Artyku y i relacje z podr y Globtroter w

Zimowa wyprawa na Mont Blanc - 2005 > FRANCJA


tater tater Dodaj do: wykop.pl
relacje z podróży

Zdj cie FRANCJA / brak / M. Blanc - 4807 / ja i mój cel - 4807mnpmMont Blanc, Biała Góra, zwana także Białą Damą, kusi i wabi jak sen. Piękna i ośnieżona przez cały rok, a zarazem kapryśna, hipnotyzuje i przyciąga rocznie tysiące turystów z całego świata, jednak nie wszystkim jest dane stanąć na dachu europy, z czego około setka wspinaczy staje się zawsze jej ofiarą... Ten alpejski szczyt, najwyższy w Europie, swoją popularnością udowadnia, że pewne ludzkie pragnienia nigdy nie tracą na atrakcyjności i są niezależne od czasu, postępu technicznego i kulturowego.

Wizja zdobycia tego szczytu zimą, dotarcia na "Dach Europy" od dawna kształtowała się w mojej głowie. Wiedziałem, że wejście w Alpy jest przygodą pełną przypadków i niebezpieczeństw, szczególnie ze względu na niespodziewane zmiany pogody, które mogą całkowicie zmienić charakter dróg czyniąc najłatwiejszą z nich nie do przebycia. Słyszałem, ze to wspinaczka po śnieżnych zboczach, poszarpanych skalnych grzebieniach, po lodowcu pełnym ukrytych szczelin i eksponowanych lodowych graniach z nawisami śnieżnymi i wreszcie ostateczna radość stanięcia na wierzchołku europy.



Okazja realizacji tego marzenia pojawiła się z początkiem zimy po znalezieniu w Internecie strony Piotrka, który organizuje extremalne wyprawy górskie. Po krótkiej korespondencji termin wyprawy został ustalony na początek marca, a konkretnie na sobotę 12-go.



Nadszedł dzień wyjazdu, sobota. Wyruszamy z Wrocławia około 16 - tej i po 20-tu godzinach jazdy, wygodnym, przystosowanym do wypraw busem docieramy na parking w Les Houchesne. Niedziela, godzina 11.30 - parking w Les Houches - nasza sześcio osobowa grupa (w składzie: Piotr, Tomek, Łukasz są z Wrocławia, Bolek z Katowic, Wojtek i Piotr pochodzą z Gdańska ) kończy się pakować i ubierać. W południe wyruszamy w góry, korzystając z udogodnień na 1800mnpm wjeżdżamy kolejką ( 12 euro w dwie strony), tylko Wojtek postanawia wspinaczkę zacząć od samego dołu, natomiast drugi Piotr ucina sobie małą drzemkę i wjedzie ostatnią kolejką (siedział za kółkiem całą noc). Wszyscy mamy spotkać się w starym obserwatorium.


Po wyjściu z górnej stacji kolejki widoki zapierają dech w piersi, alpejskie szczyty zażywające słonecznych kąpieli otulone białym puchem, to robi niesamowite wrażenie. Pogoda dopisuje, jest słonecznie, ale zarazem mroźno, toteż ochoczo pniemy się w górę wzdłuż trasy MTB, Do obserwatorium szlak jest przetarty, więc dotarcie tam zajmuje nam około godziny, po krótkim odpoczynku nie pewni czy to jest to będąc coraz bardziej pod urokiem malowniczych, wysokogórskich terenów, w czwórkę postanowiliśmy iść dalej. Dalej szlak jest nie przetarty, torowisko MTB jest położone na półce skalnej, którą dziś pokrywa gruba na około trzy metry warstwa śniegu z, pod którego wystają kikuty słupów trakcyjnych z drutem ślizgowym, którego momentami używamy jako poręczówki. Idzie się ciężko, śnieg jest głęboki, w okolice tunelu docieramy po około dwugodzinnym marszu brnąc miejscami po pas w śniegu. Po półgodzinnym poszukiwaniu tunelu i braku odpowiedzi na sms-a od Piotrka, Piotr z Gdańska na noc schodzi do obserwatorium reszta szuka dalej. Słońce ma się już ku zachodowi, Tomek, co chwilę spogląda na telefon czy jest zasięg i czy jest odpowiedź od Piotrka. W czasie, gdy rozważamy spanie w jamach wykopanych w śniegu pod ścianą, Tomek dostaje sms-a " szukajcie 25-30 m w linii prostej od ostatniego słupa" po dziesięciu minutach mamy tunel odkopany na, tyle aby się wczołgać i w nim nocujemy. Noc jest mroźna, w tunelu około -14*C. Rano dochodzą do nas pozostali uczestnicy wyprawy i przed ósmą wyruszamy w dalszą drogę. Po minięciu górnej stacji MTB skręcamy w lewo i przed nami rozpościera się śnieżna pustynia pnąca się ku alpejskim szczytom. Sam Mont Blanc wydaje się tak odległy i nierzeczywisty, że automatycznie nasuwa mi się myśl o tym, czy będę tam w stanie wejść, czy uda mi się zwalczyć przenikliwe zimno.


Dochodzimy do schroniska Tete Rousse(3167 m.n.p.m.) po szesnastej, wygląda na opustoszałe, aby wejść do środka musimy odkopać dziwi zasypane do połowy śniegiem. Schronisko rzeczywiście nieczynne, jest pusto i zimno, ale za to są prycze i koce, więc spanie mamy w komfortowych warunkach. Wszyscy ubieramy dodatkowe bluzy, jest zimniej niż na zewnątrz i zaczynamy przygotowywać kolację (herbata, zupy w proszku, słodkie batony) oczywiście woda pochodzi ze śniegu. Dobrze, że nie jesteśmy tu w sezonie, bo schronisko okazuje się skandalicznie drogie w tym czasie (herbata kosztuje 3 euro, woda mineralna 1,5 litra 5 euro, spaghetti 10 euro, nocleg 1 osoba 17 euro ), jednak można te ceny zminimalizować wodą z lodowca, a tereny powyżej schroniska stanowią bezpłatny teren kempingowy. O dwudziestej jesteśmy już w śpiworach poprzykrywani kocami. Choć zmęczony to z uśmiechem na twarzy i radością w sercu zasypiam po raz pierwszy u stóp Białej Damy. W tym momencie świat, który pozostawiłem na dole wydawał się nierealny ze swoimi wszystkimi problemami. Tam pozostały ludzkie słabości. Tu wszystko nabrało innego znaczenia. Czas płynął w innym rytmie. Nastąpiło oczekiwanie na wielką przygodę.


Jedynym dźwiękiem tej nocy był szalejący wiatr za oknami schroniska. Rano ku naszej radości pogoda wyraźnie poprawiła się. Pobudka o 6:00, śniadanie, pakowanie plecaków - i ruszamy dalej. Przed nami 650 m wspinaczki, przejście Kuluarem Śmierci (na dźwięk nazwy aż przechodzą dreszcze). Szlak ten nie cieszy się dużą popularnością. Często spadają tu lawiny śnieżne i kamienie. Na szczęście obserwujemy tylko pewne nieduże obsunięcia w oddali. Tuż za niebezpiecznym żlebem zaczyna się ostra wspinaczka, pierwsze kilkadziesiąt metrów w kruchej skale pokrytą kilku centymetrową warstwą białego puchu, ostatnie kilka set metrów przed schroniskiem Aig Du Gouter (3817 m) to grań, która ostro wznosi się ku błękitnej otchłani z mocno poszarpaną grzywą, jest najbardziej hazardowym odcinkiem na naszej trasie. Warunki dość pionierskie; pierwszy raz na takiej wysokości, ciężkie plecaki oraz spadające stężenie tlenu w powietrzu zmuszają nas do maksymalnego wysiłku. Czuję, jak mój organizm domaga się tlenu i odpoczynku. Moja euforia już się nieco zmniejsza... Oczywiście wysiłek był wliczony w cały projekt, lecz nie wszyscy są do tego przygotowani. Pogoda wciąż dopisuje, jest słonecznie, ale mroźno ( -14*C - 15*C), niebo bez chmurne tylko czasami wiatr chwilę pajacuje.


W pewnym momencie przed nami ukazuje się schronisko Goutera (3817), podobne do stalowego bunkra. Każdy sobie westchną - wreszcie jest upragniony cel dzisiejszego dnia. Jest to trudne i wyczerpujące podejście, wejście zajęło nam kilka ładnych godzin. Schronisko jest nie czynne, ale otwarte, jest jadalnia, w dwóch pokojach około 40 łóżek z kocami, kuchnia z kuchenką gazową i kilkoma butlami, jest też trochę żywności (suchy prowiant pozostawiony przez poprzednie ekipy). W środku jest zimniej niż na zewnątrz. Chwila wytchnienia i powoli zaczynamy rozpakowywać plecaki, nawet można zdjąć buty na miejscu są ciepłe kapcie, w tym czasie Wojtek nastawił wodę na herbatę. Po ochłonięciu z wrażeń i zmęczenia zaczyna się sesja zdjęciowa, a pejzaż jest wspaniały zapierający dech w piersi.
Piotrka z Gdańska dopadła choroba wysokogórska, mdłości, bóle i zawroty głowy, rezygnuje z dalszej wspinaczki, Piotrek z Wrocławia rozciął dłoń, także rezygnuje, natomiast Łukasz narzeka na palce u stóp, ma brak czucia w palcach mimo to decyduje się iść, reszta czuje się wspaniale. Wieczorem Piotrek robi odprawę, kilka wskazówek, sprawdzenie i przygotowanie sprzętu, ustalenie pobudki na trzecią i wyjście na czwartą. W sumie wyruszamy o 4.30, Niebo rozgwieżdżone, mróz około - 20*C, grupę prowadzi Wojtek. Do pierwszych szczelin dochodzimy wraz z pierwszymi promieniami słonecznymi, (zapowiada się piękna słoneczna pogoda) przez nieuwagę Tomek wpada do szczeliny na szczęście wychodzi z tego cało. Idąc między szczelinami i ogromnymi klocami lodu, wzrastająca wysokość jest już wyraźnie odczuwalna; kolejny metr w górę okupiony zostaje dużym wysiłkiem, każdy w jakimś stopniu odczuwa skutki niedotlenienia. W iście żółwim tempie docieramy do schronu Vallot. Sam schron jednak do interesujących nie należy. Wielkie blaszane pudło z telefonem ratunkowym (na wysokości 4362 m n p m.) o ograniczonej użyteczności, wewnątrz jedynie kilka pryczy, góra śmieci pod ścianą i unoszący się okropny zaduch. Przecież tak nie wiele trzeba, aby było przyjemnie wystarczy trochę szacunku do gór i do tych, co przyjdą po nas. Jednak ta metalowa puszka uratowała na przestrzeni lat wiele ludzkich istnień. W schronie zatrzymują nas nogi Łukasza, ma chyba za małe buty i strasznie marzną mu nogi, rozgrzewa je na różne sposoby, trwa to nie całe dwie godziny. Nie chce się poddać, choć wie, czym to może się skończyć, więc dalej na szlak ruszamy w czwórkę. Przed nami już tylko Biała Dama jest przecież tak blisko... Prawie czujemy na sobie jej oddech.


Zakładamy na nogi raki, wiążemy się linami, czekany w ręce i już jesteśmy gotowi do dalszej drogi. Chodź jest mróz dochodzący do -17*C to jest cudowna, słoneczna pogoda podszyta lekkim lodowatym wiatrem. Wokół rozciągają się oszałamiające widoki - a my zmęczeni i niewyspani, resztkami sił pniemy się przed siebie. Wędrujemy niemal jak... skazańcy. Spowolnione ruchy, nogi jak z waty, coraz krótsze kroki, ciężki oddech.


Docieramy do Grani Bosses; mróz i wiatr utrudnia nam marsz. Walczymy z nim, z grawitacją - i z sobą. A przecież wspinaczka wąskim grzebieniem lodowym wymaga sporej koncentracji. Przed nami - ogromne śnieżne pole, nakropione twardymi łuskami zmrożonego lodu. Rozległe włości Królowej Śniegu, której być może siedziba wydawała się tak blisko... Jest trzynasta do szczytu mamy jeszcze około 150-170 metrów, w grupie narasta napięcie i obawa czy zdążymy czy damy radę, na to nakłada się totalne zmęczenie, złe samopoczucie, mdłości, osłabienie (typowe objawy braku adaptacji organizmu do warunków obniżonego ciśnienia i braku tlenu na tej wysokości jest go prawie 50% mniej niż na nizinach). Góra zemściła się zbyt pośpieszną próbą ataku... z najwyższym trudem mobilizujemy resztki sił.

Zdobycie Białej Góry - zdobycie siebie


i wreszcie: zmęczeni, ale szczęśliwi Wojtek i ja o 13,50 osiągamy upragniony szczyt Białej Góry, Łukasz z Tomkiem zdobywają go o 14,15 Moment odpoczynku, chwila na zadumę. Tak, tak.. Mieszanina zmęczenia i satysfakcji daje w rezultacie ekstazę. Potęga - piękno - majestat Natury. Skupienie gór kontemplujących w odwiecznym spokoju i jednocześnie szaleńczym pędzie świata udziela się nam po trosze, pozostawiając coś trwałego w sercu. To, co do opisania - i to nieopisane, zawieszone w przestrzeni... Zamaszysty krajobraz. Panoramiczny widok na niezwykły górski zamek ze skał i lodu. Zewsząd rozpościerają się połacie dziewiczych bieli i gam niebieskości.



Jak kruchy i mglisty wydaje się przy tym ogromie człowiek z jego tak przecież wybujałą cywilizacją... Otwarte niebo, jakby wchłaniające nas wraz z wysokogórskim mirażem, powoduje, że w duchu cicho dziękuję za to, iż nie próbowałem silniej realizować moich protestów po mękach w czasie podejścia. Nagroda jest konkretna i bardziej niż satysfakcjonująca.


Choć widok i związane z nim odczucia na pewno są wspaniałe same w sobie - jestem przekonany, że to, co było dane przeżyć nam, którzy przeszliśmy tyle trudów i samozaparcia, nie byłoby z pewnością dane komuś, kto znalazłby się tam ot tak, lekko i bez wysiłku, za sprawą cudów techniki. Strzelają migawki aparatów, zmęczony wzrok znajduje wokół ukojenie - a przecież wszyscy tu chyba wiemy, że w tej całej wyprawie chodziło nie tyle o zdobycie, ile o samo z d o b y w a n i e Mont Blanc. O niepowtarzalną gamę przeżyć, jednorazową Przygodę.


Po tej "uczcie" zmysłów i refleksji, odprężeni i trochę wyciszeni, wracamy. Droga zejścia często stwarza większe problemy niż wejście na szczyt. Pomimo zmęczenia wymaga pełnej koncentracji i precyzyjnego wykonania wszystkich operacji związanych ze wspinaczką w dół, aż do momentu, kiedy znajdziemy się na parkingu przy busie.


Moje spojrzenia nadal ślizgają się po fragmentach bajkowego krajobrazu. Wzrok przyciągają nasłonecznione, połyskujące srebrem zbocza majestatycznych gór. Jesteśmy oczarowani dzikością natury i otaczającym nas pięknem. Schodzimy do schroniska Gouter, gdzie czeka nas nocleg. Następnego dnia schodzimy przez cały dzień na parking w Les Houches, gdzie czeka na nas Piotrek.


Ostatnie zdjęcia, ostatnie spojrzenia za siebie... - i po śniadaniu już droga powrotna. Rozmowy i refleksje - ale to już nie to samo, co przeżycie i obcowanie z Górami.

Mont Blanc - to z pewnością jeden z najwspanialszych, najokazalszych w świecie pomników przyrody. Ale dla człowieka, który świadomie decyduje się na kontakt z tym miejscem, na wyprawę niejako "obłaskawiającą" nieco (subiektywnie) tę przerastającą nas potęgę Natury, góra ta staje się ważnym symbolem. Symbolem czegoś, co wykroczyło poza klasyczne przeżycie; czegoś, co chyba mistycznie wpisuje się w retoryczne pytanie powtórzone przez Zanussiego:, Po co ludzie chodzą po górach?" A na takie pytania to już zwykły rozsadek nam nie odpowie. Odpowiedź niesie - częściowo i jakby szeptem - poezja, malarstwo, muzyka. Odpowiedzią też jest zakorzenione mocniej pragnienie kontynuacji takich wypraw... Podczas nich przecież człowiek przekracza sam siebie.


Wszystkie wspólnie spędzone w górach chwile zamykam w terrarium pamięci, emocje zatapiam w podświadomości i myślę o tym, by nie ogarnął mnie pył codzienności.
Jeszcze raz pozdrawiam i dziękuję wszystkim uczestnikom za ciekawy wyjazd i wspólnie spędzone chwile, zaś Wojtkowi szczególnie za wspaniałe „partnerstwo liny”.
Do zobaczenia na górskich szlakach



Bolesław M Głosek

Zdj cia

FRANCJA / brak / M. Blanc - 4807 / ja i mój cel - 4807mnpmFRANCJA / brak / masyw M Blanc / oblicze blanca IFRANCJA / brak / masyw M. Blanc / Piotr na podejściuFRANCJA / brak / masyw M Blanc / schron Vallot - 4362mnpmFRANCJA / brak / masyw M. Blanc / schronisko Tete Rousse-3167 mnpmFRANCJA / brak / masyw M Blanc / szczelina lodowaFRANCJA / brak / masyw M. Blanc / Tomek i ja na trasie TMB powyżej obserwatoriumFRANCJA / brak / parking w Les Houches / uczestnicy wyprawy - od lewejFRANCJA / brak / masyw M. Blanc / widok z graniFRANCJA / brak / masyw M Blanc / widok ze schroniska Gouter-3817mnpmFRANCJA / brak / masyw M Blanc / zmagania Tomka

Dodane komentarze

brak komentarzy

Przydatne adresy

Brak adres w do wy wietlenia.

Strefa Globtrotera

Dział Artykuły

Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.

Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.

Jak dodać artykuł?

  1. Zarejestruj się w naszym serwisie - TUTAJ
  2. Dodaj zdjęcia (10 punktów) - TUTAJ
  3. Dodaj artykuł (100 punktów) - TUTAJ
  4. Artykuły są moderowane przez administratora.

Inne Artykuły

X

Serwis Globtroter.pl zapisuje informacje w postaci ciasteczek (ang. cookies). Są one używane w celach reklamowych, statystycznych oraz funkcjonalnych - co pozwala dostosować serwis do potrzeb osób, które odwiedzają go wielokrotnie. Ciateczka mogą też stosować współpracujący z nami reklamodawcy. Czytaj więcej »

Akceptuję Politykę plików cookies

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2001 - 2025 Globtroter.pl