Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
Izrael samotnie > IZRAEL



A czemu by nie samemu. Na własną rękę? Oferty biur podróży są drogie i niedostosowane do potrzeb ludzi niezależnych, których niekoniecznie interesuje skakanie od kościoła do kościoła. Zawsze chciałam odwiedzić Izrael, ale ciągle brakowało mi pieniędzy albo czasu. Kiedy nadarzyła się okazja zabukowałam bilet w promocyjnej cenie i już nie było wyjścia. podróż do Izraela zaczęła się dużo wcześniej niż w dniu wylotu. Powiem szczerze, że byłam przygotowana na najgorsze, dużo naczytałam się i nasłuchałam o szczegółowych i nieprzyjemnych kontrolach na lotnisku w Tel Awiwie, więc z duszą na ramieniu wsiadałam do samolot.Nic się nie pomyliłam, kontrola była straszna i na dodatek na każdą moją odpowiedź otrzymywałam zwrotne: I do not belive you.Kiedy poproszono mnie o przejście na bok i zabrano mój paszport to dopiero dostałam ciśnienia. Jednak wszystko ma swoje dobre strony, dzięki temu, że przetrzymano i przemaglowano mnie trochę dłużej to poznałam dwie sympatyczne Polki peruwiańskiego pochodzenia, które potem towarzyszyły mi na pewnym odcinku mojej podróży. Ale o tym później.
Całą podróż miałam zaplanowaną tak, że pierwsze 3 dni spędzę u znajomego w Tel Awiwe, potem pojadę do Jerozolimy na 3 dni, a ostatnie 2 dni to północy Izrael. Moje plany uległy jednak zmianie, gdyż niespodziewanie zapragnęłam przedłużyć czas w Tel Awiwe, co się wiązało z przedłużeniem pobytu w Jerozolimie ( bo jak można na to cudowne miasto poświęcić tylko 2 dni), niestety nie wybrałam się już na północ, ale nie żałuje, bo wiem, że jest to okazja do powrotu. Mój pobyt w Izraelu przypadł na bardzo szczególny czas, dwie istotne wydarzenia, Dzień Pamięci o ofiarach terroryzmu oraz Dzień Niepodległości, Pierwszy bardzo smutny, wiązał się z oddaniem hołdu wszystkim ofiarom terroryzmu, uczczono dwukrotnym zatrzymaniem ruchu i chwilą zadumy, aby oddać hołd pomordowanym. Natomiast drugi dzień, który rozpoczął się już o północy poprzedniego dnia jest to jak najbardziej wesołe święto, kiedy to Izraelczycy wychodzą na ulicę i bawią się, obchodząc urodziny swojego stosunkowo młodego kraju. W tym roku 64. Tego dnia razem ze swoim znajomym i jego przyjaciółmi spędziliśmy całą noc bawiąc się po prostu na ulicach Tel Awiwu z flagami w rękach. Kolejny dzień obchodów tego święta to pokazy odrzutowców i innych samolotów nad Tel Awiwską plażą. Niesamowite przeżycie jak dla mnie, gdyż nie miałam okazji oglądać wcześniej tego typu widowiska. Naprawdę robi wrażenie.
Obchody Dnia Niepodległości w Tel Awiwie
Kolejny dzień w Tel Awiwie to zwiedzanie starej arabskiej części miasta Jaffy z jej ciekawą architekturą, wąskimi uliczkami i mariną. Bardzo podobał mi się stary charakter tego miasta oraz jedzenie z przyulicznych knajpek. Szczególnie sos o nazwie mamba polecam do falafela albo kebaba.
Trzeci dzień to wypad nad morze martwe. Po drodze widziałam już panoramę Jerozolimy co było dla mnie przedsmakiem tego co na mnie czekało w kolejnych dniach.
Morze Martwe czyli najniżej położony punkt na ziemi jest niesamowite. Chociaż mało tam roślinności nie mówiąc już o florze i faunie w samym morzu, której oczywiście tam nie ma, to samo miejsce jest wyjątkowe. Rzeczywiście tak jak pokazują to zdjęcia, można położyć się na wodzie i dosłownie dryfować czytając gazetę. Najpierw jednak radzę odbyć kurs tego dryfowania bo nie jest to takie proste jakby się wydawało. Oprócz tego lecznicze błoto z dna morza naprawdę działa rewelacyjnie na skórę. Zrobiłam sobie maseczkę na całe ciało, polecam tą formę naturalnego spa. Minusem był upał, końcówka kwietnia a tam grzało niemiłosiernie, sama woda miała już zapewne koło 25 stopni. Ja odwiedziłam plażę Kalia beach, ale słyszałam, ze jedną z najpiękniejszych jest plaża mineralna. Nie jestem w stanie tego zweryfikować gdyż odwiedziłam tylko to miejsce, ale w przyszłości marzy mi się odnowa biologiczna nad Morzem Martwym.
Ostatni dzień w Tel Awiwie to odwiedziny Muzeum Izraelskiego wojska, które było dla mnie czymś bardzo interesującym. Nie jest to miejsce bardzo oblegane przez turystów, dlatego można swobodnie bez tłumów dowiedzieć się i przede wszystkim poznać historię izraelskiego wojska od podszewki, oglądając broń, czołgi i inne militarne urządzenia polecam szczególnie fanom sztuki wojennej. Samo muzeum znajduje się w dzielnicy Hatachana, czyli historycznej części Tel Awiwu, związanej z pierwszym osadnictwem emigrantów żydowskich na ziemi palestyńskiej. Myślę, że to miejsce obowiązkowe do zaliczenia w Tel Awiwie. Oczywiście w między czasie zaliczanie restauracji i izraelskich potraw. Na śniadanie sałatka izraelska , obiad szaszłyki z jagnięciny i pita, do wszystkiego oczywiście humus w dużych ilościach.
Ciężko mi było pożegnać Tel Awiw, ale wiedziałam, że czeka na mnie Jerozolima.
Jako, że była to sobota rano, czyli Szabat to komunikacja miejska nie działa. Jednak udało mi się załapać szerut ( zbiorową taksówkę), która zabrała mnie prosto do centrum Jerozolimy.
Zakwaterowanie miałam już wcześniej zamówione w bardzo przyjemnym hostelu Abraham, który mogę spokojnie wszystkim polecić, gdyż jest to stosunkowo młody obiekt, oferujący swoim gościom zakwaterowanie w dobrych warunkach za rozsądną cenę. A co najważniejsze bardzo dobrze ulokowany, 15 minut do starego miasta. Po zakwaterowaniu byłam już umówiona ze znajomym, który zaskoczył mnie zaproszeniem na szabatowy posiłek do swoich przyjaciół. Było to dla mnie jedno z najbardziej ciekawych doświadczeń z całego wyjazdu. Na mieszkaniu studenckim, gdzie mnie goszczono, zastałam pięknie przykryty stół, zastawiony winem oraz typowo żydowską szabatową potrawę czulent. Notabene znałam już ją dobrze z Polski, z restauracji żydowskiej z mojego miasta. Jednak jedząc ją w Izraelu podczas szabatu nabrało to dla mnie całkiem nowego wymiaru. Chłopcy, choć nie bardzo religijni, specjalnie dla mnie odmówili modlitwę kidusz, podczas której piliśmy wino i dzieliliśmy się chałką Było mi bardzo miło, że chcą mi pokazać część swojej religii. Okazało się, że część osób ma polskie pochodzenie co było tematem do wielu ciekawych rozmów." Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie" zaskoczyły mnie słowa w języku polskim jednego z nich, który mówił, że zawsze powtarzał to jego dziadek, urodzony w Polsce .Oczywiście po tak miłej gościnie pozostało mi bardzo pozytywne wspomnienie i z czystym sercem mogę powiedzieć, że Izraelczycy to naród gościnny i otwarty.
Po obiedzie dwóch moim znajomych Dvir i ..no właśnie zapomniałam jego imieniazaproponowali mi oprowadzenie po starym mieście. W tym miejscu muszę zrobić jednak małą retrospekcję.
Dwie Polki, które poznałam na lotnisku, były tak szczegółowo kontrolowane jak ja, bo nie miały żadnej rezerwacji na hotel. Jak się okazało do Izraela przyleciały w odwiedziny do znajomej, która jednak zdziwiona ich przylotem zapytała je gdzie mają zarezerwowany hotel? One jednak liczyły na nocleg u niej..tym sposobem zostały na lodzie. Sama zaproponowałam im pomoc, bo sytuacja w jakiej się znalazły była bardzo nieciekawa. Razem poszłyśmy na stacje, ja wysiadłam w Tel Awiwe a one przesiadły się do Jerozolimy z namiarami na hostel Abraham, które to dostały ode mnie. Po moim przybyciu do Jerozolimy spotkałyśmy się w hostelu. Od razu zaproponowałam im zwiedzanie razem z moimi Izraelskimi znajomymi. Jedna z nich Edita (nie Edyta;) poszła razem ze mną. Chłopcy zaprowadzili nas na stare miasto. Pokazali panoramę Jerozolimy z dachu szpitala, przeszliśmy się drogą krzyżową aby udać się do kościoła grobu Jezusa. Dla Edity, która była bardzo religijna ( a nawet momentami fanatycznie religijna) była to okazja do modlitwy, w bardzo szczególnej intencji- za nawrócenie naszych przewodników 2 zbłądzonych Żydów.Dla mnie osobiście była to sytuacja bardzo komiczna, na szczęście dla moich izraelskich znajomych również i odebrali to raczej na wesoło. Edita ponadto wytłumaczyła mi dlaczego ortodoksyjnie Żydzi ubierają się na czarno. Otóż rabini natchnieni głosem Jezusa nakazali im noszenie czarnych ubrań na znak żałoby bo śmierci mesjasza, którego nie uznali. ..Oczywiście nie komentując jej teorii , na jej życzenie udaliśmy się na górę Syjon, skąd również jest ładny widok na stare miasto. Ostatnim punktem popołudniowego zwiedzania była Ściana Zachodnia. Jak bardzo zawiedziona była Edita kiedy Dvir i jego kolega nie chcieli iść pomodlić się pod męską część ściany. Ja oczywiście poszłam zobaczyć pod damską część, gdzie zaszokował mnie widok modlących się kobiet. Jednak uważam, że nie w porządku są tam proporcje podziału na część męską i damską. Czemu my kobiety mamy zawsze mniej?
Po powrocie do hostelu, Edita przedstawiła mi swoją mamę –Veronice, która była rodowitą Peruwianką mieszkającą od czasów studiów w Polsce. Moje nowe towarzyszki przyznały mi się po krótkiej rozmowie jaki był ich cel przyjazdu do Izraela. Otóż na zaproszenie znajomej Żydówki, którą poznały na lotnisku w Panamie, przyjechały handlować perukami. Oprócz peruk przywiozły również sukienki, buty i skórzane torebki. Cudem udało im się to przemycić w walizach, w których wymieszały towar ze swoimi rzeczami. Problem polegał jednak na tym, że rzekoma znajoma nie przyjęła je na nocleg i z pomocy handlu również nic nie wyszło. Potocznie mówiąc dziewczyny zostały z tym towarem na lodzie bez pomysłu co tu z tym fantem zrobić. Bardzo chciałam im pomóc, ale jedyne co mogłam zrobić to zapytać swoich znajomych Izraelczyków czy nie wiedzą kto taką perukę chciałby kupić, albo gdzie ją można sprzedać. Zaskoczony, rozbawiony tym pytaniem Dvir , odpowiedział mi, że najlepiej jak udamy się do dzielnicy ortodoksów Mea Shearim i tam popytamy.
Jako, że następny dzień to była niedziela Edita nie chciała iść z nami handlować, bo uważała to za grzech. Z walizką na kółkach poszłyśmy do dzielnicy ortodoksów zrobić geszeft Oczywiście chciałyśmy strojem jak najmniej odznaczać się od reszty. Co nie było proste, bo główny kolor jaki dominuje w ubiorze kobiet i mężczyzn to czarny i mimo upałów to mało kto się wyłamuje. Egzotyczny widok ortodoksyjnie ubranych Żydów zrobił na mnie duże wrażenie. Klimat dzielnicy to trochę jak przedwojenna Polska .
Pierwszym problemem okazał się język, na pytanie do you speak english?nie usłyszałam żadnej odpowiedzi,zrezygnowana zaczęłam pytać o jidysz. Choć nie posługuję się tym językiem to znam niemiecki, który okazał się bardzo przydatny , szczególnie słowo Peruke. Pierwszy pomysł na jaki wpadłyśmy to zapytać o sklep z perukami, miałyśmy nadzieje, że może tam będą chcieli bezpośrednio kupić od nas towar. Ale niestety po odnalezieniu sklepu i zaprezentowaniu peruk, pani nie była zainteresowana. Zrezygnowane idąc dalej wpadłyśmy na pomysł żeby odwiedzić zakład fryzjerski, okazało się, ze prowadzą go rosyjscy Żydzi, którzy po pytaniu, czy nie wiedzą gdzie jest sklep z perukami, odpowiedzieli, że oni też sprzedają peruki, a my na to, że my również. Sytuacja była śmieszna, pan, który był właścicielem chciał koniecznie zobaczyć jakie peruki mamy na sprzedaż. Niestety i tym razem, mimo tego, że chciał je kupić, cena jaką proponował była poniżej ceny zakupu, więc biznes żaden. Po kolejnym podejściu dałyśmy sobie spokój. Peruki jakie pani Veronica chciała sprzedać to koszerne( CHOĆ SIĘ ICH NIE JE;)) oryginalne ze słowiańskich włosów wyroby, których ceny zaczynają się od 600 dolarów, więc nie każdego stać na taki zakup.
Ostatecznie namówiłam dziewczyny, żeby dały sobie spokój z handlem a poczuły klimat Jerozolimy i pozwiedzały ze mną stare miasto. Wieczorny spacer uliczkami starówki to klimat jakby sprzed 2 tysięcy lat…nie da się opisać tego uczucia. Ale to miasto faktycznie ma w sobie dużo magii.
Kolejnego dnia miałam zarezerwowane zwiedzanie tunelu pod ścianą płaczu. O tym miejscu dowiedziałam się całkiem przypadkowo, a jak się później okazało ta wycieczka była dla mnie jedną z największych atrakcji. Przewodnikiem był bardzo sympatyczny ortodoks posługujący się płynną angielszczyzną. Starotestamentowe opowieści przeplatane wieloma ciekawostkami sprawiły, że czuło się niesamowity klimat podziemnych korytarzy tunelu. Wycieczkę polecam, zakończyła się ona w arabskiej części starego miasta, gdzie konwojował nas przystojny izraelski żołnierz.
Jeden dzień poświęciłam sobie na zwiedzanie Yad Vashem. Dojazd z hostelu był bardzo prosty, gdyż w Jerozolimie kursuje tylko jedna nitka tramwajowa. Na przystanku poznałam studentkę z Austrii, która również jechała do Yad Vashem podobnie jak ja zaczynając zwiedzanie od archiwum. Po przegrzebaniu dokumentów archiwum udało mi się znaleźć to czego spodziewałam, czyli dokumenty swojej prababci, która zmarła w lwowskim getcie w czasie wojny. Samo muzeum to bardzo smutne miejsce, ale obowiązkowe, które należy zwiedzić. Przespacerowałam się aleją , gdzie są posadzone drzewka Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, zakupiłam cegiełkę w kształcie drzewka i poszła zobaczyć wystawę sztuki z gett, gdzie zaskoczona zobaczyłam szkice mojego ukochanego Brunona Schulza. W Yad Vashem można spędzić dosłownie cały dzień, ja byłam tam pól dnia, ale myślę, że jeszcze tam wrócę, gdyż moje poszukiwania swoich korzeni jeszcze się nie skończyły.
Przechadzając się po starym mieście usłyszałam nagle język polski, z ciekawym, nierozpoznawalnym dla mnie akcentem. Był to przewodnik z polską wycieczka, małą 5-osobową grupką. Akurat oprowadzał turystów po drodze krzyżowej. Podeszłam nieśmiało i zapytałam, co trzeba zrobić, żeby mieć takie uprawnia przewodnika jak pan? On wyciągnął tylko wizytówkę i powiedział zadzwoń wieczorem to Ci wszystko powiem.
Zaciekawiona tym tematem, który mnie szczególnie interesował zadzwoniłam wieczorem i faktycznie pogadaliśmy sobie. Pan Józio, bo tak miał na imię zaprosił mnie, żebym dołączyła do jego grupy następnego dnia . Wybierali się do Masady. Namówiłam moje polsko- peruwiańskie koleżanki i rano zebrałyśmy się na wycieczkę. Byliśmy umówieni już w Masadzie. Pojechałyśmy na dworzec autobusowy w Jerozolimie, gdzie zagadałyśmy się najpierw w przystojnym kelnerem w kawiarni, potem z żołnierzami i w efekcie autobus nam uciekł. Trochę byłam wkurzona na moje koleżanki, że tak wyszło, bo następny autobus był dopiero za godzinę. Jednak dotarłyśmy we właściwym czasie do Masady, gdzie po chwili pojawił się pan Józiu ze swoją grupą.
Pan Józio to bardzo ciekawa postać, jak się później okazało….jest Żydem polskiego pochodzenia, mieszka jednak już od wielu lat w Izraelu. Jego opowieści o Izraelu były przeplatane wątkami autobiograficznymi i anegdotami, jak dla mnie przewodnik pierwsza klasa.
Niestety z powodu mgły, bądź piaskowej burzy, nie mogliśmy podziwiać pięknych widoków z Masady, ale i tak ta wycieczka zrobiła na mnie niesamowite wrażenie.
Po zjeździe linową kolejką ze szczytu góry pojechaliśmy dalej na północ wzdłuż wybrzeża Morza Martwego do Jerycha. Pan Józiu oficjalnie ogłosił, że jako obywatel Izraela nie może wkroczyć na terytorium palestyńskie. Ale mimo to schował się kiedy przekraczaliśmy check point i dalej nie było problemów. Wręcz przeciwnie, kiedy zatrzymaliśmy się na parkingu przed górą Kuszenia, powitał go tłum palestyńskich znajomych. Jak widać interesy przewyższają nienawiść narodów. Po zakupach pysznych fig, bananów i jakiś pomarańczowych owoców, których to nazwy nie znam pojechaliśmy dalej w drogę do Betlejem, gdzie jego grupa miała nocleg. W Betlejem sytuacja się powtórzyła, Józiu zaprowadził swoja grupę do sklepu z różańcami i akcesoriami katolickimi, jak ja to nazywam, gdzie ponownie powitał go jak króla Palestyńczyk- właściciel sklepu. Całe szczęście, że kierowca i Józiu wracali na nocleg go Jerozolimy. Tym sposobem udało nam się dostać do centrum miasta skąd było już niedaleko do naszego hostelu. Po drodze jeszcze kawa i lody w koszernej restauracji i udałyśmy się na nocleg.
Ja jeszcze wybrałam się na nocny spacer po mieście, żeby pożegnać się z Jerozolimą, bo następnego dnia miałam już wylot do Pragi. Pożegnałam się z moimi polsko-peruwiańskimi koleżankami, które na pożegnanie zaskoczyły mnie kanapkami i kolacja oraz prezentem prosto z Peru- plecakiem szytym przez Indian z okolicy jeziora Tititaca na marginesie to dostałam też zaproszenie do Peru.
Ten następny dzień to była właśnie 3 w nocy, bo o tej godzinie musiałam stawić się już na odprawę. Znowu szerut do Tel Awiwu tam postój parogodzinny u znajomego, ostatni posiłek przed wylotem i taksówka na lotnisko. Tam przed wejściem zhaltował mnie już pan w mundurze z pytaniem gdzie lecę i jak mi się podobało w Izraelu, po przepuszczeniu mojego bagażu przez bramkę znalazłam się na lotnisku. Kontrola na wyjeździe była jeszcze bardziej szczegółowa, ale muszę przyznać, że kulturalna i na poziomie. Sytuacja tego państwa jest szczególna i trzeba zrozumieć dlaczego kontrole są tam tak szczegółowe i czasami nieprzyjemne. Mimo, że zasypano mnie masą pytań z serii kto z kim i dlaczego, oraz przetrzepano mój bagaż główny to tym razem wszystko poszło gładko i po ponad 2 godzinach siedziałam już w powrotnym samolocie do Pragi.
Bardzo żałowałam, że byłam w Izraelu tak krótko. W 8 dni narobiłam sobie tylko smaku żeby wrócić na dłużej. Polecam podróż bez biura podróży. Odkrywanie Izraela ma sens kiedy możemy spokojnie zatrzymać się w każdym miejscu które nas interesuje. Mieszanka kultur, ubiorów i religii w tym państwie to egzotyczny i interesujący krajobraz. SHALOM!
Całą podróż miałam zaplanowaną tak, że pierwsze 3 dni spędzę u znajomego w Tel Awiwe, potem pojadę do Jerozolimy na 3 dni, a ostatnie 2 dni to północy Izrael. Moje plany uległy jednak zmianie, gdyż niespodziewanie zapragnęłam przedłużyć czas w Tel Awiwe, co się wiązało z przedłużeniem pobytu w Jerozolimie ( bo jak można na to cudowne miasto poświęcić tylko 2 dni), niestety nie wybrałam się już na północ, ale nie żałuje, bo wiem, że jest to okazja do powrotu. Mój pobyt w Izraelu przypadł na bardzo szczególny czas, dwie istotne wydarzenia, Dzień Pamięci o ofiarach terroryzmu oraz Dzień Niepodległości, Pierwszy bardzo smutny, wiązał się z oddaniem hołdu wszystkim ofiarom terroryzmu, uczczono dwukrotnym zatrzymaniem ruchu i chwilą zadumy, aby oddać hołd pomordowanym. Natomiast drugi dzień, który rozpoczął się już o północy poprzedniego dnia jest to jak najbardziej wesołe święto, kiedy to Izraelczycy wychodzą na ulicę i bawią się, obchodząc urodziny swojego stosunkowo młodego kraju. W tym roku 64. Tego dnia razem ze swoim znajomym i jego przyjaciółmi spędziliśmy całą noc bawiąc się po prostu na ulicach Tel Awiwu z flagami w rękach. Kolejny dzień obchodów tego święta to pokazy odrzutowców i innych samolotów nad Tel Awiwską plażą. Niesamowite przeżycie jak dla mnie, gdyż nie miałam okazji oglądać wcześniej tego typu widowiska. Naprawdę robi wrażenie.
Obchody Dnia Niepodległości w Tel Awiwie
Kolejny dzień w Tel Awiwie to zwiedzanie starej arabskiej części miasta Jaffy z jej ciekawą architekturą, wąskimi uliczkami i mariną. Bardzo podobał mi się stary charakter tego miasta oraz jedzenie z przyulicznych knajpek. Szczególnie sos o nazwie mamba polecam do falafela albo kebaba.
Trzeci dzień to wypad nad morze martwe. Po drodze widziałam już panoramę Jerozolimy co było dla mnie przedsmakiem tego co na mnie czekało w kolejnych dniach.
Morze Martwe czyli najniżej położony punkt na ziemi jest niesamowite. Chociaż mało tam roślinności nie mówiąc już o florze i faunie w samym morzu, której oczywiście tam nie ma, to samo miejsce jest wyjątkowe. Rzeczywiście tak jak pokazują to zdjęcia, można położyć się na wodzie i dosłownie dryfować czytając gazetę. Najpierw jednak radzę odbyć kurs tego dryfowania bo nie jest to takie proste jakby się wydawało. Oprócz tego lecznicze błoto z dna morza naprawdę działa rewelacyjnie na skórę. Zrobiłam sobie maseczkę na całe ciało, polecam tą formę naturalnego spa. Minusem był upał, końcówka kwietnia a tam grzało niemiłosiernie, sama woda miała już zapewne koło 25 stopni. Ja odwiedziłam plażę Kalia beach, ale słyszałam, ze jedną z najpiękniejszych jest plaża mineralna. Nie jestem w stanie tego zweryfikować gdyż odwiedziłam tylko to miejsce, ale w przyszłości marzy mi się odnowa biologiczna nad Morzem Martwym.
Ostatni dzień w Tel Awiwie to odwiedziny Muzeum Izraelskiego wojska, które było dla mnie czymś bardzo interesującym. Nie jest to miejsce bardzo oblegane przez turystów, dlatego można swobodnie bez tłumów dowiedzieć się i przede wszystkim poznać historię izraelskiego wojska od podszewki, oglądając broń, czołgi i inne militarne urządzenia polecam szczególnie fanom sztuki wojennej. Samo muzeum znajduje się w dzielnicy Hatachana, czyli historycznej części Tel Awiwu, związanej z pierwszym osadnictwem emigrantów żydowskich na ziemi palestyńskiej. Myślę, że to miejsce obowiązkowe do zaliczenia w Tel Awiwie. Oczywiście w między czasie zaliczanie restauracji i izraelskich potraw. Na śniadanie sałatka izraelska , obiad szaszłyki z jagnięciny i pita, do wszystkiego oczywiście humus w dużych ilościach.
Ciężko mi było pożegnać Tel Awiw, ale wiedziałam, że czeka na mnie Jerozolima.
Jako, że była to sobota rano, czyli Szabat to komunikacja miejska nie działa. Jednak udało mi się załapać szerut ( zbiorową taksówkę), która zabrała mnie prosto do centrum Jerozolimy.
Zakwaterowanie miałam już wcześniej zamówione w bardzo przyjemnym hostelu Abraham, który mogę spokojnie wszystkim polecić, gdyż jest to stosunkowo młody obiekt, oferujący swoim gościom zakwaterowanie w dobrych warunkach za rozsądną cenę. A co najważniejsze bardzo dobrze ulokowany, 15 minut do starego miasta. Po zakwaterowaniu byłam już umówiona ze znajomym, który zaskoczył mnie zaproszeniem na szabatowy posiłek do swoich przyjaciół. Było to dla mnie jedno z najbardziej ciekawych doświadczeń z całego wyjazdu. Na mieszkaniu studenckim, gdzie mnie goszczono, zastałam pięknie przykryty stół, zastawiony winem oraz typowo żydowską szabatową potrawę czulent. Notabene znałam już ją dobrze z Polski, z restauracji żydowskiej z mojego miasta. Jednak jedząc ją w Izraelu podczas szabatu nabrało to dla mnie całkiem nowego wymiaru. Chłopcy, choć nie bardzo religijni, specjalnie dla mnie odmówili modlitwę kidusz, podczas której piliśmy wino i dzieliliśmy się chałką Było mi bardzo miło, że chcą mi pokazać część swojej religii. Okazało się, że część osób ma polskie pochodzenie co było tematem do wielu ciekawych rozmów." Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie" zaskoczyły mnie słowa w języku polskim jednego z nich, który mówił, że zawsze powtarzał to jego dziadek, urodzony w Polsce .Oczywiście po tak miłej gościnie pozostało mi bardzo pozytywne wspomnienie i z czystym sercem mogę powiedzieć, że Izraelczycy to naród gościnny i otwarty.
Po obiedzie dwóch moim znajomych Dvir i ..no właśnie zapomniałam jego imieniazaproponowali mi oprowadzenie po starym mieście. W tym miejscu muszę zrobić jednak małą retrospekcję.
Dwie Polki, które poznałam na lotnisku, były tak szczegółowo kontrolowane jak ja, bo nie miały żadnej rezerwacji na hotel. Jak się okazało do Izraela przyleciały w odwiedziny do znajomej, która jednak zdziwiona ich przylotem zapytała je gdzie mają zarezerwowany hotel? One jednak liczyły na nocleg u niej..tym sposobem zostały na lodzie. Sama zaproponowałam im pomoc, bo sytuacja w jakiej się znalazły była bardzo nieciekawa. Razem poszłyśmy na stacje, ja wysiadłam w Tel Awiwe a one przesiadły się do Jerozolimy z namiarami na hostel Abraham, które to dostały ode mnie. Po moim przybyciu do Jerozolimy spotkałyśmy się w hostelu. Od razu zaproponowałam im zwiedzanie razem z moimi Izraelskimi znajomymi. Jedna z nich Edita (nie Edyta;) poszła razem ze mną. Chłopcy zaprowadzili nas na stare miasto. Pokazali panoramę Jerozolimy z dachu szpitala, przeszliśmy się drogą krzyżową aby udać się do kościoła grobu Jezusa. Dla Edity, która była bardzo religijna ( a nawet momentami fanatycznie religijna) była to okazja do modlitwy, w bardzo szczególnej intencji- za nawrócenie naszych przewodników 2 zbłądzonych Żydów.Dla mnie osobiście była to sytuacja bardzo komiczna, na szczęście dla moich izraelskich znajomych również i odebrali to raczej na wesoło. Edita ponadto wytłumaczyła mi dlaczego ortodoksyjnie Żydzi ubierają się na czarno. Otóż rabini natchnieni głosem Jezusa nakazali im noszenie czarnych ubrań na znak żałoby bo śmierci mesjasza, którego nie uznali. ..Oczywiście nie komentując jej teorii , na jej życzenie udaliśmy się na górę Syjon, skąd również jest ładny widok na stare miasto. Ostatnim punktem popołudniowego zwiedzania była Ściana Zachodnia. Jak bardzo zawiedziona była Edita kiedy Dvir i jego kolega nie chcieli iść pomodlić się pod męską część ściany. Ja oczywiście poszłam zobaczyć pod damską część, gdzie zaszokował mnie widok modlących się kobiet. Jednak uważam, że nie w porządku są tam proporcje podziału na część męską i damską. Czemu my kobiety mamy zawsze mniej?
Po powrocie do hostelu, Edita przedstawiła mi swoją mamę –Veronice, która była rodowitą Peruwianką mieszkającą od czasów studiów w Polsce. Moje nowe towarzyszki przyznały mi się po krótkiej rozmowie jaki był ich cel przyjazdu do Izraela. Otóż na zaproszenie znajomej Żydówki, którą poznały na lotnisku w Panamie, przyjechały handlować perukami. Oprócz peruk przywiozły również sukienki, buty i skórzane torebki. Cudem udało im się to przemycić w walizach, w których wymieszały towar ze swoimi rzeczami. Problem polegał jednak na tym, że rzekoma znajoma nie przyjęła je na nocleg i z pomocy handlu również nic nie wyszło. Potocznie mówiąc dziewczyny zostały z tym towarem na lodzie bez pomysłu co tu z tym fantem zrobić. Bardzo chciałam im pomóc, ale jedyne co mogłam zrobić to zapytać swoich znajomych Izraelczyków czy nie wiedzą kto taką perukę chciałby kupić, albo gdzie ją można sprzedać. Zaskoczony, rozbawiony tym pytaniem Dvir , odpowiedział mi, że najlepiej jak udamy się do dzielnicy ortodoksów Mea Shearim i tam popytamy.
Jako, że następny dzień to była niedziela Edita nie chciała iść z nami handlować, bo uważała to za grzech. Z walizką na kółkach poszłyśmy do dzielnicy ortodoksów zrobić geszeft Oczywiście chciałyśmy strojem jak najmniej odznaczać się od reszty. Co nie było proste, bo główny kolor jaki dominuje w ubiorze kobiet i mężczyzn to czarny i mimo upałów to mało kto się wyłamuje. Egzotyczny widok ortodoksyjnie ubranych Żydów zrobił na mnie duże wrażenie. Klimat dzielnicy to trochę jak przedwojenna Polska .
Pierwszym problemem okazał się język, na pytanie do you speak english?nie usłyszałam żadnej odpowiedzi,zrezygnowana zaczęłam pytać o jidysz. Choć nie posługuję się tym językiem to znam niemiecki, który okazał się bardzo przydatny , szczególnie słowo Peruke. Pierwszy pomysł na jaki wpadłyśmy to zapytać o sklep z perukami, miałyśmy nadzieje, że może tam będą chcieli bezpośrednio kupić od nas towar. Ale niestety po odnalezieniu sklepu i zaprezentowaniu peruk, pani nie była zainteresowana. Zrezygnowane idąc dalej wpadłyśmy na pomysł żeby odwiedzić zakład fryzjerski, okazało się, ze prowadzą go rosyjscy Żydzi, którzy po pytaniu, czy nie wiedzą gdzie jest sklep z perukami, odpowiedzieli, że oni też sprzedają peruki, a my na to, że my również. Sytuacja była śmieszna, pan, który był właścicielem chciał koniecznie zobaczyć jakie peruki mamy na sprzedaż. Niestety i tym razem, mimo tego, że chciał je kupić, cena jaką proponował była poniżej ceny zakupu, więc biznes żaden. Po kolejnym podejściu dałyśmy sobie spokój. Peruki jakie pani Veronica chciała sprzedać to koszerne( CHOĆ SIĘ ICH NIE JE;)) oryginalne ze słowiańskich włosów wyroby, których ceny zaczynają się od 600 dolarów, więc nie każdego stać na taki zakup.
Ostatecznie namówiłam dziewczyny, żeby dały sobie spokój z handlem a poczuły klimat Jerozolimy i pozwiedzały ze mną stare miasto. Wieczorny spacer uliczkami starówki to klimat jakby sprzed 2 tysięcy lat…nie da się opisać tego uczucia. Ale to miasto faktycznie ma w sobie dużo magii.
Kolejnego dnia miałam zarezerwowane zwiedzanie tunelu pod ścianą płaczu. O tym miejscu dowiedziałam się całkiem przypadkowo, a jak się później okazało ta wycieczka była dla mnie jedną z największych atrakcji. Przewodnikiem był bardzo sympatyczny ortodoks posługujący się płynną angielszczyzną. Starotestamentowe opowieści przeplatane wieloma ciekawostkami sprawiły, że czuło się niesamowity klimat podziemnych korytarzy tunelu. Wycieczkę polecam, zakończyła się ona w arabskiej części starego miasta, gdzie konwojował nas przystojny izraelski żołnierz.
Jeden dzień poświęciłam sobie na zwiedzanie Yad Vashem. Dojazd z hostelu był bardzo prosty, gdyż w Jerozolimie kursuje tylko jedna nitka tramwajowa. Na przystanku poznałam studentkę z Austrii, która również jechała do Yad Vashem podobnie jak ja zaczynając zwiedzanie od archiwum. Po przegrzebaniu dokumentów archiwum udało mi się znaleźć to czego spodziewałam, czyli dokumenty swojej prababci, która zmarła w lwowskim getcie w czasie wojny. Samo muzeum to bardzo smutne miejsce, ale obowiązkowe, które należy zwiedzić. Przespacerowałam się aleją , gdzie są posadzone drzewka Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, zakupiłam cegiełkę w kształcie drzewka i poszła zobaczyć wystawę sztuki z gett, gdzie zaskoczona zobaczyłam szkice mojego ukochanego Brunona Schulza. W Yad Vashem można spędzić dosłownie cały dzień, ja byłam tam pól dnia, ale myślę, że jeszcze tam wrócę, gdyż moje poszukiwania swoich korzeni jeszcze się nie skończyły.
Przechadzając się po starym mieście usłyszałam nagle język polski, z ciekawym, nierozpoznawalnym dla mnie akcentem. Był to przewodnik z polską wycieczka, małą 5-osobową grupką. Akurat oprowadzał turystów po drodze krzyżowej. Podeszłam nieśmiało i zapytałam, co trzeba zrobić, żeby mieć takie uprawnia przewodnika jak pan? On wyciągnął tylko wizytówkę i powiedział zadzwoń wieczorem to Ci wszystko powiem.
Zaciekawiona tym tematem, który mnie szczególnie interesował zadzwoniłam wieczorem i faktycznie pogadaliśmy sobie. Pan Józio, bo tak miał na imię zaprosił mnie, żebym dołączyła do jego grupy następnego dnia . Wybierali się do Masady. Namówiłam moje polsko- peruwiańskie koleżanki i rano zebrałyśmy się na wycieczkę. Byliśmy umówieni już w Masadzie. Pojechałyśmy na dworzec autobusowy w Jerozolimie, gdzie zagadałyśmy się najpierw w przystojnym kelnerem w kawiarni, potem z żołnierzami i w efekcie autobus nam uciekł. Trochę byłam wkurzona na moje koleżanki, że tak wyszło, bo następny autobus był dopiero za godzinę. Jednak dotarłyśmy we właściwym czasie do Masady, gdzie po chwili pojawił się pan Józiu ze swoją grupą.
Pan Józio to bardzo ciekawa postać, jak się później okazało….jest Żydem polskiego pochodzenia, mieszka jednak już od wielu lat w Izraelu. Jego opowieści o Izraelu były przeplatane wątkami autobiograficznymi i anegdotami, jak dla mnie przewodnik pierwsza klasa.
Niestety z powodu mgły, bądź piaskowej burzy, nie mogliśmy podziwiać pięknych widoków z Masady, ale i tak ta wycieczka zrobiła na mnie niesamowite wrażenie.
Po zjeździe linową kolejką ze szczytu góry pojechaliśmy dalej na północ wzdłuż wybrzeża Morza Martwego do Jerycha. Pan Józiu oficjalnie ogłosił, że jako obywatel Izraela nie może wkroczyć na terytorium palestyńskie. Ale mimo to schował się kiedy przekraczaliśmy check point i dalej nie było problemów. Wręcz przeciwnie, kiedy zatrzymaliśmy się na parkingu przed górą Kuszenia, powitał go tłum palestyńskich znajomych. Jak widać interesy przewyższają nienawiść narodów. Po zakupach pysznych fig, bananów i jakiś pomarańczowych owoców, których to nazwy nie znam pojechaliśmy dalej w drogę do Betlejem, gdzie jego grupa miała nocleg. W Betlejem sytuacja się powtórzyła, Józiu zaprowadził swoja grupę do sklepu z różańcami i akcesoriami katolickimi, jak ja to nazywam, gdzie ponownie powitał go jak króla Palestyńczyk- właściciel sklepu. Całe szczęście, że kierowca i Józiu wracali na nocleg go Jerozolimy. Tym sposobem udało nam się dostać do centrum miasta skąd było już niedaleko do naszego hostelu. Po drodze jeszcze kawa i lody w koszernej restauracji i udałyśmy się na nocleg.
Ja jeszcze wybrałam się na nocny spacer po mieście, żeby pożegnać się z Jerozolimą, bo następnego dnia miałam już wylot do Pragi. Pożegnałam się z moimi polsko-peruwiańskimi koleżankami, które na pożegnanie zaskoczyły mnie kanapkami i kolacja oraz prezentem prosto z Peru- plecakiem szytym przez Indian z okolicy jeziora Tititaca na marginesie to dostałam też zaproszenie do Peru.
Ten następny dzień to była właśnie 3 w nocy, bo o tej godzinie musiałam stawić się już na odprawę. Znowu szerut do Tel Awiwu tam postój parogodzinny u znajomego, ostatni posiłek przed wylotem i taksówka na lotnisko. Tam przed wejściem zhaltował mnie już pan w mundurze z pytaniem gdzie lecę i jak mi się podobało w Izraelu, po przepuszczeniu mojego bagażu przez bramkę znalazłam się na lotnisku. Kontrola na wyjeździe była jeszcze bardziej szczegółowa, ale muszę przyznać, że kulturalna i na poziomie. Sytuacja tego państwa jest szczególna i trzeba zrozumieć dlaczego kontrole są tam tak szczegółowe i czasami nieprzyjemne. Mimo, że zasypano mnie masą pytań z serii kto z kim i dlaczego, oraz przetrzepano mój bagaż główny to tym razem wszystko poszło gładko i po ponad 2 godzinach siedziałam już w powrotnym samolocie do Pragi.
Bardzo żałowałam, że byłam w Izraelu tak krótko. W 8 dni narobiłam sobie tylko smaku żeby wrócić na dłużej. Polecam podróż bez biura podróży. Odkrywanie Izraela ma sens kiedy możemy spokojnie zatrzymać się w każdym miejscu które nas interesuje. Mieszanka kultur, ubiorów i religii w tym państwie to egzotyczny i interesujący krajobraz. SHALOM!
Izrael to fascynujący kraj, kto jeszcze tam nie był, musi koniecznie go odwiedzić i zobaczyć na własne oczy jego piękno!
Dodane komentarze
dorotahare 2016-01-25 21:47:25
"Hej! Fajny materiał.Byłam ostatnio miesiąc w Izraelu. Zaczynam pisać bloga na ten temat:
https://gramwzieloneblog.wordpress.com/2016/01/20/cztery-tygodnie-w-izraelu/"
adadzia 2012-06-07 22:03:32
Izrael przyciąga jak magnes...dzielnica ortodoksów ma swój klimat, niestety nie udało nam się pohandlować z nimi, ale za to pierwszy raz w życiu testowałam swój słaby jidisz:) przeżycie bezcennenitkaska 2012-06-07 21:36:18
dzięki Tobie wróciłam na chwilę do Izraela, który zwiedziłam z biurem... Obiecuję sobie, że wrócę do Jerozolimy. Tam, w Mea Shearim dokąd poszłam zostawiając na kilka godzin swoją grupę spędziłam w piątkowy wieczór magiczne chwile. Pozdrawiam!adadzia 2012-06-02 22:37:49
przepraszam za błędy...pisząc wieczorem pod osłoną nocy można je popełnić;) wybaczcie!Przydatne adresy
Brak adresów do wyświetlenia.
Inne materiały
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.