Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
Podróże z dzieckiem - Kostaryka, cz.I (Playa Hermosa - La Fortuna) > KOSTARYKA
minitraper relacje z podróży
To były fantastyczne dwa tygodnie. Pełne słońca, soczystych lasów tropikalnych, kolorowych motyli i niezadeptanych plaż osłoniętych palmami orzecha kokosowego. Niezbyt wyrafinowane pod względem kulinarnym, ale za to ze smakiem świeżych owoców mango, aromatyczną kawą i wszędobylskimi małpami. Dodatkowo, świetne miejsce na wygrzanie i wyleczenie przewlekłego kaszlu, który Mini Traper przywiózł z zimnej Europy!
Trasa
Bruksela – Liberia
Playa Hermosa, La Fortuna, Caño Negro, Wulkan Arenal, Monteverde – S. Elena, Playa Samara
Liberia – Bruksela
Dlaczego Kostaryka?
Po turystycznie zdemolowanym Jukatanie (odwiedzonym w 2010 roku) potrzebowaliśmy zieleni, świeżości i plaż nieoszpeconych betonowymi hotelami. Z pomocą przyszedł nam linie Jetairfly, które uruchomiły bezpośrednie i atrakcyjne cenowo loty z Brukseli do Liberii. Myśląc więc o Tajlandii, Indonezji lub Malezji wylądowaliśmy w Kostaryce, „Szwajcarii” Ameryki Łacińskiej, jak to zgrabnie ujmują niektóre przewodniki.
Przylot
Lot z trzynastu godzin zamienił się na piętnaście. Wszystko przez Atlantyk, który postanowił się dowietrzyć i przegnał nas nad Islandią, Grenlandią oraz Kanadą. Oczywiście na wysokości Nowego Jorku, bo jakże inaczej, sytuacja ustabilizowała się i mogliśmy spokojnie szybować w stronę równika. Szanując wspomnienia zaliczyliśmy krótki postój w Cancun, po czym o 14:25 czasu San José, przywitaliśmy się z międzynarodowym portem lotniczym w Liberii imienia Porfiria Ricarda José Luisa Daniela Odubera Quirósa. Czyli spłynął na nas trzydziestostopniowy żar w hali poświęconej byłemu prezydentowi Kostaryki, podobnej do magazynu maszyn rolniczych z niezliczoną ilością ptactwa.
Zosia celująco zdała egzamin na mini oblatywacza robiąc dwie podniebne kupy i przemierzając kilometry pokładowego korytarza w wyśmienitej kondycji. Dużą pomocą okazały się paluszki „Junior”, firmy Lajkonik, przezornie zapakowane przez mamę oraz polska piosenka ludowa „Na ganku stała Hania”, spełniające rolę wyciszaczy w fazach krytycznych. Werdykt dla naszej córki ogłosiło pasażerskie jury, złożone z czterech Flamandów, zachwycone witalnością i uroczymi buziakami Zosi wysyłanymi we wszystkie strony Boeinga 767.
Przewodniki nie kłamały. Kostarykańczycy faktycznie lubią dzieci, przez co formalności wizowe udało nam się załatwić z dala od męczących kolejek. Wzięliśmy „Red Taxi”, jedyne oficjalne konsorcjum rodzimych taksówkarzy, obniżając cenę z 50 na 45 $ i ruszyliśmy w stronę Playa Hermosa. Około godziny 16:00 ukazał nam się hotel El Velero położony kilkadziesiąt metrów od Pacyfiku. Wyczerpani całodzienną podróżą wiedzieliśmy, że w końcu jesteśmy na miejscu i to o siedem godzin młodsi! Pura Vida! Samo życie! – jak mawiają Kostarykańczycy.
Playa Hermosa
Playa Hermosa sprawdziła się doskonale jako miejsce na regenerację po podróży i utwierdziła nas w przekonaniu, że Kostaryka była strzałem w dziesiątkę. Przyjemny hotel w cieniu palm, widok na szumiący ocean i nienajgorsza kuchnia sugerowały, że w raju wcale nie musi być nudno. Tym bardziej, gdy obok jest Zosia zafascynowana hotelowym basenem i wypiekaniem plażowych babeczek z wulkanicznego piasku.
Ta oddalona tysiące kilometrów od Polski miejscowość na chwilę stała się naszą małą ojczyzną. W sobotę po plaży przemaszerował przed nami polsko-amerykański orszak weselny. A dzień później ucięliśmy sobie miłą pogawędkę z Ojcem Maciejem, polskim werbistą i proboszczem tutejszej parafii. Spotkanie było o tyle wymowne, że kościół w Hermosa został poświęcony św. Antoniemu z Padwy, patronowi Zosi, dokładnie w dzień jej narodzin. Potraktowaliśmy to jako dodatkowe ubezpieczenie na czas wyprawy.
Trzy dni z widokiem na fale, pomiędzy szczekającymi małpami (wyjcami) z zimnym kuflem piwa „Imperial” i rozgrzanym piaskiem pod stopami to wystarczający czas na obudzenie w sobie duszy podróżnika. Tym bardziej, że w pościeli i w bieliźnie nie schowały się, zgodnie z sugestiami Lonely Planet, włochate tarantule, na co po cichu liczyła Ania. Zosia pożegnała amerykańsko-kanadyjską klientelę hotelu, zdobywając ogólną sympatię i zaproszenie do Alabamy od słodkiej „cioci” Gigi, a my zapłaciliśmy lekko frustrujący rachunek, na szczęście przewidziany w planowanym budżecie i o godz. 08:45 zameldowaliśmy się na przystanku autobusowym. Był poniedziałek 14 lutego.
Autobusy
Autobusy w Kostaryce są najpopularniejszym i najtańszym środkiem transportu. Jakość podróżowania pozostawia wiele do życzenia, z racji na przestarzały sprzęt, kiepski stan dróg i duży ścisk, ale dla mamy z dzieckiem zawsze znajdzie się wolny fotel. Kierowcy traktują autobus jak swoje przedsiębiorstwo, więc bywają stonowani w uprzejmościach. Potrafią także oszukać zmęczonego turystę i zawyżyć cenę biletu np. o 60% (podróż do Nicoya). Poza tym jest super. Można wsiąść i wysiąść w dowolnym momencie trasy lub złapać autobus „na okazję”, na krajowej „jedynce”. Najważniejsze żeby być kilka minut wcześniej, ponieważ rozkład jazdy funkcjonuje z dużą elastycznością.
Trasa z Playa Hermosa do La Fortuna przebiegła bardzo sprawnie. 150 kilometrów pokonaliśmy w 7 godzin, notując trzy przesiadki: Liberia – Cañas – Tilarán. Zapłaciliśmy 10 325 Colones czyli około 21 $ (500 colones =± 1 dolar), co oznacza, że było to o 160 $ mniej od podróżowania czerwoną taksówką.
Atmosfera w autobusach lokalnych przypomina wiejskie targi. Jest głośno i tłoczno z dużą rotacją klientów i bogatym wachlarzem zapachów. Jednak Zosi wcale to nie przeszkadzało w odprężających drzemkach. Wystarczyły kolana mamy, lekki bawełniany kocyk, a w chwilach przebudzeń duża autokarowa szyba, pasące się konie i niezastąpiony soczek jabłkowy. Na miejscu zameldowaliśmy się o godz. 16:00. Pewnie można by było o kilka godzin szybciej, z Tilarán do La Fortuna jest tylko 30 kilometrów, ale czynny i nieobliczalny wulkan Arenal wymusza jazdę w bezpiecznej odległości, czyli z drugiej strony sztucznego jeziora o tej samej nazwie.
La Fortuna
„Fortuna” oznacza majątek, los, szczęście i jako nazwa świetnie pasuje do miejscowości położonej u stóp czynnego wulkanu. Arenal jest naturalnym majątkiem Fortuńczyków, każdego dnia stanowi o ich losie i pozwala im szczęśliwie doczekać wieczora pośród złowrogo unoszącego się dymu. Nam La Fortuna kojarzyć się będzie dodatkowo z życzliwą i pełną energii „ciocią” Melanią, właścicielką hotelu Vista del Cerro. Polecamy ich stronę internetową nie tylko z racji na jakość usług, ale również ze względu na „Galerię foto”, w której kilka zdjęć jest naszego autorstwa.
cdn
Trasa
Bruksela – Liberia
Playa Hermosa, La Fortuna, Caño Negro, Wulkan Arenal, Monteverde – S. Elena, Playa Samara
Liberia – Bruksela
Dlaczego Kostaryka?
Po turystycznie zdemolowanym Jukatanie (odwiedzonym w 2010 roku) potrzebowaliśmy zieleni, świeżości i plaż nieoszpeconych betonowymi hotelami. Z pomocą przyszedł nam linie Jetairfly, które uruchomiły bezpośrednie i atrakcyjne cenowo loty z Brukseli do Liberii. Myśląc więc o Tajlandii, Indonezji lub Malezji wylądowaliśmy w Kostaryce, „Szwajcarii” Ameryki Łacińskiej, jak to zgrabnie ujmują niektóre przewodniki.
Przylot
Lot z trzynastu godzin zamienił się na piętnaście. Wszystko przez Atlantyk, który postanowił się dowietrzyć i przegnał nas nad Islandią, Grenlandią oraz Kanadą. Oczywiście na wysokości Nowego Jorku, bo jakże inaczej, sytuacja ustabilizowała się i mogliśmy spokojnie szybować w stronę równika. Szanując wspomnienia zaliczyliśmy krótki postój w Cancun, po czym o 14:25 czasu San José, przywitaliśmy się z międzynarodowym portem lotniczym w Liberii imienia Porfiria Ricarda José Luisa Daniela Odubera Quirósa. Czyli spłynął na nas trzydziestostopniowy żar w hali poświęconej byłemu prezydentowi Kostaryki, podobnej do magazynu maszyn rolniczych z niezliczoną ilością ptactwa.
Zosia celująco zdała egzamin na mini oblatywacza robiąc dwie podniebne kupy i przemierzając kilometry pokładowego korytarza w wyśmienitej kondycji. Dużą pomocą okazały się paluszki „Junior”, firmy Lajkonik, przezornie zapakowane przez mamę oraz polska piosenka ludowa „Na ganku stała Hania”, spełniające rolę wyciszaczy w fazach krytycznych. Werdykt dla naszej córki ogłosiło pasażerskie jury, złożone z czterech Flamandów, zachwycone witalnością i uroczymi buziakami Zosi wysyłanymi we wszystkie strony Boeinga 767.
Przewodniki nie kłamały. Kostarykańczycy faktycznie lubią dzieci, przez co formalności wizowe udało nam się załatwić z dala od męczących kolejek. Wzięliśmy „Red Taxi”, jedyne oficjalne konsorcjum rodzimych taksówkarzy, obniżając cenę z 50 na 45 $ i ruszyliśmy w stronę Playa Hermosa. Około godziny 16:00 ukazał nam się hotel El Velero położony kilkadziesiąt metrów od Pacyfiku. Wyczerpani całodzienną podróżą wiedzieliśmy, że w końcu jesteśmy na miejscu i to o siedem godzin młodsi! Pura Vida! Samo życie! – jak mawiają Kostarykańczycy.
Playa Hermosa
Playa Hermosa sprawdziła się doskonale jako miejsce na regenerację po podróży i utwierdziła nas w przekonaniu, że Kostaryka była strzałem w dziesiątkę. Przyjemny hotel w cieniu palm, widok na szumiący ocean i nienajgorsza kuchnia sugerowały, że w raju wcale nie musi być nudno. Tym bardziej, gdy obok jest Zosia zafascynowana hotelowym basenem i wypiekaniem plażowych babeczek z wulkanicznego piasku.
Ta oddalona tysiące kilometrów od Polski miejscowość na chwilę stała się naszą małą ojczyzną. W sobotę po plaży przemaszerował przed nami polsko-amerykański orszak weselny. A dzień później ucięliśmy sobie miłą pogawędkę z Ojcem Maciejem, polskim werbistą i proboszczem tutejszej parafii. Spotkanie było o tyle wymowne, że kościół w Hermosa został poświęcony św. Antoniemu z Padwy, patronowi Zosi, dokładnie w dzień jej narodzin. Potraktowaliśmy to jako dodatkowe ubezpieczenie na czas wyprawy.
Trzy dni z widokiem na fale, pomiędzy szczekającymi małpami (wyjcami) z zimnym kuflem piwa „Imperial” i rozgrzanym piaskiem pod stopami to wystarczający czas na obudzenie w sobie duszy podróżnika. Tym bardziej, że w pościeli i w bieliźnie nie schowały się, zgodnie z sugestiami Lonely Planet, włochate tarantule, na co po cichu liczyła Ania. Zosia pożegnała amerykańsko-kanadyjską klientelę hotelu, zdobywając ogólną sympatię i zaproszenie do Alabamy od słodkiej „cioci” Gigi, a my zapłaciliśmy lekko frustrujący rachunek, na szczęście przewidziany w planowanym budżecie i o godz. 08:45 zameldowaliśmy się na przystanku autobusowym. Był poniedziałek 14 lutego.
Autobusy
Autobusy w Kostaryce są najpopularniejszym i najtańszym środkiem transportu. Jakość podróżowania pozostawia wiele do życzenia, z racji na przestarzały sprzęt, kiepski stan dróg i duży ścisk, ale dla mamy z dzieckiem zawsze znajdzie się wolny fotel. Kierowcy traktują autobus jak swoje przedsiębiorstwo, więc bywają stonowani w uprzejmościach. Potrafią także oszukać zmęczonego turystę i zawyżyć cenę biletu np. o 60% (podróż do Nicoya). Poza tym jest super. Można wsiąść i wysiąść w dowolnym momencie trasy lub złapać autobus „na okazję”, na krajowej „jedynce”. Najważniejsze żeby być kilka minut wcześniej, ponieważ rozkład jazdy funkcjonuje z dużą elastycznością.
Trasa z Playa Hermosa do La Fortuna przebiegła bardzo sprawnie. 150 kilometrów pokonaliśmy w 7 godzin, notując trzy przesiadki: Liberia – Cañas – Tilarán. Zapłaciliśmy 10 325 Colones czyli około 21 $ (500 colones =± 1 dolar), co oznacza, że było to o 160 $ mniej od podróżowania czerwoną taksówką.
Atmosfera w autobusach lokalnych przypomina wiejskie targi. Jest głośno i tłoczno z dużą rotacją klientów i bogatym wachlarzem zapachów. Jednak Zosi wcale to nie przeszkadzało w odprężających drzemkach. Wystarczyły kolana mamy, lekki bawełniany kocyk, a w chwilach przebudzeń duża autokarowa szyba, pasące się konie i niezastąpiony soczek jabłkowy. Na miejscu zameldowaliśmy się o godz. 16:00. Pewnie można by było o kilka godzin szybciej, z Tilarán do La Fortuna jest tylko 30 kilometrów, ale czynny i nieobliczalny wulkan Arenal wymusza jazdę w bezpiecznej odległości, czyli z drugiej strony sztucznego jeziora o tej samej nazwie.
La Fortuna
„Fortuna” oznacza majątek, los, szczęście i jako nazwa świetnie pasuje do miejscowości położonej u stóp czynnego wulkanu. Arenal jest naturalnym majątkiem Fortuńczyków, każdego dnia stanowi o ich losie i pozwala im szczęśliwie doczekać wieczora pośród złowrogo unoszącego się dymu. Nam La Fortuna kojarzyć się będzie dodatkowo z życzliwą i pełną energii „ciocią” Melanią, właścicielką hotelu Vista del Cerro. Polecamy ich stronę internetową nie tylko z racji na jakość usług, ale również ze względu na „Galerię foto”, w której kilka zdjęć jest naszego autorstwa.
cdn
Kostaryka – porady i spostrzeżenia Mini Trapera
1. Linie Jetairfly z racji na atrakcyjną cenę biletów i bezpośredni kurs do miejsca przeznaczenia (z ewentualnym międzylądowaniem), zabierają na pokład najczęściej komplet pasażerów. Podróżując z dzieckiem do drugiego roku życia, warto pamiętać, że nie przysługuje mu dodatkowy fotel. Radzimy, więc zaopatrzyć się w różne smakowe niespodzianki i ulubione zabawki, pomocne w najbardziej męczących momentach lotu.
2. Wracając liniami Jetairfly bezpośrednio do Europy (Brukseli) nie trzeba uiszczać na lotnisku opłaty turystycznej (26$ za osobę).
3. Kostarykańczycy bardzo lubią dzieci, co często pomaga w podróżowaniu: omijanie kolejek, wolne miejsce w autokarze czy łatwiejsze nawiązywanie kontaktów.
4. Hotele najczęściej są przygotowane na przyjmowanie rodzin z dziećmi, jednak dla pewności najlepiej w e-mailach rezerwujących wspomnieć o łóżeczku dla dziecka i pokoju na parterze.
5. We wszystkich miejscowościach, które odwiedzaliśmy (dużych i bardzo małych) nie było żadnych problemów z zakupem pieluch dla dzieci oraz wszelkich rzeczy niezbędnych do przeżycia.
6. Ostrzeżenia przewodników dotyczące jadowitych węży, pająków i trujących żab w pobliżu uczęszczanych miejsc, a nawet w hotelowych pokojach na szczęście nie sprawdziły się w naszym przypadku. Jednak radzimy poruszać się tylko po oznaczonych szlakach i dobrze wytrzepywać torbę oraz przechowywane w niej rzeczy przed kolejnym pakowaniem.
7. W większości punktów handlowych i usługowych Kostarykańczycy nie akceptują studolarówek, dlatego przed wyjazdem warto zaopatrzyć się w mniejsze nominały.
1. Linie Jetairfly z racji na atrakcyjną cenę biletów i bezpośredni kurs do miejsca przeznaczenia (z ewentualnym międzylądowaniem), zabierają na pokład najczęściej komplet pasażerów. Podróżując z dzieckiem do drugiego roku życia, warto pamiętać, że nie przysługuje mu dodatkowy fotel. Radzimy, więc zaopatrzyć się w różne smakowe niespodzianki i ulubione zabawki, pomocne w najbardziej męczących momentach lotu.
2. Wracając liniami Jetairfly bezpośrednio do Europy (Brukseli) nie trzeba uiszczać na lotnisku opłaty turystycznej (26$ za osobę).
3. Kostarykańczycy bardzo lubią dzieci, co często pomaga w podróżowaniu: omijanie kolejek, wolne miejsce w autokarze czy łatwiejsze nawiązywanie kontaktów.
4. Hotele najczęściej są przygotowane na przyjmowanie rodzin z dziećmi, jednak dla pewności najlepiej w e-mailach rezerwujących wspomnieć o łóżeczku dla dziecka i pokoju na parterze.
5. We wszystkich miejscowościach, które odwiedzaliśmy (dużych i bardzo małych) nie było żadnych problemów z zakupem pieluch dla dzieci oraz wszelkich rzeczy niezbędnych do przeżycia.
6. Ostrzeżenia przewodników dotyczące jadowitych węży, pająków i trujących żab w pobliżu uczęszczanych miejsc, a nawet w hotelowych pokojach na szczęście nie sprawdziły się w naszym przypadku. Jednak radzimy poruszać się tylko po oznaczonych szlakach i dobrze wytrzepywać torbę oraz przechowywane w niej rzeczy przed kolejnym pakowaniem.
7. W większości punktów handlowych i usługowych Kostarykańczycy nie akceptują studolarówek, dlatego przed wyjazdem warto zaopatrzyć się w mniejsze nominały.
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
tytu | licznik | ocena | uwagi |
---|---|---|---|
Kostaryka - zdjęcia z podróży | 138 | Kostaryka… Szwajcaria Ameryki Łacińskiej opakowana w tropikalne lasy, egzotyczne zwierzęta i piękne, piaszczyste plaże. Wymarzone miejsce dla najbardziej wymagających globtroterów, przyrodników, odkrywców i pasjonatów surfingu. | |
Mini Traper, kajmany i lasy tropikalne | 169 | Relacja z podróży z dwuletnim dzieckiem po północnej Kostaryce: Playa Hermosa, La Fortuna, Caño Negro, Volcán Arenal, S. Elena, Playa Samara. Dużo szczegółowych informacji na temat odwiedzanych miejsc, transportu i budżetu. |
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.