Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
TAJLANDIA KAMBODŻA WIETNAM > TAJLANDIA, KAMBODżA, WIETNAM
Baki relacje z podróży
Dzień 1
Wyjeżdżamy z Biskupca.Mini autobusik ledwo nas mieści,ale dzięki temu jest ciepło.Potem temperatura rośnie bo płyny
wysokoenergetyczne promieniują kaloriami.Są i śpiewy (sto lat) bo to imieniny Basi.
Wreszcie Okęcie.Nowoczesność i nasze okno na świat.A w restauracji obsługa jak za dawnych pięknych lat 70-tych.
Ale oni zostają a my jedziemy do ciepłych okolic..Dobrze im tak.
Samolot-1/3 pusty, anektowane są wolne miejscai mamy jak w sypialnym.A płaciliśmy tylko za siedzące hi hi.Lot trwa
11 godz.Noc i chmury.Nad Indiamii widok na ośnieżone szczyty Himalajów.Piękne, łagdne,a jednocześnie wiesz że mordercze
i grożne,zimne.Pozory mylą.
Lądujem w Bangkoku,lotnisko puste-blokada dopiero co się skończyła.Nagle okazuje się że jest rok 2251.Bariera czasu
złamana.Przestrzeń też chyba inna.Wymieniamy wlutę i dostajemy bhaty.Szybkie wizy i do hotelu autostradą.Temperatura
umiarkowana jakieś 28*C. Wzdłóż drogi budowa nadziemnej kolei.Dojazd do hotelu "Palace" i jest jak w pałacu,bo
pełno służby.Po rozpakowaniu spacer w okolicy hotelu.Nozdrza chwytają czarujące zapachy Azji (głównie kuchni
tajskiej)Aromaty lekko łechcą podniebienie i budzą zaciekawienie smakiem.Widać "trochę" brudu i biedy ale wszyscy są
uśmiechnięci.Dziwna filozofia życia,ale może lepsz niż nasza .Panie poszły w stoiska jak konie na Służewcu. Szał.
Ilości towarów przekraczają wobrażnię.Potem kolacja w knajpie. Ceny jak u nas.Zamawiamy to co rozumiemy.
Bez ryzyka.Powrót do hotelu i kawa przy basenie-jak w filmie.Są tacy co się kąpią a to już 22godz.
Uwaga:nie głaskać dzieci po głowie bo to święte miejsce.Witamy się ukłonem nie podajemy rąk.
Dzień 2
Uwaga:stopy są nieczyste-obrażają ludzi nie wystwiaj ich do drugiej osoby.
domki dla duchów są wszędzie-biura domy pojazdy.Duchów się nie kusi-bo to powoduje pecha.
Zyj z nimi w zgodzie.Lepiej tego nie sprawdzać.
Idziemy na targ kwiatowy.Różnorodność barw i kształtów ogromna,ale ilość nas nie powala.Lazimy ulicami uważając na
tuk-tuki,taksówki z pełną klimatyzacą.Jest też nowość-taxi motocyklowe.
Pierwsza świątynia WAT PO z leżącym Buddą-47 m dł i 16m wys.
Potem wchodzimy do kompleksu pałacu królewskiego.Widać bogactwo pałaców , swiątyń i stup(a lud z biedy płakał
i cieszył się że król ma dobrze) jak u nas.
Oglądamy szmaragdowego Buddę z jadelitu,biblioteki,grobowce(stupy).Przepych.Wszyscy się uśmiechają-buddyzm
radosny stworzył kraj uśmiechniętych ludzi,którzy bazują na eposie narodowym "ramakienie"
Obiad na statku, a potem jazda łodziami po rzece Chao-Praya.Bangkok to Wenecja wschodu. Rzeka i kanały są
trochębrudne,ale ludziom tam żyje się radośnie. Przejeżdżamy obok świątyni zwierząt(ale ryby).
Potem świątynia z terakoty WAT ARUN(świtu)86m wys.Kolacja i wieczór w teatrze tańca.Muzyka wprowadza w dziwny stan
duszę. Jedzenie prawie tajskie ale pod turystów. Wdrodze powrotnej większość korzysta z Patpongu-dzielnicy uciech cielesnych.
Intelekt tam nie potrzebny.Oprócz uciech były horrory,oszustwa i prawie western.Kult pieniądza zwycięża buddyzm.
A oprócz tego mają kult Ramy IX-króla.Wszędzie jego zdjęcia pomniki,flagi.On też kocha naród(grał jazz,budował drogi,szkoły
szpitale,i in.) Teraz choruje.
Dzień 3
Jedziemy na targ wodny-40km od Bangkoku.Po drodze ferma kokosowa-cudeńka z kokosów.I superniespodzianka-zdjęcia
a po 15min. masz talerzyk z podobizną i kmpletujesz serwis dla potomnych.
Na targu jazda po kanałach szybkimi łódkami.Na wodzie jest wszystko:sklepy jedzenie .Tłum ludzi i łódek.
Targujesz się o wszystko.Aż do bólu bo ostateczna cena to tajemnica.
Wracając ,zajeżdżamypod najwyższą stupę 120m wys.
A potem fabryka jubilerska-szmaragdy i inne cudeńka.
Na zakończenie świątynia marmurowa(w remoncie),styl trochę europejski.Na dziedzińcu Dzisiątki wizerunków Buddy.
W środku drzewko z darami czego tam nie było.
Powrót do hotelu.Wszędzie salony masażu i masażystki.Prawdziwe.
Boks tajski w tv -oprócz rąk używająkolan i nóg.A tłuką się nieżle.
Wieczorem wjazd na wieżę 309m wys i widok z góry.Ruchome świetlne mrowisko.Jest ich 13-15mln,prawie
pół Polski.
Dzień 4
Rano pobudka i jazda.Koło 8ej wizyta w szkole.Budynki,plac apelowy,apel ,jednolite stroje.Porządek,czysto.Spiewają hymny.
Miłość do ojczyzny ,króla.Spóżnieni sprzątają.Potem do granicy z Królestwem Kambodży.A tam inny świat.
Cofamy się kilkadziesiąt lat wstecz.Bagażowi przewożą walizki.Kolejka na przejściu i wreszcie druga strona.
Autobus trochę historyczny.A droga bita ale przejezdna(w odbudowie)120km jedziemy 5godz.
Nowa cywilizacja "Czerwonych Khmerów" niszczyła wszystko.A naród przetrwał.Dwie stacje benzynowe po drodze
jak u nas w latach 60tych a reszta to stacje butelkowe.Zaradność ludzi ogromna.Wzrasta liczba rowerów i motorków.
Restauracja dla turystów z toaletą fizjologiczną(kucamy)i oryginalną-grzebień na sznurku,polewaczki do spłukiwania.
Kwiat lotosu jest wszędzie(każde bajorko i bagno)A oni w tym jeszcze łowią ryby.(głód zabił ok 300tys osób.
Dojeżdżamy do Siaem Raep.Od roku mają światło w nocy.Miasto nowe i piękne jak u nas albo bardziej.
Nocleg w pensjonacie Passagio-Boutiqe Hotel.Widać wpływy kultury francuskiej.Mamy nową wlutę riel.Wieczorem
smakowanie napojów nad basenem.Temp.32*C palmy,upały.
Dzień 5
Swiątynie,świątynie..... jest ich w okolicy 200.Budowane w latach 800-1450.Mieszkańców było 1,5mln.Ale natura
wygrywa.Nawet kamienie płaczą pękając.Handel kwitnie. Dzieci są natarczywe ale nie agresywne.
Hasło "one dollar madame"słychać dokoła.Klient to towar,dbają jak mogą,starają się i ciągle uśmiechy.
Nawet ryż w polu jest radosny.Można jechać słoniem a zachód słońca bywa piękny.Kolacja w knajpie.
Pierwsza ofiaara -omdlała najmłodsza gwiazda wycieczki.A potem wieczór nad basenem.
Dzień 6
Jedziem do pływającej wioski na jeziorze Tonle Sap. Przy drodze restauracje na palach,łowisz w wodzie ryby i zaraz je zjadasz.
Tylko woda znika. A woda to rytm życia.Ze zmianą poziomu wody zmienia się lokalizacja wioski.Obok góra Khmerów ,tu się bronili długo.
A potem stateczek i jezioro.Ludzie żyją i umierają na wodzie.Dbają o piękno(kwiaty) i wykształcenie(wszędzie telewizja).Ale uśmiechają
się i są szczęśliwi.Ląd ich nie pociąga.Sklep też przypływa.Są stocznie ,hodowle i kościół.Nie chcą się uczyć ,nikt ich nie policzył.
Przy brzegu stadko dzieci chwyta każdy datek ,tu pjawia się agresja ale i uśmiechy.A nasze dzieci mają wszystko i nie cieszą się.
Może chore.
Nowa świątynia w mieście-hołd pomordowanym,zebrane czaszki z pół śmierci.
A potm Swiątynia kobiet,odwróconego ciała i inne.
Budda to nie bóg, to człowiek
Buddyzm to nie wiara to sposób życia.
W drodze powrotnej muzeum min.Z 11mln min zostało 3-4mln.Są i plskie miny a jakże.
Kolacja w pizzerii.Po cholerę tłuc się tyle kilometrów aby zjeść pizzę.
Dzień 7
jedziemy do Phnom penh(Perła wschodu)-2mln ludzi.Jest asfalt.Dużo szkół.Uczniowie bia lo-granatowi.Rowery i skutery.
Prądu nie ma ale telewizja króluje ,wsie liche..
Postoj na przekąskę:szarańcza tarantule pędraki duriany i inne frykasy aż ślinka cieknie.
Wjazd do stolicy.Mrowie jednośladów,dzięki temu są szczupli i zdrowi.
Zwiedzamy Pałac Królewski z salą tronową i srebrną pagodą(Francuzi ukradli 4 tony srebra)-tobyło po chrześcijańsku.
Ale Buddy z kryształami i diamentami(10 tys diamentów) nie ukradli.Za to dostawili pawilon wystawowy pasujący tam architektonicznie
jak pięść do nosa..
Potem pomnik Niepodległości z 1953r(wąż Naga)
Swiątynia babci Penh na wzgórzu z 1372r.
Na koniec-Tuol Sleng- dawna szkoła dla dziewcząt a potem więzienie..Nikt go nie przeżył.Złapano 7 obsugujących.
Ludzie ludziom zgotowali ten los
Armia to były dzieci i numery.
Hotel w centrum.Apartament.Obok sklep.Towary jak u nas i jest "polska wyborowa"nawet tańsza niż w Polsce hi hi.
Dzień 8
Jedziemy do Sajgonu(Paryż wschodu),tam jest nawt 12-15% chrześcijan.
Najpierw promem przez Mekong.Ciasno ale bezpiecznie.Handel kwitnie. Nie chcą budować mostu.
Granica-budynek nawet ładny i ruchome kantory wymiany walut.Kupujemy dongi. U nich zima opatuleni są od stóp do głów.
Po drodze świątynia KAO DAI-zebrali co najlepsze z kilku religii i stworzyli nową. Jest ich 10mln na świecie.
Kto pcha świat na przód,ci co szukają nowego,czy ci co trwają w zastanym.
Ale jest cukierkowo i kolorowo.
Mijamy plantacje kauczuku-wypiera je syntetyczny.
Potem jedziemy do Cu Chi-200km podziemnych tuneli.Wietnamczycy stworzyli tam podziemne państwo.Było wszystko:
szpitale kuchnie,pracownie i malutkie tuneliki.A kolos amerykański nie dał im rady.
I wreszcie Sajgon,obecnie Ho HI Minh-8mln ludzi i tyleż skuterków.Morze skuterków,są jak szarańcza.Chary. Świateł
niewiele a jeżdżą w uporządkowanym haosie.Tylko buddyści tak potrafą.Miasto rozświetlone i wreszcie"Chancery
Hotel".Apartament tylko problem ze światłem.A wieczorem handel na targu.Kupno koszulek ,zegarków i piwo w ulicznej
knajpie z zapachami kuchennymi.Wizyta w sklepie waskim jak kicha-słynne 4metry fasady.Potem kolacja w hotelu
i to też była kicha.
Dzień 9
Zwiedzanie Sajgonu-architektura francuska.Ratusz i opera a obok restauracja szpiegów.Poczta główna a obok
katedra Notre Damme(cegła z Marsylii, witraże z Chartres).Niektórzy noszą ciężary wietnamskie,waży
to sporo i spróbuj z tym iść.Jednak oni są sprytni i robotni.
Potem kolorowa chińska pagoda.Kadzidła ofiarne pod sufitem,przy datkach budzimy bóstwo gongiem.
Musi cię zauważyć.
Kolejna świątynia taoistyczna-malutka ale pełna uroku. Akurat trwają modły.Kadzidła i muzyka i śpiew.
Daje to niesamowity nastój aż do zauroczenia.W tym coś jest.Oddech innego świata.
Rzeczywisość ucieka.Dusza ulatuje.A obok w nawie głaszczemy kolana bogiń płodności.To dlatego oni
tak się mnożą.
Lunch nad rzeką Sajgon-dekoracje zimowe:bałwanki,palmy ,bombki,świeczki
Potem fabryka laki-warunki pracy jak w XIXw. a efekt piękne wyroby.Prości ludzie tworzą piękno
uchwycone w chwilę.Jest w tym urok i delikatność Azji.A także trud ipot.Kontrasty,kontrasty.
Ale i tak się uśmiechają.
Przelatujemy do Hajfongu-północ kraju.Miasto smutne,ciemne jak wymarłe ale 20 lat temu było mocno
zburzone.Hotel ładnie udekorowany bo dla turystów.Piwo w barku.Zimno +10*C.
Dzień 10
Wyjazd do zatoki Ha Long-z 1600 wyspami.Wizyta w Niebiańskiej Grocie-orgia kształtów i światła.
Czy natura tworzy doskonalsze formy niż człowiek?Tylko jej trzeba więcej czasu bo ona nie przemija.
A i takswego dokona.Wyspy są wszędzie-różnej wielkości i kształtów.Na statku handel perłami.
Siła pieniądza wygrywa z siłami natury.
Potem jazda do Hanoi-3,5mln mieszkańców.Stajemy przy jeziorze Hoan Kiem,a następnie
szaleńcza jazda rikszą w tłoku i tumulcie.Jeżdzimy starym miastem,uliczkami cechów.Po rikszach
teatrzyk wodnych kukiełek.Wreszcie kolacja w kiszkowatej restauracji z kelnerką hau-hau,miau-miau.
Próby jedzenia pałeczkami.Nocleg w hotelu Golden Key.Miasto wymiera-po 23ej nie wolno im bywać
w lokalach.Tylko turyści mogą.Ot i socjalizm!!!
Dzień 11
Zimno +12*C.Oni w kurtkach opatuleni.Mauzoleum Ho Hi Minha-szczyt architektury socjalistycznej.
Potem rezydencja w pałacu gubernatora francuskiego i wiejski domek,w którym wolał być bo to był
prosty człowiek i kochał ludzi.Wszędzie flagi rewolucji.Znajomy widok.
Najstarsza pagoda na jednym palu z 1049r.
Na koniec świątynia literatury z 1070r. dawny uniwersytet konfucjański.Żółwie mądrości-
głaszczemy ich głowy tylko czy to coś da.Inna kultura i spojrzenie na świat.
My wyłaziliśmy z lasu a oni już się kształcili.
Szybko na lotnisko,lot do Bangkoku i jedziemy do Pattayi-Hotel Sea Breeze.
Degustacja napoj€w przy basenie hotelowym.
Dzień 12
Jedziemy motorówką na wyspę aby plażować i kąpać się w słońcu.Rzucało nieżle.A na plaży
handel donosicielski,kupisz wszystko.Obiad i kot w chłodziarce.Żywy.Wieczorem łażenie po Pattayi
Kolejny szał zakupów..Feria świateł bo nasze święta blisko.Zwiedziliśmy marinę tyko po co?
Powrót do hotelu tuk-tukiem.Spotykamy Polaka rezydenta.Film się urywa.
Dzień 13
Odpoczywamy ,temp ok. 40*C,szukamy cienia.Na plaży leżak przy leżaku i sklepy obnośne.
Wieczorem dalszy ciąg zakupów.Wizyta w dzielnicy uciech-wszędzie to samo.
Ale ulice tętnią życim.Turyści,naganiacze i stada małych piękności.Wieczorem pakowanie
żeby zabrać wszystko a i tak coś zostało.
Dzień 14
Bangkok i odlot.Samolot w części pusty.
Warszawa-snieg i zimno a jeszcze 11 godzin temu......
Nie widać dekoracji świątecznych a nasze święta blisko.
I ludzie jakoś się nie uśmiechają.Który świat jest inny?
No iwróciliśmy do 2008 roku. O całe 550 lat wstecz.
Wyjeżdżamy z Biskupca.Mini autobusik ledwo nas mieści,ale dzięki temu jest ciepło.Potem temperatura rośnie bo płyny
wysokoenergetyczne promieniują kaloriami.Są i śpiewy (sto lat) bo to imieniny Basi.
Wreszcie Okęcie.Nowoczesność i nasze okno na świat.A w restauracji obsługa jak za dawnych pięknych lat 70-tych.
Ale oni zostają a my jedziemy do ciepłych okolic..Dobrze im tak.
Samolot-1/3 pusty, anektowane są wolne miejscai mamy jak w sypialnym.A płaciliśmy tylko za siedzące hi hi.Lot trwa
11 godz.Noc i chmury.Nad Indiamii widok na ośnieżone szczyty Himalajów.Piękne, łagdne,a jednocześnie wiesz że mordercze
i grożne,zimne.Pozory mylą.
Lądujem w Bangkoku,lotnisko puste-blokada dopiero co się skończyła.Nagle okazuje się że jest rok 2251.Bariera czasu
złamana.Przestrzeń też chyba inna.Wymieniamy wlutę i dostajemy bhaty.Szybkie wizy i do hotelu autostradą.Temperatura
umiarkowana jakieś 28*C. Wzdłóż drogi budowa nadziemnej kolei.Dojazd do hotelu "Palace" i jest jak w pałacu,bo
pełno służby.Po rozpakowaniu spacer w okolicy hotelu.Nozdrza chwytają czarujące zapachy Azji (głównie kuchni
tajskiej)Aromaty lekko łechcą podniebienie i budzą zaciekawienie smakiem.Widać "trochę" brudu i biedy ale wszyscy są
uśmiechnięci.Dziwna filozofia życia,ale może lepsz niż nasza .Panie poszły w stoiska jak konie na Służewcu. Szał.
Ilości towarów przekraczają wobrażnię.Potem kolacja w knajpie. Ceny jak u nas.Zamawiamy to co rozumiemy.
Bez ryzyka.Powrót do hotelu i kawa przy basenie-jak w filmie.Są tacy co się kąpią a to już 22godz.
Uwaga:nie głaskać dzieci po głowie bo to święte miejsce.Witamy się ukłonem nie podajemy rąk.
Dzień 2
Uwaga:stopy są nieczyste-obrażają ludzi nie wystwiaj ich do drugiej osoby.
domki dla duchów są wszędzie-biura domy pojazdy.Duchów się nie kusi-bo to powoduje pecha.
Zyj z nimi w zgodzie.Lepiej tego nie sprawdzać.
Idziemy na targ kwiatowy.Różnorodność barw i kształtów ogromna,ale ilość nas nie powala.Lazimy ulicami uważając na
tuk-tuki,taksówki z pełną klimatyzacą.Jest też nowość-taxi motocyklowe.
Pierwsza świątynia WAT PO z leżącym Buddą-47 m dł i 16m wys.
Potem wchodzimy do kompleksu pałacu królewskiego.Widać bogactwo pałaców , swiątyń i stup(a lud z biedy płakał
i cieszył się że król ma dobrze) jak u nas.
Oglądamy szmaragdowego Buddę z jadelitu,biblioteki,grobowce(stupy).Przepych.Wszyscy się uśmiechają-buddyzm
radosny stworzył kraj uśmiechniętych ludzi,którzy bazują na eposie narodowym "ramakienie"
Obiad na statku, a potem jazda łodziami po rzece Chao-Praya.Bangkok to Wenecja wschodu. Rzeka i kanały są
trochębrudne,ale ludziom tam żyje się radośnie. Przejeżdżamy obok świątyni zwierząt(ale ryby).
Potem świątynia z terakoty WAT ARUN(świtu)86m wys.Kolacja i wieczór w teatrze tańca.Muzyka wprowadza w dziwny stan
duszę. Jedzenie prawie tajskie ale pod turystów. Wdrodze powrotnej większość korzysta z Patpongu-dzielnicy uciech cielesnych.
Intelekt tam nie potrzebny.Oprócz uciech były horrory,oszustwa i prawie western.Kult pieniądza zwycięża buddyzm.
A oprócz tego mają kult Ramy IX-króla.Wszędzie jego zdjęcia pomniki,flagi.On też kocha naród(grał jazz,budował drogi,szkoły
szpitale,i in.) Teraz choruje.
Dzień 3
Jedziemy na targ wodny-40km od Bangkoku.Po drodze ferma kokosowa-cudeńka z kokosów.I superniespodzianka-zdjęcia
a po 15min. masz talerzyk z podobizną i kmpletujesz serwis dla potomnych.
Na targu jazda po kanałach szybkimi łódkami.Na wodzie jest wszystko:sklepy jedzenie .Tłum ludzi i łódek.
Targujesz się o wszystko.Aż do bólu bo ostateczna cena to tajemnica.
Wracając ,zajeżdżamypod najwyższą stupę 120m wys.
A potem fabryka jubilerska-szmaragdy i inne cudeńka.
Na zakończenie świątynia marmurowa(w remoncie),styl trochę europejski.Na dziedzińcu Dzisiątki wizerunków Buddy.
W środku drzewko z darami czego tam nie było.
Powrót do hotelu.Wszędzie salony masażu i masażystki.Prawdziwe.
Boks tajski w tv -oprócz rąk używająkolan i nóg.A tłuką się nieżle.
Wieczorem wjazd na wieżę 309m wys i widok z góry.Ruchome świetlne mrowisko.Jest ich 13-15mln,prawie
pół Polski.
Dzień 4
Rano pobudka i jazda.Koło 8ej wizyta w szkole.Budynki,plac apelowy,apel ,jednolite stroje.Porządek,czysto.Spiewają hymny.
Miłość do ojczyzny ,króla.Spóżnieni sprzątają.Potem do granicy z Królestwem Kambodży.A tam inny świat.
Cofamy się kilkadziesiąt lat wstecz.Bagażowi przewożą walizki.Kolejka na przejściu i wreszcie druga strona.
Autobus trochę historyczny.A droga bita ale przejezdna(w odbudowie)120km jedziemy 5godz.
Nowa cywilizacja "Czerwonych Khmerów" niszczyła wszystko.A naród przetrwał.Dwie stacje benzynowe po drodze
jak u nas w latach 60tych a reszta to stacje butelkowe.Zaradność ludzi ogromna.Wzrasta liczba rowerów i motorków.
Restauracja dla turystów z toaletą fizjologiczną(kucamy)i oryginalną-grzebień na sznurku,polewaczki do spłukiwania.
Kwiat lotosu jest wszędzie(każde bajorko i bagno)A oni w tym jeszcze łowią ryby.(głód zabił ok 300tys osób.
Dojeżdżamy do Siaem Raep.Od roku mają światło w nocy.Miasto nowe i piękne jak u nas albo bardziej.
Nocleg w pensjonacie Passagio-Boutiqe Hotel.Widać wpływy kultury francuskiej.Mamy nową wlutę riel.Wieczorem
smakowanie napojów nad basenem.Temp.32*C palmy,upały.
Dzień 5
Swiątynie,świątynie..... jest ich w okolicy 200.Budowane w latach 800-1450.Mieszkańców było 1,5mln.Ale natura
wygrywa.Nawet kamienie płaczą pękając.Handel kwitnie. Dzieci są natarczywe ale nie agresywne.
Hasło "one dollar madame"słychać dokoła.Klient to towar,dbają jak mogą,starają się i ciągle uśmiechy.
Nawet ryż w polu jest radosny.Można jechać słoniem a zachód słońca bywa piękny.Kolacja w knajpie.
Pierwsza ofiaara -omdlała najmłodsza gwiazda wycieczki.A potem wieczór nad basenem.
Dzień 6
Jedziem do pływającej wioski na jeziorze Tonle Sap. Przy drodze restauracje na palach,łowisz w wodzie ryby i zaraz je zjadasz.
Tylko woda znika. A woda to rytm życia.Ze zmianą poziomu wody zmienia się lokalizacja wioski.Obok góra Khmerów ,tu się bronili długo.
A potem stateczek i jezioro.Ludzie żyją i umierają na wodzie.Dbają o piękno(kwiaty) i wykształcenie(wszędzie telewizja).Ale uśmiechają
się i są szczęśliwi.Ląd ich nie pociąga.Sklep też przypływa.Są stocznie ,hodowle i kościół.Nie chcą się uczyć ,nikt ich nie policzył.
Przy brzegu stadko dzieci chwyta każdy datek ,tu pjawia się agresja ale i uśmiechy.A nasze dzieci mają wszystko i nie cieszą się.
Może chore.
Nowa świątynia w mieście-hołd pomordowanym,zebrane czaszki z pół śmierci.
A potm Swiątynia kobiet,odwróconego ciała i inne.
Budda to nie bóg, to człowiek
Buddyzm to nie wiara to sposób życia.
W drodze powrotnej muzeum min.Z 11mln min zostało 3-4mln.Są i plskie miny a jakże.
Kolacja w pizzerii.Po cholerę tłuc się tyle kilometrów aby zjeść pizzę.
Dzień 7
jedziemy do Phnom penh(Perła wschodu)-2mln ludzi.Jest asfalt.Dużo szkół.Uczniowie bia lo-granatowi.Rowery i skutery.
Prądu nie ma ale telewizja króluje ,wsie liche..
Postoj na przekąskę:szarańcza tarantule pędraki duriany i inne frykasy aż ślinka cieknie.
Wjazd do stolicy.Mrowie jednośladów,dzięki temu są szczupli i zdrowi.
Zwiedzamy Pałac Królewski z salą tronową i srebrną pagodą(Francuzi ukradli 4 tony srebra)-tobyło po chrześcijańsku.
Ale Buddy z kryształami i diamentami(10 tys diamentów) nie ukradli.Za to dostawili pawilon wystawowy pasujący tam architektonicznie
jak pięść do nosa..
Potem pomnik Niepodległości z 1953r(wąż Naga)
Swiątynia babci Penh na wzgórzu z 1372r.
Na koniec-Tuol Sleng- dawna szkoła dla dziewcząt a potem więzienie..Nikt go nie przeżył.Złapano 7 obsugujących.
Ludzie ludziom zgotowali ten los
Armia to były dzieci i numery.
Hotel w centrum.Apartament.Obok sklep.Towary jak u nas i jest "polska wyborowa"nawet tańsza niż w Polsce hi hi.
Dzień 8
Jedziemy do Sajgonu(Paryż wschodu),tam jest nawt 12-15% chrześcijan.
Najpierw promem przez Mekong.Ciasno ale bezpiecznie.Handel kwitnie. Nie chcą budować mostu.
Granica-budynek nawet ładny i ruchome kantory wymiany walut.Kupujemy dongi. U nich zima opatuleni są od stóp do głów.
Po drodze świątynia KAO DAI-zebrali co najlepsze z kilku religii i stworzyli nową. Jest ich 10mln na świecie.
Kto pcha świat na przód,ci co szukają nowego,czy ci co trwają w zastanym.
Ale jest cukierkowo i kolorowo.
Mijamy plantacje kauczuku-wypiera je syntetyczny.
Potem jedziemy do Cu Chi-200km podziemnych tuneli.Wietnamczycy stworzyli tam podziemne państwo.Było wszystko:
szpitale kuchnie,pracownie i malutkie tuneliki.A kolos amerykański nie dał im rady.
I wreszcie Sajgon,obecnie Ho HI Minh-8mln ludzi i tyleż skuterków.Morze skuterków,są jak szarańcza.Chary. Świateł
niewiele a jeżdżą w uporządkowanym haosie.Tylko buddyści tak potrafą.Miasto rozświetlone i wreszcie"Chancery
Hotel".Apartament tylko problem ze światłem.A wieczorem handel na targu.Kupno koszulek ,zegarków i piwo w ulicznej
knajpie z zapachami kuchennymi.Wizyta w sklepie waskim jak kicha-słynne 4metry fasady.Potem kolacja w hotelu
i to też była kicha.
Dzień 9
Zwiedzanie Sajgonu-architektura francuska.Ratusz i opera a obok restauracja szpiegów.Poczta główna a obok
katedra Notre Damme(cegła z Marsylii, witraże z Chartres).Niektórzy noszą ciężary wietnamskie,waży
to sporo i spróbuj z tym iść.Jednak oni są sprytni i robotni.
Potem kolorowa chińska pagoda.Kadzidła ofiarne pod sufitem,przy datkach budzimy bóstwo gongiem.
Musi cię zauważyć.
Kolejna świątynia taoistyczna-malutka ale pełna uroku. Akurat trwają modły.Kadzidła i muzyka i śpiew.
Daje to niesamowity nastój aż do zauroczenia.W tym coś jest.Oddech innego świata.
Rzeczywisość ucieka.Dusza ulatuje.A obok w nawie głaszczemy kolana bogiń płodności.To dlatego oni
tak się mnożą.
Lunch nad rzeką Sajgon-dekoracje zimowe:bałwanki,palmy ,bombki,świeczki
Potem fabryka laki-warunki pracy jak w XIXw. a efekt piękne wyroby.Prości ludzie tworzą piękno
uchwycone w chwilę.Jest w tym urok i delikatność Azji.A także trud ipot.Kontrasty,kontrasty.
Ale i tak się uśmiechają.
Przelatujemy do Hajfongu-północ kraju.Miasto smutne,ciemne jak wymarłe ale 20 lat temu było mocno
zburzone.Hotel ładnie udekorowany bo dla turystów.Piwo w barku.Zimno +10*C.
Dzień 10
Wyjazd do zatoki Ha Long-z 1600 wyspami.Wizyta w Niebiańskiej Grocie-orgia kształtów i światła.
Czy natura tworzy doskonalsze formy niż człowiek?Tylko jej trzeba więcej czasu bo ona nie przemija.
A i takswego dokona.Wyspy są wszędzie-różnej wielkości i kształtów.Na statku handel perłami.
Siła pieniądza wygrywa z siłami natury.
Potem jazda do Hanoi-3,5mln mieszkańców.Stajemy przy jeziorze Hoan Kiem,a następnie
szaleńcza jazda rikszą w tłoku i tumulcie.Jeżdzimy starym miastem,uliczkami cechów.Po rikszach
teatrzyk wodnych kukiełek.Wreszcie kolacja w kiszkowatej restauracji z kelnerką hau-hau,miau-miau.
Próby jedzenia pałeczkami.Nocleg w hotelu Golden Key.Miasto wymiera-po 23ej nie wolno im bywać
w lokalach.Tylko turyści mogą.Ot i socjalizm!!!
Dzień 11
Zimno +12*C.Oni w kurtkach opatuleni.Mauzoleum Ho Hi Minha-szczyt architektury socjalistycznej.
Potem rezydencja w pałacu gubernatora francuskiego i wiejski domek,w którym wolał być bo to był
prosty człowiek i kochał ludzi.Wszędzie flagi rewolucji.Znajomy widok.
Najstarsza pagoda na jednym palu z 1049r.
Na koniec świątynia literatury z 1070r. dawny uniwersytet konfucjański.Żółwie mądrości-
głaszczemy ich głowy tylko czy to coś da.Inna kultura i spojrzenie na świat.
My wyłaziliśmy z lasu a oni już się kształcili.
Szybko na lotnisko,lot do Bangkoku i jedziemy do Pattayi-Hotel Sea Breeze.
Degustacja napoj€w przy basenie hotelowym.
Dzień 12
Jedziemy motorówką na wyspę aby plażować i kąpać się w słońcu.Rzucało nieżle.A na plaży
handel donosicielski,kupisz wszystko.Obiad i kot w chłodziarce.Żywy.Wieczorem łażenie po Pattayi
Kolejny szał zakupów..Feria świateł bo nasze święta blisko.Zwiedziliśmy marinę tyko po co?
Powrót do hotelu tuk-tukiem.Spotykamy Polaka rezydenta.Film się urywa.
Dzień 13
Odpoczywamy ,temp ok. 40*C,szukamy cienia.Na plaży leżak przy leżaku i sklepy obnośne.
Wieczorem dalszy ciąg zakupów.Wizyta w dzielnicy uciech-wszędzie to samo.
Ale ulice tętnią życim.Turyści,naganiacze i stada małych piękności.Wieczorem pakowanie
żeby zabrać wszystko a i tak coś zostało.
Dzień 14
Bangkok i odlot.Samolot w części pusty.
Warszawa-snieg i zimno a jeszcze 11 godzin temu......
Nie widać dekoracji świątecznych a nasze święta blisko.
I ludzie jakoś się nie uśmiechają.Który świat jest inny?
No iwróciliśmy do 2008 roku. O całe 550 lat wstecz.
Dodane komentarze
AliceL 2017-02-24 15:40:04
Szukam i szukam inspiracji, i najfajniejszej relacji z Wietnamu. I przeczytałąm to : "Panie poszły w stoiska jak konie na Służewcu. Szał.". Relacja, jak relacja, ale skróty myślowe i ubranie sytuacji w słowa SUPER! Bardzo fajnie piszesz. Aż się mordka sama uśmiecha ;)Przydatne adresy
Brak adresów do wyświetlenia.
Inne materiały
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.