Artykuły i relacje z podróży Globtroterów

Dookoła Rumunii > RUMUNIA


hanuka hanuka Dodaj do: wykop.pl
relacje z podróży

Zdjęcie RUMUNIA / - / Prislop, Borsa / Monastyr, przełęcz PrislopRumunia jest krajem mało popularnym wśród turystów. Kojarzy się raczej z biedą, jednak wbrew pozorom wiele miejsc jest godnych odwiedzenia. Poza tym poznanie widocznego czasem niedostatku i innej kultury bardzo poszerza horyzonty. A wśród tego niedostatku biegają roześmiane, szczęśliwe dzieci.

Jadąc samochodem północną częścią kraju mija się małe wioski, gdzie można spotkać kobiety z motykami, grabiami lub innymi przyrządami rolniczymi na plecach. Na ulicach nie brakuje maszerujących koni, wołów ciągnących wozy czy owiec biegających przy jezdni. Ludzie mieszkają w małych jednopiętrowych domkach. Drogę przez takie wioski tworzy czasami mnóstwo rozsypanych, małych kamyczków, które niemiłosiernie wymykają się spod kół i uderzają w samochód. Można poczuć się jak na linii frontu, gdyż ciągłe uderzenia tych kamyczków są bardzo głośne.

Do Rumunii pojechałam samochodem z grupą znajomych. Spędziliśmy tam 6 dni. Warto wspomnieć, iż nie rezerwowaliśmy wcześniej żadnych noclegów, a w bagażniku mieliśmy namioty, które przydały się tylko raz. Wszystko robiliśmy spontanicznie, nie mieliśmy nawet dokładnego planu zwiedzania. Chcieliśmy po prostu objechać Rumunię dookoła. Pierwsze spotkanie z rumuńską ludnością wywarło na mnie duże wrażenie. Zaraz po przekroczeniu granicy, w niewielkiej wiosce odwiedziliśmy lokalny bar. Ludzie od razu wiedzieli, że nie jesteśmy tutejsi. Ich spojrzenia zarówno na ulicy jak i w barze były niesamowite. Pełne ciekawości, zdziwienia, podejrzliwości. Czułam, że wszystkie oczy były skierowane na nas.

Pierwszym miejscem, które postanowiliśmy zwiedzić był Wesoły Cmentarz w miejscowości Maramuresz. Nazwa cmentarza bardzo dobrze oddaje charakter tego miejsca. Na każdym nagrobku widniały kolorowe obrazy, w sposób wesoły przedstawiające życie zmarłego, jego charakter czy nawet okoliczności śmierci. Nie sposób było się nie uśmiechnąć. W wiosce zauważyliśmy również cechy charakterystyczne ubioru miejscowej ludności. Mężczyźni zaopatrzeni byli w kapelusz a kobiety w chustę na głowie. Pojawiały się również kalosze. Kolejny punkt zwiedzania stanowiły licznie położone drewniane cerkwie, do których prowadziły pięknie wyrzeźbione bramy. Niestety świątynie były raczej zamknięte. Po jakimś czasie dojechaliśmy do naprawdę malowniczego miejsca. Był to zespół klasztorny położony w dużym ogrodzie pełnym kwiatów, po którym przechadzali się zakonnicy wykonujący różnorodne prace.

W drodze prawie cały czas towarzyszył nam widok gór należących do Karpat Wschodnich. Przyszło nam nawet wśród nich nocować. Jadąc krętą drogą zauważyliśmy w bardzo malowniczym miejscu samotnie stojący monastyr, czyli prawosławny klasztor. Okazało się, iż obok stał niewielki budynek zakonników, w którym mieliśmy okazję przenocować. Oczywiście nie znaliśmy rumuńskiego a zakonnicy nie znali angielskiego. Mimo wszystko udało się dogadać. Co więcej, stargowaliśmy cenę z 15 lejów do 10 lejów. Wystarczyło napisać na kartce cenę, która nam odpowiadała. Dostaliśmy malutkie, 2 – osobowe pokoiki, w których nie starczało miejsca na nic oprócz łóżek. Miejsce to było oddalone od wszelkiej cywilizacji. Wokół tylko góry i kręta, asfaltowa droga uczęszczana w śladowych ilościach. Jeśli ktoś chciałby znać adres, mogę podać nazwę widniejącą na pocztówce, którą otrzymałam: Manastirea „Sfanta Treime” Borsa – Prislop. Przy czym Borsa to nazwa miasta, a Prislop to przełęcz górska. Wieczorem mogliśmy podziwiać słońce, które zachodziło nad klasztorem. Niecodzienny pejzaż. Potem zapadły już całkowite ciemności.

Następnego dnia dojechaliśmy do monastyru w Voronet (Worońcu). Jest to obronny monastyr z malowaną cerkwią pod wezwaniem św. Jerzego. Jest ona wpisana na listę UNESCO, ozdobiona zarówno malowidłami wewnętrznymi, jak i freskami zewnętrznymi. Na zachodniej fasadzie cerkwi widnieje wielka scena Sądu Ostatecznego. Po obejrzeniu tych pięknych dzieł dotarliśmy na targ, gdzie można było kupić ludowe stroje z wyhaftowanymi wzorami. Jednak zakupów nie zrobiliśmy, gdyż ceny były dla nas zbyt wysokie. Kolejnym punktem zwiedzania był monastyr w miejscowości Humor również wpisany na listę UNESCO. Wyglądał bardzo podobnie jak poprzedni. Zarówno na zewnątrz jak i w środku zachowały się freski przedstawiające rozmaite sceny. Po odwiedzeniu tak sławnych miejsc przyszedł czas na nieco mniej popularne zakątki. Wybraliśmy się do polskiej wioski Cacica (Kaczyka), gdzie mieszkają Polacy z krwi i kości. Sprawdziliśmy to rozmawiając z napotkanym mieszkańcem w naszym języku. Pokazał nam drogę do kopalni soli, w której pracowało wielu polskich górników. Weszliśmy oczywiście w jej głąb, gdzie znajdowała się kaplica, sztuczne jeziorko z malutką fontanną, a nawet boisko do gry w piłkę.

Wraz z opuszczaniem północnej części Rumunii na horyzoncie zaczęły się pojawiać większe miasta. Tym razem spaliśmy w pensjonacie. Co prawda wykazywał pewne braki, np. prysznic składał się wyłącznie z rury, z której leciała woda, ale generalnie nie można narzekać. Z rana czekała nas podróż do miasta Jassy. Jego początki sięgają VII w. Uwagę przyciągały stylowe XIX – wieczne kamieniczki. W mieście można zobaczyć wiele zabytkowych świątyń m.in. prawosławną katedrę metropolitalną p.w. św. Paraskiewy. Nieopodal znajduje się rozległy skwer oraz neobarokowy gmach Teatru Narodowego i Opery uważany za jeden z najpiękniejszych gmachów publicznych w Rumunii. Duże wrażenie robi olbrzymi Pałac Kultury, a jeśli skręci się w boczną, wąską uliczkę można zobaczyć zabytkowy kompleks klasztoru Golia, który jest otoczony murem z 30-metrową wieżą. W środku ukryta jest cerkiew klasztorna z 1564 r. Natomiast w nowej części miasta stały wysokie, czasami mocno zniszczone bloki, jeździły stare tramwaje. Widziałam nawet jadący główną drogą, całkiem zabytkowy samochód, do którego załadowano masę arbuzów, a na dach położono dwa wielkie worki ziemniaków. Kierowca również wyglądał dosyć egzotycznie.

Czas było opuścić to jakże ciekawe miasto i udać się w drogę, która uraczyła nas pięknymi widokami na rumuńskie góry, jak również niczym nie skrępowane puste przestrzenie. Teraz naszym celem były tkz. „żywe ognie”, czyli niegasnące płomienie tworzone przez ulatniające się gazy. Znajdowały się one w parku narodowym Focul Viu, 40km od miasta Foscani. Droga do nich prowadziła przez niewielkie, biedne wioski, w których widok przechadzającego się bydła, mężczyzny z grabiami na plecach czy kobiety z motyką nikogo nie powinien dziwić. Charakterystyczne dla tego miejsca były kilkudziesięciometrowe skały tworzące niezwykły krajobraz. Natomiast droga biegła wzdłuż koryta wyschniętej rzeki, którą co jakiś czas przecinały mosty. Co ciekawe, mieliśmy okazje poznać tutaj miejscowych z bliska. Kiedy zapuściliśmy się w głąb wioski i straciliśmy już nadzieję na odnalezienie „żywych ogni” wysiedliśmy zrezygnowani z samochodu. W tej samej chwili przypadkowy przechodzień spytał się, czego tu szukamy. Rozmowa odbywała się na migi, ale ostatecznie miły pan zaprowadził nas do starosty tej wioski, a ten z kolei pozwolił nam rozbić namioty niedaleko „żywych ogni”. Kiedy się rozbiliśmy miły pan, który stał się naszym przewodnikiem zaprowadził nas na miejsce, gdzie płomienie ognia nigdy nie gasną. Doszliśmy tam późnym wieczorem, gdy nastały zupełne ciemności, więc wrażenie było podwójne. Nie były to wielkie płomienie, ale za to gorące, a wokół nich stał murek, na którym można było usiąść. Dodatkowo panowała kompletna cisza, której nie można było zakłócać, ponieważ obok ktoś kręcił film o tym miejscu.

Z rana, kiedy wyjeżdżaliśmy z wioski przekonaliśmy się, że sygnalizacja świetlna może mieć różne oblicza. Nieopodal prowadzono roboty drogowe. Pewien pan, który jak sądzę był zatrudniony jako sygnalizacja świetlna, widząc nasz nadjeżdżający samochód zerwał się z siedzenia machając zielonym kółkiem zrobionym z plastiku. Miało to oznaczać, że można jechać.

Po tym ciekawym zjawisku w dalszym ciągu droga rozpieszczała nas górskimi krajobrazami. Byliśmy już na południu Rumunii, konkretnie dotarliśmy do Braszowa. Ku naszemu zaskoczeniu na górze o nazwie Tampa otoczonej miastem, widniał napis Brasov. Dokładnie w tym samym stylu jak nazwa Hollywood (ciekawe, kto od kogo zgapił). W mieście znajduje się rozległa starówka z ratuszem, zaraz obok stoi tkz. Czarny Kościół, który jest największym kościołem luterańskim w regionie. Można też zobaczyć cerkiew św. Mikołaja z XIV w. Zachowana jest część murów miejskich z basztami i wieżami. Wchodząc w niewielką, wąską uliczkę napotkaliśmy na synagogę z 1901r. Oprócz tego jest dużo kamieniczek, urokliwych zakątków i bardzo wąskich uliczek, co sprawia, iż klimat tego miasta staje się jeszcze ciekawszy.

Mając nadal na widoku coraz okazalej prezentujące się Karpaty dotarliśmy do miasta Bran ze słynnym zamkiem Drakuli. Z zewnątrz robił wrażenie tajemniczego i strasznego, ponieważ był położony na wzgórzu i częściowo zasłonięty przez drzewa. Natomiast w środku prezentował się z goła inaczej, nie sprawiał wrażenia strasznego, a po Drakuli zostało tylko zdjęcie.

Następnego dnia dotarliśmy do miasta Rasnov, gdzie na wzgórzu stoi słynny zamek chłopski zbudowany przez mieszkańców okolicznych wiosek na podwalinach dawnego zamku Krzyżackiego. Wyglądał bardzo okazale, ale niestety był zamknięty. W kolejnej miejscowości o nazwie Viscri czekała nas wyprawa do położonego na wzgórzu kościoła warownego, który znajduje się na liście UNESCO. Jest to trzynawowa gotycka bazylika z ogromną wieżą otoczona murami obronnymi i ufortyfikowana. To wszystko, szczególnie okazale i tajemniczo wyglądało z pewnej odległości. Warto wspomnieć, iż szukaliśmy tego miejsca bardzo długo. Mieliśmy je na widoku, ponieważ kościół znajdował się na wzgórzu. Jednak, kiedy chcieliśmy się zbliżyć i wjeżdżaliśmy w las, traciliśmy orientację. Dodatkowo teren był słabo oznakowany i ostatecznie kościół znaleźliśmy przypadkiem.

W czasie podróży do miasta Sighişoara przez okno samochodu zauważyliśmy osadę z bardzo małymi mieszkalnymi domkami. Jeden z nich był w szczególnie opłakanym stanie, miał zniszczone ściany i dach. Jednak dwie wmontowane anteny satelitarne prezentowały się na tym tle nadzwyczaj okazale. Dodatkowo na około domu biegały roześmiane dzieci i stały konie. Był to jeden z widoków, który bardzo utkwił mi w pamięci.
Po dotarciu do Sighişoara ruszyliśmy na bardzo dobrze zachowane stare miasto. Centrum stanowi niewielki, ufortyfikowany, średniowieczny gród, który jest wpisany na listę UNESCO. Bardzo ciekawe były zabytkowe uliczki, różnokolorowe domy, fortyfikacje, a także urokliwy zaułek z małym ogrodem, gdzie widziałam… węża. Poza tym charakterystyczna dla miasta jest stara Wieża Zegarowa z 1556r., obok której znajduje się punkt widokowy na miasto. Co ciekawe, niedaleko tego miejsca widziałam Drakulę, tzn. człowieka w pełnym przebraniu. Na uwagę zasługują również: XIV-wieczna twierdza z bramami miejskimi, zabytkowy cmentarz ewangelicki, gotycki kościół zwanym Kościołem na Wzgórzu oraz górująca nad miastem prawosławna katedra Trójcy Świętej.

Kolejnym miastem na naszej drodze był Mediaş, w którym na pierwszy rzut oka wyróżniał się kościół warowny św. Małgorzaty z XIV w. oraz jego wysoka wieża. Zachowało się tutaj wiele nietypowych, starych uliczek, w które warto wejść. Zwiedziliśmy też Sybin z okazałą katedrą ewangelicką z wysoką wieżą, fortyfikacjami otaczającymi starówkę, jak też średniowieczną oraz barokową architekturą. Był również rynek z zabytkowym ratuszem z XII w., barokowy Pałac Brukhental czy malowniczy pasaż schodów. Centrum starówki stanowiły trzy połączone ze sobą duże place. Wchodząc na wyższy punk miasta można zobaczyć góry wyrastające nad miastem oraz bardzo charakterystyczne strome rdzawoczerwone dachy. Mnie osobiście bardzo utkwiła w pamięci pewna restauracja z tarasem, na którym grał pianista. Trafiłam akurat na zachód słońca, więc atmosfera była iście romantyczna. Z tarasu rozpościerał się widok na miasto oraz góry w oddali. Chwilę później mogłam podziwiać oświetlone ulice i budowle Sybinu, które wyglądały jeszcze ciekawiej niż za dnia.

Późnym wieczorem wyjechaliśmy z miasta i rozpoczęliśmy poszukiwania noclegu. Nie było to łatwe, ale ostatecznie znaleźliśmy w miarę przystępny cenowo pensjonat, w którym spotkaliśmy się z dużą, lekko natarczywą gościnnością. Mogliśmy lepiej poznać właściciela, który poczęstował nas znanym w Rumunii alkoholem zwanym Palinką. Jest to wódka w smaku przypominająca bimber. Jednym słowem okropności.
Nad ranem ruszyliśmy w stronę ostatniej atrakcji, którą zamierzaliśmy zobaczyć w Rumunii, mianowicie jaskini Meziad. Warto dodać, iż w trakcie całej podróży po tym kraju na drogach towarzyszył nam napis Drum Bun, czy to w formie znaku drogowego, czy postawiony na stacji benzynowej. Oznacza on po prostu „szerokiej drogi”. Bardzo miły gest. Wróćmy jednak do jaskini. Droga do niej prowadziła przez las z niewielkim strumykiem. Już na samym wejściu wrażenie robi ogromna przestrzeń, długa na 80m. Jaskinia nie jest oświetlona, dlatego trzeba mieć czołówkę i najlepiej zwiedzać ją z przewodnikiem, który akurat był na miejscu. Jeśli ktoś nie ma latarki, może ją otrzymać od przewodnika. W jaskini nie ma zbyt wąskich przejść, ale trzeba uważać na śliskie podłoże i niebezpieczne uskoki. Bardzo atrakcyjne były malownicze nacieki oraz nietoperze, których w środku nie brakuje. Czasami mogą spaść komuś na głowę.

Teraz mieliśmy już tylko jedną rzecz do zrobienia. Były to zakupy tuż przed granicą. Zaopatrzyliśmy się we wszechobecnym w Europie Carrefourze w wino, ponieważ w Rumunii jest ono tanie i jak się okazało dobre w przeciwieństwie do Palinki. Po zakupach została nam już tylko długa droga do Polski. Tak zakończyła się nasza jakże pouczająca podróż, bo przecież podróże zawsze kształcą a doświadczenie jest czasami bolesnym, ale najlepszym nauczycielem.

Zdjęcia

RUMUNIA / - / Prislop, Borsa / Monastyr, przełęcz PrislopRUMUNIA / - / park narodowy Focul Viu / Żywe ognieRUMUNIA / - / północ Rumunii / zespół klasztornyRUMUNIA / - / Bran / Zamek DrakuliRUMUNIA / - / północ Rumunii / Wesoły CmentarzRUMUNIA / - / Rumunia / Rumuńska wioskaRUMUNIA / - / Borsa, Prislop / Prawosławny monastyrRUMUNIA / - / północ Rumunii / MiejscowiRUMUNIA / - / Kaczyca / Kopalnia soli w polskiej wiosceRUMUNIA / - / Sybin / centrum Sybinu

Dodane komentarze

tkos dołączył
29.11.2009

tkos 2010-08-13 13:16:33

fajna relacja, byłem w Rumunii podczas naszej tegorocznej Bałkańskiej wyprawy - 9 krajów... pewnie niedługo wstawię swoją relację....mile wspominam zwlaszcza Sigisoarę, Bran i góskie serpentyny, choć jak dotarliśmy do Albanii to te rumuńskie okazały się z 10 razy mniej kręte :)

Przydatne adresy

tytuł licznik ocena uwagi
Wyprawy 657 Na stronie znajduje się relacja z wyprawy do Rumunii, ale także opisy i zdjęcia z innych podróży oraz przydatne informacje dla turystów górskich.

Strefa Globtrotera

Dział Artykuły

Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.

Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.

Jak dodać artykuł?

  1. Zarejestruj się w naszym serwisie - TUTAJ
  2. Dodaj zdjęcia (10 punktów) - TUTAJ
  3. Dodaj artykuł (100 punktów) - TUTAJ
  4. Artykuły są moderowane przez administratora.

Inne Artykuły

X

Serwis Globtroter.pl zapisuje informacje w postaci ciasteczek (ang. cookies). Są one używane w celach reklamowych, statystycznych oraz funkcjonalnych - co pozwala dostosować serwis do potrzeb osób, które odwiedzają go wielokrotnie. Ciateczka mogą też stosować współpracujący z nami reklamodawcy. Czytaj więcej »

Akceptuję Politykę plików cookies

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2001 - 2023 Globtroter.pl