Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
Z Podróży Dookoła Świata: Przystanek Syberia > ROSJA



W Nowosibirsku nie ma nic fascynującego, no chyba, że pochodzi się z Europy Zachodniej i nigdy nie widziało się szaroburych blokowisk krajów postkomunistycznych. Troche nas ogrom tego miasta zadziwił bo jakby nie było jest w samym środku Syberii. Na mieście spotykaliśmy Sniezhanę – młodą studentkę i
udaliśmy się do restauracji gruzińskiej na pyszne chaczapuri ;-) Ta młoda rosjanka okazała się nadzwyczaj poważna jak na swój wiek (22 lata), wyrażając bardzo mocno ukształtowane opinie na temat polityki zagranicznej Rosji a szczególnie czasów komunizmu. Bo podobno komunizm był tak doskonały i bardzo by chciał by wrócił. Troche wypatrzyliśmy się w jej wypowiedziach sprzeczności ponieważ również zyczyłaby sobie podróży zagranicznych, internetu i wolności medialnej oraz zachodnich produktów w sklepach. Tak więc Syberii jak na razie nie poczuliśmy tylko komunę całą parą!!! Jesteśmy w stanie to zrozumieć ze względu na stabilność pracy i łatwiejsze życie ale z drugiej strony każdy z nich chce tego co na zachodzie Komunizm by im na to przecież nie pozwolił. Kolejną ciekawostką dla nas było to, że istnieje pewnego rodzaju propaganda przeciwko Europie w mediach. Podobno nawet Półkownik Gadafii był ofiarą a nie dyktatorem a ludność Libii była bardzo szczęśliwa z jego panowania... Tak czy siak, Cyryl przeprowadzał z nią długie rozmowy, bo sam specjalizuje się w polityce i stosunkach międzynarodowych ale koniec końców udało nam się trochę Snezhanę rozluźnić. Zapadła decyzja o zakupie wódeczki i w czwórkę w parku piliśmy czystą i przegryzaliśmy ogóreczkami. Trzeba nam było poznać jakiegoś Francuza w samym środku Syberii, żeby się wódki napić hahha Te opowieści o Rosjanach pijących wódkę litrami są chyba mocno przesadzone albo my nie mieliśmy do tej pory szczęścia na takowych trafić.
Cieszyliśmy się, że poznaliśmy Cyryla bo właśnie wracał z Republiki Altajskiej, o której tyle czytaliśmy. Ale szczerze powiedziawszy rejestracja wizy i zdobywanie różnorakich zezwoleń na wjazd nas troszkę odstraszyły. Cyryl uświadomił nam, że to wszystko jest zupełnie nie potrzebne by tam pojechać tak więc decyzja zapadła szybko. Jedynym problemem jaki mieliśmy to ograniczona długość wizy w Rosji i nie wiedzieliśmy wtedy czy będziemy mieć wystarczająco czasu na Jezioro Bajkał. Rano kupiliśmy bilety na autobus nocny do Gorno - Altajska i ponownie w tym samym towarzystwie wybraliśmy się pobliskiego Akademgorodoku (miasteczko studenckie) i wybrzeży jeziora Ob (zwanego lokalnie morzem Ob). Było jeszcze po drodze muzeum kolei rosyjskiej, gdzie obcokrajowcy muszą płacić 3 razy większą stawkę za wstęp a i tak wszystkie pociągi są pozamykane i nie można ich zwiedzać. Zapytaliśmy jednego pracownika dlaczego, a on nam na to, że przecież ludzie dotykają i niszczą!!! To za co płaci się te 250Rub (25zł)? Z dnia na dzień uczymy się jak mało komercyjny jest naród rosyjski – nie bardzo im się chce starać o klientów i ich satysfakcję. Generalnie mało ich to obchodzi czy ci się podoba czy nie!
Nad ranem obudziliśmy się gdy autobus zaparkował w Gorno- Altajsku (stolicy Altaj) i szybko dowiedzieliśmy się, że dopiero następny autobus jest w południe, za 5 godzin. Sprawdziliśmy wszystkie inne opcje typu minibusy i taxówki ale róznica cenowa (250Rub/25ł każdy vs 3000Rub/300zł) skłoniła nas jednak do poczekania na nastpeny transport do Artybaszu. Po drodze krajobraz nagle zaczął się zmieniać. Z suchych lasów brzozowych przeszedł w przepiekną dolinę górską, z lasami iglastymi, rzeką i małymi wioskami nad jej brzegiem. Co parę kilometrów było wyżej i piękniej. Uśmiech z naszej twarzy nie znikał bo jednak tyle godzin jazdy (i dość spory koszt transportu) poszło by na marne gdyby to miejsce okazało się beznadziejne. Popołudniu kierowca kazał nam wysiąść gdzieś w środku małej wioski mówiąc, że to Artybasz. Spoglądneliśmy w około a tam nic tylko rzeka łącząca się z ogromnym jeziorem, domki i góry. Trochę wielkich psów na jedynej ulicy i krowy wałęsające się luzem wokoło.
Ruszyliśmy do sklepu z pamiątkami i tam miłe panie zadzwoniły do pobliskiej gospodyni by pokazała nam pokoje do wynajęcia. Udało się nam całkiem nieźle, bo w samym centrum wioski (czyt. przy głównym i jedynym skrzyżowaniu). Nasz pokoik był w oddzielnym domku w tyle ogrodu a na werandzie znajdował się mały aneks kuchenny. Trochę śmieszne, bo przecież było -5C. Turyści głównie są przyjmowani w lecie więc ma to sens. Toalety i łazienki brak ale za to był wychodek i Banja (sauna-łaźnia), z której już dawno chcieliśmy skorzystać. Zostawiliśmy plecaki i ruszyliśmy w poszukiwaniu jedynej knajpki we wsi, o której wspominał nam wcześniej Cyryl. Jest fajnie urządzona - nawet bilard jest. Szybko nam Pani za ladą oznajmiła, że są tylko 3 dania do wyboru z całego menu – jak się okazało odgrzewane w mikrofalii. Zmrok zapadał dość szybko nad tą uśpioną wioską gdzieś w środku Syberii, więc i my postanawiliśmy się udać spać. Wkońcu następnego dnia mieliśmy dużo do zrobienia.
Wstaliśmy wcześniej skoro świt (o 9:00 hahha) a tu za szybą wszędzie śnieg wokół. Liczyliśmy co prawda na słoneczną pogodę, ale szczerze powiedziawszy śnieg sprawił, że to miejsce nagle nabrało czaru. Szybko zrobiliśmy sobie śniadanko z lokalnego chleba, jajek i kiełbaski i jeszcze szybciej je skonsumowaliśmy bo przecież kuchnia była na mrozie. Postanawiamy zrobić mały treking wzdłuż jeziora Teletskoe (około 10km od naszego skrzyżowania) i tak wałęsaliśmy się parę godzin podziwiająć góry, śliczne drewniane chatki, spokojne jezioro. Po drodze ani żywego ducha. Wioska śpała w trybie zimowym i tylko od czasu do czasu krowa albo dziki koń przecieła nam drogę i jakiś pies dołączył się do nas by troche pospacerować. Wioska, mimo że mała i spokojna to ma swój urok. Wszystkie budynki są drewniane o podobnej architekturze, często z otwartym poddaszem do suszenia ryb. Z dekoracji króluje kolor niebieski, ale to typowe dla całej Syberii no i oczywiście brak kanalizacji sprawia, że każdy domek ma dodatkowo wychodek i dobudówke na Banye. Znaleźliśmy parę inny kafejek/restauracji, ale wszystkie pozamykane na czas zimy. Był i targ rybny i ośrodek sportów wodnych – również puste i ciche. Napotkaliśmy kilkoro ludzi pracujących przy budowie i aż przestali na chwilę, by pogapić się na turystów. Czy naprawdę wyglądamy tak inaczej od nich? W Rosji mówi się, że turystę bardzo łatwo wypatczeć. Wystarczy znaleźć tych co się uśmiechają!!! Tego na pewno nam nie brakuje!!!. Altaj, zwany Szwajcarią Rosji przyciąga głównie ludzi z wewnątrz kraju. Cudzoziemców odwiedzających rocznie to miejsce jest niewielu.
Wkońcu dotarliśmy do końca wioski i przyłączył się do nas pies wyglądający jak wilk. Początkowo jego, a właściwie jej, zbyt przyjazne zachowanie wzbudziło nasze podejrzenia co do wścieklizny. Ale później jej ekscytacja opadła i kroczyła sobie raźno przed nami jakby nas gdzieś prowadziła. My się zatrzymujemy to ona też. My skręcamy na most to ona też. I tak została z nami na parę godzin prowadząc nas drogą aż do jej końca. Potem już był tylko las i góry, ale Sabaka (znaczy suczka po rosyjsku i tak też ją nazwaliśmy) pokazała nam ścieżkę w górę. Trochę się wahaliśmy, ale po zastanowieniu ruszyliśmy za nią. Nie mieliśmy przecież nic innego, ważniejszego do roboty. Porowadziła nas w górę i w górę i jak traciła nas z pola widzenia to po nas wracała. Czyżby to była jej praca?? Pies przewodnik. A przy tym Sabaka miała pełno zabawy. Skakała po lesie, przedzierała się przez gąszcze i od czasu do czasu łapała trop jakiejś zwierzyny. Wkońcu doprowadziła nas do małej polanki, gdzie widok na jezioro był niesamowity. Pewnie bez tej wędrówki w las tylko z łódki można by było zobaczyć podobny. Zrobiliśmy sobie przerwę i mały piknik, dzieląc nasze drożdżówki i ciastka na 3 części, bo przecież Sabaka zapracowała na trochę jedzenia. Pozwaoliła mi się nawet pogłaskać pierwszy raz – chyba mała więź zaufania została między nami zbudowana.
Wieczorkiem był tylko szybki obiad złożony z kupionych w sklepie pierogów i zupek chińskich. Podzieliliśmy się też nim z 3 psami i 2 kotami, które mieszkały wokół. Nigdy nie widziałam kota jedzącego suchy chlep – szkoda nam ich było strasznie, ale na ich los nie mamy przecież wpływu. No i przyszedł czas na Syberyjską Banye. 40 min w 60C saunie plus łaźnia zrobiły swoje – chyba nigdy nie czułam się tak czysto. Przed nami prawie 3 dni w podróży, więc tego nam było trzeba. Rankiem opuściliśmy Artybasz by udać się dalej, ale smak cichego Syberyjskiego życia zostanie w naszej pamieci na zawsze. Bo przecież mają tak niewiele. Kanalizacja, bieżąca woda, internet, które my uważamy za konieczność nie są im wcale potrzebne. Życie toczy się tu tak, jak toczyło się pareset lat temu. Może tylko turystów z zagraniczy jest o kilkanastu więcej każdego roku;-). Nam to odpowiadało bo takich 'nieskażonych turystyką' miejsc na ziemi jest niestety coraz miej.
udaliśmy się do restauracji gruzińskiej na pyszne chaczapuri ;-) Ta młoda rosjanka okazała się nadzwyczaj poważna jak na swój wiek (22 lata), wyrażając bardzo mocno ukształtowane opinie na temat polityki zagranicznej Rosji a szczególnie czasów komunizmu. Bo podobno komunizm był tak doskonały i bardzo by chciał by wrócił. Troche wypatrzyliśmy się w jej wypowiedziach sprzeczności ponieważ również zyczyłaby sobie podróży zagranicznych, internetu i wolności medialnej oraz zachodnich produktów w sklepach. Tak więc Syberii jak na razie nie poczuliśmy tylko komunę całą parą!!! Jesteśmy w stanie to zrozumieć ze względu na stabilność pracy i łatwiejsze życie ale z drugiej strony każdy z nich chce tego co na zachodzie Komunizm by im na to przecież nie pozwolił. Kolejną ciekawostką dla nas było to, że istnieje pewnego rodzaju propaganda przeciwko Europie w mediach. Podobno nawet Półkownik Gadafii był ofiarą a nie dyktatorem a ludność Libii była bardzo szczęśliwa z jego panowania... Tak czy siak, Cyryl przeprowadzał z nią długie rozmowy, bo sam specjalizuje się w polityce i stosunkach międzynarodowych ale koniec końców udało nam się trochę Snezhanę rozluźnić. Zapadła decyzja o zakupie wódeczki i w czwórkę w parku piliśmy czystą i przegryzaliśmy ogóreczkami. Trzeba nam było poznać jakiegoś Francuza w samym środku Syberii, żeby się wódki napić hahha Te opowieści o Rosjanach pijących wódkę litrami są chyba mocno przesadzone albo my nie mieliśmy do tej pory szczęścia na takowych trafić.
Cieszyliśmy się, że poznaliśmy Cyryla bo właśnie wracał z Republiki Altajskiej, o której tyle czytaliśmy. Ale szczerze powiedziawszy rejestracja wizy i zdobywanie różnorakich zezwoleń na wjazd nas troszkę odstraszyły. Cyryl uświadomił nam, że to wszystko jest zupełnie nie potrzebne by tam pojechać tak więc decyzja zapadła szybko. Jedynym problemem jaki mieliśmy to ograniczona długość wizy w Rosji i nie wiedzieliśmy wtedy czy będziemy mieć wystarczająco czasu na Jezioro Bajkał. Rano kupiliśmy bilety na autobus nocny do Gorno - Altajska i ponownie w tym samym towarzystwie wybraliśmy się pobliskiego Akademgorodoku (miasteczko studenckie) i wybrzeży jeziora Ob (zwanego lokalnie morzem Ob). Było jeszcze po drodze muzeum kolei rosyjskiej, gdzie obcokrajowcy muszą płacić 3 razy większą stawkę za wstęp a i tak wszystkie pociągi są pozamykane i nie można ich zwiedzać. Zapytaliśmy jednego pracownika dlaczego, a on nam na to, że przecież ludzie dotykają i niszczą!!! To za co płaci się te 250Rub (25zł)? Z dnia na dzień uczymy się jak mało komercyjny jest naród rosyjski – nie bardzo im się chce starać o klientów i ich satysfakcję. Generalnie mało ich to obchodzi czy ci się podoba czy nie!
Nad ranem obudziliśmy się gdy autobus zaparkował w Gorno- Altajsku (stolicy Altaj) i szybko dowiedzieliśmy się, że dopiero następny autobus jest w południe, za 5 godzin. Sprawdziliśmy wszystkie inne opcje typu minibusy i taxówki ale róznica cenowa (250Rub/25ł każdy vs 3000Rub/300zł) skłoniła nas jednak do poczekania na nastpeny transport do Artybaszu. Po drodze krajobraz nagle zaczął się zmieniać. Z suchych lasów brzozowych przeszedł w przepiekną dolinę górską, z lasami iglastymi, rzeką i małymi wioskami nad jej brzegiem. Co parę kilometrów było wyżej i piękniej. Uśmiech z naszej twarzy nie znikał bo jednak tyle godzin jazdy (i dość spory koszt transportu) poszło by na marne gdyby to miejsce okazało się beznadziejne. Popołudniu kierowca kazał nam wysiąść gdzieś w środku małej wioski mówiąc, że to Artybasz. Spoglądneliśmy w około a tam nic tylko rzeka łącząca się z ogromnym jeziorem, domki i góry. Trochę wielkich psów na jedynej ulicy i krowy wałęsające się luzem wokoło.
Ruszyliśmy do sklepu z pamiątkami i tam miłe panie zadzwoniły do pobliskiej gospodyni by pokazała nam pokoje do wynajęcia. Udało się nam całkiem nieźle, bo w samym centrum wioski (czyt. przy głównym i jedynym skrzyżowaniu). Nasz pokoik był w oddzielnym domku w tyle ogrodu a na werandzie znajdował się mały aneks kuchenny. Trochę śmieszne, bo przecież było -5C. Turyści głównie są przyjmowani w lecie więc ma to sens. Toalety i łazienki brak ale za to był wychodek i Banja (sauna-łaźnia), z której już dawno chcieliśmy skorzystać. Zostawiliśmy plecaki i ruszyliśmy w poszukiwaniu jedynej knajpki we wsi, o której wspominał nam wcześniej Cyryl. Jest fajnie urządzona - nawet bilard jest. Szybko nam Pani za ladą oznajmiła, że są tylko 3 dania do wyboru z całego menu – jak się okazało odgrzewane w mikrofalii. Zmrok zapadał dość szybko nad tą uśpioną wioską gdzieś w środku Syberii, więc i my postanawiliśmy się udać spać. Wkońcu następnego dnia mieliśmy dużo do zrobienia.
Wstaliśmy wcześniej skoro świt (o 9:00 hahha) a tu za szybą wszędzie śnieg wokół. Liczyliśmy co prawda na słoneczną pogodę, ale szczerze powiedziawszy śnieg sprawił, że to miejsce nagle nabrało czaru. Szybko zrobiliśmy sobie śniadanko z lokalnego chleba, jajek i kiełbaski i jeszcze szybciej je skonsumowaliśmy bo przecież kuchnia była na mrozie. Postanawiamy zrobić mały treking wzdłuż jeziora Teletskoe (około 10km od naszego skrzyżowania) i tak wałęsaliśmy się parę godzin podziwiająć góry, śliczne drewniane chatki, spokojne jezioro. Po drodze ani żywego ducha. Wioska śpała w trybie zimowym i tylko od czasu do czasu krowa albo dziki koń przecieła nam drogę i jakiś pies dołączył się do nas by troche pospacerować. Wioska, mimo że mała i spokojna to ma swój urok. Wszystkie budynki są drewniane o podobnej architekturze, często z otwartym poddaszem do suszenia ryb. Z dekoracji króluje kolor niebieski, ale to typowe dla całej Syberii no i oczywiście brak kanalizacji sprawia, że każdy domek ma dodatkowo wychodek i dobudówke na Banye. Znaleźliśmy parę inny kafejek/restauracji, ale wszystkie pozamykane na czas zimy. Był i targ rybny i ośrodek sportów wodnych – również puste i ciche. Napotkaliśmy kilkoro ludzi pracujących przy budowie i aż przestali na chwilę, by pogapić się na turystów. Czy naprawdę wyglądamy tak inaczej od nich? W Rosji mówi się, że turystę bardzo łatwo wypatczeć. Wystarczy znaleźć tych co się uśmiechają!!! Tego na pewno nam nie brakuje!!!. Altaj, zwany Szwajcarią Rosji przyciąga głównie ludzi z wewnątrz kraju. Cudzoziemców odwiedzających rocznie to miejsce jest niewielu.
Wkońcu dotarliśmy do końca wioski i przyłączył się do nas pies wyglądający jak wilk. Początkowo jego, a właściwie jej, zbyt przyjazne zachowanie wzbudziło nasze podejrzenia co do wścieklizny. Ale później jej ekscytacja opadła i kroczyła sobie raźno przed nami jakby nas gdzieś prowadziła. My się zatrzymujemy to ona też. My skręcamy na most to ona też. I tak została z nami na parę godzin prowadząc nas drogą aż do jej końca. Potem już był tylko las i góry, ale Sabaka (znaczy suczka po rosyjsku i tak też ją nazwaliśmy) pokazała nam ścieżkę w górę. Trochę się wahaliśmy, ale po zastanowieniu ruszyliśmy za nią. Nie mieliśmy przecież nic innego, ważniejszego do roboty. Porowadziła nas w górę i w górę i jak traciła nas z pola widzenia to po nas wracała. Czyżby to była jej praca?? Pies przewodnik. A przy tym Sabaka miała pełno zabawy. Skakała po lesie, przedzierała się przez gąszcze i od czasu do czasu łapała trop jakiejś zwierzyny. Wkońcu doprowadziła nas do małej polanki, gdzie widok na jezioro był niesamowity. Pewnie bez tej wędrówki w las tylko z łódki można by było zobaczyć podobny. Zrobiliśmy sobie przerwę i mały piknik, dzieląc nasze drożdżówki i ciastka na 3 części, bo przecież Sabaka zapracowała na trochę jedzenia. Pozwaoliła mi się nawet pogłaskać pierwszy raz – chyba mała więź zaufania została między nami zbudowana.
Wieczorkiem był tylko szybki obiad złożony z kupionych w sklepie pierogów i zupek chińskich. Podzieliliśmy się też nim z 3 psami i 2 kotami, które mieszkały wokół. Nigdy nie widziałam kota jedzącego suchy chlep – szkoda nam ich było strasznie, ale na ich los nie mamy przecież wpływu. No i przyszedł czas na Syberyjską Banye. 40 min w 60C saunie plus łaźnia zrobiły swoje – chyba nigdy nie czułam się tak czysto. Przed nami prawie 3 dni w podróży, więc tego nam było trzeba. Rankiem opuściliśmy Artybasz by udać się dalej, ale smak cichego Syberyjskiego życia zostanie w naszej pamieci na zawsze. Bo przecież mają tak niewiele. Kanalizacja, bieżąca woda, internet, które my uważamy za konieczność nie są im wcale potrzebne. Życie toczy się tu tak, jak toczyło się pareset lat temu. Może tylko turystów z zagraniczy jest o kilkanastu więcej każdego roku;-). Nam to odpowiadało bo takich 'nieskażonych turystyką' miejsc na ziemi jest niestety coraz miej.
Przydatne informacje:
-Transport: Z Nowosibirska jedzie autobus do Gorno-Altajska lub pociąg do Biyska i potem Autobus/minibus do Artybush. Łączny czas podróży – około 20 godzin w jedną stronę. Cena za całość około 100 zl od osoby w jedną stronę. Można skorzystać również z wyżej wspomnianych taksówek, ale koszt rośnie aż to 3000Rub
-Noceg: Najtańsze są kwatery prywatne - 600 Rub/60 zł od pary za noc, plus 500Rub za godzinę za Banyę. Hotel od około 500Rub/50 zł za osobę za dobę.
-Jedzenie: Obiad z piwkiem kosztował nas 230Rub/23zł, samowyżywienie kosztuje podobnie i dostępność towaru w sklepach jest bardzo dobra.
-Atrakcje: prócz chodzenia wokół można jeszcze wynająć lódke by przejechać jezioro i pooglądać pobliskie wodospady aczkolwiek cena jest wysoka przy tylko dwóch osobach (3000Rub/300 zł). Najlepiej znaleźć innych turystów (jeśli się da) by podzielić się kosztem wynajęcia łodzi.
-Transport: Z Nowosibirska jedzie autobus do Gorno-Altajska lub pociąg do Biyska i potem Autobus/minibus do Artybush. Łączny czas podróży – około 20 godzin w jedną stronę. Cena za całość około 100 zl od osoby w jedną stronę. Można skorzystać również z wyżej wspomnianych taksówek, ale koszt rośnie aż to 3000Rub
-Noceg: Najtańsze są kwatery prywatne - 600 Rub/60 zł od pary za noc, plus 500Rub za godzinę za Banyę. Hotel od około 500Rub/50 zł za osobę za dobę.
-Jedzenie: Obiad z piwkiem kosztował nas 230Rub/23zł, samowyżywienie kosztuje podobnie i dostępność towaru w sklepach jest bardzo dobra.
-Atrakcje: prócz chodzenia wokół można jeszcze wynająć lódke by przejechać jezioro i pooglądać pobliskie wodospady aczkolwiek cena jest wysoka przy tylko dwóch osobach (3000Rub/300 zł). Najlepiej znaleźć innych turystów (jeśli się da) by podzielić się kosztem wynajęcia łodzi.
Dodane komentarze
Smok-1 2011-12-02 10:59:04
Czyli ceny idą w górę (jak wszędzie), a jezioro piękne, dla mnie faktycznie taki mały BajkałBeata & Tomek Globetrotting 2011-12-02 09:19:14
z tego co nam opowiadano na miscu to wiekszosc turystow jest jednak z Rosji ale byc moze sie mylimy ;-) co do jeziora to zalujemy ale procz nas nikogo nie bylo w calej wiosce i nie bylo z kim lodzi dzielic a 3tys Rub to jednak dla nas za duzo ;-( pozdrawiamySmok-1 2011-12-02 08:25:36
E, no trochę tych turystów zagranicznych (szczególnie w sezonie letnim) w Artybaszu jest. Dojazd (też w sezonie) jest jeszcze możliwy jak się dołączy do zorganizowanej grupy rosyjskiej (na ogół mają miejsca w autokarach). Wyruszają z Nowosybirska na wieczór i dojeżdżają na rano. W sezonie kursują też po jez. Teleckim łodzie, najpiękniejsze miejsca są po drugiej stronie jeziora, gdzie zaczynają się dziewicze góry. PozdrawiamPrzydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.