Artykuły i relacje z podróży Globtroterów

Monsunowe zapomnienie cz.8 > INDIE


northkris northkris Dodaj do: wykop.pl
relacje z podróży

Zdjęcie INDIE / Radjastan / Pustynia Thar / Romantyczny wielbłądGranica pomiędzy Pakistanem a Indiami przebiega częściowo przez niegościnne piaski i skały pustyni Thar. Surowe piękno tej krainy, biedni lecz niezwykle gościnni i uczynni ludzie, niezwykła przyroda czynią to miejsce wyjątkowym. Tu trzeba się nauczyć żyć inaczej, by przeżyć. Tu nie ma miejsca na zbytek, lenistwo czy rozżutność. Tu trzeba mieć w sobie pokorę do potęgi przyrody by było nam dane powitać nowy dzień.

Uśmiech znika mi z twarzy po godzinie spędzonej na wielbłądzie. Zwierze przemierza kamienistą pustynie wolnym krokiem kołysząc się na boki. Przypomina to płynięcie statkiem. Teraz rozumiem, dlaczego nazywają je „okrętami pustyni”. Moje wcześniejsze doświadczenia, to były parominutowe przechadzki dla turystów w Egipcie, teraz przyszło się zmierzyć z rzeczywistością. Zwierze ma szeroki grzbiet i od tego rozkroku zaczynają mnie boleć uda. Próbuję zmienić pozycję. Podkurczam jedną nogę, druga luźno zwisa na bok. Chwilowa ulga. Po kilku minutach ból powraca. Obłęd. Do tego ten upał!
Patrzę z podziwem na mojego przewodnika. Prowadzi drugiego wielbłąda za przywiązany do kołka przebijającego jego nos sznur. Jest opatulony w długą, ciężką niby galabije, na głowie ma zawiniętą jakąś szmatę, bose nogi w rozpadających się sandałach. Proponuję mu wodę. Odpowiada z uśmiechem, że nie musi dużo pić. Ja wlewam w siebie litr na godzinę i tak się czuję jak wysuszony liść, a on od dwóch godzin idzie na piechotę, nic nie pije i wygląda jak świeża marchewka. Nawet się nie spocił. Zaczynam rozumieć, że mocno się różnimy.
Mijają kolejne godziny. Mijany krajobraz jest monotonny. Niskie akacje, przy których mój wielbłąd musi wysunąć język by skubnąć parę listków porastają nieurodzajny kamienisty grunt. Mijamy skalne załomy tworzące mini wąwozy. Powietrze drży z gorąca, wiatr jest jeszcze cieplejszy, nie daje wytchnienia. Żar bije od piasku, z góry, zewsząd! Nie ma, dokąd uciec!
Po kilku godzinach, zza jakiejś skałki ukazuje się prawie wyschnięte oczko wodne, bo trudno mi to nazwać stawikiem lub, nie daj Boże, jeziorkiem. Wokoło rośnie kilka drzew, które rzucają zbawienny cień.
Stajemy na posiłek. Najpierw trzeba napoić zwierzęta, bez nich w tej krainie nie da się wędrować. Są najważniejsze. Ja idę szukać gałązek, z których rozpalimy ognisko. Na szczęście nie ma z tym problemu. Wysuszonych gałęzi leży w okolicy, co niemiara. Wdrapuję się w ich poszukiwaniu na wydmę. Za nią tyko morze piachu. Aż po horyzont.
Rozpalamy ogień. Ahmed, bo tak nazywa się mój przewodnik, gotuje mleko i po chwili dostaję do ręki parujący garnuszek ćaju. Napój jest gorący, ale świetnie gasi pragnienie. Do jedzenia są ćiapate i jakaś mieszanka warzyw. Ma to całkiem niezły smak.
Siedzimy w cieniu drzew zajadając, wielbłądy zjadają co smaczniejsze listki z rosnących wokół krzewów, ogień cicho trzaska pożerając suche gałęzie. Zaczynam się rozluźniać. Dopiero teraz czuję jak byłem spięty. Patrzę na Ahmeda. Ze spokojem wyciera resztką placka pozostałości jedzenia z blaszanego talerzyka. Wygląda na pogodzonego ze światem, z losem, z sobą samym. Spokój aż z niego promieniuje.
Zaczynamy rozmawiać.
Z prawej strony nadjeżdża mała karawana. Dwa wielbłądy. Na jednym z nich siedzi podwinąwszy nogi stary Hindus. Młodszy prowadzi drugiego wielbłąda objuczonego tobołami. Mój przewodnik wstaje i z szacunkiem ich wita tradycyjnym namaste. Zaczynają rozmawiać. Dla mnie jest to oczywiście absolutnie niezrozumiała konwersacja. W tym czasie ich zwierzęta zaspokajają pragnienie w sadzawce. Oboje wyglądają dumnie. Na mnie nawet nie zwracają uwagi. Spotkanie nie trwa długo. Odjeżdżają w sobie wiadomym kierunku. My też zaczynamy się zbierać.
Dokładnie sprzątam pozostałości naszego pobytu tutaj. Zasypuje piaskiem pozostałości ogniska. Gdzieś czytałem, że pożar na pustyni to jedna z najstraszniejszych rzeczy. Resztę zeschniętego chrustu układam pod drzewem dla następnych wędrowców. Ruszamy dalej.
Godziny wloką się mozolnie. Czasem mijamy zdziwione naszą obecnością antylopy. Stają wtedy czujne, podnosząc głowy i śledzą nas gotowe do ucieczki na każdy sygnał niebezpieczeństwa. Krajobraz jest monotonny. Nagrzany piach i skały. Gdzieniegdzie skarłowaciałe kępy akacji.
Zbliża się wieczór. Przed nami wysoka wydma nawiana przez pustynny wiatr. Dobre miejsce na nocleg. Wydma jest porośnięta tu i ówdzie kłującą trawą, więc wielbłądy będą miały co jeść.
Ahmed każe mi naszykować legowisko, sam zabiera się za szykowanie kolacji. Po chwili dobiega mnie trzask rozpalanego ogniska. Ja rozkładam materace bezpośredni na piasku. Układam pakunki tak, by, choć trochę zabezpieczały nas przed nawiewanym wiatrem piaskiem. Trochę mnie niepokoją zygzakowate ślady na piasku. Ahmed mówi z uśmiechem- jak Bóg da. No cóż, racja. Z tym nie ma co dyskutować.
Wielbłądy ze związanymi przednimi nogami, by nie odeszły w nocy daleko, spokojnie biorą się za konsumowanie wszystkiego, co w okolicy zielone, my jemy ryż z warzywami. Po jedzeniu biorę kubek z gorącym ćajem i siadam na piasku. Otula mnie absolutna cisza. Słońce spływa powoli w stronę horyzontu, wydłużając cienie. Zapada zmrok. Siedzę jeszcze długo w noc spoglądając na rozświetlone girlandami gwiazd niebo i cieszę się otaczającym mnie płaszczem ciemności. Coraz większy ziąb pustynnej nocy wygania mnie do legowiska. Dorzucam jeszcze parę gałęzi do ogniska i leżąc patrzę w tańczące płomienie.
Ognisko dogasa. Mi też zamykają się oczy.
Poranek wita nas słońcem. Jest koło szóstej rano.
Rozpalamy ognisko, przy którym siedzę opatulony kocem. Na piasku dużo więcej zygzaków niż wtedy, gdy się kładłem spać. Ahmed się uśmiecha. Nic nie mówi. Bóg dał nam kolejny dzień- myślę.
Jemy śniadanie, a po zwinięciu tobołków udajemy się na poszukiwanie wielbłądów. W nocy gdzieś odeszły. Młodszy się odnajduje po kilkunastu minutach. Drugiego szukamy trzy godziny. Odszedł na parę kilometrów. Mój przewodnik zupełnie się tym nie przejął. Przyjął to, że trzy godziny chodziliśmy dookoła wypatrując zwierzęcia, jako coś absolutnie normalnego. Po prostu tak miało być.
W końcu dosiadam wielbłąda, czując to samo w udach, co dnia wczorajszego ruszamy. Droga nie różni się zbytnio od tej, którą pokonaliśmy wczoraj. Tylko upał jest większy niż wczoraj. Po południu krajobraz się zmienia. Jest więcej skał i wzgórz. Wielbłądy stąpają ostrożnie wyczuwając pułapki terenu. Wystarczy zaufać zwierzęciu. Nie postawi fałszywego kroku.
Mijamy jakąś wyludnioną wioskę położona na nagich skałach. Otoczone kolczastą, suchą zaporą z okolicznych krzewów chaty, straszą pustką. Ludzie stąd odeszli dawno temu.
Po południu zbliżamy się do miejsca gdzie ma po mnie przyjechać człowiek z Jaisalmeru. Od czasu do czasu mijamy obmurowane cembrowiny. Pytam, co tam jest. Okazuje się, że to studnie, do których dostarczana jest woda dla wędrujących po pustyni. Wiele z nich jest pustych, ale niektóre są napełnione. Woda, co prawda nie nadaje się do picia dla człowieka, ale zaspakaja pragnienie wielbłądów. Jestem zdziwiony, gdy przy jednej z nich Ahmed próbuje napoić nasze zwierzęta, ale one nie mają ochoty. Ostatnio piły wczoraj. Są bardzo wytrzymałe.
W końcu docieramy do drogi. Nie mam pojęcia jak tu trafiliśmy, ani jak oni się umówili, żeby znaleźć konkretne drzewo na spotkanie, ale zostawiam to.
Po godzinie czekania podjeżdża motocykl z roześmianym facetem. Żegnam się serdecznie z Ahmedem, wciskając mu sowity napiwek za jego pracę. Daje mi pogniecioną wizytówkę z ręcznie napisanym adresem. Obiecuję pisać.
Jeszcze idę się pożegnać z moim „rumakiem”, ale jemu jest to obojętne. Nie przerywa żucia.
Wsiadam na motor i ruszamy zakurzoną drogą w stronę Jaisalmeru.
Odwracam się by spojrzeć na coraz mniejszą sylwetkę stojącą przy drodze.
Do zobaczenia Ahmed.
Jeśli Bóg da.


Po piaskach pustyni Thar i bogactwie Rajastanu czas ruszyć na północ, w kierunku dachu świata. W następnej części zabiorę Was na przejażdżką Himalaja Queen do Shimli, i na szyt Hatu Pick.

Zdjęcia

INDIE / Radjastan / Pustynia Thar / Romantyczny wielbłądINDIE / Radjastan / Jaisalmer / Pustynia Thar z punktu widzenia wielbłąda

Dodane komentarze

brak komentarzy

Przydatne adresy

Brak adresów do wyświetlenia.

Strefa Globtrotera

Dział Artykuły

Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.

Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.

Jak dodać artykuł?

  1. Zarejestruj się w naszym serwisie - TUTAJ
  2. Dodaj zdjęcia (10 punktów) - TUTAJ
  3. Dodaj artykuł (100 punktów) - TUTAJ
  4. Artykuły są moderowane przez administratora.

Inne Artykuły

X

Serwis Globtroter.pl zapisuje informacje w postaci ciasteczek (ang. cookies). Są one używane w celach reklamowych, statystycznych oraz funkcjonalnych - co pozwala dostosować serwis do potrzeb osób, które odwiedzają go wielokrotnie. Ciateczka mogą też stosować współpracujący z nami reklamodawcy. Czytaj więcej »

Akceptuję Politykę plików cookies

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2001 - 2023 Globtroter.pl