Artykuły i relacje z podróży Globtroterów

Livingstone i Wodospady Victorii – turystyczne Eldorado w sercu Afryki. > ZAMBIA, ZIMBABWE


mkguru mkguru Dodaj do: wykop.pl
relacje z podróży

Zdjęcie ZIMBABWE / Victoria Falls / Zambezi River / Bliskie spotkania z ZambeziDlaczego warto zobaczyć Wodospady Wiktorii? To nie wymaga specjalnych wyjaśnień. Co można robić w okolicach Wodospadów Wiktorii, jak się tam dostać i ile to kosztuje?
Poniżej relacja z pełnego adrenaliny trzydniowego pobytu w Livingstone w grudniu 2007 roku

Zacząć trzeba jednak od tego że Wodospady Wiktorii zobaczyć trzeba. I kropka.
To, w jaki sposób, z której strony i jak jeszcze urozmaicić pobyt tutaj – to już sprawa drugorzędna….

Ważne jest, aby mieć świadomość, że to miejsce ma dwa oblicza, zupełnie ze sobą nieporównywalne. W zależności od pory roku, Zambezi może toczyć około 300 tysięcy ton wody na sekundę (pod koniec pory deszczowej, czyli w okresie marzec-maj), lub może się tylko „sączyć” zrzucając 108m w dół, co sekundę „jedynie” 10 tysięcy ton wody(w październiku). Co za tym idzie niektóre atrakcje są dostępne tylko w określonym czasie.

Do Livingstone w Zambii trafiłem w 2007 roku wraz z przyjaciółką, w trakcie jednej z moich podróży po Afryce. Dotarliśmy tam z Lusaki, autobusem rejsowym, które w Zambii jeżdżą wyjątkowo – jak na Afrykę – punktualnie (cena biletu po negocjacjach 130tys. kwacha, czyli ok. 35$ za dwie osoby) Ciekawostką było to, że ponieważ autobus przyjechał w środku nocy, nie było najmniejszego problemu z noclegiem – sam kierowca zaproponował żebyśmy przespali się na rozłożonych siedzeniach, dopóki nie zrobi się na tyle jasno, aby udać się w swoją stronę bez obaw o własną skórę.

Po przebudzeniu, wokół autobusów było już sporo ludzi, wśród nich oczywiście kilku „pracowników” różnorakich Lodge (czyli pensjonatów, lub ośrodków).
Najaktywniejszy był młody człowiek w koszulce JollyBoys Backpackers, jednak nauczeni doświadczeniem z wielu innych miejsc w Afryce i Azji postanowiliśmy dać sobie szansę na samodzielną decyzję. Ku naszemu zdziwieniu nasz przewodnik zgodził się zaprowadzić nas do wskazanych przez nas miejsc i pozwolić na wybór (rzecz w Afryce nieczęsto spotykana). Udaliśmy się do ZigZag House przy głównej Mosi-oa-Tunya Rd, jednak nie spotkaliśmy tam zachwalanej w przewodnikach serdeczności i gościnności. W zasadzie nic nie spotkaliśmy, bo portier był mało komunikatywny. Odpuściwszy ten hostel, obejrzeliśmy kilka innych małych pensjonatów, a w zasadzie chyba tylko domków z pokoikami gościnnymi i… bez zbędnych protestów udaliśmy się do proponowanego nam wcześniej lokalu.

Jolly Boys Backpackers Lodge znajduje się w samym centrum miasteczka, w głębi dużego placu, za Muzeum Livingstona. Mur pokryty kolorowym graffiti nie zapowiada tego, co wewnątrz. Świetna atmosfera, doskonale zorganizowane centrum turystyczne, duży wybór standardu noclegu – od pola namiotowego (4 $), przez dormitory (6$-12$), w których może spać 4-8 osób, po 2 osobowe pokoje, które de facto są uroczymi domkami (28$), z dachem pokrytym słomą. Do tego nieduży basen, stół do tenisa, bar z całkiem niezłym jedzonkiem, dostęp do internetu, parking…. Czego chcieć więcej???

Dla osób, które mogą pozwolić sobie na pozostawienie tu większej gotówki, lub tych, dla których komfort noclegu jest na pierwszym miejscu, powstało wiele innych, o wyższym komforcie i w lepszych lokalizacjach miejsc noclegowych. Do wyboru jest m.in. Zambezi Waterfront (tu siedzibę ma firma Safari-Par-Excellence organizująca wiele atrakcji; z tego względu ośrodek wart jest uwagi; cena za namiot 36-48$, pokoje 80-120$), ale także wielkie kompleksy hotelowe (Zambezi Sun z cenami rzędu 200-300$ za noc) lub Royal Livingstone (ceny od 400$ wzwyż), których nie powstydziłyby się największe metropolie świata..

Livingstone oferuje atrakcje dla każdego typu turysty. Pomijam celowo zorganizowane wycieczki, bo tam i tak dostaniesz to, co Biuro Turystyczne zorganizowało i nie masz nic do gadania. Jeśli jednak pragniesz zorganizować sobie wypoczynek samodzielnie, wybór jest naprawdę ogromny.

Nam udało się już pierwszego dnia wybrać na swojsko brzmiący „spacer z kąpielą w diabelskiej wannie”. Była to autorska impreza organizowana przez lokalnych przewodników, nie sygnowana nawet przez żadną korporację ani biuro turystyczne.

----------------------
Zaczyna się niewinnie - od podziwiania Wodospadów z tarasów widokowych. Dalej nasza pięcioosobowa grupa zmierza do miejsca, w którym trzeba pokonać w bród jedną z odnóg Zambezi. Tu już czuć siłę rzeki. Ale… idziemy dalej. Ślizgając się na kamieniach, kilkanaście metrów od krawędzi wodospadu człowiek ma dziwne myśli. Czasem ścieżka dochodzi do samego urwiska i wtedy można dotknąć kropelek wody, które … lecą do góry!!

Mijamy tablicę upamiętniającą odkrycie tego cudu natury przez Dawida Livingstona, pstrykamy kilka fotek z cyklu– jak to ktoś później skomentuje- „u cioci Genowefy na imieninach”. Przed nami koniec wyspy. Sądziłem, że to czas na powrót, ale wtedy okazało się, że rozrywka dopiero się zaczyna.

Aby udać się dalej należało przepłynąć wpław kolejną odnogę. Zostawiamy ubrania, klapki dalej będą już niepotrzebne….
Od kamienia do kamienia. Złapać się czegoś! Kraul... Żabka…. Znowu kraul. Nigdy nie sądziłem, że mam takie umiejętności pływackie. Wychodzimy na brzeg po drugiej stronie, jeszcze kilkanaście kroków po kamieniach. Stoimy na skale, nad rwącą Zambezi. Trzy, może cztery metry przed nami woda z łoskotem wali w przepaść.

Przewodnik uśmiecha się: „kto pierwszy skacze?”. No nie! Zazwyczaj to ja wkręcam ludzi w różne „numery”, ale to jest poza granicą przyzwoitości. Śmiejemy się, bo przecież „kąpiel” już była.
I w tym momencie nasz „leader” odwraca się i daje nura w rzekę. Nogi mi się ugięły… ale po sekundzie czarna uśmiechnięta twarz wynurza się tuż przed progiem wodospadu!!
„Skacz w moją stronę, uważaj na prawo na wielki głaz pod wodą, nie skocz za daleko, bo woda przerzuci cię w dół i nie dam rady złapać”. Jego słowa brzmią jak żart, ale przecież widzę, że musi trzymać się jakiejś bariery, bo inaczej już dawno nie powinno go tam być!
Dobra, raz się żyje, a jak zginąć to z fasonem!!!!
Nigdy, ale to nigdy w życiu nie wisiałem tak długo w powietrzu między odbiciem się a dotknięciem tafli wody. Patrzyłem na przepaść przed sobą i ten ułamek sekundy wydłużał się w nieskończoność. Gdy już pogodziłem się z losem… wpadłem pod wodę. Panika. Na powierzchnię! Ostatni raz zanim polecę w dół!..
Nagle poczułem, że ktoś łapie mnie z rękę. Nasz niezawodny przewodnik wskazał mi dwa kamienie, o które muszę się zaprzeć, aby nie dać się nurtowi rzeki.
Jestem bohaterem!

Oprócz mnie, tylko moja przyjaciółka wykonuje skok, reszta ostrożnie zsuwa się po skale do wody. Polska rządzi!  Trzymając się i asekurując wzajemnie, każdy może po kolei wychylić się poza krawędź i spojrzeć w dół. Świadomość, że jeśli mój „Buddy” puści mnie, to nie ma ratunku wywołuje kolejny dreszcz emocji. Ale widok wart ryzyka!
Powrót tą samą drogą. Na zakończenie łyk zimnego piwa. Przychodzi mi do głowy myśl: „Lubię adrenalinę, ale do dziś nie wiedziałem, że jestem aż tak nienormalny”
----------------------

Z perspektywy czasu – to była najlepsza rzecz w życiu, jaką sobie zafundowałem (za 30 dolarów).

Ponieważ jednak dla każdego coś innego jest wartościowe, wymienię te najbardziej popularne:
- loty widokowe (motolotnią lub śmigłowcem) – 15 lub 30 minut, (ceny od 100 do 300$)
- skoki na bungee z Mostu Livingstona (100$)
- wycieczka szybką łodzią motorową (100$)
- zjazdy na linach (alpejka) – cena ok. 100$
- łowienie ryb
- zwiedzanie Mosi-oa-Tunya Park
- pływanie canoe (dłubane z pnia, podobne do mokoro w Delcie Okawango)
- Lion walking – czyli wycieczka w niezmiernie groźnej atmosferze pomiędzy lwy
- podobną atrakcję można przeżyć w trakcie wycieczki konnej…
Przyznam, że ponieważ widok udawanego przerażenia na twarzy przewodnika nigdy mnie nie kręcił, nie zapuściłem się na wyprawę między te na wpół oswojone zwierzęta. Jednak oglądałem relacje wideo – dla niewtajemniczonych wygląda to naprawdę groźnie, więc można po powrocie brylować wśród znajomych.

Jeśli jednak przybywasz do Livinstone po przygody, to atrakcją, której nie możesz odpuścić jest RAFTING.

Całość rozpoczyna się przygotowaniem teoretycznym, później krótkie szkolenie praktyczne i …. nie da się już wysiąść. Chyba, że w trakcie wywrotki. Kask chroni głowę przed ewentualnym uderzeniem o skały, kamizelka daje dodatkowe poczucie bezpieczeństwa, nad całością czuwają ratownicy na kajakach górskich. Mimo wszystko adrenaliny nie zabraknie.

Jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości, to …. jest to największy rafting na świecie.
Więc gdzie, jeśli nie tu!??

Organizowany jest w wersji całodziennej lub half-day. W pierwszym przypadku w cenę wliczony jest lunch, oraz nielimitowane piwo na koniec (poważnie!!!) Zanim jednak się go napijesz, najpierw krótki spacer do dolnej stacji wyciągu (tą kolejkę trzeba zobaczyć, nie wdaję się w szczegóły, aby nie straszyć potencjalnych chętnych  Jednak po całodziennym raftingu, to bułka z masłem).
W drugim przypadku po pokonaniu osiemnastego bystrza, gdy dla innych zaczyna się przerwa obiadowa, zakończysz spływ wspinaczką pod górę.

W okresie od czerwca do połowy sierpnia, czyli przy wysokim stanie rzeki, rafting zaczyna się od wodospadu (bystrza) nr 11. Zdecydowanie więcej adrenaliny dostarcza, trudniejszy technicznie spływ odbywający się w okresie od połowy sierpnia do końca grudnia zaczynający się od bystrza nr 1 – tuż za Mostem Livingstona, u stóp Victoria Falls.
Z tego co się orientuję między styczniem a końcem maja rafting jest wstrzymany.

Z uwag praktycznych polecam dobrze nasmarować się blokerem przeciwsłonecznym, dobrze jest też płynąć w koszulce.

Cena tej przyjemności to 110$ za wersję krótszą oraz 125$ za spływ całodzienny.

Zarówno rafting, jak i inne atrakcje były organizowane również przez firmy działające w Zimbabwe, w Victoria Falls. Zdecydowanie warto obejrzeć Wodospady także z drugiej strony granicy. Jednakże z uwagi na hiperinflację w skali niespotykanej na świecie, oraz zmniejszony praktycznie do zera ruch turystyczny do Zimbabwe, nie podejmuję się w tej chwili namawiać kogokolwiek na podróż od drugiej strony.
(Opowieści z podróży po Zimbabwe można będzie przeczytać w innej mojej relacji).

W Zambii jeśli chodzi o transport wybór jest spory.

W ważniejszych miastach : Lusace, Livingstone, Ndola, Kitwe, Kasama, Mfuwe oraz Kasaba Bay - znajdują się porty lotnicze, obsługiwanych przez Zambian Airways, oraz South African Airlink. Dodatkowo lata tam m.in. South African Airways, którym sprawnie można dostać się z i do RPA. Pamiętać należy o Departure Tax w wysokości 5$ który płaci się wylatując z Zambii.

Absolutnie nie polecam pociągów. Prędkość podróżna poniżej 20 km/h lokuje zambijskie koleje wśród największych ślimaków świata. Dodatkowo pociągi jeżdżą rzadko (2-3 razy w tygodniu, a i tak mogą zmienić „rozkład” w ostatniej chwili.

Alternatywą jest transport drogowy. Autobusami i busami można dostać się praktycznie wszędzie, ceny biletów są negocjowalne. Zaskoczyła mnie odprawiana przed podróżą modlitwa o szczęśliwą drogę – zwyczaj praktykowany w Lusace.

Wiele złego słyszałem na temat stanu dróg w Zambii, jednak moje osobiste wrażenia z południa tego kraju są jak najlepsze – nawierzchnie są więcej niż przyzwoite, zwłaszcza główne trasy są bardzo szybko remontowane i przebudowywane.
Dziwne mogą być zwyczaje kierowców – sygnalizacji kierunkowskazami nie zrozumiałem do dziś. Często nie ma ona nic wspólnego z planowanymi manewrami, ani tym, do czego jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce. Wynajęcie samochodu jest więc tu pewnym wyzwaniem, do tego stacje benzynowe są stosunkowo rzadko lokalizowane.

Sprawdza się autostop – kierowcy zatrzymują się chętnie. Czasem oczekują jakiejś zapłaty, czasem zamiast pieniędzy wolą miłą pogawędkę.

Walutę – Zambian Kwacha – można wymieniać w bankach, oraz w kantorach. Te drugie oferują lepszy kurs i nie pobierają prowizji.

Zdecydowanie polecam wizytę w Zambii. Choćby po to by zobaczyć Wodospady Wiktorii. Można tu przylecieć bezpośrednim samolotem z Johannesburga. Można spędzić tu dwa-trzy dni, lub niezapomniany dwutygodniowy urlop.

www.backpackzambia.com
www.safpar.com

Zdjęcia

ZIMBABWE / Victoria Falls / Zambezi River / Bliskie spotkania z ZambeziZAMBIA / Livingstone / Victoria Falls / on the edgeZAMBIA / Livingstone / Victoria Falls / śladami LivingstonaZAMBIA / Livingstone / Victoria Falls / ..i czasem trzeba popływać :)

Dodane komentarze

eszka dołączył
18.03.2009

eszka 2009-03-25 10:03:10

:) Wow... nie moge sie doczekac :P Aczkowliwek jest duza szansa, ze sporty wodne sobie odpuszcze... nie umie plywac i wode toleruje raczej przecietnie :) Za to spacer z lwami, zalicze na pewno. Kocham zwierzeta, kocham koty i jestem pewna, ze bede taka moliwoscia zachwycona :P Niespecjalnie mi zalezy, na tym zeby to wygladalo groznie ;) Pozdrawiam!

Przydatne adresy

Brak adresów do wyświetlenia.

Strefa Globtrotera

Dział Artykuły

Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.

Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.

Jak dodać artykuł?

  1. Zarejestruj się w naszym serwisie - TUTAJ
  2. Dodaj zdjęcia (10 punktów) - TUTAJ
  3. Dodaj artykuł (100 punktów) - TUTAJ
  4. Artykuły są moderowane przez administratora.

Inne Artykuły

X

Serwis Globtroter.pl zapisuje informacje w postaci ciasteczek (ang. cookies). Są one używane w celach reklamowych, statystycznych oraz funkcjonalnych - co pozwala dostosować serwis do potrzeb osób, które odwiedzają go wielokrotnie. Ciateczka mogą też stosować współpracujący z nami reklamodawcy. Czytaj więcej »

Akceptuję Politykę plików cookies

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2001 - 2023 Globtroter.pl