Po ponad omiogodzinnym locie nasz samolot wylądował na nowoczesnym na miarę XXI wieku lotnisku Beijing Capital Airport. Jest godzina dziewiąta rano - wita nas Pekin tętniący życiem. Jest tu dużo cieplej niż w Polsce w końcu lata. Na ulicach panuje ogromny ruch, wszystko wydaje się tu większe niż w Europie. Prawie dwie godziny zajmuje nam dotarcie do naszego hotelu leżącego nieopodal drugiej pekińskiej obwodnicy przy głównej ulicy przecinającej Pekin ze wschodu na zachód - w przedłużeniu ulicy Długowiecznoci (Jianguomennei Dajie). Po krótkim odpoczynku i odwieżeniu się opuszczamy hotel i rodkami komunikacji miejskiej - metrem, autobusami, trolejbusami udajemy się na zwiedzanie stolicy państwa Środka. Niedaleko najważniejszych wiątyń pekińskich idziemy jeszcze na obiad, nasz pierwszy prawdziwie chiński posiłek. Rozmaitoć dań była ogromna - różne rodzaje pierożków, gotowane i smażone warzywa, dania mięsne z różnymi dodatkami, tofu, bułeczki na parze, a nawet ciemne "stuletnie jaja", których odwagę spróbować mieli tylko najodważniejsi.
Na początku zwiedzamy klasztor lamajski Yonghe Gong - jedną z najciekawszych wiątyń Pekinu i jednoczenie najsłynniejszą lamajską wiątynia poza Tybetem. Do roku 1723 ten zespół wiątynny pełnił funkcję siedziby przyszłego cesarza Chin - Yin Zhena.
W roku 1744 po przeniesieniu się Yin Zhena do Zakazanego Miasta wiątynia została przekształcona w wiątynię buddyzmu tybetańskiego - lamaizmu. Odrestaurowana w latach osiemdziesiątych mieci bogate zbiory fresków, gobelinów oraz wiele dzieł sztuki rzemiosła stolarskiego. Na uwagę zasługują także wietnie utrzymane ogrody przyklasztorne.
Nieopodal Younghe Gong mieci się słynna Świątynia Konfucjusza i Akademia Cesarska - Kong Miao i Guozijian. Kong Miao to druga pod względem wielkoci wiątynia konfucjańska w Chinach. Pierwotny budynek Akademii wzniesiony został w 1306 roku przez wnuka Kubilaja. Największe wrażenie na zwiedzających robią ustawione szeregami kamienne tablice z wyrytymi nazwiskami urzędników cesarskich, którzy pomylenie zdali egzaminy do służby na dworze cesarskim. W Akademii co roku odbywał się cesarski wykład nauk Konfucjusza. Słuchaczami było tysiące urzędników, profesorów, studentów, którzy w pozycji klęczącej uczestniczyli w wykładzie.
Po odwiedzeniu wiątyń pojechalimy jeszcze na plac Niebiańskiego Spokoju. Mimo zmęczenia nasza podróżą z Warszawy do Pekinu i zwiedzaniem miasta nie udajemy się na odpoczynek. Nasza chińska przewodniczka przekonuje nas, że aby pokonać zmęczenie wywołane różnicą czasu, należy udać się spać dopiero późnym wieczorem.
Duże wrażenie robi na nas plac Tiananmen. Jest on pięknie owietlony przez cała noc. Od strony północnej placu spogląda na nas z ogromnych rozmiarów portretu zawieszonego na Bramie Niebiańskiego Spokoju - Przewodniczący Mao. Mimo późnej godziny na placu jest mnóstwo ludzi - dzieci jeżdżące na deskorolkach, puszczające latawce i balony, grupki turystów, sprzedawcy pocztówek i papierowych chińskich flag.
Następnego dnia z samego rana ruszamy na Wielki Mur. Jest piękny dzień - bezchmurne niebo, dużo słońca, robi się coraz bardziej gorąco. Autobus zawozi nas do dwóch miejsc, z których można dostać się na mur.
Początki budowy tej ogromnej konstrukcji sięgają trzeciego wieku p.n.e., okresu panowania dynastii Qin (221-207 p.n.e.). Po zjednoczeniu Chin pod rządami cesarza Qin Shihuangdi nastąpiło połączenie odrębnych murów wznoszonych do tego czasu przez poszczególne królestwa. Początkowo rdzeń muru uformowany był z ubitej ziemi, a w okresie dynastii Ming podjęto wysiłki nad modernizacją muru - został on obłożony cegłami i kamiennymi płytami. Prace te trwały ponad 100 lat. Budowla ta nigdy jednak nie spełniła swojej roli, a w kolejnych wiekach mur popadł w zapomnienie.
W pełnym słońcu podjęlimy trud wspinaczki na Wielki Mur.
Wraz z licznie odwiedzającymi to miejsce turystami pokonując setki schodów dotarlimy na mur, skąd rozpocierał się piękny widok na okolicę i na dalsze odcinki muru. Nieprawdopodobnym wydaje się, że budowla ta ciągnąca się tysiące kilometrów od Shanhai Guan na wschodzie do Jiayu Guan na Pustyni Gobi została wzniesiona rękami ludzi i nigdy nie spełniła swojej funkcji obronnej przed najazdem koczowniczych plemion z północy.
W drodze powrotnej zwiedzilimy jeszcze Shisan Ling - Trzynacie Grobowców, miejsce gdzie pochowanych jest trzynastu z szesnastu cesarzy z dynastii Ming. Wszystkie grobowce rozmieszczone zostały na ogromnej powierzchni, a turyci mogą odwiedzić tu trzy odrestaurowane grobowce.
Późnym wieczorem dotarlimy z powrotem do Pekinu i udalimy się na wieczorny spacer główną handlową ulicą Pekinu Wangfujing Dajie. Tu mieszczą się największe, najdroższe i najbardziej ekskluzywne sklepy Pekinu.
Po drodze wstąpilimy jeszcze na wieczorny targ w centrum Donganmen Yeshi, gdzie można spróbować dosłownie wszystkiego - od smażonych w głębokim tłuszczu warzyw, pierożków, tofu, drobiu, wołowiny czy wieprzowiny po smażone skorpiony, koniki polne, szarańczę, gąsienice, kokony jedwabnika czy pieczone wróble. Jest w czym wybierać!
Następnego dnia wczesnym rankiem udalimy się do Pałace Letniego - jednego z najwspanialszych zabytków Pekinu. Cały kompleks Pałacu Letniego otaczają wspaniale utrzymane parki, jest to doskonałe miejsce do ucieczki przed zgiełkiem Pekinu, choć w sezonie również tu jest wielu turystów. Początkowo kompleks ten pełnił funkcję cesarskich ogrodów, a w znacznym stopniu rozbudowany został w XVIII w. przez cesarza Qianlonga. Po ponad stuletnim okresie zapomnienia i zaniedbania parku w roku 1888 Cesarzowa Wdowa Cixi wykorzystując rodki finansowe przeznaczone na modernizację chińskiej floty wojennej dokonała rozbudowy i restauracji całego kompleksu. Zniszczony w czasie Powstania Bokserów Pałac Letni odrestaurowany został w latach powojennych. Na terenie kompleksu znajdują się liczne budynki urzędów cesarskich, rezydencji prywatnych, wiątyń oraz terenów rekreacyjnych.
Pięknie prezentują się wspaniale zachowane pawilony z wyposażeniem z epoki, miejsca skąd sprawowana była władza w Państwie Środka. Na szczególną uwagę zasługują Długi Korytarz - Changlang i ogromna łódź marmurowa wykonana na polecenie cesarzowej Cixi. Również bardzo ciekawe są budynki wiątynne mieszczące się na Wzgórzu Długowiecznoci. Ze szczytu wzgórza koło Świątyni Morza Mądroci roztacza się piękny widok na okolicę i Jezioro Kunming.
Po powrocie do miasta i wizycie w wietnej chińskiej restauracji, gdzie zjedlimy kolację udalimy się do jednej z niewielu istniejących jeszcze w Pekinie herbaciarni, gdzie wysłuchalimy koncertu kameralnego przygotowanego przez profesorów Pekińskiej Akademii Muzycznej. Mielimy wspaniałą okazję wysłuchać tradycyjnej starej muzyki chińskiej granej na typowych chińskich instrumentach - pipie, miedzianych cymbałach, chińskich "gitarach" i spróbowalimy prawdziwej chińskiej herbaty.
Następnego dnia rano wybralimy się do Zakazanego Miasta - największego i najlepiej zachowanego kompleksu zabytkowego Państwa Środka, gdzie mieciły się siedziby dwóch dynastii cesarskich Ming i Qing, skąd władzę sprawowało 24 cesarzy. Pierwsze budowle na terenie obecnego kompleksu muzealnego wzniesiono w XV wieku za czasów cesarza Yongle (1406 - 1420), a obecnie podziwiane przez turystów pochodzą w dużej częci pochodzą z wieku XVIII. Przechodzimy przez kolejne bramy, podziwiamy kolejne liczne prywatne i urzędowe cesarskie pawilony. Zakazane Miasto odwiedzane jest przez liczne grupy turystyczne, bardzo łatwo można się tutaj zgubić. Łącznie na terenie kompleksu pałacowego mieci się 9 000 pomieszczeń.
W częci południowej zwanej Pałacem Zewnętrznym przyjmowano dawniej misje zagraniczne, organizowano wspaniałe przyjęcia i bankiety, przedstawiano laureatów egzaminów cesarskich. W tej częci znajdują się okazałe pawilony: Najwyższej Harmonii, Doskonałej Harmonii oraz Zachodniej Harmonii.
W najokazalszym z pawilonów pełniącym funkcję sali tronowej zobaczyć można pięknie rzeźbiony tron cesarski oraz bogate wyposażenie z epoki. W północnej częci pałacu zwanej Wewnętrznym Pałacem mieszkał cesarz i jego rodzina. Tu podziwiać można prywatne apartamenty rodziny cesarskiej. Za tą częcią Miasta Pałacowego znajdują się doskonale utrzymane cesarskie ogrody - Yuhuan. W centrum wznosi się Pawilon Cesarskiego Spokoju, gdzie dawniej odpoczywała rodzina cesarska, piękne stare pagody ogrodowe. W całym kompleksie Zakazanego Miasta dominują kolory żółci, złota, gdyż były one zastrzeżone tylko dla cesarza. Na dokładne zwiedzanie całego kompleksu powięcić można by więcej niż kilka dni. Jest tu naprawdę mnóstwo interesujących rzeczy do oglądania.
My jednak prosto z Zakazanego Miasta po szybkim obiedzie musielimy udać się na zachodni dworzec kolejowy, by udać się nocnym pociągiem do Xi'an. Podróż była bardzo udana. Super szybkim sypialnym pociągiem dotarlimy wczesnym rankiem do dawnej stolicy Chin (za czasów panowania dynastii Sui i Tang). W tym miecie przez ponad dwa tysiące lat dochodziły do władzy i upadały kolejne dynastie. W miecie znajdują się liczne zabytki chińskie i muzułmańskie. Po krótkim odpoczynku ruszylimy do kompleksu muzealnego mieszczącego Żołnierzy Armii Terakotowej. Muzeum to mieci się pod Xi'anem niedaleko grobowca Qin Shi Huangdi i uchodzi obok Wielkiego Muru Chińskiego i Zakazanego Miasta za największe atrakcje turystyczne Państwa Środka.
Odkryte zostało w roku 1974 przypadkowo w czasie kopania studni. Obecnie w trzech ogromnych halach oglądać można setki terakotowych posągów - ustawionych w wojennym szyku jeźdźców na koniach, łuczników, kuszników, uzbrojonych żołnierzy dzierżących piki, miecze czy inny rynsztunek bojowy. Całoć uzupełnia kawalkada koni ciągnących rydwany. Największe wrażenie robi na zwiedzających ogrom tej podziemnej armii, bogactwo detali, doskonałoć wykończenia figur i dbałoć dawnych mistrzów o szczegóły. Twarze wojowników różnią się nie tylko rysami, ale także wyrazem i mimiką. Zwiedzając to jedyne w swoim rodzaju muzeum każdy z nas zadawał sobie pytanie, jak było możliwe wykonanie w tak perfekcyjny sposób kilku tysięcy posągów przed ponad dwoma tysiącami lat? Na zakończenie zwiedzania w okrągłym panoramicznym kinie oglądamy jeszcze film pokazujący historię prowincji Shaanxi i muzeum Armii Terakotowej.
W Xi'anie odwiedzamy także jedno z najlepszych chińskich muzeów - Muzeum Historii Prowincji Shaanxi z bardzo bogatymi zbiorami z okresów panowania różnych dynastii. Muzeum to dysponuje bardzo licznymi, dobrze prezentowanymi eksponatami w nowoczesnych halach wystawienniczych. Jest to dla nas bardzo dobra lekcja historii Chin. Zwiedzamy również leżącą na przedmieciu Pagodę Wielkiej Gęsi zwanej dawniej Świątynią Matczynej Łaski. Obecnie na terenie tego kompleksu wiątynnego przechowywane są buddyjskie dzieła przywiezione z Indii przez mnicha Xuan Zanga. Zostały one również przez niego przetłumaczone na język chiński, a całoć zawarta jest w 1335 tomach. Ze szczytu pagody, z wysokoci 64 metrów rozpociera się wspaniały widok na Xi'an. W centrum miasta odwiedzamy jeszcze Wieżę Bębna wskazującą granicę islamskiej częci miasta oraz Dzwonnicę usytuowaną w samym centrum Xi'anu.
W islamskiej dzielnicy robimy zakupy na ulicy Beiyaunmem - pięknie odrestaurowanej ulicy handlarzy i rzemielników. Można tu nabyć wszelkiego rodzaju wyroby rzemiosła - pieczątki, malowane na zwojach papieru lub jedwabiu obrazki, porcelanowe figurki, porcelanową zastawę stołową, mniej lub bardziej prawdziwe antyki i wiele, wiele innych różnoci. Na niektórych stoiskach na zewnątrz powieszone są miniaturowe drewniane klatki, w których trzymane są wielkie koniki polne-cykady grające swoja muzykę do późnego wieczora. Bez wątpienia targ ten jest wart odwiedzenia.
W sercu islamskiej dzielnicy Xi'anu leży Daqingzhen Si - Wielki Meczet, jeden z najstarszych meczetów w Chinach. Jest to bardzo oryginalna budowla - muzułmański meczet w chińskim stylu architektonicznym. W pięknie utrzymanym ogrodzie rozrzucone są poszczególne budynki, a wród nich minaret w formie typowej chińskiej pagody.
Ze względu na historyczne bogactwo Xi'anu można tu spędzić nawet tydzień i odkrywać ciągle co nowego.
My jednak opuszczamy to historyczne miasto i ruszamy dalej samolotem do Lhasy - stolicy Tybetu.
Któż z nas nie słyszał o tajemniczej krainie kojarzonej z najwyższymi górami, wiecznym niegiem i Yeti, z wiarą buddyjską - lamaizmem, z mnóstwem wiątyń, klasztorów, więtych miejsc. Kraj ten, zaanektowany przez Chińczyków w roku 1950, to także ojczyzna XIV Dalaj Lamy, laureata pokojowej nagrody Nobla bezskutecznie domagającego się podstawowych wolnoci dla swojego kraju. Tybet wyobraża również nieprzeniknioną krainą wiecznej młodoci "Shangri-la" zawieszoną pomiędzy wiatem bogów a wiatem ludzi, gdzie przezwyciężono prawa natury i gdzie można było nawiązać kontakt ze wiatem duchów. To, jak głosi stary tybetański tekst, jedno z dwudziestu czterech więtych miejsc wiata.
Do roku 1980 Tybetański Region Autonomiczny (utworzony w roku 1965) był całkowicie niedostępny dla turystów. Został on otwarty dla zwiedzających w 1980 roku, po raz pierwszy od czasów inwazji chińskiej. Udostępniono wtedy tylko trzy najważniejsze i najwiętsze miejsca - stolicę Lhasę, Gjance, Szigace oraz umożliwiono zwiedzanie rolniczych komun produkcyjnych i farm hodowlanych. Dopiero od 1985 roku można oglądać w Tybecie nieco więcej. Mimo złagodzenia przepisów, nie jest łatwo dotrzeć do tego kraju i go poznawać.
Po załatwieniu niezbędnych formalnoci i otrzymaniu zgody na wjazd i podróżowanie po Tybecie udalimy się w drogę.
Lot trwał ponad trzy godziny. W czasie lotu naszym oczom przy dobrej widocznoci ukazały się wspaniałe onieżone szczyty gigantycznych Transhimalajów. Widok, który zapadł na całe życie w pamięć.
Najlepszą porą na odwiedzenie Tybetu jest okres od połowy kwietnia do początku lipca i okres wrzesień-październik. Nie poleca się podróżowania w okresie letnim ze względu na bardzo duże opady. Należy pamiętać zabrać ze sobą odpowiednie zabezpieczenie przed promieniowaniem słonecznym i kosmicznym, które tutaj jest dużo bardziej silniejsze niż w innych miejscach na ziemi.
Ze względu na znaczne wahania temperatury w ciągu dnia oraz nagłe zmiany pogody niezbędna jest ciepła odzież i ochrona przeciwdeszczowa. Miłonicy fotografowania powinni zaopatrzyć się w zapas filmów, odpowiednie filtry, bo pobyt w Tybecie to okazja do zrobienia wspaniałych zdjęć.
Po przylocie na lotnisko Gongkar w Tybecie wynajętym samochodem udalimy się do najstarszej częci tego kraju. Kolebką kultury tybetańskiej jest Doliny Yarlung zwana Doliną Królów.
Bardzo męczącą jazdę samochodem terenowym po okropnych drogach kompensuje widok najstarszej budowli Tybetu na samotnym wzgórzu na tle czystego błękitnego nieba. Około dwa tysiące lat temu została wzniesiona obecna budowla w kształcie zamku-fortecy ze smukłą wieżą zwaną Yumbulagang. Służyła ona za siedzibę królewską trzydziestu trzem królom, aż do czasu przeniesienia stolicy do Lhasy i wybudowania Pałacu Potala. Z zamku roztacza się piękny widok na dolinę, podzieloną na małe różnokolorowe pola uprawne, przypominające szachownicę. Jak głosi legenda w tym włanie miejscu pierwsi królowie schodzili z nieba po sznurze lub snopie wiatła na ziemię i taką drogą wracali po zakończeniu ziemskiego żywota. Dopiero ósmy król, który w czasie walki przypadkowo przeciął mieczem więź łączącą go z niebem i stracił magiczną moc musiał zostać na ziemi. Jego ziemski grobowiec i kolejnych władców znajdują się w nieodległej Dolinie Czongja. Częć z nich mieci się w zboczach gór otaczających równinę, a częć w wąskim pasie równiny. Mają one formę kwadratowych wzgórz, długie na 200 m i wysokie na ok. 20 m. Najstarszym grobowcem jest grobowiec króla Srong-bcan-sgam-py (VII w.). Swym ogromem i rozmachem robią one do dzi wrażenie na oglądającym. Ich wielkoć sugeruje, że zmarli byli chowani według starego tybetańskiego obrzędu, a do grobu składano również rzeczy osobiste zmarłego. W grobowcach tych byli również najprawdopodobniej grzebani żywcem zaufani ludzie zmarłego, tzw. zaprzysiężeni losem.
Stamtąd udajemy się do Samji - pierwszego buddyjskiego klasztoru w Tybecie. Niewątpliwą atrakcją jest dla nas ponad godzinna przeprawa promowa dużą łodzią motorową na drugą stronę Brahmaputry. Dołączamy do grupy rozpiewanych pielgrzymów udających się do Samji, a przez gocinnych mieszkańców lokalnej wioski już na łodzi jestemy częstowani tybetańskim piwem. Klasztor Samya, którego budowę rozpoczęto po wygnaniu wszystkich złych duchów i demonów dzięki legendarnemu Padmasambhawie rozpoczęto około 779 roku, jest jedną z najoryginalniejszych budowli Tybetu. Została ona wzniesiona w formie olbrzymiej manadali. W rodku całego zespołu stoi budynek centralny wybudowany w trzech stylach: indyjskim, chińskim i tybetańskim. Jest on odzwierciedleniem wewnętrznej struktury mandali. W stylu nepalskim natomiast wykonano dekoracje wnętrz i rzeźby. Tą różnorodnoć stylów można interpretować jako mądre polityczne posunięcie wobec znaczących państw sąsiedzkich z którymi należało żyć w zgodzie.
Przy wejciu do głównej hali zgromadzeń kamienna stella z roku 779 prezentuje edykt królewski, na mocy którego buddyzm przybyły z Indii został uznany za oficjalną państwową religię Tybetu. Religia ta przyjęła także wiele elementów przedbuddyjskisj religii Tybetu - bonu, szamańskiego kultu z elementami magii, z przepowiedniami, wyroczniami i jasnowidzami. Klasztor Samja był siedzibą Starej Sekty rNing-ma-pa, biorącej swój początek jeszcze z nauk samego Padmasambhawy. Doć mocno zniszczony w przeszłoci zaczyna powoli wracać do swojej wietnoci.
Stamtąd udajemy się jedną z niewielu wyasfaltowanych dróg do Lhasy, stolicy państwa tybetańskiego zwanej "miastem bogów". W czasie jazdy przez nową chińską częć miasta towarzyszy nam refleksja zmian jakie zaszły w kraju na dachu wiata od czasu chińskiej inwazji. Całe kwartały ulic, wspaniałe siedziby rodów szlacheckich, liczne wiątynie i klasztory zostały bezpowrotnie zniszczone, aby dać miejsce nowej chińskiej architekturze, w której dominują beton, szkło, aluminium. Przez to Lhasa upodabnia się do miast chińskich i zaczynamy sobie zdawać sprawę, jak poważnie zagrożona jest ginąca kultura tybetańska.
Zbliżając się do placu swoim ogromem przypominającego plac Niebiańskiego Spokoju w Pekinie z daleka dostrzegamy bryłę Pałacu Potala z połyskującymi w słońcu złotymi dachami, zwanego również pałacem o tysiącu pokojów - monumentalnej jedenastopiętrowej budowli wzniesionej przez V Dalaj Lamę w XVII wieku. Pałac ten uznawany jest za jeden z największych cudów, bez wątpienia jest jedną z najbardziej majestatycznych budowli wiata. Po ustanowieniu boskiego królestwa i skupieniu w swoich rękach władzy wieckiej i duchownej w roku 1636 przez V Dalaj Lamę, z tego miejsca były sprawowane rządy absolutystyczne nad krajem. W dolnej biało otynkowanej częci zamku sprawowana była władza wiecka, a w górnych partiach budynku koloru ochry władza boska. Największe wrażenie na zwiedzającym robią wykonane ze złota, srebra i kamieni szlachetnych grobowce omiu dalajlamów, niektóre wysokie na 15 metrów, galerie pełne rzeźb, sala audiencyjna z tronem dalajlamy i prywatne apartamenty "boskiego króla". Mnie ogarnia jednak smutek, gdyż cały pałac mimo swego przepychu i rozmachu sprawia wrażenie opustoszałego i wymarłego.
Zupełnie inne wrażenie sprawia wschodnia dzielnica Lhasy, gdzie mieci się tybetańska częć miasta. Przy ciasno zabudowanych uliczkach stoją jedno- i dwupiętrowe domy, których okna i drzwi ozdobione są biało-błękitnymi wzorami, a drzwi wejciowe zasłonięte granatowo-białymi tkaninami. Na zasłonach tych naszyte są charakterystyczne błękitne tybetańskie symbole - węzeł wiecznoci, kwiat lotosu, koło Dharmy. U szczytu dachów zawieszone na bezlistnych gałęziach powiewają flagi modlitewne rozsiewające błogosławieństwa i obłaskawiające bóstwa. Każdy kolor flagi oznacza inny żywioł lub element: czerwony - ogień, zielony - drzewo, żółty - ziemię, niebieski - wodę, biały - żelazo.
Ulicami ciągną grupy lub pojedynczy pielgrzymi w tradycyjnych strojach z nieodłącznym różańcem w ręce, obracający kołowrotki modlitewne, składający pokłony do samej ziemi. Robią to nawet na bardzo ruchliwych ulicach, zatrzymując w ten sposób ruch na kilka minut. Tybetanki w długich brązowych sukniach z barwnymi pasiastymi fartuchami, głowy mają owinięte kolorowymi wełnianymi szalami. W uszach i na szyi noszą ozdoby wykonane ze srebra i kamieni szlachetnych. Ich ręce zdobią ogromne ciężkie bransolety wykonane z dużych białych muszli oceanicznych. Kibić mają przepasaną pasem z piękną wykutą w srebrze klamrą. Mężczyźni włosy mają przewiązane czerwonymi lub czarnymi przepaskami. Niektórzy noszą na głowach niedbale nasunięte wełniane kapelusze. Uszy często udekorowane są kolczykami, a na szyjach mają zawieszone kamienne amulety - podłużne kamienie z białymi lub brązowymi wzorami. Do pasa noszą przypięty sztylet schowany w srebrnej bogato zdobionej pochwie. Tybetańczycy pielgrzymując do więtych miejsc składają głębokie pokłony, aż czołem dotkną ziemi.
Wszędzie obecni są mnisi buddyjscy w winiowych lub brązowych szatach, w bardzo różnym wieku - od kilkuletnich chłopców, po starców siedzących u wejć do licznych wiątyń. Bardzo żałuję, że nie znam na tyle języka chińskiego czy tybetańskiego, by móc z nimi porozmawiać. Tylko niewielu z nich zna angielski.
Pełnią życia tętni licząca 1300 lat wiątynia Jokhang usytuowana w sercu starej tybetańskiej dzielnicy Lhasy. Jej mroczne wnętrza kryjące liczne kaplice i ołtarze spowite dymem kadzideł rozwietlają tysiące lampek malanych. Dziesiątki mnichów modli się w skupieniu recytując mantry - więte sylaby. Otoczona wąskimi ulicami z licznymi straganami oferującymi więte księgi, kadzidła, dewocjonalia, a nawet oprawione w srebro czaszki ludzkie przemierzana jest codziennie przez licznych pielgrzymów wykonujących tysiące głębokich ukłonów, tak aż czołem dotkną ziemię. Widząc to można się przekonać, jak żywa i głęboka jest wiara Tybetańczyków. Po kilku dniach pobytu w Boskim Miecie ruszamy dalej.
Z Lasy poprzez dwa największe miasta Gjance, Szigace udajemy się po tybetańskich bezdrożach do Parku Narodowego Mt.Everest.
Czasami jazda zapiera nam dech w piersiach - nasz samochód terenowy pnie się niezmordowanie na przełęcze leżące powyżej 5 tys. m n.p.m. Wąskie, słabo utwardzone szosy, kilkusetmetrowe przepacie z jednej strony, a z drugiej obsuwające się kamienie ze zbocza gór i brak barierek zabezpieczających - takie drogi doprowadziły nas po trzech dniach jazdy do stóp najwyższej góry wiata. Nasz droga prowadziła wzdłuż jednego z czterech więtych jezior, jeziora Yamdrok-tso, zwanego również Jeziorem Skorpiona. Z daleka widać było mieniące się różnymi odcieniami błękitu i zieleni wody więtego jeziora. Widok ten pełen piękna naturalnej nieskażonej przez człowieka przyrody budził uczucie małoci i osamotnienia na tym bezkresnym pustkowiu. Na łagodnie opadających w stronę jeziora stokach górskich rozciągały się niewielkie tarasowe pola uprawne, ubarwiające krajobraz szachownicą kolorów barw i odcieni. Jezioro to jest jednym z niewielu jezior słodkowodnych. Linia brzegowa widocznego z niewielkiej odległoci bardzo długiego półwyspu, ma wiele zatok i zakoli. Po długiej jeździe wzdłuż jeziora droga zaczyna się nagle wznosić w górę, prowadząc na przełęcz Karo-la - 5 045 m n.p.m. Stanowi ona właciwą granicę pomiędzy okręgiem Lhasy, a południowo-zachodnim regionem Tybetu. Doć często na takiej wysokoci pojawiają się wiatry znoszące nieg w dół lub w górę pędząc z wysokich szczytów. Tybetańczycy wówczas mówią, że "oto królowa niegu cwałuje przez kraj". Jest ona bardzo lubiana i czczona przez ludzi. Przedstawiana jest w pędzie na białym lwie nieżnym i jest jednym z bóstw najczęciej przedstawianych i spotykanych poza więtymi przybytkami.
Za przełęczą Karo-la stoją rozłożone namioty nomadów. Czarne lub ciemno brązowe wykonane ze sfilcowanej wełny jaka przypominają namioty koczowników afgańskich lub irańskich. Jeszcze dalej poniżej przełęczy rozciąga się płaskowyż. Widać coraz mniej gór, coraz liczniejsze stają się domostwa i zagrody, zaczynają się pojawiać pola uprawne obsiane jęczmieniem i pszenicą.
Pierwszy nocleg na trasie wypadł nam w Gjance - miecie królewskiego szczytu w miejscu, gdzie znajduje się jedno z najważniejszych rozgałęzień dróg w dawnym Tybecie. Tędy włanie przechodziły karawany drogą pomiędzy stromymi zboczami gór na południe do Indii poprzez Sikkim. Tędy przeszedł latem 1904 roku pułkownik Younghusband pod rozkazami pułkownika Mcdonalda, by zaatakować Lhasę. Także tą droga udał się do Indii na uroczystoci 2500 tysięcznych urodzin Buddy w roku 1956 Dalajlama XIV.
W czasie przemarszu wojsk brytyjskich w roku 1904 Gjance stanowiła silny punkt oporu Tybetańczyków. Brytyjczycy bardzo mocno ostrzelali miasto, siejąc zniszczenie, uszkadzając klasztory, zamek, domy mieszkalne. Nad miastem góruje majestatyczny zamek-twierdza. W jego częciowo odrestaurowanych wnętrzach urządzona jest wystawa obrazująca inwazję Brytyjczyków. Najeźdźcy grabili wiątynie, klasztory, a zrabowane dobra do dnia dzisiejszego oglądać można w europejskich muzeach. Fakty te są oczywicie przemilczane i mało, kto zdaje sobie z tego sprawę. Gjance od lat słynie w Tybecie z produkcji dywanów wełnianych. Na uwagę zasługuje XV-wieczny klasztor Pelkor Chode, stanowiący kiedy częć całego zespołu klasztornego, w skład którego wchodziło 15 klasztorów, i Twierdza Gyantse.
Rankiem opuszczamy Gjance i udajemy się w dalszą drogę. Na przełęczy Pong-la (5120 m n.p.m.) powitały nas powiewające na wietrze flagi modlitewne. Do dzi dnia bowiem przełęcze, obok szczytów górskich, niektórych jezior uważane są za miejsca więte. Wszyscy wędrowcy, którzy dotrą do przełęczy w podzięce składają niewidocznym, ale obdarzonym potęgą i mocą duchów kamienie na stosie dziękczynnym. Ten element wiary obecny w lamaizmie wywodzi się jeszcze z bonu (przedbuddyjskiej religii szamańskiej), wiary żywej do chwili obecnej. W okresie buddyzmu z tego dawnego ludowego zwyczaju kładzenia kamieni na stosach powstała tradycja budowania murów mani. Długimi odcinkami ciągną się one wzdłuż cieżek pątniczych, dróżek wiodących do klasztorów i więtych miejsc. Na wielu ofiarowanych kamieniach wyryta jest mantra "Om mani padme hum" (O klejnocie w kwiecie lotosu), przez co nabiera on szczególnej wartoci. Obróbką kamienia i budową murów mani trudnią się specjalnie wyszkolenie kamieniarze. Po zajęciu Tybetu przez wojska chińskie bardzo wiele takich murów zostało zniszczonych, w ramach prowadzonej przez najeźdźcę walki z ciemnotą i zabobonem. Na tej wysokoci nie ma już ladów flory, wszędzie jak okiem sięgnąć gołe, kamienne zbocza gór. Późnym popołudniem dotarlimy do Shigatce, drugiego co do wielkoci miasta Tybetu, ale zatrzymujemy się tam tylko na noc, a wczesnym rankiem ruszamy dalej w drogę.
Niedługo po opuszczeniu miasta jestemy kontrolowani, sprawdzane są nasze paszporty i zezwolenia na podróżowanie po Tybecie. Każdy jest zapisywany w rejestrach. W punkcie kontrolnym nie wolno również robić zdjęć. Im dalej, tym droga robi się coraz gorsza - coraz więcej wybojów, nierównoci i coraz rzadziej widuje się malutkie wioski składające się nieraz z kilku tylko zagród.
W wiosce Chay, leżącej na granicy Parku Narodowego Czomolongma, kupilimy bilety wstępu, zjedlimy niewielki posiłek w miejscowej "gospodzie" i po raz kolejny jestemy kontrolowani przez żołnierzy chińskich. Trasa naszego przejazdu stawała się coraz bardziej malownicza - przejechalimy przez ciągnący się aż po horyzont Płaskowyż Tybetański, przecinany łańcuchami gór o kamienistych zboczach w kolorach brązu, fioletu i szaroci. Późnym popołudniem docieramy do małej wioski Tashi, gdzie w miejscowym "schronisku" zostajemy na noc. Gospodarze częstują nas jeszcze wieczorem skromną kolacją, a wczesnym rankiem ruszamy dalej w drogę.
Koło południa dotarlimy do celu naszej wyprawy - obozu wypraw na Mt. Everest (Mt. Everest Base Camp) leżącego niedaleko Klasztoru Rongphu, najwyżej położonego klasztoru na wiecie (4980 m n.p.m.), gdzie w czasie swojej wietnoci żyło ponad 500 mnichów i mniszek. Tego dnia udało się nam na chwilę zobaczyć również Mt.Everest. Oto na kilka chwil koło południa rozchmurzyło się niebo i naszym oczom ukazał się szczyt Mt.Everestu ogromny, pokryty lodem i niegiem masyw górski na tle błękitnego nieba otoczony z obu stron kamienistymi łańcuchami górskimi i lodowcami. Po kilku jednak chwilach chmury ponownie zakryły szczyt. Widok ten, choć trwał krótko, zrekompensował nam wszystkie trudy i wysiłki.
Koło południa pojechalimy jeszcze 8 km w stronę masywu górskiego, do miejsca, gdzie znajduje się właciwa baza himalaistów zdobywających najwyższą górę wiata od strony chińskiej.
Było tam rozstawionych kilkanacie namiotów różnych wypraw, m. in. węgierskiej i niemieckiej. Stamtąd pieszo udalimy się jeszcze dalej, chodząc po kamiennych gołoborzach moreny lodowca Rinpoche. Dolina przypomina pustynie skalną - doć wąska wypełniona odłamkami skalnymi i kamieniami moreny lodowców Rongphu. Dominują różne odcienie szaroci i brązu mocno odcinające się od błękitu nieba. Z tego miejsca w oddali widać było dwa lodowce schodzące z gór. Lodowiec Rongphu poniżej szczytu Guangming (6533 m n.p.m.) i Wschodni Lodowiec Rongphuk na zboczach Changtse (7583 m n.p.m.). Spotkać można było pojedyncze rolinki - małe, trzymające się kurczowo swoimi korzeniami podłoża. Niektóre pięknie kwitły. Aż nie do wiary, że udało im się przetrwać w takich warunkach.
W drodze powrotnej, zatrzymalimy się również w pustelni urządzonej w jaskini Sherab Choling, gdzie mnich pustelnik pokazał nam swoje "królestwo".
W podziemnej grocie znajdowały się malutkie kapliczki pogrążone w zupełnych ciemnociach, rozwietlone jedynie lampkami malanymi palącymi się przed ołtarzykami. We wnętrzu panowały przysłowiowe "egipskie ciemnoci", choć w tym wypadku można by je okrelić jako "tybetańskie ciemnoci". W grocie tej mieciło się również mieszkanie pustelnika - ciany pokryte płachtami folii i kilka najniezbędniejszych sprzętów, posłanie.
Nasz gospodarz mnich - pustelnik z wielkim namaszczeniem pokazywał odcinięte w skale lady stóp i dłoni mieszkającego w tej grocie Guru Rinpocze. (Ponieważ odciski te były znacznych rozmiarów, kto podsunął myl, że być może są one odciskami zostawionymi przez Yeti). Po powrocie do schroniska poszlimy jeszcze odwiedzić klasztor Rongpu. Budowla ta uległa zniszczeniu w ostatnich latach, ale ku naszemu zdziwieniu ta najbardziej odległa na wiecie budowla jest odbudowywana, na szeroką skalę prowadzone są prace remontowe.
Następnego dnia ruszylimy w drogę powrotną, a chcielimy dojechać do drugiego co do wielkoci miasta Tybetu - Szigatce. Przed nami była długa droga, szczególnie trudna ze względu na prace budowlane prowadzone w wielu miejscach i liczne objazdy. Późnym wieczorem dotarlimy na miejsce, a następnego dnia wyruszylimy na zwiedzanie miasta. Największą atrakcją jest Pałac Wielkiego Nauczyciela - siedziba panczelamy. Pałac ten, zwany Taszilhumpu jest nie tylko dobrze zachowany, ale również ostatnio troskliwie odrestaurowany i utrzymany. Leży na obrzeżach miasta na południowym zboczu góry. Po prawej stronie klasztoru stoi ogromna kamienna ciana, na której zawieszane są podczas wielkich wiąt ogromne malowidła thang'ki. Przedstawiają one bóstwa, w intencji których odbywa się uroczystoć. Malowidła te miały często 30 metrów szerokoci, a długoci nawet 50 metrów. Aż do lat szećdziesiątych na cianie wywieszane były t'ang'ki z wizerunkami bóstw. Znakomita większoć przybyłych z odległych zakątków Tybetu pątników nie potrafiła czytać, stąd ta wizualna metoda ułatwiająca zrozumienie i poznanie wiary. Dalajlama I dGe-dun-gruba uczeń Cong-k'a-py założył klasztor Tashilumpu w roku 1447 z inspiracji wielkiej patronki Tybetu bogini lHa-mo. Siedzibą panczelamów został on dopiero dwiecie lat później. Po raz pierwszy panczelamą został ogłoszony przez DalajlamęV przeor klasztoru Tashilumpu. Na mocy swojego urzędu V Dalajlama ogłosił panczelamę inkarnację Buddy Amitabhy. Decyzja ta spowodowała trwającą do dnia dzisiejszego różnicę zdań między panczelamą i dalajlamą. Zwolennicy panczelamy uznają jego wyższoć jako inkarnacji Buddy nad dalajlamą - inkarnacją bodhisattwy Awalokitewary. Już za czasów rządów pierwszego panczelamy klasztor Tashilimpu zaczął się stawać jedną z najciekawszych i najbardziej uroczych budowli klasztornych, jak również stawał się coraz popularniejszy i zyskiwał na sławie. W klasztorze znajduje się grobowiec drugiego panczelamy Blo-bzang-je-szesa.
W najwyżej położonej partii klasztoru ukończonej w1916 roku znajduje się wysoki na 26 metrów posąg Buddy Przyszłoci Majtrei. Jest on uważany za jeden z największych w wiecie posągów tego rodzaju, a na pewno jest największą i jednoczenie najnowszą rzeźbą Tybetu. Do wykonania tej figury zużyto 115 ton miedzi, 279 kg złota, a przy wykonaniu odlewu pracował trzydziestu odlewników. W sumie prace nad posągiem trwały przez cztery lata i prowadzone były przez ok. 900 rzemielników i artystów. Tybetańczycy wierzą w wiarygodna przepowiednię, że za 2500 lat włanie dzięki Buddzie Przyszłoci nauka buddyjska będzie ponownie głoszona, tak jak miało to miejsce za życia historycznego Buddy Śakjamuniego przed dwa i pół wiekiem.
Największe wrażenie na odwiedzającym robią kilkupiętrowej wysokoci pozłacane posągi Buddy i ogromne, również pokryte złotem stupy (relikwiarze) oraz obszerne hale zgromadzeń wypełnione zapachem kadzideł i setkami migoczących przed ołtarzami lampek malanych.
Przy pięknej słonecznej pogodzie wrócilimy do Lhasy, gdzie zostalimy jeszcze jeden dzień.
Z samego rana udalimy się jeszcze do Pałacu Klejnotów - Norbulingki, letniej rezydencji dalajlamy. Pałac ten znajduje się około trzy kilometry na zachód od centrum miasta. W nieco zaniedbanych ogrodach pałacowych odwiedzamy kolejne pałace i kaplice dalajlamów, jak również małe zoo. Najciekawszy jest pałac XIV Dalajlamy, oddany do użytku tuz przed opuszczeniem Tybetu przez Jego Świątobliwoć w 1959 roku. Można tam zobaczyć prywatne pokoje, prywatną kaplicę dalajlamy, sale audiencyjne, pozostałoci pierwszych samochodów w Tybecie podarowanych przez misję brytyjską czy palankiny dalajlamy. Na szczególną uwagę zasługują również piękne freski przedstawiające historię Tybetu na cianach prywatnej kaplicy dalajlamy.
Popołudnie ostatniego dnia pobytu w kraju na dachu wiata spędzilimy indywidualnie - odwiedzając Parkhor wokół wiątyni Jokhang, Pałac Potala, robiąc ostanie zdjęcia i zakupy. Następnego dnia udalimy się samolotem w drogę powrotną do Pekinu.
Nasz ostatni dzień w Pekinie rozpoczęlimy od zwiedzania Świątyni Nieba, miejsca gdzie cesarze odprawili uroczyste rytuały modląc się o obfite zbiory, szukali boskiej łaski czy pokutowali za grzechy ludzi. Świątynie stoją na kwadratowych fundamentach, a same budynki klasztorne są okrągłe, co odzwierciedla starożytny chiński pogląd, że ziemia jest kwadratowa, a niebo okrągłe. Cały kompleks Świątyni Nieba pochodzi z epoki dynastii Ming (XVI - XVII w.), otacza go wspaniale utrzymany Park Tiantan. Przemieszczając się z południa na północ odwiedzalimy poszczególne budowle wiątynne, jedyne w swoim rodzaju: Okrągły Ołtarz - Yuanqiu, omiokątną Cesarską Świątynię Nieba, Mur Echa - Huiyin Bi czy Pawilon Modlitwy o Doroczny Urodzaj - Qinian Dian. W czasie wolnego popołudnia była jeszcze okazja na ostatnie zakupy, odwiedzenia placu Tienamen, Zakazanego Miasta. Z Chinami oraz z naszą chińską przewodniczką żegnalimy się na kolacji w tradycyjnej chińskiej restauracji we wschodnim Pekinie. Wspaniała kaczka po pekińsku, duszone żeberka w pędach bambusa, ryba zapiekana w ziołach, smażone warzywa, ryż na słodko z gotowanymi daktylami i wiele innych tradycyjnych pekińskich potraw były dla nas "osłodą" łagodzącą ból rozstania z Chinami i Tybetem.
Copyright 2001-2003 by Globtroter.pl & Łukasz Wall |
Wszelkie prawa zastrzeżone.