Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
Merida – stolica Andów Wenezuelskich. > WENEZUELA
gastropoda relacje z podróży
Wielki Tydzień i pewien czas po nim jest w Wenezueli okresem bardzo natężonego ruchu turystycznego. Odnosi się wrażenie, że wszyscy się przemieszczają. Trudno wówczas o miejsce w autobusie, czy w hotelu.
15 marzec 2008
Zmarznięty z powodu niskiej temperatury klimatyzacji w autobusie, budzę się o wschodzie słońca. Nadal teren jest płaski, ale na horyzoncie majaczą już Andy. Kilka małych wiosek i miasteczek, w których ruch jest tak duży, że tworzą się korki i El Vigia - punkt zwrotny – autobus wjeżdża pomiędzy dwa pasma górskie i drogą przez kilka tuneli zmierza pod górę do Merida, miasta położonego w długiej i wąskiej dolinie. Wiele kilometrów przez miasto autobus jedzie żółwim tempem ze względu na duży ruch. Wreszcie jest dworzec. Kilka kilometrów do centrum idę na pieszo. Miasto leży na wysokości ok. 1500 m npm, zaś oba pasma górskie wznoszą się na ponad 4500 m npm. Szczytów nie widać, bo są w chmurach. Na poszukiwaniach taniego miejsca noclegowego schodzi mi sporo czasu, ale w końcu trafia mi się coś znośnego na moją kieszeń. To mój pierwszy nocleg hotelowy w Wenezueli. Jest słonecznie i ciepło. Zabezpieczywszy sobie nocleg mogę pomyśleć o jedzeniu i informacji turystycznej. Wokół Merida jest trochę ścieżek do wędrowania, z czego niewątpliwie skorzystam. Największą atrakcją miasta są pobliskie Andy i najdłuższa oraz najwyższa kolejka linowa na świecie jadąca na ośnieżony Pico Espejo na wysokość 4765 m npm. Kolejka jest czynna tylko do południa i kosztuje 60 bf. Dzisiejsze popołudnie spędzam na spacerowaniu po starej części miasta. Nie jest to jednak typowa starówka kolonialna i nie ma zbyt wielu zabytków, ale jest dość przyjemna i zadbana. Główny plac miasta to oczywiście Plaza Bolivar z pomnikiem Bolivara i katedrą. Średnio strome uliczki zatłoczone są do granic możliwości samochodami, bardzo wąskimi chodnikami mało kto chodzi, choć szybko zauważam, że poruszanie się w centrum na pieszo jest szybsze, niż samochodem. Jest trochę agencji turystycznych, mnóstwo sklepów pamiątkarskich, olbrzymia ilość banków i hoteli. Prawdę powiedziawszy spodziewałem się czegoś bardziej atrakcyjnego. Turystów zagranicznych nie ma. Miasto wydaje się być bardziej bezpieczne, niż te na wybrzeżu, choć i tu są slumsy, przed którymi przestrzega policja. O zmierzchu deptak trochę pustoszeje, a ja wracam do hotelu i ponieważ w holu jest telewizor, trochę go oglądam. Program jest przetykany reklamami, wśród których jest i następująca: rząd Hugo Chaveza budujący socjalizm boliwariański obala symbole Texaco i Exxon zmieniające się w swastykę nazistowską, a czerwono ubrani robotnicy przemysłu naftowego skandują z radością na cześć Chaveza. Plakaty z Hugo Chavezem spotyka się w Wenezueli bardzo często, a niechęć do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej widoczna jest na każdym kroku. Najpopularniejszym plakatem jest chyba wizerunek Chaveza z flagą Wenezueli i hasłem „Teraz Wenezuela dla każdego”. Apetyty na dobrobyt są duże, materialistyczne podejście do życia aż za bardzo widoczne, a różnice w zamożności – kolosalne. (Merida)
16 marzec 2008
Niedziela Palmowa. Wenezuela jest państwem katolickim, więc zbliżające się święta wielkanocne i Wielki Tydzień to nie tylko okres licznych wyjazdów, ale również tradycja. Przed kościołami kwitnie interes sprzedawców wiązanek palmowych, ludzie są odświętnie ubrani, wszędzie widać akcenty świąteczne. Dzień spędzam na spacerowaniu po mieście i na obserwacji mieszkańców oraz turystów. Z biegiem dnia chmury coraz bardziej rzedną i można dostrzec szczyty pobliskich Andów. (Merida)
17 marzec 2008
Rano ruszam na całodzienną wędrówkę ścieżkami po okolicy. Dzień jest pochmurny, ale ciepły. Stosunkowo szybko wydostaję się z obszaru zabudowanego. Z drogi przechodzę na ścieżkę na stoku doliny. Wskutek zachmurzenia jest dość szaro, ale większość mijanego terenu jest otwartą przestrzenią, więc widoki są całkiem niezłe. Ok. południa zawracam. Trochę jestem zaskoczony faktem, że w trakcie wędrówki nikogo nie spotykam. Może wędrowcy pojawią się w weekend, bo czwartek i piątek są dniami świątecznymi. (Merida)
18 marzec 2008
Niestety nie zobaczę z bliska najwyższych szczytów Andów Wenezuelskich. Przed 8:00 trafiam na stację początkową kolejki linowej, a tam niesamowita masa ludzi, która wkrótce się rozchodzi, bo nie ma już wolnych miejsc nie tylko na dziś, ale i na najbliższy tydzień, a może i dłużej. Okazuje się, że prawie wszystkie bilety były już zarezerwowane internetem z dużym wyprzedzeniem. Trochę jestem rozczarowany, bo jazda na szczyty Andów miała być dla mnie końcowym akcentem pobytu w Ameryce Południowej. Z niepokojem idę na dworzec autobusowy, czy szary dzień nie przyniesie mi więcej rozczarowań. Większość kas ma już wywieszki o braku biletów, ale całe szczęście nie wszystkie. Kupuję bilet na jutro, na 20:00. Ten tydzień jest w Wenezueli naprawdę ciężki do podróżowania. W mieście widać coraz więcej turystów, a w hotelach wywieszki o braku wolnych miejsc. Turyści nie chodzą jednak w góry, tylko po sklepach i punktach gastronomicznych, a przemieszczanie się samochodami zatłoczonymi uliczkami jest dużo wolniejsze niż chodzenie pieszo. Zastanawiam się, co tych wszystkich ludzi przyciąga do tego miejsca i nie znajduję rozsądnej odpowiedzi. Architektura miasta jest zupełnie przeciętna, więc nie stanowi atrakcji turystycznej, w góry prawie nikt nie chodzi, kolejka linowa może przewieźć najwyżej 400 osób dziennie, więc może przyjemna temperatura w porównaniu do nizin i chyba chęć pochwalenia się znajomym przez telefon komórkowy, że jest się na wypoczynku w Merida. Wieczorem przeglądam plecak, dokonuję drobnych napraw i wietrzę wszystkie rzeczy, bo niektóre zaczynają lekko pleśnieć. (Merida)
19 marzec 2008
Od samego rana jest piękna, słoneczna pogoda z dobrą widocznością gór. Przechadzając się po mieście trafiam zupełnie przypadkowo na pięknie odrestaurowany i przerobiony na muzeum dom byłego hiszpańskiego gubernatora z bardzo ciekawymi dziedzińcami – to nareszcie kawałek pięknej architektury kolonialnej. Również przypadkowo trafiam na procesję odtwarzającą historię drogi krzyżowej. Nie mogę w niej uczestniczyć długo (a szkoda) bo muszę się zbierać do wyjazdu. Zapada zmrok, gdy zjawiam się na dworcu autobusowym. Harmider, bałagan i gorączkowa atmosfera – nikt nic nie wie – trudno o jakąkolwiek informację. Poszczególne firmy autobusowe podstawiają po kilka autobusów jadących do jednego miasta i nie wiadomo do którego wsiąść. Przewidywany czas jazdy do Caracas wynosi 14 godzin, czyli ok. 10:00 rano powinienem być na miejscu na dworcu La Bandera. Po minięciu miasta El Vigia zasypiam. (El Vigia)
Zmarznięty z powodu niskiej temperatury klimatyzacji w autobusie, budzę się o wschodzie słońca. Nadal teren jest płaski, ale na horyzoncie majaczą już Andy. Kilka małych wiosek i miasteczek, w których ruch jest tak duży, że tworzą się korki i El Vigia - punkt zwrotny – autobus wjeżdża pomiędzy dwa pasma górskie i drogą przez kilka tuneli zmierza pod górę do Merida, miasta położonego w długiej i wąskiej dolinie. Wiele kilometrów przez miasto autobus jedzie żółwim tempem ze względu na duży ruch. Wreszcie jest dworzec. Kilka kilometrów do centrum idę na pieszo. Miasto leży na wysokości ok. 1500 m npm, zaś oba pasma górskie wznoszą się na ponad 4500 m npm. Szczytów nie widać, bo są w chmurach. Na poszukiwaniach taniego miejsca noclegowego schodzi mi sporo czasu, ale w końcu trafia mi się coś znośnego na moją kieszeń. To mój pierwszy nocleg hotelowy w Wenezueli. Jest słonecznie i ciepło. Zabezpieczywszy sobie nocleg mogę pomyśleć o jedzeniu i informacji turystycznej. Wokół Merida jest trochę ścieżek do wędrowania, z czego niewątpliwie skorzystam. Największą atrakcją miasta są pobliskie Andy i najdłuższa oraz najwyższa kolejka linowa na świecie jadąca na ośnieżony Pico Espejo na wysokość 4765 m npm. Kolejka jest czynna tylko do południa i kosztuje 60 bf. Dzisiejsze popołudnie spędzam na spacerowaniu po starej części miasta. Nie jest to jednak typowa starówka kolonialna i nie ma zbyt wielu zabytków, ale jest dość przyjemna i zadbana. Główny plac miasta to oczywiście Plaza Bolivar z pomnikiem Bolivara i katedrą. Średnio strome uliczki zatłoczone są do granic możliwości samochodami, bardzo wąskimi chodnikami mało kto chodzi, choć szybko zauważam, że poruszanie się w centrum na pieszo jest szybsze, niż samochodem. Jest trochę agencji turystycznych, mnóstwo sklepów pamiątkarskich, olbrzymia ilość banków i hoteli. Prawdę powiedziawszy spodziewałem się czegoś bardziej atrakcyjnego. Turystów zagranicznych nie ma. Miasto wydaje się być bardziej bezpieczne, niż te na wybrzeżu, choć i tu są slumsy, przed którymi przestrzega policja. O zmierzchu deptak trochę pustoszeje, a ja wracam do hotelu i ponieważ w holu jest telewizor, trochę go oglądam. Program jest przetykany reklamami, wśród których jest i następująca: rząd Hugo Chaveza budujący socjalizm boliwariański obala symbole Texaco i Exxon zmieniające się w swastykę nazistowską, a czerwono ubrani robotnicy przemysłu naftowego skandują z radością na cześć Chaveza. Plakaty z Hugo Chavezem spotyka się w Wenezueli bardzo często, a niechęć do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej widoczna jest na każdym kroku. Najpopularniejszym plakatem jest chyba wizerunek Chaveza z flagą Wenezueli i hasłem „Teraz Wenezuela dla każdego”. Apetyty na dobrobyt są duże, materialistyczne podejście do życia aż za bardzo widoczne, a różnice w zamożności – kolosalne. (Merida)
16 marzec 2008
Niedziela Palmowa. Wenezuela jest państwem katolickim, więc zbliżające się święta wielkanocne i Wielki Tydzień to nie tylko okres licznych wyjazdów, ale również tradycja. Przed kościołami kwitnie interes sprzedawców wiązanek palmowych, ludzie są odświętnie ubrani, wszędzie widać akcenty świąteczne. Dzień spędzam na spacerowaniu po mieście i na obserwacji mieszkańców oraz turystów. Z biegiem dnia chmury coraz bardziej rzedną i można dostrzec szczyty pobliskich Andów. (Merida)
17 marzec 2008
Rano ruszam na całodzienną wędrówkę ścieżkami po okolicy. Dzień jest pochmurny, ale ciepły. Stosunkowo szybko wydostaję się z obszaru zabudowanego. Z drogi przechodzę na ścieżkę na stoku doliny. Wskutek zachmurzenia jest dość szaro, ale większość mijanego terenu jest otwartą przestrzenią, więc widoki są całkiem niezłe. Ok. południa zawracam. Trochę jestem zaskoczony faktem, że w trakcie wędrówki nikogo nie spotykam. Może wędrowcy pojawią się w weekend, bo czwartek i piątek są dniami świątecznymi. (Merida)
18 marzec 2008
Niestety nie zobaczę z bliska najwyższych szczytów Andów Wenezuelskich. Przed 8:00 trafiam na stację początkową kolejki linowej, a tam niesamowita masa ludzi, która wkrótce się rozchodzi, bo nie ma już wolnych miejsc nie tylko na dziś, ale i na najbliższy tydzień, a może i dłużej. Okazuje się, że prawie wszystkie bilety były już zarezerwowane internetem z dużym wyprzedzeniem. Trochę jestem rozczarowany, bo jazda na szczyty Andów miała być dla mnie końcowym akcentem pobytu w Ameryce Południowej. Z niepokojem idę na dworzec autobusowy, czy szary dzień nie przyniesie mi więcej rozczarowań. Większość kas ma już wywieszki o braku biletów, ale całe szczęście nie wszystkie. Kupuję bilet na jutro, na 20:00. Ten tydzień jest w Wenezueli naprawdę ciężki do podróżowania. W mieście widać coraz więcej turystów, a w hotelach wywieszki o braku wolnych miejsc. Turyści nie chodzą jednak w góry, tylko po sklepach i punktach gastronomicznych, a przemieszczanie się samochodami zatłoczonymi uliczkami jest dużo wolniejsze niż chodzenie pieszo. Zastanawiam się, co tych wszystkich ludzi przyciąga do tego miejsca i nie znajduję rozsądnej odpowiedzi. Architektura miasta jest zupełnie przeciętna, więc nie stanowi atrakcji turystycznej, w góry prawie nikt nie chodzi, kolejka linowa może przewieźć najwyżej 400 osób dziennie, więc może przyjemna temperatura w porównaniu do nizin i chyba chęć pochwalenia się znajomym przez telefon komórkowy, że jest się na wypoczynku w Merida. Wieczorem przeglądam plecak, dokonuję drobnych napraw i wietrzę wszystkie rzeczy, bo niektóre zaczynają lekko pleśnieć. (Merida)
19 marzec 2008
Od samego rana jest piękna, słoneczna pogoda z dobrą widocznością gór. Przechadzając się po mieście trafiam zupełnie przypadkowo na pięknie odrestaurowany i przerobiony na muzeum dom byłego hiszpańskiego gubernatora z bardzo ciekawymi dziedzińcami – to nareszcie kawałek pięknej architektury kolonialnej. Również przypadkowo trafiam na procesję odtwarzającą historię drogi krzyżowej. Nie mogę w niej uczestniczyć długo (a szkoda) bo muszę się zbierać do wyjazdu. Zapada zmrok, gdy zjawiam się na dworcu autobusowym. Harmider, bałagan i gorączkowa atmosfera – nikt nic nie wie – trudno o jakąkolwiek informację. Poszczególne firmy autobusowe podstawiają po kilka autobusów jadących do jednego miasta i nie wiadomo do którego wsiąść. Przewidywany czas jazdy do Caracas wynosi 14 godzin, czyli ok. 10:00 rano powinienem być na miejscu na dworcu La Bandera. Po minięciu miasta El Vigia zasypiam. (El Vigia)
Wielki Tydzień nie jest dobrym okresem na podróżowanie po Wenezueli, choć zatrzymanie się w jednym miejscu może byś ciekawe, ze względu na tradycje.
Dodane komentarze
gastropoda 2011-06-28 19:25:40
jak ja byłem, to za 1 euro płacono 4,5 bf, no i jeszcze + dla Ciebie Ty byłeś w Coro, ja nieSmok-1 2011-06-28 19:21:10
A słyszałeś, że teraz ta kolejka nie chodzi na okrągło (i jak znam życie to ceny biletów poszły w górę)Przydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.