Artykuły i relacje z podróży Globtroterów

Mongolia: pustynia, step i konie > MONGOLIA, BIAłORUś, ROSJA


dominicus666 dominicus666 Dodaj do: wykop.pl
relacje z podróży

Zdjęcie ROSJA / brak / Pribajkalsk / Bolszoj Bajkał...Jak to się zaczęło? Był marzec. Planów na wakacje miałem co najmniej kilka. Jedyne czego mi brakowało, to chętni do wyjazdu. Przypadkowo spotkałem Tomka. Z nim ustaliliśmy wstępnie wyjazd do Mongolii. Dlaczego tam? Chciałem przeżyć coś niezwykłego, zobaczyć miejsca egzotyczne, wreszcie chciałem pojeździć konno. Uciec od miast i pobyć w dziczy.

Uczestnicy: Dominik (ja!!), Marta, Tomek, Maciek, Dorota



Wstęp&Informacje praktyczne

Jak to się zaczęło? Był marzec. Planów na wakacje miałem co najmniej kilka. Jedyne czego mi brakowało, to chętni do wyjazdu. Przypadkowo spotkałem Tomka. Z nim ustaliliśmy wstępnie wyjazd do Mongolii. Dlaczego tam? Chciałem przeżyć coś niezwykłego, zobaczyć miejsca egzotyczne, wreszcie chciałem pojeździć konno. Uciec od miast i pobyć w dziczy. Chciałem... Jedyna rzecz, której nie chciałem, to dużo wydać. Dlatego też zamieszczony tutaj opis, obejmuje opcję dla oszczędnych (z małymi wyjątkami). Podróżowalismy głównie płackartnym. Jedliśmy, to co akurat było pod ręką (w warunkach mongolskich nie jest to najlepszy pomysł). Spaliśmy w tanich guesthousach i pod namiotem (a także oczywiście w jurcie). Cała moja trasa wyglądała nastepująco: Wrocław- Brześć- Moskwa- Irkuck- UłanBator- Dalandzagad (+Gobi)- UłanBator- Selenge-Amarbajsgalan-UłanBator- Erlian (Erenhot) i dalej w Chinach (już tylko z Maćkiem i Dorotą).



Jeśli chodzi o informacje praktyczne to:



Wizy- Rosja. Udało nam się załapać na ostatni wyjazd do rosji na podstawie pieczątki AB. Od września (2003) wprowadzono obowiązek posiadania wizy (dopadli nas przy powrocie z Chin do Władywostoku). Generalnie, wizy turystyczne nie są drogie 10 euro wjazd jednokrotny, 20 euro dwukrotny, 50 wielokrotny (na rok). Na wizy czeka się 6 dni. Problemem jest zaproszenie, które jest konieczne do wyrobienia wizy. Można je kupić w Inturiście, koszt 80 US$!, lub załatwić samodzielnie (najlepsza opcja). Zaproszenie może nam wystawić każdy obywatel Rosji (musi w tym celu wypełnić stosowny druk w OVIRze, podbić go na milicji i przesłać nam). Zaproszenie może wystawić nam też hotel w którym będziemy nocować J, ale tylko na z góry opłaconą ilość noclegów. (Przy czym ceny zaczynaja się od 40$/noc!). Najlepiej więc poszukać wśród znajomych. Inną opcją jest wyrobiuenie wizy tranzytowej na kolej transsyberyjską. Wiza taka ważna jest 7 dni, co w zasadzie powinno wystarczyć i kosztuje 10/20 euro. Wiza taka wydawana jest na podstawie biletu (a bilet w Inturiśćie kosztuje 200$), ale można też spróbować ubiegać się o nią, na podstawie wizy mongolskiej.
Posiadając wizę do Rosji, możemy przejechać przez terytorium Białorusi, bez potrzeby wyrabiania wizy tranzytowej.



Wizy- Mongolia. Nie ważne co słyszeliście, wizy do Mongolii są obowiązkowe! Na szczęście można je uzyskać bez większych problemów (w Warszawie). Koszt 47 US$ - jednokrotna, 57$ - dwukrotna, czas oczekiwania, trzy dni. Za 25 złotych, ambasada odsyła paszporty pocztą kurierską pod wskazany adres- nie trzeba jeździć do Warszawy dwa razy. Podobno w konsulacie w Irkucku, wizy wydawane są Polakom gratis (czas oczekiwania 3 dni). Osobiście tego nie sprawdziłem, więc nie wiem.



Wizy- Chiny W Warszawie kosztują 150 złotych, wiza turystyczna, (typ „L”) jednokrotnego wjazdu. W UłanBator, wizy chińskie wydawane są Polakom bezpłatnie (czas oczekiwania 6 dni), lub za 30$- jeden dzień. Nikt nie zadaje też zbędnych pytań (czysta formalność).



Ceny i transport

Rosja 1$- 30 rubli

Przejazdy w Rosji są raczej tanie. Przykładowa cena (płackarta) Brześć-Moskwa 30$. Moskwa- Irkuck 70 $. Wpływ na cenę ma nie tylko klasa wagonu, ale również jego numer! Generalnie im niższy numer, tym taniej, ale nie zawsze. Najdroższe są pociągi typu „Firmiennyj” (np. Bajkał). Bilety lepiej kupić wcześniej, bo zdaża się, że są wyprzedane, na dwa tygodnie przed podróżą (My nie mieliśmy z tym problemu). Niektóre pociągi przejeżdżąją przez terutorium Kazachstanu (Pietropawłowsk). Nie ma tam kontroli, ale celnicy sprawdzają dokumenty na wyrywki. Nie wiem jak jest z wizami (my nie mieliśmy problemów). W czasie podróży, można przezyć na zupkach, oraz robiąc zakupy u babuszek. Przykładowe ceny: pierożki 6-10 rubli szt. Pielimienji- 15-20 rubli worek. Piwo 10- 15 rubli (cóż więcej potrzebaJ).



Mongolia 1$- 1100 Tugrików

Mongolia jest bardzo tania. Ceny noclegów w Guesthousach (np. Gana), to 2- 3$ za noc. W stepie, trzeba nocować w namiotach (bo nie ma gdzie). Czasem zdarza się, że ktoś zaprosi nas do jurty. Obiad w restauracji, zamyka się w 1200T. Przy czym trzeba wiedzieć, że kuchnia Mongolska jest dość specyficzna. W skład większości potraw wchodzi tłuszcz barani (w różnej postaci). Dużą wartość mają też przetwory mleczne (mleko końskie, wielbłądzie). Prędzej czy później, ktoś zaprosi nas do jurty i zostaniemy poczęstowani jakimś dziwnym „przysmakiem”. Ja jadłem praktycznie wszystko, nawet makaron z zimnym tłuszczem baranim. Poddałem się dopiero przy wielbłądzim serze, którego po prostu nie dało się przełknąć! Niestety obyczaj nakazuje (przynajmniej) spróbować potrawy, aby nie urazić właściciela.
W Mongolii jest tylko jedna linia kolejowa, przebiegająca z północy (od rosyjskiej granicy, na południe (do granicy z Chinami). Każdy pociąg, zatrzymuje się na wszystkich stacjach. Ceny są jeszcze niższe niż w Rosji np. Płackartny: UB- Erdenet 2900T; UB- ZamynUud 4100T

Do innych części Mongolii można dotrzeć tylko autobusem, lub własnym samochodem (lub oczywiście konnoJ). Trzeba wiedzieć, że wszystkie linie autobusowe, rozchodzą się promieniście z UB. Aby dojechać np. z północno zachodniej części kraju w południowo zachodnią, trzeba cofnąć się do UB i wybrać odpowiedni autobus (co jest trochę uciążliwe). Dlatego też, szczególnie przy kilkuosobowych grupach, opłaca się wynająć UAZA. Cena za dzień, od 30$+paliwo. Ważne jest, aby z góry ustalić trasę i warunki przejazdu. Najlepiej spisać wszystko w języku Mongolskim na kartce papieru (pomoże wam ktoś z waszego hotelu). Jeżeli będziecie nocować w „Gana guest house”, (położony w małej uliczce 250 metrów od klasztoru Gandaam) co gorąco polecam, zapytajcie o Bjanbe. Jest to znający nasz język, mongolski student, który spędził w Polsce kilka lat. Bez problemu wam pomoże.

Spisana umowa ma niesamowitą moc, przy ewentualnych późniejszych problemach. Kilka punktów na które warto zwrócić uwagę to:

-określcie ile dajecie dziennie na wyżywienie kierowców (około 1- 2$ na kierowcę /dzień), jeżeli tego nie zrobicie, może okazać się, ze makaron w jakiejś jurcie kosztuje 5$!

-określcie czas pracy kierowcy np. od 7 do 22. Inaczej kierowcy mogą uznać, ze dalej nie pojadą, bo są zmęczeni.

-zaznaczcie też, że kierowcy będą spać w samochodzie (jeżeli w pobliżu nie będzie jurt).

-zaznaczcie, że nie płacicie za czas postoju samochodu, potrzebny na jego naprawę. Nasz UAZ zepsuł się na kilkanaście godzin i musieliśmy kombinować z zapłatą.

-oczywiście nie płacicie tez za części wymienne (to, że coś się psuje, nie jest waszym problemem).

-nie płaćcie też całej kwoty z góry! (pomimo, że niektórzy kierowcy mogą nalegać). W ostateczności umówcie się, że będziecie płacić codziennie wieczorem (już po dojechaniu na miejsce).

Zdaję sobie sprawę, że jest to trochę drastyczne podejście do tematu, ale nie wiadomo na kogo traficie. Dwa razy wynajmowaliśmy samochód w Mongolii, za pierwszym razem, o mały włos nie doszło do bójki, za drugim razem kierowcy okazali się być bardzo uczciwymi ludźmi.



Część 1. Rosja i Mongolia



4.08

Spóźniliśmy się na pociąg z Terespolu, więc brat Maćka odwiózł nas na granicę.
Była godzina 16.00, a o 17.30 (na Białorusi jest +1 godzina!) odjeżdżał nasz pociąg z Brześcia. Jedna Białorusinka zaoferowała swoją pomoc...10$ od osoby. Pomimo, że wjechaliśmy bez kolejki, na samym przejściu stało przed nami 12 samochodów. Poszedłem prosić celników o szybszą odprawę, o dziwo udało się bez problemów . Gdy pokazałem im bilet, przejechaliśmy granicę poza kolejnością. Kobieta dowiozła nas aż do stacji i na 10 minut przed odjazdem siedzieliśmy już w pociągu. Generalnie Białoruś nie wygląda tak źle, jak nam się wydaje. Większość budynków w miastach jest odnowione, a ulice są oświetlone. Cóż , właśnie przełamuję panujące w Polsce stereotypy. Wagon płackartny, jak zwykle maksimum ludzi na minimum miejsca, ale ja lubię ten klimat. Jest to wagon sypialny, bez przedziałów. W miejscu wielkości zwykłego przedziału, mieści się 6 łóżek (2 razy po dwa łóża i 2 od strony korytarza). Przed Mińskiem zamknęli toaletę (30 minut przed i po stacji)- „sanitarnaja zona”.



5.08

Co za dzień! Około 10.00 jesteśmy w Moskwie na dworcu Białoruskim. Tam odbiera nas znajomy Tomka i... oznajmia, że biletów płackartnych nieto! To oznacza 40$ ekstra za bilet. Rezygnujemy i próbujemy sami załatwić inny bilet. Jedziemy na dworzec Jarosławski. Po drodze wymieniamy pieniądze. Okazuje się, że są bilety, ale tylko do Irkucka na jutro na 23.20, do UłanBator jeździ tylko „kupiejny” (klasa wyżej). Stoimy w kolejce. Nagle z tłumu wyłaniają się nasi znajomi (druga część ekipy). Mają już bilety na dzisiejszy wieczór (kupie). Wykupili ostatnie cztery miejsca. Umawiamy się na spotkanie w Listwiance (wieś nad Bajkałem, lub w Ułan Bator). Gdy przychodzi nasza kolej, pani zamyka kasę i odsyła nas do innego budynku – przerwa obiadowa. Budynek jest po drugiej stronie placu. Chodzimy po całym budynku, szukając właściwej kasy. W końcu znajdujemy właściwą kasę. Nosi ona numer 83. Po ponad godzinie stania w kolejce, udaje nam się kupić bilety. Wszyscy mamy miejsca na górze, ale trudno, lepsze takie niż żadne. Zostawiamy plecaki w przechowalni (46 rubli) i jedziemy metrem na Plac Czerwony. Niestety plac jest zamknięty, w obawie przed ewentualnym atakiem terrorystycznym. Łazimy wokół Kremla, a potem po GUM (największy dom handlowy w Rosji). Jest naprawdę ogromny. To tak jakby połączyć razem 8 Galerii Dominikańskich. Śmiejemy się, w którymkolwiek miejscu w Moskwie byśmy nie byli, widzimy jeden z „Pałaców kultury”. Tego typu budynków jest w Moskwie sześć. Po przejściu Kremla wzdłuż i w szerz ( i nawet dookoła), jedziemy na Arbat. Jesteśmy zawiedzeni, Arbat nie prezentuje się ciekawie. Cała promenada wyłożona jest eurokostką, a w brudnych kamienicach mieszczą się drogie sklepy i restauracje. Na uwagę zasługuje tylko pomnik Bułata Okudżawy. W budce kupujemy Czeburieki (naleśnikowate placki z mięsem) i popijamy polokoktą „Bajkał”, ot Rosyjski obiad. Dość szybko robi się ciemno. Jest wieczór, a my nie mamy noclegu. Jedziemy na dworzec Jarosławski, tam spróbujemy znaleźć kwaterę. Na dworcach stoją zawsze „babuszki”, oferując pokoje do wynajęcia. Na Jarosławskim chcą dużo (200 rubli za osobę), a my nie możemy się zdecydować. Po chwili nie ma już nikogo... Idziemy na dworzec Kazański. Jest po drugiej stronie placu. Jedyną babuszką którą spotykamy, jest jakiś pijany człowiek. Oferuje nam pokój za 100 rubli/ osoba. Godzimy się i Mikołaj (tak zwał się ów człowiek) prowadzi nas do metra. Niektóre stacje metra w Moskwie, zasługują na szczególną uwagę. Na stacjach są witraże, mozaiki, pomniki (głównie Lenina), niektóre stacje, wyglądają jak wnętrze jakiegoś pałacu. Po drodze okazuje się, że zatrzymany pan należy do grupy jakiś neonazistów. Kiedy prowadzi nas przez korytarze stacji, my korzystając z okazji... znikamy za filarem. Udaje nam się niepostrzeżenie wsiąść do pociągu i uciec. Jedziemy na dworzec Białoruski, może tutaj będą jeszcze babuszki. Niestety na dworcu nie ma nikogo. Pytamy przechodniów , kioskarzy, kolejarzy, czy nie znają kogoś, kto wynajmuje kwatery. Dowiadujemy się, że na dworcu można przenocować w wagonie. Nie mając dużego wyboru, decydujemy się na tę opcję (164 ruble). Jeszcze tylko przez 45 minut, pani wypełnia jakieś druki i już leżymy w łóżkach w sypialnym przedziale. O siódmej rano musimy się wynosić.



6.08

Rankiem 6.40, pobudka! Wagon trzeba opuścić o 7.00. Jedziemy na Jarosławski oddać do przechowalni bagaż. Potem udajemy się metrem do „Gorkij park” (pomysł Maćka, po prostu się uparł). Kupujemy bilety, ale pani przy wejściu oznajmia, że park czynny jest od 12.00, mamy więc 2 godziny. Jdziemy na drugą stronę ulicy, do prostokątnego budynku z napisem „Lipton”, przyda się zrobić jakieś zakupy. Niedoszły hipermarket, okazuje się być muzeum sztuki nowoczesnej. (Oczywiście nie wchodzimy). Z oddali wyłania się złoty pomnik Piotra Wielkiego (który notabene jest naprawdę wielki). Maciek i Dorota chcą iść do Chramu Chrystusa Zbawiciela, więc umawiamy się przed Gorkim o 12.30. Pomnik, cóż...jak pomnik. W drodze powrotnej Tomek „chce” do toalety. Jedyna w okolicy jest w muzeum. Oczywiście pani go nie wpuszcza i musi kupić bilet. Okazuje się, że wstęp z ISICem 10 rubli. Decydujemy się wejść (raczej do toalety niż do muzeum). Samo muzeum jest średnio ciekawe, prawie przy każdym eksponacie jest cena. Za to toaleta europejska pierwszej klasy. W Moskwie mało jest ładnych (normalnych) toalet. Po zwiedzeniu muzeum, idziemy do Gorkij parku. Okazuje się, że cały park zmieniono w tandetne wesołe miasteczko (większość atrakcji made in DDR). Z głośników leci rosyjskie disco, wszędzie świecą się kolorowe światełka, a „atrakcje” pamiętają chyba jeszcze czasy Gorbaczowa. Całe szczęście skrawek parku nie został wykorzystany. Siadamy w jednej z kafejek nad stawem. Po paru godzinach robimy się głodni. Idziemy na poszukiwanie baru mlecznego. Niestety nikt nie wie gdzie są takie bary, a wokół Gorkiego jest drogo. Udaje mi się namówić wszystkich, żeby pojechać na uniwersytet, tam musi być stołówka. Jedziemy metrem... Ze stacji, trzeba dojść do budynku jakieś 20 minut. Uniwersytet mieści się w jednym z „pałaców kultury” i ma 37 pięter wysokości. W samym budynku wszystko zrobione jest z marmuru. Wszędzie są pomniki i kamienne mozaiki (istny pałac). „Stołowaja” jest na drugim piętrze. Obiad jest bardzo dobry i kosztuje 70 rubli. Po obiedzie jedziemy na samą górę. Takiej okazji zrobienia zdjęcia nie możemy przepuścić. Mamy trzy przesiadki i lądujemy na 33 piętrze. Po wyjściu z windy kraty! Jest tu chyba jakieś nieczynne muzeum. Za kratami pojawia się jakaś babcia. Wścieka się, krzyczy, w ogóle nie da się z nią rozmawiać. Zastawia kraty jakąś płachtą, żebyśmy nie zrobili zdjęcia. Zjeżdżamy na 23 piętro. Okna są tak brudne, że prawie nic przez nie nie widać W jednej z sal, napotkany pan otwiera nam okno, robimy zdjęcie (jesteśmy dumni!!). Obok uniwersytetu jest kawiarnia internetowa 250 stanowisk, ciekłokrystaliczne monitory (to informacja dla tych, którzy myślą, że Rosja jest bardzo zacofana). Na pobliskim placu robimy zakupy na podróż i już jedziemy na dworzec Jarosławski, gdzie o 23.00 podstawiają pociąg.



7.08

Noc w pociągu mija całkiem spokojnie. Wszyscy rozpakowują się i łażą do 1 w nocy. Budzę się około 10 rano i spokojnie robię śniadanie. Tutaj na wszystko jest czas. Z głośników płynie muzyka. Jeden utwór zachodni, cztery rosyjskie. Naprzeciw mnie „mieszka” grupa Francuzów, jadą nad Bajkał. Zamieniam z nimi parę słów. Trzy łóżka dalej leży Amerykanin (który później okazuje się być Anglikiem), wybiera się tam gdzie my. Kto wie może jeszcze się spotkamy. W wagonie jest piec, podgrzewający wodę 24 h na dobę. Nie ma więc problemów ze zrobieniem herbaty, czy zupki chińskiej L. Widzę, że Francuzi mają rozkład jazdy i ulotkę o pociągu. Postanawiam też taką zdobyć. Niestety nasza „prowodnica” już nie ma, ale cóż coś wykombinuję. Jedna prowodnica przypada na każdy wagon. Ona dba o porządek (bezpieczeństwo) i czystość. Do niej trzeba się też zgłosić w razie problemów. W wagonie są 2 toalety. Prowodnica odkurza dwa razy dziennie. W wagonie obok spotykam dwóch Polaków. Kierują się nad Bajkał. Za oknem zielone morze drzew, gdzieniegdzie tylko jakaś podupadła wioska. Pociąg zatrzymuje się 2-3 razy dziennie, na jakieś 20 minut. Na stacji można kupić coś do jedzenia (w wagonie restauracyjnym jest raczej drogo). Zasypiam pod wieczór. Budzi mnie jakieś zamieszanie. Ktoś biega, ktoś krzyczy, a wagonie jest milicja (w pociągu przez całą trasę jest dwóch milicjantów). Kiedy sprawa się wyjaśnia, okazuje się, że prowodnica ukryła w ubikacji trzech pasażerów na gapę. Mają jedno łóżko i się zmieniają. Dali prowodnicy łapówkę. Teraz muszą dać też milicjantom, żeby sprawa ucichła. Zaraz potem Rosjanka z boksu obok, zaprasza mnie do zabawy. Siedzą tam już Francuzi i Niemcy (oraz oczywiście Rosjanie J). Osoba, która wychodzi musi odnaleźć osobę, ukrytą wśród pozostałych. Mają jej w tym pomóc pytania dotyczące (nie bezpośrednio) tej osoby (np. Z jakim meblem, zwierzęciem itd. jest kojarzona dana osoba). Zabawa jest (jak na mój gust) pozbawiona sensu, ale sama międzynarodowa atmosfera jest ciekawa. Potem gram w kości z Tomkiem i Martą, a po kilku rozgrywkach do gry przyłącza się Żenia – pasażer śpiący łóżko niżej. Światło gaszą według czasu miejscowego (23.00); w Polsce jest dopiero 19.00. Ale nic to! Wyciągamy latarkę i gramy dalej. Około pierwszej wygania nas prowodnica. Wszyscy śpią, a my się wydzieramy. Obrażeni idziemy spać.



8.08

Budzę się około dziewiątej. Za oknem zieloność (A to nowość!). Nadchodzi sprzedawca pierożków (racuchowopodobne placki); kupuję jednego z kapustą (8 rubli). Na stacjach normalnie są „babuszki”. Od nich można kupić jedzenie. Tym razem jednak, nie wiedzą o naszym pociągu i jesteśmy zdani na zupki chińskie. Taki pierożek to rarytas. Po „śniadaniu” poszedłem na poszukiwania ulotki. Prowodnik 2 wagony dalej, miał jeszcze jedną, -„mission accomplished”. Dzień upłynął na gadaniu, patrzeniu w okno, szwendaniu się po pociągu itp. Wieczorem dojechaliśmy do Barabińska, jakieś 3000 km od Moskwy. Tam kupiłem bułeczki z kawiorem (10 rubli) i piwo „Sibirskaja Korona”. Ponieważ Żenia poszedł spać, przenieśliśmy się z Martą (i piwem) do przedsionka. Tutaj do rozmowy przyłączył się Simon – Maćka niedoszły Amerykanin. Około północy poszliśmy spać.



9.08

Trzeci dzień w pociągu. Budzę się około 13.00 miejscowego czasu. Ciężko jest się przestawić o siedem godzin w ciągu 5 dni. Cały dzień (tj. parę godzin, bo znów wcześnie gaszą światło) nie robimy nic. Czytamy, gadamy, wygłupiamy się (głównie to trzecie J). W naszym wagonie pojawiła się „mała prowodnica”, która gdy idzie (zazwyczaj bardzo szybko), wszystkich kopie, odpycha itp. Wszyscy chowają się, gdy przechodzi...
Światło gaszą około siódmej wieczorem. Za oknem jest już zupełnie ciemno. Długo nie mogę zasnąć (nie tylko ja mam z tym problemy). Śpię chyba ze cztery godziny, gdy rano dojeżdżamy do Irkucka.



10.08

Irkuck. Chcemy pojechać do Listwianki, wsi nad Bajkałem, jakieś 100 km od Irkucka. Boimy się jednak, czy będziemy mieli jeszcze pociąg do UłanUde i Nauszek (granica z Mongolią). Wtorkowy pociąg odjeżdża z Irkucka dziś wieczorem, a następny będzie dopiero w następny poniedziałek (według przewodnika po Mongolii)! Okazuje się jednak, połączenie z Nauszkami jest codziennie. Towarzyszy nam Simon (niedoszły Amerykanin), chce pojechać z nami nad Bajkał. Tomek i Marta kupują w centrum bilety lotnicze na powrót, chcą wrócić wcześniej. Po drodze do kas lotniczych mijamy pomnik Stalina! W centrum Irkucka, jest dużo starej, rosyjskiej zabudowy. Niektóre domy mają po 200 lat, a wszystkie ponad 80. Wygląda to całkiem nieźle. Oczywiście nie brakuje tu sowieckich gmaszysk i kominów fabryk. Jedziemy tramwajem (2) na dworzec autobusowy. Tramwaje (chyba w większości rosyjskich miast) pamiętają jeszcze czasy Chruszczowa. Tu znajdujemy marszrutkę (busa) do Listwianki (targujemy cenę do 70 rubli/osoba). Marszruta jest całkiem załadowana naszymi bagażami. Po dojechaniu na miejsce kierowca próbował wyciągnąć jeszcze po 20 rubli za bagaże, (ha) ale udaje nam się mu to wyperswadować. Listwianka położona jest wzdłuż ulicy, biegnącej nad Bajkałem. Jezioro jest ogromne (a to odkrycie J), praktycznie nie widać przeciwległego brzegu. Idziemy na koniec wsi. Chcemy rozbić się na dziko. Pomimo tablic (również po angielsku) mówiących o zakazie wyrzucania śmieci, w lesie pełno jest potłuczonych butelek i puszek po piwie. Generalnie pomimo trwającego nadal sezonu, nie ma tu wielu turystów. Ponieważ trochę boimy rozbijać się na dziko (Park narodowy- wszędzie są tablice ostrzegające o karach za taki proceder). Pytamy więc w klinice, leżącej nad samym jeziorem, czy możemy rozbić namioty na jedną noc na terenie kliniki. Pielęgniarka mówi, że nie ona tu rządzi, ale może nas „nie zauważyć”, pod warunkiem, że będziemy cicho. Po rozłożeniu obozu, idziemy się kąpać. Woda jest naprawdę przejrzysta, ale też lodowata (4ºC??). Właściwie ciężko mówić o kąpieli, udało nam się tylko zamoczyć. Wyjątkiem był Sajmon, na którym woda nie zrobiła większego wrażenia (nawet przepłynął kawałek...). Następnie idziemy do sklepu. Jest ich w wiosce kilka. Trzeba uważać na daty ważności. Kupiłem konserwę przeterminowaną o 2 lata. Całe szczęście nie było problemów ze zwrotem towaru. Generalnie w wiosce nic nie ma, ale za to jest spokój. Tylko w miejscach do biwakowania, stoją samochody i gra głośna muzyka. Po powrocie do obozu, pielęgniarka informuje nas, że dyrektor kliniki postanowił przyjechać, żeby nas obejrzeć. Podejmie też decyzję, czy możemy zostać. Potem pojawia się jakiś człowiek na kolarzówce i rozbija namiot obok naszych. Po chwili nawiązuję z nim rozmowę. Olek, bo tak nazywał się ów podróżnik, pochodzi z Murmańska. Co roku w wakacje, podróżuje po Rosji i byłych republikach ZSRR. Zawsze zabiera ze sobą rower. Rozmowę przerywa delegacja pacjentów kliniki. Wszystkie babuszki ubrane są tak samo (typowy strój wiejskiej babci). Przewodzi im jakiś dziadek (on idzie też na czole wycieczki). Musimy być dla nich niezłą atrakcją. „Paljaki?, a goworit pa ruski kak my! No da, kogdo Polsza i Rossija odnost była...”. Następnie chwalą się jak dobrze ich tu traktują (codziennie szynka). Ciekawe kim byli, gdy byli młodzi, że państwo funduje im taką starość.

Następnie część naszej ekipy idzie na spacer, a Ja z Martą i Sajmonem zostajemy w obozie. Sajmon kupił wódkę (i nikt z nas nie chciał jej pić), a my piwo (Gubernskoje z Irkucka). Na rozmowach i oglądaniu zachodu słońca, upływa nam cały wieczór.



11.08

Siedzę właśnie nad Bajkałem, na jakiejś dziwnej, drewnianej konstrukcji. Bajkał nie jest już dzisiaj tak cichy i spokojny, są znacznie większe fale. Bezkres jeziora jest niesamowity. Góry, które widzę na drugim brzegu, w rzeczywistości dzieli ode mnie ponad 80 kilometrów. Rano poszedłem na szczyt pobliskiego wzgórza, niestety drzewa uniemożliwiły mi zrobienie zdjęcia. Maciek i Dorota, wrócili z nowiną, że o 18.20 mamy wodolot do Irkucka (bilet 90 rubli). O 20.20 mamy być w Irkucku (zdaniem Maćka, blisko stacji kolejowej). Sam rejs jest całkiem przyjemny. Widoki miłe, tylko zimno i kropi... (poza tym przyczepił się do nas jakiś Uzbek z pociętą twarzą). Wysiadamy w Irkucku i okazuje się, że jesteśmy kilka kilometrów od miasta. Zanim dojeżdżamy na dworzec, zostaje nam 10 minut do odjazdu pociągu. Pani w kasie nie może już nam sprzedać biletów –„system nie pozwala”. Biegniemy do kierownika pociągu. Może kupimy bilety u niego. Niestety nic z tego! Siedząc na peronie patrzymy jak odjeżdża nasz jedyny pociąg. Jedyny? To się zaraz okaże. Podobno jest jeszcze jakiś pociąg do UłanUde. Tam na miejscu będziemy szukać pociągu do Nauszek. Jakaś pani, stojąca za nami w kolejce, mówi, że Z UłanUde jest pociąg do Nauszek w 20 minut po przyjeździe tego pociągu. Miła pani podaje nam nawet numer pociągu. Bilety są cholernie drogie (590 rubli). Brakuje nam, po zebraniu wszystkich pieniędzy, jakieś 300 rubli...Trzeba będzie wymienić dolary, tylko gdzie o tej porze? Chodzę i pytam, (Może kupi ktoś 10$? Dolary...). Pytam kasjerki, sklepikarki, żuli, kierowców, żuli, przechodniów, żuli... i nic! Co to, w Irkucku nie ma czarnego rynku? W końcu spotykam grupę Polaków i Ci wymieniają nam dolary. Jak dobrze być Polakiem... Kupujemy bilety, wsiadamy do pociągu i... znów jedziemy w wygodnych kuszetkach. Przyzwyczaiłem się już do tego stopnia, że gdy coś stuka i trzęsie, to zasypiam, a gdy pociąg staje, to się budzę.



12.08

Gdy usiedliśmy w pociągu, dopadła nas kompletna głupawka. Pani (ta co pomogła nam przy kasie) nie mogła spać. W końcu ubrała się i wyszła...., poszła do prowodnicy!!! Całe szczęście okazało się, że w rzeczywistości poszła do babuszek, kupić wędzone ryby –Omuły. Jest to endemiczny gatunek, żyjący w Bajkale. Z uśmiechem na ustach pani zaczęła nas częstować. W Listwiance jakoś przegapiłem te ryby, więc dobrze się składa, bo są naprawdę smaczne. Szósta rano, pobudka i szybka przesiadka do pociągu do Nauszek. Zasypiamy od razu po przesiadce. Po przebudzeniu, patrzę w okno. Zmienił się krajobraz za oknem dominują stepy. Gdzieniegdzie tylko ostały się pojedyncze drzewa. O 12.00 jesteśmy w Nauszkach. Trzeba przyznać, że pociągi w Rosji są bardzo punktualne. Sama miejscowość to po prostu dziura. Nie ma tu kompletnie nic. Pociąg do Mongolii odjeżdża za 4,5 godziny. Stojący na parkingu przed dworcem kierowcy, godzą się aby zawieźć nas do granicy za 10$ od samochodu (x2). Godzimy się, ponieważ nie mamy już rubli. Jedziemy do granicy (jakieś 70 km). Na granicy cisza. W kolejce stoi kilka samochodów na mongolskich rejestracjach i jakiś rozwalający się autobus. Pytamy. Samochodem nas nie wezmą, jest nas pięć osób; w autobusie chcą 20$ -dużo! Negocjuję na 10$ za wszystkich. Po chwili siedzimy już na końcu w autobusie. Jesteśmy tu jedynymi obcokrajowcami, reszta to Mongołowie. Jesteśmy dla nich atrakcją. Wszyscy się na nas patrzą. Robimy sobie zdjęcia (to jeszcze większa atrakcja). Gdy wyciągamy Polaroid, wśród Mongołów wybucha euforia! Wszyscy chcą mieć zdjęcie! Kobiety poprawiają makijaż, robimy (razem) cztery zdjęcia, wszyscy szaleją! Po dwóch godzinach otwiera się furtka na przejściu i autobus rusza. Żołnierze sprawdzają paszporty, po czym karzą wszystkim wyjść z bagażami do „tamożni”. Zabieramy plecaki i idziemy. Mongołowie mają po 20 kartonów każdy. Przewożą wodę, konserwy, ubrania, garnki...i kto wie co jeszcze (kurcze, gdzie my jedziemy, w Mongolii nie ma nic!). Ustawiamy się w kolejce, a celnik rozdaje deklaracje. Ja mam schowany w karimacie dość pokaźnych rozmiarów nóż i boję się, że go wykryją. A gdy widzę bramkę z wykrywaczem metali i „prześwietlacz” zaczynam bać się jeszcze bardziej. Rosyjskie przepisy celne mówią, iż wyjeżdżając z Rosji do Mongolii nie można mieć przy sobie dolarów (!!); trzeba je wymienić na ruble. Oczywiście kurs w kantorze na granicy jest tragiczny... W deklaracji wpisałem, że mam przy sobie 25$, a resztę (ponad 700$) schowałem do podeszwy w bucie. Problem w tym, że jak znajdą, to skonfiskują. Udaję więc kompletnego idiotę. Na wszystkie pytania, odpowiadam tylko po polsku (nie znam rosyjskiego, ani angielskiegoJ).Po prostu rżnę głupa. Następnie idę do celnika, przypadkowo omijając bramkę wykrywacza metali. Otwiera plecak... i wyjmuję brudną bieliznę, skarpety, mokry ręcznik....Krzywi się i karze przejść dalej. Ufff! Wszystkim udało się przejść bez problemu. Mongołowie byli o wiele bardziej szczegółowo kontrolowani. Wsiadamy do autobusu i jedziemy do odprawy mongolskiej. Tutaj idzie znacznie szybciej, pieczątka, deklaracja i już jesteśmy w SucheBator. Tu szukamy samochodu do UłanBator. Problem w tym, że przeciętny samochód jest pięciomiejscowy, a nas jest pięć osób! Okazuje się jednak, że w Mongolii nie stanowi to problemu. Kłócimy się o cenę, w końcu udaje nam się zejść do 40$ za wszystkich. Jedziemy! Mamy okazję zobaczyć jedyny odcinek asfaltowej drogi na całą Mongolię. Kierowca raczy nas przez całą drogę mongolską muzyką na cały regulator. W końcu, gdzieś w połowie trasy psuje się samochód. Całe szczęście daliśmy kierowcy tylko połowę kwoty. Szybko znajduje następcę, który dowozi nas do UłanBator. Za oknem step, gdzieniegdzie jurty, bezkresna zieloność. Kierowca ściga się z innymi uczestnikami ruchu (chyba dla zabicia...czasu). W końcu zatrzymujemy się przy jakimś zajeździe. Za dolara dostajemy pełny obiad. W moim przypadku był to mongolski odpowiednik pulpetów. Do tego sucheczaj, czyli rozrzedzone z wodą solone mleko (fu). Około jedenastej wieczorem, dojechaliśmy do UłanBator (czy ktoś tu w ogóle patrzy jakie jest światło?) W Gana guesthouse, w dormitorium czekały na nas piętrowe, niezbyt wygodne łóżka (3$ noc).



14.08

Rano jemy śniadanie. Idziemy (ja i Marta) wymienić pieniądze. UłanBator jest trochę bez składu. W centrum dominują stare bloki bez okien... Chodzimy po placu, oglądając różne rzeczy, aż tu nagle ktoś mówi do nas po Polsku. Bianba (po Mongolsku sobota), studiował w Olsztynie. Prowadzi nas do kantoru w centrum. 1$=1150 Tugrików. Po drodze, na placu kupuję jeszcze mongolskie sery i wracamy do hotelu. Następnie idziemy do Gandamu, największego buddyjskiego klasztoru w UłanBator (leży 300 metrów od Gany). Po drodze jem chuszury -naleśnikowate placki z baraniną. Do klasztoru nie chcą nas wpuścić -obcokrajowcy 1$. Korzystając z okazji, wchodzimy razem z koreańską wycieczką. W środku świątyni znajduje się olbrzymi posąg Buddy. Ma ponad 15 metrów wysokości. Całe wnętrze świątyni jest bajecznie kolorowe. Na ścianach są setki posągów Buddy. Udaje mi się zrobić dwa zdjęcia; bez lampy. Po wyjściu z głównego budynku, idziemy do klasztoru obok. Na schodach siedziało kilku młodych mnichów. Robimy im zdjęcie z Polaroidu, są zachwyceni. Pokazują nam obrazy z Buddą. Opowiadają nam (oczywiście po Mongolsku) o „cyklu życia” czy czymś tego typu. W następnej świątyni kupuję sypkie kadzidło. Po wyjściu ze świątyni idziemy do centrum miasta. Kierujemy się w stronę chińskiej ambasady. Przechodzimy obok budynku parlamentu i pomnika Suche Batora. Mamy pecha. Główny plac w mieście jest zamknięty (tak samo jak Plac Czerwony w Moskwie...). Ciekawe czy Tiananmen będzie otwarty. Ambasada czynna jest w pn/śr/pt, a dziś jest czwartek... Udaje mnie się jednak załatwić wnioski wizowe, jutro będzie mniej roboty. Wracając kupujemy na poczcie najtańsze widokówki. System jest prosty. Widokówka z krajobrazem- 40 T . Jeśli na widokówce jest człowiek- 100T. A jeśli w krajobrazie widać jurtę- 400T. Wracając spotykam Bianbę (Mongolskiego Polaka J) i wspólnie idziemy na Buudze (Mongolskie placki z baraniną), a potem do sklepu muzycznego. Płyty (nowości) są po 4-6$. Terminator 3 na DVD- 9$ (u nas za jakieś trzy tygodnie wejdzie do kin... Wieczorem w Ganie (nasz hostel) rozmawiam z Francuzką, leżącą dwie prycze dalej. Jest tu już od dwóch miesięcy. Kupujemy piwo „Stary Czech”, na etykietce jest jakiś rycerz (500T). Poznaję też Wojtka, Polaka, który decyduje się jechać z nami na Gobi. Wieczór upływa nam na rozmowach. Jutro będziemy szukać samochodu, który zawiezie nas na pustynię.



CDN...

Zdjęcia

ROSJA / brak / Pribajkalsk / Bolszoj Bajkał...ROSJA / brak / Kreml / Jedyne zdjęcie z MoskwyMONGOLIA / brak / Stepy / Autostrada  A4 (O.S. Wrocław-Olszyna:-)MONGOLIA / brak / Dalandzagad / 30 lat temu...MONGOLIA / brak / Ałtaj / Ałtaj gobijskiMONGOLIA / brak / Ułan Bator / GandamMONGOLIA / brak / Ałtaj / Gobi...MONGOLIA / brak / brak / JeździecMONGOLIA / brak / Gdzieś w stepie / StupaMONGOLIA / brak / W okolicy Dalanzadag / Postój na GobiMONGOLIA / brak / Dalandzagad / Typowe  miasto mongolskie...MONGOLIA / brak / Step / Typowa wieś mongolska...MONGOLIA / brak / Ułan Bator / MłynkiMONGOLIA / brak / Nauszki-SucheBator / Na mongolskiej granicy

Dodane komentarze

volwerin74 dołączył
22.03.2004

volwerin74 2004-03-23 15:17:26

Rzeczywiście tak było... :-) Tomek

Przydatne adresy

Brak adresów do wyświetlenia.

Strefa Globtrotera

Dział Artykuły

Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.

Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.

Jak dodać artykuł?

  1. Zarejestruj się w naszym serwisie - TUTAJ
  2. Dodaj zdjęcia (10 punktów) - TUTAJ
  3. Dodaj artykuł (100 punktów) - TUTAJ
  4. Artykuły są moderowane przez administratora.

Inne Artykuły

X

Serwis Globtroter.pl zapisuje informacje w postaci ciasteczek (ang. cookies). Są one używane w celach reklamowych, statystycznych oraz funkcjonalnych - co pozwala dostosować serwis do potrzeb osób, które odwiedzają go wielokrotnie. Ciateczka mogą też stosować współpracujący z nami reklamodawcy. Czytaj więcej »

Akceptuję Politykę plików cookies

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2001 - 2024 Globtroter.pl