Artyku y i relacje z podr y Globtroter w

ZAKAUKAZIE. DZIENNIK Z PODRÓ¯Y PO ARMENII I GRUZJI > ARMENIA, GRUZJA, ROSJA


agszka agszka Dodaj do: wykop.pl
relacje z podró¿y

Zdj cie ARMENIA / brak / okolice miasta Sevan / Jezioro SevanDlaczego akurat Zakaukazie? Mam w tej kwestii pewn± prywatn± hipotezê, a konkretnie podejrzewam bin Ladena. Po 11 wrze¶nia pobankrutowa³a masa towarzystw lotniczych, pozamykano wiele linii i ci, którzy nie zniechêcili siê do lotniczych podró¿y nie zmie¶cili siê w tych nielicznych samolotach kursuj±cych na co bardziej (i co mniej) egzotycznych trasach. W dodatku mog³y¶my wyruszyæ na wakacje tylko w sierpniu czyli akurat wtedy, kiedy na wakacje wyje¿d¿a ca³a Europa Zachodnia. No i stanê³o na wyprawie do krajów, gdzie od biedy bêdzie mo¿na siê dostaæ ¶rodkiem lokomocji l±dowej. A ¿e arabski Bliski Wschód i Turcjê zna³y¶my ju¿ dobrze, pad³o na Zakaukazie – Armenia, Gruzja, Azerbejd¿an. W dodatku w Moskwie mia³y¶my kumpla wiêc kilka dni w Rosji czemu nie?

Niestety potem zaczê³y siê schody. Wizy do Armenii dosta³y¶my w Warszawie bez problemu, ale gruziñskie okaza³y siê kosztowaæ fortunê (80$ na lotnisku) a azerskie 100$ i to za³atwiane przez biuro podró¿y w Moskwie. W dodatku na tydzieñ przed wyjazdem nie mia³y¶my rezerwacji na poci±g do Moskwy...
Ale wreszcie przysz³a godzina zero i ruszy³y¶my za wschodni± granicê.



Rosja


Brze¶æ. Miasto jak miasto. Tylko jedno obudzi³o mój socjologiczny instynkt. To by³y „babuszki”, które ju¿ na dworcu w Brze¶ciu pojawi³y z pieczon± kuric±, kartoszk±, jagodami.... z rêki do rêki, przez okno, lub prosto do przedzia³u (nie wiem doprawdy co targa³y¶my ze sob± chleb i kie³basê z Polski). Nastêpny tydzieñ spêdzony w Rosji utwierdzi³ mnie tylko w tym pierwszym podejrzeniu: Rosja to przede wszystkim kobiety, a babuszka to instytucja. Piero¿ki i kartoszka od babuszki, noclegi u babuszki, mo¿na odmieniaæ przez wszystkie przypadki. Mê¿czy¼ni w Rosji w ogóle nie rzucaj± siê w oczy. A je¶li ju¿ to albo ci pijani albo ci otyli, o nalanych gêbach w drogich restauracjach i klubach. Co innego rosyjskie dziewczyny.... Od rana pe³ny makija¿, zrobione w³osy, szpileczki. Zazwyczaj wszystko w bardzo dobrym stylu. Pierwszy raz w ¿yciu ¿a³owa³am, ¿e nie wziê³am ze sob± ¿adnych butów na obcasie, choæby skromniutkim, a tak to nie wiedzia³am, gdzie nogi podziaæ w jakimkolwiek miejscu publicznym. Niewyja¶nion± tajemnic± pozosta³ tylko ten niewidoczny zwi±zek przyczynowo-skutkowy miêdzy tymi wylaszonymi laskami, rosyjskimi mê¿czyznami i babuszkami? Je¶li mogê tylko zaproponowaæ moj± hipotezê: co ³adniejsze m³ode dziewczyny ¿yj± ze sponsorów, sponsorzy jak i wszyscy mê¿czy¼ni w Rosji maj± do¶æ krótk± ¶redni± trwania ¿ycia, no i babuszki musz± siê na staro¶æ chwytaæ ró¿nych sposobów prze¿ycia.



Moskwa




Z punktu widzenia czytelnika szukaj±cego informacji jak w Moskwie na w³asn± rêkê przetrwaæ i jeszcze do tego siê dobrze bawiæ nie jeste¶my najlepszym ¼ród³em informacji. Alosza, który jest Moskwianinem z urodzenia i wyboru, by³ naszym anio³em stró¿em, przewodnikiem i „swoim cz³owiekiem w mie¶cie”. Sk³ama³abym twierdz±c, ¿e odebra³ nas z Bia³oruskiej a potem na dworzec odstawi³, ale Moskwa bez Aloszy wygl±da³aby zupe³nie inaczej. Nie zabra³ nas co prawda do nocnego klubu, gdzie rozebrani faceci p³ywaj± w akwarium ani innych podobnych miejsc zachwalanych w naszym przewodniku, ale za to zna³ wszystkie najlepsze gruziñskie (uzbeckie, azerskie....) restauracje i wszystkie te miejsca, których adresy znaj± tylko wtajemniczeni. No i schodzi³ z nami ca³± Moskwê na piechotê. Daruje Wam opisu tego, co w Moskwie zobaczyæ mo¿na, bo Moskwy opisaæ siê nie da. Je¶li mo¿na tylko cos poleciæ, to zajrzenie do paru pozycji literatury rosyjskiej. ¯eby na przyk³ad w pe³ni doceniæ takie na przyk³ad Patriarsze Prudy wypada³oby znaæ choæ z grubsza historiê Berlioza i Anielci i ca³ej reszty. Tylko Plac Czerwony nie potrzebuje ¿adnego wcze¶niejszego przygotowania. Jest jedyny w swoim rodzaju. Przy okazji, nie by³y¶my tylko u Grzyba (to jedna z ksywek Lenina). Ale on przyjmuje tylko w godzinach przedpo³udniowych i w dodatku ci±gn± siê do niego ogromne t³umy. My upar³y¶my, ¿e wejdziemy jak trzeba – za darmo, nie op³acaj±c siê przewodnickiej mafii. No i jak wychodz± ci co nie kooperuj± z mafi±? Ano albo wstaj± ¶witem, albo musz± prze³o¿yæ wizytê... Zreszt± bilety wstêpu w Moskwie to osobna historia. W zasadzie s± bilety (a raczej osobne ich ceny) dla Rosjan i cudzoziemców (dla studentów s± zni¿ki). Alosza próbowa³ kupowaæ dla nas bilety jak dla Rosjan, ale to nie zawsze dzia³a³o. Przy wej¶ciu do cerkwi Wasyla B³ogos³awionego bileterka rozdar³a siê naraz do Magdy: Wy rossijjska gra¿danka?!!! Alosza próbowa³ ratowaæ sytuacjê t³umacz±c, ¿e to kole¿anka z Ukrainy, ale bez sukcesu. Prywatnie uwa¿am, ¿e wziêto j± za kogo¶ z Kaukazu (pó¼niej w Armenii wszyscy bêd± mówiæ do niej po ormiañsku). By³a to wiêc dyskretna face control.



Suzdal


Nie wiem jak mo¿na byæ w Rosji i nie zobaczyæ ¿adnego z miast Z³otego Pier¶cienia. Moskwa to Moskwa, a Rosja zaczyna siê pod Moskw±. W dodatku to ta Rosja z moich wyobra¿eñ o dawnej, przedrewolucyjnej Rosji, z „Andrieja Rublowa” Tarkowskiego i opowiadañ Bunina. Miejsce tak sielskie, ¿e musicie mi wszyscy wybaczyæ ten kicz, który teraz nast±pi: pobielone ¶ciany klasztorów, cebule cerkwi, dzieci krzycz±ce na ³±kach, zakonnicy z d³ugimi t³ustymi w³osami opadaj±cymi na kark. Brakuje tylko dziewcz±t w kokosznikach i z wiadrami wody na k³adce.



Suzdal to by³o objawienie. Dawna stolica Rusi i miejsce zes³ania niechcianych ¿on i niepos³usznych sióstr rosyjskich carów. Dziesi±tki klasztorów i cerkwi, drewniana, niska zabudowa. Przyjechali¶my na szczê¶cie we wtorek, kiedy wszystkie muzea maj± wychodne, wiêc by³o sennie i pusto, je¶li nie liczyæ tych niewielu mieszkañców na ulicach, babuszek handluj±cych na murku ma³osolnymi ogórkami, paroma pomidorami z przydomowego ogródka, upra¿onymi ziarnami s³onecznika oraz licznych straganów z pami±tkami, czekaj±cymi na lepszy dzieñ.



Przed nami by³y ju¿ w Suzdalu ekipy remontowe, które zabra³y siê za niszczej±ce od dziesi±tków lat cerkwie i klasztory (zamienione kiedy¶ w magazyny i zak³ady, albo pozostawione w³asnemu losowi). Wróci³y zakony i pojawi³a siê prywatna inicjatywa. Dziêki tej ostatniej poszli¶my do prawdziwej ruskiej bani, pachn±cej drewnem i brzoz±, z herbat± z elektrycznego samowara i domowymi konfiturami. I to wszystko za 30 dolców, ³±cznie z dojazdem z/do klasztoru gdzie zatrzymali¶my siê na noc. Wieczór w bani kosztowa³ Magdê jeszcze dodatkowo parê rubli wiêcej, bo odnowi³o siê jej zapalenie ucha, które ledwo wyleczy³a przed wyjazdem. W Moskwie bez problemu (i recepty) kupi³y¶my w aptece antybiotyki.



Sam wyjazd z Moskwy okaza³ siê byæ du¿o bardziej stresuj±cy ni¿ planowa³y¶my. Zaraz po przyje¼dzie do Moskwy posz³y¶my zarezerwowaæ bilety na samolot do Erewania. Niestety biletów nie mo¿na zarezerwowaæ bez okazania paszportów (a które przecie¿ by³y w ambasadzie gruziñskiej) ale za to mo¿na zarezerwowaæ je telefonicznie (ju¿ bez paszportów). Có¿, sowiecka logika. W czwartek, ju¿ z paszportami posz³y¶my wykupiæ bilety. Niestety okaza³o siê, ¿e skasowano nasz± rezerwacjê na pi±tek rano. Uda³o siê nam kupiæ bilety na pi±tek w nocy ale chcia³y¶my z³o¿yæ skargê za to anulowanie rezerwacji. Panienka przez 10 minut grzeba³a w komputerze, by w koñcu z triumfuj±c± min± oznajmiæ, ¿e rezerwacjê anulowano nam w Miami. Aerof³ot zarezerwowa³, Miami anulowa³o, wiêc zostali¶my odes³ani do Miami!


Szeremietiewo te¿ nie wzbudzi³o naszego entuzjazmu. T³oczno i nieuprzejmie. Celnik przyczepi³ siê do naszych dolarów i braku podbitej deklaracji z Brze¶cia. Na szczê¶cie skoñczy³o siê na krótkiej gadce. Sam przelot zas³uguje za¶ na wzmiankê. Przede wszystkim nale¿y zwróciæ honor Aerof³otowi. Samolot nie spad³ na trasie, okaza³ siê sympatycznym boeingiem no i mia³ pyszn± kuchniê, nawet wzi±wszy zak³adkê na to, ¿e snacka serwowano o 3 nad ranem.



Armenia.



Po pierwsze do Armenii lataj± sami Ormianie. Po drugie, jak ustali³y¶my w czasie naszego pobytu wiêcej ich lata w kierunku „z” ni¿ „do” Armenii, co ma bardzo powa¿ne konsekwencje, o czym poni¿ej. Po trzecie jak kto¶ lubi wakacyjny survival polecamy mu szczególnie Armeniê. W promocji dostanie od nas przewodnik Lonely Planet po tym kraju. Jakakolwiek próba konfrontacji tego, co w nim napisano z rzeczywisto¶ci± wzmaga poczucie paniki (wina to oczywi¶cie przewodnika a nie rzeczywisto¶ci!) No i jaka motywacja do nauki rosyjskiego! Mottem przewodnika jest bowiem: „Nie wiesz co i gdzie? Zapytaj sam!” Pierwsze wra¿enie z Armenii to ciemno¶ci i upa³. I tak mia³o w du¿ej czê¶ci pozostaæ. Wêdrówki po mie¶cie po zmroku wy³±cznie na odpowiedzialno¶æ wêdruj±cego, bo nie ma publicznego o¶wietlenia ulic, a remontuje siê ostatnio w Erewaniu sporo.



Erewañ



Zakwaterowa³y¶my siê w hotelu Erebuni. Pamiêta on je¶li nie pocz±tki miasta to na pewno dobre sowieckie czasy z Polakami t³ocz±cymi siê na pietrach. Nawet nasza eta¿owa z rozrzewnieniem zareagowa³a za d¼wiêk Polsza. Facet na recepcji wzruszy³ siê widz±c Poliaczki i nawet zagada³ do mnie po polsku. Wtedy nie mia³am jeszcze pojêcia, ¿e to bêdzie sta³y motyw naszej wycieczki...



Co mo¿na robiæ w Erewaniu? Po Moskwie przede wszystkim odpoczywaæ! Od jednej eleganckiej kawiarenki do drugiej, od jednego parku do drugiego (a podobno w latach 90-tych wyciêto w miastach drzewa by nadrobiæ braki w bran¿y ciep³owniczej!). Uwa¿aæ tylko nale¿y na bran¿ê restauracyjn±. W najbardziej nastrojowym ogródku w mie¶cie, podano nam sa³atkê prosto z puszki bonduelle i szasz³yki, gdzie wiêcej by³o t³uszczu i ¶ciêgien ni¿ miêsa. A propos szasz³yków – te armeñskie to miêso z ko¶ci± rzucone na ruszt!



Kwestia poruszania siê po mie¶cie okaza³a siê nieco utrudniona. Ormianie nie maj± kompleksów by rozmawiaæ po rosyjsku. W telewizji wiêkszo¶æ programów rosyjskojêzycznych, kolorowa prasa na ulicznych straganach te¿ rosyjskojêzyczna. Na prowincji nadal strasz± te wszystkie supiermarkty w cyrylicy... Niestety tylko w erewañskim metrze nazwy stacji nadal s± wykute w obu jêzykach. Tabliczki na wszystkich autobusach i minibusach s± ju¿ tylko po ormiañsku. Trzeba wiêc ci±gle pytaæ i pytaæ.



Nastêpnego dnia rano pojecha³y¶my do Echmiadzyna – tutejszej Czêstochowy, le¿±cej zaledwie pó³ godziny minut autobusem od Erewania. W³a¶ciwie by³aby to jeszcze jedna wycieczka – z prawej ko¶ció³, z lewej ko¶ció³, freski a teraz czas wolny, gdyby nie decyzja pozostania na mszy w jednym z mniejszych ko¶cio³ów-klasztorów. Ormianie maj± do religii stosunek podobny jak Polacy. W czasach sowieckich partyjni dygnitarze po kryjomu chrzcili dzieci a ko¶cio³y by³y otwarte. Dzi¶ w niedzielê nie s± bynajmniej puste. Zdarza³o mi siê jednak s³yszeæ od starszych ludzi pytanie czy wierzê w Boga. To pytanie z serii tych, a jak tam u was w Polsce? Lepiej? Gorzej? Mama, tata maj± pracê? Jakby porównywanie szkód, ktokolwiek by je wyrz±dzi³.



Po po³udniu pojecha³y¶my do Khor Virap. To klasztor s³yn±cy z g³êbokiej studni, w której ¶wiêty Grzegorz spêdzi³ spory kawa³ek ¿ycia (mo¿na do niej zej¶æ ale jej g³êboko¶æ rozczrowywuje). Przede wszystkim widaæ stamt±d przepysznie Ararat. (Dla tych co szukaj± informacji praktycznych: do Khor Virap mo¿na dojechaæ minibusem, który zatrzymuje siê dwa kilometry od klasztoru, ale uwaga! Autobusy odje¿d¿aj± w Erewaniu z okolic dworca kolejowego a nie autobusowego). Podró¿ by³a nieco pechowa. Z powodu pory dnia i pogody widok na Ararat by³ kiepski a w drodze powrotnej nie zmie¶ci³y¶my siê do minibusu. Posz³y¶my wiêc piechot± w stronê najbli¿szej wioski w towarzystwie jeszcze jednego spó¼nialskiego. £amanym ruskim ustalili¶my, ¿e towarzysz niedoli jest w naszym wieku i jest biznesmenem tj. ma kiosk we wsi. Wreszcie na po³y autostopem, na po³y autobusem z³apanym na innej szosie dotar³y¶my do Erewania. Autostop w Armenii nie jest najgorszym pomys³em, problem tylko, ¿e osobowym samochodów jest niewiele i je¿d¿± raczej w pe³nym sk³adzie. Wiele jest rodzajów biedy na Zakaukaziu. Ta w okolicach Khor Virapu by³a bied± tak± trzecio¶wiatow±, ch³opsk±. W Vajku, Sevanie, Vanadzorze bieda by³a postsowiecka. Straszy³a blokowiskami wyrastajacymi z nik±d, nikomu i niczemu nie s³u¿±cymi, powybijanymi szybami, pustymi mieszkaniami po robotnikach, którzy stamt±d ju¿ uciekli, przestrzeniami niewykorzystanych supermarketów.



Jeszcze tego samego wieczoru posz³y¶my w Erewaniu do internet cafe. Ta mnogo¶æ internet cafe tak jak i agencji podró¿y te¿ w jaki¶ sposób oddaje diasporyczno¶c tego kraju. ¯eby spotkaæ siê z rodzin± trzeba usi±¶æ przed komputerem albo kupiæ bilet lotniczy. I tym razem rozmowa zaczê³a siê standardowo: Skolko stoit odin czas? Odpowied¼ pad³a ju¿ bardziej zaskakuj±ca: A wy otkuda? Iz Polszy! No to cze¶æ dziewczyny! Tak pozna³y¶my Arka (Arika jak kto woli). Je¶li kiedykolwiek, jakkolwiek, dotrze Arek do ciebie ten tekst to pozdrawiamy! Szkoda, ¿e nie by³o ju¿ okazji by spróbowaæ razem ormiañskiego koniaku...



Arek by³ jednym z tysiêcy Ormian, którzy pracuj± czy konkretniej po prostu ¿yj± w Polsce. A których Polska nie chce. Arek próbuje w tej chwili uzyskaæ wizê, by móc legalnie wjechaæ do Polski. Jego ¿onê deportowano do Armenii kilka miesiêcy wcze¶niej za nielegalny pobyt. W pewnym polskim miasteczku zosta³ za¶ Arkowy, urodzony w Polsce, syn i ca³y maj±tek i znajomi i przyjaciele. Kiedy nie uda³o siê przebyæ Odry, Polska okaza³a siê byæ niezgorszym miejscem na ziemi. I taka by³a przynajmniej do roku 2000 bo wcze¶niej policja siê nie czepia³a nielegalnych imigrantów. Arik próbowa³ nam te¿ sprzedaæ patent jak spekulowac walut±, by siê nam zwróci³y koszty podró¿y, niestety wszystkie okaza³y¶my siê beznadziejnie pozbawione g³owy do interesów.



Yegegnadzor/Vayk/Noravank



Gdy pierwszy raz us³ysza³am o Yegegnadzor by³am prawie pewna sk±d Tolkien czerpa³ inspiracjê pisz±c W³adcê pier¶cieni. Yegegnadzor na mapie wygl±da na najlepsz± bazê wypadow± podczas wyprawy do Noravank. Noravank pojawi³ siê za¶ na naszej trasie podczas rozmowy w pewnym erewañskim biurze podró¿y i okaza³ siê wyj±tkowo fotogeniczny. Armenia jest trudnym krajem do samodzielnego podró¿owania. Niby ma³y kraj ale drogi fatalne, wszystkie najciekawsze obiekty postawiono na odludziu, baza noclegowa i gastronomiczna w terenie kiepsko rozwiniêta. To by³ b³±d próbowaæ zaoszczêdziæ na wyprawie w armeñski interior.



W erewañskiej informacji turystycznej (nowo otwarta, dobrze wyposa¿ona, ¶rednio zorientowana ale bardzo ¿yczliwa obs³uga, niedaleko placu Republiki) powiedziano nam, ¿e nie ma ¿adnych hoteli w Yegegnadzor i musimy pojechaæ do Vayku. Tak te¿ zrobi³y¶my. Podró¿ trwa³a kilka d³ugich godzin straszliwie zapchanym i „nieco” zakurzonym autobusem, choc w wyborowej „rodzinnej” atmosferze. Po drodze mieli¶my te¿ nieprzewidziany postój, kiedy zaczê³o paliæ siê ko³o i nale¿a³o je ugasiæ.



Sam Vayk zrobi³ nie do koñca pozytywne wra¿enie. Perspektywa spêdzenia nim ca³ego wieczora wyda³a siê równie¿ ma³o poci±gaj±ca. W centrum sta³o kilka rozsypuj±cych siê bloków, czê¶æ budynków straszy³a powybijanymi oknami, reszta miasteczka stanowi³y jednorodzinne domy ukryte w sadach, a to wszystko znajdowa³o siê w g³êbokiej, górskiej dolinie. Droga do hotelu prowadzi³a obok komisariatu policji, gdzie od razu na ulicy zosta³y¶my odpytane z planów naszej podró¿y. Hotel nie posiada³ ¿adnego szyldu i wygl±da³ na ca³kowicie opuszczony. Zaprowadzi³ nas tam pewien drobny nastolatek, którego, jak siê potem okaza³o wujek, dogl±da³ tego ca³ego interesu. Nie spodoba³ nam siê (wujek) od pierwszego wejrzenia. Mia³ jaki¶ taki cwany wygl±d i oczywi¶cie by³ pierwszy „do za³atwiania” Potrzebujemy taksówkê – za³atwi, chcemy cos zje¶æ- za³atwi, chcemy to, chcemy siamto – wszystko da siê za³atwiæ. No i dowiedzia³y¶my siê jeszcze, ¿e w miasteczku nie ma ¿adnej restauracji, jest kilka szasz³ykarni, ale za miastem i dostêpnych tylko zmotoryzowanym. Postanowi³y¶my siê wiêc przej¶æ po miasteczku i kupiæ przynajmniej jaki¶ chleb i pomidory na kolacjê. Wycieczka zaczê³a siê smêtnie. Puste ulice, nieliczni mieszkañcy ogl±dali siê za nami podejrzliwie, w zapyzia³ych sklepikach co to myd³o i powid³o po chlebie nie zosta³ nawet zapach. I wtedy spotkali¶my Tigrama, u którego wujka mieszkali¶my. Tigram przyszed³ z koleg±, a kolega nie do¶æ ¿e dobrze mówi³ po angielsku to jeszcze mia³ samochód. W dodatku spêdza³ wakacje u rodziny w Vayku i co ³atwo sobie wyobraziæ strasznie mu siê nudzi³o. Nie mogli¶my lepiej na siebie trafiæ. Najpierw pojechali¶my zobaczyæ nowy ko¶ció³ wzniesiony jak wszystkie armeñskie ko¶cio³y nieco na odludziu, nad urwiskiem. Potem zeszli¶my w dó³ urwiska, nad rzekê. Zajrzeli¶my do pieczary, która przed wybudowaniem cerkwi s³u¿y³a za miejsce modlitw.



Po zakoñczeniu tej krajoznawczej wycieczki udali¶my siê na wycieczkê gastronomiczn±. I to jest „must”! Szasz³ykarnia gdzie¶ przy odludnej szosie, z rzek± za plecami i górami nad g³ow±. Szasz³yki, pieczona ryba, kebab (tu akurat mielone miêso z zio³ami), piwo...
Gor, kumpel Tigrama zaproponowa³, ¿e zawiezie nas nastêpnego dnia do Noravanku, co nas oczywi¶cie bardzo ucieszy³o – wuj Tigrama policzy³ ju¿ niez³± sumkê za zorganizowanie dla nas takiej wycieczki.



Nastêpnego dnia rano nie bardzo mia³y¶my siê ochotê z wujkiem Tigrama spotkaæ. Niestety Gor siê spó¼nia³ i nasz cwany „komunista” (jak sam siê okre¶li³) w koñcu siê zjawi³ i zaprosi³ do siebie na górê kommandira tej wycieczki (w koñcu pocz±wszy od dwóch osób wycieczka staje siê grupow±, a gdzie jest grupa tam jest i kommandir). Pad³o akurat na mnie. Zaproszono mnie do kanciapy i tam „wujek” zacz±³ s±czyæ jad w tej niby grzecznej rozmowie. Jak siê bawi³y¶my, bo zauwa¿y³ ¿e wieczorem wróci³y¶my pó¼no... Ach tak pozna³y¶my Tigrama i jego kolegê... Jak mi³o, ¿e byli tacy sympatyczni... Co? Gor zabiera nas na wycieczkê do Noravanku? Ale¿ to uprzejmie z jego strony! No có¿, on umówi³ nam ju¿ transport ale skoro wolimy jechaæ z ch³opakami... Czy ju¿ omówili¶my kwestiê ceny? Tigram!!! W tym samym czasie Tigram zjawi³ siê w holu na dole i mocno zaniepokoi³o go moje znikniêcie. Przyszed³ do nas na górê i wtedy jego wuj ostro wzi±³ go na sptyki. Niestety przeszli na ormiañski i niewiele mo¿na by³o z tego zrozumieæ. Wygl±da³o to jednak na przyspieszony kurs biznesu. Zreszt± gdy tylko Tigram znikn±³ z pokoju, jego wuj powiadomi³ mnie ¿e w³a¶nie wyt³umaczy³ bratankowi jak (i za ile!)ma zaj±æ siê turystkami.



Tak wiêc Gor przyjecha³ i zaczê³y¶my pakowaæ baga¿e do samochodu. Sytuacja by³a dosyæ napiêta i wreszcie Tigram wyb±ka³, ¿e je¶li taksówka w Erewaniu kosztuje 80 dram to policzywszy przez ilo¶æ kilometrów do zrobienia.... nawet nie skoñczy³ bo wybuchnê³am od kiedy to Gor zosta³ taksówkarzem?! Oczywi¶cie sam Gor stwierdzi³, ¿e wystarczy jak siê zrzucimy na benzynê, ale i tak nie bardzo polepszy³o to atmosfery. W ka¿dym razie to by³ najmniej sympatyczny w±tek ca³ej naszej podró¿y.



Wiêkszo¶æ zabytków w Armenii w pewien sposób rozczarowuje, dotarcie do nich, je¶li nie jest siê ze zorganizowan± wycieczka albo przynajmniej w³asnym transportem wymaga sporo zachodu. Je¶li na przyk³ad po kilku godzinach podró¿y z Erewania w takim Vayku by³oby siê skazanym na wieczór w hotelowym pokoju i chleb z serem, oraz perspektywê spêdzenia po³owy nastêpnego dnia w podró¿y, nawet najpiêkniejszy klasztor w najpiêkniejszym miejscu nie do koñca satysfakcjonuje. Tym bardziej je¶li to który¶ z kolei klasztor. Trudno za¶ liczyæ, na bananow± m³odzie¿ spêdzaj±c± tam notorycznie wakacje.... Mo¿na natomiast zdecydowaæ siê na zwiedzanie ca³ej po³udniowej Armenii i nawet po³±czyæ to z wycieczk± do Górnego Karabachu. Jak siê zdaje Armenia jest gór± w tym konflikcie i jest mo¿liwy przejazd samochodem do tej¿e enklawy.



Z powrotem do Erewania wrócily¶my marshrutk± – zdecydowanie szybciej i wygodniej ni¿ autobusem, choæ bez mo¿liwo¶ci nawi±zania bli¿szych kontaktów ze wspó³pasa¿erami. Wyl±dowa³y¶my na rogatkach Erewania dosyæ wcze¶nie. Postanowi³y¶my wiêc spróbowaæ szczê¶cia i jeszcze tego samego dnia dotrzeæ do Sevanu. O ile w Armenii autobusy kursuj± mniej wiêcej wed³ug rozk³adu jazdy to marshrutni albo bêd± albo nie. Wa¿ne tylko by wiedzieæ w której czê¶ci miasta nale¿y szukaæ takowej jad±cej w po¿±danym przez nas kierunku. W informacji turystycznej podano nam ulicê (zreszt± nie do koñca w³a¶ciw±). Kiedy bezradnie rozgl±da³y¶my siê za kompetentnym informatorem podszed³ do nas starszy pan. No i mo¿ecie zgadn±æ, kim siê okaza³! Profesorem tamtejszego uniwersytetu i specjalist± w zakresie historii i kultury Ormian polskich. Nie mówi³ po polsku ale go dobrze rozumia³ i w drodze na przystanek marshrutni opowiedzia³ nam to i owo o polskich Ormianach. Marshrutni do Sevanu by³a ju¿ nie¼le zapchana, a moja s±siadka zdradzi³a mi, ¿e z latach 80-tych by³a w Polsce na wycieczce. I ¿e w Warszawie o jeden tydzieñ spó¼nili siê na koncerty chopinowskie w £azienkach.



Sevan



To nastêpne miejsce gdzie mia³y¶my ochotê wyrzuciæ nasz przewodnik do jeziora. Wysiad³y¶my w mie¶cie, które wzbudzi³o w nas zgrozê. Ohydne, rozpadaj±ce siê bloki, ¶mieci, wa³êsaj±ce siê krowy, porozje¿d¿ane drogi nad jeziorem. W dodatku od razu obskoczyli nas taksówkarze i uprzejmie informowali, ¿e ka¿dy z hoteli wzmiankowany w naszym przewodniku ju¿ nie rabotajet. W dodatku odleg³o¶ci miêdzy poszczególnymi punktami w mie¶cie ros³y w zastraszaj±cym tempie wraz z w³±czeniem siê do dyskusji ka¿dego nowego taksówkarza. W dodatku naraz pojawi³ siê w¶ród nich ch³opak w bli¿ej nieokre¶lonym wieku, ponoæ mówi±cy po angielsku i lekko nachalny. Lekko za³amane sytuacj± postanowi³y¶my z Justyn± pój¶æ do miasta i siê same zorientowaæ w sytuacji. Nasz angielskojêzyczny niechciany wybawca ruszy³ zreszt± za nami i musia³y¶my go dosyæ obcesowo potraktowaæ. Jakie¿ by³o nasze zdumienie gdy wracaj±c po pó³ godzinie zasta³y¶my Magdê w jak najlepszej komitywie z naszym angielskim przewodnikiem. A trzeba dodaæ, ¿e Magda bardzo niechêtnie nawi±zuje tego typu znajomo¶ci. Okaza³o siê nie tylko, ¿e jest ju¿ ¶wietnie zorientowana, gdzie jeste¶my ale mamy ju¿ za³atwiony hotel. Vahagn (tak mia³ na imiê nasz wybawca) zdoby³ zaufanie Magdy wyci±gaj±c z lekcji swoj± m³odziutk± nauczycielkê angielskiego, która zreszt± wkrótce potem siê znów zjawi³a, by nas zaprowadziæ do hotelu. Hotel mie¶ci³ w budynku by³ego banku (czy te¿ to bank mie¶ci³ siê budynku dawnego hotelu...). By³ w ka¿dym razie zamkniêty na cztery spusty, choæ nie¼le siê trzyma³. Zapewne gdyby¶my wiedzia³y to co wiemy dzi¶ od razu pojecha³yby¶my za miasto i tam wynajê³y domek nad jeziorem, ale wtedy mog³yby¶my nigdy nie spotkaæ Vahagn, Gayane, Lindsey.
Gayane zaprosi³a nas do siebie do domu. Blok by³ w stanie totalnego rozk³adu, ale mieszkanie rodziców Gayane by³o schludne choæ od razu by³o widaæ, ¿e siê nie przelewa. Gayane mieszka³a z rodzicami, rodzeñstwem i szwagierk±. Szwagierka mia³a brata. A gdzie mieszka³ brat? Oczywi¶cie w Polsce! Pokazano nam jego zdjêcie z ¿on± w folderze reklamowym cyrku Korona, zreszt± podpisanych jako m³odzi polscy arty¶ci...



Wraz z nami przysz³a te¿ Lindsey, Amerykanka która w ramach Peace Corps pomaga w Sevanie nauczycielom jêzyka angielskiego w zakresie metodyki i wreszcie znajomo¶ci tego jêzyka. Wieczorem dosta³y¶my siê wreszcie do naszego pokoju hotelowego i nawet zd±¿y³y¶my pój¶æ nad jezioro, choæ wracaæ musia³y¶my ju¿ w egipskich ciemno¶ciach. Wtedy te¿ zda³am sobie sprawê, ¿e w³a¶ciwie to jeszcze nic nie jad³am i pasowa³oby wst±piæ do sklepu. Akurat mia³y¶my taki supermarket za rogiem. Kiedy tam zajrza³y¶my w³a¶nie rozkrêca³a siê impreza. Córka w³a¶ciciela sklepu dosta³a siê na studia i nale¿a³o to uczciæ. Nie chc±c byæ nieuprzejme zgodzi³y¶my siê na lampkê wina. Potem na ladzie po kolei l±dowa³ chleb, kie³basa, czekoladki. W sklepie zrobi³o siê t³oczno. Tylko jedna z m³odych ekspedientek zbojkotowa³a ze ¶miechem imprezê twierdz±c, ¿e kto¶ musi pracowaæ. Zosta³y¶my przedstawione s±siadowi z pobliskiej piekarni, który po piêciu minutach pojawi³ siê z torb± ciastek dla nas. Potem pojawi³ siê m±¿ jednej z ekspedientek, który mia³ lodziarniê. Po paru minutach pojawi³ siê wiêc z lodami. W gronie ¶wiêtuj±cych by³ te¿ aptekarz wiêc, jakby co¶ posz³o nie tak po takiej kolacji, mo¿na by by³o liczyæ te¿ na niego. Wtedy tez pierwszy raz pozna³am tajemnicê s³owa chytryj. To kluczowe pojêcie na Zakaukaziu. Chytrzy s± wiêc w Armenii muzu³manie. Bo muzu³manie to Turcy, to Azerowie. Potem w Gruzji chytrzy bêd± Ormianie, a dla Rosjan Gruzini. Ale na razie trzeba by³o wypiæ za zdrowie chrze¶cijañskich bratnich narodów! A teraz spuszczê zas³onê na to w jakim radosnym stanie wróci³y¶my do hotelu. ..



Nastêpnego ranka wparowa³ to naszego pokoju Vahagn z zamiarem skoordynowania swoich planów z naszymi. W drodze nad jezioro mocno skrytykowa³ nasze zachowanie poprzedniego wieczora (wie¶ci w Sevanie rozchodzi³y siê b³yskawicznie) i kaza³ sobie obiecaæ, ¿e nie bêdzie my tak wszystkim bezkrytycznie ufaæ.



Sevan, gdy tylko miasto zniknie z oczu jest czym¶ niezwyk³ym. Szkoda, ¿e nie zosta³y¶my tam d³u¿ej. Posiedzia³y¶my na wzgórzu, które kiedy¶ by³o wysp±, a dzi¶ jedynie pó³wyspem z cerkwi± na szczycie. Tutaj Vahagn zdradzi³ nam swój najwiêkszy sekret. ¯e kocha Gayane i chce siê z ni± o¿eniæ. Wstyd, ale z Justyna wybuchnê³y¶my w pierwszej chwili ¶miechem. Vahagn i ta ¶liczna, delikatna Gayane? Ale Vahagn by³ bardzo powa¿ny. Zdradzi³ nam, ¿e ju¿ sprawdzi³, ¿e Gayane nie ma ch³opaka i co wa¿niejsze nigdy nie mia³a, jest m±dra i dobra. I ¿e on bardzo siê pilnuje, by jej nie sp³oszyæ przedwczesnym wyznaniem swych uczuæ. Mam nadzieje, ¿e kiedy pisze te s³owa, Vahagn pracuje ju¿ w ratuszu, jak mu obiecano. Po ukoñczeniu politechniki w Erewaniu przed czterema laty by³ bez pracy i dopiero teraz pojawi³a siê szansa a i to tylko pod warunkiem, ¿e nauczy siê angielskiego. A maj±c pracê ³atwiej bêdzie o¶wiadczyæ siê Gayane...



Potem poszli¶my pomoczyæ nogi w jeziorze. W wodzie pe³no by³o ¿elastwa, pani pod markiz± pilnie strzeg³a, by nikt nie ukry³ siê w cieniu nie dokonawszy odpowiedniej op³aty. Vahagn starannie ukrywa³ dziury w ³atanych butach.



Dilijan



Od razu z Sevana pojecha³y¶my znów nieco w górê do Dilijanu. Krajobraz zmieni³ siê diametralnie. W okolicach Noravanku góry by³y zup³enie ³yse, ¿ó³tawo-ró¿owe, drogi skaliste i pe³ne kurzu. Na pó³nocy góry porasta³y gêste lasy i krajobraz bardziej przypomina³ jakby beskidzki.



Dilijan to by³a pora¿ka. Vayk, Sevan by³y jak upad³e miasta, zniszczone, brudne i zapomniane, ale jednak tli³o siê w nich jakie¶ ¿ycie, w Sevanie mo¿e nawet na swój sposób kwit³o. Dilijan mo¿e dlatego, ¿e wszyscy tak je zachwalali, ¿e by³o swego czasu jednym z najpopularniejszych uzdrowisk Zwi±zku Radzieckiego by³ nie tyle miastem upad³ym co miastem-duchem. Weso³e miasteczko w samym centrum by³o opustosza³e, zaros³o trawa, rdzewia³y ³añcuchy i k³ódki. Kioski by³y pozamykane, domy opustosza³y. Wszystkie restauracje pozamykane. Jak w ca³ej Armenii po ulicach wa³êsa³y siê krowy (których jeszcze wiêksze stada pas³y siê wy¿ej w górach), w sklepach spo¿ywczych na osiedlu sprzedawano w wielkich worach pasze. Na poczcie g³ównej kupi³y¶my pocztówki z roku 1986.



Pocz±tkowo planowa³y¶my zamieszkaæ w hotelu, który poleca³ nasz przewodnik. Niestety gdy wreszcie odnalaz³y¶my hotel (mapa wydrukowana w przewodniku nijak nie przystaje do rzeczywisto¶ci) mia³ on powybijane wszystkie okna, czê¶ciowo pozabijane deskami i dykt±. Na ulicy z³apano nam taksówkê i pojecha³y¶my na prywatn± kwaterê. Dosta³y¶my ogromny pokój go¶cinny, ze skrzypi±c± pod³og±, g³êbokimi ³ó¿kami i pierzynami. £azienka by³a mniej „komfortowa”. Mie¶ci³a siê w suterenie, z kranu lecia³a non stop lodowata woda, jakby kto¶ pu¶ci³ rurami górski strumieñ a zagrzana kapa³a wrz±tkiem z zardzewia³ego prysznica nad g³ow±.



Wieczorem usiad³y¶my na werandzie popijaj±c lipow± herbatê s³odzon± domowymi konfiturami. Dziadkowie u których mieszkali¶my nie bardzo odwa¿yli siê do nas przysi±¶æ, ale kiedy dziewczyny posz³y ju¿ do pokoju, usiad³am jeszcze z nimi w pó³mroku pokoju porozmawiaæ. Okaza³o siê ¿e i od nich w rodzinie jest kto¶ w Polsce. I te¿ nikt bardzo nie wie czym on siê w tej Polsce zajmuje...



Nastêpnego ranka obudzi³o nas dudnienie deszczu (to lato by³o wyj±tkowo mokre) i z samego rana z³apa³y¶my autobus do Vanadzoru.



Planuj±c podró¿ obawia³y¶my siê, ¿e wszystkie drogi prowadz± przez Erewañ. Na mapie wygl±da³o to logicznie ¿e i poci±g i autobus musi jechaæ do Tbilisi przez Vanadzor. Ale poci±g je¼dzi do drug± noc, a autobus niekoniecznie zaje¿d¿a do miasta. Po wyl±dowaniu na dworcu znów otoczyli nas taksówkarze proponuj±c podwiezienie do samej granicy. Gdy pyta³y¶my o krzy¿ówkê, któr± jedzie autobus z Erewania odleg³o¶ci tradycyjnie ros³y w oczach. Potem kto¶ do nas podszed³ ukradkiem i rzuci³ numer autobusu, który jedzie przez ta krzy¿ówkê. Niestety nie znalaz³y¶my przystanku, a bardzo siê nam spieszy³o. Kto¶ ¿yczliwy znalaz³ nam na ulicy taksówkê. Taksówkarz podwióz³ nas raptem 300 m dalej i usi³owa³ wmówiæ, ¿e tamtêdy te¿ je¿d¿± autobusy do Erewania. Poniewa¿ odmówi³y¶my opuszczenia taksówki kln±c zawióz³ nas na krzy¿ówkê. Po drodze mijali¶my kobiety kopi±ce rowy przy drodze. Tam zakl±³ i splun±³, co „nowe” zrobi³o z lud¼mi. Kiedy¶ by³y fabryki i by³a praca, a dzi¶ kobiety kopi± rowy ...



Autobus miêdzynarodowy relacji Erewañ-Tbilisi zatrzymuje siê w Vanadzorze na ma³ej i zakurzonej krzy¿ówce. Na krzy¿ówce karnie czeka jaka¶ starsza Rosjanka z dwójka wnuczków – dziewczynka ma jasne w³osy i kokardy, ch³opczyk w od¶wietnym ubranku, czekaj± jacy¶ faceci w ¶rednim wieku i s³usznej tuszy, weso³a Ormianka w czarnej wydekoltowanej sukience z ogromnymi wypchanymi torbami. Za chwile przyniesie nam s³onecznik i pocieszy, ¿e jakby autobus nie przyjecha³ to ona nas przenocuje u siebie w Vanadzorze. Ale autobus przyje¿d¿a.



Nasza znajoma okaza³a siê nadzwyczaj towarzyska. Przy pierwszej byle okazji dosiad³a siê do mnie. Okaza³a siê rzeczywi¶cie Ormiank± ale urodzon± i wychowan± w Gruzji, która wysz³a w Armenii zam±¿ i tam ju¿ zosta³a choæ durak ten, kto zostaje w Armenii. Do Tbilisi przemyca regularnie kawê i herbatê. Za granic± przesiad³a siê gdzie¶ do przodu i dochodzi³y do nas ju¿ tylko jej k³ótnie z kierowc± (niestety w nieznanym nam jêzyku) Podró¿ by³a koszmarna, bo miêdzynarodowy autobus okaza³ siê niebosko brudny. Drogi by³y dziurawe wiêc kurz wzbija³ siê tumanami z siedzeñ i pod³ogi za ka¿dym wybojem. Nie mo¿na by³y przy³o¿yc g³owy do oparcia ani cokolwiek poczytaæ. Nawet wiedoków nie bardzo by³o jak ogl±daæ, bo z powodu s³oñca pozaci±ga³ysmy zas³onki. Droga przez mêke skoñczy³a siê jednak po 7 godzinach. Jako ostatnie wysiad³ysmy z autobusu w Tbilisi i wtedy odkry³y¶my ¿e nasza s±siadka zniknê³a. Torby zosta³y a po niej s³uch zagina³. Do dzi¶ zastanawiam siê czasem czy kierowaca nie zostawi³ jej z³o¶liwie gdzies na postoju.




Gruzja
Tbilisi




To by³a kiedy¶ skazka nie strana, bajka nie kraj. Tu¿ przed wyjazdem w Warszawie spotka³am znajomego, który z kolei mia³ znajomego, który by³ niedawno w Gruzji. Tbilisi siê zachwyci³ ale poza stolicê siê nie rusza³, bo porwania itp... Podobnie nasi gospodarze w Dilijanie. Z u¶miechem zareagowali na pytanie czy je¿d¿± do Gruzji. Po co? Tam wojna a w Armenii choæ bieda to spokój. Tymczasem miêdzy granic± armeñsko-gruziñsk± a Tbilisi ani ¶ladów wojny i bieda jakby mniejsza. Po wsiach zamiast zapyzia³ych, ogromnych hal uniwiermagów schludne kolorowe minimarkety, jak w byle wsi na trasie Warszawa-Kielce. Tylko krowy na blokowiskach przypomina³y gdzie jeste¶my. Tbilisi te¿ wyda³o siê nam metropoli±. Erewañ przypomina eleganckie miasteczko, które nagle dziwnym zrz±dzeniem losu zostaje najechane przed setki tysiêcy przybyszów, którzy osiedlaj± siê na niekoñcz±cych siê przedmie¶ciach. Tbilisi za¶ ma autentyczn± starówkê, centrum, wyraziste dzielnice. Wszystko w proporcjach. Nawet po³acie zapuszczonych dzi¶ blokowisk przydaj± mu tylko metropolitalno¶ci.



Niestety gruziñscy taksówkarze nie wyró¿niaj± siê na tle ¶redniej ¶wiatowej. Nie stosuj± akurat numerów ze strefami, podkrêcaniem licznika itd. Po prostu zabieraj± ciê niekoniecznie dok³adnie tam gdzie chcia³e¶, a nastêpnie za drobn± op³at± mo¿na u¶ci¶liæ cel podró¿y. Wiadomo, ulice s± d³ugie, place szerokie, ulice i obiekty maj± nazwy, których szczegó³y niedostêpne s± zamiejscowym. Po takim „u¶ci¶leniu” dojecha³y¶my w ka¿dym razie do miejsca naszego przeznaczenia – hotelu Iveria. Dawniej by³ to jeden z dwu najwiêkszych hoteli Intouristu w Tbilisi. Dzi¶ tylko jedno piêtro zajmuje hotel. Pozosta³e kilkana¶cie zajmuj± od lat uchod¼cy z Abchazji. Jeden pokój z ³azienk± na jedn± rodzinê. Na kuchniê lokatorzy zabudowywali czym siê da³o balkony. Za daleka hotel wygl±da wiêc jak ogromna, pstrokata plama na tle nieba.



Kilkana¶cie pokoi na piêtrze obs³uguje kilka osób, z którymi zd±¿yli¶my siê wkrótce dobrze poznaæ. Wiêkszo¶æ pracuje tu „od zawsze” i w pewnym sensie wygl±da to raczej na humanitarny zasi³ek dla bezrobotnych ni¿ praca za p³acê. Z nami mieszka jeden jedyny cudzoziemiec – Japoñczyk, który podobnie jak my przyjecha³ z Armenii. Oprócz niego jeszcze tylko jeden jedyny raz zobaczymy turystów z plecakami na ulicach Tbilisi.
W hotelu nie maj± trójek, ale przymykaj± oko na dokooptowanie jeszcze jednej osoby do pokoju za friko. Tyle, ¿e na zmianê jedna z nas musi spaæ na pod³odze. Standard ni¿szy ni¿ w Erebuni. Tam by³ telewizor i bufet na ¶niadanie w ogromnej restauracyjnej sali. W Iverii nie bardzo by³oby dla kogo gotowaæ...



To nasz pierwszy wieczór w Tbilisi i chcia³y¶my uczciæ sobie gruziñsk± uczt±. Po moskiewskich do¶wiadczeniach ¶ni³y siê nam gor±ce khaczapuri, wegetariañski adjabsandal, bak³a¿any nadziewane orzechami, kurczak w sosie czosnkowym, szasz³yki, gruziñskie wino...
Na mapie zaznaczamy restauracje i knajpki rekomendowane w naszym przewodniku i ruszamy. Niestety adresy, istniej±ce jeszcze rok, pó³tora temu dzi¶ niektualne. Tam gdzie miano podawaæ najsmaczniejszy w mie¶cie kurczak w sosie czosnkowy zia³a wielka czarna dziura. Id±c po prostu przed siebie trafi³y¶my najpierw do knajpy gdzie tylko w ostatniej chwili zauwa¿y³y¶my wielki napis: kuchnia ukraiñska. Nastêpn± dos³ownie zamkniêto nad przed nosem. Zrobi³o siê ju¿ dosyæ pó¼no. Wyl±dowa³y¶my wiêc w przeszklonej, tandetnej knajpce na skraju parku, pe³nej rodzin i par siedz±cych nad deserem, kaw± czy piwem. Przed knajp± siedzia³ m³ody ochroniarz z broni± w rêku. Swoj± drog± widok ochroniarzy i m³odzie¿y w wojskowych mundurach, karabinami w rêku czy pistoletami za pasem szybko przestaje w Tbilisi dziwiæ. Khaczapuri tam serwowane by³o jednak bardzo dobre. Knajpka awansowa³a do jednej z naszych ulubionych jednak g³ównie dlatego, ¿e zawsze mo¿na by³o na niej polegaæ.



Zreszt± na tym nie skoñczy³y siê nasze kulinarno-klubowe peregrynacje. Próbuj±c mimo wszystko polegaæ na naszym przewodniku uda³y¶my siê nastêpnego dnia do jeszcze jednej polecanej przez niego restauracji. Rzeczywi¶cie zas³ugiwa³a ona na swoje miano restauracji. Styl lekko rustykalny po³±czony z pseudo-elegancj± restauracji renomowanych hoteli. Ale w sumie okey. Niestety by³a przera¼liwie pusty, a ¿eby byæ szczerym to oprócz nas, zajêty by³ tylko jeden stó³. Przez kilku ha³a¶liwych m³odych mê¿czyzn, niepokoj±co ubranych, co zreszt± charakterystyczne dla Gruzinów i Gruzinek, ca³kowicie na czarno. Jedzenie by³o natomiast pierwszorzêdne.... Ach, ten kurczak w sosie czosnkowym.... nawet g³upia sa³atka z pomidorów budzi do dzi¶ nostalgiê... Jeszcze innego dnia, o nieco wcze¶niejszej godzinie wybra³y¶my siê sprawdziæ jeszcze inn± miejscówkê. Miejsce by³o idealne... dla zachodniego turysty! Tym razem po³±czenie rustykalnego stylu z odrobin± alternatywy (s±siedztwo niszowego teatru – niestety nieczynnego o tej porze roku) oraz charakterystycznego tramperskiej niedba³o¶ci. Skojarzenie by³o w dziesi±tkê. Jednych z niewielu zachodnich turystów (umówmy siê ¿e Czesi to relatywnie Zachód) których widzia³y¶my w Tbilisi, spotka³y¶my w³a¶nie tam! A poniewa¿ ci tury¶ci byli jedyny klientami zamawiaj±cymi tam dania g³ówne, nie bardzo chcia³y¶my eksperymentowaæ. I znów posz³y¶my po s±siedzku do Mukhrantubani. Tym razem by oszczêdziæ sobie bólu serca, nie zagl±da³y¶my nawet do ¶rodka tylko od razu usiad³y¶my na patio, gdzie by³y¶my przez d³u¿szy czas jedynymi go¶æmi. Nastêpnych kilka dni spêdzi³y¶my w górach i dopiero ostatniego wieczora w Tbilisi, w jednej z „down the scale” knajpie, ledwo znalaz³y¶my wolny stolik. Co za ulga!!!



Ale po kolei. Nasz drugi dzieñ w Tbilisi rozpoczê³y¶my od planowania dalszej podró¿y wliczaj±c t± do domu. Najpierw niespodzianka. Samoloty do Moskwy, Miñska czy Kijowa wcale nie lataj± czêsto, wcale nie s± tanie, a na loty do Moskwy obowi±zuje, podobnie jak w ambasadzie gruziñskiej w Moskwie, lista spo³eczna.



Nastêpnie posz³y¶my do biura podró¿y, by siê zapoznaæ z ofertami wycieczek po Gruzji. Chcia³y¶my jechaæ w góry, no i najlepiej zorganizowaæ wyjazd samodzielnie. Oferta do Svaneti by³a najciekawsza. Niestety w cenê wliczona by³a zbrojna ochrona, wiêc wywnioskowa³y¶my, ¿e nie jest to region, do którego chcia³yby¶my koniecznie pojechaæ samodzielnie. W cenie wycieczki do Kazbegi nie by³o ¿adnych ochroniarzy wiêc stwierdzi³y¶my, ¿e o resztê, transport, mieszkanie, jedzenie mo¿emy zadbaæ we w³asnym zakresie.



A potem posz³y¶my zwiedzaæ miasto. Znowu nie bêdê zanudzaæ nikogo opisem miasta. Mo¿na w nim spêdziæ nawet i miesi±c. Je¶li mo¿na tylko komu¶ co¶ zasugerowaæ to przyjazd poza sezonem letnim. W sierpniu pozamykane by³y wszystkie teatry, prawie nic nie grano w kinach i knajpy by³y przygnêbiaj±co puste.



W Tbilisi, podobnie jak centrum Erewaniu biedy nie widaæ ot tak od razu, szczególnie wieczorem. Dopiero za dnia widaæ i s³ychaæ bucz±ce wszêdzie generatory energii a wnetrza sklepów (nie wiem czy lodówek) pogr±¿one s± w pó³mroku. Za dnia widaæ te¿ dzisi±tki ¿ebraków na ulicach i w przej¶ciach podziemnych, co¶ nie spotykanego w Armenii. To najczê¶ciej starzy mê¿czy¼ni i stare, ubrane na czarno kobiety. Stoj± na schodach jak greckie pos±gi, ca³kowicie zastyg³e w bezruchu. Tak zrezygnowane i niespodziewaj±ce siê ju¿ niczego dobrego jakby sta³y tu od wieków, choæ stoj± „dopiero” od czasów wojny domowej. Którego¶ dnia rozda³am im swoje wszystkie drobne. Nie zauwa¿y³am ¿adnej reakcji. Nikt nie dziêkuje, nie kiwnie g³ow±, nikt nie ci±gnie prosz±cym spojrzeniem za obojêtnymi przechodniami. Tylko Cyganki g³o¶no lamentuj± a ich dzieci wieszaj± siê na nas prosz±co a czasem wrêcz nachalnie. Natomiast handel kwitnie na ulicach i podziemnych przej¶ciach jak w Erewaniu. Na straganach czy kocu do kupienia wszelkie mniej i bardziej po¿yteczne przedmioty i ¶wieczka.


Muzea tbiliskie to osobna historia. Którego¶ dnia wybra³y¶my siê do muzeum narodowego w Tbilisi. Chcemy zobaczyæ staro¿ytn± z³ot± kolekcjê. W muzeum wychodzi po nas przewodniczka. Schodzimy do piwnicy. Najpierw otwiera wielkie drzwi, zapala ¶wiat³o. Jest wyj±tkowo piêkna, choæ oko³o 50-tki, idealny styl, bezb³êdny rosyjski. Po zakoñczeniu zwiedzania ¶wiat³o zostanie zgaszone, drzwi zamkniête, a¿ zjawia siê nastêpni zwiedzaj±cy. Inne kolekcje s± niedostêpne. Parê lat temu muzeum odciêto pr±d za d³ugi i od tamtej pory w ramach oszczêdno¶ci udostêpnia siê tylko t± najcenniejsz± kolekcjê z³ota Kolchidy...
Skansen w Tbilisi mia³ byæ równie¿ jedn± ze szczególnych atrakcji. Najpierw chcia³y¶my zaoszczêdziæ na taksówce i w efekcie snu³y¶my siê ze dwie godziny po okolicy, ale w gruncie rzeczy warto by³o. Niestety zobaczy³y¶my tylko czê¶æ skansenu, nie uda³o siê mam odkryæ czy to z powodu ciêæ oszczêdno¶ciowych czy lenistwa obs³ugi. Teoretycznie nie wykupi³y¶my us³ugi przewodnika, ale kto¶ musia³ nam otwieraæ zwiedzane budynki. W ostatnim, XIX- wiecznym dworze na ganku zasta³y¶my muzealn± „babciê” pilnuj±c± ekspozycji, równie piêkn± i stylow± jak nasza przewodniczka w muzeum narodowym. Nieodmiennie pad³o pytanie sk±d jeste¶my. I tu bycie Polkami okaza³o siê zalet±. Jak to ona okre¶li³a „Amerykanów to nie lubi, ale Polaków jak najbardziej, wiêc choæ nie nale¿y to do jej obowi±zków oprowadzi nas po dworze i o nim nieco opowie.” I tak dowiedzia³y¶my siê na przyk³ad, ¿e w ogromnym ³o¿u w czê¶ci go¶cinnej spa³ swego czasu jaki¶ s³ynny rosyjski genera³ ze swoj± gruziñsk± kochank±. Jeszcze jeden przyczynek do skomplikowanej historii rosyjsko-gruziñskiej.



Na zakoñczenie usiad³y¶my razem na werandzie i rozpocz±³ siê znajomy rytua³ „a jak tam teraz w Polsce...”. Wyda³o siê te¿, sk±d ten sentyment do Polski. Przez Polskê nasza „przewodniczka” jecha³a w zamierzch³ych latach 70-tych do siostry do Pary¿a... W latach za¶ 80-tych na pla¿y Suchumi pozna³a pewn± parê z Polski, z którymi przez kilka lat korespondowa³a, a¿ na pocz±tku lat 90-tych kontakt siê urwa³, tak jak urwa³o siê ¿ycie. Wreszcie pokaza³a nam kolekcje prze¶licznych, rêcznie malowanych pocztówek z Tbilisi. „Znajoma maluje, m³odziutka dziewczyna, trochê pomagam jej sprzedaæ... Mo¿e kupicie?”



Parê s³ów nale¿y siê te¿ tbiliskim ³a¼niom. Niestety Magda nie chcia³a sprawdzaæ jak dzia³a system sprzeda¿y antybiotyków w Gruzji, w razie odnowy zapalenia ucha, uda³y¶my siê tylko na suchy rekonesans. W ³a¼ni dla kobiet wzbudzi³y¶my sensacjê. Wszystkie kobiety chcia³y nam us³u¿yæ. To by³o zreszt± jedyne t³oczne i weso³e miejsce w ca³ej okolicy, choæ standardem nie umywa siê do eleganckich basenów i baseników w s±siednich, prywatnych ³a¼niach.



Kazbegi



Wedle przewodnika do Kazbegi jad± dwa autobusy dziennie. My zerwa³y¶my siê na ten o 9. Na dworcu okaza³o siê ¿e rzeczywi¶cie jest jaka¶ marshrutni do W³adykaukazu. Przep³aci³y¶my wiêc za bilety w kasie. Taksówk± mo¿na pojechaæ o 1/3 taniej, niestety ryzykuje siê, ¿e wysadz± ciê gdzie¶ po drodze, albo za ostatni odcinek policz± dodatkowo. Potem czeka³y¶my jakie¶ 3 godziny a¿ samochód siê zape³ni. Jecha³a z nami jaka¶ rodzinka, jedna starsza kobieta, jedna babka w ci±¿y no i jeden Rosjanin, który notabene okaza³o siê ¿e studiowa³ i pracowa³ jaki¶ czas w Polsce, w jakim¶ instytucie badawczym. Z Tbilisi bardzo szybko znale¼li¶my siê w górach i to by³a najpiêkniejsza czê¶æ podró¿y. Na pocz±tku droga biegnie dolin± wzd³u¿ rzeki, wiêc pe³ny luz. Pó¼niej niestety rzeka zostaje w dolinie a my musimy siê wspi±æ na prze³êcz. Nie wiem czemu, ale cz³owiekowi zawsze wydaje siê ¿e jak jest na wakacjach to mu nic z³ego nie grozi, tak jakby bra³ urlop od prawdziwego ¿ycia. Dziêki temu mo¿na jednak „prze¿yæ” niejedn± podró¿.



Kierowca ca³y czas bajerowa³ tê kobietê w ci±¿y, co budzi³o nie tyle zgorszenie ile obawê o w³asne ¿ycie, bo on ca³y czas j± poszturchiwa³ i poklepywa³ kosztem pilnowania kierownicy. Ona planowa³a z mê¿em kupiæ samochód i zarabiaæ na taksówce, co jak siê potem okaza³o jest obok handlowania najpopularniejsze uj¶ciem dla gruziñskiej przedsiêbiorczo¶ci. Kiedy zatrzymali¶my siê na „15 minut” na postoju, kierowca zafundowa³ przysz³ej matce i sobie suty obiadek. Z racji naszego szczególnego statusu zosta³y¶my równie¿ na niego zaproszone. Wi±za³o siê to z pewn± uci±¿liwo¶ci±, bo nasz kierowca by³ wyj±tkowo bezpo¶rednim facetem i od razu zacz±³ mnie swataæ ze swoim synem, co rusz ¶ciskaj±c i poklepuj±c mnie po ramieniu. Magda odmówi³a udzia³u w biesiadzie i potem siê tylko z nas na¶miewa³a, ¿e sprzeda³y¶my siê za obiad. Ale to by³y naprawdê niez³e khinkali!




Jecha³y¶my do tego Kazbegi i jecha³y¶my. Ka¿da wioska widziana na horyzoncie czy wy³aniaj±ca siê zza zakrêtu przyprawia³a o mocniejsze bicie serca. Niektóre wsie przypomina³y bez³adne, wpó³ ukoñczone osiedla baraków, niewiadomo czy porzucone w po³owie budowy czy te¿ dynamicznie eksploduj±ce gospodarczo. Te wzbudza³y nadziejê, ¿e Kazbegi to jednak nie tu... Inne budzi³y chêæ wyskoczenia z naszego ³azika, bo to musi byæ tu! W koñcu dotar³y¶my na miejsce. Przesta³o nawet padaæ. Wioska by³a piêkna. Tak samo jak rzeka, która przep³ywa przez jej ¶rodek i most na tle gór. Jedyny mankament to wysypisko ¶mieci. Wygl±da³o jak obrzydliwa naro¶l na stromym brzegu rzeki.



W przewodniku pisa³o, ¿e o kwatery najlepiej zapytaæ babuszki w kioskach na rynku. Tam te¿ siê uda³y¶my. Zapyta³y¶my pierwsz± babuszkê z brzegu o kwatery i zaproponowa³a nam w³asny dom. Potargowa³y¶my siê o cenê i ruszy³y¶my za ni±. Wie¶ by³a du¿o wiêksza ni¿ wygl±da³a na tak± z pocz±tku. Wszystkie domy podobne do siebie, przy podobnych ulicach przecinaj±cych siê po k±tem prostym. Na „naszym” skrzy¿owaniu sta³a wypalona kabina jakiej¶ ciê¿arówki. To by³ nasz punkt orientacyjny. Furtki do zagrody strzeg³a natomiast ogromna ¶winia, nale¿±ca do naszej gospodyni i wyganiana ka¿dego ranka by siê zatroszczy³a we w³asnym zakresie o wikt, co by³o w zwyczaju wszystkich ¶wiñ w okolicy. Wyobra¿a³am sobie pocz±tkowo, ¿e bêdziemy mieszkaæ w jakie¶ podupadaj±cej cha³upie, tymczasem kwatera okaza³a siê ca³kiem nowym, du¿ym domem, niewiele ró¿ni±cym siê od wiejskich domów po Kielcami. I podobnie jak pod Kielcami, o ile salony by³y urz±dzone na wysoki po³ysk (styl tylko bardziej orientalny ni¿ ten popularny pod Kielcami), to domownicy siedzieli w ciasnej, zagraconej kuchni, która w tym wypadku dodatkowo sta³a na podwórzu, dolepiona do bry³y domu.



Z nasza gospodyni± nie by³o ³atwo siê dogadaæ. Inaczej ni¿ w Armenii, tu ludzie gorzej znali rosyjski, a przede wszystkim niechêtnie go u¿ywano. Wstyd siê przyznaæ, ale nawet nie pamiêtam jak brzmi dzieñ dobry po ormiañsku, nigdy nie czu³y¶my imperatywu by siê tego nauczyæ. W Gruzji natomiast wiele ludzi przywitanym prozaicznym zdrastwujtie odnosi³o siê do nas jakby z niechêci± albo rozpoczyna³o krótki kurs gruziñskiego, jak ta staruszka z krow± na kazbeckim deptaku.


W ka¿dym razie zaraz za nami do domu wpad³a córka naszej gospodyni. Tak pozna³y¶my Nino. Dzi¶ kiedy my¶lê o Nino wydaje mi siê kwintesencj± Gruzji. Niby ostre, kaukaskie rysy ale b³êkitne oczy, rozja¶nione w³osy. Raz do serca przy³ó¿, by po chwili wybuchn±æ niezrozumia³ym gniewem. Naiwna i sprytna. Uczynna, ale niekoniecznie bezinteresowna. Raz z gestem, za chwilê swojego nie przepu¶ci. Nie wiadomo czy ufaæ czy siê pilnowaæ. Albo najlepiej jedno i drugie.
Umówi³y¶my siê z Nino, ¿e bêdzie tylko nocleg ale bez wy¿ywienia a nastêpnego ranka przed wyruszeniem w góry zawo³a³a nas na kawê z mlekiem. A do kawy by³ i chleb i ser i miód. Wieczorem kiedy zmachane wróci³y¶my do domu, by³a kolacja, osetyjskie khachapuri, pomidory, ser, mleko. I tak codziennie. Ostatniego wieczora by³a nawet uczta. Nino tylko donosi³a to zupê, to khaczapuri, to kie³basê, to ¿urawiny. A potem usiedli¶my wszyscy na werandzie na herbacie z domowymi, malinowymi konfiturami. Jak zawsze i który¶ raz z kolei opowiadali¶my sobie, jak to siê w Polsce i Gruzji ¿yje, ile zarabia, jak czêsto siedzi na bezrobociu. Nino lubi³a siê skar¿yæ na to dziadowanie, ale zaklina³a, ¿e Gruzini z Gruzji nie wyjad±, jak te Armiañce, co to po ca³ym ¶wiecie siê w³ócz±, a w Tbilisi to ju¿ zupe³nie siê panosz±! I by³a ³asa na wszelkie komplementy na temat Gruzji. Raz jedyny wymknê³o mi siê, ¿e Gruzja ³adniejsza od Armenii, a mia³am na my¶li tylko te schludne obej¶cia i kolorowe sklepiki na trasie do Tbilisi, a Nino momentalnie podchwyci³a temat. „A pewnie, ¿e ³adniejsza! Prawda, ¿e ³adniejsza? I Gruzini ³udsze, prawda? Popatrzeæ tylko na takiego Armiañca.... Ten garbaty nos i takie ciemne toto” tu Nino zaprezentowa³a odpowiednio garbaty nos Armiañca i wykrzywi³a siê sugestywnie. Tu zaprotestowa³am, ¿e wcale nie tacy ¼li (a w gruncie rzeczy to nawet przystojni). Nino ³askawie przyzna³a mi racjê „No mo¿e i tak... Zreszt± ch³op to ch³op. Wszyscy na ¶wiecie jednacy!” Machnê³a rêk±. „Ale ich kobiety to najbrzydsze na ¶wiecie!” nie dawa³a siê przekonaæ.


A potem siad³a przy pianinie i zaczê³a graæ gwa³townie. Kiedy skoñczy³a poprosi³a, by teraz jedna z nas zagra³a co¶ polskiego. Ale ¿adna z nas nie umie graæ na pianinie. „No to na czym gracie tam w Polsce? Na gitarze?” No tak, w ka¿dym post-sowieckim domu, który odwiedzi³y¶my sta³o pianino. A my musia³y¶my siê teraz czerwieniæ. Nino nie bardzo mog³a poj±æ jak mo¿na nie umieæ na czymkolwiek graæ, ale stwierdzi³a, ¿e musimy w takim razie za¶piewaæ. Justyna, która w dzieciñstwie mia³a ten przykry wypadek ze s³oniem, odmówi³a od razu wystêpu, a ja zaczê³am naradzaæ siê z Magd± co za¶piewamy. Nie¶mia³o zaproponowa³am „dzieweczkê” a ale Magda stwierdzi³a, ¿e nie bêdzie ¿adnych pijackich przy¶piewek i zgodzi³a siê na „hej lesie ciemny...”. Za¶piewa³y¶my, a Nino podsumowa³a tylko krótko „kak ruskie”.



Ale póki co wracamy do tamtego pierwszego wieczoru w Kazbegi. Postanowi³y¶my siê przej¶æ po okolicy. Szybko odkry³y¶my, najpierw dziêki zmys³owi wêchu, a potem pozosta³ym, ¿e okolica utrzymuje siê z hodowli krów, a ¶winie to wolne stworzenia. Potem wybra³y¶my siê do tutejszej stacji ekologicznej utrzymywanej przez World Wildelife Fund. Pogada³y¶my o wspinaczce, kupi³y¶my mapy i posz³y¶my siê zabawiæ. Niestety wybór lokali pozostaje mocno ograniczony. W rynku jest hotel, parê kiosków, piekarnia i co¶ w rodzaju klubu. Kiedy wesz³y¶my, w tym obskurnym klubie siedzia³o przy wódce dwóch facetów. Ju¿ mia³y¶my czmychn±æ, gdy w telewizyjnych wiadomo¶ciach pojawi³y siê d³ugie migawki z Polski. Akurat trwa³a wtedy wizyta papie¿a. I w przez tê d³u¿sz± chwilê zd±¿y³a siê nami zainteresowaæ obs³uga. Okaza³o siê, ¿e oprócz barmana w klubie siedzi tylko jeden Czech, który oblewa w³a¶nie wej¶cie na Kazbegi (ponad 5 m.n.p.m!). Zosta³y¶my zaproszone do stolika i zaraz potem przysz³o piwo (niestety wyszynk nie prowadzi³ ¿adnych softdrinków). Czech zacz±³ swoj± d³ug± opowie¶æ, co jeszcze tylko utwierdzi³o mnie w niechêci do wspinaczek powy¿ej granicy wiecznych ¶niegów. Na zakoñczenie wieczoru barman postawi³ nam wszystkim po kieliszku wódki (tzn. paniom, panowie dostali po szklance).
Nastêpnego ranka zaczê³y¶my siê wspinaæ. Nie bêdê relacjonowaæ tej wspinaczki, bo to nudne, tym bardziej, ¿e wszystko sz³o zgodnie z planem. Widoki mo¿na popodziwiaæ na zdjêciach. S± FANTASTYCZNE! Szczególnie widok na Tsminda Sameba.


W górê wspina³a siê z nami grupka m³odzie¿y z s±siedniej wsi. Na granicy ¶niegu znajduje siê stacja meteorologiczna i ponoæ ulubione miejsce piknikowe. Niestety nie dotar³y¶my tam. Zosta³y¶my jednak zaproszone na wspólny podwieczorek. Trochê by³o nam g³upio ob¿eraæ ich z khaczapuri, gdy i tak wraca³y¶my na dó³. Ale co tam. Na popitkê dosta³y¶my wodê w plastikowych kubkach. Niestety jak siê okaza³o ognist±. W dodatku nie sposób jej wylaæ na oczach wspó³biesiadników.


W drodze powrotnej postanowi³y¶my wypróbowaæ nowy rodzaj activities kaukaskich – mianowicie zbieranie ¶mieci. Znios³y¶my z gór parê toreb ¶mieci. Kiedy by³y¶my ju¿ prawie we wsi, okaza³o siê, ¿e poniewa¿ by³o to ¶wiêto mieszkañcy urz±dzili sobie pikniki. Gra³a muzyka, by³o ¿arcie i wódka. No i próbowano nas namówiæ na przy³±czenie siê do imprezy. A w³a¶ciwie to nawet szanta¿owano. Magda okaza³a siê tu jednak nieub³agana i zaczê³a demonstrowaæ kolegom wypchane ¶mieciami torby. Podejrzewam, ¿e oni nie bardzo zdawali sobie sprawê co w nich jest! Jeden nawet obieca³, ¿e nam pomo¿e je zanie¶æ, je¶li tylko zgodzimy siê przysi±¶æ na chwilkê do nich. Nic z tego! Sz³y¶my ulicami wioski i wystrojeni mieszkañcy siedz±cy przed domami przygl±dali siê nam trochê dziwnie. Najgorsze by³o jednak to, ¿e we wsi nie by³o gdzie tych ¶mieci wyrzuciæ. W koñcu z ciê¿kim sercem uda³y¶my siê na miejscowe „wysypisko” i wyrzuci³y¶my je znad urwiska.



Nastêpnego ranka posz³y¶my tras± Dariali. Najpierw honorowo, na piechotê. W po³owie drogi zatrzyma³ siê jednak jaki¶ samochód i zdecydowa³y¶my siê przejechaæ ostatni kawa³ek. Wspinaczka tego dnia niezbyt nam sz³a. Najpierw posz³y¶my zbieraæ dzikie maliny. Potem roz³o¿y³y¶my siê odpocz±æ na polanie, naprzeciwko rdzewiej±cego wagonu reklamuj±cego przyja¼ñ narodów Zwi±zku Radzieckiego. Oko³o po³udnia posz³y¶my wreszcie w góry. Niestety droga nie by³a najprzyjemniejsza. Pierwszy odcinek prowadzi³ przez pastwiska. Oznacza to lekki bydlêcy smrodek, placki na drodze i roje much. Rêce lata³y nam jak wiatraki. Powy¿ej pastwisk znów roz³o¿y³y¶my siê na trawie na popo³udniow± drzemkê. By³o gor±co i duszno. Przed nami rozci±ga³y siê jeszcze spore po³acie ³±k do przebycia a dopiero za nimi góry. Miêdzy górami snu³y ciê ju¿ jednak ciemne chmury i mg³a. Przysnê³y¶my. A w tym czasie pogoda zaczê³a siê szybko psuæ. Chmury sz³y ju¿ nisko nad g³owami. Zaczê³y¶my wiêc szybko schodziæ w dó³. Tam za¶ natknê³y¶my siê za¶ na stada ¶wiñ. Nie pojedyncze ¶winki jak we wsi, ale gromady ¶wiñ indywidualistek. Nie wiem drogi czytelniku, czy ten fragment dziennika bêdzie ci dane przeczytaæ, poniewa¿ dziewczyny zapowiedzia³y jego cenzurê przed opublikowaniem. Chodzi mianowicie o ich plany otwarcia nielegalnej ubojni. Nie wiem czy to prawda, ale laski stwierdzi³y zgodnie, ¿e ¶winie a szczególnie maciory s± agresywne, tak wiêc uzbroi³y siê w kamienie i zapowiedzia³y siê broniæ do koñca. Wygl±da³o to strasznie ¶miesznie (szkoda ¿e nie uwieczni³am tego widoku) i zaczê³am nawet zagadywaæ te maciory z ma³ymi, by je trochê rozruszaæ. Dziewczyny kaza³y mi siê uspokoiæ i nie prowokowaæ ¶wiñ do ataku. Niestety ¶winie ola³y i mnie i je zupe³nie.


W drodze powrotnej znów zatrzyma³ siê nam samochód. Tym razem okaza³o siê to byæ dwóch m³odych jeszcze facetów z Tbilisi. No i, co ju¿ nie by³o ¿adn± niespodziank±, wyda³o siê, ¿e jeden z nich w dawnych czasach je¼dzi³ do Polski na zawody pi³ki rêcznej. Niestety nie mia³ ¿adnych specjalnie sympatycznych wspomnieñ, a Warszawê zapamiêta³ nawet jako szczególnie brzydk±.


To by³ nasz ostatni dzieñ w Kazbegi i nastêpnego ranka planowa³y¶my powrót do Tbilisi. Rano te¿ Nino ni st±d ni zow±d zaproponowa³a, ¿e skoro tak dobrze siê nam razem mieszka³o w Kazbegi, to ona chêtnie nas przenocuje dwie pozosta³e nam jeszcze do odlotu nocki u ciebie w Tbilisi. Za równie konkurencyjn± cenê. Tzn. odst±pi nam kawalerkê siostry, a sama z mê¿em bêdzie spaæ w swoim drugim mieszkaniu.


Nino pochodzi³a z Kazbegi, ale mieszka³a z mê¿em i dwoma synami w Tbilisi. M±¿ Nino je¼dzi³ taksówk±. I mieszkali na jednym z blokowisk Tbilisi.


Zgodzi³y¶my siê na to rozwi±zanie i razem z Nino wziê³y¶my taksówkê do Tbilisi. Po drodze zatrzyma³y¶my siê jeszcze w twierdzy Annanouri, gdzie religijna Nino zapali³a ¶wiece przed ka¿dym ¶wiêtym w tamtejszej cerkwi i zaczê³a nam jak szalona pstrykaæ pami±tkowe zdjêcia.
W koñcu dojechali¶my na osiedle. Przypomina³o byle warszawskie Bródno, poza tym ¿e jeszcze bardziej zakurzone, bloki jeszcze bardziej zapuszczone, a ulice tylko honorowo mog³y nosiæ to miano.


Mieszkanie by³o na 8 pietrze, winda nie dzia³a³a. Sama kawalerka by³a wpó³ zrujnowana jak ca³y blok, ale ca³kiem schludna. Z ogromnym ³o¿em w salonie i balkonem zagospodarowanym na (pó³)pokoik. W betach le¿a³ m±¿ Nino, który mia³ akurat dzieñ wolny. Postanowili wiêc, ¿e pojedziemy ich taksówk± a raczej minibusem na wycieczkê do Mshkety, dawnej stolicy Gruzji i centrum jej ¿ycia religijnego. Miasteczko by³o ¶liczne, a Nino i jej m±¿ starali siê jak mogli. Oprowadzili nas po katedrze, odwiedzili¶my kilka okolicznych klasztorów. W jednym z nich sprzedawano cudowne oleje, ponoæ skuteczne na wszelkie bóle. Justyna, która cierpia³a wtedy na bóle brzucha nie wyrazi³a jednak ochoty na weryfikacjê tych twierdzeñ.


Na zakoñczenie wycieczki pojechali¶my do parku i siedz±c na trawie uporali¶my siê z ogromnym arbuzem. Nino wyrzuci³a obierki pod drzewem, na nasze próby protestowania nie reagowa³a. Stwierdzi³a tylko, ¿e za komunizmu wszystko by³o, ³±cznie z miejskim zak³adem oczyszczania miasta, a teraz to trzeba sobie ¶miecie samemu wyrzucaæ po rowach.
Wieczorem m±¿ Nino gdzie¶ znikn±³. Wywnioskowa³y¶my, ¿e pewnie poszed³ do domu. My zrobi³y¶my zakupy na kolacje i zaplanowa³y¶my babsk± imprezê. Rzeczywi¶cie trochê siê wstawi³y¶my a Nino nabra³a wyj±tkowego humoru i rozpoczê³a siê wiwisekcja Gruzinów ¿ycia osobisto- mi³osno- seksualnego. Nino opowiedzia³a nam o swojej pierwszej mi³o¶ci, kiedy to niedosz³a te¶ciowa jej nie zaakceptowa³a i po dwóch dniach Nino uciek³a od niej i ukochanego. W miêdzyczasie przysz³a jeszcze m³odziutka s±siadka i przyjació³ka Nino, ponoæ w nie¶lubnej ci±¿y. I tak zrobi³o siê pó¼no i Nino zabra³a siê wreszcie do przygotowywania kolacji. I wtedy przyszed³ znów jej m±¿, a my my¶la³y¶my, ¿e wpad³ po prostu na kolacjê. Ale kolacja siê skoñczy³a, a oni jeszcze d³ugo rozmawiali o czym¶ w kuchni. W koñcu Nino nagle o¶wiadczy³a, ¿e ona i jej m±¿ bêd± spaæ na balkonie. To by³a wyj±tkowo nieprzyjemna sytuacja. W koñcu mia³y¶my Nino zap³aciæ jak za kawalerkê tylko do naszej dyspozycji, a tu wyl±dowa³y¶my z mê¿em Nino w s±siednim ³ó¿ku. W dodatku rano okaza³o siê ¿e nie ma wody (któr± teoretycznie w³±cza siê na parê godzin rano i parê wieczorem i która przez te kilka godzin leje siê z kranu nonstop). Postanowi³y¶my wróciæ do naszego hotelu, gdzie wszyscy nas zreszt± oczekiwali. Nino by³a zaskoczona nasza decyzj±, próbowa³a nas zatrzymaæ, ale wygl±da³a na tak zdruzgotan±, ¿e nie by³a w stanie zrobiæ tego skutecznie.

Nastêpnego dnia polecia³y¶my z Tbilisi do Kijowa. Na lotnisku w Kijowie czeka³a nas jeszcze koszmarna biurokracja, która okaza³a siê jednak niczym w porównaniu z obs³ug± kijowskiego dworca kolejowego. Panie w okienkach zachowa³y tê urzêdnicz± arogancje, której nasze urzêdniczki nie potrafi± do¶cign±æ, choæ trzeba przyznaæ, ¿e szczególnie te z kas miêdzynarodowych Centralnego staraj± siê jak mog±. Musia³y¶my dogadaæ siê z konduktorem w polskim wagonie sypialnym. A nastêpnego ranka by³y¶my ju¿ w Przemy¶lu.



Agnieszka Majcher: agszka@hotmail.com

Zdj cia

ARMENIA / brak / okolice miasta Sevan / Jezioro SevanARMENIA / brak / Norvank k. Yegegnadzor / Klasztor Noravank

Dodane komentarze

SZ. do czy
29.06.2012

SZ. 2012-06-29 10:15:45

"W³a¶nie przeczyta³am tê relacjê, jest ona bardzo obszerna choæ niestety wiêkszo¶æ informacji jest niesamowicie sp³aszczona a komentarze s± do tego stopnia nie na miejscu, ¿e zastanawiam siê dlaczego Pani zdecydowa³a siê na podró¿ w te tereny. Powtarza Pani, ¿e "przewodnik" siê nie sprawdzi³, w³a¶ciwie czego siê Pani spodziewa³a? Czy nie zag³ebi³a sie Pani w jakiej¶ literaturze, która odda³aby klimat i panuj±c± obecnie sytuacje ekonomiczn± w tych terenach?bo wyra¿a siê Pani o tych ludziach, biedzie i ich nastêpstwach z takim sarkazmem jakby uwa¿a³a siê Pani za lepsz±. Czy zdaje sobie Pani sprawê z tego, ¿e Armenia i Gruzja s± to kraje które jako jedyne staro¿ytne kraje na tym terenie przetrwa³y po¶ród takich s±siadów?
Jestem pewna, ¿e fakty historyczne Pani kojarzy, ale nie mogê zrozumieæ czego siê Pani spodziewa³a i czemu czujê tak± pogardê w Pani s³owach. Przeszkadza³a Pani bieda? to, ¿e taksówkarzom zalezy na zarobku? to ¿e przypadkowi mieszkañcy miast do Was zagadywali i jak to Pani stwierdzi³a byli "natrêtni"...natrêtni to s± Polacy, którzy zachlani na ulicach odstawiaj± cyrk. Wyczuwam ironie w Pani stwerdzeniach kiedy to przywo³ani zostaj± kolejni Ormianie maj±cy rodziny w Polsce, ³atwo z takiej pozycji czuæ siê lepiej prawda?
Ormianie i Gruzini to s± najbardziej go¶cinne kraje w jakich mia³am okazje przebywaæ. S± to ludzie, którzy niewiele maj± ale chc± siê tym dzieliæ. Na turystów reaguj± zawsze z otwartymi ramionami, oferuj± pomoc, kawê a nawet swoje przewodnictwo. W ka¿dym miejscu zdarzaj± siê cwaniaki, ale zastanawiam siê jaki stopnieñ "cwaniatwa" jest u Polaków i czy jest ono uzasadnione. Kiedy masz na utrzymaniu ca³± rodzinê i zero perspektyw na pracê i chleb a mimo to witasz przyjezdnych szerokim u¶miechem oferuj±c ostatni± butelkê wina i organizuj±c ucztê za resztê pieniêdzy to chyba nale¿y siê trochê szacunku. Ormiañska i gruziñska kultura jest tak stara i bogata, ze choæby z tego wzglêdu trzeba czuæ respekt, 3 dziewczyny które postanowi³y wyruszyæ w krejzi podró¿ na zakaukaziu i narzekaj±, ze drogi z³e, ¿e woda zimna albo szasz³yk ¿ylasty to chyba nie maj± pojêcia ani o esencji podó¿owania ani o kraju w którym siê znajduj±. Czuje siê za¿enowana, zw³aszcza ¿e z tego co czytam to wiele osób okaza³o Wam du¿o sympatii. Ton tego "dziennika z podró¿y" jest dla mnie bardzo rozczarowuj±cy. Proponuje last minute do Grecji, my¶lê ¿e lepiej by siê Panie odnalaz³y...."

Przydatne adresy

Brak adres w do wy wietlenia.

Strefa Globtrotera

Dzia³ Artyku³y

Dzia³ Artyku³y powsta³ w celu umo¿liwienia zarejestrowanym u¿ytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podró¿y i pomocy innym podró¿nikom w planowaniu wyjazdów.

Uwaga:
za ka¿de dodany artyku³ otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.

Jak dodaæ artyku³?

  1. Zarejestruj siê w naszym serwisie - TUTAJ
  2. Dodaj zdjêcia (10 punktów) - TUTAJ
  3. Dodaj artyku³ (100 punktów) - TUTAJ
  4. Artyku³y s± moderowane przez administratora.

Inne Artyku³y

X

Serwis Globtroter.pl zapisuje informacje w postaci ciasteczek (ang. cookies). S± one u¿ywane w celach reklamowych, statystycznych oraz funkcjonalnych - co pozwala dostosowaæ serwis do potrzeb osób, które odwiedzaj± go wielokrotnie. Ciateczka mog± te¿ stosowaæ wspó³pracuj±cy z nami reklamodawcy. Czytaj wiêcej »

Akceptujê Politykê plików cookies

Wszelkie prawa zastrze¿one © 2001 - 2025 Globtroter.pl