Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
Deszczowe targi w Suzhou. > CHINY



W ostatni weekend zwiedziliśmy Suzhou. Miasto położone na zachód od Szanghaju w odległości 90 kilometrów słynie z uroczych kanałów oraz jedwabiu. A jak mówi jedno z chińskich przysłów Na ziemi jest Hangzhou i Suzhou w niebie Raj – cóż jednym słowem miejsce warte obejrzenia. Pogoda tego dnia była jednak iście londyńska – wiało, padało i było potwornie mgliście. Dodatkowo w trakcie jazdy kierowca pomylił trochę kierunek i musiał dopłacić za przejechanie bramki. W Chinach drogi publiczne są płatne zupełnie jak we Francji...i nie są tanie, za przejechanie niewielkiego odcinka płaci się 10 Yuanów (koło 5 złotych) za odcinki dłuższe do 50 Yuanów (25 PLN) a samochody ciężarowe płacą ponad 50 złotych.
Na początku zwiedziliśmy muzeum jedwabiu, gdzie prezentowane są larwy jedwabnika w rożnych stadiach rozwoju, palety na których dokarmia się je lisicami morwy a następnie krosna...cóż tylko tyle było w muzeum. Potem już tylko sklep który na dobrą sprawę zajmuje większa część muzeum a ceny iście muzealne:) strasznie wysokie. Cóż ciekawi jesteśmy jak to się wszystko funkcjonuje...przecież mało kto tu kupuje a pań ekspedientek jest od przysłowiowego gromu.
Następnie zwiedzaliśmy Park Północny z pagoda na która można wejść!... Z wysokości miło spojrzeć w dół na świątynne ogrody...Deszczowa pogoda ma również swój urok – całość Parku Północnego jawi się nieco przyćmiona, jakby senna. Potem po zejściu na ziemie spacerowaliśmy po ogrodach...wspaniale – śpiew ptaków, spokój i cisza. Ogrody Suzhou są zresztą wpisane na listę UNESCO.
W Suzhou ogrodów jest bez liku, my zdecydowaliśmy się na jeden z nich o tajemniczo brzmiącej nazwie - Ogród Mistrza Sieci. Do parku prowadzi uliczka pełna straganów ze starociami – oryginalnymi bądź oryginalnymi inaczej - sporo tu monet, figurek Buddy oraz wielu podobizn przewodniczącego Mao Zedonga. Można też kupić maski z chińskiego teatru Kuangji z czasów XVI wieku. Potem ogród – chińskie ogrody są do siebie podobne. Niemniej jednak każdy jakoś zadziwia...w tym widzieliśmy specjalne stoły do czytania pism urzędowych (zwojów - z charakterystycznymi końcami) oraz wystrój wnętrz dynastii mingowskiej. Po ogrodzie spaceruje się jakby po wielkim mieszkaniu nie mającym dachu. Ważnym aspektem rozplanowania ogrodu są zasady chińskiej geomancji (feng shui – chiń. wiatr i woda) m.in. tzw. lustra odbijające wpływy złych duchów.
Pod koniec lutego wiosna, w okolicach Suzhou, już się zaczyna pięknie kwitną magnolie...
Z Ogrodu Mistrza Sieci udaliśmy się na zakupy jedwabnych kołder vel kołderek. - Suzhou to prawdziwe zagłębie jedwabne - w sklepie przyfabrycznym na ulicy Ludowej 540 widzieliśmy takie jedwabie o których się nam nie śniło: grube i piękne. Można też nabyć tradycyjne chińskie sukienki tzw. qipao a wieść gminna niesie, że najpiękniejsze są właśnie w Suzhou.
Po zakupach podjechaliśmy na Tygrysie Wzgórze, ale z uwagi na lejący deszcz przesiedzieliśmy w knajpie zajadając się jiaozi - chińskimi pierożkami i popijanymi miejscowym piwem Taichu Suzhou...Wybraliśmy się też na zakupy. Targowanie szło świetnie – widać, że Chińczycy to lubią...kupujący mówi, że za drogo, sprzedawca na to: tak, ale to jest ręcznie malowane...mówi też, że ma też takie obrazy tylko, że drukowane ...te tańsze są...ale...wiadomo to już nie to samo. Potem kupujący żali się, że jest studentem i właśnie luxue czyli studiuje w Chinach – sprzedawca odpowiada tak...dam taniej...wtedy kupujący zaniża cenę o jakieś 300 procent...sprzedawca uśmiecha się...i rzecze, za połowę to jakoś by dało radę...ale tak zaniżyć??? Wtedy kupujący używa argumentu pogody mówiąc: no wiesz pan co...ale kto tu dziś co kupi...taka pogoda a w dodatku już popołudniu nie ma rady panie kochany nikt tego już nie weźmie...i sprzedawca spuszcza z tonu i obrazy idą trzy razy taniej. Tak właśnie się kupuje w Chinach - czasem na krzyk i odchodzenie, czasem negocjuje się cenę opowiadając historie życiowe. Najlepiej mięć już przygotowaną kwotę i pokazać RMB czyli ichnie pieniądze ludowe – sprzedane, kupione, transakcja dokonana. Zakup kończy się powiedzeniem women jiao pengyou - zostaliśmy przyjaciółmi. Tak to zwykle bywa w tym zakątku globu...faktem jest że Chińczycy czasem się krzywią ale jeśli cena jest ustalona to sprzedają...bez zbędnego gadania...
W strugach deszczu wracaliśmy do Szanghaju. Jedną uwagą można się tutaj podzielić, chińskie przepisy drogowe (a właściwie ich przestrzeganie) wydają się być iluzją, na przykład Chińczycy jeżdżą bez świateł...trudno to w ogóle uzasadnić czyby wrodzona chińska oszczędność...a może mają ting dian - czyli popularne w Chinach wyłączenie prądu...hm...
Na początku zwiedziliśmy muzeum jedwabiu, gdzie prezentowane są larwy jedwabnika w rożnych stadiach rozwoju, palety na których dokarmia się je lisicami morwy a następnie krosna...cóż tylko tyle było w muzeum. Potem już tylko sklep który na dobrą sprawę zajmuje większa część muzeum a ceny iście muzealne:) strasznie wysokie. Cóż ciekawi jesteśmy jak to się wszystko funkcjonuje...przecież mało kto tu kupuje a pań ekspedientek jest od przysłowiowego gromu.
Następnie zwiedzaliśmy Park Północny z pagoda na która można wejść!... Z wysokości miło spojrzeć w dół na świątynne ogrody...Deszczowa pogoda ma również swój urok – całość Parku Północnego jawi się nieco przyćmiona, jakby senna. Potem po zejściu na ziemie spacerowaliśmy po ogrodach...wspaniale – śpiew ptaków, spokój i cisza. Ogrody Suzhou są zresztą wpisane na listę UNESCO.
W Suzhou ogrodów jest bez liku, my zdecydowaliśmy się na jeden z nich o tajemniczo brzmiącej nazwie - Ogród Mistrza Sieci. Do parku prowadzi uliczka pełna straganów ze starociami – oryginalnymi bądź oryginalnymi inaczej - sporo tu monet, figurek Buddy oraz wielu podobizn przewodniczącego Mao Zedonga. Można też kupić maski z chińskiego teatru Kuangji z czasów XVI wieku. Potem ogród – chińskie ogrody są do siebie podobne. Niemniej jednak każdy jakoś zadziwia...w tym widzieliśmy specjalne stoły do czytania pism urzędowych (zwojów - z charakterystycznymi końcami) oraz wystrój wnętrz dynastii mingowskiej. Po ogrodzie spaceruje się jakby po wielkim mieszkaniu nie mającym dachu. Ważnym aspektem rozplanowania ogrodu są zasady chińskiej geomancji (feng shui – chiń. wiatr i woda) m.in. tzw. lustra odbijające wpływy złych duchów.
Pod koniec lutego wiosna, w okolicach Suzhou, już się zaczyna pięknie kwitną magnolie...
Z Ogrodu Mistrza Sieci udaliśmy się na zakupy jedwabnych kołder vel kołderek. - Suzhou to prawdziwe zagłębie jedwabne - w sklepie przyfabrycznym na ulicy Ludowej 540 widzieliśmy takie jedwabie o których się nam nie śniło: grube i piękne. Można też nabyć tradycyjne chińskie sukienki tzw. qipao a wieść gminna niesie, że najpiękniejsze są właśnie w Suzhou.
Po zakupach podjechaliśmy na Tygrysie Wzgórze, ale z uwagi na lejący deszcz przesiedzieliśmy w knajpie zajadając się jiaozi - chińskimi pierożkami i popijanymi miejscowym piwem Taichu Suzhou...Wybraliśmy się też na zakupy. Targowanie szło świetnie – widać, że Chińczycy to lubią...kupujący mówi, że za drogo, sprzedawca na to: tak, ale to jest ręcznie malowane...mówi też, że ma też takie obrazy tylko, że drukowane ...te tańsze są...ale...wiadomo to już nie to samo. Potem kupujący żali się, że jest studentem i właśnie luxue czyli studiuje w Chinach – sprzedawca odpowiada tak...dam taniej...wtedy kupujący zaniża cenę o jakieś 300 procent...sprzedawca uśmiecha się...i rzecze, za połowę to jakoś by dało radę...ale tak zaniżyć??? Wtedy kupujący używa argumentu pogody mówiąc: no wiesz pan co...ale kto tu dziś co kupi...taka pogoda a w dodatku już popołudniu nie ma rady panie kochany nikt tego już nie weźmie...i sprzedawca spuszcza z tonu i obrazy idą trzy razy taniej. Tak właśnie się kupuje w Chinach - czasem na krzyk i odchodzenie, czasem negocjuje się cenę opowiadając historie życiowe. Najlepiej mięć już przygotowaną kwotę i pokazać RMB czyli ichnie pieniądze ludowe – sprzedane, kupione, transakcja dokonana. Zakup kończy się powiedzeniem women jiao pengyou - zostaliśmy przyjaciółmi. Tak to zwykle bywa w tym zakątku globu...faktem jest że Chińczycy czasem się krzywią ale jeśli cena jest ustalona to sprzedają...bez zbędnego gadania...
W strugach deszczu wracaliśmy do Szanghaju. Jedną uwagą można się tutaj podzielić, chińskie przepisy drogowe (a właściwie ich przestrzeganie) wydają się być iluzją, na przykład Chińczycy jeżdżą bez świateł...trudno to w ogóle uzasadnić czyby wrodzona chińska oszczędność...a może mają ting dian - czyli popularne w Chinach wyłączenie prądu...hm...
Dodane komentarze
[konto usuniete] 2005-07-25 14:22:58
Ładną wycieczkę zrobiłaś.Ja marzę o wycieczce do Chin,może kiedyś pojadę...Powiedz,co warto zwiedzić.Weronika chinka 2004-05-11 13:12:58
komentarz odautorski :) zdjecia do tego wlasnie artykulu znajdziecie w galerii, te ktore tu zostaly zamieszczone pochodza z prowincji Fujian (o ktorej napisalam wczesniejszy artylul), Suzhou to nazwa miasta, prowincja w ktorej lezy nosi nazwe - Jiangsu... to tylePrzydatne adresy
Brak adresów do wyświetlenia.
Inne materiały
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.