Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
Izrael - Galilea > IZRAEL



Wieczór spędzamy na tarasie naszego pokoju. Jutro wyruszamy do Galilei.
Rano, gdy wyszedłem przed budynek zobaczyłem dorosłego samca Ibexa, obgryzającego liście z gałęzi. Szybko wróciłem do pokoju po aparat, żeby uwiecznić jego duże poroże.
Jemy śniadanie i z żalem opuszczamy Ein Gedi. Gdyby nie to, że za cztery dni musimy opuścić Izrael a chcemy przedtem zobaczyć Galilee i wybrzeże Morza Śródziemnego, chętnie bym spędził tutaj jeszcze kilka dni. Drogą numer 90 jedziemy na północ. Po prawej stronie mamy lazurowe Morze Martwe, po lewej nagie, złociste zbocza gór pustyni Judzkiej. Mijamy skrzyżowanie z drogą numer 1 i wjeżdżamy na teren Autonomii Palestyńskiej. Krajobraz powoli zaczyna się zmieniać. Najpierw pojawiają się pojedyncze krzewy a wkrótce jedziemy pośród żółto-zielonych wzgórz. Ponieważ jest początek kwietnia zieleń jest bardzo soczysta. Pierwszym miejscem, które dzisiaj chcemy odwiedzić jest Beit Szean.
Współczesne ruiny są pozostałością Scytopolis miasta - państwa, w którym Aleksander Wielki osiedlił Scytów. Wcześniej, w tym miejscu istniało kilkanaście miast, poczynając od osiedla Kanaanitów w XVI wieku p.n.e. poprzez siedziby Egipcjan i Asyryjczyków. Z czasów rzymskich pozostał największy w Izraelu amfiteatr na 8 tysięcy widzów. Ostatnimi mieszkańcami Beit Szean byli Bizantyjczycy, którzy uczynili je stolicą prowincji Palestina Secunda. Upadek miasta nastąpił w VIII wieku po trzęsieniu ziemi.
Zwiedzenie obiektu zajmuje nam ponad dwie godziny. Na szczególną uwagę zasługują amfiteatr oraz łaźnie rzymskie, które zachowały się w bardzo dobrym stanie. Wspinamy się na wierzchołek wzgórza wznoszącego się nad Beit Szean. Z góry roztacza się wspaniała panorama starożytnej metropolii. Znajdują się tam również pozostałości pałacu egipskiego zarządcy prowincji. Schodzimy na dół do wyjścia.
Kontynuujemy podróż. Około południa docieramy do Tyberiady. Zostawiam samochód pod hotelem Aviv i zaczynamy poszukiwanie noclegu. Najpierw idziemy do namierzonego wcześniej hotelu Panorama. Cena nie jest wygórowana, ale oferowany pokój jest mały i nie podoba się Ani. Na następnym rogu znajduje się hostel Aviv. Cena za dwie noce wynosi 550 NIS. Normalnie pokój kosztuje 250 NIS za dobę, ale jutro jest piątek a nocleg podczas szabasu jest droższy i kosztuje 300 NIS. Ania idzie z recepcjonistą obejrzeć pokój. Po paru minutach wracają. Wszystko jest w porządku, płacimy za dwie noce i mogę wwieźć windą bagaż. Rzeczywiście pokój jest funkcjonalnie wyposażony. Mamy nawet nieduży balkon wychodzący na ulicę, z którego rozciąga się widok na jezioro Galilejskie. A ponadto, co dla nas jest ważne, hotel dysponuje prywatnym, bezpłatnym dla gości, parkingiem.
Z planu otrzymanego w recepcji dowiadujemy się, że niedaleko jest biuro informacji turystycznej. Idziemy tam niezwłocznie. Chcemy się dowiedzieć, jakie są możliwości popływania statkiem po jeziorze. Na miejscu dowiadujemy się, że kibuc Ein Gev położony po drugiej stronie jeziora organizuje takie wycieczki przed południem każdego piątku. Pani próbuje zarezerwować nam na jutro dwa bilety, ale jest widocznie za późno bo nikt nie odbiera telefonu. Umawiamy się, że jutro rano spróbujemy ponownie. Wracamy do hotelu po samochód. Dzisiejsze popołudnie zamierzamy spędzić w Nazarecie.
Wyjazd z Tyberiady w kierunku Nazaretu nie sprawia mi żadnego kłopotu. Od hotelu jadę cały czas główną ulicą na północ a potem już są znaki. W Nazarecie również bez trudu znajdujemy drogę do bazyliki Zwiastowania Pańskiego. Gorzej jest z zaparkowaniem samochodu, wszystkie miejsca postojowe wzdłuż ulicy są zajęte. W końcu udaje się nam znaleźć płatny parking, ale jest otwarty tylko do 17-tej. Decydujemy się zostawić auto, zwiedzić bazylikę a potem przeparkować. Za półtora godziny postoju muszę zapłacić tyle co za cały dzień tj. 20 NIS.
Zwiedzamy bazylikę Zwiastowania oraz pobliski kościół Świętego Józefa, stojący w miejscu gdzie podobno znajdował się Jego warsztat. Obydwa kościoły są współczesne. Jedynymi ciekawymi miejscami mogą być; podziemia kościoła Św. Józefa i freski przedstawiające wizerunki Matki Boskiej w sposób charakterystyczny dla wielu krajów świata, umieszczone w arkadach otaczających bazylikę. Chcemy odwiedzić melchicki kościół – synagogę, w której nauczał 12 – letni Jezus, ale niestety jest zamknięta. Wracamy na parking. Po drodze wstępujemy do arabskiego baru gdzie zamawiam falafel.
Odbieram samochód i częściowo blokując ruch uliczny staramy się dowiedzieć jak dojechać do źródła, z którego bez wątpienia Matka Boska czerpała wodę, gdyż w tamtych czasach było to jedyne źródło w mieście. W końcu jeden z zapytanych, który właśnie wsiadał do białego Golfa, każe mi jechać za sobą. Musimy zawrócić na ruchliwej ulicy, o dwóch kierunkach ruchu oddzielonych dość wysokim garbem. Trochę boję się o podwozie mojego autka, ale nie mam wyboru. Wracamy tą samą ulicą, którą wjechaliśmy do Nazaretu. Po dwóch kilometrach mój przewodnik skręca w lewo i za chwilę wjeżdża na mały placyk. Robię to samo. Parkuję samochód upewniam się, że opłata nie jest już wymagana i kierujemy się w dół ulicy. Z daleka już widać skwer pośrodku którego stoi Źródło Marii. Jest to mur wybudowany z białych kamiennych bloków, zakończony trójkątnym frontonem. W półokrągłej wnęce umieszczone zostały trzy kamienne koryta na wodę.
Kilkadziesiąt metrów dalej, na dużym placu, znajduje się grecka cerkiew ortodoksyjna pod wezwaniem Św. Archanioła Gabriela. Wchodzimy do środka. Wnętrze kościoła jest bogato zdobione. Ściany i sufit są pokryte kolorowymi freskami na uwagę zasługuje również XVIII wieczny ikonostas. Schodzimy po paru schodach i docieramy do głębokiej studni sprzed dwóch tysięcy lat. Ortodoksi wierzą, że to właśnie tutaj miało miejsce Zwiastowanie. Katolicy natomiast za miejsce Zwiastowania uważają Grotę Zwiastowania, będącą centralnym punktem bazyliki. Tak więc są dwa miejsca, w których Gabriel oznajmił Marii, że zostanie matką Syna Bożego.
Po wyjściu z cerkwi jemy obiad na tarasie restauracji, położonej przy placu i wracamy do samochodu. W drodze powrotnej planujemy krótki postój w Kanie Galilejskiej znanej z pierwszego cudu Jezusa, zamiany wody w wino. Najpierw zatrzymuję się nie w tej miejscowości a potem, przejeżdżając już przez Kanę, nigdzie nie możemy dostrzec kościoła Pierwszego Cudu Jezusa i ostatecznie rezygnujemy z postoju. Tym bardziej, że robi się już ciemno a chcemy jeszcze pospacerować po promenadzie nad jeziorem. Do Tyberiady docieramy po zmroku. Blisko hotelu dojeżdżam do skrzyżowania, dalej ulica staje się jednokierunkowa i muszę skręcić. Skręcam w lewo i po paruset metrach wjeżdżam na parking jakiegoś hotelu. Źle wybrałem. Wracam do punktu wyjścia, jadę dalej, skręcam dwa razy w lewo i jesteśmy pod naszym hotelem. To był pierwszy raz, niestety nie ostatni, gdy zabłądziłem w Izraelu.
Wieczorem spacerujemy po promenadzie wzdłuż brzegu jeziora. Ania ma ochotę napić się świeżego soku. W tym celu udajemy się na pobliski bazar, gdzie na ulicznych straganach można kupić ten specjał. Ania czeka w kolejce a ja obserwuję ubogiego młodego Żyda kręcącego się w pobliżu. Wyraźnie widać, że jest głodny, spragniony i nie ma pieniędzy. Gdy Ania odchodzi z sokiem i przez chwilę nie ma klientów, podchodzi i prosi o pożywienie. Żebrzący Żyd jest dość rzadkim widokiem w Izraelu. Widziałem ludzi proszących o datki, ale były to wyłącznie arabskie kobiety.
Rano przed ósmą jesteśmy przed biurem informacji turystycznej. Czekamy parę minut na przyjście pani, która nie jest zbytnio punktualna. W końcu się pojawia i rezerwuje nam telefonicznie bilety na rejs o dziesiątej. Doradza nam zwiedzenie Gamli oraz wjazd na górę Bental na Wzgórzach Golan. Dzisiaj jest piątek, po zachodzie słońca rozpoczyna się szabas, dlatego wiele zabytków jest czynnych tylko do 13-tej. Obawiam się, że nie będziemy w stanie zrealizować wszystkich punktów programu.
Planujemy zjedzenie śniadania na mieście. Niestety jest chyba zbyt wcześnie bo większość lokali jest zamknięta, a te czynne oferują tylko ciastka i to po horrendalnej cenie. W tej sytuacji kupujemy produkty w sklepie i śniadanie jemy w pokoju.
Z hotelu wyjeżdżamy przed dziewiątą. Nie boję się, że zabłądzimy. Wczoraj, gdy jechaliśmy do Tyberiady widziałem kierunkowskaz do kibucu Ein Gev. Po półgodzinnej jeździe jesteśmy na miejscu. Parkuję samochód na parkingu nad jeziorem i mamy chwilę czasu, żeby się rozejrzeć po okolicy. Kibuc jest podobny do tych, które oglądaliśmy wcześniej. Jedyną różnicą jest zagospodarowane nadbrzeże i port dla statków wycieczkowych i kutrów rybackich. Po drodze mijaliśmy ośrodek wypoczynkowy i duży hotel należący również do kibucu. Powoli zaczynają pojawiać się inni uczestnicy rejsu. Przed dziesiątą szyper zaczyna sprzedawać bilety. Jeden bilet kosztuje 37 NIS. Wypływamy z prawie półgodzinnym opóźnieniem.
Płyniemy wzdłuż brzegu w kierunku północnym. Jeden z członków załogi opowiada o historii kibucu i zakresie jego działalności. Dowiaduję się, że celem naszej wycieczki jest obserwacja połowu ryb na jeziorze Kinneret (jest to lokalna nazwa jeziora Galilejskiego). Rzeczywiście widać daleko dwie łodzie. Jedna stoi w miejscu, gdy tymczasem druga opływa ją dookoła zarzucając sieci. Gdy się zbliżyliśmy rybacy zaczęli wybierać sieci. Podpłynęliśmy na odległość dosłownie dwóch metrów od kutra w momencie, gdy w wyciąganej sieci zaczęły pojawiać się ryby. Były to małe rybki, podobno sardynki (do tej pory myślałem, że sardynki żyją wyłącznie w morzu). Czasami zdarzała się większa sztuka, wówczas jeden z rybaków wyciągał ją i objaśniał coś po hebrajsku. Czasami rzucał rybę na nasz pokład. Muszę przyznać, że to ostatnie nie bardzo mi się podobało. Takie traktowanie zwierząt uważam za zbyt brutalne. Po zakończeniu połowu wróciliśmy do przystani.
Po opuszczeniu Ein Gev jedziemy na północ, mając jezioro po lewej stronie. Naszym celem jest Gamla, „Masada Północy”. Po drodze zatrzymujemy się na punkcie widokowym. Roztacza się stąd piękna panorama Jeziora Genezaret i okolicznych wzgórz. Po dotarciu na miejsce, stało się to czego się obawiałem. P.N. Gamla, ze względu na szabas, był już zamknięty. Kierujemy się więc dalej w kierunku Wzgórz Golan i Mt. Bental. Po drodze zatrzymujemy się w Ani’an, wiosce artystów. Wioska Artystów jest częścią większej osady i składa się z kilkunastu bogato ozdobionych domków. W prawie każdym z nich znajduje się galeria, gdzie turysta może kupić różne pamiątki. Jest to miejsce typowo komercyjne zbudowane wyłącznie dla turystów.
Do parkingu na szczycie góry Bental docieramy w pół do drugiej. Zostawiamy auto i podchodzimy na punkt widokowy Przy ścieżce stoją rzeźby wykonane z różnych części uzbrojenia czy też może z części pojazdów wojskowych. Myślę, że jest to twórczość żołnierska. Rzeźby przedstawiają postaci „ludków - patyczaków” oraz zwierzaków, niektóre są bardzo śmieszne. Na szczycie widać pozostałości rowów strzeleckich, bunkra i umocnień obronnych, musiały się tu toczyć ciężkie walki. Bardzo malowniczo wyglądają manekiny celujących żołnierzy na murach. Obecnie miejsce to jest okupowane wyłącznie przez turystów i dobrze, gdyż widoki są oszałamiające. Na północ jest widoczny masyw Hermon, najwyższy szczyt gór Antylibanu, ze śniegiem zalegającym jego zbocza. Nieco bliżej w kierunku północno – zachodnim dolina Hula, pokryta polami uprawnymi. Na wschód syryjskie miasteczka. W centrum umocnień stoi drogowskaz z wypisanymi odległościami do Ammanu, Damaszku, Bagdadu, Jerozolimy oraz Waszyngtonu. Podziwiamy widoki, prosimy starszego pana o zrobienie nam pamiątkowej fotki i wracamy na parking.
Na parkingu spotykamy austriackich żołnierzy Sił Pokojowych ONZ, stacjonujących na granicy syryjsko – izraelskiej. Chwilę rozmawiamy. Z dużym sentymentem wspominają swoich polskich kolegów, z którymi pełnili służbę do końca lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku.
Po dwugodzinnej jeździe docieramy nad jezioro Galilejskie, do Kafarnaum. Jest to miejsce, gdzie Jezus mieszkał i nauczał w miejscowej synagodze. Obecnie znajduje się tam promenada prowadząca wprost do jeziora i małe molo, z którego odpływają wycieczkowe statki do Tyberiady. Niedaleko stoi ortodoksyjna cerkiew grecka. Podczas naszego pobytu było odprawiane nabożeństwo. Chwilę spacerujemy po terenie cerkwi, podziwiając piękne pawie przechadzające się między drzewami. Niedaleko jest położone następne miejsce pielgrzymkowe związane z działalnością Chrystusa, Ein Tabgha. Niestety jest już zbyt późno i kościół jest zamknięty. Nie przejmuję się tym, jutro w drodze do Akki będziemy przejeżdżać obok i myślę, że znajdziemy czas na zwiedzenie tego miejsca.
Jedziemy wzdłuż jeziora w kierunku Tyberiady. Jest już prawie piąta i najwyższa pora zjeść obiad, dlatego gdy widzę restaurację skręcam i zatrzymuję samochód na restauracyjnym parkingu. Zamawiamy rybę Świętego Piotra. Jest to endemiczny gatunek występujący tylko w jeziorze Genezaret. Potrawa nie jest tania, kosztuje 85 NIS na osobę, ale smak ryby jest niepowtarzalny i warto za to zapłacić.
Wieczorem, tradycyjnie udajemy się na promenadę. Niespodziewanie trafiamy na widowisko typu światło i dźwięk. Spektakl polegał na tym, że podświetlone kolorowym światłem strugi wody „tańczyły” w takt muzyki i pieśni. Jednocześnie były wyświetlane hologramy. Tekst towarzyszący widowisku był po hebrajsku, więc mogłem się tylko domyślać, że dotyczył tematyki religijno – historycznej. Tyberiada, Safed i Jerozolima, to dla Żydów święte miasta, dlatego takie widowisko o charakterze patriotycznym byłoby tutaj całkiem na miejscu. Pomijając tematykę sam spektakl był bardzo ekscytujący nawet dla turystów takich jak my, niezwiązanych z tradycją i religią żydowską. Po pół godzinie widowisko jest powtarzane. Oglądamy je drugi raz i wracamy do hotelu. Jutro czeka nas podróż wzdłuż wybrzeża północnego: od Akki do Tel Awiwu.
.
Rano, gdy wyszedłem przed budynek zobaczyłem dorosłego samca Ibexa, obgryzającego liście z gałęzi. Szybko wróciłem do pokoju po aparat, żeby uwiecznić jego duże poroże.
Jemy śniadanie i z żalem opuszczamy Ein Gedi. Gdyby nie to, że za cztery dni musimy opuścić Izrael a chcemy przedtem zobaczyć Galilee i wybrzeże Morza Śródziemnego, chętnie bym spędził tutaj jeszcze kilka dni. Drogą numer 90 jedziemy na północ. Po prawej stronie mamy lazurowe Morze Martwe, po lewej nagie, złociste zbocza gór pustyni Judzkiej. Mijamy skrzyżowanie z drogą numer 1 i wjeżdżamy na teren Autonomii Palestyńskiej. Krajobraz powoli zaczyna się zmieniać. Najpierw pojawiają się pojedyncze krzewy a wkrótce jedziemy pośród żółto-zielonych wzgórz. Ponieważ jest początek kwietnia zieleń jest bardzo soczysta. Pierwszym miejscem, które dzisiaj chcemy odwiedzić jest Beit Szean.
Współczesne ruiny są pozostałością Scytopolis miasta - państwa, w którym Aleksander Wielki osiedlił Scytów. Wcześniej, w tym miejscu istniało kilkanaście miast, poczynając od osiedla Kanaanitów w XVI wieku p.n.e. poprzez siedziby Egipcjan i Asyryjczyków. Z czasów rzymskich pozostał największy w Izraelu amfiteatr na 8 tysięcy widzów. Ostatnimi mieszkańcami Beit Szean byli Bizantyjczycy, którzy uczynili je stolicą prowincji Palestina Secunda. Upadek miasta nastąpił w VIII wieku po trzęsieniu ziemi.
Zwiedzenie obiektu zajmuje nam ponad dwie godziny. Na szczególną uwagę zasługują amfiteatr oraz łaźnie rzymskie, które zachowały się w bardzo dobrym stanie. Wspinamy się na wierzchołek wzgórza wznoszącego się nad Beit Szean. Z góry roztacza się wspaniała panorama starożytnej metropolii. Znajdują się tam również pozostałości pałacu egipskiego zarządcy prowincji. Schodzimy na dół do wyjścia.
Kontynuujemy podróż. Około południa docieramy do Tyberiady. Zostawiam samochód pod hotelem Aviv i zaczynamy poszukiwanie noclegu. Najpierw idziemy do namierzonego wcześniej hotelu Panorama. Cena nie jest wygórowana, ale oferowany pokój jest mały i nie podoba się Ani. Na następnym rogu znajduje się hostel Aviv. Cena za dwie noce wynosi 550 NIS. Normalnie pokój kosztuje 250 NIS za dobę, ale jutro jest piątek a nocleg podczas szabasu jest droższy i kosztuje 300 NIS. Ania idzie z recepcjonistą obejrzeć pokój. Po paru minutach wracają. Wszystko jest w porządku, płacimy za dwie noce i mogę wwieźć windą bagaż. Rzeczywiście pokój jest funkcjonalnie wyposażony. Mamy nawet nieduży balkon wychodzący na ulicę, z którego rozciąga się widok na jezioro Galilejskie. A ponadto, co dla nas jest ważne, hotel dysponuje prywatnym, bezpłatnym dla gości, parkingiem.
Z planu otrzymanego w recepcji dowiadujemy się, że niedaleko jest biuro informacji turystycznej. Idziemy tam niezwłocznie. Chcemy się dowiedzieć, jakie są możliwości popływania statkiem po jeziorze. Na miejscu dowiadujemy się, że kibuc Ein Gev położony po drugiej stronie jeziora organizuje takie wycieczki przed południem każdego piątku. Pani próbuje zarezerwować nam na jutro dwa bilety, ale jest widocznie za późno bo nikt nie odbiera telefonu. Umawiamy się, że jutro rano spróbujemy ponownie. Wracamy do hotelu po samochód. Dzisiejsze popołudnie zamierzamy spędzić w Nazarecie.
Wyjazd z Tyberiady w kierunku Nazaretu nie sprawia mi żadnego kłopotu. Od hotelu jadę cały czas główną ulicą na północ a potem już są znaki. W Nazarecie również bez trudu znajdujemy drogę do bazyliki Zwiastowania Pańskiego. Gorzej jest z zaparkowaniem samochodu, wszystkie miejsca postojowe wzdłuż ulicy są zajęte. W końcu udaje się nam znaleźć płatny parking, ale jest otwarty tylko do 17-tej. Decydujemy się zostawić auto, zwiedzić bazylikę a potem przeparkować. Za półtora godziny postoju muszę zapłacić tyle co za cały dzień tj. 20 NIS.
Zwiedzamy bazylikę Zwiastowania oraz pobliski kościół Świętego Józefa, stojący w miejscu gdzie podobno znajdował się Jego warsztat. Obydwa kościoły są współczesne. Jedynymi ciekawymi miejscami mogą być; podziemia kościoła Św. Józefa i freski przedstawiające wizerunki Matki Boskiej w sposób charakterystyczny dla wielu krajów świata, umieszczone w arkadach otaczających bazylikę. Chcemy odwiedzić melchicki kościół – synagogę, w której nauczał 12 – letni Jezus, ale niestety jest zamknięta. Wracamy na parking. Po drodze wstępujemy do arabskiego baru gdzie zamawiam falafel.
Odbieram samochód i częściowo blokując ruch uliczny staramy się dowiedzieć jak dojechać do źródła, z którego bez wątpienia Matka Boska czerpała wodę, gdyż w tamtych czasach było to jedyne źródło w mieście. W końcu jeden z zapytanych, który właśnie wsiadał do białego Golfa, każe mi jechać za sobą. Musimy zawrócić na ruchliwej ulicy, o dwóch kierunkach ruchu oddzielonych dość wysokim garbem. Trochę boję się o podwozie mojego autka, ale nie mam wyboru. Wracamy tą samą ulicą, którą wjechaliśmy do Nazaretu. Po dwóch kilometrach mój przewodnik skręca w lewo i za chwilę wjeżdża na mały placyk. Robię to samo. Parkuję samochód upewniam się, że opłata nie jest już wymagana i kierujemy się w dół ulicy. Z daleka już widać skwer pośrodku którego stoi Źródło Marii. Jest to mur wybudowany z białych kamiennych bloków, zakończony trójkątnym frontonem. W półokrągłej wnęce umieszczone zostały trzy kamienne koryta na wodę.
Kilkadziesiąt metrów dalej, na dużym placu, znajduje się grecka cerkiew ortodoksyjna pod wezwaniem Św. Archanioła Gabriela. Wchodzimy do środka. Wnętrze kościoła jest bogato zdobione. Ściany i sufit są pokryte kolorowymi freskami na uwagę zasługuje również XVIII wieczny ikonostas. Schodzimy po paru schodach i docieramy do głębokiej studni sprzed dwóch tysięcy lat. Ortodoksi wierzą, że to właśnie tutaj miało miejsce Zwiastowanie. Katolicy natomiast za miejsce Zwiastowania uważają Grotę Zwiastowania, będącą centralnym punktem bazyliki. Tak więc są dwa miejsca, w których Gabriel oznajmił Marii, że zostanie matką Syna Bożego.
Po wyjściu z cerkwi jemy obiad na tarasie restauracji, położonej przy placu i wracamy do samochodu. W drodze powrotnej planujemy krótki postój w Kanie Galilejskiej znanej z pierwszego cudu Jezusa, zamiany wody w wino. Najpierw zatrzymuję się nie w tej miejscowości a potem, przejeżdżając już przez Kanę, nigdzie nie możemy dostrzec kościoła Pierwszego Cudu Jezusa i ostatecznie rezygnujemy z postoju. Tym bardziej, że robi się już ciemno a chcemy jeszcze pospacerować po promenadzie nad jeziorem. Do Tyberiady docieramy po zmroku. Blisko hotelu dojeżdżam do skrzyżowania, dalej ulica staje się jednokierunkowa i muszę skręcić. Skręcam w lewo i po paruset metrach wjeżdżam na parking jakiegoś hotelu. Źle wybrałem. Wracam do punktu wyjścia, jadę dalej, skręcam dwa razy w lewo i jesteśmy pod naszym hotelem. To był pierwszy raz, niestety nie ostatni, gdy zabłądziłem w Izraelu.
Wieczorem spacerujemy po promenadzie wzdłuż brzegu jeziora. Ania ma ochotę napić się świeżego soku. W tym celu udajemy się na pobliski bazar, gdzie na ulicznych straganach można kupić ten specjał. Ania czeka w kolejce a ja obserwuję ubogiego młodego Żyda kręcącego się w pobliżu. Wyraźnie widać, że jest głodny, spragniony i nie ma pieniędzy. Gdy Ania odchodzi z sokiem i przez chwilę nie ma klientów, podchodzi i prosi o pożywienie. Żebrzący Żyd jest dość rzadkim widokiem w Izraelu. Widziałem ludzi proszących o datki, ale były to wyłącznie arabskie kobiety.
Rano przed ósmą jesteśmy przed biurem informacji turystycznej. Czekamy parę minut na przyjście pani, która nie jest zbytnio punktualna. W końcu się pojawia i rezerwuje nam telefonicznie bilety na rejs o dziesiątej. Doradza nam zwiedzenie Gamli oraz wjazd na górę Bental na Wzgórzach Golan. Dzisiaj jest piątek, po zachodzie słońca rozpoczyna się szabas, dlatego wiele zabytków jest czynnych tylko do 13-tej. Obawiam się, że nie będziemy w stanie zrealizować wszystkich punktów programu.
Planujemy zjedzenie śniadania na mieście. Niestety jest chyba zbyt wcześnie bo większość lokali jest zamknięta, a te czynne oferują tylko ciastka i to po horrendalnej cenie. W tej sytuacji kupujemy produkty w sklepie i śniadanie jemy w pokoju.
Z hotelu wyjeżdżamy przed dziewiątą. Nie boję się, że zabłądzimy. Wczoraj, gdy jechaliśmy do Tyberiady widziałem kierunkowskaz do kibucu Ein Gev. Po półgodzinnej jeździe jesteśmy na miejscu. Parkuję samochód na parkingu nad jeziorem i mamy chwilę czasu, żeby się rozejrzeć po okolicy. Kibuc jest podobny do tych, które oglądaliśmy wcześniej. Jedyną różnicą jest zagospodarowane nadbrzeże i port dla statków wycieczkowych i kutrów rybackich. Po drodze mijaliśmy ośrodek wypoczynkowy i duży hotel należący również do kibucu. Powoli zaczynają pojawiać się inni uczestnicy rejsu. Przed dziesiątą szyper zaczyna sprzedawać bilety. Jeden bilet kosztuje 37 NIS. Wypływamy z prawie półgodzinnym opóźnieniem.
Płyniemy wzdłuż brzegu w kierunku północnym. Jeden z członków załogi opowiada o historii kibucu i zakresie jego działalności. Dowiaduję się, że celem naszej wycieczki jest obserwacja połowu ryb na jeziorze Kinneret (jest to lokalna nazwa jeziora Galilejskiego). Rzeczywiście widać daleko dwie łodzie. Jedna stoi w miejscu, gdy tymczasem druga opływa ją dookoła zarzucając sieci. Gdy się zbliżyliśmy rybacy zaczęli wybierać sieci. Podpłynęliśmy na odległość dosłownie dwóch metrów od kutra w momencie, gdy w wyciąganej sieci zaczęły pojawiać się ryby. Były to małe rybki, podobno sardynki (do tej pory myślałem, że sardynki żyją wyłącznie w morzu). Czasami zdarzała się większa sztuka, wówczas jeden z rybaków wyciągał ją i objaśniał coś po hebrajsku. Czasami rzucał rybę na nasz pokład. Muszę przyznać, że to ostatnie nie bardzo mi się podobało. Takie traktowanie zwierząt uważam za zbyt brutalne. Po zakończeniu połowu wróciliśmy do przystani.
Po opuszczeniu Ein Gev jedziemy na północ, mając jezioro po lewej stronie. Naszym celem jest Gamla, „Masada Północy”. Po drodze zatrzymujemy się na punkcie widokowym. Roztacza się stąd piękna panorama Jeziora Genezaret i okolicznych wzgórz. Po dotarciu na miejsce, stało się to czego się obawiałem. P.N. Gamla, ze względu na szabas, był już zamknięty. Kierujemy się więc dalej w kierunku Wzgórz Golan i Mt. Bental. Po drodze zatrzymujemy się w Ani’an, wiosce artystów. Wioska Artystów jest częścią większej osady i składa się z kilkunastu bogato ozdobionych domków. W prawie każdym z nich znajduje się galeria, gdzie turysta może kupić różne pamiątki. Jest to miejsce typowo komercyjne zbudowane wyłącznie dla turystów.
Do parkingu na szczycie góry Bental docieramy w pół do drugiej. Zostawiamy auto i podchodzimy na punkt widokowy Przy ścieżce stoją rzeźby wykonane z różnych części uzbrojenia czy też może z części pojazdów wojskowych. Myślę, że jest to twórczość żołnierska. Rzeźby przedstawiają postaci „ludków - patyczaków” oraz zwierzaków, niektóre są bardzo śmieszne. Na szczycie widać pozostałości rowów strzeleckich, bunkra i umocnień obronnych, musiały się tu toczyć ciężkie walki. Bardzo malowniczo wyglądają manekiny celujących żołnierzy na murach. Obecnie miejsce to jest okupowane wyłącznie przez turystów i dobrze, gdyż widoki są oszałamiające. Na północ jest widoczny masyw Hermon, najwyższy szczyt gór Antylibanu, ze śniegiem zalegającym jego zbocza. Nieco bliżej w kierunku północno – zachodnim dolina Hula, pokryta polami uprawnymi. Na wschód syryjskie miasteczka. W centrum umocnień stoi drogowskaz z wypisanymi odległościami do Ammanu, Damaszku, Bagdadu, Jerozolimy oraz Waszyngtonu. Podziwiamy widoki, prosimy starszego pana o zrobienie nam pamiątkowej fotki i wracamy na parking.
Na parkingu spotykamy austriackich żołnierzy Sił Pokojowych ONZ, stacjonujących na granicy syryjsko – izraelskiej. Chwilę rozmawiamy. Z dużym sentymentem wspominają swoich polskich kolegów, z którymi pełnili służbę do końca lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku.
Po dwugodzinnej jeździe docieramy nad jezioro Galilejskie, do Kafarnaum. Jest to miejsce, gdzie Jezus mieszkał i nauczał w miejscowej synagodze. Obecnie znajduje się tam promenada prowadząca wprost do jeziora i małe molo, z którego odpływają wycieczkowe statki do Tyberiady. Niedaleko stoi ortodoksyjna cerkiew grecka. Podczas naszego pobytu było odprawiane nabożeństwo. Chwilę spacerujemy po terenie cerkwi, podziwiając piękne pawie przechadzające się między drzewami. Niedaleko jest położone następne miejsce pielgrzymkowe związane z działalnością Chrystusa, Ein Tabgha. Niestety jest już zbyt późno i kościół jest zamknięty. Nie przejmuję się tym, jutro w drodze do Akki będziemy przejeżdżać obok i myślę, że znajdziemy czas na zwiedzenie tego miejsca.
Jedziemy wzdłuż jeziora w kierunku Tyberiady. Jest już prawie piąta i najwyższa pora zjeść obiad, dlatego gdy widzę restaurację skręcam i zatrzymuję samochód na restauracyjnym parkingu. Zamawiamy rybę Świętego Piotra. Jest to endemiczny gatunek występujący tylko w jeziorze Genezaret. Potrawa nie jest tania, kosztuje 85 NIS na osobę, ale smak ryby jest niepowtarzalny i warto za to zapłacić.
Wieczorem, tradycyjnie udajemy się na promenadę. Niespodziewanie trafiamy na widowisko typu światło i dźwięk. Spektakl polegał na tym, że podświetlone kolorowym światłem strugi wody „tańczyły” w takt muzyki i pieśni. Jednocześnie były wyświetlane hologramy. Tekst towarzyszący widowisku był po hebrajsku, więc mogłem się tylko domyślać, że dotyczył tematyki religijno – historycznej. Tyberiada, Safed i Jerozolima, to dla Żydów święte miasta, dlatego takie widowisko o charakterze patriotycznym byłoby tutaj całkiem na miejscu. Pomijając tematykę sam spektakl był bardzo ekscytujący nawet dla turystów takich jak my, niezwiązanych z tradycją i religią żydowską. Po pół godzinie widowisko jest powtarzane. Oglądamy je drugi raz i wracamy do hotelu. Jutro czeka nas podróż wzdłuż wybrzeża północnego: od Akki do Tel Awiwu.
.
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
Brak adresów do wyświetlenia.
Inne materiały
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.