Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
W krainie "Smoczych Węży", olbrzymów i tajemniczych ruin. Wyprawa na Wyspy Salomona tropem przekazów i opowieści rdzennych mieszkańców > WYSPY SALOMONA



Wyspy Salomona to będący częścią Melanezji archipelag niemal tysiąca wysp, położony o mniej więcej trzy godziny lotu na północny wschód od Australii, pomiędzy Papuą-Nową Gwineą a Vanuatu. Składa się z dwóch rodzajów wysp: mniejszych koralowych atoli oraz rozleglejszych, pokrytych górami i gęstą, tropikalną dżunglą, wysp centralnych.
Choć znajduje się stosunkowo niedaleko Australii - i chociaż niektóre wyspiarskie państwa, sąsiadujące przez morze z Salomonami odwiedzane są przez rozlicznych turystów - kraj ten nie na darmo nazywany jest "miejscem, o którym zapomniał czas". Większość przyrody archipelagu, a także obyczaje i historie jego mieszkańców, nie zmieniły się praktycznie od stuleci, a może nawet tysiącleci. Jeszcze kilkadziesiąt, może sto, lat temu w odległych i schowanych w głębokiej dżungli osadach i społecznościach praktykowano rytualny kanibalizm...
Dziś przeważająca większość Salomończyków to różnego wyznania chrześcijanie, dla których takie kanibalistyczne praktyki są równie egzotyczne i niezrozumiałe, co dla nas sam kraj. Poprzez działalność misjonarzy, potem kontakt z Amerykanami (przypomnijmy, że Wyspy Salomona, a szczególnie wyspa Guadalcanal, były areną krwawych starć pomiędzy Amerykanami a Japończykami podczas II Wojny Światowej) a wreszcie z nielicznymi ciekawskimi przybyszami z odległych lądów (Europy, Ameryki, Australii) nastąpił nieuchronny proces "cywilizowania" rdzennych mieszkańców.
A jednak, pomimo nieśmiało i bardzo powolnie wkraczającego postępu cywilizacyjnego (którego negatywnym skutkiem jest powolne uśmiercanie rdzennych obyczajów i kultur), niewielu turystów zagląda do tego zakątka świata. Brak dobrze rozwiniętej infrastruktury, tropikalne dżungle, specyficzna osobowość mieszkańców, obowiązujące wciąż zasady i ograniczenia (tabu), kapryśna pogoda, stosunkowo wysokie ceny – wszystko to wpływa na fakt, że w ciągu roku na Salomony przybywa zaledwie kilka tysięcy turystów, głównie zresztą Australijczyków poszukujących nowych miejsc do surfowania lub nurkowania oraz Amerykanów poszukujących swej wojennej przeszłości.
Sądzę, że dla owego wyspiarskiego kraju stan taki jest jednocześnie przekleństwem i błogosławieństwem.
Przekleństwem, gdyż z powodu bardzo mało rozwiniętej turystyki (to też się zmienia, ale także niezwykle wolno) brakuje Wyspom Salomona tak bardzo potrzebnych dewiz, przydatnych w rozwoju kraju i jego infrastruktury. (Inna rzecz, iż ze względu na fakt, że kraj znajduje się pod faktyczną kontrolą Australii po wkroczeniu tam międzynarodowych sił rozjemczych RAMSI pod przywództwem właśnie Australii – nie wiadomo, jaka część takich dewiz trafiałaby rzeczywiście do rąk salomońskiego rządu, o zwykłych obywatelach nie wspominając…)
Błogosławieństwem, gdyż to właśnie dzięki tak słabo rozwiniętej turystyce kraj wciąż zachowuje dziewiczy charakter. Niemal całkowicie brak tu luksusowych hoteli, sieci dróg, supermarketów i innych wygód nakierowanych na mniej lub bardziej zamożnego turystę. Większość lądu to albo przepiękne koralowe atole i laguny, upstrzone tysiącami maleńkich, niezamieszkanych wysepek, albo też długie na kilkaset i szerokie na kilkadziesiąt kilometrów główne wyspy archipelagu, pokryte górami i porośnięte gęstą, tropikalną dżunglą, ze wszelkimi owadami, pająkami, skorpionami, skolopendrami, wężami, ale także krokodylami czy nawet rekinami - niezbyt przyjazne środowisko do uprawiania turystyki, chyba że komuś taka właśnie forma spędzania urlopu odpowiada... Ponadto brak turystów oznacza, że brak tu typowej "cepelii", a ludzie, ich tradycje, sposób życia i mieszkania etc. - są autentyczne. Sprzyja to zachowaniu status quo i kontynuowaniu obyczajów sprzed wielu dziesiątków, setek, a może nawet tysięcy lat.
A jednak, pomimo takiej "gratki", jaką dla podróżnika (szczególnie zaś dla podróżnika z Polski) jest opisana wyżej sytuacja, pomimo tego, że można się tu przenieść w czasie, pomimo możliwości zamieszkania na autentycznej bezludnej wyspie, pomimo uroków pływania, surfowania czy nurkowania, pomimo wartych obejrzenia sztucznych wysp budowanych przez mieszkańców, wystrzeliwującego pióropusze dymu i ognia wulkanu, wyrastającego wprost z morza i się doń zapadającego, błękitnych rozgwiazd i latających ryb, delfinów i kokosów, mango czy papai, pomimo różnorodności flory i fauny - to nie te atrakcje przyciągnęły i przyciągają mnie na Wyspy Salomona i każą mi tam wrócić z większą i dłuższą wyprawą.
Od niepamiętnych czasów wśród rdzennych mieszkańców owych wysp przekazywane są z pokolenia na pokolenie i z ust do ust opowieści o rzeczach tak nieprawdopodobnych, że natychmiast budzą niedowierzanie (albo wręcz niewiarę), śmiech czy kpinę, zaś dla badaczy akademickich, przede wszystkim dla etnografów czy etnologów, stanowią one po prostu część tamtejszej kultury, bogatej w mity czy legendy. Dziwne kule światła poruszające się po nocnym niebie i zwane przez miejscowych "Smoczymi Wężami", olbrzymie, liczące trzy metry wzrostu (lub więcej) owłosione istoty, zamieszkujące bardzo głęboki interior owych wysp, "mali ludzie" mieszkający w jaskiniach w głębi tropikalnego lasu i tajemnicze prastare ruiny - to tematy często i nieodmiennie przewijające się w folklorze rdzennych Salomończyków.
W roku 2008 wybrałem się na Wyspy Salomona po raz pierwszy, by podjąć próbę zebrania takich opowieści i dowiedzenia się, co się za nimi kryje, innymi słowy sprawdzenia, jakie mogą być źródła owych przekazów.
Z perspektywy czasu ów krótki, czterotygodniowy, pobyt uznać należy za rekonesansowy. Lecz w trakcie pobytu, a także w ciągu czasu, jaki upłynął od mojego powrotu, udało mi się uzyskać od mieszkańców wysp informacje, które zdają się potwierdzać, iż przynajmniej część z owych "mitów" czy "podań" może mieć istotnie swoje źródło... w rzeczywistości.
Tubylcy twierdzą bowiem, iż znane im są miejsca, w których na ziemi lub w jaskiniach na niewielkiej przestrzeni porozrzucane są kości owych "gigantów"; są też tacy, którzy twierdzą, że są w posiadaniu zębów czy włosów owych (mitycznych czy najzupełniej realnych?) istot.
Jeżeli za tymi twierdzeniami kryje się choć cząstka prawdy, to naszym obowiązkiem jest dogłębne zbadanie tego zagadnienia. Wyprawa "Ekspedycja Salomony 2011" nie ma na celu takich dogłębnych badań, albowiem nie dysponuje ani odpowiednimi środkami finansowymi, ani właściwym zapleczem, ani wreszcie wystarczającym do takich badań czasem. Niemniej może ona i powinna podjąć próbę dotarcia do miejsc, które opisują miejscowi, sfotografowania i sfilmowania owych szkieletów czy ich pozostałości i dokonania odpowiednich pomiarów. Rzeczą niezwykle przydatną (lecz niezwykle trudną) byłoby też przetransportowanie takiej kości lub jej fragmentu do Polski w celu dokonania badań morfologicznych i genetycznych. Bez względu na to, czy mielibyśmy do czynienia z nieznanym nauce gatunkiem małpy człekokształtnej, czy też z całkiem nowym gatunkiem ludzkim - sprawa warta jest zbadania.
Również "legendy" czy "podania" o "Smoczych Wężach" - dziwnych kulach światła wylatujących dość regularnie z różnych punktów dżungli – zdają się mieć swe uzasadnienie w rzeczywistości. Oto bowiem będąc na Wyspach Salomona w roku 2008 sam miałem możliwość obserwacji tego typu zjawiska, aczkolwiek przyznać należy, iż znajdowały się one zbyt daleko, by móc jednoznacznie określić ich charakter. Jednak ich sposób poruszania się nie wskazywał na żadne znane zjawisko, choć oczywistym jest, że nie wolno takiej ewentualności (dotyczącej naturalnej i/lub dającej się łatwo wyjaśnić proweniencji) wykluczać. Jedynie ekspedycja, której udałoby się dotrzeć jak najbliżej owych zjawisk i miejsc, w których się pojawiają miałaby jakąś (większą) szansę na obserwację i rejestrację takich świateł.
I wreszcie wśród miejscowych mieszkańców krążą także opowieści o dziwnych, prastarych ruinach o cyklopowych rozmiarach, ruinach pozostawionych, wedle ich opisów, przez przodków. Udało mi się uzyskać prawdopodobne współrzędne geograficzne miejsca, w którym na wyspie Malaita mieszczą się jedne z takich ruin. Jestem zdania, że warto sprawdzić, czy owe opowieści oraz dane są prawdziwe. Gdyby się tak okazało – mielibyśmy do czynienia z jeszcze jedną zagadką archeologiczną.
Celem wyprawy EkSol - Ekspedycja Salomony 2011 jest próba (poprzez obserwacje i rejestracje) naocznego przekonania się, czy za owymi przekazami mogą kryć się jakieś prawdziwe zjawiska czy artefakty. O ile mi wiadomo, będzie to pierwsza tego typu (a na pewno pierwsza w Polsce) ekspedycja. Wyprawa - wbrew pozorom - nie należy do łatwych. By dotrzeć do wszystkich (lub niektórych) wyżej wspomnianych miejsc niezbędny jest trekking przez pokryte gęstą, tropikalną dżunglą góry, po wąskich i stromych ścieżkach, w nieustającej wilgoci i upale, wśród niebezpiecznych zwierząt, takich jak pająki, skorpiony, skolopendry, różnego rodzaju owady, a także krokodyle i rekiny. Ponadto przemieszczania się nie ułatwia mentalność i podejście miejscowych mieszkańców, którzy wiele z regionów traktują jako objęte szczególnymi zakazami lub nakazami (tabu) i którzy charakteryzują się niezwykłą terytorialnością. Z tego względu wyprawa trwać będzie cztery miesiące - chyba że brak środków finansowych zmusi do wcześniejszego powrotu.
Mam nadzieję, że zainteresowałem kogoś powyższym projektem. Pragnę także nadmienić, iż cały czas otwarte są wakaty i można jeszcze do wyprawy (i/lub jej organizacji) dołączyć. Więcej danych można znaleźć na mej stronie internetowej (http://www.wyspy.webd.pl) oraz na mym blogu (http://solomonexpedition.wordpress.com).
Pozdrawiam
Wojtek Bobilewicz
Czas trwania wyprawy
23.08.2011 – 22.12.2011 (chyba że sytuacja finansowa lub inna zmusi do wcześniejszego powrotu), istnieje pewna (ograniczona) możliwość późniejszego dołączenia lub wcześniejszego odłączenia się do/od wyprawy.
Choć znajduje się stosunkowo niedaleko Australii - i chociaż niektóre wyspiarskie państwa, sąsiadujące przez morze z Salomonami odwiedzane są przez rozlicznych turystów - kraj ten nie na darmo nazywany jest "miejscem, o którym zapomniał czas". Większość przyrody archipelagu, a także obyczaje i historie jego mieszkańców, nie zmieniły się praktycznie od stuleci, a może nawet tysiącleci. Jeszcze kilkadziesiąt, może sto, lat temu w odległych i schowanych w głębokiej dżungli osadach i społecznościach praktykowano rytualny kanibalizm...
Dziś przeważająca większość Salomończyków to różnego wyznania chrześcijanie, dla których takie kanibalistyczne praktyki są równie egzotyczne i niezrozumiałe, co dla nas sam kraj. Poprzez działalność misjonarzy, potem kontakt z Amerykanami (przypomnijmy, że Wyspy Salomona, a szczególnie wyspa Guadalcanal, były areną krwawych starć pomiędzy Amerykanami a Japończykami podczas II Wojny Światowej) a wreszcie z nielicznymi ciekawskimi przybyszami z odległych lądów (Europy, Ameryki, Australii) nastąpił nieuchronny proces "cywilizowania" rdzennych mieszkańców.
A jednak, pomimo nieśmiało i bardzo powolnie wkraczającego postępu cywilizacyjnego (którego negatywnym skutkiem jest powolne uśmiercanie rdzennych obyczajów i kultur), niewielu turystów zagląda do tego zakątka świata. Brak dobrze rozwiniętej infrastruktury, tropikalne dżungle, specyficzna osobowość mieszkańców, obowiązujące wciąż zasady i ograniczenia (tabu), kapryśna pogoda, stosunkowo wysokie ceny – wszystko to wpływa na fakt, że w ciągu roku na Salomony przybywa zaledwie kilka tysięcy turystów, głównie zresztą Australijczyków poszukujących nowych miejsc do surfowania lub nurkowania oraz Amerykanów poszukujących swej wojennej przeszłości.
Sądzę, że dla owego wyspiarskiego kraju stan taki jest jednocześnie przekleństwem i błogosławieństwem.
Przekleństwem, gdyż z powodu bardzo mało rozwiniętej turystyki (to też się zmienia, ale także niezwykle wolno) brakuje Wyspom Salomona tak bardzo potrzebnych dewiz, przydatnych w rozwoju kraju i jego infrastruktury. (Inna rzecz, iż ze względu na fakt, że kraj znajduje się pod faktyczną kontrolą Australii po wkroczeniu tam międzynarodowych sił rozjemczych RAMSI pod przywództwem właśnie Australii – nie wiadomo, jaka część takich dewiz trafiałaby rzeczywiście do rąk salomońskiego rządu, o zwykłych obywatelach nie wspominając…)
Błogosławieństwem, gdyż to właśnie dzięki tak słabo rozwiniętej turystyce kraj wciąż zachowuje dziewiczy charakter. Niemal całkowicie brak tu luksusowych hoteli, sieci dróg, supermarketów i innych wygód nakierowanych na mniej lub bardziej zamożnego turystę. Większość lądu to albo przepiękne koralowe atole i laguny, upstrzone tysiącami maleńkich, niezamieszkanych wysepek, albo też długie na kilkaset i szerokie na kilkadziesiąt kilometrów główne wyspy archipelagu, pokryte górami i porośnięte gęstą, tropikalną dżunglą, ze wszelkimi owadami, pająkami, skorpionami, skolopendrami, wężami, ale także krokodylami czy nawet rekinami - niezbyt przyjazne środowisko do uprawiania turystyki, chyba że komuś taka właśnie forma spędzania urlopu odpowiada... Ponadto brak turystów oznacza, że brak tu typowej "cepelii", a ludzie, ich tradycje, sposób życia i mieszkania etc. - są autentyczne. Sprzyja to zachowaniu status quo i kontynuowaniu obyczajów sprzed wielu dziesiątków, setek, a może nawet tysięcy lat.
A jednak, pomimo takiej "gratki", jaką dla podróżnika (szczególnie zaś dla podróżnika z Polski) jest opisana wyżej sytuacja, pomimo tego, że można się tu przenieść w czasie, pomimo możliwości zamieszkania na autentycznej bezludnej wyspie, pomimo uroków pływania, surfowania czy nurkowania, pomimo wartych obejrzenia sztucznych wysp budowanych przez mieszkańców, wystrzeliwującego pióropusze dymu i ognia wulkanu, wyrastającego wprost z morza i się doń zapadającego, błękitnych rozgwiazd i latających ryb, delfinów i kokosów, mango czy papai, pomimo różnorodności flory i fauny - to nie te atrakcje przyciągnęły i przyciągają mnie na Wyspy Salomona i każą mi tam wrócić z większą i dłuższą wyprawą.
Od niepamiętnych czasów wśród rdzennych mieszkańców owych wysp przekazywane są z pokolenia na pokolenie i z ust do ust opowieści o rzeczach tak nieprawdopodobnych, że natychmiast budzą niedowierzanie (albo wręcz niewiarę), śmiech czy kpinę, zaś dla badaczy akademickich, przede wszystkim dla etnografów czy etnologów, stanowią one po prostu część tamtejszej kultury, bogatej w mity czy legendy. Dziwne kule światła poruszające się po nocnym niebie i zwane przez miejscowych "Smoczymi Wężami", olbrzymie, liczące trzy metry wzrostu (lub więcej) owłosione istoty, zamieszkujące bardzo głęboki interior owych wysp, "mali ludzie" mieszkający w jaskiniach w głębi tropikalnego lasu i tajemnicze prastare ruiny - to tematy często i nieodmiennie przewijające się w folklorze rdzennych Salomończyków.
W roku 2008 wybrałem się na Wyspy Salomona po raz pierwszy, by podjąć próbę zebrania takich opowieści i dowiedzenia się, co się za nimi kryje, innymi słowy sprawdzenia, jakie mogą być źródła owych przekazów.
Z perspektywy czasu ów krótki, czterotygodniowy, pobyt uznać należy za rekonesansowy. Lecz w trakcie pobytu, a także w ciągu czasu, jaki upłynął od mojego powrotu, udało mi się uzyskać od mieszkańców wysp informacje, które zdają się potwierdzać, iż przynajmniej część z owych "mitów" czy "podań" może mieć istotnie swoje źródło... w rzeczywistości.
Tubylcy twierdzą bowiem, iż znane im są miejsca, w których na ziemi lub w jaskiniach na niewielkiej przestrzeni porozrzucane są kości owych "gigantów"; są też tacy, którzy twierdzą, że są w posiadaniu zębów czy włosów owych (mitycznych czy najzupełniej realnych?) istot.
Jeżeli za tymi twierdzeniami kryje się choć cząstka prawdy, to naszym obowiązkiem jest dogłębne zbadanie tego zagadnienia. Wyprawa "Ekspedycja Salomony 2011" nie ma na celu takich dogłębnych badań, albowiem nie dysponuje ani odpowiednimi środkami finansowymi, ani właściwym zapleczem, ani wreszcie wystarczającym do takich badań czasem. Niemniej może ona i powinna podjąć próbę dotarcia do miejsc, które opisują miejscowi, sfotografowania i sfilmowania owych szkieletów czy ich pozostałości i dokonania odpowiednich pomiarów. Rzeczą niezwykle przydatną (lecz niezwykle trudną) byłoby też przetransportowanie takiej kości lub jej fragmentu do Polski w celu dokonania badań morfologicznych i genetycznych. Bez względu na to, czy mielibyśmy do czynienia z nieznanym nauce gatunkiem małpy człekokształtnej, czy też z całkiem nowym gatunkiem ludzkim - sprawa warta jest zbadania.
Również "legendy" czy "podania" o "Smoczych Wężach" - dziwnych kulach światła wylatujących dość regularnie z różnych punktów dżungli – zdają się mieć swe uzasadnienie w rzeczywistości. Oto bowiem będąc na Wyspach Salomona w roku 2008 sam miałem możliwość obserwacji tego typu zjawiska, aczkolwiek przyznać należy, iż znajdowały się one zbyt daleko, by móc jednoznacznie określić ich charakter. Jednak ich sposób poruszania się nie wskazywał na żadne znane zjawisko, choć oczywistym jest, że nie wolno takiej ewentualności (dotyczącej naturalnej i/lub dającej się łatwo wyjaśnić proweniencji) wykluczać. Jedynie ekspedycja, której udałoby się dotrzeć jak najbliżej owych zjawisk i miejsc, w których się pojawiają miałaby jakąś (większą) szansę na obserwację i rejestrację takich świateł.
I wreszcie wśród miejscowych mieszkańców krążą także opowieści o dziwnych, prastarych ruinach o cyklopowych rozmiarach, ruinach pozostawionych, wedle ich opisów, przez przodków. Udało mi się uzyskać prawdopodobne współrzędne geograficzne miejsca, w którym na wyspie Malaita mieszczą się jedne z takich ruin. Jestem zdania, że warto sprawdzić, czy owe opowieści oraz dane są prawdziwe. Gdyby się tak okazało – mielibyśmy do czynienia z jeszcze jedną zagadką archeologiczną.
Celem wyprawy EkSol - Ekspedycja Salomony 2011 jest próba (poprzez obserwacje i rejestracje) naocznego przekonania się, czy za owymi przekazami mogą kryć się jakieś prawdziwe zjawiska czy artefakty. O ile mi wiadomo, będzie to pierwsza tego typu (a na pewno pierwsza w Polsce) ekspedycja. Wyprawa - wbrew pozorom - nie należy do łatwych. By dotrzeć do wszystkich (lub niektórych) wyżej wspomnianych miejsc niezbędny jest trekking przez pokryte gęstą, tropikalną dżunglą góry, po wąskich i stromych ścieżkach, w nieustającej wilgoci i upale, wśród niebezpiecznych zwierząt, takich jak pająki, skorpiony, skolopendry, różnego rodzaju owady, a także krokodyle i rekiny. Ponadto przemieszczania się nie ułatwia mentalność i podejście miejscowych mieszkańców, którzy wiele z regionów traktują jako objęte szczególnymi zakazami lub nakazami (tabu) i którzy charakteryzują się niezwykłą terytorialnością. Z tego względu wyprawa trwać będzie cztery miesiące - chyba że brak środków finansowych zmusi do wcześniejszego powrotu.
Mam nadzieję, że zainteresowałem kogoś powyższym projektem. Pragnę także nadmienić, iż cały czas otwarte są wakaty i można jeszcze do wyprawy (i/lub jej organizacji) dołączyć. Więcej danych można znaleźć na mej stronie internetowej (http://www.wyspy.webd.pl) oraz na mym blogu (http://solomonexpedition.wordpress.com).
Pozdrawiam
Wojtek Bobilewicz
Czas trwania wyprawy
23.08.2011 – 22.12.2011 (chyba że sytuacja finansowa lub inna zmusi do wcześniejszego powrotu), istnieje pewna (ograniczona) możliwość późniejszego dołączenia lub wcześniejszego odłączenia się do/od wyprawy.
Wyprawa szlakiem "nieznanego" na Wyspy Salomona, sierpień-grudzień 2011 r.
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.