Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
Laoas 2008 > LAOS



Laos to kraj bardzo ciekawy, ładny i wciąż dziki. Dzikie góry, dzikie plemiona żyjące bez prądu po środku dzikiej dżungli – 5 godzin marszu od najbliższego miasteczka. To wszystko można tu zobaczyć, poczuć, dotknąć. Tutaj czas biegnie inaczej, żyje się inaczej, myśli inaczej.
Laos to kraj bardzo biedny co widać praktycznie wszędzie (może oprócz Luang Prabang), ale bardzo drogi dla Białasów - to też czuć praktycznie wszędzie (a zwłaszcza w Luang Prabang).
Kraj szybko się rozwija. Tubylcy już nawet nauczyli się angielskiego –co prawda mówią tylko „ten dolars” ale zawsze od czego trzeba zacząć. Podejrzewamy, że w kolejnym roku już będą znać kolejne dziesiątki - strzeż się ‘FARANGU’!!!
Niestety prawdą jest, że z Laosu opisywanego przez ludzi i przewodniki jeszcze dwa lata temu, jako krainy uśmiechu i taniego raju dla turystów nie zostało już prawie nic. Wszystkie ceny podane w nawet najnowszych przewodnikach – np.: Lonely Planet LAOS edition 6 (2007) – należy pomnożyć przez dwa.
I tylko zdjęcia mnichów w Luang Prabang są wciąż za darmo!!!
W Laosie spotkaliśmy się z bardzo ciekawymi zwyczajami m.in.
- w grupie zawsze pije się z jednego szkła, niezależnie czy mówimy o szklance do BeerLao czy kieliszku (może być bambusowy) do Lao Lao Whiskey (miejscowy bimber z ryżu),
-jeśli chcesz kogoś zawołać – znajomego na ulicy, czy kierowcę tuk tuka powinieneś zawsze to robić całą dłonią – używanie tylko jednego palca jest obraźliwe – ale to obowiązuje chyba w całej południowo-wschodniej Azji.
Ten kto pojedzie do Laosu wcześniej lub później zrozumie „magię” słów:
- same same but different – obowiązuje wszędzie, lokalami sa z tego bardo dumni, a znaczy… praktycznie wszystko, i nic. Bo tu przecież jest jak w cywilizowanym, nowoczesnym kraju – same same but different,
- chodzący bankomat (walking ATM) – tak traktowany jest każdy Farang (czyli turysta, obcy) szczególnie w Luang Prabang. Przecież wiadomo, ze Biały zawsze ma kasę. Dużo kasy!
- boat man – to szczególny zawód w Laosie – nie spotkaliśmy normalnego właściciela/kierowcy łódki w Laosie – wszyscy są mocno skrzywieni na punkcie kasy i prawie nigdy nie mówią po angielsku (z wyjątkiem tych nad Mekongiem w Prabang)
- tentałzen, tentałzen, tentałzen :) – tak powie każdy kierowca tuk tuka do grupy pytającej o cene przejazdu, wskazując przy okazji palcem na każdego – żeby wszyscy mieli pewność, że 10000 each, a nie za całą grupę.
Więcej na: http://emuiseba.net
Laos to kraj bardzo biedny co widać praktycznie wszędzie (może oprócz Luang Prabang), ale bardzo drogi dla Białasów - to też czuć praktycznie wszędzie (a zwłaszcza w Luang Prabang).
Kraj szybko się rozwija. Tubylcy już nawet nauczyli się angielskiego –co prawda mówią tylko „ten dolars” ale zawsze od czego trzeba zacząć. Podejrzewamy, że w kolejnym roku już będą znać kolejne dziesiątki - strzeż się ‘FARANGU’!!!
Niestety prawdą jest, że z Laosu opisywanego przez ludzi i przewodniki jeszcze dwa lata temu, jako krainy uśmiechu i taniego raju dla turystów nie zostało już prawie nic. Wszystkie ceny podane w nawet najnowszych przewodnikach – np.: Lonely Planet LAOS edition 6 (2007) – należy pomnożyć przez dwa.
I tylko zdjęcia mnichów w Luang Prabang są wciąż za darmo!!!
W Laosie spotkaliśmy się z bardzo ciekawymi zwyczajami m.in.
- w grupie zawsze pije się z jednego szkła, niezależnie czy mówimy o szklance do BeerLao czy kieliszku (może być bambusowy) do Lao Lao Whiskey (miejscowy bimber z ryżu),
-jeśli chcesz kogoś zawołać – znajomego na ulicy, czy kierowcę tuk tuka powinieneś zawsze to robić całą dłonią – używanie tylko jednego palca jest obraźliwe – ale to obowiązuje chyba w całej południowo-wschodniej Azji.
Ten kto pojedzie do Laosu wcześniej lub później zrozumie „magię” słów:
- same same but different – obowiązuje wszędzie, lokalami sa z tego bardo dumni, a znaczy… praktycznie wszystko, i nic. Bo tu przecież jest jak w cywilizowanym, nowoczesnym kraju – same same but different,
- chodzący bankomat (walking ATM) – tak traktowany jest każdy Farang (czyli turysta, obcy) szczególnie w Luang Prabang. Przecież wiadomo, ze Biały zawsze ma kasę. Dużo kasy!
- boat man – to szczególny zawód w Laosie – nie spotkaliśmy normalnego właściciela/kierowcy łódki w Laosie – wszyscy są mocno skrzywieni na punkcie kasy i prawie nigdy nie mówią po angielsku (z wyjątkiem tych nad Mekongiem w Prabang)
- tentałzen, tentałzen, tentałzen :) – tak powie każdy kierowca tuk tuka do grupy pytającej o cene przejazdu, wskazując przy okazji palcem na każdego – żeby wszyscy mieli pewność, że 10000 each, a nie za całą grupę.
Więcej na: http://emuiseba.net
Więcej na: http://emuiseba.net
Dodane komentarze
Przydatne adresy
Brak adresów do wyświetlenia.
Inne materiały
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.