Artyku y i relacje z podr y Globtroter w

Pierwsza wyprawa na Węgry > WĘGRY


kozirad kozirad Dodaj do: wykop.pl
relacje z podróży

Zdj cie WĘGRY / Północne Węgry / PN Hortobagy - zoo z lokalnymi rasami / Były sobie świnki 3Jak na pierwszy wyjazd do tego kraju, odnosiłem bardzo pozytywne wrażenia już od samego początku wyprawy. Począwszy od Tokaju a na płw. Tihany nad Balatonem kończąc. Wyjazd krótki z napiętym harmonogramem. W treści znajdziesz info o drodze, wydatkach i opowiadane moimi słowami wrażenia.

Węgry 29.04-03.05.2009.

Pomysł wyjazdu na Węgry chodził mi po głowie już od jakiegoś czasu (będzie z 7 lat). Kiedyś gdzieś ktoś rzucił hasło „Hortobagy jest fajne na ptaki”. Fajne czy nie fajne, pojęcia nie miałem gdzie to jest. Dopiero po dłuższej dyskusji (bo jak to na studiach, wieczór już płynął), udało się ustalić lokalizację tego Parku Narodowego. Okazało się, że taka wyprawa to wcale nie duży wydatek. Jednak rok za rokiem a wyjazd wciąż lewitował jedynie w sferze szczerych chęci. Jednocześnie z każdym Nowym Rokiem przybywało osób, które zachwalały Hortobagy. Wreszcie tej zimy zebrałem się w sobie i postanowiłem, że to już najwyższy czas.
Wyprawa, a właściwie wycieczka rodzinna przypadła na weekend majowy. Plan przewidywał wiele atrakcji, nie do końca ptasich, a Hortobagy było tylko jedną z nich. Postanowiłem, że skoro jadę z rodziną (żona i córka) + para przyjaciół (poza mną ptaki nie interesowały nikogo zbyt mocno), to wszystkich trzeba uszczęśliwić: pokąpać się, odpocząć, zwiedzić, napić się, zjeść. Na to wszystko mieliśmy całe cztery dni ( to aż 96 godzin, z małym poślizgiem wyszły 104). Wspólny start z Tomaszowa Mazowieckiego, Fordem Mondeo-kombi. Szybki przeładunek z drugiego samochodu (został na parkingu, ale strzeżonym, bo w Polsce), kawa, herbata i ruszamy. Jak to często bywa z wyjazdami za granice naszego kraju, najdłużej jedzie się przez Polskę. Wcześniej obmyślona trasa zawiodła nas ok. 23:00 w okolice przeprawy promowej. Na drogę tam prowadzącą może byśmy wjechali jak byśmy mieli traktor a że nie mieliśmy, zdecydowaliśmy się na objazd (dodatkowe 50 km.), (czy prom kursował o tej godzinie nie wiemy do dziś). Wreszcie przekroczyliśmy granicę ze Słowacją w miejscowości Piwniczna Zdrój, jak po maśle (jednak ta Unia ma swoje plusy). Kraj ten przejechaliśmy nocą, więc widoki raczej słabe. Tylko drogi podpowiadały, że to już nie nasza ojczyzna. Jechaliśmy trasą nr 68 (główne miejscowości Presov, Koszyce). W czasie jazdy zmieniliśmy się za kierownicą, co by drugi odetchnął. Słowację przejechaliśmy bez tankowania (nawet nie mieliśmy euro). Rano przekroczyliśmy granicę Słowacko-Węgierską w miejscowości Tornyostnemeti (opustoszałe, zniszczone budynki graniczne, ale drogi jeszcze lepsze niż na Słowacji).
Zdecydowaliśmy się ominąć autostradę (znikoma oszczędność na winiecie- 4 dniowa ok. 25 zł) i ruszyliśmy na Tokaj. Po drodze tankowanie gazu (159HUF/litr- chyba najtaniej z całego wyjazdu). Na miejscu czas na śniadanie nad brzegami rzeki Tisza (Cisy). Zwiedzanie miasteczka raczej na wyczucie, bo przewodnik Pascala (nie polecam-zawiodłem się wielokrotnie w czasie całego wyjazdu) nie wiele nam podpowiedział. Więcej praktycznych informacji znalazłem na stronie internetowej:
(http://www.budapeszt.infinity.waw.pl/joomla/index.php?option=com_content&task=section&id=5&Itemid=27),
i na tym w dużej mierze opierałem się podczas całej wycieczki. Legenda o Łysej Górze, o wróżkach zamieszkujących jej stoki, z których jedna wpadła do wulkanu, jakim była ów góra, o słodkich łzach wylanych przez opłakujące przyjaciółki zachęcała do wspinaczki. Droga wiodła malowniczymi mini wąwozami, ale początek trasy zaczynał się od komunalnego cmentarza, przez którego środek trzeba było przejść (trochę kiepskie rozwiązanie, zwłaszcza kiedy się trafia na ceremonię pogrzebową). Z góry malowniczy widok na czerwone dachy miasteczka, wijącą się u jej granic rzekę i szybującego nad miastem bociana czarnego. Po powrocie na parking (naiwnie myśleliśmy, że bezpłatny) okazało się, że przyczajony Pan liczył ile czasu upłynęło i skrupulatnie podliczył ile forintów się należy. Czas naglił, więc opłaciliśmy postój i ruszyliśmy dalej. Po drodze szybkie zakupy w TESCO- właściwe sam Tokaj (tańszy niż w prywatnych winnicach, a równie smaczny).
Następny przystanek – Miscolc Topolca (źródła termalne z basenami pod otwartym niebem i w jaskini). Kilka kółek pod bramą kąpieliska (trudno było zgadnąć gdzie się dokładne zatrzymać). Wreszcie ktoś mówiący po angielsku (bo generalnie Deutsche, Deutsche uber alles) wyjaśnił, nakierował i pomógł przy opłatach parkingowych. Wejście do środka na 4 h (jest to minimalny czas, na jaki można tam wejść) to wydatek 1800HUF dorosły i 900 HUF dziecko (tu pani w kasie również mówiła po angielsku). Przy bramce dostaliśmy zegarki z czytnikami. Do końca nie wiedzieliśmy, po co, ale jak się okazało zegarki te otwierały szafki, w których można było zostawić rzeczy. Odmierzały również czas, jaki został do wyjścia z obiektu. Na zewnątrz pomimo słońca powietrze nie było zbyt ciepłe, ale woda ze źródeł termalnych to już poezja. Od razu żałowaliśmy, że grafik jest tak napięty. Jeden dzień to minimum, jakie jest potrzebne żeby bez większego żalu opuścić te miejsce. Wejście do jaskiń z basenami o różnej temperaturze, ale nie spadającej poniżej 28-30°C (im basen z wyższą temperaturą, tym więcej babć i dziadków) wywołało przypływ euforii i krótkotrwałej głupawki (choć nie wiem czy wszystkim przeszła). Dla mojej córki był to istny raj (gdzie byśmy nie pojechali, dla niej podstawą jest dostęp do kąpieliska). Czas jednak naglił i trzeba było ruszać dalej.
Kolejny punkt programu „Hortobagy Nemzeti Park”(Park Narodowy po węgiersku). Do Hortobagy nie było daleko, ale biura gdzie można zakupić wejściówki do Parku Narodowego są czynne od 8/9 do 17 (chcieliśmy zdążyć przed zamknięciem). Chcąc wejść na teren parku w godzinach wczesno porannych trzeba zakupić bilety dzień wcześniej. Na tereny puszty (węgierski step), wjechaliśmy od wschodu i zatrzymaliśmy się w Czardzie (przydrożna restauracja) w pobliżu Domku Wschodniego (jedna z siedzib parku). Kiedy ekipa przeglądała menu, ja udałem się po zakup biletów. Zdążyłem w ostatniej chwili. Kobieta, która była pracownikiem parku właśnie wychodziła. Niestety mówiła tylko po niemiecku, i trochę trwało (niemiecki kiedyś znałem nieźle z akcentem na kiedyś) nim doszliśmy do porozumienia (ale rozmową po niemiecku bym tego nie nazwał). Ważne jednak, że bilety kupiłem i to w cenie 225HUF/dzień dorosły i 150HUF/dzień dziecko. Poza tym dostałem jeszcze przewodniki po okolicy z mapkami i opisami (po angielsku na szczęście). Po powrocie do karczmy zamówiłem zupę rybną (taka sobie, kiedyś jadłem smaczniejszą w Rosji) i jakąś lokalną potrawę, ale ze świnki tym razem (ta już była lepsza). Obie z dużą ilością mielonej papryki. Za obiad dla mojej rodziny (4 dania + napoje), zapłaciłem około 5770HUF+200HUF napiwek (chyba pierwszy raz dałem napiwek). Obsługa zasługiwała na pochwałę, była bardzo przyjemna i dyskretnie obserwowała, kiedy podać kolejne danie. Resztę obiadu mojej córki (tzn. 2/3) kelner zaproponował zapakować na wynos. Po sytym obiedzie ruszyliśmy już do niedaleko położonej docelowej miejscowości. W Hortobagy jednak rozczarowanie, bo pole namiotowe, na którym mieliśmy stacjonować tej nocy było zamknięt (przynajmniej na takie wyglądało). Szybkie poszukiwania lokalu zastępczego i lądujemy u miłego starszego małżeństwa z oddzielnym aneksem (sypialnia, sypialnio-kuchnia, łazienka) do wynajęcia – koszt to 3000HUF dorosły, 2000HUF dziecko. Właściciele mówili trochę po niemiecku, wiec znów za pomocą rąk, polskiego i niemieckiego doszliśmy do porozumienia. Wszyscy byli umęczeni podróżą, więc po szybkiej buteleczce Tokaju poszliśmy spać. Następnego ranka solo udałem się na stawy rybne Hortobagy Halasto, oddalone od Hortobagy około 15 km. Jest to wielki kompleks stawów włączonych ze względu na swoją wartość przyrodniczą w granice Parku Narodowego. Przez stawy wiedzie szeroka szutrowa droga dla pieszych i rowerów. Poprowadzona jest również kolejka dla bardziej leniwych. Przy każdym stawie jest wieżyczka obserwacyjna, ponieważ z dołu widok na wodę zasłaniają 2-3 metrowe trzciny. Na całym kompleksie stoi ich około 15 (ja dotarłem do 4). Rano ruchu turystycznego brak. Dopiero w drodze powrotnej około 8-9 godziny mijałem pierwszych terenowców ze sprzętem optycznym (wiec naprawdę rano to raj dla ornitologów). Z ciekawszych gatunków, które udało się tam zaobserwować to: czapla modronosa, czapla biała, czapla purpurowa, czapla chyba-złotawa, ślepowron, kormoran mały, mnóstwo gęgaw pasących się zarówno na puszcie przy stawach jak i na groblach wraz z pisklętami, mewa mała, mewa czarnogłowa, rybitwa białowąsa, warzęcha, ogromne kolonie mewy śmieszki, wyspy z kolonią łabędzi niemych i pewnie wiele innych, których nie pamiętam. I znów smak goryczy, że tak mało czasu na wizytę w tym Parku Narodowym (na samych stawach można by spędzić 1-2 dni. Nie mówiąc już o rozległych terenach puszty poza nimi). Po powrocie do Hortobagy szybkie śniadanie, pakowanie i wyjazd całą paczką do niedaleko położonego zoo ze zwierzętami pasterskimi hodowanymi ongiś na tych terenach. Zoo nie należy do PN, więc za wejściówkę trzeba było wyłożyć 600HUF dorosły, 300HUF dziecko. Wydaje mi się jednak, że warto było choćby ze względu na świnie z kręconymi, gęstymi lokami (pseudo pudle) lub kury z Rumuni, które wyglądały jak oskubane. Po zoo ponowna wizyta (tym razem, razem) na stawach w Hortobagy Halasto. Po południu ruch znacznie większy, a ptaków rzecz jasna mniej. Powrót do auta, szybka przekąska i ruszamy w kierunku Balatonu.
Następny przystanek, Heviz, miasto położone 5-10 km na połd-zach od Balatonu. Gdzieś nad brzegiem Balatonu, wygłodniali zatrzymujemy się w ekskluzywnej jak na naszą kieszeń restauracji (w mniej ekskluzywnej siedziała wycieczka 2 autokary i na danie trzeba było by czekać ok 40 minut). Posiłek kosztował nas (3 dania + napoje) 9330HUF. Co prawda obsługa klasa, zespół grający niezłą (chyba folkową) muzyczkę jak tylko pojawili się goście, dobre jedzenie (my jedliśmy pstrąga w migdałach), nawet menu było po polsku, ale napiwku nie daliśmy bo i tak z nas zdarli. Do celu dotarliśmy dopiero koło 24. Pole namiotowe tak jak we wskazówkach, ale o tej godzinie na bramie stał tylko struż i ni w ząb języka innego nisz węgierski (choć w pewnym momencie wydawało mi się, że mówi kilka razy – „śam, jestem”- pewnie miałem omamy). Znów gesty, pozy i figury, po których słyszę – pasport, morgen (słowa te połączone z jego gestami oznaczały, że mamy zostawić paszport u niego i odebrać go rano w recepcji rozliczając się przy okazji). Wskazał nam naszą działeczkę ogrodzoną żywopłotem. Całe szczęście, że noc była pogodna po kamieniste podłoże uniemożliwiało wbicie śledzi. Odciągi od namiotu przywiązaliśmy do felg i żywopłotu i tak przetrwaliśmy do rana (jak by lunęło to po nas). Oczywiście wieczorek z Robertem przy flaszeczce Tokaju (dziewczyny utyrane smacznie spały). Rano pogoda fantastyczna. Wstałem pierwszy i wybrałem się po pieczywo zwiedzając przy okazji kawałek miasta. W wielkim parku otaczającym camping, śpiewające wójciki. Jezioro wulkaniczne, do którego mieliśmy wejść za jakieś 2 godziny, prezentowało się rewelacyjnie. Po zakupach powrót na camping. Otaczające nas zewsząd camping-wozy wypełnione były po dachy emerytowanymi Niemcami, którzy już startowali na kąpielisko. My po szybkim śniadaniu, dokonaliśmy opłat. Okazały się one wcale nie takie niskie, wyglądało to mniej więcej tak na 1 osobę-klimatyczne 380HUF (nie wiem czy to opłata jednorazowa, bo spaliśmy tam tylko 1 noc, za dziecko klimatycznego nie płaciłem)+ 1400HUF dorosły+ 1000HUF dziecko +plac na namiot i samochód 1600HUF ( to podzieliliśmy na 4 osoby). Na szczęście na recepcji pani mówiła po angielsku i nie było problemu z komunikacją. Co do warunków sanitarnych bardzo dobre (toalety i natryski sprzątane na bieżąco, w cenie opłat campingowych). Spakowaliśmy się do samochodu, który mogliśmy zostawić na polu bez dodatkowych opłat do godziny 17. Niestety pogoda się popsuła i zaczęło padać. Zanim weszliśmy do środka obiektu pobieraliśmy kasę z bankomatu (bank ściągnął 10 zł prowizji, ale wydał pieniądze po lepszym kursie niż w kantorze w Warszawie). Wejściówka na jezioro na 3h (minimalny czas, na jaki można wejść) to 2000HUF dorosły, dziecko poniżej 6 lat za darmo. Takie same zegarki z czytnikami co w Miscolc Topolca. Jezioro pachniało siarką (słabo widoczne informacje o kąpaniu się bez srebra- po kąpieli najpierw robi się złote, potem czernieje). Woda w jeziorze ciepła, na zewnątrz 29°C. Wewnątrz budynku pobudowanego na balach 33°C. Mnóstwo ludzi tkwiących centralnie nad bijącym źródłami. Wokół brzegów jeziora pierwsze kwitnące lotosy ściągnięte w to miejsce parędziesiąt lat temu. Wszędzie drabinki umożliwiające zejście do wody. Same jezioro głębokie od samego brzegu około 30 metrów. Na całej jego powierzchni zainstalowane barierki, przy których można odpocząć. Nie widziałem tam jednak żadnego ratownika (może kamery śledziły taflę wody – też nie widziałem). Kąpiel bardo przyjemna, zwłaszcza, że powietrze miało tylko 11°C. Po paru godzinnej kąpieli skóra przesiąka zapachem siarki. Przed bramą mnóstwo straganów z pamiątkami i szybkim jadłem. Pierwsze suweniry (wino Balaton-dobre i papryka mielona 3 rodzaje-też dobra). Na obiad tuż obok pod parasolem 2300HUF (kaszanka z ostrym sosem paprykowym-niezła, kiełbasa z papryką i słoniną - kto co lubi, ale raczej kiepska).
Potem ewakuacja do samochodu i podróż około 40 km do kolejnego punktu programu podziemnego jeziora w Topolca. Wejście położone w centrum miasta- kolejka spora, ale czytałem o większych. Bilety w cenie 1000HUF dorosły, 700HUF dziecko (na bilecie widniało jako giermek). Po odstaniu swojego, zejście pod ziemię i tam jeszcze jedna kolejka do łódek. Korytarze w jaskini dobrze oświetlone. Pracownicy sadzali po 3-4 osoby do krypy dawali wiosło i odprawiali w około 20-30 minutową pętlę po wijącym się korytarzami jeziorze (wrażenia całkiem przyzwoite). Jezioro te włączone jest do obiektów Parku Narodowego Balaton - Felvideki. Z Toplolca udaliśmy się na pole namiotowe położone u podnóża stożka wulkanicznego, nad samym Balatonem w miejscowości Badacsony. Camping był zadbany, a że był dopiero maj, więc prawie całkiem pusty. Opłaty za nocleg prawie połowę tańsze niż w Heviz. Klimatyczne 320HUF+600HUF dorosły, 550 dziecko+ miejscówka na samochód i namiot 1400HUF. Miejscówka z widokiem na jezioro i bliżej brzegu była nieco droższa (ja podaję tę tańszą). Po rozbiciu namiotu zrobiliśmy szybki wypad na górę (było późne popołudnie wiec się sprężaliśmy). Droga na szczyt była słabo oznakowana i tak naprawdę szliśmy na czuja, aby w górę. W końcu dotarliśmy na szczyt, na którym postawiona była wieża widokowa. Niestety się nie postarali się w tym przypadku. Korona wierzy równała się z koroną drzew, które zasłaniały prawie cały widok na liczne w okolicy stożki wulkaniczne i jezioro Balaton (było widać zaledwie skrawek). Po zejściu na dół już zmierzchało. W piwo zaopatrzyliśmy się w Szt.Mihaly, bo w Badacsony wszystkie sklepy były już zamknięte. Wielkie plany popiwkownia wieczorem spełzły na niczym, bo po dwóch butelkach padliśmy jak muchy.
Następnego dnia rano szybkie śniadanie i krótka, posiadówka nad brzegiem Balatonu (woda jakaś mętna, ale pewnie się czepiam). Ostatni dzień postanowiliśmy spędzić na Półyspie Tihany, który wdziera się głęboko w jezioro zostawiając zaledwie 1,5/2 km przesmyk. W informacji turystycznej położonej po prawej stronie drogi, około 1km w głąb miasta główną trasą, zasięgnęliśmy informacji o pieszych szlakach. Dostaliśmy broszurkę z mapą, jak się okazało niezbyt dokładną. Wybraliśmy wariant 3-4 godzinny (można tam spędzić jednak cały dzień na pieszych wędrówkach). Początek szlaku wiódł ponad brzegiem Jeziora Wewnętrznego, prawie całkowicie zarośniętego trzcinami, który z tego też powodu był atrakcyjnym miejscem dla ptaków. Z góry można było zaobserwować spore stada żerujących czapli białych i błotniaki stawowe. Dalej trasa wiodła przez winne stoki, którymi docierało się do brzegów Jeziora Zewnętrznego, które jest oblegane przez turystów i wędkarzy (zbiornik ten położone jest około 30 metrów ponad poziomem Balatonu). Mijając brzeg jeziora odbiliśmy w stronę pola gejzerów. Formacje skalne dawno już nieczynnych gejzerów bielały wśród otaczających je lasów. Zobaczyliśmy chyba większość z nich, chociaż na tym odcinku oznakowanie było fatalne i znów zwiedzaliśmy bardziej na wyczucie. Następnie wróciliśmy do brzegów jeziora zewnętrznego i wzdłuż jego brzegu weszliśmy do miasta od drugiej strony. W domu, który obłożony był cały papryką zaopatrzyliśmy się w kolejne suweniry – paprykę, młynek i inne duperele (3200HUF). Teraz została nam już tylko podróż do domu. Było, około 15 kiedy wystartowaliśmy. Omijając autostradę wpakowaliśmy się w środek Budapesztu (gaz najdroższy ze wszystkich miejsc gdzie tankowaliśmy 183HUF/litr). Na szczęście oznakowanie było przyzwoite i udało się przejechać miasto bez większych komplikacji. Z Półwyspu Tihany do granic Polski jechaliśmy bez większych przeszkód i dotarliśmy około 24 (9 h). Dalej za sprawą niezliczonych remontów dróg, mostów etc., staliśmy bez przerwy w korkach i na światłach. Do Tomaszowa Mazowieckiego dojechaliśmy około 4. Po przeładunku rzeczy do naszego samochodu, ruszyliśmy do Białej Podlaskiej, gdzie dojechaliśmy około 7/8 rano. W sam raz do pracy.



Krótkie podsumowaie.
Na Węgrzech byłem w weekend majowy samochodem z żoną, córką 5 lat i dwójka przyjaciół. Wyjazd przekrojowy po całym kraju: Tokaj>Miscolc Topolca>Park Narodowy Hortobagy>Heviz nad Balatonem>Topolca nad Balatonem>plw. Tihany
Poniżej zestwienie cen:
kupiłem forinty w Wawie
100 HUF-1,65zł(żeby nie tracić na podwójnej marży przy wymianie zł>euro euro>forinty, opłaca się kupić od razu forinty. Wybierałem też z bankomatu na Węgrzech, 10 zł prowizji za jedną wypłatę ale po lepszym kursie niż w kantorze w Wawie)
-paliwo- olowiowa 95 (około 268 HUF)
-LPG od 159+2,60 zł pod Tokajem do 183=3zł pod Budapesztem
-żródła termalne w Miscolc Topolca (1800 dorosły 900 dziecko/ za 4 godziny-jest to minimalny czas na jaki można wejść)
-wstęp o Parku Narodowego Hotrobagy ok. 225HUF/dzień
- w Hortobagy wstęp do zoo ze zwierzętami domowymi lokalnych ras (600 dorosły, 300 dziecko)
-jedzenie w knajpie w Hortobagy dla 2 dorosłych i diecka pełna opcja 6000 z napiwkem
-wstęp na jezioro wulkaniczne w Heviz 2000 HUF/3 godz (jest to minimalny czas na jaki można wejść), dzieci poniżej 6 roku za darmo.
- jedzenie w ekskluzywnej restauracji 9400 dla 2 dorosłych i dziecka
-jedzenie w fastfoodzie w Heviz na straganach przed główną bramą dla 2 dorosłych + dziecko 2300
- wstęp do jeziora podziemnego w Topolca 1000 dorosły, 700 dziecko
-nocleg na kempingu w namiocie w Badacsony na 1 os. (miejscówka 700, klimatyczne 320 + dziecko550/dorosły600)
-nocleg na kempingu w Heviz koło jeziora wulkanicznego 2x drożej niż nad samym Balatonem

Zdj cia

WĘGRY / Północne Węgry / PN Hortobagy - zoo z lokalnymi rasami / Były sobie świnki 3WĘGRY /  Płd. Węgry-koło Balatonu / Tapolca / Jezioro Podziemne - TapolcaWĘGRY / Nad  Balatonem / Tihany / Jezioro Zewnętrzne (Kulso) -płw. TihanyWĘGRY /  Płd. Węgry-koło Balatonu / Heviz / Jezioro wulkaniczne o poranku (puste, bo jeszcze zamknięte)WĘGRY / Nad  Balatonem / Tihany / Jezioro Wewnętrzne (Belso) -płw. TihanyWĘGRY / Północne Węgry / PN Hortobagy / Park Narodowy Hortobagy- stawy rybne Hortobagy HalastoWĘGRY / Północne Węgry / PN Hortobagy / Węgierska PUSZTAWĘGRY / Północne Węgry / Tokaj / Widok z Łysej Góry na TokajWĘGRY / Północne Węgry / Miskolc-Tapolca / Wlot do jaskiń z termalnymi źródłamiWĘGRY / Nad  Balatonem / Tihany / Wygasłe gejzery na płw. Tihany

Dodane komentarze

kozirad do czy
29.07.2009

kozirad 2009-07-30 09:37:50

Autonaprawa - nie wiem jak edytować tekst po wstawieniu na stronę, więc opisze błędy z tekstu. Nazwy: Tapolca- nie Topolca, Miskolc Tapolca - nie Miscolc Toploca, Nazwy jezior, na płw Tihany są w tekście odwrotnie, na zdjęciach poprawione. Pozdrawiam.

Przydatne adresy

Brak adres w do wy wietlenia.

Strefa Globtrotera

Dział Artykuły

Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.

Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.

Jak dodać artykuł?

  1. Zarejestruj się w naszym serwisie - TUTAJ
  2. Dodaj zdjęcia (10 punktów) - TUTAJ
  3. Dodaj artykuł (100 punktów) - TUTAJ
  4. Artykuły są moderowane przez administratora.

Inne Artykuły

X

Serwis Globtroter.pl zapisuje informacje w postaci ciasteczek (ang. cookies). Są one używane w celach reklamowych, statystycznych oraz funkcjonalnych - co pozwala dostosować serwis do potrzeb osób, które odwiedzają go wielokrotnie. Ciateczka mogą też stosować współpracujący z nami reklamodawcy. Czytaj więcej »

Akceptuję Politykę plików cookies

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2001 - 2025 Globtroter.pl