Artykuły i relacje z podróży Globtroterów

"Tęcze nad Wielką Wodą". > ARGENTYNA, BRAZYLIA


LeW LeW Dodaj do: wykop.pl
relacje z podróży

Zdjęcie ARGENTYNA / brak / Park Narodowy Iguazu / Oko w oko z żywiołemSzczęśliwy los powiódł mnie nad słynne wodospady Iguacu znajdujące się na pograniczu brazylisko-argentyńskim. Stąd moja opowieść z intencją przekazania choćby tylko cząstki zapamiętanych wrażeń. Spotkania z wodospadami Iguacu w Brazylii i Argentynie w dniach 11-13 lipca, 2003

Wśród różnych, spotykanych na świecie dziwów przyrody, wodospady należą do niewątpliwie do kategorii tych najbardziej efektownych. I nic w tym dziwnego. Spadające z wysokości masy wody to zawsze będzie widok wyjątkowy. I będziemy nim oczarowani niezależnie czy oglądać będziemy urokliwe wodospady w naszych polskich górach, czy będąc w Ameryce, zaliczać będziemy najsłynniejszą na świecie Niagarę, czy też może dzięki szczęśliwemu losowi, powędrujemy do najwyższego na świecie, wenezuelskiego wodospadu Salto Angel na rzece Rio Caroni, gdzie woda spada z niewyobrażalnej wysokości niemal 1 kilometra.



Mnie szczęśliwy los powiódł nad słynne wodospady Iguacu znajdujące się na pograniczu brazylisko-argentyńskim. Stąd moja opowieść z intencją przekazania choćby tylko cząstki zapamiętanych wrażeń.



Echa przeszłości.

Jeśli oglądaliśmy film Rollanda Joffe'a "Misja" to zapewne pamiętamy jak w pierwszej scenie, grający rolę jezuickiego misjonarza, brytyjski aktor Jeremy Irons rozpoczyna dramatycznie trudną wspinaczkę po niemal pionowej i śliskiej od spływającej wody ścianie skalnej. Ściana sąsiaduje z ogromnym wodospadem, więc wspinanie odbywa się w ogłuszającym huku spadającej wody. W czasie, kiedy dzieje się akcja filmu, Jezuici zapewne posługiwali się jeszcze nazwą Saltos de Santa Maria, bo taką w nadał wodospadom ich odkrywca Hiszpan Don Alvar Nunez. Było to w roku 1541. Z czasem przyjęła się jednak nazwa Iguacu (czyt. Iguasu bądź Iguazu) nadana mu przez zamieszkujących te tereny Indian dla których Jezuici zakładali, takie jak na filmie, misje. W języku Indian "Iguacu" oznacza "wielką wodę", przy czym nazwa nie odnosi się tylko do wodospadu, ale i do rzeki, wcale nie mniej potężnej, na której się on znajduje. Ma długość 1060 km a jej źródła znajdują się w górach Sierra do Mar w pobliżu Atlantyku, na wschodzie kontynentu. Płynie przez całe terytorium Brazylii, aż na końcu, na granicy z Argentyną i Paragwajem łączy się z Paraną, siódmą największą rzeką świata. Zbliżając się do swojego ujścia, Iguacu schodzi z płaskowyżu rozlewając się w rozległe koryto szerokości prawie 1 kilometra. Tak dociera do stromego uskoku. Uskok występuje tylko na części powierzchni koryta, więc Iguacu rozwidla się na dwie odnogi. Część wód z ogromną siłą spada w dół tworząc wielki wodospad, a właściwie całą serię wodospadów bo woda spada kaskadowo. Pozostała część z kolei płynie drugą odnogą i po kilkuset metrach też napotyka na uskok. Ten ma kształt poszarpanego łuku, więc spadająca woda też jest poszarpana. Razem na Iguacu napotkamy więc ponad 270 wodospadów z tego 19 dużych. Największy, czyli "Diabla Gardziel" to wodospad tworzony przez wodę spadającą z wysokości 80 metrów. To właśnie w jego sąsiedztwie odbywa się wspinaczka w pierwszej scenie "Misji", to w jego też czeluść spadają łodzie hiszpańskich misjonarzy, którzy wraz z Indianami, uciekają przed ścigającymi ich Portugalczykami. Majestat i groza emanujące z "Diablej Gardzieli" są dobrym odniesieniem dla filmowego konfliktu o istnienie i trwanie jezuickiej misji. Konfliktu, którego rzeczywiste źródła leżały w rywalizacji o prymat dwóch możnych potęg ówczesnego świata czyli Hiszpanii i Portugalii. Paradoksalnie, granice panowania, które wtedy zostały wywalczone zasadniczo od tego czasu się nie zmieniły. Dalej dziś granica oddzielająca portugalsko-języczną Brazylię od hiszpańsko-języcznej Argentyny biegnie wzdłuż wodospadów, tak jakby rozstrzygnęła o tym historia przedstawiona w filmie. Co ciekawe "Diabla Gardziel" znajduje po stronie Brazylii, będącej przecież spadkobiercą dokonań Portugalczyków. Z argentyńskiej strony Diablą Gardziel widzi się też doskonale tyle że pod innym kątem. Terytorialne status quo między sąsiadami ma szanse przetrwać jeszcze długo.



Dobry dostęp.

Usytuowanie wodospadów na granicy dwóch państw ma swoje i wady i zalety. Oczywistą wadą jest formalna przeszkoda związana z faktem iż przebiega tu granica państwowa i trzeba przejechać do innego kraju, aby móc wszystko zobaczyć. Jest też i zaleta tej sytuacji. Obydwa państwa wyraźnie zaczynają rywalizować ze sobą o to kto stworzy lepsze warunki dla rozwoju turystyki choć trzeba też powiedzieć że po obu stronach dyskutuje się czy czasami nie zaczynają tu dominować względy komercyjne Po jednej i po drugiej stronie zorganizowane są przecież parki narodowe, które rządzą
się swoimi prawami. Brazylijski Park Narodowy powstały już w 1939 roku mieści się w pobliżu Foz De Iguacu, 180 tysięcznego miasta na granicy z Argentyną i Paragwajem. Po argentyńskiej Park zlokalizowany został w pobliżu niewielkiego miasteczka Puerto de Iguazu. całkowicie zresztą żyjącego z turystyki. W statystykach wciąż widnieje rekord 530 000 którzy odwiedzili wodospady1993 roku. Jest się więc o co bić, choć pamiętać trzeba że, oba parki są wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO, co oznacza, że sporów z ekologami ubywać nie będzie.



Wstęp do emocji

Są różne sposoby docierania nad wodospady. Ja dotarłem tu z San Paulo korzystając przy tym nie z samolotu za prawie 150 dolarów z autobusu Pluma za 30 dolarów dolarów. Co prawda dystans 1100 km jechałem 16 godzin a nie 2 jak samolotem ale dzięki autobusowi poznałem bardzo dobre brazylijskie autostrady no i trochę lokalnego kolorytu. W samym Foz de Iguacu czysto i bezpiecznie oraz co ważne dobrze zorganizowana komunikacja miejska. Autobusy zatrzymują się nie tylko na przystankach, ale i między nimi - na machnięcie ręką. W środku konduktor. Przyjmując pieniądze za przejazd nie wydaje jednak biletu, ale zwalnia blokadę kołowrotka zagradzającego dostęp do środka autobusu. Rozwiązanie dość dziwne zważywszy na kłopoty jakie mają podróżni z większym bagażem typu plecak. Wcale bowiem nie jest łatwo przecisnąć się przez taki kołowrotek. Za przejazd płacimy 1.60 reala i po 30 minutach dojeżdżamy do parku. Płacimy wstęp (35 reali) i wsiadamy do parkowego autobusu, który dowozi nas do ścieżki spacerowej. Licząca 1200 metrów ścieżka jest w bardzo dobrym stanie oferując bardzo dobre miejsca obserwacyjne. Pierwszy widok wodospadów musi w nas wywołać dreszcz emocji. Już bowiem po kilku chwilach wędrówki wejdziemy na taras a tam przed naszymi oczami wodospadowa feeria: białe grzywy wody, rozlegający się huk i ciemne tonie na samym dole.



To duży wodospad "Ridavavia", który przechodzi kaskadą na niższe pietro, z którego schodzą dwa malowniczo nazwane wodospady "Dwóch i Trzech Muszkieterów". Rzeczywiście obraz jak z powieści Dumasa. Piękna i potężna królowa a u jej stóp oddani jej rycerze. Wszystko to w otoczeniu pięknej zieleni drzew i rozchodzących się ze spadającej wody obłoków mgły wodnej. Spojrzenie w dół powoduje że znika nam otwarty w wyobraźni iddyliczny obrazek. Patrzymy bowiem w ciemne czeluście i dreszcz napięcia przechodzi nam po plecach. To napięcia wzmaga się jeszcze kiedy niespodziewanie w pobliżu tych czeluści zauważymy wypełnioną luźmi motorówke, która zmaga się z wirami tworzonymi przez spadającą ścianę wody. Kiedy wydaje się, że głównym celem motorówki jest wydostanie się z żywiołu na spokojną wodę, niespodziewanie wpływa ona bezpośrednio w środek wodnego płaszcza. Nie wiadomo w jaki sposób, ale przetrzymuje ona atak uderzającej wody i chwiejnie bo chwiejnie ale wydostaje się spod nawałnicy . Wcale się jednak nie oddala, ale kieruje się pod następny. I zowu to samo i tak jeszcze ze dwa razy. To oczywiście nie jest żaden opis nieszczęśliwego wypadku, ale standardowej wycieczki dla tych, którzy w ramach mody na sporty ekstremalne chcą spróbować czegoś ekstatycznego. Taka kilkunastominutowa eskapada wodna kosztuje tyle, co wstęp do parku, wychodzi się z niej mokry na wylot, ale podnieceni uczestnicy długo jeszcze opowiadają czego doznali i chyba długo to będą pamiętać.





Diabla Gardziel

Czas jednak iść dalej, bo przecież samo jądro Iguacu ciągle przed nami. I widzimy coraz mocniej wzbierające się mgły i wodospad Santa Maria, z którego o mało co w przepaść wodną nie spadł ich odkrywca, Nunez de Vaca. I nie ma się czemu dziwić. Wtedy nie było jeszcze żadnych zabezpieczeń a to, co zobaczył kiedy pokierował się w stronę skąd dobiegał szum, musiało wprawić go w osłupienie. Bo nagle staje przed nami ogromna ściana burzącej wody. To wodospady Union i Garganta del Diablo - ogromne, niewyobrażalne masy wody spadające w dół z 80 metrowego uskoku. To one przechodzą potem w wodospad Santa Marii. Brazylijczycy nad Santą Marią utworzyli pomost, z którego Gardziel można zobaczyć z bliska. To przeżycie samo w sobie i to nie tylko dlatego iż widzimy spienioną burzę wodną, unoszące się mgły i przepiękną tęczę a nawet kilka, które łukiem przechodzą przez całą wysokość wodospadu. Oglądanie jest ekscytujące, ponieważ zbliżając do najbardziej wysuniętego punktu pomostu ogarniani jesteśmy coraz bardziej przez wodną mgiełkę. Po chwili jesteśmy kompletnie przemoczeni a razem z nami cały nasz sprzęt fotograficzny. To takie doznanie "ekstremum light". Całkiem w porządku. Opuszczamy więc groźną gardziel i mijając jeszcze sąsiadujące wodospady Floriano zastanawiamy się jak efektowny będzie w przyszłości widok z wieży widokowej, która w pobliżu powstaje. Patrząc z wieży nie tylko będzie można lepiej przyglądnąć się "Gardzieli", ale zapewne dostrzeżemy też wodospady z argentyńskiej strony, szczególnie te z drugiej strony wyspy Św. Marcina, teraz zasłonięte lasem. Tworzą one zresztą plejadę wyjątkowego piękna, stąd pewnie chęć Brazylijczyków żeby uchwycić z tego choćby tylko cząstkę.



Argentyńskie zorganizowanie.

Oglądnięcie wodospadów ze strony argentyńskiej rekomendowane jest przez wszystkie przewodniki. I jest w tym absolutna racja. Warto je zobaczyć i to nie tylko dlatego,że Argentyńczycy mają bogatszą ofertę wodospadową niż Brazylijczycy. Warto tam pojechać, bo owo powtórne zetknięcie się stwarza nieprzeparte wrażenie że zostaliśmy włączeni do kręgu osobistych znajomych. To tak jakby się chciało powiedzieć: "my się już znamy". Jedziemy wiec tam tym chętniej bo jak do znajomego. Technicznie wcale to nie jest trudne: na przystanku autobusowym w Foz de Iguacu wsiadamy po prostu do miejskiego autobusu jadącego do Puerto de Iguazu. Bilet 2.30 Reala. Brazylię opuszczamy bez problemów, kontroli nie ma żadnej. Między brazylijskim a argentyńskim punktem odprawy ze trzy kilometry obszaru granicznego. Przekraczamy most na Paranie i niedługo po tym widać tablicę "Bienvenido Argentina". Przejście jak w Cieszynie na Moście. Wszyscy z autobusu wysiadają. Wchodząc do budynku gdzie odbywa się kontrola - oficerowie graniczni skrupulatnie sprawdzają paszporty wbijając pieczątkę wyjazdu. W moim przypadku oficer sięga jeszcze do grubej księgi. Wizy nie trzeba więc w porządku. Z powrotem do autobusu, który zawozi nas na dworzec autobusowy już w Puerto Iguazu w Argentynie. Tam czekamy na autobus do parku narodowego.




Gardziel po argentyńsku

Argentyński Parque Nacional Iguazu jest za miastem prawie 20 km. Autobus 1.80 peso. Tu się reali już nie akceptuje. Trzeba wymieniać. Różnica między brazylijskim realem a argentyńskim peso jest taka jak między koroną czeską i słowacką. Ceny w Argentynie też wyższe. Dojeżdżamy. Wstęp 30 peso. Tu nie ma autobusu ale za to jest kolejka wąskotorowa z wagonikami jak w modnych ostatnio u nas pociągach turystycznych na kołach. Przyjemna półgodzinna wycieczka obok gęstych lasów i rozlewiska rzecznego. Dojeżdżamy do stacji i teraz marsz niemal 4 kilometry do Diabelskiej Gardzieli. Idzie cały czas się pomostem wybudowanym ponad rzeką. Znakomite przedsięwzięcie inżynierskie, całość na przęsłach, 1 metr szerokości, spokojnie mieści się fotel inwalidzki czy wózek dziecinny. Kilkadziesiąt metrów przed końcem już widać parowanie jak w garncu i szum wody. Gardziel podchodzimy od flanki. Widok fascynujący. Tony spadającej wody pokrytej grubym białym kożuchem i znowu magiczne tęcze w górze i w dole. Ludzie stoją oniemiali. Strzelają aparaty, bo tu pomost wychodzi ponad wodospad, więc wodne chmury tylko w niewielkim stopniu są w stanie je sięgnąć. Dłuższe przyglądanie się huczącym, wirującym i tak potężnym wodom musi skłonić istotę ludzką do egzystencjalnych pytań typu kim jest człowiek na tle takiej potęgi? I zaczyna nam drżeć serce kiedy zaczynają się nam nasuwać jakieś porównania. Czy więc uspokoją nas słowa wyryte na kamiennej płycie w parku po brazylijskiej stronie: "Ponad szum wód rozległych, ponad potęgę morskiej kipieli potężny jest Pan na wysokościach"
"Miejmy więc taką nadzieję bo inaczej marny nasz los", zdaje się przekonywać Diabla Gardziel, uśmiechając się przy tym bajecznie pięknymi tęczami. Chyba to jednak jakiś paradoks.



Wokół Świętego Marcina

"Diabla Gardziel" nie jest jedynym celem wędrującej po argentyńskim parku. Poza szlakiem kolejki jest jeszcze kilka innych bardzo ciekawych tras przebiegających po dwóch pętlach tzw. górnej i dolnej. To mniej więcej godzinne wędrówki po trasach, które kierują nas do pozostałych wodospadów położonych przy wspomnianej wyspie Św. Marcina. Tak czy inaczej dojdziemy do kawalkady wodospadów tworzonych przez prawą odnogę spadającej w dół rzeki. Wodospady Escondido, Św. Marcina, Mbigua, Bernabe Mendeza i Bossettiego umiejscawiają się niemal w jednym półkolu uskoku, tworząc znowu wyjątkową panoramę. Możemy także przeprawić łodzią na samą wyspę. W tym zakresie serwis jest bezpłatny, w przeciwieństwie do znanych nam z brazylijskiej strony wycieczek pod sam wodospad. Tu równie ekscytująco płynie się pod wodospad Św. Marcina. Koszt równy cenie biletu wstępu do parku, więc chętnych wcale nie brakuje. Przeprawa na wyspę wydłuża naszą wycieczkę, choć to dzięki temu mamy okazję odbycia marszruty leśną gęstwiną. Dotrzeć w ten sposób można do punktu obserwacyjnego pozwalającego przyjrzeć się jeszcze raz wodospadom znanym już nam ze strony brazylijskiej: dużej Rivadavii oraz tworzącym jej kaskadę Muszkieterom. Poprzednio patrzyliśmy na nie na wprost, teraz przyglądamy im się z profilu. Widok też niezapomniany. Idziemy dalej oznakowana ścieżką i dochodzimy do skraju wyspy, skąd na wprost rysują się białe oblicza całej kolekcji wodospadów z prawej odnogi, ze Św. Marcinem na czele. Choć widzieliśmy już je, wędrując "górną trasą", to jednak nie żałujemy naszego wysiłku bo widok w pełni rekompensuje nam trudy przedzierania się przez wyspę. Dodatkowo mamy okazję usiąść i pokontemplować spokojnie to co widzimy tym bardziej, że w pobliżu niewielu zwiedzających. Chyba więc działają ostrzeżenia, że marszruta po wyspie wymaga większej sprawności i może być męcząca. Rzeczywiście jest trochę męcząca zważywszy, że za nami cały dzień wędrówek i tyle wrażeń.




Szop pracz i tukan

Wracamy, uświadamiając sobie, że przed nami jeszcze całkiem długi marsz do wyjścia z parku oraz że chcemy jeszcze zdążyć na ostatni autobus do Foz. Rezygnujemy więc z jeszcze jednej tzw. ekologicznej trasy, która zaprowadziłaby nas do Salto Arrechea, wodospadu, do którego dojście prowadzi przez dżunglę. Opuszczamy park przy okazji żałując, że nie możemy zostać na noc w jakimś jednym z parkowych hoteli. Dobiegające z pobliskiej dżungli odgłosy dzikich zwierząt, czy widok wschodzącego słońca nad parującym lasem tropikalnym to podobno atrakcje warte każdych pieniędzy. Niestety, nie tym razem. Pozostaje jedynie zrobienie sobie zdjęcia z szopem praczem, który tu czuje się bardzo oswojony i wracamy do swojego hotelu, na brazylijską stronę. Rano już na koniec, udaje mi się jeszcze podjechać do Parku Ptaków. Usytuowany w pobliżu wejścia do Parku Narodowego więc dojazd łatwy autobusem. W parku jest ich ponad 1000 ze 150 gatunków ptaków. Zwiedzający mają świetne możliwości obserwacji. Marsz odbywa się po kilometrowej, specjalnie urządzonej leśnej ścieżce. Przy niej znajdują się ogromne ptaszarnie, dzięki czemu możliwy jest bezpośredni kontakt z ptakami. Wreszcie można zobaczyć z bliska słynne Tukany, będące znakiem promocyjnym wodospadów Jak się okazuje, istnieje w ogóle dziewięć gatunków tukanów. Ten brazylijski to tzw. Toko Tukan, dziobak całkiem zresztą sympatyczny Mnie jednak najbardziej podobały się motyle. Trudno jest wyobrazić sobie, że mogą być takie piękne i takie różnorodne. Oglądając je, mamy ochotę tak jak one, unieść się w powietrze. Zresztą być może się nawet uniosłem. W Brazylii nie takie rzeczy się zdarzają. Trzeba tam pojechać.


Lesław Werpachowski

Zdjęcia

ARGENTYNA / brak / Park Narodowy Iguazu / Oko w oko z żywiołemARGENTYNA / brak / Puerto Iguazu / Teraz ArgentynaARGENTYNA / brak / Park Narodowy Iguazu / W parku argentyńskimARGENTYNA / brak / Park Narodowy Iguazu / Wokół Wyspy Świętego MarcinaBRAZYLIA / brak / Wododspady iguacu / Kierunek:  Diabla GardzielBRAZYLIA / brak / Wodospday Iguacu / Początek emocjiBRAZYLIA / brak / Wododpady Iguacu / Podejść jak najbliżejBRAZYLIA / brak / Wododospady Iguacu / Rozwarta Gardziel

Dodane komentarze

lamik17 dołączył
21.03.2007

lamik17 2007-03-29 21:50:07

Bardzo ciekawa wyprawa. Zazdroszcze. www.zgorki.com

irek123 dołączył
26.06.2004

irek123 2004-06-26 10:48:39

byłem tam.to najwspanialszy wodospad świata.PO PROSTU pkp.Super wyjazd .Chyba muszę tam pojechać jeszcze raz i odświerzyć wspomnienia.

donaike dołączył
16.07.2003

donaike 2004-01-16 13:00:26

.... sprostowanko, drobiazg taki maly : woospad i wyspa nazywaja sie wprawdzie "San Martin" ale to na czesc miejscowego bohatera niepodleglosci Jose San Martina a nie sw. Marcina.,..

donaike dołączył
16.07.2003

donaike 2004-01-16 12:59:56

.... sprostowanko, drobiazg taki maly : woospad i wyspa nazywaja sie wprawdzie "San Martin" ale to na czesc miejscowego bohatera niepodleglosci Jose San Martina a nie sw. Marcina.,..

Jadu dołączył
19.09.2003

Jadu 2003-11-20 16:44:37

pozdrawiam autora - Jarek Durbas

OVAD dołączył
04.09.2001

OVAD 2003-11-19 22:14:44

No no całiem miła wyprawa, gratulacje

Przydatne adresy

Brak adresów do wyświetlenia.

Strefa Globtrotera

Dział Artykuły

Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.

Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.

Jak dodać artykuł?

  1. Zarejestruj się w naszym serwisie - TUTAJ
  2. Dodaj zdjęcia (10 punktów) - TUTAJ
  3. Dodaj artykuł (100 punktów) - TUTAJ
  4. Artykuły są moderowane przez administratora.

Inne Artykuły

X

Serwis Globtroter.pl zapisuje informacje w postaci ciasteczek (ang. cookies). Są one używane w celach reklamowych, statystycznych oraz funkcjonalnych - co pozwala dostosować serwis do potrzeb osób, które odwiedzają go wielokrotnie. Ciateczka mogą też stosować współpracujący z nami reklamodawcy. Czytaj więcej »

Akceptuję Politykę plików cookies

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2001 - 2024 Globtroter.pl