Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
Dwie przełęcze > CHILE



8 styczeń 2008
Salinas Grandes. Jeden pojazd na godzinę, może rzadziej. W końcu zatrzymuje mi się ciężarówka peruwiańska jadąca do Ekwadoru. To mogłaby być moja najdłuższa okazja autostopowa, gdybym zdecydował się na jazdę do Ekwadoru. Jestem znowu w terenie, który bardzo przypada mi do gustu. Pustka, olbrzymie odległości, lekko falisty teren, nagie i kolorowe góry z widocznymi gdzieniegdzie ośnieżonymi szczytami. Zdarza się niekiedy pojedyncze gospodarstwo, w końcu tuż przed zmrokiem dojeżdżamy do ostatniej osady po stronie argentyńskiej całkowicie zamieszkałej przez Indian. Do granicy pozostaje jeszcze 100 km, ale tu zatrzymujemy się na nocleg, bo kierowca twierdzi, że przy przełęczy Jama jest o wiele zimniej. Osada jest dość spora i zabudowana chaotycznie rozrzuconymi domami, oczywiście z adobe. Po załatwieniu formalności celnych Cesar zaprasza mnie na kolację i udziela noclegu w olbrzymiej szoferce. (Susques)
9 styczeń 2008
O 8:00 ruszamy dalej. Niczym nie skażone fantastyczne przestrzenie. Tuż przed Paso de Jama jest mała laguna z flamingami, a przy niej argentyńska placówka graniczna. Formalności trwają krótko, ale w takim odludnym miejscu nie wskakuje się tylko po pieczątkę, tutaj się sporo gawędzi. Lekki podjazd pod górę i na wysokości 4400 m npm przejeżdżamy Paso de Jama i granicę argentyńsko-chilijską. Widoki, że tylko pozazdrościć. Ośnieżone szczyty wulkanów, rozległe doliny, łańcuchy górskie i dostojne ciche pustkowia. Tu i ówdzie kłębią się wprawdzie chmury i na szczytach widać świeży śnieg, ale widoczność jest niezła. Przez jakiś czas jedziemy wzdłuż granicy boliwijsko-chilijskiej, a na 45 km przed San Pedro de Atacama zaczyna się zjazd w dół z widokiem na pustynię z rozległą oazą i solniskiem Atacama. Chilijski punkt migracyjny jest dopiero w San Pedro de Atacama i tu żegnam się z Cesarem. Aż szkoda, bo wyjątkowo przyjemnie się z nim jechało i rozmawiało. San Pedro de Atacama jest nadal mekką turystów jankeskich i jest jeszcze droższe niż przed laty. Głównymi uliczkami chodzą nieprzebrane tłumy. W punkcie informacji turystycznej zaopatruję się w broszury i mapy i siedząc w cieniu pod arkadami przed ładnym kościółkiem zastanawiam się co zwiedzać z rzeczy, które pominąłem w czasie ostatniego tu pobytu. Blisko jest Valle de la Muerte, więc postanawiam to zobaczyć. Jest niesamowity upał. Valle de la Muerte to niewielka dolina pozbawiona całkowicie roślinności, a tworzą ją gliniane ostańce. Wszystko jest w jednym beżowym kolorze. Na brak roślinności ma wpływ również zasolenie terenu. Wracam do San Pedro de Atacama i ponieważ tak mi się podoba krajobraz, jaki przebyłem dziś rano, pragnę jeszcze dotrzeć do drugiej przełęczy między Chile a Argentyną – Paso de Sico. Udaje mi się dojechać do Toconao, miasteczka podobnego w charakterze, choć brzydszego od San Pedro de Atacama i bez turystów. Po zapadnięciu zmroku wychodzę na piaszczystą pustynię i tam za osadą rozbijam namiot. (Toconao)
10 styczeń 2008
Rano mam szczęście. Zatrzymuję samochód jadący w pobliże Paso de Sico. To dwóch drogowców jadących do pracy. Pierwsze 55 km do Socaire droga jest asfaltowa i prowadzi brzegiem piaszczystej pustyni u podnóża łańcucha wysokich Andów. Za Socaire zaczyna się podjazd w górę drogą szutrową. Liczne laguny z flamingami, ośnieżone wulkany, olbrzymie przestrzenie, różnorakie kolory gór – to wszystko, co mi się tutaj tak podoba. Po 85 km takiej scenerii dojeżdżamy do miejsca ich pracy. Jeden z drogowców przesiada się na spychacz drogowy i wyrównuje drogę, drugi ma w zasadzie wolne, więc wozi mnie po okolicy. Podpatruję flamingi i wikunie, podziwiam wspaniałe krajobrazy i cieszę się z tak pięknego dnia. Na 20 km przed Paso de Sico na wysokości 4300 m npm jest najwyżej na świecie położona kopalnia rudy żelaza. Stoi tu kilka baraków, i szyld z nazwą miejsca El Laco. Nagle nachodzą sine chmury i krótko pada śnieg. Gdy w chwilę później wychodzi słońce, śnieg topnieje. Jest Paso de Sico. Po drugiej stronie tego łańcucha Andów jest San Antonio de los Cobres, gdzie byłem kilka dni temu. Tą trasą uchodzącą za bardziej bezpieczną niż szosa przez Paso de Jama ze względu na łagodniejszy zjazd i szutrową nawierzchnię jeżdżą tylko duże ciężarówki ciągnące za sobą długi ogon kurzu. Tuż przed Paso de Sico drogowcy kończą pracę. Wracamy do Toconao. Po skromnym posiłku w miejscowym barze, gdzie stołują się głównie górnicy, dziękuję moim dzisiejszym znajomym za wspaniały dzień. Namiot rozbijam w tym samym miejscu co wczoraj. Wieje silny wiatr. (Toconao)
11 styczeń 2008
Często przekraczam Zwrotnik Koziorożca, wczoraj bodajże czwarty raz w tej podróży. Pogoda w tym regionie zdaje się być o tej porze roku codziennie podobna – do południa słonecznie z obłokami nad najwyższymi szczytami, potem w górach ciemne chmury i krótkotrwałe ulewy, bądź śnieg, zaś w nocy ponowne wypogodzenie z mnóstwem gwiazd na niebie. Dzisiejszej nocy pięknie było widać Krzyż Południa. Dopiero w południe udaje mi się pokonać 40 km dzielące Toconao od San Pedro de Atacama.
Polecam ciekawą trasę: Salta – Jujuy – Salinas Grandes – Paso de Jama – San Pedro de Atacama – Paso de Sico – San Antonio de los Cobres – Salta.
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
Brak adresów do wyświetlenia.
Inne materiały
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.