Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
Życie w sterylnym świecie szkodzi i ekwadorska myśl techniczna > EKWADOR



Wszyscy dziś doskonale wiemy o tym, że życie w sterylnym świecie szkodzi. Kiedy tylko wydostajemy się spod sterylnego klosza natychmiast zapadamy na różne choroby bo organizm nie wie jak się przed nimi bronić.
Mieszkańcy Ameryki Południowej wręcz do przesady postępują zgodnie z tą zasadą. I zdecydowanie palmę pierwszeństwa mają tu Ekwadorczycy. I tu znowu rzecz o jednym z hoteli w Riobambie do którego przywiózł nas taksówkarz mówiąc, że hotel jest -muy bueno. Muszę przyznać, że na zewnątrz wyglądał przyzwoicie. Stary kolonialny budynek, niedawno odmalowany. Może różowy kolor nie był zbyt gustowny ale przynajmniej był czysty. Wejście do hotelu było nieco bardziej mroczne, ale to być może kwestia kolonialnej architektury. Nie mogę sobie jednak przypomnieć, aby brudne ściany na korytarzu, kafelki na podłodze i cuchnące śmieci były również wyznacznikiem kolonialnego stylu. Ekwadorczyk z recepcji znudzonym krokiem zaprowadził nas do pokoju. Tak samo ciemno jak na korytarzu. Może trochę jaśniej bo zakurzone firany mimo wszystko przepuszczały trochę światła które dostawało się do środka przez zakratowane okna. Ręczniki w toalecie zdradzały ślady użycia. Hmmm, zradzały ślady intensywnego użytkowania i to prawdopodobnie przez niejednego gościa.
Nawyki żywieniowe również podążają za tym przesłaniem. Szczególnie to widać na ulicach gdzie Ekwadorczycy raczą swoje podniebienie odkrojonym kawałkiem mięsa z leżącego i wystawionego na atak much prosięcia albo ceviches które dojrzewa w słońcu. Widać też starania o uodpornienie na salmonelle, bo Ekwadorczycy chętnie kupują lody leżące na straganach w metalowej misce. Nie mam pojęcia jak to się dzieje , że te lody nie topnieją bo nie tylko nie są w lodówce ale też nie mają żadnego zabezpieczenia przed brudem. Wszystko za jedyne 0,25$, salmonella jest gratis.
A wszystko to zgodnie z zasadą, że życie w sterylnym świecie szkodzi.
Przechodząc ulicami Riobamby widać, że miasto się rozwija. Jedne domy się buduje, inne rozbudowuje. Widać, że nawet ze sporym rozmachem bo widziałam dobudowane pięć kolejnych pięter do budynku trzy piętrowego. Zawsze myślałam, że fundamenty mają określoną wytrzymałość, ale ostatecznie może ekwadorscy inżynierowie wiele lat temu przewidzieli fakt tak intensywnego rozwoju i zaplanowali fundamenty tak aby można było dobudować więcej pięter niż budynek ma pierwotnie.
Wszystkie samochody w Ekwadorze mają zainstalowane alarmy o czym najlepiej wiadomo każdego ranka, kiedy kierowcy próbują dostać się do swoich własnych aut. Kierowcy uporawszy się z wyjącymi alarmami opierają rękę na klaksonach. Kiedy nie wyją alarmy, wyją klaksony. Po co, dlaczego, w jakich sytuacjach? Wszelkie moje próby znalezienia wspólnego mianownika dla tych hałaśliwych akcji zakończyły się niepowodzeniem.
Rozwój małych miast jest nawet zauważalny w Ameryce Północnej. Widać, że największe gwiazdy światowego kina wspierają te miasta własnym wizerunkiem. I tak, w Banos Angelina Jolie reklamuje własnym wizerunkiem lokalne centrum dentystyczne, w Riobambie George Clooney reklamuje sklep optyczny a w Tixan Leonrado di Caprio zachęca do odwiedzin miejscowego fryzjera. Nie mogę nigdzie znaleźć Brada Pita, ale na pewno też włączył się w tą akcję, bo nie mogę uwierzyć, że nie wykorzystałby tak niezwykłej szansy na zarobienie sporych pieniędzy na własnym wizerunku.
Mieszkańcy Ameryki Południowej wręcz do przesady postępują zgodnie z tą zasadą. I zdecydowanie palmę pierwszeństwa mają tu Ekwadorczycy. I tu znowu rzecz o jednym z hoteli w Riobambie do którego przywiózł nas taksówkarz mówiąc, że hotel jest -muy bueno. Muszę przyznać, że na zewnątrz wyglądał przyzwoicie. Stary kolonialny budynek, niedawno odmalowany. Może różowy kolor nie był zbyt gustowny ale przynajmniej był czysty. Wejście do hotelu było nieco bardziej mroczne, ale to być może kwestia kolonialnej architektury. Nie mogę sobie jednak przypomnieć, aby brudne ściany na korytarzu, kafelki na podłodze i cuchnące śmieci były również wyznacznikiem kolonialnego stylu. Ekwadorczyk z recepcji znudzonym krokiem zaprowadził nas do pokoju. Tak samo ciemno jak na korytarzu. Może trochę jaśniej bo zakurzone firany mimo wszystko przepuszczały trochę światła które dostawało się do środka przez zakratowane okna. Ręczniki w toalecie zdradzały ślady użycia. Hmmm, zradzały ślady intensywnego użytkowania i to prawdopodobnie przez niejednego gościa.
Nawyki żywieniowe również podążają za tym przesłaniem. Szczególnie to widać na ulicach gdzie Ekwadorczycy raczą swoje podniebienie odkrojonym kawałkiem mięsa z leżącego i wystawionego na atak much prosięcia albo ceviches które dojrzewa w słońcu. Widać też starania o uodpornienie na salmonelle, bo Ekwadorczycy chętnie kupują lody leżące na straganach w metalowej misce. Nie mam pojęcia jak to się dzieje , że te lody nie topnieją bo nie tylko nie są w lodówce ale też nie mają żadnego zabezpieczenia przed brudem. Wszystko za jedyne 0,25$, salmonella jest gratis.
A wszystko to zgodnie z zasadą, że życie w sterylnym świecie szkodzi.
Przechodząc ulicami Riobamby widać, że miasto się rozwija. Jedne domy się buduje, inne rozbudowuje. Widać, że nawet ze sporym rozmachem bo widziałam dobudowane pięć kolejnych pięter do budynku trzy piętrowego. Zawsze myślałam, że fundamenty mają określoną wytrzymałość, ale ostatecznie może ekwadorscy inżynierowie wiele lat temu przewidzieli fakt tak intensywnego rozwoju i zaplanowali fundamenty tak aby można było dobudować więcej pięter niż budynek ma pierwotnie.
Wszystkie samochody w Ekwadorze mają zainstalowane alarmy o czym najlepiej wiadomo każdego ranka, kiedy kierowcy próbują dostać się do swoich własnych aut. Kierowcy uporawszy się z wyjącymi alarmami opierają rękę na klaksonach. Kiedy nie wyją alarmy, wyją klaksony. Po co, dlaczego, w jakich sytuacjach? Wszelkie moje próby znalezienia wspólnego mianownika dla tych hałaśliwych akcji zakończyły się niepowodzeniem.
Rozwój małych miast jest nawet zauważalny w Ameryce Północnej. Widać, że największe gwiazdy światowego kina wspierają te miasta własnym wizerunkiem. I tak, w Banos Angelina Jolie reklamuje własnym wizerunkiem lokalne centrum dentystyczne, w Riobambie George Clooney reklamuje sklep optyczny a w Tixan Leonrado di Caprio zachęca do odwiedzin miejscowego fryzjera. Nie mogę nigdzie znaleźć Brada Pita, ale na pewno też włączył się w tą akcję, bo nie mogę uwierzyć, że nie wykorzystałby tak niezwykłej szansy na zarobienie sporych pieniędzy na własnym wizerunku.
Dodane komentarze
izabella 2009-11-27 14:40:28
To fakt, ze poruszanie sie autem po poludniowoamerykanskich drogach to spora umiejetnosc ;). Zreszta przechodzenie pieszo przez ulice tez ;)Majkabee 2009-11-27 05:34:15
wielkie autobusy to wlasnie najbardziej wskazane, zauwaz, ze poludniowcy jada do przodu, nie ogladajac sie za siebie, wiec jak skreca w lewo a autobus w prawo, to musi jakos dac znac :). w chinach np. przy skrecie w prawo auta nie zwracaja uwagi na nic i nikogo, pieszy sie "musi" zatrzmac, bo potraca...izabella 2009-11-26 15:30:36
Byc moze, tylko skad pomysl ze wielki autobus jest niewidoczny ;). Generalnie na tym poludniu to strasznie halasliwi sa ;). Ale mozesz miec racje z ostrzeganiem, bo wielu z nich nie ma pewnie prawa jazdy ;)Majkabee 2009-11-26 12:57:59
trąbią chyba dlatego, żeby ostrzec, że są obecni na drodze, przynajmniej w Chinach i w Egipcie tak jest.Przydatne adresy
tytuł | licznik | ocena | uwagi |
---|---|---|---|
Odkryte | 529 | Strona opisująca podróże, głownie do Ameryki południowej. Znajdziesz tu opisy podrózy i informacje prakyczne |
Inne materiały
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.