Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
W drodze do Azure Window na Gozo > MALTA
maltaigozo.pl relacje z podróży
Ruszamy z okolic Saint Paul’s Bay do Azure Window na Gozo
Okolice Saint Paul’s Bay cieszą się wśród turystów ogromnym zainteresowaniem. Trudno się temu zresztą dziwić. Bugibba, Qawra czy Mellieha to miasta bezpieczne i spokojne, ale i dobre bazy wypadowe do każdego miejsca na wyspie, w szczególności zaś na popularną plażę Golden Bay na Malcie oraz na Gozo.
Cirkewwa – tu kończy się Malta a zaczyna droga promem na Gozo
To zdjęcie zrobiliśmy podczas pierwszego podejścia na Gozo. Deszcz zalewał nam obiektyw, a zbliżanie się do brzegu skutkowało rozchlapywaniem się wody na aparat, toteż przecieranie soczewki obiektywu działało mniej więcej przez 10 sekund. Do tego silny wiatr powodował, że próba ustawienia się do zdjęcia graniczyła z cudem, ale mamy nadzieję, że jakoś się udało zobrazować całą sytuację. Przemokliśmy podczas fotografowania wysokich fal i zamiast ruszyć w rejs suszyliśmy się w porcie. Drugie podejście tez nie doszło do skutku z powodu ogromnych korków, przez które straciliśmy sporo czasu stojąc w miejscu. Trzecie za to skończyło się wyczekiwaną wyprawą, jak się później okazało nie ostatnią.
Cirkewwa, Malta, Cirkewwa – tu kończy się Malta a zaczyna droga promem na Gozo, MALTA
Promy na Gozo odpływają z Cirkewwy. Wsiadając na prom nie uiszczamy opłaty. Dopiero w drodze powrotnej z Gozo na Maltę trzeba w kasie portowej kupić bilet w cenie 4,65 euro za osobę. Niedrogo bo na promenadzie w Sliemie jeden z pośredników innej linii proponował nam podróż statkiem na Gozo za 35 euro od osoby. To i tak jeszcze nie ostateczna cena bo za tę samą wycieczkę polski pośrednik kasuje 55 euro od osoby dorosłej i 21 euro od dziecka. Poza dowiezieniem i odebraniem z wyspy + przesadzeniem do autobusu dla turystów w cenie są takie luksusy jak trzydaniowy obiad na pokładzie i lampka wina lub szklanka wody. Biorąc pod uwagę, że naprawdę dobre wino można tam kupić już za 3 euro to ten luksus jest wyjątkowo kosztowny, ale jak powszechnie wiadomo, na wszystko jest kupiec.
Stałe połączenie na linii Cirkewwa (Malta) – Mgarr (Gozo) nie jest to wprawdzie prom, którym można podróżować z Polski do Szwecji, niemniej jednak nie jest to też tratwa. Zamknięty pokład ze sklepem i kawiarnią doskonale sprawdza się zimą, natomiast dwupiętrowy taras widokowy latem. Prom zabiera na pokład sporą ilość samochodów oraz obiektów westchnień viktorowców, harleyowców, i innych dwukołowców. Trzeba przyznać, że na Malcie i Gozo są idealne warunki do realizowania się w pasjach motocyklowych, co też widać na ulicach.
Sklepik promowy jest tani. Za dwie kawy płaciliśmy 2,5 euro. Pastizzi zaś 30 centów. Chipsami i batonikami się nie zajadaliśmy, ale wybór również był spory. Miejscowi często popijali piwko Cisk ze stylowych plastikowych kubków. Miejsce jest naprawdę całkiem dobrze zaopatrzone, jak na taki krótki kurs. Co więcej kolejka zdaje się nie mieć końca. Nie wiadomo czy ludzie stoją tam za czymś dla zabicia czasu czy z faktycznej potrzeby.
Cirkewwa, Malta, My na Gozo, a oni na Maltę, MALTA
Odbijamy z portu w Cirkewwie
Rejs promem trwa około 25 minut. Chętnych na podróż jest wielu, ponieważ Gozo Channel Company to regularny i stosunkowo tani przewoźnik. Tutejsi i podróżni dojeżdżają do portu z całego kraju. Bezpośrednie połączenia odchodzą zarówno ze stolicy, jak też z lotniska. My korzystaliśmy najczęściej z linii X1 oraz 221. Dwóch panów liczy pasażerów przy przekraczaniu bramek i bezpośrednim wejściu na prom odliczając klikerem uprzywilejowanych, którzy wejdą na pokład. I tu może nas spotkać odmowa wejścia na pokład z powodu załadowania promu. Kolejny za 45 minut… Co prawda nikt nas nie zawrócił do poczekalni, ale zdarzyło nam się przyjść po zamknięciu bram i obserwowaliśmy odpływający prom a potem czekaliśmy 45 minut na kolejny.
My na Gozo, a oni na Maltę
Mimo, że promy odchodzą często (co 45 minut) to ludzie zachowują się tak, jakby pływały raz na rok. Parę minut przed przybiciem promu w jedną czy drugą stronę widać było zmasowany ruch tubylców (zorientowanych w klimacie) i polegał on na tym, że w miejscu, w którym miała się otwierać klapa głównego gate’u promu (ważne, żeby nie pomylić stron) koncentrował się dziki tłum. Za pierwszym razem zastanawialiśmy się czemu to ma służyć, natomiast już po wyjściu zorientowaliśmy się, że mniej więcej chodzi o to samo, co w liniach lotniczych Ryanair, czyli kto pierwszy ten lepszy. Problem polegał na tym, że po zejściu na ląd trzeba wsiąść w autobus by jechać dalej. Niestety autobus ma ograniczony limit pasażerów i jest to bezwzględnie przestrzegane, przynajmniej jak dotychczas, jeśli chodzi o słynną linię autobusową Arriva, której dni na Malcie jak się zdaje są policzone (wszystkie dotychczasowe przewodniki biorą w łeb). Nigdy nie wiadomo czy właśnie wtedy, gdy postawimy stopę w progu autobusu kierowca nie zakomunikuje nam, że jest już pełny i nie ma dla nas miejsca (słyszeliśmy to i widzieliśmy nie raz i nie był to wysoki sezon, lecz zima!) Poza tym autobusy z daleko wysuniętych od centrum kraju punktów kursują średnio dwa razy na godzinę i perspektywa oczekiwania na kolejny może podnieść ciśnienie nawet najbardziej cierpliwej jednostce. No chyba, że użyje się fortelu w skrajnie ekstremalnej sytuacji, ale o tym nieco niżej, gdy piszemy jak sobie zwiedzaliśmy Gozo za free autobusem Sightseeing :-P
Cirkewwa, Malta, Odbijamy z portu w Cirkewwie, MALTA
Widok z promu na okolice Comino
Dwóch Polaków oparło się o barierkę mlaskając, jakież to cudne widoki się rozpościerają przed nimi i zaczęli dywagować, co to jest za wyspa przed nimi? Czy to jest może Gozo, czy „Camino”. (Całkiem niedawno mieli do czynienia z jakąś wyprawą hiszpańskojęzyczną). Snuli przy tym jednakowo ciekawe rozważania czy owo coś, co przed nimi się znajduje jest zamieszkałe czy nie i wspólnie doszli do wniosku, że jednak jest zamieszkane bo jest zadbane i czyste. Tu trzeba dodać, że owo „Camino”, tudzież Gozo to w istocie Comino, wyspa słynąca z kminku i istotnie prawie niezamieszkała. Jedynie w sezonie otwiera się dla turystów znajdujący się na wyspie 4-gwiazdkowy hotel „Comino” przy San Niklaw Bay. Również wtedy można wyspę zwiedzić wysiadając z rejsu, który przewiduje taką możliwość, gdyż zimą rzadko się zdarza, aby ktoś wybierał się na pieszą wycieczkę po Comino. Na wyspie znajduje się Wieża Św. Marii oraz wspomniany hotel, który zamieszkuje jedna rodzina. Powierzchnia wyspy to 2,784 km². Zimą turystów odstraszają wysokie fale i silny wiatr a latem brak cienia. Oblegana jest za to Blue Lagoon – cieśnina między Comino i Cominotto olśniewająca bajkowo krystaliczną wodą. Organizowane są w te rejony specjalne rejsy. Szczególnie popularne wśród amatorów nurkowania i snorkelingu. Wyspy Comino i Cominotto mijamy w drodze na Gozo. Znajdują się po prawej stronie burty. Najczęściej wtedy turyści robią sobie zdjęcia na tle wysp próbując wycelować w Błękitną Lagunę.
Sam rejs promem jest przyjemny. Nie odczuwa się jakoś szczególnie kołysania promu, gdy siedzi się na pokładzie popijając kawkę. Inaczej jest, gdy chce się zrobić zdjęcie z czoła promu. Tam wiatr jest najsilniejszy. Przemieszczaliśmy się po promie w czasie pierwszego rejsu robiąc zdjęcia okolicznego krajobrazu i często mieliśmy problem z utrzymaniem się na pokładzie. Co ciekawe o tej porze roku spora liczba amatorów fotografowania znajdowała się właśnie na dziobie wykonując przy okazji brawurowe akrobację by utrzymać się na nogach i zrobić przyzwoite zdjęcie, tudzież słitfocie na Facebooka.
Tuż po dobiciu na Gozo w porcie Mgarr
Po mniej więcej dwóch minutach od wyjścia z promu znaleźliśmy się w porcie Mgarr. Rzecz jasna, jak to w takim miejscu napastowali nas taksówkarze, że nas podwiozą tu i ówdzie (do Victorii za 5 euro) i pośrednicy sprzedający bilety do turystycznego autobusu Sightseeing. Za pierwszym razem po wylądowaniu na Gozo (jak to my) postanowiliśmy rozejrzeć się i pójść pieszo. Musimy tutaj okazać skruchę i stwierdzić, że spacer z Mgarr w kierunku Victorii (stolicy wyspy) nie jest zbyt pasjonujący. Toteż przy drugim udanym lądowaniu na Gozo postanowiliśmy skorzystać z powszechnie pożądanego środka komunikacji tubylców i nie tylko, czyli autobusu Arrivy. W tym konkretnym przypadku z linii 301. Po wejściu do autobusu poprosiliśmy o zakup biletu jednodniowego (na Gozo nie obowiązują bilety czasowe z Malty, dlatego kupiliśmy jednodniowy za 2,60 euro). Jako, że byliśmy w czubie kolejki na przystanku tuż przy wyjściu z portu nie musieliśmy się martwić o to, że nas kierowca nie zabierze i tak tez się stało. Tego szczęścia nie mieli Ci, którzy czekali na kolejnym przystanku w Mgarr. Pozostało im czekać godzinę na kolejny bo 301 z Mgarr do Victorii odjeżdżają raz na godzinę… Po około 15 minutach wysiedliśmy na zajezdni w Victorii i szczerze wszystkim polecamy to miejsce, jeśli chodzi o dalszą komunikację po wyspie. Wprawdzie nie wiadomo jak po bankructwie Arrivy będą funkcjonowały autobusy na Malcie, ale możemy założyć ze Victoria wciąż pozostanie tym miejscem, z którego najłatwiej można znaleźć połączenie do pozostałych punktów wyspy. Jednocześnie trzeba być świadomym faktu, że z Victorii można dojść pieszo w ciągu kilku godzin a nawet kilkudziesięciu minut w każde z miejsc tej wyspy. Dla porównania Gozo (67 km2) zajmuje porównywalną powierzchnię do Piotrkowa Trybunalskiego lub Bytomia, i nieco więcej, niż połowa Torunia. Trzeba również wziąć pod uwagę dość nieoczywisty fakt, że Gozo podobnie jak Malta to wyspy o dość zróżnicowanej wysokości terenu. Mimo, że wysokości wzniesień nie są duże to jednak podejścia i zejścia zarówno ścieżkami jak i ulicami są strome a tym samym wymagają sporego wysiłku fizycznego. Tak więc planując spacer, czy pieszą wędrówkę po Malcie i Gozo należy brać pod uwagę nie tylko odległość, ale i dodatkowy wysiłek wynikający z pokonywania wzniesień. Pamiętajmy o dobrym obuwiu i wodzie.
Azure Window w Dwejrze na Gozo
Warto rozpocząć podróż po Gozo właśnie od tego miejsca i zatrzymać się tu dłużej, niż tylko na błyskawiczne pstryknięcie zdjęcia. Najłatwiej dostać się tu bezpośrednim autobusem z Victorii (nr 311). Azure Window to najpopularniejsza atrakcja turystyczna na Gozo. Przyciąga turystów zarówno zimą, gdy fale spektakularnie rozbijają się o skały oraz latem, gdy przez naturalnie wyrzeźbione w skałach okno można podziwiać nieskończony błękit morza, a także przepłynąć się naturalnym korytarzem. Zjawiskowa formacja skalna powstała w wyniku niszczenia skał spowodowanego żywiołami; wodą, słońcem, czy wiatrem. Na zdjęciu widać, że „okno” jest z lewej strony uszczuplone o fragment, który odpadł w czerwcu 2012 roku. Jeśli przyjrzycie się zdjęciu (powiększycie je) to zauważycie, że „dach” Azure Window nosi ślady pęknięcia, zatem może się tak zdarzyć, że lazurowe okno za jakiś czas, a może nawet szybciej, niż myślimy nie będzie już oknem. Oby tylko nie stał na min wtedy jakiś żądny hardcorowego zdjęcia turysta. Widzieliśmy i takich. Zauważyliśmy, że turyści podróżujący autobusami Sightseeing mają w zdecydowanej większości podobne i specyficzne podejście do zwiedzania. Polega ono na błyskawicznym wyskoczeniu z autobusu, dzikim pędzie w miejsce z najlepszym widokiem okolicy, pstryknięciu słitfoci i powrocie do autobusu na tyle wcześnie by odjechać tym samym, którym przyjechali. Ci, którzy decydują się cieszyć urokami miejsc przez 30 lub 45 minut (do czasu przyjazdu kolejnego autobusu) to mniejszość. Takie „zwiedzanie” kosztuje 17 euro od osoby. Temat potraktujemy osobnym postem bo naprawdę warto.
Lazurowe Okno tuż przed potężną ulewą
Jakie są widoki z Dwejry to już wiecie, więc przejdźmy do opisania ludzi i zaplecza turystycznego w okolicy, bo to jest bardzo interesujące i zabawne. Otóż trzeba wyraźnie zaznaczyć, że jeśli wybieracie się podziwiać Lazurowe Okno w Dwejrze to koniecznie musicie zaopatrzyć się w swój własny prowiant :-) Wygląda bowiem na to, że największa atrakcja turystyczna Gozo jest prawdopodobnie „okupowana” przez kogoś w rodzaju polskiego odpowiednika „znajomych burmistrza”, tudzież wójta. Nie mogliśmy się nadziwić, że w tak atrakcyjnym i popularnym miejscu (przynajmniej zimą) funkcjonuje tylko jedna jedyna knajpa, w której można coś zjeść i czegoś się napić a przede wszystkim znaleźć schronienie przed wiatrem i deszczem. Przystanek autobusowy bowiem nie jest zadaszony, zaś w okolicy nie bardzo można znaleźć cokolwiek gdzie można się schować.
Dwejra, Azure Window, Gozo, Ruszamy z okolic Saint Paul’s Bay do Azure Window na Gozo, MALTA
Trzeba również dodać, że przestrzeń wokół Lazurowego Okna jest naprawdę duża. Toteż silny wiatr i ulewa w ciągu paru sekund mogą doprowadzić nas do stanu, w którym marzymy, by się gdzieś schronić. Autobus natomiast odjeżdża raz na godzinę…
Azure Window Wine Bar & Restaurant Widok „przez łzy”
na Inland Sea na Gozo
Powracając więc do zwyczajów panujących w knajpie o nazwie Azure Window Wine Bar & Restaurant chcemy powiedzieć, że doświadczyliśmy czegoś niezwykłego, co na około godzinę przeniosło nas w czasy socjalizmu, tudzież scen z filmów Barei. Otóż management knajpy, jak i obsługa prawdopodobnie świadomi monopolu swoich usług, jak również popytu przewyższającego podaż (trzeba dodać, że turystów mimo pory roku było naprawdę sporo) przywitała nas krótką piłką tuż przy wejściu po uchyleniu drzwi knajpy (należy nadmienić, że nie sposób było nie zauważyć, że do knajpy wbiegliśmy pędem, bowiem lało się nam na głowę, jak z cebra). Pani w granatowym, brudnym polarku bez przywitania się, czy czegokolwiek w maltańskim stylu, skierowała do nas proste pytanie: jecie czy pijecie? Bo jeśli pijecie to miejsca są przy drzwiach (wskazała na plastikowe krzesła i stoły bez nakryć) a jeśli jecie to możecie wejść dalej (i tu wskazała w głąb sali na elegancko nakryte stoły). Otóż, w tej chwili konsternacji jedyna rozsądna odpowiedź, która przychodziła nam do głowy była następująca: – To może się zastanowimy jak obejrzymy menu. Pani skomentowała to natychmiastową ripostą – Najpierw się zastanawiacie, potem siadacie. Jako, że nie chcieliśmy się poczuć gorsi, niż Ci, którzy dostąpili zaszczytu siedzenia w głębi sali, zaś miejsca przy plastikowych stołach były puste, postanowiliśmy zająć te bardziej nobilitowane w nadziei, że ten prestiż nam się opłaci przynajmniej w takim sensie, że coś dobrego i ciepłego zjemy bo i taki właśnie mieliśmy zamiar wchodząc do knajpy przemarznięci i wygłodniali. Z racji zajętego miejsca w sali zasłużyliśmy na podanie karty menu, z której postanowiliśmy wybrać coś typowego dla Gozo przynajmniej z nazwy i zamówiliśmy pizze Gozitiana w cenie ok. 7 euro. Jakież było nasze zdziwienie gdy podano nam pizzę, gdzie zasadniczym motywem były wielkie plastry grubo pokrojonych ziemniaków okraszone trzema oliwkami i dwoma kawałkami anchovies, a smród był taki jakbyśmy dostali śniętą rybę. Dość szybko zorientowaliśmy się, że raczej nie jest to pizza a la Gozo przynajmniej jeśli chodzi o zapach. Niemniej postanowiliśmy skosztować tego specyfiku no i… zaczęło się. Nie musieliśmy się komunikować słownie, wystarczyła wymiana spojrzeń między nami. Po prostu smakowało tak, jak wyglądało, czyli obrzydliwie. To był pierwszy jedyny raz na Malcie czy Gozo, gdzie nie dokończyliśmy podanego jedzenia. Najzwyklej w świecie nie dało się bo czuliśmy oboje, że zwymiotujemy jeśli przełkniemy jeszcze choćby jeden kęs. W tym miejscu warto dodać, że wiemy jak smakują pizze na Malcie i wiemy też jak powinno smakować anchovies. Trzeba jeszcze zrobić pewien wtręt, że nasza antykakofonia zmysłów kulinarnych została wzbogacona dodatkową atrakcją, mianowicie wizualno-sensoryczną. Otóż, gdy przystąpiliśmy do konsumpcji owej pizzy naszym oczom ukazała się kolejna niewiarygodna scena. Wyglądało na to, że podobnież jak my grupa turystów z brytyjskim akcentem zawitała do knajpy i po typowym jak się zdaje dla tej knajpy powitaniu przez managera zajęła miejsca przy plastikowych stolikach. Okupowane przez nich trzy stoły uginały się od piwa i kawy a zasiadło dookoła nich około 15 osób. Chwilę potem manager albo właściciel (w każdym razie ktoś ważny) podszedł do drzwi wejściowych i wydawało nam się, że sprawdzał, czy drzwi są na tyle dobrze zamknięte, że silny wiatr nie otworzy ich a wraz z tym nie zaleje klientów siedzących przy wejściu deszczem. Trzeba dodać, że pomiędzy szczelinami okien z pleksi, połączonych naprędce czymś w rodzaju taśmy samoprzylepnej przeciekała woda a i drzwi nie były szczelne, co tłumaczyłoby zachowanie managera. Niestety chwilę później przekonaliśmy się, że źle to zinterpretowaliśmy. W pewnej chwili klienci z brytyjskim akcentem zaczęli głośno krzyczeć wołając managera, który wówczas był na zapleczu. Okazało się, że przed wejściem do lokalu stała kilkuosobowa grupa turystów, którzy przemoknięci i zmarznięci uciekali przed ulewą do jedynego schronienia w okolicy, czyli knajpy. Siłowali się z drzwiami, które nijak nie chciały się otworzyć a siarczysty deszcz potęgował ich panikę i siłę z jaką dobijali się do środka. Brytyjczycy nie czekając na managera odbezpieczyli drzwi i wpuścili turystów do środka nawiązując z nimi serdeczny dialog. Tej akcji ratunkowej przyglądały się kelnerki, które ukradkiem lukały na drzwi udając, że jako jedyne na sali niczego nie widzą i nie słyszą, jednocześnie przywołując managera, który najprawdopodobniej utknął w toalecie. Zdążył jednak zajść drogę przemokniętym turystom i zadał klasyczne w tym miejscu pytanie. Turyści byli lekko zdezorientowani i zapytali co jest do jedzenia. Manager odpowiedział, że pizza i usłyszał szybkie – bierzemy. Turystom było wszystko jedno co biorą, byle tylko się schronić i osuszyć. Przyszło im jednak oczekiwać na pizzę stojąc przy drzwiach do knajpy. W rzeczy samej podaną im ją na wynos:-) Widać było, że cała sytuacja wzburzyła Brytyjczyków siedzących przy plastikowych stołach.
Ale wróćmy do nas, bo ciągle jeszcze tam tkwiliśmy i wypatrywaliśmy autobusu, który lada chwila powinien był zatrzymać się na przystanku i zabrać pasażerów. Szykowaliśmy się więc jedną nogą do wyjścia. Jedno z nas miało wyjść na ulewę i w razie przyjazdu autobusu poprosić kierowcę aby poczekał, a drugie poprosiło o rachunek i zajmowało stolik na wypadek, gdyby przyszło nam tam jeszcze godzinę czekać na kolejny autobus. W pewnej chwili zauważyliśmy wzmożony ruch przy drzwiach wejściowych, co by oznaczało, że nie tylko my wypatrujemy transportu. W czasie, gdy jedno z nas wyszło na zewnątrz, żeby upewnić się gdzie jest autobus drugie zapłaciło rachunek i czekało na sygnał, czy siedzimy jeszcze godzinę przy ledwo napoczętej pizzy, czy wybiegamy. Pani kelnerka chyba wyczuła klimat, bo zwinęła wszystko z naszego stolika zaraz po poproszeniu o rachunek. Uprzedziła nasz sprytny plan i sprawiła, że nie tylko nie było do czego wracać, ale i przy czym siedzieć. Jej błyskawiczne reakcje muszą być wynikiem doświadczenia. Gdyby nie to, że udało nam się znaleźć alternatywny transport do portu doświadczylibyśmy wypraszania nas z knajpy lub ponownego stawiania ultimatum: zamawiacie albo wychodzicie. Choć może to się wydawać nieprawdopodobne – tak było. Całe szczęście nie musieliśmy się z tym mierzyć, ale chętnie stawilibyśmy czoła takiej sytuacji bo smak pizzy i obsługa dały nam się w kość i naturalną reakcją było odreagowanie, zwłaszcza, że zaczęła nam się już odbijać ta pizza. Po autobusie nie było ani śladu a jakaś kobieta zagadała do nas po angielsku mówiąc, że jeśli czekaliśmy na autobus to poczekamy jeszcze godzinę bo przejechał jak gdyby nigdy nic i nawet nie zatrzymał się na przystanku widząc, że nikt na niego nie czeka. Na pewno trudno się było kierowcy domyślić, że w ulewie ludzie czekają w zadaszonych miejscach. Cóż… Wyruszyliśmy więc w deszczu na stopa. Pierwsze auto nie zatrzymało się, ale ochlapało całą trójkę i wtedy okazało się, że nasza współtowarzyszka też mówi po polsku. Postanowiliśmy wspólnie wrócić do knajpy bo marne były szanse na stopa dla trzech osób. No i teraz trzeba by rozdzielić nas, przynajmniej jako autorów tego wpisu. Powiedzmy, że ja czyli Kasia z pozycji obserwatorki mówię co widzę. Stojąc na skraju drogi z chwilę wcześniej poznaną Moniką (wolontariuszką przebywającą od tygodnia na Gozo) przyglądam się jak mój kochany mąż żywo gestykulując rozmawia z kierowcą autobusu turystycznego Sightseeing, który właśnie przyjechał po turystów (nie mylić z autobusem Arrivy). Po chwili wychodzi uśmiechnięty i kiwa na nas ręką zapraszając do autobusu. Wbiegłyśmy więc do środka szczęśliwe, że w końcu przestało nam lać na głowę i ogarnęło nas odczuwalne ciepło. W ten sposób zwiedziliśmy całe Gozo (jak się okazało za darmo) przy okazji przyglądając się zwyczajom panującym w tego rodzaju autobusie, jak i obserwując widoki na zewnątrz. Gdy wysiedliśmy w porcie zapytałam mojego męża dlaczego właściwie przejechaliśmy tę trasę za darmo. No i odpowiedź mnie powaliła. Otóż, mój mąż wyznał mi, że chcąc zrobić wrażenie na kierowcy by nas zabrał doszedł do wniosku, że musi mu powiedzieć coś niekonwencjonalnego, jak na warunki maltańskie. Powiedział mu, że uciekł nam przed chwilą autobus, straszliwie mokniemy, ale przede wszystkim – mam tu 2 kobiety, za które się czuję odpowiedzialny. Jedna to moja żona, a druga to jej dziewczyna. No i z relacji mojego męża wynika, że zobaczył takie zdziwienie na twarzy kierowcy, jakby zobaczył ducha. Po prostu nic nie powiedział, otworzył szeroko usta i tylko wskazał ręką, że mamy wsiadać razem w trójkę. Monika do dziś o tym nie wie. Tu trzeba dodać, że do niedawna, bo bodaj do 2011 roku na Malcie obowiązywało prawo niezwykłe wręcz, jak na współczesne standardy, mianowicie małżeństwo raz zawarte nigdy nie mogło być unieważnione. Mówiąc krótko to był do niedawna jedyny kraj w Europie, w którym rozwodów w ogóle nie brano pod uwagę i nie istniało takie pojęcie jak rozwód. W tym kontekście można się domyślać, że kierowca wspomnianego autobusu po prostu wprowadzony w stan „braku dostępu do zasobów” postanowił wykonać gest, który w jakimś sensie pozwolił mu złagodzić jego dysonans poznawczy. I dzięki temu dotarliśmy szczęśliwie do portu a stamtąd na Maltę.
Chcielibyśmy osobny akapit poświęcić Monice, która poznaliśmy w czasie naszej wyprawy do Azure Window. Z Moniką bardzo szybko nawiązaliśmy taki bezpośredni i ludzki kontakt w autobusie Seeseightsing. Powiedziała nam o swoich motywach przyjazdu na Maltę, a później na Gozo. Z jej relacji wynikało, że jest w jakimś bardzo ważnym punkcie swojego życia. Powiedziała nam, że mogłaby pojechać właściwie w każde inne miejsce na świecie, ale czuła, że musi przyjechać właśnie tutaj. W przeciwieństwie do nas nie była nastawiona na odkrywanie Malty, lecz na duchowe wyciszenie i uświadomienie sobie swojej wartości, rzeczywistych potrzeb, celu w życiu, jego sensu. Z tych też powodów wybrała dość osobliwą formę pobytu na Malcie, mianowicie ściśle związaną z wolontariatem w ramach oferty międzynarodowej organizacji Work Away (łatwo odnajdziecie to w google). Opowiedziała nam przy okazji o tym jak wygląda taki wolontariat i z jakimi przeciwnościami musi się mierzyć. Szczerze ją podziwiamy za siłę ducha, która pozwala jej przetrwać w warunkach, które sobie świadomie wybrała. Otóż, każdego dnia roboczego pracuje ok. 5-6 godzin przy wybranym projekcie (mogą to być wszelkie prace domowe, praca z końmi, opieka nad starszymi), w jej przypadku była to praca ze zwierzętami, właściwie z bydłem. W zamian za pracę (za którą nie otrzymywała wynagrodzenia) ma zapewniony darmowy posiłek oraz miejsce do spania, tutaj dosłownie miejsce bo teren pod namiot, w którym śpi w pełnym rynsztunku w czasie wilgotnej maltańskiej zimy. Co do prysznica to, o ile jest dobra pogoda korzysta z kąpieli pod chmurką (pełen szacun) i jak wspominała nie codziennie ma ochotę na ten luksus i zdarza się jej chodzić brudną (choć nie było po niej tego widać). Dla Moniki Malta pod kątem turystycznym mogła właściwie nie istnieć. Nie zwiedzanie, lecz praca nad sobą była jej celem i tu odnalazła warunki do tego. Zaciekawiła nas swoją opowieścią i przybliżyła ideę Work Away. W sumie jest to ciekawa alternatywa na tanie zwiedzanie, bo trzeba pamiętać, że nie wszystkie oferty są tak hardcorowe i podczas, gdy dziś przeglądaliśmy oferty wolontariatu na Malcie znaleźliśmy 6 zaproszeń, między innymi takie, w którym osoba z Malty proponowała komukolwiek, kto mówi w innym języku wakacyjny pobyt w zamian za nauczenie podstaw tego języka. Wybór jest więc ogromny i co więcej niczym nie ograniczony, gdy chodzi o miejsce na ziemi, w którym pragnie się odbyć wolontariat. Malta może być zatem świetnym przystankiem dla osób, które poszukują wycieczki wgłąb siebie. Na koniec tego wątku przesyłamy Monice pozdrowienia bez względu na to gdzie się teraz znajduje.
Malta/Gozo, Malta, Widok z promu na okolice Comino, MALTA
Zimowy widok tuż przy Azure Window
Zanim lunęło zdążyliśmy zrobić kilka zdjęć. Wiecie już zatem jak wyglądał nasz ostatni dzień 2013 roku. Potem już tylko szampańska zabawa na placu w Valletcie przy złotych hitach, rozkręcających towarzystwo DJ-ach i lokalnym piwie pociąganym słomką z plecaka, ale o tym w osobnym wpisie.
Kliknij na mapę zamieszczoną pod opisem, aby zobaczyć szczegóły. Po kliknięciu w znacznik wyświetlą się informacje na temat połączeń na trasie, czasu podróży, numerów autobusów, etc. Przedstawiona na poniższej mapie trasa dotyczy najszybszego połączenia np. samochodem, motocyklem lub przyśpieszoną linią Arrivy (np X1). My zdecydowaliśmy się na linię 221, gdyż przystanek mieliśmy bliżej naszego hotelu, no i z linii tej mieliśmy okazję do częstszego zatrzymywania się na trasie. Pamiętajmy, że decydując się na linię przyśpieszoną Arrivy podróż wprawdzie przebiega szybciej, ale za to odległości pomiędzy kolejnymi przystankami są znacznie większe. Linia 221 w większości jednak przebiega trasą zobrazowaną poniżej. Ostatnio przeczytaliśmy w prasie maltańskiej (grudzień 2013), że w pierwszym kwartale 2014 roku prawdopodobnie nastąpi rozwiązanie linii Arriva na Malcie i Gozo a to może oznaczać gruntowne zmiany w sposobie kursowania autobusów. Ponieważ wybieramy się na Maltę jeszcze przed sezonem letnim obiecujemy zaktualizować informację na temat nowej komunikacji autobusowej na Malcie i Gozo. Tak więc zapraszamy do śledzenia naszej strony.
A tak sobie podróżowaliśmy komunikacją maltańską
https://mapsengine.google.com/map/edit?hl=pl&authuser=0&mid=zTpIa5zEfrAg.kWmktjn2JeS0
P.S. Knajpka, o której piszemy ma dobre opinie na FB, niemniej jednak my poznaliśmy ja od tej najgorszej strony. Do dziś mamy niesmak w ustach na samą myśl o fetorze, jaki się wtedy rozchodził.
Niecierpliwych zapraszamy do obejrzenia ich jeszcze dziś na naszym blogu www.maltaigozo.pl
Dodane komentarze
Przydatne adresy
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.