Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
Dalton Highway - 666 km przygody > ALASKA
tommy#1 relacje z podróży
Dalton Highway - 666 km drogi niezwykłej poprzez swoją odludność i nieturystyczne przeznaczenie. Zaczyna się ona kilkadziesiąt mil na północ od Fairbanks, a kończy w Deadhorse, niemal nad Oceanem Arktycznym, przy polach naftowych Prudhoe Bay. Zbudowano ją jako drogę zaopatrzeniową dla Deadhorse oraz dla Wielkiej Rury, czyli Transalaskańskiego Rurociągu przepychającego ropę blisko 1300 km, właśnie z Prudhoe Bay do Valdez. Ponoć ropa przebywa tę odległość w około osiem dni. Głównymi użytkownikami drogi są wielkie ciężarówki, zaskakująca ilość motocyklistów oraz - od wielkiego dzwonu - ekspedycje podobne do naszej.
Dalton okazał się mniej straszny, niż go malują w wielu źródłach. Standardowe przewodniki nieśmiało umieszczają go na samym końcu alaskańskich atrakcji, z licznymi ostrzeżeniami, poczynając od tego, że nie należy do takiej wyprawy podchodzić lekkomyślnie, poprzez „bez trzech zapasowych kół nie ma się co wybierać” aż po „droga połyka auta w całości i nikt nie uchodzi z życiem. Dalton jest jednak miejscami asfaltowy, a na reszcie, choć określanej jest jako „żwirowa", nawierzchnia składa się ze żwiru posklejanego na twardo jakimś związkiem wapnia. Przy suchej pogodzie zasuwa się tym niemal jak asfaltem, ale w deszczu natychmiast tworzy się śliskie błotko (a tylna szyba zaczyna przypominać najpierw rzadką zupę grzybową, a następnie gulasz... gesty :) ).
Straszące opisy biorą się również zapewne z tego, że określenie „highway" zobowiązuje: na takie hasło widzi się piękną autostradę, co najmniej dwa pasy w każdą stronę, bezkolizyjne skrzyżowania, precyzyjne oznakowanie. Jeśli ktoś wybierze się na Dalton z takim wyobrażeniem, to rzeczywiście srodze się zawiedzie, a i może się wpakować w niebezpieczeństwo. Wypożyczalnie samochodów typu Budget czy Hertz nie pozwalają zabierać swoich pojazdów na tę trasę; po obdzwonieniu chyba z tuzina numerów udało nam się znaleźć dwie firmy, które dają auta na taką wyprawę. Trzeba jednak zostawić $1000 depozytu na wypadek popsucia samochodu, które najczęściej polega na pobitej przedniej szybie (kamyki spod kół ciężarówek) i przeciętych oponach (dziury w nawierzchni). Okazało się jednak, że naprawdę nieprzyjemnych dziur było kilkadziesiąt km, a ciężarówki są miłe, tylko trzeba im zjeżdżać z drogi, szczególnie w trudnych miejscach. One wtedy też starają się zwalniać i zjeżdżać na bok, a większość kierowców przyjaźnie macha.
Na tych 666 kilometrach są trzy przystanki z ludźmi: knajpa i visitor center nad rzeką Yukon (kilometr 90), Coldfoot ( km 282, 13 mieszkańców) i wioseczka Wiseman (km 304, 22 osoby), przy czym paliwo znajduje się tylko nad Yukonem i w Coldfoot, więc trzeba się obowiązkowo zaopatrzyć mimo niebotycznych cen. Potem do samego końca nie ma już niczego oprócz Wielkiej Rury, prymitywnego lotniska i kilku przepompowni.
Na samym początku drogi jest znak oblepiony licznymi naklejkami. Kiedy zatrzymaliśmy się tam celem pstryknięcia fotki, z zaparkowanego niedaleko pickupa wyskoczył brodacz i zaproponował, że sfotografuje nas oboje. Gadka-szmatka, okazało się, że jest z miasteczka North Pole. Sądząc po wyglądzie, mógł to być sam Mikołaj!!
Moze teraz kilka atrakcji na drodze :)
Mila 56 : 700-metrowy most na rzece Yukon, co w języku lokalnych indian oznacza „wielka rzeka". Most raczej nieciekawy, ale praktyczny. Nawierzchnia jest z drewna, natomiast metalowa konstrukcja pod spodem ma niespotykaną ilość „luzu", żeby przetrwała wielkie skoki temperatury. Zabieraliśmy się tu do tankowania, ale dziouszka w knajpie obsługującej jednocześnie cysternę z paliwem powiedziała, że im się kończy, więc jeśli przetrzymamy do Coldfoot, to byłoby miło, gdybyśmy benzynę zostawili dla bardziej zdesperowanych, co też uczyniliśmy.
Mila 75: Rollercoaster - szczególnie stromy zjazd, a zaraz potem równie szalony podjazd. Ciężarówki ponoć w ogóle nie lubią tego miejsca.
Mila 85 : dookoła widzimy mnóstwo fireweed (wierzbówka kiprzyca, nie do spamiętania); myśleliśmy, że nazwa pochodzi od jadowitego koloru, ale okazało się, że jest to zielsko o wyjątkowo głębokich korzeniach, które dzięki temu jest w stanie przetrwać pożar, więc pojawia się jako pierwsze na spalonych terenach. Pożary zaś są potrzebne, bo bez nich nie pootwierają się tamtejsze świerkowe szyszki i nie będzie nowego lasu.
Na fotoprzystanku napotkaliśmy dziadka, który przyjechał na Alaskę z Florydy (nie przyleciał, przyjechał) – zaczął jechać pod koniec kwietnia, czyli ponad dwa miesiące wcześniej. Ha, emerytura ma swoje plusy!
Mila 98 : Finger Mountain, przykład tora, czyli szpiczastego ostańca. Przepiękna tundra, mchy, porosty, mnóstwo kwiecia.
Mila 115: Koło Polarne! W ogóle nie jest zimno. Na własne oczy widzę, że koło trzeba sobie wyobrazić, bo żadnej kreski na gruncie nie ma. Tu zawraca większość turystów. Tutaj juz ciemności nie zapadaja w ogóle o tej porze roku. Dla nas żadna róznica, noc ostatnio to widzieliśmy w domu. To naprawdę jest troszke krępujace, jak o pólnocy świeci słońce. Człowiek w namiocie pcha do śpiwora głowę zamiast nóg.
Mila 175 : Coldfoot. Obskurna i błotnista w deszczu mieścinka, właściwie jeden plac i tyle, przystanek ciężarówek, ale jest benzyna!
Mila 200: pięknie lśniąca w słońcu góra Sukakpak, odróżnia się wśród wszystkich innych, ciemnych i pokrytych roślinnością. Zatrzymujemy się na lanczyk u jej podnóża, nad jedną z wielu „cementowych" rzek; ponieważ biorą się one z lodowców, niosą mnóstwo „skalnej mąki" (rock flour). Wyglądają właśnie tak, jakby ktoś do nich nasypał błękitnawego cementu.
Mila 235 : ostatnie drzewo. Niestety, przegapiliśmy w obie strony, ponoć stoi tam stary świerk zniszczony przez wandali, a tuż obok rośnie młody. Od tej pory będzie tundra.
Mila 244 : przełęcz Atigun, 1415 m.n.p.m. Najwyższy punkt drogowy na Alasce, w zimie mocno niebezpieczny ze względu na ostry podjazd i lawiny (widzieliśmy nawet postumenty pod antylawinowe działka). Nieziemskie widoki i kamień spada z serca (a wręcz cała lawina kamieni), kiedy człowiek znajduje się po drugiej stronie.
Mila 325: po nocy w aucie (deszcz + nieznośna ilość komarów) zatrzymaliśmy się nad rzeką Sagavanirktok, gdzie odziawszy się w czapkosiatki podobne do tych, których uzywają pszczelarze,i opsikawszy solidnie komarozolem ,ugotowaliśmy Najlepszą Kawę na Świecie. Odkryliśmy, że gotując wode na kawę, trzeba koniecznie przykryć wodę pokrywką. Inaczej wychodzi lekki rosołek z komara. Podróże kształcą.
Mila 347 : przystanek celem zapoznania się z tundrą. Po kilku minutach odkrywamy, że tundra to grząska łąka, po której chodzi sie z trudnościami, za to bardzo łatwo skręcić kostke, wpadając na dodatek do niewidocznej spod zielska kałuzy. Jednak ilosć i zróznicowanie roślin jest imponujące. Myśleliśmy, że tundra to kilka rachitycznych trawek, jakieś mchy i porosty :)
Mila 405: Nareszcie widać Deadhorse!
Straszące opisy biorą się również zapewne z tego, że określenie „highway" zobowiązuje: na takie hasło widzi się piękną autostradę, co najmniej dwa pasy w każdą stronę, bezkolizyjne skrzyżowania, precyzyjne oznakowanie. Jeśli ktoś wybierze się na Dalton z takim wyobrażeniem, to rzeczywiście srodze się zawiedzie, a i może się wpakować w niebezpieczeństwo. Wypożyczalnie samochodów typu Budget czy Hertz nie pozwalają zabierać swoich pojazdów na tę trasę; po obdzwonieniu chyba z tuzina numerów udało nam się znaleźć dwie firmy, które dają auta na taką wyprawę. Trzeba jednak zostawić $1000 depozytu na wypadek popsucia samochodu, które najczęściej polega na pobitej przedniej szybie (kamyki spod kół ciężarówek) i przeciętych oponach (dziury w nawierzchni). Okazało się jednak, że naprawdę nieprzyjemnych dziur było kilkadziesiąt km, a ciężarówki są miłe, tylko trzeba im zjeżdżać z drogi, szczególnie w trudnych miejscach. One wtedy też starają się zwalniać i zjeżdżać na bok, a większość kierowców przyjaźnie macha.
Na tych 666 kilometrach są trzy przystanki z ludźmi: knajpa i visitor center nad rzeką Yukon (kilometr 90), Coldfoot ( km 282, 13 mieszkańców) i wioseczka Wiseman (km 304, 22 osoby), przy czym paliwo znajduje się tylko nad Yukonem i w Coldfoot, więc trzeba się obowiązkowo zaopatrzyć mimo niebotycznych cen. Potem do samego końca nie ma już niczego oprócz Wielkiej Rury, prymitywnego lotniska i kilku przepompowni.
Na samym początku drogi jest znak oblepiony licznymi naklejkami. Kiedy zatrzymaliśmy się tam celem pstryknięcia fotki, z zaparkowanego niedaleko pickupa wyskoczył brodacz i zaproponował, że sfotografuje nas oboje. Gadka-szmatka, okazało się, że jest z miasteczka North Pole. Sądząc po wyglądzie, mógł to być sam Mikołaj!!
Moze teraz kilka atrakcji na drodze :)
Mila 56 : 700-metrowy most na rzece Yukon, co w języku lokalnych indian oznacza „wielka rzeka". Most raczej nieciekawy, ale praktyczny. Nawierzchnia jest z drewna, natomiast metalowa konstrukcja pod spodem ma niespotykaną ilość „luzu", żeby przetrwała wielkie skoki temperatury. Zabieraliśmy się tu do tankowania, ale dziouszka w knajpie obsługującej jednocześnie cysternę z paliwem powiedziała, że im się kończy, więc jeśli przetrzymamy do Coldfoot, to byłoby miło, gdybyśmy benzynę zostawili dla bardziej zdesperowanych, co też uczyniliśmy.
Mila 75: Rollercoaster - szczególnie stromy zjazd, a zaraz potem równie szalony podjazd. Ciężarówki ponoć w ogóle nie lubią tego miejsca.
Mila 85 : dookoła widzimy mnóstwo fireweed (wierzbówka kiprzyca, nie do spamiętania); myśleliśmy, że nazwa pochodzi od jadowitego koloru, ale okazało się, że jest to zielsko o wyjątkowo głębokich korzeniach, które dzięki temu jest w stanie przetrwać pożar, więc pojawia się jako pierwsze na spalonych terenach. Pożary zaś są potrzebne, bo bez nich nie pootwierają się tamtejsze świerkowe szyszki i nie będzie nowego lasu.
Na fotoprzystanku napotkaliśmy dziadka, który przyjechał na Alaskę z Florydy (nie przyleciał, przyjechał) – zaczął jechać pod koniec kwietnia, czyli ponad dwa miesiące wcześniej. Ha, emerytura ma swoje plusy!
Mila 98 : Finger Mountain, przykład tora, czyli szpiczastego ostańca. Przepiękna tundra, mchy, porosty, mnóstwo kwiecia.
Mila 115: Koło Polarne! W ogóle nie jest zimno. Na własne oczy widzę, że koło trzeba sobie wyobrazić, bo żadnej kreski na gruncie nie ma. Tu zawraca większość turystów. Tutaj juz ciemności nie zapadaja w ogóle o tej porze roku. Dla nas żadna róznica, noc ostatnio to widzieliśmy w domu. To naprawdę jest troszke krępujace, jak o pólnocy świeci słońce. Człowiek w namiocie pcha do śpiwora głowę zamiast nóg.
Mila 175 : Coldfoot. Obskurna i błotnista w deszczu mieścinka, właściwie jeden plac i tyle, przystanek ciężarówek, ale jest benzyna!
Mila 200: pięknie lśniąca w słońcu góra Sukakpak, odróżnia się wśród wszystkich innych, ciemnych i pokrytych roślinnością. Zatrzymujemy się na lanczyk u jej podnóża, nad jedną z wielu „cementowych" rzek; ponieważ biorą się one z lodowców, niosą mnóstwo „skalnej mąki" (rock flour). Wyglądają właśnie tak, jakby ktoś do nich nasypał błękitnawego cementu.
Mila 235 : ostatnie drzewo. Niestety, przegapiliśmy w obie strony, ponoć stoi tam stary świerk zniszczony przez wandali, a tuż obok rośnie młody. Od tej pory będzie tundra.
Mila 244 : przełęcz Atigun, 1415 m.n.p.m. Najwyższy punkt drogowy na Alasce, w zimie mocno niebezpieczny ze względu na ostry podjazd i lawiny (widzieliśmy nawet postumenty pod antylawinowe działka). Nieziemskie widoki i kamień spada z serca (a wręcz cała lawina kamieni), kiedy człowiek znajduje się po drugiej stronie.
Mila 325: po nocy w aucie (deszcz + nieznośna ilość komarów) zatrzymaliśmy się nad rzeką Sagavanirktok, gdzie odziawszy się w czapkosiatki podobne do tych, których uzywają pszczelarze,i opsikawszy solidnie komarozolem ,ugotowaliśmy Najlepszą Kawę na Świecie. Odkryliśmy, że gotując wode na kawę, trzeba koniecznie przykryć wodę pokrywką. Inaczej wychodzi lekki rosołek z komara. Podróże kształcą.
Mila 347 : przystanek celem zapoznania się z tundrą. Po kilku minutach odkrywamy, że tundra to grząska łąka, po której chodzi sie z trudnościami, za to bardzo łatwo skręcić kostke, wpadając na dodatek do niewidocznej spod zielska kałuzy. Jednak ilosć i zróznicowanie roślin jest imponujące. Myśleliśmy, że tundra to kilka rachitycznych trawek, jakieś mchy i porosty :)
Mila 405: Nareszcie widać Deadhorse!
Jeśli ktoś oglądał w TV cykl Ice Road Truckers - to właśnie o tę drogę chodzi. Tylko myśmy jechali w lipcu. Lecz i tak jest to niesamowita przygoda, niesamowite widoki, i niesamowita świadomość przeogromnej pustki. Jakby przejechać Polskę żwirową drogą, i spotkać kilkudziesięciu ludzi.
Dalton Highway rz,adzi !
Dalton Highway rz,adzi !
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.