Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
Park Narodowy w Terelj i dzień z życia Mongolskich Nomadów > MONGOLIA



Następnego ranka rozliczyliśmy się w naszym guesthousie i ruszyliśmy na przystanek autobusowy. W informacji turystycznej powiedziano nam, że są dwa autobusy – o 11 i o 16. No cóż, ten o 11 nie przyjechał. Zaczeliśmy się martwić, że ten o 16 też nie przyjedzie. Przypomnieliśmy sobie, że ta para francuzów powiedziała, że wzieli autobus o 15 a nie o 16 więc dla pewności stawiliśmy się na przystanku o 15. I jednak się okazało, że informacja turystyczna kompletnie się myliła i o 17 byliśmy już na miejsu ;-) Wysiedliśmy przy Żółwiej Skale (główne miejsce do fotografii w parku) i ryszyliśmy w kierunku wioski gerowskiej, którą wskazali nam ci francuzi. Okazało się, że następna para z Francji (chyba nikt już nie został we Francji bo wszyscy podróżują) miała zarezerwowane miejsca w jednym z obozów tak więc poszliśmy z nimi. Ten obóz znajdował się na samym końcu doliny w przepięknej cieśninie tuż przy skalnej śnianie góry. Widoki z tego miejsca były niesamowite.
W czwórkę dostaliśmy jedna jurtę z przepięknymi meblami oraz paleniskiem w centralnym miejcu. Podano nam cenę 15,000T /35 zł za noc od osoby z 3 posiłkami włącznie. Aż nas to zszokowało jak biznes turystyczny w UB wykorzystuje te biedne rodziny nomadzkie. 11$ w porównaniu do 40$ to wielka różnica. Wieczorem zostaliśmy zaproszeni do jurty naszych gospodarzy na obiad oraz ich domowe smakołyki przyrządzane z mleka jaka. Mogliśmy podziwiać jak na naszych oczach przyrządzany jest domowej roboty makaron oraz mięsna potrawka z baraniny i wołowiny. Podano nam również do spróbowania coś w rodzaju masła/serka o łagodnym słodkim smaku. Ja generalnie nie przepadam za tłustymi przetworami mlecznymi ale to było dość dobre. Po obiedzie oglądaliśmy trochę mongoskiej telewizji oraz Valerii i Sebastian dali nam krótka lekcję o zachowaniu w obozie nomadzkim. Oni mieli już okazję spędzić kilka dni z innymi rodzinami w parku, tak że wiedzieli dokładnie co wypada a co nie. Opowiadali nam o tym jak nie powinno się nikdy pukać do dzwi jurty i żeby zawsze starać się wchodzić do jurty z lewej strony a nie z prawej. Podobno nie powinno się również ściągać czapki przed domem a jednak już w domu. Wszystkie te zwyczaje mają coś do czynienia z zamożnością domostwa także mogą spowodować obrazę gospodarza. Naszą uwagę na pewno przyciągnęły te wszystkie zabawki elektroniczne , które znajdowały się w jurcie gospodarzy. Nie ma bieżącej wody czy WC ale jest TV i DVD odtwarzacz, kilka telefonów komórkowych, satelita, nowoczesne zabawki dla dzieci ;-) Bardzo dziwny kontrast ale to przecież ich wybór by żyć dalej a społeczności nomadzkiej.
Następnego dnia postanowiliśmy zrobić mały trekking ale kiedy obudziliśmy się rano, cała dolina przysłana była białą pieżynką sniegu. Temperatura spadła też o jakieś 10 C. Po wielkim i pysznym śniadanku złożonym ze świeżego chleba, jajek i naleśników byliśmy już gotowi do wsponaczki. Oczywiście najpiękniejszym miejscem okazał się ten zakon, o którym pisałam w poprzednim blogu ale również droga z naszego obozu do Żółwiej Skały była niesamowicie piękna. Musieliśmy przerwać nasze przechadzki w południe ze względu na mróz i dzieki kuchence turystycznej Łukasza mogliśmy ugotować sobie zupki i trochę się ogrzać. Początkowo plan był by gotować gdzieś na wzgórzu ale przy tej temperaturze i wietrze nie było by to możliwe. Mocno zastanawialiśmy się czy nie zostać kilka dodatkowych dni w jurcie ale niskie temperatury uniemożliwiały wspinaczkę i dłuższy treking.
Śnieg i temperatury nie przeszkadzały w ogóle naszym gospodarzom. Życie toczyło się jak co dzień. Poranne wyganianie krów i koni w las by szukały sobie jedzenia, sprzątanie i gotowanie, droga do wioski po wodę i produkty spożywcze. Na szczęśnie nie doświadczyliśmy żadnego zarzynania zwięrząt (jak co niektórzy nam opowiadali) chociaż dla nich to jedyna szansa na przeżycie. Bardzo ciężki klimat uniemożliwia uprawę jakichkolwiek roślin dlatego też ich dieta składa się głównie z mięsa i produktów mlecznych. Nawet herbata nie jest tak naprawdę herbatą tylko ciepłym mlekiem z tłuszczem z wołowiny. Bardzo fajnym widokiem było wieczorne powracanie zwierząt do domu. Krowy i konie, prawie że pukały do drzwi swoich włąścicieli. Jedzenie, które znajdują w lesie jest nie wystarczające aczkolwiek są dokarmiane wieczorem. Nigdy nie widziałam, żeby krowy biły się o jedzenie. To są zwykle bardzo wyluzowane zwierzaki ale podejrzewam, że zasada większego i mocniejszego ma tutaj również zastosowanie. Młodsze krowy musiały się obejść bez kolacji ;-( W czasie naszego pobytu w jurcie w nocy chłopaki musieli budzić się co jakieś 2 godziny by utrzymać ciepło. Czasami jeden sobie zapomniał i robiło się bardzo zimno ale jeśli weźmie się pod uwagę, że Mongołowie nie dokłądają drzewa do ognia w nocy, to i tak było ciepło. Z ich strony to jest nie tylko drogie ( bo drewna nie ma aż tak dużo w Mongolii) ale również i wyczerpujące – sen i gotowość do pracy następnego dnia są ważniejsze. Wieczorem mogliśmy spróbować niesamowitej zupy z baraniny – ogromne porcje. Wtedy to przypomniało mi się jak Cyryl zamówił wielką porcję mongolskiego jedzenia w Irkutsku myśląc, że nie będzie miał okazji próbować go w Mongolii ;-)
W czwórkę dostaliśmy jedna jurtę z przepięknymi meblami oraz paleniskiem w centralnym miejcu. Podano nam cenę 15,000T /35 zł za noc od osoby z 3 posiłkami włącznie. Aż nas to zszokowało jak biznes turystyczny w UB wykorzystuje te biedne rodziny nomadzkie. 11$ w porównaniu do 40$ to wielka różnica. Wieczorem zostaliśmy zaproszeni do jurty naszych gospodarzy na obiad oraz ich domowe smakołyki przyrządzane z mleka jaka. Mogliśmy podziwiać jak na naszych oczach przyrządzany jest domowej roboty makaron oraz mięsna potrawka z baraniny i wołowiny. Podano nam również do spróbowania coś w rodzaju masła/serka o łagodnym słodkim smaku. Ja generalnie nie przepadam za tłustymi przetworami mlecznymi ale to było dość dobre. Po obiedzie oglądaliśmy trochę mongoskiej telewizji oraz Valerii i Sebastian dali nam krótka lekcję o zachowaniu w obozie nomadzkim. Oni mieli już okazję spędzić kilka dni z innymi rodzinami w parku, tak że wiedzieli dokładnie co wypada a co nie. Opowiadali nam o tym jak nie powinno się nikdy pukać do dzwi jurty i żeby zawsze starać się wchodzić do jurty z lewej strony a nie z prawej. Podobno nie powinno się również ściągać czapki przed domem a jednak już w domu. Wszystkie te zwyczaje mają coś do czynienia z zamożnością domostwa także mogą spowodować obrazę gospodarza. Naszą uwagę na pewno przyciągnęły te wszystkie zabawki elektroniczne , które znajdowały się w jurcie gospodarzy. Nie ma bieżącej wody czy WC ale jest TV i DVD odtwarzacz, kilka telefonów komórkowych, satelita, nowoczesne zabawki dla dzieci ;-) Bardzo dziwny kontrast ale to przecież ich wybór by żyć dalej a społeczności nomadzkiej.
Następnego dnia postanowiliśmy zrobić mały trekking ale kiedy obudziliśmy się rano, cała dolina przysłana była białą pieżynką sniegu. Temperatura spadła też o jakieś 10 C. Po wielkim i pysznym śniadanku złożonym ze świeżego chleba, jajek i naleśników byliśmy już gotowi do wsponaczki. Oczywiście najpiękniejszym miejscem okazał się ten zakon, o którym pisałam w poprzednim blogu ale również droga z naszego obozu do Żółwiej Skały była niesamowicie piękna. Musieliśmy przerwać nasze przechadzki w południe ze względu na mróz i dzieki kuchence turystycznej Łukasza mogliśmy ugotować sobie zupki i trochę się ogrzać. Początkowo plan był by gotować gdzieś na wzgórzu ale przy tej temperaturze i wietrze nie było by to możliwe. Mocno zastanawialiśmy się czy nie zostać kilka dodatkowych dni w jurcie ale niskie temperatury uniemożliwiały wspinaczkę i dłuższy treking.
Śnieg i temperatury nie przeszkadzały w ogóle naszym gospodarzom. Życie toczyło się jak co dzień. Poranne wyganianie krów i koni w las by szukały sobie jedzenia, sprzątanie i gotowanie, droga do wioski po wodę i produkty spożywcze. Na szczęśnie nie doświadczyliśmy żadnego zarzynania zwięrząt (jak co niektórzy nam opowiadali) chociaż dla nich to jedyna szansa na przeżycie. Bardzo ciężki klimat uniemożliwia uprawę jakichkolwiek roślin dlatego też ich dieta składa się głównie z mięsa i produktów mlecznych. Nawet herbata nie jest tak naprawdę herbatą tylko ciepłym mlekiem z tłuszczem z wołowiny. Bardzo fajnym widokiem było wieczorne powracanie zwierząt do domu. Krowy i konie, prawie że pukały do drzwi swoich włąścicieli. Jedzenie, które znajdują w lesie jest nie wystarczające aczkolwiek są dokarmiane wieczorem. Nigdy nie widziałam, żeby krowy biły się o jedzenie. To są zwykle bardzo wyluzowane zwierzaki ale podejrzewam, że zasada większego i mocniejszego ma tutaj również zastosowanie. Młodsze krowy musiały się obejść bez kolacji ;-( W czasie naszego pobytu w jurcie w nocy chłopaki musieli budzić się co jakieś 2 godziny by utrzymać ciepło. Czasami jeden sobie zapomniał i robiło się bardzo zimno ale jeśli weźmie się pod uwagę, że Mongołowie nie dokłądają drzewa do ognia w nocy, to i tak było ciepło. Z ich strony to jest nie tylko drogie ( bo drewna nie ma aż tak dużo w Mongolii) ale również i wyczerpujące – sen i gotowość do pracy następnego dnia są ważniejsze. Wieczorem mogliśmy spróbować niesamowitej zupy z baraniny – ogromne porcje. Wtedy to przypomniało mi się jak Cyryl zamówił wielką porcję mongolskiego jedzenia w Irkutsku myśląc, że nie będzie miał okazji próbować go w Mongolii ;-)
Rano musieliśmy wstać wcześnie rano by złapać autobus do UB i ta 45 minutowa przechadzka była wręcz wyczerpująca. Było tak zimno, że moje spodnie zamarzły a Tomka broda była cała oszroniona ;-) Ale udało się i kilka godzin później grzaliśmy się już w naszym hostelu w UB. Mieliśmy wiele planowania do zrobienia co do przekraczania granicy i naszego pobytu w Chinach.
Wiecej zdjęć mozna zobaczyć pod:
http://www.travelblog.org/Asia/Mongolia/Terelj/blog-664752.html
Wiecej zdjęć mozna zobaczyć pod:
http://www.travelblog.org/Asia/Mongolia/Terelj/blog-664752.html
Dodane komentarze
Przydatne adresy
Brak adresów do wyświetlenia.
Inne materiały
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.