Artykuły i relacje z podróży Globtroterów

Illimani 6462 mnpm, góra dla przygodożerców > BOLIWIA


izabella izabella Dodaj do: wykop.pl
relacje z podróży

Zdjęcie BOLIWIA / Cordillera Real / Wioska Pinaya / Chlodny poranek w wiosce Pinaya Illimanii nie jest najwyższą górą Boliwii jednak zajmuje szczególne miejsce w umysłach tubylców. Jest strażnikiem La Paz i symbolem, który pojawia się w wielu miejscach.

Legenda głosi, że Illimani chciał być najwyższą górą w Boliwii i z zazdrości obciął głowę Mururacie, która była wtedy najwyższa. Odrzucił tą głowę daleko na zachód i w ten sposób powstała Sajama - najwyższa góra Boliwii. Illimanii nie jest najwyższą górą Boliwii jednak zajmuje szczególne miejsce w umysłach tubylców. Jest strażnikiem La Paz i symbolem, który pojawia się w wielu miejscach.
Bardzo chcemy stanąć na szczycie tej legendarnej góry i aby dotrzeć do jej stóp wybieramy transport publiczny. Docieramy taksówką na przystanek, z którego odjeżdża autobus i jak się okazuje jesteśmy spóźnieni. Zmienił się rozkład jazdy i autobus zamiast o 5.30 odjechał o 4.30 rano. Rozpoczynamy pościg. Chcemy dogonić autobus w jednej z wiosek, które mija się po drodze do Pinaya. Taksówkarz jakby nie bardzo rozumiał co znaczy słowo "gonić", bo dwukrotnie zatrzymuje się na stacji benzynowej i nie wydaje się naciskać mocniej na gaz. Wreszcie po około godzinie "pościgu" dopadamy autobus. Jedzie wolno a w oknach i drzwiach wiszą ludzie. Zatrzymujemy go, a ludzie w autobusie zaczynają na nas krzyczeć, że nie ma miejsca, że mamy jechać taksówką itp. Względy ekonomiczne sprawiają, że tej opcji nawet nie bierzemy pod uwagę i mimo wszystko postanawiamy się "wepchnąć" do zatłoczonego busa. Rodolio, który jest ze mną, znajduje miejsce jedynie na dachu, a mnie ktoś gwałtownie wpycha do autobusu. Jedną nogą stoję na stopniach, a w zasadzie bardziej wiszę poza autobusem. Szczęśliwie za mną wiszą jeszcze dwie osoby, co daje mi poczucie, że jeśli wypadnę, to przynajmniej będę miała "miękkie lądowanie". Mam poważne obawy, że jeśli ta podróż potrwa jeszcze kilka godzin to przy kolejnych nurkowaniach będę mogła zakładać już tylko jedna płetwę, bo drugą pewnie będę miała własną ;). Droga, którą jedziemy a raczej wąska dróżka wije się przyklejona do stromego zbocza. W wielu miejscach wygląda tak, że słynna boliwijska Death Road wydaje się przy niej dziecinną zabawą. Autobus od czasu do czasu zatrzymuje się bo np. ktoś chce wysiąść i jeśli ten ktoś nie stoi przy drzwiach, to musi wyskakiwać przez okno. Zatrzymuje się też bo np. wyrwany jest kawałek drogi co grozi, że autobus spadnie w przepaść. Wtedy jedyną osobą, która wysiada jest "pomocnik kierowcy" i zwykle ja, bo wolę nie być w środku jak autobus będzie przejeżdżał po kamieniu albo kawałku drzewa ułożonym przez "pomocnika". W autobusie ludzie siedzą piętrowo, na podłodze poukładane są worki z cukrem, kukurydzą i ziemniakami. Na workach siedzą kobiety z dziećmi a nad nimi wiszą mężczyźni, którzy nie wiem jak to możliwe ale śpią na stojąco bujając się na każdym zakręcie. Niecałe 60 km pokonujemy w 6 godzin. Ufffff, wreszcie wysiadamy w wiosce Pinaya. Tam wynajmujemy muły i ruszamy do bazy. Docieramy tam w dwie godziny i szybko rozbijamy namioty, bo nad Illimani kłębią się ciemne chmury. W bazie nie ma nikogo, bo Illimani należy do gór które nie cieszą się zbyt dużą popularnością. Największą część wspinaczy przyjmuje na siebie położony najbliżej La Paz Huyana Potosi. Szybko zachodzi słońce, a całą bazę zasnuwa gęsta mgła. Zamykam się w swoim namiocie i szybko zasypiam licząc na to, że kolejnego dnia pogoda nas nie zawiedzie. Około 5 rano budzi mnie przeraźliwe zimno. Jest -15 stopni. Od tego czasu nie mogę już zmrużyć oka i przypomina mi się informacja, że droga klasyczna na Illimani to najzimniejsza droga w Cordillera Real. Słońce w bazie pojawia się dopiero około 9 rano. Wygrzewam się na kamieniu jedząc śniadanie. Chciałabym aby ta ciepła chwila trwała wiecznie. Tak niewiele potrzeba mi w tej chwili do szczęścia - odrobina słonecznych promieni i ciepła, słodka herbata. Kończy się herbata i czas mija a my musimy ruszać dalej. Pakujemy się i ruszamy początkowo dość łagodna ścieżką do campo alto. Po około półtora godziny docieramy do dość stromych skałek, którymi wspinamy się do góry. Wreszcie docieramy do campamento Nido de Condores na wysokości 5400 mnpm. Jest ciepły, słoneczny dzień a z campo widać Sajamę i Huyana Potosi. Zanim zajdzie słońce jemy gorący posiłek i zamykamy się w namiotach. Kilka godzin odpoczynku i budzimy się po północy. Gorąca herbata, paskudnie twarda z zimna i starości kanapka i około 1.30 ruszamy. Początkowo stromą granią, pokonujemy kilka małych szczelin i docieramy do pola niewielkich penitentów. Trawersujemy nieco w lewo by dotrzeć do grupy pośrednich szczytów. Pokonujemy je i wreszcie o 7.30 czasu lokalnego stajemy na szczycie Illimani 6462 mnpm. Wreszcie trochę słońca. Wieje paskudnie zimny wiatr więc robimy kilka zdjęć i schodzimy. W campo alto pakujemy plecaki i ruszamy do bazy gdzie zamierzamy nocować. Jednak Pedro, nasz porter zaprasza nas do swojego domu na kolację. Zgadzamy się natychmiast i schodzimy do wioski Pinaya. Tam czeka już na nas cała rodzina, a Pedro kilofem otwiera lokalne piwo. Smakuje wybornie, a Pedro tradycyjnie pierwszy łyk wylewa na ziemie jako ofiarę dla Pacha Mama. My tak pierwszy jak i ostatni łyk wlewamy do ust. Tradycyjna kolacja z ryżem i ziemniakami a dzieciaki Pedro zaczepiają nas nie dając zjeść w spokoju. Biedna wioska, skromne życie bez prądu i bieżącej wody, ale wszystko mnie zachwyca i cieszy tego dnia. Bawimy się z maluchami i plotkujemy z żoną Pedro o boliwijskich legendach. Choć legendy fascynujące to usypiają mnie bo to był dla nas bardzo długi dzień. Zasypiamy natychmiast po zachodzie słońca a ja z przyjemnością cieszę się pierwszą nocą bez mrozu. Rankiem wstajemy wcześnie aby zdążyć na autobus, który odjeżdża o 10. Razem z nami wstają dzieciaki. Włosy mają zmierzwione i trochę nadąsane z niewyspania buzie. Śniadanie jemy w izbie w której toczy się całe życie. Klepisko, mury z glinianej cegły i kryty trawą dach. Jedno łóżko w kącie na którym śpi cała rodzina i kominek z paleniskiem, w którym ogień pali się całymi dniami. Na ścianach kilka zdjęć i okulary, które Pedro z pewnością dostał od jakichś turystów. Na podłodze obierki od ziemniaków, worek kukurydzy i kilka garnków z wodą. Żona Pedro smaży mięso i krowi ser na śniadanie. Popijamy gorącą herbatę i wpatrujemy się w palenisko czekając na swój talerz z jedzeniem.
Pedro wraca z wioski i mówi, że musimy się spieszyć bo z Pinaya nikt dziś nie wybiera się do La Paz więc autobus nie przyjedzie i musimy zejść 4 kilometry niżej do mostu. Szybko się pakujemy, żegnamy z rodziną Pedro jak z bliskimi i ruszamy. Docieramy do skrzyżowania, z którego ma odjechać autobus i......czeka tam już kilka osób. Okazuje się, że autobusu dziś nie ma. "Jak to nie ma" - pytam. "Wczoraj była fiesta i kierowca nie jest w stanie prowadzić" - słyszę w odpowiedzi. Biorąc pod uwagę, że w Boliwii większość kierowców nie ma prawa jazdy i prowadzi po alkoholu, powinnam być pełna podziwu dla odpowiedzialności naszego kierowcy. Zrzucamy plecaki na zakręcie bo pojawia się nadzieja, że choć nie ma autobusu pojedzie do La Paz minibus, po który do wioski niżej zszedł jeden z czekających z nami Boliwijczyków. Mija jedna godzina czekania, druga i trzecia. Słońce praży niemiłosiernie a my czekamy.... i czekamy i ...czekamy. Wreszcie około 15.00 nadjeżdża z wielkim jękiem autobus. Udaje się nam kupić bilety i mamy nawet miejsca siedzące. Pakujemy się do autobusu i ruszamy. W kolejnych miejscowościach przybywa coraz więcej pasażerów. Obok mnie siada zasuszona Indianka z tradycyjnym tobołkiem na plecach i pięknym białym uśmiechem. W dodatku kiedy się uśmiecha na obu górnych jedynkach błyszczą dwie, "piękne", złote gwiazdki. Tobołka przez dłuższy czas nie zdejmuje i wciąż mam poczucie, że za chwilę będzie wysiadać. Jednak nie wysiada, ale kupuje od ulicznego sprzedawcy loda zawiniętego w woreczek foliowy. Zanim go zjada cały wielki portfel pakuje do biustonosza (w każdym razie w jego okolice), Natychmiast za portfelem wędruje też tam sztuczna szczęka. Przypuszczam, że ilość rzeczy które Indianki pakują pod swoje ubranie tłumaczy ich obfite kształty. Indianka po zjedzeniu loda lewym rogiem swojej szerokiej spódnicy wyciera usta. Uśmiecham się pod nosem bo to ten róg spódnicy który jest daleko ode mnie. Moja radość nie trwa jednak długo bo prawym rogiem spódnicy którym mocno przytula się do mnie wyciera swój nos. Po wszystkich tych kulinarno-higienicznych zabiegach Indianka robi się senna i coraz bardziej osuwa się na moją stronę. Indianka leży na mnie, na Indiance leży wielki jak na miejscowe warunki Indianin w kapeluszu a na Indianinie w kapeluszu leży uśmiechnięta młoda mama, która na plecach trzyma dziecko. Autobus zatrzymuje się na kolejnych przystankach ale do autobusu nikt już nie wsiada tylko wszyscy pakują się na dach. Razi mnie słońce więc zamykam oczy i nie widzę stromych zakrętów, które pokonujemy za każdym razem przechylając się mocno na bok i za każdym razem myślę, że się przewrócimy. Ale się nie przewracamy, nawet wtedy kiedy pęka nam opona. Do La Paz docieramy późnym wieczorem po ponad 6 godzinach drogi. Gdyby nie to, że byłam na szczycie pomyślałabym że cała przygoda z Illimani nigdy nie wydarzyła się naprawdę ;).

Zdjęcia

BOLIWIA / Cordillera Real / Wioska Pinaya / Chlodny poranek w wiosce Pinaya

Dodane komentarze

emski dołączył
13.12.2003

emski 2009-09-29 16:26:36

hey ...lubie czytac te twoje S American story dawaj wiecej widac ze masz gadane :-)) tym bardziej ze to o stronach ktore uwielbiam szczegolnie Pozdrowienia i walczcie dalej !!

emski dołączył
13.12.2003

emski 2009-09-29 16:26:20

hey ...lubie czytac te twoje S American story dawaj wiecej widac ze masz gadane :-)) tym bardziej ze to o stronach ktore uwielbiam szczegolnie Pozdrowienia i walczcie dalej !!

Przydatne adresy

tytuł licznik ocena uwagi
Odkryte 531 Strona opisująca podróże, głownie do Ameryki południowej. Znajdziesz tu opisy podrózy i informacje prakyczne

Strefa Globtrotera

Dział Artykuły

Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.

Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.

Jak dodać artykuł?

  1. Zarejestruj się w naszym serwisie - TUTAJ
  2. Dodaj zdjęcia (10 punktów) - TUTAJ
  3. Dodaj artykuł (100 punktów) - TUTAJ
  4. Artykuły są moderowane przez administratora.

Inne Artykuły

X

Serwis Globtroter.pl zapisuje informacje w postaci ciasteczek (ang. cookies). Są one używane w celach reklamowych, statystycznych oraz funkcjonalnych - co pozwala dostosować serwis do potrzeb osób, które odwiedzają go wielokrotnie. Ciateczka mogą też stosować współpracujący z nami reklamodawcy. Czytaj więcej »

Akceptuję Politykę plików cookies

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2001 - 2024 Globtroter.pl