Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
Pai, czyli jak stworzono atrację przyciągającą tysiące turystów. > TAJLANDIA



Podczas podróży po Tajlandii ktoś opowiedział nam o Pai, że to klimatyczne, niezwykłe miejsce pośród gór północnej Tajlandii, że przyjechał tam na 3 dni, a został miesiąc. Postanowiliśmy więc sami zobaczyć, co jest tam takiego niezwykłego.
Pai, to mała miejscowość na pólnocy Tajlandii, ok 200km od znanego i lubianego Chiang Mai i ok. 100 km od mało znanego, ale sympatycznego Mea Hong Son.
W przewodniku LP napisano, że Pai to drugie Khao San Road, czyli miejsce uwielbiane przez backpackersów. Rzeczywiście resortów turystycznych jest jak "mrówków". No i żeby turyści mieli co robić tysiące knajpek i atrakcji ulicznych.
Niedzielny market, który przypadł nam do gustu w Chang Mai tutaj mamy co dziennie. Są też uliczne występy dziecięce, zespoły muzyczne różnego typu oraz walki Muay Thai, czyli tajski boks.
Wszystko to dzieje się "na ulicy", człowiek spaceruje i raz przystanie przy tańczących, raz przy smakołykach albo zapatrzy się w niebo, żeby zobaczyć "światełka do nieba" puszczane przez turystów. Oprócz tego mamy market popołudniowy z warzywami, market poranny i jeszcze market środowy, wesołe miasteczko z karuzelami i pełno Watów w okolicy. Wszystko to rozsiane w różnych miejscach miasteczka.
Ponieważ mamy dużo czasu i znaleźliśmy piękne zaciszne miejsce, domek z łazienką i werandą za 170B (17zł), postanowiliśmy trochę tu pobyć...
Wypożyczyliśmy skuter (100B =10zł/dobę) po rozpoznaniu, co oferują lokalne biura podróży ruszyliśmy na zwiedzanie okolicy. Według ich ofert atrakcji mamy co nie miara, kilka wodospadów, łowienie lub karmienie ryb, mnóstwo Watów, jakaś jaskinia, ośrodki SPA, okoliczne wsie, przejażdżki na słoniach itd. Wybieramy kilka punktów z listy i ruszamy najpierw w północną część doliny Pai.
Pierwszy punkt programu, Wat Nam Hoo. Wat, jak wat, nic specjalnego w Tajlandii. Jedziemy dalej.
Drugi punkt, Chinese Village. Zbudowano tu nawet kawałek chińskiego muru, no bo czegóż nie robi się dla turystów. Jest chińska huśtawka (25B), kolorowe rybki w stawie, które można pokarmić (10B), punkt widokowy (20B), rowerowa riksza z którą można sobie zrobić zdjęcie (co łaska), "kuń" do jeżdżenia, kusze do strzelania i kilka innych nie rozpoznanych atrakcji. Jednym słowem Disneyland. Wszystko kolorowe i całkowicie sztuczne.
Trzeci punkt, wodospad Mhor Phaeng Waterfall, w ulotce, którą dostaliśmy określany jako jedna z głównych atrakcji Pai. No cóż, można posiedzieć w nieckach z chłodną wodą. I tyle.
Ostatnim punktem jest Wat Mae Yen, czyli świątynia na wzgórzu. I ta całkiem nam się podobała. Jest kolorowa, zadbana i ładnie usytuowana. Widok, który roztacza się z góry ponoć ściąga rzesze Tajlandczyków podczas zachodu słońca. Nie wyczekaliśmy do zachodu i może dlatego uznaliśmy go za ciekawy, ale nie zapierający dech w piersiach.
Tyle zgodnie z mapką lokalnych atrakcji. Ale po drodze zatrzymaliśmy się w jeszcze jednym miejscu, nie oznaczonym, który zaskoczył nas klimatem. Niby nic specjalnego, kilka "domków dla duchów", kilka świętych drzew i.... wrażenie, że jest tu coś jeszcze.
Czego się nie da sfotografować, ani nawet nazwać....
Drugiego dnia zrobiliśmy sobie wycieczkę w południową część doliny. Miały być tylko 3 atrakcje, więc obawialiśmy się, że będzie jeszcze słabiej niż wczoraj.
Najpierw Japoński most z drugiej wojny światowej. Most jak most, ale.... pierwsze co nas zdziwiło, to tabliczka znamionowa, American Steel 1930. Mnie uczono, że wojna zaczęła się w 1939r, a w Azji jeszcze później, ale w sumie, co ja tam wiem. No i jeszcze zdjęcia mostu z "tamtych czasów", które trochę nie przystają do obecnej konstrukcji. Ale powiecie, że się czepiam, więc dajmy temu spokój.
Drugi punkt, kanion. Spodziewaliśmy się znowu jakiejś dziury w ziemi a tu.... kanion. Całkowicie naturalny, może nie tak wielki jak ten w Colorado, ale zawsze.....
Kanion podobał nam się najbardziej z wszystkich atrakcji w Pai.
Ponieważ pierwszy wodospad nas nie zachwycił, jadąc do kolejnego nie spodziewaliśmy się wiele. I tu kolejne miłe zaskoczenie. Wodospad jest ładny, a że byliśmy tam jeszcze wcześnie rano, byliśmy sami, więc załapaliśmy się na klimat nie zaburzony wrzaskami gawiedzi. Pembok Waterfall załapuje się u nas na 2gie miejsce na "pudle".
Trzecie przyznajemy Świątyni na Wzgórzu, reszta to Disneyland stworzony sztucznie dla turystów i rozdmuchany przez okoliczne agencje turystyczne.
Po rozpoznaniu terenu stwierdzamy zgodnie, że wypada nam przyznać Tajom złoty medal w konkurencji stwarzania atrakcji turystycznych, tam gdzie ich nie ma. Najważniejszą atrakcją tego miejsca jest wieczna atmosfera wakacji, bo nie ma wokół nic tak naprawdę interesującego, głównie są tu niezliczone ilości resortów, z jeszcze większą ilością turystów. Przez cały czas naszego pobytu zastanawiamy się po co ludzie tu przyjeżdżają i jak się dowiedzieliśmy chodzi o .....magiczną atmosferę tego miejsca. Czy ona jest magiczna? Trudno powiedzieć, ale faktycznie coś w sobie ma, bo my zostaliśmy 8 dni.....
Więcej o naszych przygodach w Azji na http://rajscy.blogspot.com
Pai, to mała miejscowość na pólnocy Tajlandii, ok 200km od znanego i lubianego Chiang Mai i ok. 100 km od mało znanego, ale sympatycznego Mea Hong Son.
W przewodniku LP napisano, że Pai to drugie Khao San Road, czyli miejsce uwielbiane przez backpackersów. Rzeczywiście resortów turystycznych jest jak "mrówków". No i żeby turyści mieli co robić tysiące knajpek i atrakcji ulicznych.
Niedzielny market, który przypadł nam do gustu w Chang Mai tutaj mamy co dziennie. Są też uliczne występy dziecięce, zespoły muzyczne różnego typu oraz walki Muay Thai, czyli tajski boks.
Wszystko to dzieje się "na ulicy", człowiek spaceruje i raz przystanie przy tańczących, raz przy smakołykach albo zapatrzy się w niebo, żeby zobaczyć "światełka do nieba" puszczane przez turystów. Oprócz tego mamy market popołudniowy z warzywami, market poranny i jeszcze market środowy, wesołe miasteczko z karuzelami i pełno Watów w okolicy. Wszystko to rozsiane w różnych miejscach miasteczka.
Ponieważ mamy dużo czasu i znaleźliśmy piękne zaciszne miejsce, domek z łazienką i werandą za 170B (17zł), postanowiliśmy trochę tu pobyć...
Wypożyczyliśmy skuter (100B =10zł/dobę) po rozpoznaniu, co oferują lokalne biura podróży ruszyliśmy na zwiedzanie okolicy. Według ich ofert atrakcji mamy co nie miara, kilka wodospadów, łowienie lub karmienie ryb, mnóstwo Watów, jakaś jaskinia, ośrodki SPA, okoliczne wsie, przejażdżki na słoniach itd. Wybieramy kilka punktów z listy i ruszamy najpierw w północną część doliny Pai.
Pierwszy punkt programu, Wat Nam Hoo. Wat, jak wat, nic specjalnego w Tajlandii. Jedziemy dalej.
Drugi punkt, Chinese Village. Zbudowano tu nawet kawałek chińskiego muru, no bo czegóż nie robi się dla turystów. Jest chińska huśtawka (25B), kolorowe rybki w stawie, które można pokarmić (10B), punkt widokowy (20B), rowerowa riksza z którą można sobie zrobić zdjęcie (co łaska), "kuń" do jeżdżenia, kusze do strzelania i kilka innych nie rozpoznanych atrakcji. Jednym słowem Disneyland. Wszystko kolorowe i całkowicie sztuczne.
Trzeci punkt, wodospad Mhor Phaeng Waterfall, w ulotce, którą dostaliśmy określany jako jedna z głównych atrakcji Pai. No cóż, można posiedzieć w nieckach z chłodną wodą. I tyle.
Ostatnim punktem jest Wat Mae Yen, czyli świątynia na wzgórzu. I ta całkiem nam się podobała. Jest kolorowa, zadbana i ładnie usytuowana. Widok, który roztacza się z góry ponoć ściąga rzesze Tajlandczyków podczas zachodu słońca. Nie wyczekaliśmy do zachodu i może dlatego uznaliśmy go za ciekawy, ale nie zapierający dech w piersiach.
Tyle zgodnie z mapką lokalnych atrakcji. Ale po drodze zatrzymaliśmy się w jeszcze jednym miejscu, nie oznaczonym, który zaskoczył nas klimatem. Niby nic specjalnego, kilka "domków dla duchów", kilka świętych drzew i.... wrażenie, że jest tu coś jeszcze.
Czego się nie da sfotografować, ani nawet nazwać....
Drugiego dnia zrobiliśmy sobie wycieczkę w południową część doliny. Miały być tylko 3 atrakcje, więc obawialiśmy się, że będzie jeszcze słabiej niż wczoraj.
Najpierw Japoński most z drugiej wojny światowej. Most jak most, ale.... pierwsze co nas zdziwiło, to tabliczka znamionowa, American Steel 1930. Mnie uczono, że wojna zaczęła się w 1939r, a w Azji jeszcze później, ale w sumie, co ja tam wiem. No i jeszcze zdjęcia mostu z "tamtych czasów", które trochę nie przystają do obecnej konstrukcji. Ale powiecie, że się czepiam, więc dajmy temu spokój.
Drugi punkt, kanion. Spodziewaliśmy się znowu jakiejś dziury w ziemi a tu.... kanion. Całkowicie naturalny, może nie tak wielki jak ten w Colorado, ale zawsze.....
Kanion podobał nam się najbardziej z wszystkich atrakcji w Pai.
Ponieważ pierwszy wodospad nas nie zachwycił, jadąc do kolejnego nie spodziewaliśmy się wiele. I tu kolejne miłe zaskoczenie. Wodospad jest ładny, a że byliśmy tam jeszcze wcześnie rano, byliśmy sami, więc załapaliśmy się na klimat nie zaburzony wrzaskami gawiedzi. Pembok Waterfall załapuje się u nas na 2gie miejsce na "pudle".
Trzecie przyznajemy Świątyni na Wzgórzu, reszta to Disneyland stworzony sztucznie dla turystów i rozdmuchany przez okoliczne agencje turystyczne.
Po rozpoznaniu terenu stwierdzamy zgodnie, że wypada nam przyznać Tajom złoty medal w konkurencji stwarzania atrakcji turystycznych, tam gdzie ich nie ma. Najważniejszą atrakcją tego miejsca jest wieczna atmosfera wakacji, bo nie ma wokół nic tak naprawdę interesującego, głównie są tu niezliczone ilości resortów, z jeszcze większą ilością turystów. Przez cały czas naszego pobytu zastanawiamy się po co ludzie tu przyjeżdżają i jak się dowiedzieliśmy chodzi o .....magiczną atmosferę tego miejsca. Czy ona jest magiczna? Trudno powiedzieć, ale faktycznie coś w sobie ma, bo my zostaliśmy 8 dni.....
Więcej o naszych przygodach w Azji na http://rajscy.blogspot.com
Pai, to Disneyland. Sztucznie stworzona atrakcja turystyczna, ale stworzona na tyle dobrze, że jak się już przyjedzie, to trudno wyjechać.. Niby nic wielkiego, ale jest tanio, kolorowo i gwarno. I to działa. Nasz plan zakładał pobyt 3-dniowy, zostaliśmy 8 dni.......
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
tytuł | licznik | ocena | uwagi |
---|---|---|---|
Rajscy w Azji | 78 | Autorzy podróżują po Azji, mieszkają w Indiach i pracują w Bollywood. Opisują Indie, Tajlandię, Nepal i inne azjatyckie kraje, które odwiedzili. Znajdziecie tam wskazówki gdzie i jak jechać, a gdzie lepiej nie i co ciekawego możecie tam znaleźć. Są też |
Inne materiały
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.