Artyku y i relacje z podr y Globtroter w

Maroko 2006 - saharyjska przejażdżka > MAROKO, SAHARA ZACHODNIA


_slawek _slawek Dodaj do: wykop.pl
relacje z podróży

Zdj cie MAROKO / brak / Kasba Tadla / dzieci nalewające wodę13 lipca 2006 roku wsiadłem na prom płynący z hiszpańskiego Algeciras do Tangeru. W planie miałem objechanie północno – zachodnich krajów Afryki: Maroka, Sahary Zachodniej i Mauretanii.

Pasażerami promu w ogromnej większości były marokańskie rodziny emigrantów płynących w odwiedziny do swych rodzin. Dzieci wychowane na Zachodzie o wiele lepiej niż ich rodzice mówiły swobodnie po francusku i hiszpańsku.
Późnym wieczorem dopłynęliśmy do portu. Znalazłem mały hotel w starej części Tangeru.
Wczesnym porankiem wyszedłem na miasto nazywane wrotami Afryki. Architektura i charakter uliczek przypominały mi nieco Indie, ale było tu o wiele czyściej. Brakowało też charakterystycznego zapachu, który czuje się tylko na subkontynencie.
Europejczycy przyjeżdżali tu już w XIX wieku. Można było wyobrazić sobie dawny charakter miasta, pozbawionego kontroli władz, będącego po I wojnie światowej mekką dla przemytników, prostytutek, szpiegów i wszelkiej maści awanturników. W mieście panuje sprzyjający klimat; upał łagodzi wiatr wiejący od oceanu i letnie słońce nie jest tak dokuczliwe jak w głębi Maroka.



Przez 2 dni pobytu w mieście włóczyłem się po stromych uliczkach starej mediny, od której prowadził szeroki bulwar Hasana II. Ciągnął się w kierunku południowo – wschodnim, prowadząc do nowszej części Tangeru, gdzie budowano blokowiska.
Rankiem ze wszystkich stron miasta kobiety szły w kierunku portu i znikały w halach i budynkach. Nadbrzeże portowe, do którego doszedłem zdawało się wyludnione. Podróżując, lubię odwiedzać bazary i targi, gdzie najlepiej odczuwa się orient. Jest się bardziej anonimowym, bo wszyscy wokół zajęci są sprzedawaniem i kupowaniem. Azjatyckie bazary imponują zapachami i kolorami. Jednak bazar w Tangerze nieco mnie zawiódł. Nie można go było porównać z przepychem, jaki widziałem na przykład w irańskim Esfahanie. Być może powinienem przyjść tu wieczorem. Czułem już jednak głód poznawania nowych miejsc i nie chciałem zostawać dłużej w Tangerze.



Po ponad 5 godzinach jazdy pociągiem dotarłem do Fezu, który określa się jako jedną z ostatnich w świecie ostoi średniowiecznej cywilizacji. Francuzi, którzy kolonizowali Maroko rozbudowywali miasta najczęściej w pewnym oddaleniu od starych medin, które dzięki temu zachowały swój dawny charakter.



Miasto założono w początkach IX wieku; historyk Abu Bakr, żyjący 100 lat później pisał, że kiedy kopano fundamenty, na miejscu bagna zarośniętego krzakami znaleziono motykę, po arabsku nazywaną fas, dzięki czemu powstała nazwa miasta.
Stara część miasta to labirynt wąskich uliczek. Wychodziłem z hotelu bez mapy i całymi dniami gubiłem się, nie dbając o drogę, nie mając żadnego celu i nigdzie się nie spiesząc. Rzadko w podróży korzystam z jakichkolwiek przewodników. Być może w ten sposób omijam ciekawe turystycznie miejsca, ale też trafiam z takie zakamarki, do których dociera niewielu obcych.



Fez przez całe stulecia był polityczną i kulturalną stolicą Maroka. Odczuwałem silnie autentyzm tego miejsca i dobrze się tu czułem. Na pierwszy rzut oka nie widzi się problemów, z jakim boryka się medina; XIII wieczny system kanalizacyjny, który znajduje się na skraju zapaści i przeludnienie powodujące mnożenie się na zboczach wzgórz nowych dzielnic biedy.


Stan budowli starego Fezu jest także fatalny. Najbardziej niebezpieczne są wibracje, które powodują małe, ale liczne maszyny rzemieślnicze. W starej medinie mieszka i pracuje 200 tysięcy osób. Praca rzemieślników, jubilerów, złotników, garbarzy odbywa się tak samo jak przed wiekami. Od ćwierćwiecza UNESCO realizuje ambitny program renowacji feskiej mediny, utrzymanie jej średniowiecznego charakteru, przy jednoczesnym wzmocnieniu fasad.




Wraz z upływem dnia Medina stopniowo zapełnia się ludźmi. Najczęściej są to sprzedawcy z towarem, przygotowujący swoje kramy. Tu, z dala od oceanu, wyczuwa się już oddech Sahary. Najbardziej w godzinach południowych. Jedynie cień w wąskich przejściach pomiędzy wysokimi fasadami daje pewne wytchnienie. Apogeum handlu rozpoczyna się po południu, kiedy upał jest już bardziej znośny. Aż do zmroku trudno jest przecisnąć się przez tłum płynący jak rzeka w korycie wąskich uliczek.



O ile ludność napływowa osiedla się wokół starego Fezu, medinę zamieszkują wciąż stare rody, których męscy potomkowie dziedziczą rodzinne interesy; prowadzą przedsiębiorstwa handlowe lub pełnią funkcje w administracji publicznej.
Włócząc się uliczkami, dołączył do mnie kilkunastoletni naganiacz, który zaprowadził mnie na ostatnie pietro starego domu. Znalazłem się w sklepie z wyrobami ze skóry. Balkon wychodził na plac, który nie zmienił się chyba od setek lat. Ta średniowieczna farbiarnia i garbarnia – jedna z kilku w mieście – była dużą atrakcją turystyczną. Fotografując to miejsce zastanawiałem się, kto lepiej zarabia – ciężko pracujący mężczyźni w kadziach z cuchnącym moczem czy naganiacze, wyciągający pieniądze za doprowadzenie turysty na taras widokowy i opowiadający o tym miejscu.



Pod wieczór nad miastem przeszła burza, wznosząc tumany pyłu i śmieci. Po godzinie na niebie nie było po niej śladu, ale oczy mi łzawiły a między zębami czułem piasek.



Z Fezu udałem się do Casablanki. Ominąłbym to miasto, gdyby nie fakt, że tylko tam mogłem uzyskać wizę mauretańską. Oprócz romantycznie brzmiącej nazwy, podobno nie miałem się tam spodziewać niczego specjalnego.
Idąc z dworca do starej części miasta, natrafiłem na orszak weselny i pomyślałem, że to dobry znak.



Odwiedziłem kilka małych hotelików, zanim w końcu znalazłem wolny pokój w murach mediny. Otoczenie nie było ciekawe; mnóstwo małych, głośnych sklepików z tandetą, odzieżą i obuwiem oraz zaczepiający na każdym kroku handlarze. Nieco spokojniej było w innej części starego miasta. Jak się później dowiedziałem, z tych dzielnic ubóstwa rekrutowali się terroryści, między innymi zamachowcy – samobójcy, którzy w maju 2003 roku wysadzili w powietrze cudzoziemskie obiekty, zabijając ponad 40 osób. Slumsowe dzielnice ciągną się do brzegów Atlantyku, gdzie przy klifie góruje wysoki na 175 metrów minaret meczetu Hassana II. Ten najwyższy obiekt miasta jest darem narodu dla poprzedniego władcy z okazji jego 60. urodzin. Inauguracja świątyni odbyła się w 1993 roku a budowa pochłonęła 750 mln dolarów. Ażeby zdobyć fundusze, pracodawcy potrącali procent od zarobków pracowników a specjalni urzędnicy pobierali datki od każdej odwiedzonej przez nich rodziny.


Kręciłem się wokół meczetu, obserwując liczne rodziny, dla których było to idealne miejsce spotkań ze znajomymi i zabaw dzieci. Skala tego najwyższego na świecie obiektu sakralnego robiła wrażenie. Wspaniale dekorowane fasady przypominały czasem europejską Art Deco.


Przylegające do meczetu nadbrzeże to kąpielisko i miejsce zabaw marokańskiej młodzieży. Kiedy zobaczono, że filmuję, zaczęły się karkołomne popisy.



Centrum Casablanki to nowoczesne, szerokie ulice i gwar typowy dla zachodnich miast Europy. Wydawało się, że stare miasto przygniecione jest nowymi wysokościowcami. Załatwianie wizy w Mauretańskim Konsulacie trwało dwa dni. Odwiedziłem w tym czasie tętniący życiem port. Mężczyźni zajęci swoją pracą nie zwracali na mnie większej uwagi, dzięki czemu mogłem swobodnie filmować.



Ostatnia noc w hotelu. Kiczowata muzyka do późnych godzin późnych gwar za oknem. Cieszyłem się, że mam już wizę i mogę ruszyć dalej w drogę.



Dotarłem do miasteczka Kasba Tadla znajdującego się w połowie drogi pomiędzy Fezem a Marrakeszem. Nie miałem żadnej informacji o tym miejscu – przyciągnęła mnie jego nazwa. Kasba to forteca budowana głównie z ziemi, bez tynku i pokrycia. Nazwy miast w Maroku, w których znajduje się to słowo pochodzą często od głównych ogniw całych łańcuchów kasb, bastionów budowanych za panowania Mulaj Ismaila, króla z dynastii Alawitów.

W mieście rzeczywiście była forteca, ale murowana. Tradycyjne, bardziej romantyczne kasby – jak się później przekonałem – znajdowały się poniżej Marrakeszu, na terenie Atlasu. W obrębie murów znajdowało się osiedle małych biednych domków. Na zewnątrz znalazłem plac, gdzie rozkładali swoje kramy sprzedawcy. Miasteczko przypadło mi do gustu. Pozostałem tu trzy dni poddając się jego nieco sennej atmosferze.



Marrakech był oprócz Fezu najważniejszym miastem na trasie moje podróży przez Maroko.
Jeszcze 900 lat temu w tym miejscu, rozciągała się wielka pustynia.
Miasto zbudowane w połowie XI wieku przez przybyłych z Sahary Zachodniej nomadów, stało się z czasem stolicą imperium, które rozciągało się nie tylko na cały teren dzisiejszego Maroka, ale również na sporą część Algierii oraz Hiszpanii. Marrakech także dzieli się na dwie odrębne części: otoczoną wysokimi różowymi murami medinę oraz Gueliz. Podobnie jak w Fezie, wyruszałem rankiem, by całymi godzinami włóczyć się uliczkami, podglądając życie jego mieszkańców nazywających siebie Marrakshi. Doszedłem do miejsca, gdzie ostrzeżono mnie kilkakrotnie, że znajduje się w dzielnicy niebezpiecznej, gdzie nie przychodzi nawet policja. Kiedy usłyszałem słowo „terrorists” przekonało mnie to, by zawrócić.
Najbardziej popularnym miejscem miasta jest olbrzymi plac Jemaa El-Fna, który od północy zamykają bazarowe uliczki, od południa zaś meczet Kutubijja.
Plac po południu staje się wielkim, tętniącym życiem targowiskiem. Jedynie z tarasu pobliskiej restauracji na I piętrze można nienagabywany przez nikogo oglądać, co dzieje się na dole. Wszystko wydaje się być nastawione na turystykę. Muzycy gnawa, zaklinacze węży, sprzedawcy wody w swoich charakterystycznych strojach, magicy, akrobaci, wróżbici, opowiadacze, performerzy otoczeni przez tłumy gapiów, treserzy małp, nomadzi w błękitnych strojach siedzący nad swoimi kramami z egzotycznym afrodyzjakami i lekarstwami. Stoliki w oparach dymu, gdzie można zjeść głowę kozy z kuskusem lub ślimaki a zza wózków, na których zalegają tysiące owoców nawołują sprzedawcy soku pomarańczowego. Za samo zrobienie zdjęcia niemal każdy tutaj żąda zapłaty. Staram się więc filmować dyskretnie. Czuje się napiętą atmosferę, co po pewnym czasie męczy. Dźwięki bębnów wibrują i powodują szybsze bicie serca. Nie da się tutaj wytrzymać dłużej. Apogeum następuje po zachodzie słońca i szaleństwo trwa do późnej nocy. W tłumie gapiów pomiędzy turystami krążą oszuści i kieszonkowcy. Dla bezpieczeństwa zostawiam w hotelu kamerę i portfel.



Jedną z niewielu lektur dotyczących podróży, jakie przejrzałem przed wyjazdem były „Zagadki Maroka” Jeana Mazela. Dużą część książki stanowią efekty badań archeologicznych. Postanowiłem obejrzeć naskalne ryty, o jakich pisał autor i wczesnym rankiem pojechałem na jeden dzień na południe w góry Atlas do miejscowości Oukajmeden. Zimą jest to popularne miejsce odwiedzane przez narciarzy. Teraz wydawało się ono całkowicie wyludnione. Dzięki pomocy spotkanego mężczyzny, wśród spalonych słońcem brunatnych skał znalazłem ryty przedstawiające zwierzęta i abstrakcyjne znaki, do dziś stanowiące tajemnice dla ich badaczy. Ażeby lepiej je zobaczyć, polewałem czasem skałę wodą. Ryty pochodzą z bardzo różnych okresów. Najstarsze wydają się koła słoneczne, pochodzące z czasów, kiedy słońcu składano ofiary z ludzi. Nieco późniejsze, datowane na 5 i 4 tysiąclecie p.n.e. są ryty należące do tzw. epoki okrągłych głów a także bawołów. Co ciekawe, są one zawsze zwrócone w kierunku zachodu. Mazel pisze, że dotychczas w Maroku odkryto ich ponad 1000. Patrząc na te rozległe spatynowane słońcem wzgórza pomyślałem, że to jedynie mała część tych prehistorycznych dzieł sztuki, jakie wciąż skrywają te wspaniałe góry.



Postanowiłem część drogi powrotnej przejść pieszo. Kiedy schodziłem w dół, bardzo rzadko mijał mnie jakiś pojazd czy człowiek. Mała osada, przez jaką przeszedłem była oazą spokoju. Myślałem o ludziach, których życie tutaj niewiele się zmieniło przez całe wieki i pewnym sensie zazdrościłem im tej harmonii. Górskie widoki zapierały dech w piersiach. Tarasowe pola przypominały mi podnóża Himalajów w Nepalu.



Wróciłem do Marrakechu na krótko i wyruszyłem dalej na południe.



Przejechałem Atlas i o zachodzie słońca dojechałem do Ouarzazate, minąłem miasto i w pobliżu rzeki Dara znalazłem dogodne, zasłonięte od drogi miejsce na rozbicie namiotu. Cieszyłem się na myśl o tym, że w końcu prześpię się w takich warunkach.
Wczesnym rankiem spakowałem się i poszedłem obejrzeć stare fortyfikacje miasta, będącego niegdyś bazą Legii Cudzoziemskiej. Tutaj odczuwało się już charakter Maghrebu z typowymi dla południa Maroka kasbami, wyglądającymi jak ulepione z piasku.
Nowsza część miasta nie jest zbyt atrakcyjna dla turystów, choć powstała tu dobra baza hotelowo – restauracyjna. W pobliżu Ouarzazate, dzięki wspaniałym plenerom, wybudowano dwa studia filmowe.



Kolejną noc spędziłem już w małym hotelu w pobliżu dworca autobusowego i rano wyruszyłem autostopem do oddalonego 20 km Ait Benhaddou – najbardziej znanej marokańskiej kasby ulokowanej na wzgórzu. Tutaj między innymi kręcono hollywoodzką superprodukcję Gladiator.

Fortyfikacja ze ścianami z czerwonej gliny, misternie rzeźbionymi detalami i małymi oknami robi monumentalne wrażenie. Wzgórze, na którym rozciąga się kasba znajduje się na brzegu rzeki Mellah, teraz całkowicie wyschniętej Na niezorganizowane grupy turystów przy bramie wejściowej czatują młodociani przewodnicy, ale mi udało się jakoś przemknąć bez zaczepki i znalazłem się w opuszczonych wąskich uliczkach pomiędzy wciąż zamieszkanymi domostwami. UNESCO wpisało ten kompleks fortyfikacyjny na listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego.



Kolejnym miastem na mojej trasie był Agadir, gdzie przesiadłem się do autobusu jadącego już do Sahary Zachodniej jedyną drogą prowadzącą na południe tzw. Atlantic Road, która łączy Afrykę Północną z centralną częścią Czarnego Lądu.


Sahara Zachodnia to dawna hiszpańska kolonia na pustynnym zachodnim wybrzeżu Afryki. W 1975 roku została anektowana przez Maroko i do dziś czeka na plebiscyt, w którym ludność ma się opowiedzieć za niepodległością lub za unią z Marokiem. Tymczasem Marokańczycy rozbudowują miasta i swoją administrację.




Monotonny, pustynny pejzaż był zapowiedzią tego, co czekało mnie w najbliższym czasie. Autobus był wielokrotnie zatrzymywany przez patrole wojska i policji, podczas których skrupulatnie spisywano dane z mojego paszportu. Dojechałem do Dakhli – miasteczka będącego ostatnim przystankiem na drodze do granicy z Mauretanią. Klimat tego miejsca był już bardzo afrykański. Silne wiatry wiały od oceanu i nie było takich upałów jak w głębi lądu. Na ulicach przeważali ludzie w tradycyjnych obszernych strojach, które później wszędzie widziałem w Mauretanii. Mężczyźni w dara’a, kobiety owinięte w melhfy. Kiedy znalazłem tani hotelik okazało się, że moimi sąsiadami są dwaj mężczyźni, którzy jechali tym samym autobusem z Agadiru.



Zabrałem się z nimi ich samochodem. Podróż w klimatyzowanej, terenowej Toyocie kierowanej przez Maura o imieniu Bouh była rekompensatą za wielogodzinne trzęsienia w ciasnych autobusach. Mężczyzna znał angielski i przedstawił się jako przewodnik turystyczny. Towarzyszył mu dwudziestokilkuletni pomocnik – Ely. Uzgodniliśmy, że będę płacił z nimi na połowę za benzynę podczas drogi. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że spędzę z nimi niemal cały swój pobyt w Mauretanii.


Zdj cia

MAROKO / brak / Kasba Tadla / dzieci nalewające wodęMAROKO / brak / Atlas Wysoki / jak w Nepalu...MAROKO / brak / Fez / poranne sprzątanie ulicMAROKO / brak / Fez / sprzedawca dywanówMAROKO / brak / Ait Benhaddou / tu kręcono GladiatoraMAROKO / brak / Fez / uliczki starej medinyMAROKO / brak / góry Atlas / w drodze powrotnej z Atlasu WysokiegoMAROKO / brak / Ait Benhaddou / widok z kasbyMAROKO / brak / Fez / farbiarnia w FezieMAROKO / brak / Marrakech / scenka z placu Jemma el Fna

Dodane komentarze

brak komentarzy

Przydatne adresy

Brak adres w do wy wietlenia.

Strefa Globtrotera

Dział Artykuły

Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.

Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.

Jak dodać artykuł?

  1. Zarejestruj się w naszym serwisie - TUTAJ
  2. Dodaj zdjęcia (10 punktów) - TUTAJ
  3. Dodaj artykuł (100 punktów) - TUTAJ
  4. Artykuły są moderowane przez administratora.

Inne Artykuły

X

Serwis Globtroter.pl zapisuje informacje w postaci ciasteczek (ang. cookies). Są one używane w celach reklamowych, statystycznych oraz funkcjonalnych - co pozwala dostosować serwis do potrzeb osób, które odwiedzają go wielokrotnie. Ciateczka mogą też stosować współpracujący z nami reklamodawcy. Czytaj więcej »

Akceptuję Politykę plików cookies

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2001 - 2024 Globtroter.pl