Artyku y i relacje z podr y Globtroter w

Jachtsmen > WłOCHY


Opowiadacz Opowiadacz Dodaj do: wykop.pl
recenzje książek

Zdj cie WłOCHY / Toskania / Viareggio / JachcikArtykuł opisuje dzień codzienny zawodowego żeglarza, którego jacht zacumował w wyspecjalizowanej, włoskiej, stoczni jachtowej. Jednocześnie promuje książkę podróżniczo żeglarską SZPICZASTY LĄD czyli żaglówką po wodach Arktyki,
https://allegro.pl/szpiczasty-lad-czyli-zaglowka-po-wodach-arktyki-i7427537076.html



[...] Miałem rację, że ta cała plątanina kanałów i stoczni nad nimi położonymi jest w rękach jednego właścieciela niezależnie od nazwy, która widnieje na takiej czy innej hali.

No może te położone w ogródkach i bez dostępu do wody jakoś wypadają z układu, ale też wyraźnie to po nich widać.

Zdj cia: Viareggio, Toskania, Jachcik, WłOCHY
Viareggio, Toskania, Jachcik, WłOCHY



Dzisiaj ze dwa kilometry od mojego miejsca postoju, na nabrzeżu cichego kanału wypatrzył mnie assistente dyrektora Sinioncitti. - Hello captain, it's for you. I wręczył zaproszenie na bal gwiazdkowy w stoczni Lurbas.

Pójdę, pewno, że pójdę. Pralkę na rufie już rozpracowałem. Takie tam urządzenie elektroluksa, które trzeba podłączać do przeciągniętego nad pontonem przedłużacza. Kiedy się wsadzi wtyczkę do prądu to ciekłokrystaliczny wyświetlacz się zapala i potem to już tylko instrukcja jak dla przeciętnej szwedzkiej gospodyni.

Dałem radę.

Gorzej troszkę z wysuszeniem rzeczy, bo konstruktor nie przewidział na jachcie jakiejś dodatkowej suszarni i trzeba przeciągać sznurek przez kabiny armatorskie na dziobie. Wiąże się węzeł na chromowanym wieszaku, linka idzie do uchwytu z nierdzewki w kambuzie i wraca korytarzem do drugiej kabiny. Kilkukrotne owinięcie na klamce wytrzymuje obciążenie tych kilku mokrych rzeczy. Teraz jeszcze tylko termowentylator na podłogę, bo noc bez termowentylatora nie dała spodziewanych efektów, i już jutro będę mógł odprasować czarną koszulę i spodnie. Marynarka wisi na wieszaku w stanie nie używanym od przylotu, trzeba tylko sprawdzić czy jakaś pleśń się nie zalęgła. Łódka ma wiele fikuśnych systemów, między innymi klimatyzację z opcją grzania. Ale dmucha tylko powietrzem i nie grzeje, może gdzieś trzeba jeszcze przełączyć jakieś pokrętło czy cuś.

Zdj cia: Viareggio, Toskania, Port, WłOCHY
Viareggio, Toskania, Port, WłOCHY





Na razie wiernie służy mi drugi termowentylator. Oczywiście jak grzeje korytarz z praniem to już nie grzeje mesy. Ale, co za innowacyjność i wygoda, wczoraj nagrzałem sobie łazienke przed kąpielą, która tym samym okazała się luksusowa. Każda kabina ma łazienkę, no z wyjątkiem tych dwu na dziobie, które mają wspólną, ale za to rozsądnych wymiarów i ze szklaną sauną, w której tajemniczo lśni zielenią jakieś skomplikowane pokrętło do nastawiania odpowiednich parametrów.

Moja łazienka, tak jak i pozostałe, jest miniaturowa i nie ma mowy by wejść do niej w ubraniu, którego zresztą nie byłoby na czas prysznica gdzie zostawić. Wchodzę więc goły jak święty turecki, odkręcam wodę i cierpliwie czekam kiedy spłynie zimna.

Trwa to jakiś czas odmierzany kolejnymi wystawieniami ręki znad szklanej zasłony czy to aby już.

No, teraz, kiedy najpierw na pół godzinki wstawię sobie tam termowentylator oczekiwanie jest znacznie bardziej przyjemne niż dotychczas. Na czas nagrzewania łazienki siedzę w mesie ubrany w sweterek, bo jak grzeje tam, to już nie tutaj.

Zdj cia: Viareggio, Toskania, Port motorowka, WłOCHY
Viareggio, Toskania, Port motorowka, WłOCHY



Do niedawna były dwa termewentylatory, ale drugi skończył się kilka dni temu kiedy ze słodkiego snu, materace są wygodne koje przestrzenne a kołderka cieplusia, wyrwała mnie syrena jakiegoś alarmu na tablicy rodzielczej. Wypadłem z kabiny, ciemno, zimno, tylko coś w przedzie błyska na czerwono i wyje tak jakby chciało obudzić połowę miasta. Termowentylatorek, wyłączony z pradu dla bezpieczenstwa, pozostał na noc w korytarzyku i padł ofiarą mojej prawej nogi, pobolewa do tej pory, kiedy na oślep pędziłem do tego alarmu.

Najpierw jak cholerę wyłączyć, bo konstruktor zadbał co prawda o oświetlenie tablicy ale tylko w tych miejscach gdzie odpowiednie przełączniki są włączone. Gdzie indziej ciemno, no nie do końca bo pulsująca czerwona lampa rzuca krwawy odblask na dziesiątki przełączników i pokręteł. Okazało się, że wystarczy wcisnąć lampkę i cały alarm się skasował, tak dokładnie, że teraz nie wiadomo do końca która sekcja czy urządzenie tak wyprowadziła to to z równowagi. Normalnie na takiej tablicy osobnym przyciskiem gasi się alarm dźwiękowy a osobnym świetlny. Po to by nie wyło niepotrzebnie i po to by było widać na spokojnie o co właściwie chodzi. Tutejsza tablica jest modern i jednym ruchem zgasiłem wszystko.

Coś mi się tam kołacze, że oprócz dużej lampy świeciła jeszcze diodka forpik blidge. Odsuwam ciężką chromowaną i oszklonę zejściówkę i pędzę na rufe do achterpiku. Wszystko w porządku, ale przecież, cholera, było forpik a nie achterpik. Mimo cieńkiego sweterka zarzuconego tylko na nocny T-shirt, robi mi się gorąco. Nie rufa, a dziób, palancie.

Na dziobie są dwa pokładowe luki. W jednym mieści się winda kotwiczna dla dwu pługowych kotwic, w drugim pomieszczenie na żagle, liny i tym podobne szpeje. Tam gdzie winda jest płasko i pomieszczenie na pewno nie sięga zęzy, otwieram więc drugą klapę i słyszę odgłos pluskającej wody.

Zdj cia: Viareggio, Toskania, Port zacumowane, WłOCHY
Viareggio, Toskania, Port zacumowane, WłOCHY



Cholera, toniemy. Po chwili dopiero refleksja, że to kondensat na metalowym luku, który po podniesieniu klapy po drabince sciekł w dół na aluminiowe gretingi i stąd ten pluskot. Więcej wody na szczęście nie ma. Siadam w kokpicie, zaciągam się papierosem. W górze jasno błyszczące gwiazdy, jacht lekko kołysze się na wchodzącej do portu martwicy. Która to godzina? Ciemno jeszcze i zimno przenikliwie. Gaszę peta w hermetycznie zamykanym słoiku, który Zenek adaptował na pokładową popielniczkę starannie okręcajc szkło taśmą izolacyjną by słoik na pierwszy rzut oka nie wyglądał jak słoik a jak jachtowa popielniczka z wyższej półki.
Schodzę na dół jeszcze raz krytycznie przyjrzeć się tablicy rozdzielczej. Milczy i nic nie wyje. Każda zęza ma swoją pompę automatyczną, która wywala wodę gdy tylko jej przybędzie ponad zadany poziom. Może ten alarm tylko zasygnalizował przepełnienie zęzy i działanie pompy? Może być, tylko dlaczego na jednym wskaźniku zasilania mam ciekłokrystaliczny napis, że idzie z lądu, a na drugim, że z przetwornicy? Mamy dwa kable zasilające dwie grupy obwodów. Oba wchodzą do fikuśnej skrzynki na pochylonej pawęży jachtu. Zresztą, nie spodziewałem się, że to taki wynalazek, dzisiaj jeden z pracowników stoczni bardzo mi dziękował, że pozwoliłem mu obejrzeć klapkę na rufie i nawet zrobić zdjęcia zawiasów. Ani chybi stocznia Lurbas wprowadzi patent do swojej produkcji. Zasilanie idzie od skrzynki przez przełączniki w garażu do przekaźników na szocie i dalej do tablicy rozdzielczej. Kiedy przypłynęliśmy z Zenkiem do portu i cumowaliśmy jeszcze wtedy burtą w trochę innym miejscu, to również jeden z obwodów nie chciał zadziałać. Zenek wszechwiedzący polecił wtedy przekręcić wyłącznik, jeden i drugi, w garażu, stała się jasność. Tym razem to samo, tylko już bez wszechwiedza. Jest prąd i będę mógł uprasować, oczywiście jeśli umiejętności starczy, koszulę i spodnie na jutrzejsze przyjęcie.



Resztę tamtej nocy spędziłem w koi studiując instrukcję obsługi w punkcie osuszania zęz pompami rozmaitymi. I schemat rurociągów też. Wydawało mi się, że słyszę plusk wlewającej się do kadłuba wody. Wyobraźnia to jednak potężny bodziec, drenaż mam już opanowany od a do z.

Zresztą to nie był koniec kłopotów z wodą tego właśnie dnia, bo dodatkowo się jeszcze skończyła woda w zbiornikach. Kibelek zagdakał rozpaczliwie i wcale nie chciał spłukiwać. Okazało się, że na niski stan wody pitnej nie ma alarmów.

Całe szczęście, że kran niedaleko i podłączenie, po niedawnym myciu pokładu, opanowane. Znowu ciemno. Ciekawe dlaczego jak już coś się dzieje to jest ciemno, zimno i nieprzyjemnie? Podłączyłem węża do odpowiedniego wlewu i leję.

Leję i leję. Odpowietrzenie przy kuchennym zlewie bulgocze i leje się i leje. Po dwu godzinach lania i wysłuchwania kanalizacyjnych odgłosów odpowietrznika, sięgam do instrukcji. Szczęściem przypomniało mi się ostrzeżenie wrzechwiedza by odkręcić sitko na rurze odpowietrnika, inaczej przepływ powietrza jest za mały i się spręża w zbiorniku, podobno bardzo widowiskowo. Dalej bulgocze a ja szukam pojemności tych cholernych zbiorników. Trzy tony wody. No, nic dziwnego, że się tym cienkim strumieniem leje i leje. Zbiorniki na wodę są usytuowane w części dziobowej, po nalaniu trzech ton wody mamy wyraźny trym na dziób i włącza się alarm wody szarej. Cholera, to odpowietrzenie bulgocze i co jakiś czas wypluwa z siebie fontanny wody, może zalewam zęzy i woda przelewa się do zbiornika ściekowego? Tutaj alarm jest jak najbardziej. Syrena co prawda nie wyje ale za to terkocze sobie dźwiękiem przypominającym przytłumiony budzik. Im poziom ścieków wyższy tym szybciej terkocze. Na wskaźniku cyfrowym już dziewięćdziesiąt pieć procent zapełnienia, zaraz się przeleje. Nieco nerwowo zamykam dopływ wody z lądu. A trzeba uważać, bo hydraulicznie wysuwany trap pieknie błyszczy chromem i teakowym gretingiem ale jest bardzo wąski, w dodatku odsunięty od nabrzeża o dobre pół metra od czasu gdy nieco przecumowałem łódkę by się odsunąć od sąsiadów.

https://allegro.pl/szpiczasty-lad-czyli-zaglowka-po-wodach-arktyki-i7427537076.html

Teraz biegiem do maszynowni, do tej pompy co to ja trzeba wyłączać nogą inaczej bowiem może się rozlecieć. Ramiona pomiędzy rurociągi, śrubokręt w dłoń, palec na trzpień pompy by się nie wysuwał, śrubokręt do środka by podtrzymać przekładnię zębatą i pompujemy. Gdy palce drętwieją, wirujący trzpień przecina skórę na dłoni trzeba się troszeczkę wycofać ramionami by człowiek był jak najdłuższy a stopa na ślepo mogła trafić przełącznik, który trzeba przekręcić w odpowiednią stronę. Teraz już mam jakąś wprawę, ale z początku wcale nie było łatwo. Znowu obchodzę wszystkie zęzy, no bo skąd ten nagły przybór w zbiorniku szarej wody? Po jakimś czasie dochodzę do wniosku, że to od przechyłu na dziób. Wskaźnik wcale nie pokazuje rzeczywistej objętości cieczy w zbiorniku i po prostu jest podatny na przechyły. Taka to automatyka i nowoczesność. Chyba jednak jutro uprasuję tę koszulę i spodnie. Teraz odgrzeję moją uniwersalną zupkę sprzed trzech dni i w spokoju spożyję ciepłą kolację...

Zdj cia

WłOCHY / Toskania / Viareggio / JachcikWłOCHY / Toskania / Viareggio / PortWłOCHY / Toskania / Viareggio / Port motorowkaWłOCHY / Toskania / Viareggio / Port zacumowane

Dodane komentarze

brak komentarzy

Przydatne adresy

Brak adres w do wy wietlenia.

X

Serwis Globtroter.pl zapisuje informacje w postaci ciasteczek (ang. cookies). Są one używane w celach reklamowych, statystycznych oraz funkcjonalnych - co pozwala dostosować serwis do potrzeb osób, które odwiedzają go wielokrotnie. Ciateczka mogą też stosować współpracujący z nami reklamodawcy. Czytaj więcej »

Akceptuję Politykę plików cookies

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2001 - 2025 Globtroter.pl