Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
Nasze wietnamskie Shangri-la > WIETNAM



Wieczorem wyruszyłyśmy busem sypialnianym z Hanoi do Ninh Binh.
Na wejściu kazali nam zdjąć buty i dali nylonowe siateczki na nie… fakt, nie każdy chce wąchać buty sąsiada :)
Do miejscowości położonej ok. 100 km na południe od stolicy Wietnamu dotarłyśmy po 2h. Z autobusu wysadzono nas w totalnych ciemnościach, gdzieś na ulicy głównej. Niedaleko był jeden hotel, więc weszłyśmy do niego i po małym targowaniu zamieszkałyśmy w najładniejszym i największym pokoju, jaki miałyśmy dotychczas. Jaki to hotel, ile kosztował i jak wyglądał nasz pokój –> Jak spałyśmy.
Pierwszy spacer po okolicy był dość zaskakujący, zważywszy na porozrzucane kości na chodniku, które wyglądały jakby ktoś je tam specjalnie porozkładał, żeby się suszyły. Dziwny zwyczaj… hm…
Kupiłyśmy sobie wietnamskie kokosowe cukierki Keo Dua i piwko Draught i z takim zestawem wróciłyśmy na nasze salony, gdzie czekał już na nas Tv (z HBO!) i można było się ciut odrealnić ;P Nagle z łazienki zaczęły dobiegać dziwne dźwięki… brzmiało jakby małpy weszły przez okno, albo wywietrznik i beztrosko sobie hasały po pomieszczeniu. Tylko co by małpa robiła na 2 piętrze albo w wywietrzniku? Olka się boi. Ja skradam się pomału z aparatem, bo przecież trzeba uwiecznić tą chwilę, kiedy coś na mnie wyskoczy z łazienki ;) Do dziwnych niezidentyfikowanych dźwięków dochodzą jeszcze dźwięki stukania w szybę okna. Adrenalina w nas osiąga szczytowe poziomy… Otwieram drzwi łazienki, a tam!!!!….. małe jaszczurki gonią się po ścianach i skrzeczą jedna na drugą! Alarm zażegnany! ;) Można iść spać.
Następnego dnia, wcześnie rano wypożyczyłyśmy rowery za 1$ na cały dzień i pomknęłyśmy po ruchliwych i zakurzonych ulicach przed siebie, w poszukiwaniu piękna przyrody i spokoju.
Po drodze wszyscy nam machali i uśmiechali się przyjaźnie, a dwóch śmiesznych panów nalegało nawet na sesję zdjęciową ;)
Jak tylko dojechałyśmy do okolicznych wiosek, co chwilę zatrzymywałyśmy się i podziwiałyśmy zapierające dech w piersiach widoki. Nie sposób było nie stanąć i nie zachłysnąć się jednym czy drugim krajobrazem, choć przez chwilę.
Dotarłyśmy do Tam Coc, gdzie pływałyśmy 2h po Ha Long Bay na polach ryżowych jak je zwą Wiosłował pan, uwaga… nogami! :) My mu na zmianę dzielnie pomagałyśmy używając siły swoich rąk i zapasowego wiosła, choć świetnie radził sobie sam. Rozmowny nie był, za to co jakiś czas przepływały obok łódki z czym dusza zapragnie, a panie sprzedawczynie zachęcały do kupna swoich owoców, czekoladek czy napoi. Największe ich skupisko było w jaskini, w której można było znaleźć dużo cienia i przyjemny chłodek. Trzeba też przyznać, że nachalne nie były, więc nie wpływały znacząco na odbiór otaczającej nas wręcz magicznej przyrody.
Kiedy dobiłyśmy do brzegu, pomknęłyśmy na naszych rozpadających się rowerkach dalej.
Kolejnym wyczynem tego dnia było wspięcie się po skałach na szczyt góry, obok pagody Bich Dong z 1428roku. Wspięcie jak wspięcie… gorzej było zejść! Ale jakoś dałyśmy radę W okolicach nie było prawie żadnych białych, może na łódkach widziałyśmy ze 2, a tutaj już w ogóle. Nikt więcej nie wchodził na górę, tylko my, co dodawało dodatkowych emocji, ale za to widoki z góry wynagrodziły tą odrobinę grozy
Włócząc się tak po okolicy natknęłyśmy się na świątynię Thai Vi. Świątynia wyglądała na nieco zaniedbaną, ale miała swój urok.
Zboczyłyśmy z naszej głównej trasy i wjechałyśmy na pola ryżowe, gdzie jedynymi ludźmi byli miejscowi farmerzy, tyci rybacy albo poławiacze raków itp. I to w ilości aż 3. Cisza i spokój… piękno wokół… „dla takich chwil warto żyć”, jak powiedziała Olka i miała rację. :) Usiadłyśmy nad rzeką, żeby uzupełnić notatki przelewając swoje emocje na papier. Po rzece czasem przewinie się łódka z wieśniakami, za nami pasają się wietnamskie krowy. Czujemy się jak w raju!
Podeszłam bliżej krówek, że tak powiem byłyśmy „łeb w łeb”, ale po chwili byczek mnie pogonił… dba o swoje stadko :) Krówki zaciekawione nowymi twarzami zaczęły się coraz bardziej do nas zbliżać, krok po kroku i już jedna zaczęła wsuwać mój plecak! To był znak do ewakuacji, bo teren nam się niebezpieczne zmniejszał i słońce zaczęło już zachodzić, a trzeba było jeszcze jakoś trafić do hotelu.
To był jeden z tych cudnych dni, które wspomina się do końca życia. Idylla, raj… odnalazłyśmy nasze Shangri-la.
A tutaj możecie sobie zobaczyć na filmik z naszego raju :) –> http://www.youtube.com/watch?v=kHkPuB3mXTc
Na wejściu kazali nam zdjąć buty i dali nylonowe siateczki na nie… fakt, nie każdy chce wąchać buty sąsiada :)
Do miejscowości położonej ok. 100 km na południe od stolicy Wietnamu dotarłyśmy po 2h. Z autobusu wysadzono nas w totalnych ciemnościach, gdzieś na ulicy głównej. Niedaleko był jeden hotel, więc weszłyśmy do niego i po małym targowaniu zamieszkałyśmy w najładniejszym i największym pokoju, jaki miałyśmy dotychczas. Jaki to hotel, ile kosztował i jak wyglądał nasz pokój –> Jak spałyśmy.
Pierwszy spacer po okolicy był dość zaskakujący, zważywszy na porozrzucane kości na chodniku, które wyglądały jakby ktoś je tam specjalnie porozkładał, żeby się suszyły. Dziwny zwyczaj… hm…
Kupiłyśmy sobie wietnamskie kokosowe cukierki Keo Dua i piwko Draught i z takim zestawem wróciłyśmy na nasze salony, gdzie czekał już na nas Tv (z HBO!) i można było się ciut odrealnić ;P Nagle z łazienki zaczęły dobiegać dziwne dźwięki… brzmiało jakby małpy weszły przez okno, albo wywietrznik i beztrosko sobie hasały po pomieszczeniu. Tylko co by małpa robiła na 2 piętrze albo w wywietrzniku? Olka się boi. Ja skradam się pomału z aparatem, bo przecież trzeba uwiecznić tą chwilę, kiedy coś na mnie wyskoczy z łazienki ;) Do dziwnych niezidentyfikowanych dźwięków dochodzą jeszcze dźwięki stukania w szybę okna. Adrenalina w nas osiąga szczytowe poziomy… Otwieram drzwi łazienki, a tam!!!!….. małe jaszczurki gonią się po ścianach i skrzeczą jedna na drugą! Alarm zażegnany! ;) Można iść spać.
Następnego dnia, wcześnie rano wypożyczyłyśmy rowery za 1$ na cały dzień i pomknęłyśmy po ruchliwych i zakurzonych ulicach przed siebie, w poszukiwaniu piękna przyrody i spokoju.
Po drodze wszyscy nam machali i uśmiechali się przyjaźnie, a dwóch śmiesznych panów nalegało nawet na sesję zdjęciową ;)
Jak tylko dojechałyśmy do okolicznych wiosek, co chwilę zatrzymywałyśmy się i podziwiałyśmy zapierające dech w piersiach widoki. Nie sposób było nie stanąć i nie zachłysnąć się jednym czy drugim krajobrazem, choć przez chwilę.
Dotarłyśmy do Tam Coc, gdzie pływałyśmy 2h po Ha Long Bay na polach ryżowych jak je zwą Wiosłował pan, uwaga… nogami! :) My mu na zmianę dzielnie pomagałyśmy używając siły swoich rąk i zapasowego wiosła, choć świetnie radził sobie sam. Rozmowny nie był, za to co jakiś czas przepływały obok łódki z czym dusza zapragnie, a panie sprzedawczynie zachęcały do kupna swoich owoców, czekoladek czy napoi. Największe ich skupisko było w jaskini, w której można było znaleźć dużo cienia i przyjemny chłodek. Trzeba też przyznać, że nachalne nie były, więc nie wpływały znacząco na odbiór otaczającej nas wręcz magicznej przyrody.
Kiedy dobiłyśmy do brzegu, pomknęłyśmy na naszych rozpadających się rowerkach dalej.
Kolejnym wyczynem tego dnia było wspięcie się po skałach na szczyt góry, obok pagody Bich Dong z 1428roku. Wspięcie jak wspięcie… gorzej było zejść! Ale jakoś dałyśmy radę W okolicach nie było prawie żadnych białych, może na łódkach widziałyśmy ze 2, a tutaj już w ogóle. Nikt więcej nie wchodził na górę, tylko my, co dodawało dodatkowych emocji, ale za to widoki z góry wynagrodziły tą odrobinę grozy
Włócząc się tak po okolicy natknęłyśmy się na świątynię Thai Vi. Świątynia wyglądała na nieco zaniedbaną, ale miała swój urok.
Zboczyłyśmy z naszej głównej trasy i wjechałyśmy na pola ryżowe, gdzie jedynymi ludźmi byli miejscowi farmerzy, tyci rybacy albo poławiacze raków itp. I to w ilości aż 3. Cisza i spokój… piękno wokół… „dla takich chwil warto żyć”, jak powiedziała Olka i miała rację. :) Usiadłyśmy nad rzeką, żeby uzupełnić notatki przelewając swoje emocje na papier. Po rzece czasem przewinie się łódka z wieśniakami, za nami pasają się wietnamskie krowy. Czujemy się jak w raju!
Podeszłam bliżej krówek, że tak powiem byłyśmy „łeb w łeb”, ale po chwili byczek mnie pogonił… dba o swoje stadko :) Krówki zaciekawione nowymi twarzami zaczęły się coraz bardziej do nas zbliżać, krok po kroku i już jedna zaczęła wsuwać mój plecak! To był znak do ewakuacji, bo teren nam się niebezpieczne zmniejszał i słońce zaczęło już zachodzić, a trzeba było jeszcze jakoś trafić do hotelu.
To był jeden z tych cudnych dni, które wspomina się do końca życia. Idylla, raj… odnalazłyśmy nasze Shangri-la.
A tutaj możecie sobie zobaczyć na filmik z naszego raju :) –> http://www.youtube.com/watch?v=kHkPuB3mXTc
Więcej przygód, informacji praktycznych, zdjęć i ciekawostek z Azji na blogu http://annsitchyfeet.wordpress.com
Dodane komentarze
[konto usuniete] 2013-10-07 22:29:01
Tu można dodawać więcej zdjęć. Najpierw trzeba dodać fotki jak najwięcej po 5 dziennie a dopiero później dodać relację i wszystkie fotki jakie poprzednio wstawiłeś z danego tematu.Smok-1 2013-10-05 17:24:51
Michelle, zawsze możesz potem w wejść w edycję relacji i zdjęcia (nowe) dodać. Byłoby fajnie, bo chyba te miejsca wietnamskie są nieco mniej znaneMichelle 2013-10-04 14:58:53
Dziękuję :) Widzę, ze hiperłącze nie działa, więc podaję linka do "Jak spałyśmy" http://annsitchyfeet.wordpress.com/2013/01/28/jak-spalysmy-cz-22/Michelle 2013-10-04 12:19:37
"Dziękuję :) Niestety jest limit 5 zdjęć na dzień, ale faktycznie mogłam poczekać do jutra i wrzucić ich więcej. Poprawię się następnym razem :)"Smok-1 2013-10-04 12:04:57
Fajnie się czyta, szkoda, że tak mało zdjęć dodałaś....Przydatne adresy
tytuł | licznik | ocena | uwagi |
---|---|---|---|
Ann\'s Itchy Feet | 224 | Stronka poświęcona relacjom z podróży po Azji. Tajlandia, Wietnam, Chiny, Kambodża, Indie. Zdjęcia, Wskazówki itp | |
Magnificent Asia | 145 | Galeria zdjęć z krajów azjatyckich, przy oglądaniu których można sobie włączyć tematyczną muzyczkę ;) |
Inne materiały
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.