Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
Directo do Copacabany > BOLIWIA



Indianka uśmiecha się. Teraz jeszcze szerzej demonstrując spore luki w uzębieniu i mówi: "Si, si kurs bezpośredni, ale trzeba się przesiąść, bo inaczej nie można dojechać do granicy".
Czas mija nieubłaganie i choć byłam pewna że 3 miesiące na pobyt w Peru to zdecydowanie za dużo, myliłam się. Konieczność podjęcia decyzji o wyjeździe z Peru zastała nas w Cusco zanim jeszcze zdążyliśmy pojechać do Arequipy i Puno. Podejmujemy zatem decyzje o wyjeździe do Boliwii na pewien czas po to aby ponownie nabyć prawo do bezwizowego pobytu w Peru.
Cusco to tak bardzo turystyczne miasto, że bilet do Boliwii, Argentyny i gdziekolwiek tylko zechcesz można kupić prawie że na każdym z rogów placu Plaza de Armas. Sprawdzamy oferty i rozważamy wyjazd do La Paz ale bardziej kusi nas Copacabana, która leży prawie przy granicy z Peru na jeziorem Titicaca. To jedna z tych miejscowości w których można "utknąć" na wiele lat jeśli nie jest się wystarczająco czujnym a jej klimat zauroczył nas już dwa lata temu.
Wiedząc, że agencje turystyczne żyją z tego, że turyści "nie wiedzą i nie mają czasu" idziemy na terminal terrestre sprawdzić ceny biletów i możliwość dojazdu do Copacabany. Zanim jeszcze wchodzimy na terminal dopada nas zgraja "naganiczy". Mimo kilku miesięcy w Ameryce Południowe wciąż wyglądamy na obcokrajowców (chyba na szczęście ;)) więc najczęściej proponowana nam destynacja to Lima i Arequipa. Udaje nam się jednak znaleźć dwa stanowiska oferujące przejazdy międzynarodowe, głównie do La Paz. Przedstawiciele agencji są niezwykle aktywni, pokazują zdjęcia autobusu, siedzenia i sami zachęcają do negocjacji ceny. Zanim Jarek podejmuje ostre negocjacje pyta:
- "autobus jedzie do Copacabany bezpośrednio"
- "si, si. Autobus zatrzymuje się jedynie na granicy w celu załatwienia wszystkich formalności a kolejny postój to Copacabana" - odpowiada przedstawiciel biura
- "i to jest semi cama (autobus półsypialny)?" upewnia się Jarek
- "Amigo, dla Ciebie będzie cama (wygodny autobus sypialny)" - odpowiada Peruwiańczyk
Patrzę na Jarka i uśmiechamy się do siebie, bo pewnie gdybym zapytała czy będzie tam dla mnie wodne łóżko to też zapewniłby mnie, że będzie ;). Drobne kłamstewka bawią mnie i czasami nawet przekomarzam się z miejscowymi, więc nierealna obietnica wygodnej, sypialnej "camy" sprawia, z jedynie uśmiecham się pod nosem.
Standard autobusów "półsypialnych" jest wystarczający a powiedziałabym nawet że wyjątkowo luxusowy w porównaniu z ekonomicznymi rozwiązaniami jakie ostatnio stosowaliśmy w Nazca ;).
Wieczorem pakujemy się do autobusu i choć rzeczywiście jest to semi cama to widać że czasy jej świetności dawno już minęły. Przedstawiciel biura jako atut podawał fakt, że linie należą do przewoźnika boliwijskiego a nie peruwiańskiego ale kiedy patrzę na stan autobusu mam wątpliwość czy to mocna strona ;).
Nic, to. Najważniejsze że autobus zawiezie nas bezpośrednio do Copacabany czyli za 10 godzin dotrzemy na granice z Boliwią a później w 20 minut do miasta. Przykrywam się śpiworem i zasypiam. Nie wiem ile mija czasu ale nagle ktoś mnie budzi wrzaskiem "Copacabana, Copacabana". Budzę się natychmiast przerażona że przespałam granice i jestem na terenie Boliwii nielegalnie.
Wyglądam przez okno a tam puste pole. Wysiadamy z autobusu a tam Indianka o okrągłej twarzy i złotym uśmiechu tłumaczy nam, że musimy się przesiąść do małego busa który zawiezie nas na granicę.
"Ale jak to, mamy bilet bo Copacabany. To jest kurs bezpośredni" - tłumaczymy.
Indianka uśmiecha się. Teraz jeszcze szerzej demonstrując spore luki w uzębieniu i mówi: "Si, si kurs bezpośredni, ale trzeba się przesiąść, bo inaczej nie można dojechać do granicy". Trochę zaspani ale za to mocno zaskoczeni pakujemy plecaki na dach busa i ruszamy. Docieramy na granice. Tam Indianka tłumaczy nam, że musimy załatwić formalności i przejść pieszo na stronę boliwijską gdzie będzie na nas czekał kolejny bus, który zawiezie nas do Copacabany. Już nawet nie próbuję rozmawiać z Indianką na temat tego, że na bilecie wyraźnie napisane jest "directo Copacabana".
Cusco to tak bardzo turystyczne miasto, że bilet do Boliwii, Argentyny i gdziekolwiek tylko zechcesz można kupić prawie że na każdym z rogów placu Plaza de Armas. Sprawdzamy oferty i rozważamy wyjazd do La Paz ale bardziej kusi nas Copacabana, która leży prawie przy granicy z Peru na jeziorem Titicaca. To jedna z tych miejscowości w których można "utknąć" na wiele lat jeśli nie jest się wystarczająco czujnym a jej klimat zauroczył nas już dwa lata temu.
Wiedząc, że agencje turystyczne żyją z tego, że turyści "nie wiedzą i nie mają czasu" idziemy na terminal terrestre sprawdzić ceny biletów i możliwość dojazdu do Copacabany. Zanim jeszcze wchodzimy na terminal dopada nas zgraja "naganiczy". Mimo kilku miesięcy w Ameryce Południowe wciąż wyglądamy na obcokrajowców (chyba na szczęście ;)) więc najczęściej proponowana nam destynacja to Lima i Arequipa. Udaje nam się jednak znaleźć dwa stanowiska oferujące przejazdy międzynarodowe, głównie do La Paz. Przedstawiciele agencji są niezwykle aktywni, pokazują zdjęcia autobusu, siedzenia i sami zachęcają do negocjacji ceny. Zanim Jarek podejmuje ostre negocjacje pyta:
- "autobus jedzie do Copacabany bezpośrednio"
- "si, si. Autobus zatrzymuje się jedynie na granicy w celu załatwienia wszystkich formalności a kolejny postój to Copacabana" - odpowiada przedstawiciel biura
- "i to jest semi cama (autobus półsypialny)?" upewnia się Jarek
- "Amigo, dla Ciebie będzie cama (wygodny autobus sypialny)" - odpowiada Peruwiańczyk
Patrzę na Jarka i uśmiechamy się do siebie, bo pewnie gdybym zapytała czy będzie tam dla mnie wodne łóżko to też zapewniłby mnie, że będzie ;). Drobne kłamstewka bawią mnie i czasami nawet przekomarzam się z miejscowymi, więc nierealna obietnica wygodnej, sypialnej "camy" sprawia, z jedynie uśmiecham się pod nosem.
Standard autobusów "półsypialnych" jest wystarczający a powiedziałabym nawet że wyjątkowo luxusowy w porównaniu z ekonomicznymi rozwiązaniami jakie ostatnio stosowaliśmy w Nazca ;).
Wieczorem pakujemy się do autobusu i choć rzeczywiście jest to semi cama to widać że czasy jej świetności dawno już minęły. Przedstawiciel biura jako atut podawał fakt, że linie należą do przewoźnika boliwijskiego a nie peruwiańskiego ale kiedy patrzę na stan autobusu mam wątpliwość czy to mocna strona ;).
Nic, to. Najważniejsze że autobus zawiezie nas bezpośrednio do Copacabany czyli za 10 godzin dotrzemy na granice z Boliwią a później w 20 minut do miasta. Przykrywam się śpiworem i zasypiam. Nie wiem ile mija czasu ale nagle ktoś mnie budzi wrzaskiem "Copacabana, Copacabana". Budzę się natychmiast przerażona że przespałam granice i jestem na terenie Boliwii nielegalnie.
Wyglądam przez okno a tam puste pole. Wysiadamy z autobusu a tam Indianka o okrągłej twarzy i złotym uśmiechu tłumaczy nam, że musimy się przesiąść do małego busa który zawiezie nas na granicę.
"Ale jak to, mamy bilet bo Copacabany. To jest kurs bezpośredni" - tłumaczymy.
Indianka uśmiecha się. Teraz jeszcze szerzej demonstrując spore luki w uzębieniu i mówi: "Si, si kurs bezpośredni, ale trzeba się przesiąść, bo inaczej nie można dojechać do granicy". Trochę zaspani ale za to mocno zaskoczeni pakujemy plecaki na dach busa i ruszamy. Docieramy na granice. Tam Indianka tłumaczy nam, że musimy załatwić formalności i przejść pieszo na stronę boliwijską gdzie będzie na nas czekał kolejny bus, który zawiezie nas do Copacabany. Już nawet nie próbuję rozmawiać z Indianką na temat tego, że na bilecie wyraźnie napisane jest "directo Copacabana".
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
tytuł | licznik | ocena | uwagi |
---|---|---|---|
Odkryte | 529 | Strona opisująca podróże, głownie do Ameryki południowej. Znajdziesz tu opisy podrózy i informacje prakyczne |
Inne materiały
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.