nas pijawki, są tak niewygodne w oderwaniu że trzeba je odcinać nożem.
Jeżeli w porę się nie z orientujemy, są zapasione naszą krwią jak balony i zostawiają nie gojącą się ranę.
Nasi portersi są nam bardzo pomocni, sami przemierzają dżunglę na bosaka co nam bardzo imponuje i to mobilizuje nas jeszcze bardziej do walki z tym niegościnnym terenem.
Po całodziennej wędrówce, wieczorem padamy ze zmęczenia, z ledwością rozstawiamy namioty pośrodku chaszczy i zarośli, przyrządzamy posiłek i usypiamy w oka mgnieniu.
Nawet nie chce myśleć jaki wąż lub pająk wypełza tutaj na żer. ( Tajpan Papuański, Zdradnica Śmiercionośna, Czarna Wdowa są jedne z najbardziej jadowitych na naszym globie)
Tragarze mieszkają w szałasie ( brezentowa płachta naciągnięta na prowizoryczny, drewniany szkielet) w którym pałą ogniska i przy których czasami wspólnie się suszymy.
Często coś zaśpiewamy, repertuar powalający, od 4 pancernych po pszczółkę Maję, i to ich ośmiela do śpiewania swoich pieśni.
Patrząc na górskie szczyty w oddali, myślę że potwierdza to tylko tak naprawdę że nikt tutaj nie jest inny, lepszy lub gorszy, wspólnie tworzymy jedną, zgraną drużynę.
Ich dieta składa się z ryżu , patatów ( rodzaj słodkiego ziemniaka) oraz ptaków na które codziennie polują. Oni częstują tym nas, my ich swoim liofilizowanym jedzeniem, klimat jest przedni.
Zabawne przy końcu wydało się mi porównanie jakie dostrzegłem miedzy nimi a nami.
Przed wejściem do dżungli my byliśmy czyści, pachnący, w nowych outdoorowych, oddychających ubraniach, oni – ubłocone ciała i poszarpane ubrania, poczochrane włosy, po wyjściu już się niczym nie różniliśmy...


Base Camp 4330m – atak szczytowy
Po 8 dniach wędrówki , a raczej szarpania z dziką przyrodą przy świetle czołówek o 2 w nocy wyruszamy na atak szczytowy przez New Zealand Pass.
Krótka narada, co, kto i jak i w drogę.
Półtora godzinny marsz do 400 metrowej, pionowej ściany skąd rozpoczniemy wspinaczkę po skale upływa w ciszy. Każdy stara się skupić aby w ostatniej fazie nie popełnić błędu , który może nas kosztować to co najcenniejsze – życie.
Wpinamy nasze jumary ( przyrządy asekuracyjne) w liny poręczowe i w górę.
Tempo dość ostre, tak jak i ściany skalne które tną nam bezkompromisowo rękawiczki i dłonie prze wspinaczce.
Nagle słyszę w ciemności z góry krzyk „Kamień!” Przylegam odruchowo do ściany, Peter poniżej mnie nie zdąża , dostaje nim w twarz i mimo ze nosimy kaski nie ratuje go to od ciosu. Na szczęście wielkość odłamka nie była znacząca, oko jest w porządku i po opatrzeniu Czech z Moraw chce kontynuować wspinaczkę. Temperatura oscyluje w okolicach –5 stopni ale wiatr potęguje odczuwalne zimno przez co drętwieją ręce, co dodając maksymalny wysiłek nie ułatwia zadania, oddech staje się coraz krótszy choć stopniowa aklimatyzacja przez te wszystkie dni sprzyja.
Pomału świt rozprasza mrok, wilgotna ściana czasami przechodzi w komin i daje to po zablokowaniu ciałem moment na odsapnięcie.
Już o świcie wchodzimy na grań po której są rozciągnięte poręczówki ale i tak musimy uważać, ślisko jak diabli, sił coraz mniej a o błąd nie trudno.
Dochodzimy do jednego z najcięższych odcinków jakim jest rozwieszona 20 metrowa lina nad 100 metrową przepaścią.
Wpinamy w nią pojedynczo karabinki HMS które mamy przy uprzężach i silnymi ruchami rąk przesuwamy się nad nią pod górę.
Potrzeba dużego przełamania psychicznego aby zaufać obcej linie.
Dużo osób w tym miejscu podobno się wycofuje.
Jeszcze 300 metrów i jest...Wymarzony i upragniony wierzchołek. Wszyscy reagujemy entuzjastycznie, dla Serba Basara, jako pierwszego obywatela byłej Jugosławii jest to na dodatek zakończenie jego „Korony Ziemi” wiec radość jest podwójna.
Seria fotek, wzajemne gratulacje i schodzimy w dół. Operacja równie trudna co i niebezpieczna .
Powrót przez dżunglę do cywilizacji jest jeszcze bardziej wyczerpujący. Duże brawa dla naszej Kasi która jako pierwsza kobieta pokonała tą 400 kilometrową morderczą drogę tam i z powrotem.
Jesteśmy już przemęczeni, wszystko nas boli, mamy poranione ręce i nogi od skal i korzeni, nic w tym klimacie nie chce się goić. Do końcowej wsi dochodzimy skrajnie wyczerpani.
Średnio każdy z nas schudł podczas ekspedycji ok. 8 kg, 10 godzinny codzienny wysiłek i nieregularne, niskokaloryczne posiłki zrobiły swoje.
Wypadek który przydarzył się ostatniego dnia naszej kobietce mogło trafić się każdemu z nas a okazał się na tyle szczęśliwy ze skończyło się na skręceniu nogi i rozciętej głowie. Katarzyna spadła w 4 metrowy wąwóz, głowa minęła wielki głaz leżący na dole tylko o parę centymetrów.
Plecak zamortyzował upadek a całą siłę uderzenia przyjęła 2 litrowa aluminiowa butelka na wodę, która po ciosie wyglądała jak pomięta kartka papieru i aż strach pomyśleć gdyby to stało się dużo wcześniej co by było.
Transport rannego w dżungli jest prawie niemożliwy a licząc na ratunek helikopterem w tamtych warunkach nawet niema co marzyć.
Moim zdaniem sam szczyt dla wysportowanej osoby z przeszkoleniem alpinistycznym myślę ze nie stanowi dużego problemu, ale droga przez dżunglę w górach to już ciężkie zadanie.
Jeżeli ktoś ma ochotę sprawdzić się z samym sobą to gorąco polecam, ale i ostrzegam, że to diabelsko trudne wyzwanie.
Spoglądam teraz na dłoń w której trzymam kawałek skały, który zabrałem ze szczytu i który przypomina mi w codziennym życiu jaki ogromny wysiłek czasami musimy pokonać w drodze do zamierzonego celu, że kroki które stawiamy są małe i prawie niewidoczne ale z każdą chwilą przybliżają nas do zwycięstwa, że entuzjazm i determinacja zawsze zatriumfują nad talentem połączonym z lenistwem i wiem że jest warto walczyć o to co wymarzone.
Będąc w górach nie zapominajmy też o niebezpieczeństwie które czyha na nas nie tylko w wędrówce na nie, ale w szczególności przy powrocie z nich dlatego życzę tyle samo zejść co i wejść. I do szybkiego...

Porady: Najlepiej jechać w październiku lub marcu bo najmniej pada w górach choć i tak opady są bardzo obfite.
Warto dodatkowo zabrać oprócz osobistego ekwipunku i ubrania wodoszczelnego wysokie kalosze, buty trekkingowe tylko na wysokie góry, kijki trekkingowe do pokonywania potoków, solidną pałatkę przeciwdeszczową, dobrze wyposażoną apteczkę osobistą ( antymalariaty konieczne), woda jest tutaj nie zdatna do picie wiec trzeba ja przegotowywać i uzdatniać odpowiednimi środkami, w Jakarcie warto kupić kartusze gazowe, można je przewieść samolotem bo tutejsza benzyna do niczego się nie nadaje.
Warto zabrać też małe banknoty 1,2,5 $ wyprodukowane po 2003 roku którymi tez można płacić.
Indonezja i Papua to skorumpowany kraj wiec trzeba się nastawić na łapówki i załatwienie mnóstwa pozwoleń na trekking od wojska i policji a i tak „nic nie jest na pewno”.
Mało kto zna tutaj język angielski wiec wart nauczyć się podstawowych słów w języku indonezyjskim.
Transport jest tutaj mocno ograniczony i dość drogi, wiec po dotarciu na wyspę trzeba bardzo improwizować.


Zbyszek Bąk „Homohibernatus”









Zdjęcia

NOWA GWINEA / Papua / Carstensz Pyramid / Cstensz Pyramid Expedition 2008NOWA GWINEA / Papua / Carstensz Pyramid / Cstensz Pyramid Expedition 2008

Dodane komentarze

brak komentarzy

Przydatne adresy

Brak adresów do wyświetlenia.

Strefa Globtrotera

Dział Artykuły

Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.

Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.

Jak dodać artykuł?

  1. Zarejestruj się w naszym serwisie - TUTAJ
  2. Dodaj zdjęcia (10 punktów) - TUTAJ
  3. Dodaj artykuł (100 punktów) - TUTAJ
  4. Artykuły są moderowane przez administratora.

Inne Artykuły

X

Serwis Globtroter.pl zapisuje informacje w postaci ciasteczek (ang. cookies). Są one używane w celach reklamowych, statystycznych oraz funkcjonalnych - co pozwala dostosować serwis do potrzeb osób, które odwiedzają go wielokrotnie. Ciateczka mogą też stosować współpracujący z nami reklamodawcy. Czytaj więcej »

Akceptuję Politykę plików cookies

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2001 - 2024 Globtroter.pl