Forum dyskusyjne dodanie komentarza

powrót

temat: z Varanasi do Khajuraho
autor komentarza: tafel
data dodania: 2012-01-07 09:45:49
treść:
Witam
Ja przerabiałem podróż z Khajuraho (nawet z Agry) do Waranasi. Proponuję lekturę moich relacji z wypraw rowerowych po Indiach i Nepalu (były 4) - www.tafel.pl
Tu zamieszczę fragment:
Otóż wypadałoby napisać coś o Khajuraho i świątyniach. Świątynie wykonane zostały w latach 950 -1050. Później na kilkaset lat zarosła je dżungla i dopiero w XX wieku zostały odkryte ponownie. Dzięki temu, że zniknęły one z kart historii na kilkaset lat to nie zostały zburzone przez muzułmanów tak jak wiele innych świątyń.

Z Khajuraho miałem jednym autobusem udać się do Waranasi. Po obiadku udałem się więc na dworzec, gdzie okazało się, że autobus to Waranasi jest odwołany czy go w ogóle nie ma w rozkładzie. Ale mogę za to pojechać do Satny i tam się przesiąść na inny autobus, który zawiezie mnie już prościutko do Waranasi. Dobra, wsiadłem więc do tego autobusu. Rower wylądował na dachu, podobnie jak i część bagażu. Ja miałem miejsce siedzące tuż obok kierowcy. Przypomniał mi się autobus szkolny, którym w podobny sposób siedziało się nieraz na pace obok kierowcy. Do Satny dotarliśmy już w nocy. Tam okazało się, że nie ma bezpośredniego autobusu do Waranasi - muszę jechać do Rewy i tam się przesiąść. Co też i zrobiłem. Podróż minęła dość szybko i nawet autobus nie był za bardzo zatłoczony. W Rewie, gdy tylko wysiadłem z autobusu otoczył mnie tłum gapiów. Był wśród nich młody żołnierz, który nawet nieźle mówił po angielsku. Pomógł mi zapakować bagaż na rower a ja w dowód wdzięczności pozwoliłem mu się przejechać kawałek. Zaprowadził on mnie do kolejnego autobusu, który jednak był tak załadowany, że nie było możliwości abym do niego wsiadł. Nie pozostało mi nic innego jak szukać noclegu.

Nieopodal dworca był hotel Kailash i tam znalazłem schronienie. Muszę przyznać, że mało tak okropnych hoteli widziałem. Smród, brud, masa robactwa i komarów a na dodatek okna na główną ulice. Spać się nie dało... Oczywiście, aby myśleć o zmrużeniu oka musiałem rozstawić namiot - i tak coś mnie w nocy tak pogryzło, że nawet Hindusi pokazywali palcami na bąble na moim ciele.

Rankiem, czym prędzej opuściłem to obskurne miejsce i udałem się na dworzec. Autobus miał być dopiero za 3 godziny. Łaziłem, więc sobie trochę dookoła robiąc fotki napotkanym tubylcom. Jednak po kilku minutach zgromadziła się grupa ludzi, którzy stwierdzili, że nie powinienem tu być i robić zdjęć. Poproszono mnie abym udał się na poczekalnie, równie obskurna, co i sam hotel. Po dwóch godzinach podszedł do mnie gościu i powiedział, że mój autobus jest już podstawiony. Zająłem, więc miejsce, załadowałem rower i sakwy na dach i czekałem na odjazd. Okazało się. że nie jest bezpośredni autobus do Waranasi tylko do Hanumany. Zerknąłem na mapę - po drodze do Waranasi, więc może być.

Jazda tym autobusem przeszła moje oczekiwania. Wlekliśmy się z prędkością 30-40 km/h co chwilę zatrzymując się po drodze wysadzając i zabierając coraz to nowych pasażerów. Oczywiście jako jedyny obcokrajowiec byłem nie lada sensacją w autobusie. Tak więc około 14-tej dotarliśmy do Hanumany. Tu kierowca był na tyle grzeczny, że od razu zawołał na jakiegoś gościa i po chwili pojawił się jeep, który oczywiście, że nie mógł mnie zawieść do Waranasi tylko do Mirzapuru. Jazda jeepem to dopiero była frajda. Zająłem na miejsce początku, obok kierowcy. Super, luzik, wszystko dobrze widać, można foty popstrykać. Tylko czemu ciągle nie ruszamy. Okazało się, że czekamy aż się pełny skład uzbiera. Po pół godzinie nie mogłem się już ruszyć. Miedzy mną a kierowcą siedziało jeszcze 3 Hindusów. Jeden obok mnie, jeden taki dziadowinka miał nogi między dźwignią zmiany biegów, a na fotelu kierowcy siedział kierowca i jego kumpel - pomagier, który zmieniał biegi i wciskał sprzęgło. Pełen komfort...

W połowie drogi przestałem czuć prawy pośladek, na którym tylko siedziałem, tak mi zdrętwiał. Po raz pierwszy w życiu zresztą zdrętwiał mi pośladek!!!. Po drodze udało się jeszcze zabrać kilku podróżnych a to do tyłu jeepa, a to wisieli na drzwiach, a to na dachu.

Jakimś cudem udało mi się wreszcie dotrzeć cało i niekoniecznie zdrowo do Mirzapuru. Nasz driver był na tyle miły, że podwiózł mnie pod autobus (nawet go dogonił), który nie uwierzycie jechał naprawdę już do samego Waranasi.

I tu kolejna frajda - autobus był już zapełniony na full, ale jeszcze jeden pasażer i to jeszcze taki duży się zmieścił. Co więcej wysadzono z fotela nawet jednego takiego zabidzonego Hindusa i miałem miejsce siedzące. Po trzech godzinach jazdy w jakże komfortowych warunkach (jak zająłem pozycje siedząco to ją zmieniłem dopiero na miejscu w Waranasi) dotarliśmy wreszcie szczęśliwie do celu. Zajęło mi to półtora dnia, ale byłem u celu i nawet z całym rowerem i bagażem.
Pozdrawiam
RT
tytuł:
treść:
użytkownik: hasło:

Strefa Globtrotera

Forum dyskusyjne

Aby korzystać z forum należy być zarejestrowanym użytkownikiem Globtroter.pl. Kliknij [TUTAJ], jęśli jesteś nowy.

Wypowiedzi użytkowników publikowane w Globtroter.pl są prywatnymi opiniami osób korzystających z Forum.

Globtroter.pl zastrzega, że nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i w żaden sposób nie utożsamia się z poglądami wyrażanymi w tym miejscu.

Wszelkie wątpliwości prosimy kierować na adres: globtroter@globtroter.pl.

Redakcja Globtroter.pl zastrzega sobie prawo do moderowania i redagowania wypowiedzi na Forum bez podania przyczyn, zamieszczanie treści reklamowych jest zabronione.

Jak dodać wątek

  1. Zarejestruj się w naszym serwisie [tutaj]
  2. Zaloguj się (na każdej stronie)
  3. Utwórz nowy wątek na forum [tutaj]
X

Serwis Globtroter.pl zapisuje informacje w postaci ciasteczek (ang. cookies). Są one używane w celach reklamowych, statystycznych oraz funkcjonalnych - co pozwala dostosować serwis do potrzeb osób, które odwiedzają go wielokrotnie. Ciateczka mogą też stosować współpracujący z nami reklamodawcy. Czytaj więcej »

Akceptuję Politykę plików cookies

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2001 - 2025 Globtroter.pl