Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
Korsyka - Turystyczny "Rajd" Korsyki 2007 > WłOCHY, FRANCJA
cubikon relacje z podróży
Prawie 1000km przez Korsykę, Bastia-Cap Corse-Calvi-Porto-Corte-Ajaccio-Bonifaccio-Bastia plus nieco Europy kontynentalnej (Wenecja w jedną stronę i jezioro Garda z powrotem).
22.06.2007
Wyjazd z Warszawy, po drodze drobne zakupu w Krakowie i spotkanie ze znajomymi, u których nocujemy.
23.06.2007
W miarę wcześnie, ok. 8 godziny wyruszamy. Kierunek to Czechy – Słowacja – Austria – Włochy. Za Cieszynem nieco strat czasowych na drogach czeskich. Słowacy z miesiąca na miesiąc usprawniają infrastrukturę (aczkolwiek my niestety większość Słowackich autostrad widzimy, co najwyżej w budowie) i jest już naprawdę nieźle. W Cieszynie jeszcze kupujemy winietę na Słowackie autostrady (17,50 PLN). Winieta 10-dniowa na Austrię to koszt 7,80 €.
Za całe 23 € jemy świetne jedzenie przy autostradzie w okolicach Klagenfurtu. Noc spędzamy na autostradzie śpiąc całkiem nieźle na parkingu w samochodzie, tym lepiej, że po małym winku za 5 €, oszczędzając tym samym 80€ za noc w dwuosobowym pokoju w przyautostradowym motelu.
24.06.2007
Nie ma na co czekać, zwijamy nasz cygański tabor i jazda. Kierunek – Wenecja. Na moment zatrzymują nas jednie włoskie bramki autostradowe (10,90 € od granicy do Wenecji). W samej Wenecji podążając za oznakowaniami dość łatwo trafiamy na parking Tronchetto, gdzie zostawiamy samochód (12 € za 3h postoju). Mało interesującymi ulicami pieszo po 15 minutach docieramy do Piazza la Roma (z parkingu jedzie niby bezpośrednio autobus ale jeden nam właśnie uciekł, a na drugi musielibyśmy zbyt długo czekać), skąd za 12 € (6 €/os) bierzemy wodną taksówkę na Plac św. Marka. Sympatyczna przejażdżka (a w zasadzie „przepływka” ) po Canale Grande.
Jakimś cudem nie pogubiliśmy się wzajemnie w gigantycznym tłumie turystów, strzelamy kilka obowiązkowych fotek i wracamy piechotą. Po drodze spożywamy fastfoodową pizzę (16 €), kupujemy souvenirową prawdziwą maskę wenecką (5 €) błąkając się po prawdziwym labiryncie uliczek kilka razy trafiając na ślepą i jakoś docieramy do samochodu.
Jedziemy prosto do Livorno. Po drodze bramka z opłatą (12,20 €).
Niestety tracimy trochę czasu, bo przegapiamy zjazd z autostrady. Nieco klucząc, już po ciemku znajdujemy nocleg w małym miasteczku Tirrenia, tuż nad samym brzegiem (60 €/2osoby w tym śniadanie, którego jednak nie jemy, bo wstajemy zbyt wcześnie).
25.06.2007
Zabezpieczając się przed przegapieniem promu wyjeżdżamy o 6:30, choć można było spokojnie pół godziny później, bo droga na prom jest prosta jak drut.
Śniadanie jemy na promie (9 €).
W Bastii robimy niezbędne zakupy w supermarkecie (woda po 0,80 €, 4 paluszki do aparatu za 14,94 €, w sumie 25 €).
Zaopatrzeni rozpoczynamy Tournee de Cap Corse!
Malowniczą drogą śmigamy początkowo nieśmiało po ostrych i ciasnych zakrętach podziwiając co rusz to nowe widoki. Mijamy kolejne miasteczka, z których najbardziej zapada na m w pamięć magiczna miejscowość Nanza. W widokach pojawiają się cudne wiatraki, stada kóz i liczne wieże obronne.
Przelatujemy jedynie przez Patrimonio. Nocleg znajdujemy na kempingu D’Olzo ok. 2km przed St. Florent (w sumie za 2 os, namiot i samochód 17,90 €). Kemping sympatyczny, nieduży, czysty, ale brak na nim nieco prywatności.
26.06.2007
Mieliśmy chętkę na rejsik na plażę Loto (12 € w obie strony), jednak ze względu na pogodę ten się nie odbywa. Cóż, jedziemy na szlak korsykańskich winnic rejonu Patrimonio. Po kilku próbach wybieramy 2 trzypaki różnorodnych win po 17 €, w sumie 34 €.
Początkowo przemieszczamy się nad brzegiem w stronę L'lle Rousse , gdzie zaliczamy cudowną plażę Ostricciani (pochmurna pogoda nie zachęca nas do kąpieli, niemniej warto tam pojechać) i jedziemy nieco w głąb wyspy w stronę Corbary. Przejeżdżamy przez kilka niezwykle urokliwych małych miejscowości, jak na przykład miejscowość Pigna słynna ponoć z unikalnych produktów ceramiki.
Korzystając z poprawy pogody podziwiamy cudne widoki z okolic wysoko położonego i równie urokliwego St. Antonio.
Kupujemy kilka "lokalnych" pamiątek (haha, co ciekawe taka ich "lokalność", że równie "unikalne" i lokalne wyroby z drzewa oliwnego kupowaliśmy w Hiszpanii, identyczne wręcz :) ) (36 €) i jedziemy do Calvi. Tam zostawiamy samochód na płatnym parkingu (2 €/3h) i idziemy na cytadelę podziwiać przepiękne widoki na port i zatokę.
Około godziny 21-22 docieramy do Porto, gdzie z co najmniej 3 kempingów wybieramy dość przypadkiem ten u góry – Sole e Vista (17,90 € za namiot i samochód za 1 noc, przy dłuższym pobycie taniej). Jest jeszcze kemping przy samym porcie, przy ujściu rzeki, bliżej miasta i morza. Po ciemku udaje się nam znaleźć całkiem miłe miejsce na namiot na jednym z licznych tarasów.
27.06.2007
Spacer po porcie wśród przedstawicieli licznych organizatorów tutejszych atrakcji potwierdza nam to, czego po bryzgach rozpryskujących się o pomarańczowe skały fal, można się było spodziewać – dziś żadna z firemek nie organizuje rejsów do Parku Scandola.
Informację tą potwierdza jeszcze pracownik informacji turystycznej tuż przy głównym placyku miasteczka gdzie dostajemy listę wszystkich 4 firm organizujących rejsy oraz bardzo przydatną mapkę okolic z zaznaczonymi plażami. Wśród lokalnych atrakcji można jeszcze wykupić snoorkeling za 15 € od osoby. Nie możemy się napatrzeć na imponujące fale trzaskające o cudowne skały.
Coś jednak trzeba robić. Małe zakupy w markecie Spar i jedziemy na południe. 30 minut spaceru od głównej drogi kilka km poniżej Porto pozwoliło nam na dotarcie do skał Calanche, skąd mamy piękny widok na pomarańczową zatokę z miasteczkiem Porto i okoliczne masywy skał.
Pierwsze leniuchowanie na plaży odbywamy na piaszczystej Plage d’Arone. Plaża ta jest duża i ma spory potencjał do przyjęcia gości, o czym może świadczyć spory parking. My jednak na tłok nie trafiamy, więc leniuchujemy w spokoju.
Wieczorem pozwalamy sobie na odrobinę luksusu i za 45,80 € kosztujemy pyszna kolację przy butelce winka (sałatka z krewetek, sałatka z korsykańskim serem, filet z (cośtam)stelli z ryżem, penne z kalmarami, tiramisu i sałatka owocowa, butelka wina białego)
28.06.2007
Korzystając z posiadanej mapki okolicznych plaż postanawiamy je zwiedzić. Kolejną na widelec bierzemy położoną na południe od Porto Plage de Ficajola. Z głównej drogi w okolicach miejscowości Piana należy, zgodnie z oznaczeniami, odbić na Marine de Ficajola. W dół prowadzi bardzo stroma wąska droga (baliśmy się czy nasza Tojeczka da radę pod nią podjechać z powrotem) ok. 3-4km. Dość spory parking na nasłonecznionym placu, brak jakiejkolwiek infrastruktury, mało ludzi. Zejście na samą plażę to ok. 200m schodków. Malutka kamienista plaża osłonięta wielkimi, pomarańczowymi skałami to istny raj na ziemi. Szybko opadające dno i doskonała widoczność dają dużo frajdy ze snoorkelingu.
Obiadek z własnych zapasów spożywamy w cieniu przydrożnych drzewek, po czym jedziemy obejrzeć Gorges de Spelunca, czyli mostków na rzece Spelunca. Wracamy więc do Porto i odbijamy w prawo w kierunku Evisy. Tę drogę warto pokonać choćby dla przepięknych widoków zielonych kanionów i swoistego folkloru ze stadami czarnych świń, kóz czy krów spacerujących po drodze. Z drogi na Evisę odbijamy w lewo na miejscowość Ota, którą widać po przeciwnej stronie wielkiego wąwozu. Samochód zatrzymujemy przy mostach w Ota i idziemy na spacer w poszukiwaniu mostków na rzece Spelunca.
Piękną górską ścieżką, po ok. 1 godzinie docieramy do pierwszego mostku.
Niestety dalsze musimy odpuścić by nie wracać po ciemku po miejscami trudnej ścieżce. Szkoda.
Na kemping docieramy już po ciemku i niestety jakaś inteligentna grupa Niemców zastawia swoim namiotem wjazd na głębszą część tarasu, więc autko zostawiamy przy dróżce. O tyle niewygodne, że aby coś wyciągnąć z naszych zapasów trzeba drałować do samochodu i z powrotem. No cóż.
Wieczorkiem pozwalamy sobie jeszcze na małe lody (5 €) i telefonicznie rezerwujemy sobie rejs do parku Scandola w firmie Nava Ve (37 €/os).
29.06.2009
Zrywamy się skoro świt, … czyli około 8 :) , albowiem na 9:30 mamy zarezerwowany rejs. Stawiamy się w porcie uzbrojeni w aparat i wodę. Niewielkim stateczkiem pasażerskim dopływamy do National Park de Scandola. Stateczek wpływa w zaułki skał i mikrozatoczki, dając nam możliwość obejrzenia imponujących skał wznoszących się wprost z lazurowej wody. Głębiej są w stanie wpłynąć mniejsze stateczki niż nasz.
Park w istocie piękny, ale naszym zdaniem wycieczka nie powinna kosztować więcej niż 20-25 €. Skrywamy w głębi siebie świadomość, że przepłacamy, bo i tak jesteśmy upojeni widokami. W drodze powrotnej zawijamy na chwilkę do uroczej zatoki Girolata. Mamy całe 25 minut na, relaksik, który wykorzystujemy w 102% na szybką kąpiułkę w pięknej zatoczce ( jakieś 200m wzdłuż brzegu małą górską ścieżką). Na właśnie odpływający stateczek zdążamy dosłownie w ostatniej chwili wskakując z kei. W oddali widzimy jednak kilkoro zdziwionych nieszczęśników, którzy będą musieli poczekać ok. 1.5h do następnego statku… no cóż, zatoczka piękna, są jakieś sklepiki, jest co zjeść… nie będą się nudzili.
Obiad jemy w jednej z wielu knajpek przy głównej ulicy Porto (świetna pizza 3 Fromages – 7 €, niespecjalny omlet z korsykańskim serem 6,50 €, woda, w sumie 17,50 €).
Koniec dnia wykorzystujemy na intensywne leniuchowanie na kolejnej z okolicznych plaż – rozległej, kamienistej i dość luźnej Playa de Bussaglia kilka kilometrów na północ od Porto.
Jeszcze tylko wieczorne zakupy w markecie Spaar – 6 morelek, 10 pocztówek, 4 pomidory - 8 €.
30.06.2007
Dziś opuszczamy kemping Sole e Vista w Porto, ostatecznie płacimy 66,40 € za 4 noce. Po drodze jeszcze wizyta w markecie (bagietka, 4 croissanty z czekoladą, 4 jogurty, 6 morelek - 9 €).
Drogą D84 w kierunku na Evisę podążamy na eksplorację wnętrza wyspy. Około 4 kilometry za Evisą zatrzymujemy się na mniej więcej 1 godzinny spacer do Cascades d’Aïtone wraz z pozostałościami starych młynów. Po drodze przechodzimy przez urokliwą wiszącą kładkę. Nieco poniżej wodospadów w dół nurtu jest miejsce gdzie można się wykąpać.
Dalej kierujemy się na miejscowość Albertacce, gdzie odbijamy do kompletnie zapomnianej przez europejską cywilizację wsi Calasima, której główną, (jeżeli nie jedyną) atrakcją są imponujące widoki na wąwóz i dolinę
Piknikujemy pod pomnikiem bohaterów I wojny światowej, po czym wracamy na drogę D84, którą docieramy najpierw do miejscowości Calacuccia (ze 2 knajpki, 3 hoteliki, Info de Tourismo de Niolo), potem do Wąwozu Scala di Regina. Mijamy pierwszych Polaków na wyspie tą dość trudną (dobra nawierzchnia i szerokość kuszą zwiększeniem prędkości, ale musimy bardzo uważać), acz niezwykle malowniczą drogą. Wnętrze wyspy jest zdecydowanie bardziej gorące i suche.
Po odbiciu z D84 na D18 docieramy do Corte, wjeżdżając do serca miasteczka ulicą, a jakże, Cours Paoli. Robimy rundkę wokół pomnika słynnego Pascala de Paoli i parkujemy na Avenue Jean Nicoli. Spacerujemy po miasteczku odwiedzając cytadelę i malowniczo położone orle gniazdo – fortecę na skale, regenerując siły na malutkim placu generała Gafforey (7 €) i robiąc drobne zakupy prezentowe (15 €).
Dalsza droga do Ajaccio (N193) nie przynosi nam wielu nowych wrażeń, a za Vizzavoną krajobraz się zdecydowanie wypłaszcza. Pod wieczór docieramy do Ajaccio, które swoją wielkością nas trochę odpycha. Nie do tego przywykliśmy przez ostatnie dni. Znajdujemy dość obskurny, acz duży, kemping po drugiej stronie miasta, ok. 600m za tablicą oznaczającą koniec Ajaccio (Camping Barbicaja, cena 16,70 € za noc, syfne prysznice pamiętające chyba samego Pascala di Paoli, obsługa mówiąca dobrze po angielsku)
01.07.2007
Miasto Napoleona pozostawiamy prawie nietknięte, wypuszczamy się na moment na cypel La Parata, tankujemy nasz bolid (LPG na Shellu – 0,76 €, Esso – 0,745, tankujemy do pełna za 23,30 €) i uciekamy w stronę Bonifaccio.
Na obiad trafiamy do sympatycznej restauracji przy samej drodze (La Bergerie d’Acciola w Sartene) gdzie jemy świetne naleśniki z kasztanami (24 €) i kupujemy kilka kasztanowych pamiątek (nalewki, konfitury, 11,70 €). Przesympatyczny klimat malutkiej restauracji z własnymi wyrobami.
Dalsza droga do Bonifaccio pretenduje miejscami chyba do miana korsykańskiej autostrady. Na jednej z dłuższych prostych rozpędzamy się do niebotycznej jak na tutejsze warunki prędkości 120km/h. Szał niepamiętany od czasu włoskich autostrad. Do Bonifaccio docieramy tuż po południu i po kilku przegapionych uliczkach, które winniśmy byli odbić, wbijamy się w samo serce starówki … na szczęście precyzyjnie pod samo Office de Tourismo. Wykorzystujemy tymczasowy fart i parkujemy na właśnie zwolnionym miejscu. W biurze dostajemy mapkę, informację o rejsach i przydatny przewodnik po okolicznych plażach.
By nie stracić całego dnia w podróży kierujemy się na plażę Golfe de Sperone. Ślepo kończąca się droga aż do samej plaży ciasno zastawiona autami. Od wyjścia na plażę spacerujemy ok. 10-15 minut na zachód brzegiem morza i docieramy do malutkiej i pięknej plaży – Petit Sperone. Kolejne 15 minut dalej, przechodząc przez pole golfowe (mijając poszukiwaczy piłeczek) docieramy do Grande Sperone.
Pod wieczór lokujemy się na kempingu Des Iles około 3 km na wschód od miasta (18,50 €), bardzo ładny, zadbany i duży, ze świetną infrastrukturą (jak komuś nie wystarczą piękne plaże, to ma tu basen dla dzieci). Wieczór spędzamy na wałęsaniu się po przepięknym Bonifaccio. Parkujemy na jednym parkingów, które w ciągu dnia zarezerwowane są dla klientów firm organizujących rejsy. Zaglądamy do wnętrz luksusowych jachtów spacerując wzdłuż kei i zastanawiamy czy bawiący na nich ludzie, obsługiwani przez służbę, kiedykolwiek tymi jachtami wyszli w morze. Na przyportowej promenadzie udaje nam się jeszcze zarezerwować rejs na następny dzień na Iles de Lavezzi (2x30 €) w jednym z licznych kiosków tutaj rozsianych.
02.07.2007
Niestety początek dnia nie zapowiada nam wielu atrakcji. Kropi deszcz i słońce schowało się za gęstą kołdrą chmur. Odkładamy nasz rejs na godzinę 13:30, nie ma z tym problemów, samochód zostawiamy na jednym z parkingów (P3 po 1,50 €/h, 2,50€/2h) i próbujemy jakoś wytracić czas, a nuż pogoda się poprawi. Podnosimy sobie nieco ciśnienie świetna kawą i naleśnikami z kremem z kasztanów (Crepe Creme de marone) za 10 € oraz robimy drobne zakupy w Spaar (10 €). Jako klienci, podczas rejsu możemy parkować na „swoim” parkingu bez opłaty tuż obok portu.
W międzyczasie pogoda się zdecydowanie poprawia i lądujemy na malutkich wysepkach Lavezzi. Brzeg kamienisty, ale każdy znajduje dla siebie ustronny zakątek. Mamy 4h leniuchowania, snoorkowania w poszukiwaniu coraz to ciekawszych rybek, krabów czy jaszczurek i ogólnego relaksu. Na wysepkach nie ma żadnej infrastruktury (toć na tym polega ich urok), więc doceniamy nasz „suchy prowiant” zabrany ze sobą.
Statki z powrotem odpływają o kilku wyznaczonych godzinach. My oczywiście wykorzystujemy czas do maksimum i łapiemy się na ostatni o 17:30. Sympatyczna załoga zabiera wszystkich turystów niezależnie od tego, z którą z 7 różnych firm przypłynęli dokładając wszelkich starań by jednak nikt na wyspach na noc nie został.
Jedną z wątpliwych „atrakcji” drogi powrotnej jest opłynięcie „wyspy miliarderów” Cavello, gdzie celebryci tego świata mają swoje rezydencje. Na szczęście spiker opowiadający o tej wspaniałości mówi po francusku, więc i tak nic nie rozumiejąc wychwytujemy jedynie kilka znanych nazwisk. Dalsza część rejsu to wizyta naprzeciwko znanej już nam Grande Sperone. Atmosfera zdecydowanie nie w naszym klimacie w stylu „szanowni Państwo po lewej widzimy pana w łódce, można robić zdjęcia…”. Humor poprawia nam widok fantastycznych klifów wapiennych Bonifaccio oraz grota do której stateczek wpływa. Jednak było warto.
W drodze powrotnej robimy jeszcze małe zakupy (8 €). Własny niskobudżetowy obiad, prysznic w czystych łazienkach kempingu i szybciutko z powrotem chłonąć piękne Bonifaccio, tym razem nocą. Spacer w stronę latarni morskiej w porze zachodu słońca jest absolutnie obowiązkowy, gdyż widok podświetlonego miasta na krawędzi klifów to jeden z najpiękniejszych obrazów tej wyspy.
Aby utrzymać wysoki poziom atrakcyjności tego dnia, pozwalamy sobie na totalną rozpustę podniebienia w jednej z restauracji przy porcie. Na przystawkę poszła zupa rybna i mule w curry, danie główne w postaci dobrej swordfish i prześwietnych krewetek w koniaku popijane bardzo smacznym białym winem (Terracio Domain), wszystko to uwieńczone sorbetem owocowym (67 € plus bodajże kilkanaście czy 20 € za wino, istne szaleństwo).
03.07.2007
Po zakupach prowiantu na cały dzień (8,25 €) odwiedzamy plażę de Tamarone, która nas jednak nie zachwyca (windsurfing kurs 1h - 50€, wypożyczenie 1h - 20€), jedziemy więc na sprawdzoną i lubianą Petit Sperone. Tam udaje nam się pomóc odpalić samochód dwojgu zagubionym Włochom, nasza leciwa Tojka okazuje się być wspaniałym bolidem i użycza im nieco swojej mocy. Ciekawe, że porozumieliśmy się całkowicie bez słów… a w zasadzie bez ich zrozumienia, bo oni gadali jedynie po włosku. Najważniejsze, że cel został osiągnięty. W barze zaraz przy wejściu na plażę barman udziela Ani szyderczego uśmiechu na pytanie o mleko do kawy, mi zaś funduje naparstek potwornie mocnego espresso, czarnego i gęstego jak smoła (3,50 € kawa i cola).
Nie jesteśmy w stanie przeleżeć całego dnia na plaży. Dla odmiany robimy wycieczkę w góry, a konkretniej na przełęcz Col de Bavella za miejscowością Zonza, gdzie wita nas bardzo silny wiatr, który patrząc po poskręcanych w dziwne twory sosnach, wieje tu dość często oraz wspaniałe widoki. To dobra baza wypadowa na trekking, jest więc sporo górołazów. My nie mamy ani odpowiedniego ubrania ani co najważniejsze butów by wybrać się na poważniejszą wycieczkę, choć jestem pewien ze warto.
Wieczór oczywiście na spacerze po Bonifaccio. Kupujemy kartki pocztowe wykonane z korka (3x0,75 €).
04.07.2007
Droga wschodnim wybrzeżem do zdecydowanie inna Korsyka, płaska, zindrustializowana, mało malownicza. Okolice Porto Vecchio wręcz odpychają. Im bliżej tym mniej sympatycznie, na szczęście potem jest już dużo lepiej.
Na jednym z małych szyldów dostrzegamy nazwę winiarni, z której pochodziło wino tak nam smakujące podczas przedwczorajszej kolacji. W miejscowości Lecci, na rondzie odbijamy w prawo do osady Torraccia. Kupujemy kolejne 3 wina za 18,30 €.
Kolejne 3-4km dalej droga jest z powrotem nad brzegiem morza zyskując na atrakcyjności. Żal mały drogi powrotnej odkupujemy sobie w miejscowości Solanzara, gdzie przy głównej ulicy jemy najwspanialszą pizzę świata – zwykłą margaritę z prawdziwego pieca oraz kawę (12,20 €)
Na prom wjeżdżamy bez problemów, wszystko przebiega sprawnie. Jemy tam średniej jakości obiad za 21 € i lądujemy na kontynencie.
Jeszcze w Livorno tankujemy LPG na stacji Agip do pełna (0,59€/l, w sumie 18,50 €) oraz benzynę za 20 €. Za Bolonią kierujemy się na Modenę, tym razem chcemy obrać drogę przez Alpy. Kolejne tankowanie LPG na autostradzie – 0,591 €/1 (15,40 €). Bramka autostradowa i następne 13,40€ ściągnięte z karty kredytowej.
Za Veroną droga robi się naprawdę piękna. Obieramy kierunek tak by objechać piękne jezioro Garda od strony zachodniej. Widoki są dla nas pocieszeniem niechybnie kończącego się urlopu.
Winieta na Austrię – 7,60€, dodatkowa opłata za górski odcinek - 8€.
05.07.2007
Noc spędzamy na parkingu autostrady, ale na śniadanie w postaci jajecznicy już idziemy do restauracji (23,20€). Jeszcze jedno tankowanie (9,46€), winieta na Czechy (8€), tankowanie benzyny w Czechach (1136,50 Kć) i LPG (17,80€)
Jesteśmy w Polsce.
Wyjazd z Warszawy, po drodze drobne zakupu w Krakowie i spotkanie ze znajomymi, u których nocujemy.
23.06.2007
W miarę wcześnie, ok. 8 godziny wyruszamy. Kierunek to Czechy – Słowacja – Austria – Włochy. Za Cieszynem nieco strat czasowych na drogach czeskich. Słowacy z miesiąca na miesiąc usprawniają infrastrukturę (aczkolwiek my niestety większość Słowackich autostrad widzimy, co najwyżej w budowie) i jest już naprawdę nieźle. W Cieszynie jeszcze kupujemy winietę na Słowackie autostrady (17,50 PLN). Winieta 10-dniowa na Austrię to koszt 7,80 €.
Za całe 23 € jemy świetne jedzenie przy autostradzie w okolicach Klagenfurtu. Noc spędzamy na autostradzie śpiąc całkiem nieźle na parkingu w samochodzie, tym lepiej, że po małym winku za 5 €, oszczędzając tym samym 80€ za noc w dwuosobowym pokoju w przyautostradowym motelu.
24.06.2007
Nie ma na co czekać, zwijamy nasz cygański tabor i jazda. Kierunek – Wenecja. Na moment zatrzymują nas jednie włoskie bramki autostradowe (10,90 € od granicy do Wenecji). W samej Wenecji podążając za oznakowaniami dość łatwo trafiamy na parking Tronchetto, gdzie zostawiamy samochód (12 € za 3h postoju). Mało interesującymi ulicami pieszo po 15 minutach docieramy do Piazza la Roma (z parkingu jedzie niby bezpośrednio autobus ale jeden nam właśnie uciekł, a na drugi musielibyśmy zbyt długo czekać), skąd za 12 € (6 €/os) bierzemy wodną taksówkę na Plac św. Marka. Sympatyczna przejażdżka (a w zasadzie „przepływka” ) po Canale Grande.
Jakimś cudem nie pogubiliśmy się wzajemnie w gigantycznym tłumie turystów, strzelamy kilka obowiązkowych fotek i wracamy piechotą. Po drodze spożywamy fastfoodową pizzę (16 €), kupujemy souvenirową prawdziwą maskę wenecką (5 €) błąkając się po prawdziwym labiryncie uliczek kilka razy trafiając na ślepą i jakoś docieramy do samochodu.
Jedziemy prosto do Livorno. Po drodze bramka z opłatą (12,20 €).
Niestety tracimy trochę czasu, bo przegapiamy zjazd z autostrady. Nieco klucząc, już po ciemku znajdujemy nocleg w małym miasteczku Tirrenia, tuż nad samym brzegiem (60 €/2osoby w tym śniadanie, którego jednak nie jemy, bo wstajemy zbyt wcześnie).
25.06.2007
Zabezpieczając się przed przegapieniem promu wyjeżdżamy o 6:30, choć można było spokojnie pół godziny później, bo droga na prom jest prosta jak drut.
Śniadanie jemy na promie (9 €).
W Bastii robimy niezbędne zakupy w supermarkecie (woda po 0,80 €, 4 paluszki do aparatu za 14,94 €, w sumie 25 €).
Zaopatrzeni rozpoczynamy Tournee de Cap Corse!
Malowniczą drogą śmigamy początkowo nieśmiało po ostrych i ciasnych zakrętach podziwiając co rusz to nowe widoki. Mijamy kolejne miasteczka, z których najbardziej zapada na m w pamięć magiczna miejscowość Nanza. W widokach pojawiają się cudne wiatraki, stada kóz i liczne wieże obronne.
Przelatujemy jedynie przez Patrimonio. Nocleg znajdujemy na kempingu D’Olzo ok. 2km przed St. Florent (w sumie za 2 os, namiot i samochód 17,90 €). Kemping sympatyczny, nieduży, czysty, ale brak na nim nieco prywatności.
26.06.2007
Mieliśmy chętkę na rejsik na plażę Loto (12 € w obie strony), jednak ze względu na pogodę ten się nie odbywa. Cóż, jedziemy na szlak korsykańskich winnic rejonu Patrimonio. Po kilku próbach wybieramy 2 trzypaki różnorodnych win po 17 €, w sumie 34 €.
Początkowo przemieszczamy się nad brzegiem w stronę L'lle Rousse , gdzie zaliczamy cudowną plażę Ostricciani (pochmurna pogoda nie zachęca nas do kąpieli, niemniej warto tam pojechać) i jedziemy nieco w głąb wyspy w stronę Corbary. Przejeżdżamy przez kilka niezwykle urokliwych małych miejscowości, jak na przykład miejscowość Pigna słynna ponoć z unikalnych produktów ceramiki.
Korzystając z poprawy pogody podziwiamy cudne widoki z okolic wysoko położonego i równie urokliwego St. Antonio.
Kupujemy kilka "lokalnych" pamiątek (haha, co ciekawe taka ich "lokalność", że równie "unikalne" i lokalne wyroby z drzewa oliwnego kupowaliśmy w Hiszpanii, identyczne wręcz :) ) (36 €) i jedziemy do Calvi. Tam zostawiamy samochód na płatnym parkingu (2 €/3h) i idziemy na cytadelę podziwiać przepiękne widoki na port i zatokę.
Około godziny 21-22 docieramy do Porto, gdzie z co najmniej 3 kempingów wybieramy dość przypadkiem ten u góry – Sole e Vista (17,90 € za namiot i samochód za 1 noc, przy dłuższym pobycie taniej). Jest jeszcze kemping przy samym porcie, przy ujściu rzeki, bliżej miasta i morza. Po ciemku udaje się nam znaleźć całkiem miłe miejsce na namiot na jednym z licznych tarasów.
27.06.2007
Spacer po porcie wśród przedstawicieli licznych organizatorów tutejszych atrakcji potwierdza nam to, czego po bryzgach rozpryskujących się o pomarańczowe skały fal, można się było spodziewać – dziś żadna z firemek nie organizuje rejsów do Parku Scandola.
Informację tą potwierdza jeszcze pracownik informacji turystycznej tuż przy głównym placyku miasteczka gdzie dostajemy listę wszystkich 4 firm organizujących rejsy oraz bardzo przydatną mapkę okolic z zaznaczonymi plażami. Wśród lokalnych atrakcji można jeszcze wykupić snoorkeling za 15 € od osoby. Nie możemy się napatrzeć na imponujące fale trzaskające o cudowne skały.
Coś jednak trzeba robić. Małe zakupy w markecie Spar i jedziemy na południe. 30 minut spaceru od głównej drogi kilka km poniżej Porto pozwoliło nam na dotarcie do skał Calanche, skąd mamy piękny widok na pomarańczową zatokę z miasteczkiem Porto i okoliczne masywy skał.
Pierwsze leniuchowanie na plaży odbywamy na piaszczystej Plage d’Arone. Plaża ta jest duża i ma spory potencjał do przyjęcia gości, o czym może świadczyć spory parking. My jednak na tłok nie trafiamy, więc leniuchujemy w spokoju.
Wieczorem pozwalamy sobie na odrobinę luksusu i za 45,80 € kosztujemy pyszna kolację przy butelce winka (sałatka z krewetek, sałatka z korsykańskim serem, filet z (cośtam)stelli z ryżem, penne z kalmarami, tiramisu i sałatka owocowa, butelka wina białego)
28.06.2007
Korzystając z posiadanej mapki okolicznych plaż postanawiamy je zwiedzić. Kolejną na widelec bierzemy położoną na południe od Porto Plage de Ficajola. Z głównej drogi w okolicach miejscowości Piana należy, zgodnie z oznaczeniami, odbić na Marine de Ficajola. W dół prowadzi bardzo stroma wąska droga (baliśmy się czy nasza Tojeczka da radę pod nią podjechać z powrotem) ok. 3-4km. Dość spory parking na nasłonecznionym placu, brak jakiejkolwiek infrastruktury, mało ludzi. Zejście na samą plażę to ok. 200m schodków. Malutka kamienista plaża osłonięta wielkimi, pomarańczowymi skałami to istny raj na ziemi. Szybko opadające dno i doskonała widoczność dają dużo frajdy ze snoorkelingu.
Obiadek z własnych zapasów spożywamy w cieniu przydrożnych drzewek, po czym jedziemy obejrzeć Gorges de Spelunca, czyli mostków na rzece Spelunca. Wracamy więc do Porto i odbijamy w prawo w kierunku Evisy. Tę drogę warto pokonać choćby dla przepięknych widoków zielonych kanionów i swoistego folkloru ze stadami czarnych świń, kóz czy krów spacerujących po drodze. Z drogi na Evisę odbijamy w lewo na miejscowość Ota, którą widać po przeciwnej stronie wielkiego wąwozu. Samochód zatrzymujemy przy mostach w Ota i idziemy na spacer w poszukiwaniu mostków na rzece Spelunca.
Piękną górską ścieżką, po ok. 1 godzinie docieramy do pierwszego mostku.
Niestety dalsze musimy odpuścić by nie wracać po ciemku po miejscami trudnej ścieżce. Szkoda.
Na kemping docieramy już po ciemku i niestety jakaś inteligentna grupa Niemców zastawia swoim namiotem wjazd na głębszą część tarasu, więc autko zostawiamy przy dróżce. O tyle niewygodne, że aby coś wyciągnąć z naszych zapasów trzeba drałować do samochodu i z powrotem. No cóż.
Wieczorkiem pozwalamy sobie jeszcze na małe lody (5 €) i telefonicznie rezerwujemy sobie rejs do parku Scandola w firmie Nava Ve (37 €/os).
29.06.2009
Zrywamy się skoro świt, … czyli około 8 :) , albowiem na 9:30 mamy zarezerwowany rejs. Stawiamy się w porcie uzbrojeni w aparat i wodę. Niewielkim stateczkiem pasażerskim dopływamy do National Park de Scandola. Stateczek wpływa w zaułki skał i mikrozatoczki, dając nam możliwość obejrzenia imponujących skał wznoszących się wprost z lazurowej wody. Głębiej są w stanie wpłynąć mniejsze stateczki niż nasz.
Park w istocie piękny, ale naszym zdaniem wycieczka nie powinna kosztować więcej niż 20-25 €. Skrywamy w głębi siebie świadomość, że przepłacamy, bo i tak jesteśmy upojeni widokami. W drodze powrotnej zawijamy na chwilkę do uroczej zatoki Girolata. Mamy całe 25 minut na, relaksik, który wykorzystujemy w 102% na szybką kąpiułkę w pięknej zatoczce ( jakieś 200m wzdłuż brzegu małą górską ścieżką). Na właśnie odpływający stateczek zdążamy dosłownie w ostatniej chwili wskakując z kei. W oddali widzimy jednak kilkoro zdziwionych nieszczęśników, którzy będą musieli poczekać ok. 1.5h do następnego statku… no cóż, zatoczka piękna, są jakieś sklepiki, jest co zjeść… nie będą się nudzili.
Obiad jemy w jednej z wielu knajpek przy głównej ulicy Porto (świetna pizza 3 Fromages – 7 €, niespecjalny omlet z korsykańskim serem 6,50 €, woda, w sumie 17,50 €).
Koniec dnia wykorzystujemy na intensywne leniuchowanie na kolejnej z okolicznych plaż – rozległej, kamienistej i dość luźnej Playa de Bussaglia kilka kilometrów na północ od Porto.
Jeszcze tylko wieczorne zakupy w markecie Spaar – 6 morelek, 10 pocztówek, 4 pomidory - 8 €.
30.06.2007
Dziś opuszczamy kemping Sole e Vista w Porto, ostatecznie płacimy 66,40 € za 4 noce. Po drodze jeszcze wizyta w markecie (bagietka, 4 croissanty z czekoladą, 4 jogurty, 6 morelek - 9 €).
Drogą D84 w kierunku na Evisę podążamy na eksplorację wnętrza wyspy. Około 4 kilometry za Evisą zatrzymujemy się na mniej więcej 1 godzinny spacer do Cascades d’Aïtone wraz z pozostałościami starych młynów. Po drodze przechodzimy przez urokliwą wiszącą kładkę. Nieco poniżej wodospadów w dół nurtu jest miejsce gdzie można się wykąpać.
Dalej kierujemy się na miejscowość Albertacce, gdzie odbijamy do kompletnie zapomnianej przez europejską cywilizację wsi Calasima, której główną, (jeżeli nie jedyną) atrakcją są imponujące widoki na wąwóz i dolinę
Piknikujemy pod pomnikiem bohaterów I wojny światowej, po czym wracamy na drogę D84, którą docieramy najpierw do miejscowości Calacuccia (ze 2 knajpki, 3 hoteliki, Info de Tourismo de Niolo), potem do Wąwozu Scala di Regina. Mijamy pierwszych Polaków na wyspie tą dość trudną (dobra nawierzchnia i szerokość kuszą zwiększeniem prędkości, ale musimy bardzo uważać), acz niezwykle malowniczą drogą. Wnętrze wyspy jest zdecydowanie bardziej gorące i suche.
Po odbiciu z D84 na D18 docieramy do Corte, wjeżdżając do serca miasteczka ulicą, a jakże, Cours Paoli. Robimy rundkę wokół pomnika słynnego Pascala de Paoli i parkujemy na Avenue Jean Nicoli. Spacerujemy po miasteczku odwiedzając cytadelę i malowniczo położone orle gniazdo – fortecę na skale, regenerując siły na malutkim placu generała Gafforey (7 €) i robiąc drobne zakupy prezentowe (15 €).
Dalsza droga do Ajaccio (N193) nie przynosi nam wielu nowych wrażeń, a za Vizzavoną krajobraz się zdecydowanie wypłaszcza. Pod wieczór docieramy do Ajaccio, które swoją wielkością nas trochę odpycha. Nie do tego przywykliśmy przez ostatnie dni. Znajdujemy dość obskurny, acz duży, kemping po drugiej stronie miasta, ok. 600m za tablicą oznaczającą koniec Ajaccio (Camping Barbicaja, cena 16,70 € za noc, syfne prysznice pamiętające chyba samego Pascala di Paoli, obsługa mówiąca dobrze po angielsku)
01.07.2007
Miasto Napoleona pozostawiamy prawie nietknięte, wypuszczamy się na moment na cypel La Parata, tankujemy nasz bolid (LPG na Shellu – 0,76 €, Esso – 0,745, tankujemy do pełna za 23,30 €) i uciekamy w stronę Bonifaccio.
Na obiad trafiamy do sympatycznej restauracji przy samej drodze (La Bergerie d’Acciola w Sartene) gdzie jemy świetne naleśniki z kasztanami (24 €) i kupujemy kilka kasztanowych pamiątek (nalewki, konfitury, 11,70 €). Przesympatyczny klimat malutkiej restauracji z własnymi wyrobami.
Dalsza droga do Bonifaccio pretenduje miejscami chyba do miana korsykańskiej autostrady. Na jednej z dłuższych prostych rozpędzamy się do niebotycznej jak na tutejsze warunki prędkości 120km/h. Szał niepamiętany od czasu włoskich autostrad. Do Bonifaccio docieramy tuż po południu i po kilku przegapionych uliczkach, które winniśmy byli odbić, wbijamy się w samo serce starówki … na szczęście precyzyjnie pod samo Office de Tourismo. Wykorzystujemy tymczasowy fart i parkujemy na właśnie zwolnionym miejscu. W biurze dostajemy mapkę, informację o rejsach i przydatny przewodnik po okolicznych plażach.
By nie stracić całego dnia w podróży kierujemy się na plażę Golfe de Sperone. Ślepo kończąca się droga aż do samej plaży ciasno zastawiona autami. Od wyjścia na plażę spacerujemy ok. 10-15 minut na zachód brzegiem morza i docieramy do malutkiej i pięknej plaży – Petit Sperone. Kolejne 15 minut dalej, przechodząc przez pole golfowe (mijając poszukiwaczy piłeczek) docieramy do Grande Sperone.
Pod wieczór lokujemy się na kempingu Des Iles około 3 km na wschód od miasta (18,50 €), bardzo ładny, zadbany i duży, ze świetną infrastrukturą (jak komuś nie wystarczą piękne plaże, to ma tu basen dla dzieci). Wieczór spędzamy na wałęsaniu się po przepięknym Bonifaccio. Parkujemy na jednym parkingów, które w ciągu dnia zarezerwowane są dla klientów firm organizujących rejsy. Zaglądamy do wnętrz luksusowych jachtów spacerując wzdłuż kei i zastanawiamy czy bawiący na nich ludzie, obsługiwani przez służbę, kiedykolwiek tymi jachtami wyszli w morze. Na przyportowej promenadzie udaje nam się jeszcze zarezerwować rejs na następny dzień na Iles de Lavezzi (2x30 €) w jednym z licznych kiosków tutaj rozsianych.
02.07.2007
Niestety początek dnia nie zapowiada nam wielu atrakcji. Kropi deszcz i słońce schowało się za gęstą kołdrą chmur. Odkładamy nasz rejs na godzinę 13:30, nie ma z tym problemów, samochód zostawiamy na jednym z parkingów (P3 po 1,50 €/h, 2,50€/2h) i próbujemy jakoś wytracić czas, a nuż pogoda się poprawi. Podnosimy sobie nieco ciśnienie świetna kawą i naleśnikami z kremem z kasztanów (Crepe Creme de marone) za 10 € oraz robimy drobne zakupy w Spaar (10 €). Jako klienci, podczas rejsu możemy parkować na „swoim” parkingu bez opłaty tuż obok portu.
W międzyczasie pogoda się zdecydowanie poprawia i lądujemy na malutkich wysepkach Lavezzi. Brzeg kamienisty, ale każdy znajduje dla siebie ustronny zakątek. Mamy 4h leniuchowania, snoorkowania w poszukiwaniu coraz to ciekawszych rybek, krabów czy jaszczurek i ogólnego relaksu. Na wysepkach nie ma żadnej infrastruktury (toć na tym polega ich urok), więc doceniamy nasz „suchy prowiant” zabrany ze sobą.
Statki z powrotem odpływają o kilku wyznaczonych godzinach. My oczywiście wykorzystujemy czas do maksimum i łapiemy się na ostatni o 17:30. Sympatyczna załoga zabiera wszystkich turystów niezależnie od tego, z którą z 7 różnych firm przypłynęli dokładając wszelkich starań by jednak nikt na wyspach na noc nie został.
Jedną z wątpliwych „atrakcji” drogi powrotnej jest opłynięcie „wyspy miliarderów” Cavello, gdzie celebryci tego świata mają swoje rezydencje. Na szczęście spiker opowiadający o tej wspaniałości mówi po francusku, więc i tak nic nie rozumiejąc wychwytujemy jedynie kilka znanych nazwisk. Dalsza część rejsu to wizyta naprzeciwko znanej już nam Grande Sperone. Atmosfera zdecydowanie nie w naszym klimacie w stylu „szanowni Państwo po lewej widzimy pana w łódce, można robić zdjęcia…”. Humor poprawia nam widok fantastycznych klifów wapiennych Bonifaccio oraz grota do której stateczek wpływa. Jednak było warto.
W drodze powrotnej robimy jeszcze małe zakupy (8 €). Własny niskobudżetowy obiad, prysznic w czystych łazienkach kempingu i szybciutko z powrotem chłonąć piękne Bonifaccio, tym razem nocą. Spacer w stronę latarni morskiej w porze zachodu słońca jest absolutnie obowiązkowy, gdyż widok podświetlonego miasta na krawędzi klifów to jeden z najpiękniejszych obrazów tej wyspy.
Aby utrzymać wysoki poziom atrakcyjności tego dnia, pozwalamy sobie na totalną rozpustę podniebienia w jednej z restauracji przy porcie. Na przystawkę poszła zupa rybna i mule w curry, danie główne w postaci dobrej swordfish i prześwietnych krewetek w koniaku popijane bardzo smacznym białym winem (Terracio Domain), wszystko to uwieńczone sorbetem owocowym (67 € plus bodajże kilkanaście czy 20 € za wino, istne szaleństwo).
03.07.2007
Po zakupach prowiantu na cały dzień (8,25 €) odwiedzamy plażę de Tamarone, która nas jednak nie zachwyca (windsurfing kurs 1h - 50€, wypożyczenie 1h - 20€), jedziemy więc na sprawdzoną i lubianą Petit Sperone. Tam udaje nam się pomóc odpalić samochód dwojgu zagubionym Włochom, nasza leciwa Tojka okazuje się być wspaniałym bolidem i użycza im nieco swojej mocy. Ciekawe, że porozumieliśmy się całkowicie bez słów… a w zasadzie bez ich zrozumienia, bo oni gadali jedynie po włosku. Najważniejsze, że cel został osiągnięty. W barze zaraz przy wejściu na plażę barman udziela Ani szyderczego uśmiechu na pytanie o mleko do kawy, mi zaś funduje naparstek potwornie mocnego espresso, czarnego i gęstego jak smoła (3,50 € kawa i cola).
Nie jesteśmy w stanie przeleżeć całego dnia na plaży. Dla odmiany robimy wycieczkę w góry, a konkretniej na przełęcz Col de Bavella za miejscowością Zonza, gdzie wita nas bardzo silny wiatr, który patrząc po poskręcanych w dziwne twory sosnach, wieje tu dość często oraz wspaniałe widoki. To dobra baza wypadowa na trekking, jest więc sporo górołazów. My nie mamy ani odpowiedniego ubrania ani co najważniejsze butów by wybrać się na poważniejszą wycieczkę, choć jestem pewien ze warto.
Wieczór oczywiście na spacerze po Bonifaccio. Kupujemy kartki pocztowe wykonane z korka (3x0,75 €).
04.07.2007
Droga wschodnim wybrzeżem do zdecydowanie inna Korsyka, płaska, zindrustializowana, mało malownicza. Okolice Porto Vecchio wręcz odpychają. Im bliżej tym mniej sympatycznie, na szczęście potem jest już dużo lepiej.
Na jednym z małych szyldów dostrzegamy nazwę winiarni, z której pochodziło wino tak nam smakujące podczas przedwczorajszej kolacji. W miejscowości Lecci, na rondzie odbijamy w prawo do osady Torraccia. Kupujemy kolejne 3 wina za 18,30 €.
Kolejne 3-4km dalej droga jest z powrotem nad brzegiem morza zyskując na atrakcyjności. Żal mały drogi powrotnej odkupujemy sobie w miejscowości Solanzara, gdzie przy głównej ulicy jemy najwspanialszą pizzę świata – zwykłą margaritę z prawdziwego pieca oraz kawę (12,20 €)
Na prom wjeżdżamy bez problemów, wszystko przebiega sprawnie. Jemy tam średniej jakości obiad za 21 € i lądujemy na kontynencie.
Jeszcze w Livorno tankujemy LPG na stacji Agip do pełna (0,59€/l, w sumie 18,50 €) oraz benzynę za 20 €. Za Bolonią kierujemy się na Modenę, tym razem chcemy obrać drogę przez Alpy. Kolejne tankowanie LPG na autostradzie – 0,591 €/1 (15,40 €). Bramka autostradowa i następne 13,40€ ściągnięte z karty kredytowej.
Za Veroną droga robi się naprawdę piękna. Obieramy kierunek tak by objechać piękne jezioro Garda od strony zachodniej. Widoki są dla nas pocieszeniem niechybnie kończącego się urlopu.
Winieta na Austrię – 7,60€, dodatkowa opłata za górski odcinek - 8€.
05.07.2007
Noc spędzamy na parkingu autostrady, ale na śniadanie w postaci jajecznicy już idziemy do restauracji (23,20€). Jeszcze jedno tankowanie (9,46€), winieta na Czechy (8€), tankowanie benzyny w Czechach (1136,50 Kć) i LPG (17,80€)
Jesteśmy w Polsce.
Aż ciężko uwierzyć że tak wspaniałe i spokojne miejsca leżą w tak skomercjalizowanej Europie, przepiękne miejsce dla wielbicieli wszelkich form turystyki letniej od plażowania, przez górskie trekkingi i wspinaczki, żeglarstwo i wspaniałe jedzenie.
Ostatecznie wyjazd kosztował około 1550€, po odliczeniu kosztów podróży wychodzi 85-90€ dziennie na jedzenie, spanie i rozrywkę na 2 osoby. My nie żyliśmy jakoś mocno oszczędnie więc można na pewno taniej.
Ostatecznie wyjazd kosztował około 1550€, po odliczeniu kosztów podróży wychodzi 85-90€ dziennie na jedzenie, spanie i rozrywkę na 2 osoby. My nie żyliśmy jakoś mocno oszczędnie więc można na pewno taniej.
Dodane komentarze
cubikon 2009-06-25 13:39:53
Tym razem już dodałem wszystkie zdjęcia z wycieczki i nieco poprawiłem artykuł, mam nadzieję że choć komuś będzie pomocny.Przydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.