Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
Bagerhat – miasto meczetów z XV wieku > BANGLADESZ



Kraj jest przeludniony (prawie 1000 mieszkańców na 1 km2, co nie licząc państw-miast, takich jak, Hongkong, Monaco, czy Singapur, stawia Bangladesz na czele listy krajów najgęściej zaludnionych), wszędzie bieda, a mnie męczy ciągłe przyglądanie mi się przez ludzi – nie są natarczywi, są po prostu ciekawi, nawet jedząc przy straganie posiłek, czy pijąc herbatę nie obywa się bez wianuszka gapiów.
9 luty 2007
... W Khulna na dworcu autobusowym dowiaduję się, że nie ma autobusów do odległego o 30 km Bagerhat. Wśród otaczającego mnie tłumu rikszarzy i gapiów znajduje się osoba władająca angielskim, która tłumaczy, że do Bagerhat autobusy jeżdżą z innego dworca odległego o 4 km. Drałuję przez nijakie miasto z bardzo małym centrum (kilkupiętrowe gmachy, a nawet bankomat). Próbuję pytać o drogę, ale z tym jest ciężko, bo nikt nie mówi po angielsku. Trafia się jakiś młody człowiek znający trochę angielskiego prosząc, aby mógł ze mną po drodze poćwiczyć trochę język angielski. Po jakimś czasie chce ode mnie otrzymać pieniądze na rikszę powrotną – ech ci nie cierpiący chodzenia na pieszo Azjaci, nawet jak są bardzo biedni, to wolą wysupłać parę taka na rikszę, niż iść na pieszo. Dochodzę do placu zwanego dworcem autobusowym i wsiadam do autobusu, który od razu rusza. W Bagerhat, miejscowości ciągnącej się wzdłuż drogi przez wiele kilometrów jest tylko jeden hotel stojący obok placu autobusowego. To największy budynek w mieście mający 5 pięter i wyglądający całkiem nieźle. Sądząc, że albo przyjdzie mi zapłacić wysoką cenę, albo pójść gdzieś poszukać miejsca pod namiot, wchodzę do środka. Okazuje się, że całkiem niezły pokój z łazienką (jest nawet kołdra i moskitiera) kosztuje 100 Tk. Stąd do kompleksu meczetów z XV wieku będących na liście UNESCO jest 7 km. Idę ku zabytkom. Okolica to stawy, palmy i pola ryżowe z mnóstwem domostw, zaś jezdnia to nieprzerwany korowód riksz rowerowych. Przy największym meczecie jest sporo autokarów z chętnymi na piknik. Dziś jest piątek, więc w muzułmańskim Bangladeszu jest to dzień wolny. Wolna jest również sobota, natomiast niedziela jest normalnym dniem roboczym. W promieniu kilku kilometrów jest kilka ceglanych meczetów, zwiedzam sześć z nich. Poza tym największym, gdzie jest sporo miejscowych turystów, pozostałe są osamotnione i opustoszałe. Do wszystkich mogę wejść. Kiedy zachodzi słońce wracam do hotelu. Mieszkańcy są w stosunku do mnie bardzo przychylnie nastawieni, nieraz jest to aż uciążliwe, bo nie mówią po angielsku i nadają po bengalsku. Uciążliwe jest również to, iż wszystkie napisy są tylko w alfabecie bengalskim (bangla – jak się tu ten język określa) i brak jest napisów w alfabecie łacińskim, nie używa się również cyfr arabskich. (Bagerhat)
10 luty 2007
Po kilku pochmurnych dniach znowu jest słoneczny dzień. Chcę zobaczyć trochę życia na rzece, których w Bangladeszu jest więcej niż dużo (w myślach nazywam ten kraj rajem dla kaczek), więc idę nad rzekę, nad którą przerzucony jest betonowy most. Mnóstwo ludzi, łódki rybackie, stocznie łodzi rybackich, skromne bambusowe chatki na brzegu. Gdy tylko przystaję od razu otacza mnie gromada ludzi przyglądających mi się z zaciekawieniem. Bangladesz nie jest krajem turystycznym. To przyglądanie mi się, jest trochę męczące i zdaje się, ze to ja jestem największą atrakcją. W południe opuszczam Bagerhat i tą samą trasą wracam do Khulna, gdzie tym razem zatrzymuję się na dłużej. Najpierw przyglądam się przeprawie tłumów ludzi i pojazdów drewnianymi promami przez szeroką rzekę. Nie tylko ja obserwuję, ale jestem też obserwowany. Bardzo szybko wokół mnie gromadzi się tłum bacznie przyglądający się każdemu mojemu ruchowi. W Bangladeszu nie ma szans na bycie samemu, szczególnie gdy jest się obcokrajowcem. Jadąc autobusem trafia mi się współpasażer mówiący po angielsku. Narzeka na rządy i na biedę. Gdy wysiadamy, ja idę do miasta na pieszo, a on rikszą rowerową... , ja nie jestem już najmłodszy, on ma 20 lat..., ja mam plecak na grzbiecie, on niewielką aktówkę...
... W Khulna na dworcu autobusowym dowiaduję się, że nie ma autobusów do odległego o 30 km Bagerhat. Wśród otaczającego mnie tłumu rikszarzy i gapiów znajduje się osoba władająca angielskim, która tłumaczy, że do Bagerhat autobusy jeżdżą z innego dworca odległego o 4 km. Drałuję przez nijakie miasto z bardzo małym centrum (kilkupiętrowe gmachy, a nawet bankomat). Próbuję pytać o drogę, ale z tym jest ciężko, bo nikt nie mówi po angielsku. Trafia się jakiś młody człowiek znający trochę angielskiego prosząc, aby mógł ze mną po drodze poćwiczyć trochę język angielski. Po jakimś czasie chce ode mnie otrzymać pieniądze na rikszę powrotną – ech ci nie cierpiący chodzenia na pieszo Azjaci, nawet jak są bardzo biedni, to wolą wysupłać parę taka na rikszę, niż iść na pieszo. Dochodzę do placu zwanego dworcem autobusowym i wsiadam do autobusu, który od razu rusza. W Bagerhat, miejscowości ciągnącej się wzdłuż drogi przez wiele kilometrów jest tylko jeden hotel stojący obok placu autobusowego. To największy budynek w mieście mający 5 pięter i wyglądający całkiem nieźle. Sądząc, że albo przyjdzie mi zapłacić wysoką cenę, albo pójść gdzieś poszukać miejsca pod namiot, wchodzę do środka. Okazuje się, że całkiem niezły pokój z łazienką (jest nawet kołdra i moskitiera) kosztuje 100 Tk. Stąd do kompleksu meczetów z XV wieku będących na liście UNESCO jest 7 km. Idę ku zabytkom. Okolica to stawy, palmy i pola ryżowe z mnóstwem domostw, zaś jezdnia to nieprzerwany korowód riksz rowerowych. Przy największym meczecie jest sporo autokarów z chętnymi na piknik. Dziś jest piątek, więc w muzułmańskim Bangladeszu jest to dzień wolny. Wolna jest również sobota, natomiast niedziela jest normalnym dniem roboczym. W promieniu kilku kilometrów jest kilka ceglanych meczetów, zwiedzam sześć z nich. Poza tym największym, gdzie jest sporo miejscowych turystów, pozostałe są osamotnione i opustoszałe. Do wszystkich mogę wejść. Kiedy zachodzi słońce wracam do hotelu. Mieszkańcy są w stosunku do mnie bardzo przychylnie nastawieni, nieraz jest to aż uciążliwe, bo nie mówią po angielsku i nadają po bengalsku. Uciążliwe jest również to, iż wszystkie napisy są tylko w alfabecie bengalskim (bangla – jak się tu ten język określa) i brak jest napisów w alfabecie łacińskim, nie używa się również cyfr arabskich. (Bagerhat)
10 luty 2007
Po kilku pochmurnych dniach znowu jest słoneczny dzień. Chcę zobaczyć trochę życia na rzece, których w Bangladeszu jest więcej niż dużo (w myślach nazywam ten kraj rajem dla kaczek), więc idę nad rzekę, nad którą przerzucony jest betonowy most. Mnóstwo ludzi, łódki rybackie, stocznie łodzi rybackich, skromne bambusowe chatki na brzegu. Gdy tylko przystaję od razu otacza mnie gromada ludzi przyglądających mi się z zaciekawieniem. Bangladesz nie jest krajem turystycznym. To przyglądanie mi się, jest trochę męczące i zdaje się, ze to ja jestem największą atrakcją. W południe opuszczam Bagerhat i tą samą trasą wracam do Khulna, gdzie tym razem zatrzymuję się na dłużej. Najpierw przyglądam się przeprawie tłumów ludzi i pojazdów drewnianymi promami przez szeroką rzekę. Nie tylko ja obserwuję, ale jestem też obserwowany. Bardzo szybko wokół mnie gromadzi się tłum bacznie przyglądający się każdemu mojemu ruchowi. W Bangladeszu nie ma szans na bycie samemu, szczególnie gdy jest się obcokrajowcem. Jadąc autobusem trafia mi się współpasażer mówiący po angielsku. Narzeka na rządy i na biedę. Gdy wysiadamy, ja idę do miasta na pieszo, a on rikszą rowerową... , ja nie jestem już najmłodszy, on ma 20 lat..., ja mam plecak na grzbiecie, on niewielką aktówkę...
Waluty: 1 € = 3,82 zł 2007
Bangladesh – taka (1 € = 81 Tk)
Wydatki:
Przemieszczając się autobusami, nocując w skromnych hotelikach, jedząc przy straganach wydawałem średnio 3,00 € dziennie.
Bangladesh – taka (1 € = 81 Tk)
Wydatki:
Przemieszczając się autobusami, nocując w skromnych hotelikach, jedząc przy straganach wydawałem średnio 3,00 € dziennie.
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.