Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
EGIPT - NAD ŻYCIODAJNYM NILEM > EGIPT



Egipt. Wśród polskich turystów popularny nie mniej niż zakopiańskie
krupówki. Jedni jadą tam by podbijac morskie głębie kryształowo czystego
Morza Czerwonego , innym wystarczą piękne plaże , hotelowe bary
wysposażone w regionalne trunki i upojne ciepło. Są też tacy , którzy
szukają tu pamiątek po dawnych cywilizacjach , i nie marzą o niczym
innym niż stanąc oko w oko z kamiennym Sfinksem. Ale kraj Faraonów to
coś więcej. Morze złotych piasków, skały w kolorze ochry , budowle
jakich próżno szukac gdziekolwiek indziej. To także niezwykła kultura,
religijny tygiel graniczący z tykającą bombą jaką jest Izrael , to
ludzie z mentalnością tak inną niż nasza - europejska. Ludzie ciekawi
świata, którzy ze względu na przerażającą politykę wizową w większości
przypadków nie mogą wyjechac NIGDZIE , nawet do miejsc tak dla nich
nieodległych jak Jordania...
Moja podróż zaczyna się na lotnisku w jednym z tzw " Kurortów " na
półwyspie Synaj. w azjatyckiej części państwa.
Jest ciemno i zimno . W końcu styczeń. Szybki transfer do hotelu. W
zasadzie otacza mnie pustka, rano okaże się że to poporostu pustynia. Z
całej siły oddycham tym jakże innym powietrzem . Zimnym, pobudzającym .
W zębach czuję piasek. Byle do rana.
Świt pokazuje wszytsko to co zabrała noc. Na tle nieba zaczynają rysowac
się kształty ogromnych , wyjałowionych wzgórz. Żadnych roślin, żadnych
drzew. Tylko skały , które wraz z budzącym się słońcem z minuty na
minutę zmieniają kolor. Gdzie nie sięgnąc okiem wszędzie to samo.
Malutkie hotele w stylu mauretańskim , piasek , gdzieniegdzie trochę
zieleni i skały.
Z wybiciem 12tej kierujemy się do portu morza czerwonego ,skąd odpływa
nasz prom do Hurgady . Tam podróż zacznie się naprawdę. W świetenie
zorganizowanym porcie prześwietlają nam bagaże, a kilku uzbrojonych
mężczyzn prowadzi nas na właściwy prom. Po czterech godzinach jesteśmy
na miejscu . Chyba właśnie wtedy po raz pierwszy zobaczyłam prawdziwy
Egipt... A moze najpierw usłyszałam ? Większośc osób , które opuszczały
prom odniosło tego typu wrażenie. Nagle nad nami rozpoztarło się czarne
, rozgwieżdźone niebo. Kontrastem dla niego byli egipcjanie . Ubrani w
swoje " standardowe " codzienne ubranie , tzw galabije . Mężczyźni w
białych i beżowych szatach , kobiety z zasłoniętymi twarzami , bose
dzieci zaczepiające każdego "białego " i dźwięk dobiegający zewsząd. To
mezzuini zaczynali wieczorną modlitwę. Jej dźwięk , przenoszony przez
zainstalowane na mineratach megafony docierał wszędzie. Miękkie zaśpiewy
, dźwięki tak natchnione i prawdziwe ,że wystarczyło zamknąc oczy żeby
cofnąc się do czasów Salladyna
Nikt nie rozpakowywał rzeczy. Nie opłacało się. Rano czekała nas podróż
do starożytnych Teb
Nocny spacer po Hurgadzie . Znowu kontrast. Tłumy turystów i naganiaczy.
Wszechobecne taksówki , które non stop pędzą i trąbią na widok każdego
turysty . To taki język , tłumaczy nam poznany przed chwilą miejscowy
chłopak. " Oni poprostu pytają , czy chcesz taksówkę ???"
Po krótkiej rozmowie siedzimy u niego w sklepie przy miejscowym
specjale. Herbacie z Hibiskusa , tzw karkade. Egipcjanie piją ją chyba
zawsze, na zimno i ciepło , zalewają wrzątkiem ususzony kwiat, albo
torebkę "ekspresowej "
Nasz rozmówca ma na imię Osama. Prowadzi tu sklep z papirusami. Po
godzinie czujemy się jak starzy przyjaciele. Opowiada nam o swojej
rodzinie , zwyczajach , o życiu współczesnego młodego egipcjanina. W
pewnym momencie wskazuje ręką na jeden z papirusów - jest na nim Matka
Boska. " Jestem Koptem " mówi . Chrześcijanie koptyjscy stanowią dziś
około 20 % ludności całego Egiptu. " Nie macie problemu z muzułmanami ?"
-pytam niepewnie , a odpowiada mi śmiech. " Nie , my tu w Egipcie nie
zwaracamy uwagi na wyznanie naszych przyjaciół czy sąsiadów. Wszyscy
żyjemy tu razem, szanujemy wzajemnie swoja wiarę, nikt nikogo nie
dyskryminuje tylko dlatego że ma innego Boga ! Przecież to byłoby głupie
! "
Tak , masz rację. Przytakuję .
Grubo po 4 rano wychodzimy ze sklepu z papirusami , obładowani
prezentami od nowo poznanego kumpla. Zapisuje nam na kartce nr
telefonu - "Gdybyście potrzebowali pomocy w Egipcie, zawsze zadzwońcie
do mnie, chętnie pomogę "
Wychodzimy pełni żalu. To niesamowite ze na swiecie są tacy ludzie...
Gdy muzułmanie rozpoczynają swą pierwszą z modlitw , my pakujemy plecaki
.Ruszamy do Teb , które dziś znamy jako Luksor. Noc powoli ustępuję i
jak pierwszego dnia z niebytu wynurzają się skały. To Góry Morza
Czerwonego. Skalista pustynia . Niepojęta cisza. Podczas trwającej 6
godzin podróży mijają nas tylko dwa samochody. Nagle całkiem
niespodziewanie krajobraz zaczyna się zmieniac .Pustynia zamienia się w
kwitnącą, zieloną łąkę. Wszędzie palmy i krzewy obsypane różowym
kwieciem.. Poznaję te kwiatki . Widziałam je we własnej szklance.
Uśmiecham się na wspomnienie tych kilku szkalnek karkade wypitych w nocy
w sklepie z papirusami...
I oto jest .Serce Egiptu. Pojawia się nagle wśród palm i żywej zieleni .
Nil.
Pod tym względem nie dużo zmieniło się w Egipcie od czasów faraonów .
Nadal całe życie tego kraju skoncentrowane jest wokół tej życiodajnej
rzeki. Kilku mężczyzn nosi wodę w wiadrach , przy brzegu chlapie się
wodą garstka dzieci w towarzystwie dośc zobojętniałego wielbłąda. Obok
nas wzbijają się w niebo ruiny ogromnej Świątyni.
Jesteśmy w Karnaku. Wszystko tu robi piorunujące wrażenie. Pierwsze
kroki w stronę Alei Sfinksów odsłaniają już przed nami ogrom całego
kompleksu. Gigantyczne kolumny pokryte misternie rzeźbionymi
hieroglifami , posągi kolejnych władców, Obelisk który rozcina promienie
słońca i rzuca tak potrzebny nam cień. I psy. Przez muzułmanów uważany
za zwierze nieczyste ,pies nie zrobił tu kariery jako towarzysz
człowieka. Kilka szczeniaków śpi na zmaltretowanej słońcem ziemi.
"Wygrzewają się " mówi przewodnik wychwytując nasze spojrzenia. "noce na
pustyni są zimne " -kończy wypowiedź.
Trzy godziny na zwiedzanie Luksoru to stanowczo za mało . Od ilości
miejsc , dzieł , posągów , które poprostu trzeba obejrzec , można wręcz
zwariowac.
Ale czas nagli. Przedzieramy się przez tłumy turystów .Przychodzi mi na
myśl skojarzenie z biblijną wieżą Babel. Słychac tu wszystkie języki
świata.
A my już po chwili schodzimy do nieduzego portu .Pokonujemy Nil by
dostac się na jego zachodni brzeg . Do Krainy umarłych. Rzut oka wstecz
, ostatnie spojrzenie na Świątynie Amona -Re w Luksorze i już schodzimy
z motorówki na zachodnim brzegu.
Kraina Umarłych.Paradoksalnie pełna życia. Czekamy aż pierwszy nawał
turystów oddali się od nas o chocby kilkaset metrów. Po tłumach na
wschodnim brzeg , na ludzi patrzymy z pewnego rodzaju obrzydzeniem.
Uzbrojeni w zapas wody mineralnej ruszamy w stronę Kolosów Memnona. Nie
są tak gigantyczne jakby mogła zasugerowac nazwa. A mimo to budzą
repekt.Dopada mnie wrażenie że to strażnicy . Stoją tam samotnie wśród
wszechobecnej pustyni . Za ich plecami jest już świat w którym
niepodzielnie rządzi śmierc. Zniszczone przez trzęsienie ziemi wyglądają
na starsze niż są w rzeczywistości.Przypomina mi się opowieśc o
śpiewających kolosach. Żałuję że nie mogę doświadczyc tego cudu.
Samotnych strażników zostawiamy na ich odwiecznym posterunku i po
krótkim postoju ruszamy do Świątyni Hatszepsut.
Kobieta - Faraon. Ta ,która miała byc zapomnianą- jest
dziś wszędzie. Mimo że jej imienia trudno szukac w jakichkolwiek
kartuszach . Podobnie jest z jej wizerunkiem. Tam gdzie ściany zdobiła
płaskorzeźba tej niezwykłej kobiety , dziś widnieją tylko skute, jasne
plamy. Jej świątynia jest niezwykła. Gigantyczna, elegancka , prosta. Z
daleka widac jej pięne fasady i kolumny , szerokie schoody przy których
na postupentach siedzi zawsze czujny Horus. Bóg z głową Sokoła.
Wkomponowana w naturalną piramidę Świątynia jest naprawdę ogromna. W
pewnym momencie czuję jak puchnę z dumy . Przede mną wisi tablica
mówiąca o wyjątkowo dużym wkładzie Polskiej Misji Archeologicznej w
odbudowę tej Świątyni. Oglądam się za siebie i w romzaującym się od
upału krajobrazie widzę budynek Misji , tam dalej , w dole stoi dom , w
którym mieszkał H.Carter.
Powoli oddalamy się od Świątyni , nie do końca wierząc w to że coś
takiego mogli stworzyc ludzie 1500 lat przed narodzinami Chrystusa...
Przed nami Dolina Królów.
Nie wiem czy można znaleźc bardziej idealne miejsce wiecznego spoczynku...
Piaszczysta , jasna Dolina wygląda dziś jak szwajcarski ser. Z głównej
drogi prowadzącej w jej głąb , na lewo i prawo schodzą podziemne
korytarze.Wszędzie jest cicho , mimo iż co chwila z wszystkich możłiwych
stron wyłaniają się sylwetki turystów. W tym miejscu jest coś , co
skłania wewnętrzne Ja każdego człowieka , by zachowac spokój. Bądź co
bądź to nekropolia. Z przyczyn logicznych i zrozumiałych tylko częsc
grobowców jest dopuszczona do ruchu turystycznego . Schodzimy do
pierwszego z nich. Zimny i wązki korytarz nie budzi zaufania , jednak
nikt nie zostaje na zewnątrz. Kamienne schody wciąż prowadzą w dół,
coraz niżej schylamy głowy i nie ma się co oszukiwac - nie jest
przyjemnie. Za mną idzie jakiś spanikowany Anglik.Ze względu na niemałą
posturę chyba boi się zaklinowania . Nagle pojawia się komnata grobowa.
W pierwszej chwili ogarnia mnie absolutna niemoc. Nie potrafię się
ruszyc. Na ścianach i sufice grobowca widnieje cud, jakiego nawet sobie
nie wyobrażałam. Doskonale zachowane polichromie , kolory o
niewiarygodnym wręcz nasyceniu , i sceny które rozgrywały się wszędzie
wokół. Nade mną Bogini Tut ( Niebo ) wyginała swoje ciało w łuk, tworząc
w ten sposób sklepienie niebieskie.Na jeden ze ścian odbywał się sąd nad
duszą zmarłego , kolejny fresk przedstawiał składanie darów , w pewnym
momencie stanęłam oko w oko z Anubisem.
"Strzeż się Boga co ciało ma człowieka , a głowę psa... "
Po wszystkich ochach, i achach niechętnie wychodzę na powierzchnię.
Słońce powoli zachodzi gdy opuszczamy Dolinę Królów. Spada temperatura i
teren na który weszliśmy w krótkich rękawkach opuszczamy w ciepłych
bluzach.
Po niecałej godzinie jesteśmy znów nad Nilem. Stąd zaczynamy pięcio
dniowy rejs po życiodajnej rzecze.
Krajobraz który podziwiamy codziennie przez wiele godzin jest w zasadzie
monotonny, a mimo to nikomu nie nudzi się podziwianie go.
Z górnego pokładu , leniwie płynącego statku roztacza się panaroma
pełna drzew i innej bujnej roślinności i nieprzebranych połaci
piasku. Od czas do czasu nieopodal brzegu wypatrzyc można jakis samotny
meczet , czasem mijamy jakieś niewielkie miasto. Statek cumuje przy
wszystkich ważnych zabytkach położonych nad brzegami Nilu. Zwiedzamy
Świątynie w Abydos i Edfu , pokonujemy śluzę i czwartego dnia dopływamy
do Asuanu. Na wspomnienie tych kilku dni na Nilu zawsze miewam uczucie
nostalgi. Woda, niebo i gwiazdy. Cisza jakiej nie ma nawet na
bieszczadzkich połoninach. Nie ma chyba lepszego sposobu na wyciszenie
samego siebie...
Jeszcze tej samej nocy wyruszamy na wstępne obejrzenie Asuanu. Po
niedługej wędrówce obieramy kierunek na Suk - czyli miejscowy bazar.
Czuc go już z odległosci kilkudziesięciu metrów. Dosłownie go czuc...
Zapachem tysięcy przypraw.Stragany są wręcz załadowane świeżymi ziołami,
korzeniami , proszkami i owocami. Połowy tych przypraw nie umiałabym
nawet nazwac.Z ogromnych koszy wysypują się kwiaty Hibiskusa, śmiejący
się ludzie niespiesznie dokądś wędrują , mężczyźni w jasnych galabijach
siedzą wzdłuż ulicy w małych grupkach , popalając smakowe tytonie w
pięknych , kolorowych fajkach wodnych. Ktoś gra na tzw diabelskich
skrzypcach , ktoś obok usiłuje tańczyc. Ciężko wypatrzec tu turystów ,
tym bardziej widoczny jest kontrast między nielicznymi białymi , a
czarnoskórymi sudańczykami , którzy w bardzo duzym stopniu zamieszkują
Asuan. Przecież to już Nubia. Czuję się oszołomiona . Od barw , zapachów
, dźwięków . Gdy idę usiąśc w jednej z miejscowych cafe , mija mnie
kobieta ubrana w kolorową szatę. Na głowie niesie kosz z owocami . To
jest namiastka Afryki myślę w duchu. Zanim spróbuję rozwikłac zagadkę przypraw,
napiję się Karkade...
Nazajutrz wstaję wraz z pierwszą modlitwą odśpiewywaną przez muezzina.
Egipt o świcie jest piękny. Piję kawę gdy słońce powoli pojawia się na
horyzoncie a na Nilu pojawiają się pierwsze feluki. Jednożaglowe,
malutkie łodzie które leniwie pływają po rzece. Schodzę na ląd. Biorę
przykład z niespieszących się Egipcjan i spokojnie spaceruję po
nabrzeżu. Na każdym kroku mijają mnie uśmiechnięci ludzie.
Dzien znów zaczynam od bazaru. zaintrygowanie przyprawami bierzę górę ,
jednak...o 10 rano bazar jest prawie pusty. Spanikowana podchodzę do
jednego z handlarzy i nieśmiało pytam czy sprzeda mi jeszcze kilka
rzeczy , nie wiedziałam że tak wcześnie zamykają Suk.
Mężczyzna wybucha śmiechem. "Ach , Wy europejczycy ! zawsze się gdzieś
spieszycie , ale tu jest Egipt !!! bazar najczęsciej rozstawia się koo
12tej ! "
Za chwilę śmieję się razem z nim. No tak , to jest Egipt. Z tą myślą
ruszam do słynnych kamieniołomów. To stąd, z Asuanu spławiano Nilem
obeliski z piaskowca. Jeden nawet tu został, znany dziś jako
niedokończony obelisk , wciąż leży wyciosany w jasnym kamieniu.Nie
nadawał się do wykorzystania , z powodu pęknięcia. Obeliski Egipskie
musiały byc wykonane z jednego kamienia...
W kamieniołomach spotykam kilka psów. Podobnie jak te w Karnaku , leżą
jak nieżywe w szczerym słońcu. Dzielę się z nimi śniadaniem i idę dalej.
Dłuższą chwię nie do końca dociera do mnie to co widzę. Przede mną są
pierwsze katarakty, ogromne magmowe skały ,które jak zęby jakiejś wodnej
besti wynurzają się z Nilu.
Niegdyś wierzono że dalej nic już nie ma , ale dziś wiemy że w miejscu w
którym pojawiają się pierwsze katarakty zaczyna się też Sahara.
Nieliczne motorówki lawirują między potężnymi skałami , a widok który za
nimi się ukazuje wart jest wszystkich pieniędzy. Mijamy kilka patroli
policji turystycznej , jakiś sympatyczny mundurowy przegląda nam
paszporty sprawdzajac ważnośc wizy . Brama się podnosi i oto jesteśmy.
Stoimy patrząc na największe sztuczne jezioro świata. Ciągnące się na
ponad 600 km w głąb pustyni Jezioro Nasera. Skala tego założenia dociera
do wszystkich z niezwykłą mocą. Ogromna, lśniąca błękitem tafla wody ,
która wrzyna się w zaspy piasku. To po raz kolejny uzmysławia nam jak
wielkim problem w Egipcie jest woda.
Jezioro Nasera to jedno z tych miejsc, o których nie umiem wypowiedziec
się w kategori za lub przeciw. Z jednej strony to dla kraju
zabezpieczenie życiodajnej siły - z drugiej , aby mogło powstac , trzeba
było poświęcic całą masę unikatowych zaytków kultury nubijskiej.
Nubijczyków przesiedlano , a ich dobytek bardzo często lądował poporostu
pod wodą. Na szczęście częśc zabytków została ocalona. Znów gdzieś tam w
środku mnie rodzi się coś na kształt wzruszenia. Archeolodzy z 30 państ
świata, w tym Polacy , uratowali znaczną częśc zabytków znad Nilu.
Najlepszym i najbardziej doniosłym przykładem jest chyba świątynia ABU
SIMBEL
Obiekt , który z powodzeniem mógłby uchodzic za przykład gigantomani
Ramzesa II
To dzięki polskiemu archeologowi ocalono ją przed zatopieniem.
Gigantyczną świątynię kazał on pociąc na kamienne bloki , później kamień
po kamieniu , jak klocki przeniesiono ją na sztucznie zbudowane wzgórze
i postawiono ją od zera...
Ostatni spacer po Asuanie i kawa w pobliżu dworca. Ciężko mi na myśl ze
muszę już opuścic to miasto . Wyjeżdzając stąd czuję że nigdy nie
słyszałam bardziej trafnego przysłowia . O Nubijczykach mówi się ze mają
skórę ciemną jak noc , a serca białe jak śnieg. Jakiś starzy człowiek
pomaga mi upchnąc walizkę w pociągu. Wciskam mu w rękę kilka funtów i
znajduję właściwy przedział. Jest godzina 22 , jeśli pociąg nie będzie
miał opóźnień, o 9 rano będę już w Kairze...
cdn
krupówki. Jedni jadą tam by podbijac morskie głębie kryształowo czystego
Morza Czerwonego , innym wystarczą piękne plaże , hotelowe bary
wysposażone w regionalne trunki i upojne ciepło. Są też tacy , którzy
szukają tu pamiątek po dawnych cywilizacjach , i nie marzą o niczym
innym niż stanąc oko w oko z kamiennym Sfinksem. Ale kraj Faraonów to
coś więcej. Morze złotych piasków, skały w kolorze ochry , budowle
jakich próżno szukac gdziekolwiek indziej. To także niezwykła kultura,
religijny tygiel graniczący z tykającą bombą jaką jest Izrael , to
ludzie z mentalnością tak inną niż nasza - europejska. Ludzie ciekawi
świata, którzy ze względu na przerażającą politykę wizową w większości
przypadków nie mogą wyjechac NIGDZIE , nawet do miejsc tak dla nich
nieodległych jak Jordania...
Moja podróż zaczyna się na lotnisku w jednym z tzw " Kurortów " na
półwyspie Synaj. w azjatyckiej części państwa.
Jest ciemno i zimno . W końcu styczeń. Szybki transfer do hotelu. W
zasadzie otacza mnie pustka, rano okaże się że to poporostu pustynia. Z
całej siły oddycham tym jakże innym powietrzem . Zimnym, pobudzającym .
W zębach czuję piasek. Byle do rana.
Świt pokazuje wszytsko to co zabrała noc. Na tle nieba zaczynają rysowac
się kształty ogromnych , wyjałowionych wzgórz. Żadnych roślin, żadnych
drzew. Tylko skały , które wraz z budzącym się słońcem z minuty na
minutę zmieniają kolor. Gdzie nie sięgnąc okiem wszędzie to samo.
Malutkie hotele w stylu mauretańskim , piasek , gdzieniegdzie trochę
zieleni i skały.
Z wybiciem 12tej kierujemy się do portu morza czerwonego ,skąd odpływa
nasz prom do Hurgady . Tam podróż zacznie się naprawdę. W świetenie
zorganizowanym porcie prześwietlają nam bagaże, a kilku uzbrojonych
mężczyzn prowadzi nas na właściwy prom. Po czterech godzinach jesteśmy
na miejscu . Chyba właśnie wtedy po raz pierwszy zobaczyłam prawdziwy
Egipt... A moze najpierw usłyszałam ? Większośc osób , które opuszczały
prom odniosło tego typu wrażenie. Nagle nad nami rozpoztarło się czarne
, rozgwieżdźone niebo. Kontrastem dla niego byli egipcjanie . Ubrani w
swoje " standardowe " codzienne ubranie , tzw galabije . Mężczyźni w
białych i beżowych szatach , kobiety z zasłoniętymi twarzami , bose
dzieci zaczepiające każdego "białego " i dźwięk dobiegający zewsząd. To
mezzuini zaczynali wieczorną modlitwę. Jej dźwięk , przenoszony przez
zainstalowane na mineratach megafony docierał wszędzie. Miękkie zaśpiewy
, dźwięki tak natchnione i prawdziwe ,że wystarczyło zamknąc oczy żeby
cofnąc się do czasów Salladyna
Nikt nie rozpakowywał rzeczy. Nie opłacało się. Rano czekała nas podróż
do starożytnych Teb
Nocny spacer po Hurgadzie . Znowu kontrast. Tłumy turystów i naganiaczy.
Wszechobecne taksówki , które non stop pędzą i trąbią na widok każdego
turysty . To taki język , tłumaczy nam poznany przed chwilą miejscowy
chłopak. " Oni poprostu pytają , czy chcesz taksówkę ???"
Po krótkiej rozmowie siedzimy u niego w sklepie przy miejscowym
specjale. Herbacie z Hibiskusa , tzw karkade. Egipcjanie piją ją chyba
zawsze, na zimno i ciepło , zalewają wrzątkiem ususzony kwiat, albo
torebkę "ekspresowej "
Nasz rozmówca ma na imię Osama. Prowadzi tu sklep z papirusami. Po
godzinie czujemy się jak starzy przyjaciele. Opowiada nam o swojej
rodzinie , zwyczajach , o życiu współczesnego młodego egipcjanina. W
pewnym momencie wskazuje ręką na jeden z papirusów - jest na nim Matka
Boska. " Jestem Koptem " mówi . Chrześcijanie koptyjscy stanowią dziś
około 20 % ludności całego Egiptu. " Nie macie problemu z muzułmanami ?"
-pytam niepewnie , a odpowiada mi śmiech. " Nie , my tu w Egipcie nie
zwaracamy uwagi na wyznanie naszych przyjaciół czy sąsiadów. Wszyscy
żyjemy tu razem, szanujemy wzajemnie swoja wiarę, nikt nikogo nie
dyskryminuje tylko dlatego że ma innego Boga ! Przecież to byłoby głupie
! "
Tak , masz rację. Przytakuję .
Grubo po 4 rano wychodzimy ze sklepu z papirusami , obładowani
prezentami od nowo poznanego kumpla. Zapisuje nam na kartce nr
telefonu - "Gdybyście potrzebowali pomocy w Egipcie, zawsze zadzwońcie
do mnie, chętnie pomogę "
Wychodzimy pełni żalu. To niesamowite ze na swiecie są tacy ludzie...
Gdy muzułmanie rozpoczynają swą pierwszą z modlitw , my pakujemy plecaki
.Ruszamy do Teb , które dziś znamy jako Luksor. Noc powoli ustępuję i
jak pierwszego dnia z niebytu wynurzają się skały. To Góry Morza
Czerwonego. Skalista pustynia . Niepojęta cisza. Podczas trwającej 6
godzin podróży mijają nas tylko dwa samochody. Nagle całkiem
niespodziewanie krajobraz zaczyna się zmieniac .Pustynia zamienia się w
kwitnącą, zieloną łąkę. Wszędzie palmy i krzewy obsypane różowym
kwieciem.. Poznaję te kwiatki . Widziałam je we własnej szklance.
Uśmiecham się na wspomnienie tych kilku szkalnek karkade wypitych w nocy
w sklepie z papirusami...
I oto jest .Serce Egiptu. Pojawia się nagle wśród palm i żywej zieleni .
Nil.
Pod tym względem nie dużo zmieniło się w Egipcie od czasów faraonów .
Nadal całe życie tego kraju skoncentrowane jest wokół tej życiodajnej
rzeki. Kilku mężczyzn nosi wodę w wiadrach , przy brzegu chlapie się
wodą garstka dzieci w towarzystwie dośc zobojętniałego wielbłąda. Obok
nas wzbijają się w niebo ruiny ogromnej Świątyni.
Jesteśmy w Karnaku. Wszystko tu robi piorunujące wrażenie. Pierwsze
kroki w stronę Alei Sfinksów odsłaniają już przed nami ogrom całego
kompleksu. Gigantyczne kolumny pokryte misternie rzeźbionymi
hieroglifami , posągi kolejnych władców, Obelisk który rozcina promienie
słońca i rzuca tak potrzebny nam cień. I psy. Przez muzułmanów uważany
za zwierze nieczyste ,pies nie zrobił tu kariery jako towarzysz
człowieka. Kilka szczeniaków śpi na zmaltretowanej słońcem ziemi.
"Wygrzewają się " mówi przewodnik wychwytując nasze spojrzenia. "noce na
pustyni są zimne " -kończy wypowiedź.
Trzy godziny na zwiedzanie Luksoru to stanowczo za mało . Od ilości
miejsc , dzieł , posągów , które poprostu trzeba obejrzec , można wręcz
zwariowac.
Ale czas nagli. Przedzieramy się przez tłumy turystów .Przychodzi mi na
myśl skojarzenie z biblijną wieżą Babel. Słychac tu wszystkie języki
świata.
A my już po chwili schodzimy do nieduzego portu .Pokonujemy Nil by
dostac się na jego zachodni brzeg . Do Krainy umarłych. Rzut oka wstecz
, ostatnie spojrzenie na Świątynie Amona -Re w Luksorze i już schodzimy
z motorówki na zachodnim brzegu.
Kraina Umarłych.Paradoksalnie pełna życia. Czekamy aż pierwszy nawał
turystów oddali się od nas o chocby kilkaset metrów. Po tłumach na
wschodnim brzeg , na ludzi patrzymy z pewnego rodzaju obrzydzeniem.
Uzbrojeni w zapas wody mineralnej ruszamy w stronę Kolosów Memnona. Nie
są tak gigantyczne jakby mogła zasugerowac nazwa. A mimo to budzą
repekt.Dopada mnie wrażenie że to strażnicy . Stoją tam samotnie wśród
wszechobecnej pustyni . Za ich plecami jest już świat w którym
niepodzielnie rządzi śmierc. Zniszczone przez trzęsienie ziemi wyglądają
na starsze niż są w rzeczywistości.Przypomina mi się opowieśc o
śpiewających kolosach. Żałuję że nie mogę doświadczyc tego cudu.
Samotnych strażników zostawiamy na ich odwiecznym posterunku i po
krótkim postoju ruszamy do Świątyni Hatszepsut.
Kobieta - Faraon. Ta ,która miała byc zapomnianą- jest
dziś wszędzie. Mimo że jej imienia trudno szukac w jakichkolwiek
kartuszach . Podobnie jest z jej wizerunkiem. Tam gdzie ściany zdobiła
płaskorzeźba tej niezwykłej kobiety , dziś widnieją tylko skute, jasne
plamy. Jej świątynia jest niezwykła. Gigantyczna, elegancka , prosta. Z
daleka widac jej pięne fasady i kolumny , szerokie schoody przy których
na postupentach siedzi zawsze czujny Horus. Bóg z głową Sokoła.
Wkomponowana w naturalną piramidę Świątynia jest naprawdę ogromna. W
pewnym momencie czuję jak puchnę z dumy . Przede mną wisi tablica
mówiąca o wyjątkowo dużym wkładzie Polskiej Misji Archeologicznej w
odbudowę tej Świątyni. Oglądam się za siebie i w romzaującym się od
upału krajobrazie widzę budynek Misji , tam dalej , w dole stoi dom , w
którym mieszkał H.Carter.
Powoli oddalamy się od Świątyni , nie do końca wierząc w to że coś
takiego mogli stworzyc ludzie 1500 lat przed narodzinami Chrystusa...
Przed nami Dolina Królów.
Nie wiem czy można znaleźc bardziej idealne miejsce wiecznego spoczynku...
Piaszczysta , jasna Dolina wygląda dziś jak szwajcarski ser. Z głównej
drogi prowadzącej w jej głąb , na lewo i prawo schodzą podziemne
korytarze.Wszędzie jest cicho , mimo iż co chwila z wszystkich możłiwych
stron wyłaniają się sylwetki turystów. W tym miejscu jest coś , co
skłania wewnętrzne Ja każdego człowieka , by zachowac spokój. Bądź co
bądź to nekropolia. Z przyczyn logicznych i zrozumiałych tylko częsc
grobowców jest dopuszczona do ruchu turystycznego . Schodzimy do
pierwszego z nich. Zimny i wązki korytarz nie budzi zaufania , jednak
nikt nie zostaje na zewnątrz. Kamienne schody wciąż prowadzą w dół,
coraz niżej schylamy głowy i nie ma się co oszukiwac - nie jest
przyjemnie. Za mną idzie jakiś spanikowany Anglik.Ze względu na niemałą
posturę chyba boi się zaklinowania . Nagle pojawia się komnata grobowa.
W pierwszej chwili ogarnia mnie absolutna niemoc. Nie potrafię się
ruszyc. Na ścianach i sufice grobowca widnieje cud, jakiego nawet sobie
nie wyobrażałam. Doskonale zachowane polichromie , kolory o
niewiarygodnym wręcz nasyceniu , i sceny które rozgrywały się wszędzie
wokół. Nade mną Bogini Tut ( Niebo ) wyginała swoje ciało w łuk, tworząc
w ten sposób sklepienie niebieskie.Na jeden ze ścian odbywał się sąd nad
duszą zmarłego , kolejny fresk przedstawiał składanie darów , w pewnym
momencie stanęłam oko w oko z Anubisem.
"Strzeż się Boga co ciało ma człowieka , a głowę psa... "
Po wszystkich ochach, i achach niechętnie wychodzę na powierzchnię.
Słońce powoli zachodzi gdy opuszczamy Dolinę Królów. Spada temperatura i
teren na który weszliśmy w krótkich rękawkach opuszczamy w ciepłych
bluzach.
Po niecałej godzinie jesteśmy znów nad Nilem. Stąd zaczynamy pięcio
dniowy rejs po życiodajnej rzecze.
Krajobraz który podziwiamy codziennie przez wiele godzin jest w zasadzie
monotonny, a mimo to nikomu nie nudzi się podziwianie go.
Z górnego pokładu , leniwie płynącego statku roztacza się panaroma
pełna drzew i innej bujnej roślinności i nieprzebranych połaci
piasku. Od czas do czasu nieopodal brzegu wypatrzyc można jakis samotny
meczet , czasem mijamy jakieś niewielkie miasto. Statek cumuje przy
wszystkich ważnych zabytkach położonych nad brzegami Nilu. Zwiedzamy
Świątynie w Abydos i Edfu , pokonujemy śluzę i czwartego dnia dopływamy
do Asuanu. Na wspomnienie tych kilku dni na Nilu zawsze miewam uczucie
nostalgi. Woda, niebo i gwiazdy. Cisza jakiej nie ma nawet na
bieszczadzkich połoninach. Nie ma chyba lepszego sposobu na wyciszenie
samego siebie...
Jeszcze tej samej nocy wyruszamy na wstępne obejrzenie Asuanu. Po
niedługej wędrówce obieramy kierunek na Suk - czyli miejscowy bazar.
Czuc go już z odległosci kilkudziesięciu metrów. Dosłownie go czuc...
Zapachem tysięcy przypraw.Stragany są wręcz załadowane świeżymi ziołami,
korzeniami , proszkami i owocami. Połowy tych przypraw nie umiałabym
nawet nazwac.Z ogromnych koszy wysypują się kwiaty Hibiskusa, śmiejący
się ludzie niespiesznie dokądś wędrują , mężczyźni w jasnych galabijach
siedzą wzdłuż ulicy w małych grupkach , popalając smakowe tytonie w
pięknych , kolorowych fajkach wodnych. Ktoś gra na tzw diabelskich
skrzypcach , ktoś obok usiłuje tańczyc. Ciężko wypatrzec tu turystów ,
tym bardziej widoczny jest kontrast między nielicznymi białymi , a
czarnoskórymi sudańczykami , którzy w bardzo duzym stopniu zamieszkują
Asuan. Przecież to już Nubia. Czuję się oszołomiona . Od barw , zapachów
, dźwięków . Gdy idę usiąśc w jednej z miejscowych cafe , mija mnie
kobieta ubrana w kolorową szatę. Na głowie niesie kosz z owocami . To
jest namiastka Afryki myślę w duchu. Zanim spróbuję rozwikłac zagadkę przypraw,
napiję się Karkade...
Nazajutrz wstaję wraz z pierwszą modlitwą odśpiewywaną przez muezzina.
Egipt o świcie jest piękny. Piję kawę gdy słońce powoli pojawia się na
horyzoncie a na Nilu pojawiają się pierwsze feluki. Jednożaglowe,
malutkie łodzie które leniwie pływają po rzece. Schodzę na ląd. Biorę
przykład z niespieszących się Egipcjan i spokojnie spaceruję po
nabrzeżu. Na każdym kroku mijają mnie uśmiechnięci ludzie.
Dzien znów zaczynam od bazaru. zaintrygowanie przyprawami bierzę górę ,
jednak...o 10 rano bazar jest prawie pusty. Spanikowana podchodzę do
jednego z handlarzy i nieśmiało pytam czy sprzeda mi jeszcze kilka
rzeczy , nie wiedziałam że tak wcześnie zamykają Suk.
Mężczyzna wybucha śmiechem. "Ach , Wy europejczycy ! zawsze się gdzieś
spieszycie , ale tu jest Egipt !!! bazar najczęsciej rozstawia się koo
12tej ! "
Za chwilę śmieję się razem z nim. No tak , to jest Egipt. Z tą myślą
ruszam do słynnych kamieniołomów. To stąd, z Asuanu spławiano Nilem
obeliski z piaskowca. Jeden nawet tu został, znany dziś jako
niedokończony obelisk , wciąż leży wyciosany w jasnym kamieniu.Nie
nadawał się do wykorzystania , z powodu pęknięcia. Obeliski Egipskie
musiały byc wykonane z jednego kamienia...
W kamieniołomach spotykam kilka psów. Podobnie jak te w Karnaku , leżą
jak nieżywe w szczerym słońcu. Dzielę się z nimi śniadaniem i idę dalej.
Dłuższą chwię nie do końca dociera do mnie to co widzę. Przede mną są
pierwsze katarakty, ogromne magmowe skały ,które jak zęby jakiejś wodnej
besti wynurzają się z Nilu.
Niegdyś wierzono że dalej nic już nie ma , ale dziś wiemy że w miejscu w
którym pojawiają się pierwsze katarakty zaczyna się też Sahara.
Nieliczne motorówki lawirują między potężnymi skałami , a widok który za
nimi się ukazuje wart jest wszystkich pieniędzy. Mijamy kilka patroli
policji turystycznej , jakiś sympatyczny mundurowy przegląda nam
paszporty sprawdzajac ważnośc wizy . Brama się podnosi i oto jesteśmy.
Stoimy patrząc na największe sztuczne jezioro świata. Ciągnące się na
ponad 600 km w głąb pustyni Jezioro Nasera. Skala tego założenia dociera
do wszystkich z niezwykłą mocą. Ogromna, lśniąca błękitem tafla wody ,
która wrzyna się w zaspy piasku. To po raz kolejny uzmysławia nam jak
wielkim problem w Egipcie jest woda.
Jezioro Nasera to jedno z tych miejsc, o których nie umiem wypowiedziec
się w kategori za lub przeciw. Z jednej strony to dla kraju
zabezpieczenie życiodajnej siły - z drugiej , aby mogło powstac , trzeba
było poświęcic całą masę unikatowych zaytków kultury nubijskiej.
Nubijczyków przesiedlano , a ich dobytek bardzo często lądował poporostu
pod wodą. Na szczęście częśc zabytków została ocalona. Znów gdzieś tam w
środku mnie rodzi się coś na kształt wzruszenia. Archeolodzy z 30 państ
świata, w tym Polacy , uratowali znaczną częśc zabytków znad Nilu.
Najlepszym i najbardziej doniosłym przykładem jest chyba świątynia ABU
SIMBEL
Obiekt , który z powodzeniem mógłby uchodzic za przykład gigantomani
Ramzesa II
To dzięki polskiemu archeologowi ocalono ją przed zatopieniem.
Gigantyczną świątynię kazał on pociąc na kamienne bloki , później kamień
po kamieniu , jak klocki przeniesiono ją na sztucznie zbudowane wzgórze
i postawiono ją od zera...
Ostatni spacer po Asuanie i kawa w pobliżu dworca. Ciężko mi na myśl ze
muszę już opuścic to miasto . Wyjeżdzając stąd czuję że nigdy nie
słyszałam bardziej trafnego przysłowia . O Nubijczykach mówi się ze mają
skórę ciemną jak noc , a serca białe jak śnieg. Jakiś starzy człowiek
pomaga mi upchnąc walizkę w pociągu. Wciskam mu w rękę kilka funtów i
znajduję właściwy przedział. Jest godzina 22 , jeśli pociąg nie będzie
miał opóźnień, o 9 rano będę już w Kairze...
cdn
Dodane komentarze
fotoleszek 2009-03-05 07:51:43
Temat jak by się wydawało wielokrotnie "przerabiany" a jednak z przyjemnością przeczytalem twoją relację .Gratuluję !Przydatne adresy
Brak adresów do wyświetlenia.
Inne materiały
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.