Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
Grecja - Santorini > GRECJA



Podróż promem z portu w Pireusie na Santorini zajęła nam 8 godzin. Santorini jest najbardziej na południe wysuniętą wyspą archipelagu Cyklad. Nazwa Cyklady wywodzi się od kręgu jaki wyspy zakreślają wokół świętego Delos, miejsca urodzin Apollina i Artemidy. W starożytności wyspa była nazywana Thira. Nazwa Santorini została nadana wyspie przez Wenecjan, który zastali na niej kościółek świętej Ireny, męczennicy kościoła z czasów cesarza Dioklecjana.
Bardzo ciekawa jest historia powstania wyspy. To wulkan zrodził dzisiejszy Santorini. Współczesny wygląd wyspy jest rezultatem jednej z największych erupcji wulkanicznych w historii świata. Nastąpiła ona około 1628 roku przed naszą erą. Przed wybuchem kaldera tworzyła prawie zamknięty pierścień. Wybuch wyrzucił na wysokość trzydziestu pięciu kilometrów około 55 kilometrów sześciennych materiału wulkanicznego. Fala tsunami miała podobno 105 metrów wysokości i dotarła do oddalonej o ponad sto kilometrów Krety, niszcząc Knosos i stając się początkiem zagłady kultury minojskiej.Obecnie Santorini ma kształt półkola o wysokim klifowym brzegu po stronie zachodniej oraz łagodnie schodzącym do morza po stronie wschodniej, gdzie znajdują się plaże. Na szczycie klifu są umiejscowione główne miasta: stolica wyspy Thira (Fira) oraz Oia. Na zachód od Thiry znajdują się małe wysepki: Nea Kameni, Palia Kameni oraz Thirasia. Wysepki te powstały wskutek późniejszych wybuchów wulkanu. Palia Kameni czyli (Stara Spalona) pojawiła się w drugim wieku przed naszą erą, zmieniając swój kształt w kolejnych erupcjach. Nea Kameni (Nowa Spalona) wynurzyła się po raz pierwszy dwudziestego trzeciego maja 1707 roku ale formowała się przez następne cztery lata. Wyspa rosła dosłownie na oczach mieszkańców, sięgając w końcu wysokości 106 metrów nad poziomem morza. Ostatnie ''dodatki'' pochodzą ze stycznia 1951roku.
Po opuszczeniu promu zostaliśmy otoczeni przez właścicieli pensjonatów i hoteli oferujących swoje usługi. Ponieważ nie mieliśmy żadnej rezerwacji wybraliśmy losowo hotel Leta, położony w centrum Thiry. Wybór okazał się strzałem w dziesiątkę. Hotel mieści się w starym budynku o tradycyjnej greckiej architekturze, z dużym patio pośrodku. Na patio znajduje się niewielki basen otoczony ozdobnymi drzewami w donicach i leżakami. Nasz pokój był położony na poziomie basenu. Na wyposażeniu pokoju była klimatyzacja, lodówka oraz oczywiście łazienka. Ponadto mieliśmy taras wychodzący na patio. W cenę było wyliczone śniadanie typu bufet oraz transport w dniu wyjazdu do portu promowego, oddalonego o ponad 10 kilometrów od Thiry. Całkowity koszt to 105 euro za 3 doby.
Zaraz po zameldowaniu skorzystaliśmy z propozycji właściciela i wykupiliśmy, za 19 euro od osoby, całodniowy rejs po kalderze. W programie wycieczki była przewidziana wizyta na wyspie Vulcanos (lokalna nazwa Nei Kameni), kąpiel w źródłach termalnych na Pali Kameni, postój na Thirasii oraz podpłynięcie do portu w Oia.
Na obiad wybraliśmy tawernę znajdującą się obok naszego hotelu. Prowadził ją starszy Grek ''gawędziarz''. Gdy tylko przyniósł zamówione dania oraz lokalne domowe wino, został przy naszym stoliku i długo opowiadał o życiu na Santorini, charakterystycznej dla tego regionu odmianie winorośli i swojej rodzinie.
Po obiedzie wyruszyliśmy na podziwianie pięknych widoków, z których słynie Thira. Ścieżką widokową biegnącą wzdłuż krawędzi klifu przeszliśmy około sześciu kilometrów w kierunku Oia, docierając do jakiejś wioski. Stamtąd wróciliśmy do Thiry autobusem. Rzeczywiście stwierdzenie brytyjskiego pisarza Lawrence'a Durrella: ''Tutejsze widoki i zachody słońca czynią poetów bezrobotnymi'' jest jak najbardziej prawdziwe. Cały wieczór spędziliśmy, spacerując po wąskich uliczkach i zaułkach Thiry.
Rano, po śniadaniu zjechaliśmy za 4 euro (od osoby) kolejką linową do starego portu. Port Ormos jest położony ponad 200 metrów poniżej Thiry. Z miasta można się tam dostać na trzy sposoby: zjechać kolejką linową, zejść po 589 ponumerowanych stopniach lub zjechać, za 5 euro, na grzbiecie osła. Obecnie port obsługuje statki turystyczne oraz łodzie dowożące turystów z licznych wycieczkowych cruisów cumujących w zatoce. Podczas naszej bytności na redzie stały dwa cruisy a liczne łodzie bez przerwy dowoziły do portu spragnionych pięknych widoków turystów, którzy od razu ustawiali się w gigantycznej kolejce do wjazdu. Ciekawe było to, że nikt nie decydował się na wejście pieszo a tylko nieliczni dosiadali osiołków. Na terenie portu znajdują się sklepy i kawiarnie oraz kilka agencji turystycznych, oferujących wycieczki po kalderze. Można było także za 120 euro wynająć prywatną łódkę do Oia.
Nasz statek odpłynął o 10.45. Pierwszym postojem była wysepka Vulcanos. Jest to wyspa zbudowana ze skał wulkanicznych praktycznie pozbawiona roślinności. Wąską ścieżką biegnącą pomiędzy głazami, idąc po osypującym się czarnym żwirze, dotarliśmy na najwyższy punkt wyspy. Roztacza się stamtąd piękny widok na całą kalderę z jednej strony i na morze Egejskie z drugiej. Przewodnik w dość interesujący sposób opowiedział (po angielsku) historię powstania wyspy a następnie zaprowadził nas w miejsce, gdzie czuć bylo wyraźny zapach siarki i widać unoszący się znad rozgrzanej skały dym. Wulkan jest cały czas aktywny a ostatnia erupcja miała miejsce 9 lipca 1956 roku i pochłonęła życie kilkudziesięciu osób głównie w Oia. Następnym postojem były źródła termalne przy brzegu Palii Kameni. ''Źródła'' to w rzeczywistości mała zatoczka, w której woda ma kolor zielony i trochę wyższą temperaturę niż woda otaczjacego ją morza. Niestety, aby tam dopłynąć trzeba przepłynąć 100 metrów po ''otwartym'' morzu, gdzie temperatura wody nie przekraczała dwudziestu stopni. W tej sytuacji ograniczyliśmy się do obserwacji grupki pływających śmiałków. Po półgodzinnym postoju odpłynęliśmy na Thirasię, ostatnią z odwiedzanych dzisiaj wysp archipelagu. Według programu był przewidziany tutaj czas wolny na lunch. Część grupy wspięła się na szczyt klifu do niewielkiej osady. My zostaliśmy w porcie, gdzie znajdowało się kilka sympatycznie wyglądających knajpek. W jednej z nich zjedliśmy obiad złożony głównie z owoców morza. Po półtora godzinnym postoju odpłynęliśmy w kierunku Oia. W programie jest tylko przepłynięcie koło portu, ale nam w agencji obiecano, że będziemy mogli tam wysiąść na brzeg. Jednak do końca sytuacja nie była jasna. Kapitan statku twierdził, że w przypadku gdy będzie wiał zbyt silny wiatr, cumowanie jest niebezpieczne i że wszystko rozstrzygnie się na miejscu. Mieliśmy trochę szczęścia, gdyż udało się przybić do brzegu. Większość uczestników wycieczki zdecydowała się, tak jak my, pozostać w Oia. Po wyjściu na ląd okazało się, że w Oia nie ma kolejki linowej i aby dostać się do miasteczka musimy wspiąć się kilkaset metrów pod górę po szerokich schodach. Można było co prawda wjechać na grzbiecie osiołka lub muła za 5 euro od osoby, ale nie miałem sumienia męczyć zwierzęcia.
Wioska Oja balansuje na krawędzi dawnego krateru wulkanu i uważana jest za jedno z najpiękniejszych miejsc w całej Grecji. Do lat siedemdziesiątych XX wieku Oia była biedną zapomnianą wioską. To turyści coraz liczniej przybywający na Santorini po upadku junty w Atenach wyciągnęli ją zapomnienia i biedy. Obenie jest to turystyczna miejscowość znana ze wspaniałych (trochę przereklamowanych) zachodów słońca oraz ze ślubów, które tutaj biorą pary z całego świata, głównie z Azji. Tradycją jest również robienie zdjęć młodej parze na dachu jednej z białych kapliczek w malowniczej scenerii. My byliśmy świadkami dwóch takich sesji fotograficznych. Samo miasteczko, podobnie jak Thira, jest zabudowane białymi domkami oraz mnóstwem kapliczek. Żeby uczestniczyć w tym widowisku, jakim jest zachód słońca w Oia, musieliśmy poczekać kilka godzin. Czas ten spędziliśmy spacerując po wąskich uliczkach i podziwiając piękne widoki. Wstąpiliśmy również na lody i kawę do oryginalnej kawiarenki, w której stoły na zewnątrz stanowiły drzwi położone na kamieniach. Sam zachód trochę mnie rozczarował, wczoraj w Thirze oglądaliśmy niemniej piękny, choć nie tak rozreklamowany. Około dziewiątej wróciliśmy autobusem do Thiry.
Ostatni dzień pobytu na Santorini postanowiliśmy przeznaczyć na zwiedzenie Akrotiri, stanowiska archeologicznego położonego na południu wyspy. Dostać się tam można autobusem z Thiry za 1,8 euro od osoby. Podróż zabiera około pół godziny a autobusy odjeżdżają mniej więcetj co półtorej godziny.
Akrotiri można porównać do Pompei. Obie miejscowości uległy zniszczeniu wskutek wybuchu wulkanu. Z tym, że mieszkańcy Akrotiri zdołali uciec (nie znleziono żadnych ciał). Samo Akrotiri było miastem w okresie kultury minojskiej, które utrzymywało bliskie kontakty z Kretą. W wyniku erupcji wulkanu w 1628 roku przed naszą erą zostało zasypane popiołami i całkowicie zapomniane aż do XX wieku. Odkryte przypadkiem przez pasterza, który jadąc na swoim ośle wpadł po prostu do budynku wskutek zawalenia się gruntu, przebywając w jednej chwili cztery tysiące lat, stało się archeologiczną sensacją. Obecnie teren wykopalisk został przykryty dachem, pod którym odtworzono częściowo niektóre budynki i fragmenty ulic. Przy okazji odkopano wiele artefektów, obecnie znajdujących się w muzeum archeologicznym w Thirze oraz w Atenach.
Po wyjściu z terenu wykopalisk postanowiliśmy odwiedzić opisaną w przewodniku, jako atrakcja turystyczna; ''Czerwoną Plażę''' która otrzymała swoją nazwę od koloru skały urwiska o które się opiera. Jest to nieduża plaża o łagodnym zejściu do wody ale niezbyt wygodnym zejściu na samą plażę. Niestety pogoda nie pozwalała na skorzyztanie z kąpieli. W jednej z wielu tawern, znajdujących się w okolicy plaży, zjedliśmy przekąskę i wróciliśmy autobuem do Thiry.
Popołudnie zaczęliśmy od wizyty w miejscowym muzeum archeologicznym, gdzie mieliśmy okazję obejrzeć wiele przedmiotów wykopanych w Akrotiri. Najciekawszymi, moim zdaniem, były malowidła ścienne znalezione w tzw. Domu Pań. Jednak najbardziej cenne zarówno malowidła jak i inne przedmioty obejrzeliśmy dziesięć dni później, w Narodowym Muzeum Archeologicznym w Atenach.
W drodze na obiad złapała nas silna ulewa, trwająca niezbyt długo ale o skutkach znacznie przekraczjących czas jej trwania. Jeszcze długo po ustaniu deszczu główna ulica przypominała górski potok, uniemożliwiając przejście. Obiad zjedliśmy w tawernie ''naszego'' Greka. Tym razem za cel swoich wywodów wybrał niemiecką parę siedzącą przy sąsiednim stoliku. Po obiedzie chwilę odpoczywamy w hotelu a następnie do wieczora ''włóczymy" się po uliczkach Thiry. Tym razem odwiedzamy część południową miasteczka, w której znajduje się dużo pensjonatów i apartamentów.
Ostatni dzień pobytu na Santorini zaczynamy od wypicia cappuccino, na tarasie kawiarni z widokiem na kalderę. Pijąc kawę obserwujemy jak łódki niczym mrówki kursują tam i z powrotem, przewożąc turystów z cruisów na brzeg. Odwiedzamy katedrę prawosławną a potem katolicką i położony w pobliżu kościół Dominikanów. Idziemy do wschodniej części miasteczka skąd roztacza się widok na uprawne pola i winnice. Przed dwunastą wracamy do hotelu. W porcie promowym jesteśmy godznę przed planowanym odjazdem. Prom jest spóźniony pół godziny. Przed 15-tą odpływamy na Naksos, następną wyspę archipelagu, którą zamierzamy odwiedzić.
Kilka uwag praktycznych:
Koszt przejazdu na trasie Pireus - Santorini promem korporacji Blue Star Ferries, kompanii Delos to 37,5 euro. Ponieważ w tej samej kompanii kupiliśmy bilety z Santorini do Naksos bilet ten kosztował tylko 19 euro. Kupując bilety w Internecie płacimy dodatkowo 5 euro. Bilety promowe można kupić bez prowizji w porcie lub biurach kompanii w miastach.
Ceny hoteli czy apartamentów kształtowały się w maju na poziomie 30 - 35 euro za pokój ze śniadaniem dla dwóch osób.
Ceny posiłków, to 8 - 10 euro za danie, 5 - 6 euro za przystawkę np. grecką sałatkę, kawa to 2,5 - 3,5 euro w kawiarni. Szklaneczka lokalnego wina w tawernie kosztuje 2.5 – 3 euro. W marketach ceny są trochę wyższe od polskich np. chleb kosztował 2,3 euro.
Warto zaopatrzyć się przed wyjazdem w legitymację ISIC Student lub Teacher. Daje duże zniżki lub wolny wstęp w wielu muzeach, np. na Akropol.
Bardzo ciekawa jest historia powstania wyspy. To wulkan zrodził dzisiejszy Santorini. Współczesny wygląd wyspy jest rezultatem jednej z największych erupcji wulkanicznych w historii świata. Nastąpiła ona około 1628 roku przed naszą erą. Przed wybuchem kaldera tworzyła prawie zamknięty pierścień. Wybuch wyrzucił na wysokość trzydziestu pięciu kilometrów około 55 kilometrów sześciennych materiału wulkanicznego. Fala tsunami miała podobno 105 metrów wysokości i dotarła do oddalonej o ponad sto kilometrów Krety, niszcząc Knosos i stając się początkiem zagłady kultury minojskiej.Obecnie Santorini ma kształt półkola o wysokim klifowym brzegu po stronie zachodniej oraz łagodnie schodzącym do morza po stronie wschodniej, gdzie znajdują się plaże. Na szczycie klifu są umiejscowione główne miasta: stolica wyspy Thira (Fira) oraz Oia. Na zachód od Thiry znajdują się małe wysepki: Nea Kameni, Palia Kameni oraz Thirasia. Wysepki te powstały wskutek późniejszych wybuchów wulkanu. Palia Kameni czyli (Stara Spalona) pojawiła się w drugim wieku przed naszą erą, zmieniając swój kształt w kolejnych erupcjach. Nea Kameni (Nowa Spalona) wynurzyła się po raz pierwszy dwudziestego trzeciego maja 1707 roku ale formowała się przez następne cztery lata. Wyspa rosła dosłownie na oczach mieszkańców, sięgając w końcu wysokości 106 metrów nad poziomem morza. Ostatnie ''dodatki'' pochodzą ze stycznia 1951roku.
Po opuszczeniu promu zostaliśmy otoczeni przez właścicieli pensjonatów i hoteli oferujących swoje usługi. Ponieważ nie mieliśmy żadnej rezerwacji wybraliśmy losowo hotel Leta, położony w centrum Thiry. Wybór okazał się strzałem w dziesiątkę. Hotel mieści się w starym budynku o tradycyjnej greckiej architekturze, z dużym patio pośrodku. Na patio znajduje się niewielki basen otoczony ozdobnymi drzewami w donicach i leżakami. Nasz pokój był położony na poziomie basenu. Na wyposażeniu pokoju była klimatyzacja, lodówka oraz oczywiście łazienka. Ponadto mieliśmy taras wychodzący na patio. W cenę było wyliczone śniadanie typu bufet oraz transport w dniu wyjazdu do portu promowego, oddalonego o ponad 10 kilometrów od Thiry. Całkowity koszt to 105 euro za 3 doby.
Zaraz po zameldowaniu skorzystaliśmy z propozycji właściciela i wykupiliśmy, za 19 euro od osoby, całodniowy rejs po kalderze. W programie wycieczki była przewidziana wizyta na wyspie Vulcanos (lokalna nazwa Nei Kameni), kąpiel w źródłach termalnych na Pali Kameni, postój na Thirasii oraz podpłynięcie do portu w Oia.
Na obiad wybraliśmy tawernę znajdującą się obok naszego hotelu. Prowadził ją starszy Grek ''gawędziarz''. Gdy tylko przyniósł zamówione dania oraz lokalne domowe wino, został przy naszym stoliku i długo opowiadał o życiu na Santorini, charakterystycznej dla tego regionu odmianie winorośli i swojej rodzinie.
Po obiedzie wyruszyliśmy na podziwianie pięknych widoków, z których słynie Thira. Ścieżką widokową biegnącą wzdłuż krawędzi klifu przeszliśmy około sześciu kilometrów w kierunku Oia, docierając do jakiejś wioski. Stamtąd wróciliśmy do Thiry autobusem. Rzeczywiście stwierdzenie brytyjskiego pisarza Lawrence'a Durrella: ''Tutejsze widoki i zachody słońca czynią poetów bezrobotnymi'' jest jak najbardziej prawdziwe. Cały wieczór spędziliśmy, spacerując po wąskich uliczkach i zaułkach Thiry.
Rano, po śniadaniu zjechaliśmy za 4 euro (od osoby) kolejką linową do starego portu. Port Ormos jest położony ponad 200 metrów poniżej Thiry. Z miasta można się tam dostać na trzy sposoby: zjechać kolejką linową, zejść po 589 ponumerowanych stopniach lub zjechać, za 5 euro, na grzbiecie osła. Obecnie port obsługuje statki turystyczne oraz łodzie dowożące turystów z licznych wycieczkowych cruisów cumujących w zatoce. Podczas naszej bytności na redzie stały dwa cruisy a liczne łodzie bez przerwy dowoziły do portu spragnionych pięknych widoków turystów, którzy od razu ustawiali się w gigantycznej kolejce do wjazdu. Ciekawe było to, że nikt nie decydował się na wejście pieszo a tylko nieliczni dosiadali osiołków. Na terenie portu znajdują się sklepy i kawiarnie oraz kilka agencji turystycznych, oferujących wycieczki po kalderze. Można było także za 120 euro wynająć prywatną łódkę do Oia.
Nasz statek odpłynął o 10.45. Pierwszym postojem była wysepka Vulcanos. Jest to wyspa zbudowana ze skał wulkanicznych praktycznie pozbawiona roślinności. Wąską ścieżką biegnącą pomiędzy głazami, idąc po osypującym się czarnym żwirze, dotarliśmy na najwyższy punkt wyspy. Roztacza się stamtąd piękny widok na całą kalderę z jednej strony i na morze Egejskie z drugiej. Przewodnik w dość interesujący sposób opowiedział (po angielsku) historię powstania wyspy a następnie zaprowadził nas w miejsce, gdzie czuć bylo wyraźny zapach siarki i widać unoszący się znad rozgrzanej skały dym. Wulkan jest cały czas aktywny a ostatnia erupcja miała miejsce 9 lipca 1956 roku i pochłonęła życie kilkudziesięciu osób głównie w Oia. Następnym postojem były źródła termalne przy brzegu Palii Kameni. ''Źródła'' to w rzeczywistości mała zatoczka, w której woda ma kolor zielony i trochę wyższą temperaturę niż woda otaczjacego ją morza. Niestety, aby tam dopłynąć trzeba przepłynąć 100 metrów po ''otwartym'' morzu, gdzie temperatura wody nie przekraczała dwudziestu stopni. W tej sytuacji ograniczyliśmy się do obserwacji grupki pływających śmiałków. Po półgodzinnym postoju odpłynęliśmy na Thirasię, ostatnią z odwiedzanych dzisiaj wysp archipelagu. Według programu był przewidziany tutaj czas wolny na lunch. Część grupy wspięła się na szczyt klifu do niewielkiej osady. My zostaliśmy w porcie, gdzie znajdowało się kilka sympatycznie wyglądających knajpek. W jednej z nich zjedliśmy obiad złożony głównie z owoców morza. Po półtora godzinnym postoju odpłynęliśmy w kierunku Oia. W programie jest tylko przepłynięcie koło portu, ale nam w agencji obiecano, że będziemy mogli tam wysiąść na brzeg. Jednak do końca sytuacja nie była jasna. Kapitan statku twierdził, że w przypadku gdy będzie wiał zbyt silny wiatr, cumowanie jest niebezpieczne i że wszystko rozstrzygnie się na miejscu. Mieliśmy trochę szczęścia, gdyż udało się przybić do brzegu. Większość uczestników wycieczki zdecydowała się, tak jak my, pozostać w Oia. Po wyjściu na ląd okazało się, że w Oia nie ma kolejki linowej i aby dostać się do miasteczka musimy wspiąć się kilkaset metrów pod górę po szerokich schodach. Można było co prawda wjechać na grzbiecie osiołka lub muła za 5 euro od osoby, ale nie miałem sumienia męczyć zwierzęcia.
Wioska Oja balansuje na krawędzi dawnego krateru wulkanu i uważana jest za jedno z najpiękniejszych miejsc w całej Grecji. Do lat siedemdziesiątych XX wieku Oia była biedną zapomnianą wioską. To turyści coraz liczniej przybywający na Santorini po upadku junty w Atenach wyciągnęli ją zapomnienia i biedy. Obenie jest to turystyczna miejscowość znana ze wspaniałych (trochę przereklamowanych) zachodów słońca oraz ze ślubów, które tutaj biorą pary z całego świata, głównie z Azji. Tradycją jest również robienie zdjęć młodej parze na dachu jednej z białych kapliczek w malowniczej scenerii. My byliśmy świadkami dwóch takich sesji fotograficznych. Samo miasteczko, podobnie jak Thira, jest zabudowane białymi domkami oraz mnóstwem kapliczek. Żeby uczestniczyć w tym widowisku, jakim jest zachód słońca w Oia, musieliśmy poczekać kilka godzin. Czas ten spędziliśmy spacerując po wąskich uliczkach i podziwiając piękne widoki. Wstąpiliśmy również na lody i kawę do oryginalnej kawiarenki, w której stoły na zewnątrz stanowiły drzwi położone na kamieniach. Sam zachód trochę mnie rozczarował, wczoraj w Thirze oglądaliśmy niemniej piękny, choć nie tak rozreklamowany. Około dziewiątej wróciliśmy autobusem do Thiry.
Ostatni dzień pobytu na Santorini postanowiliśmy przeznaczyć na zwiedzenie Akrotiri, stanowiska archeologicznego położonego na południu wyspy. Dostać się tam można autobusem z Thiry za 1,8 euro od osoby. Podróż zabiera około pół godziny a autobusy odjeżdżają mniej więcetj co półtorej godziny.
Akrotiri można porównać do Pompei. Obie miejscowości uległy zniszczeniu wskutek wybuchu wulkanu. Z tym, że mieszkańcy Akrotiri zdołali uciec (nie znleziono żadnych ciał). Samo Akrotiri było miastem w okresie kultury minojskiej, które utrzymywało bliskie kontakty z Kretą. W wyniku erupcji wulkanu w 1628 roku przed naszą erą zostało zasypane popiołami i całkowicie zapomniane aż do XX wieku. Odkryte przypadkiem przez pasterza, który jadąc na swoim ośle wpadł po prostu do budynku wskutek zawalenia się gruntu, przebywając w jednej chwili cztery tysiące lat, stało się archeologiczną sensacją. Obecnie teren wykopalisk został przykryty dachem, pod którym odtworzono częściowo niektóre budynki i fragmenty ulic. Przy okazji odkopano wiele artefektów, obecnie znajdujących się w muzeum archeologicznym w Thirze oraz w Atenach.
Po wyjściu z terenu wykopalisk postanowiliśmy odwiedzić opisaną w przewodniku, jako atrakcja turystyczna; ''Czerwoną Plażę''' która otrzymała swoją nazwę od koloru skały urwiska o które się opiera. Jest to nieduża plaża o łagodnym zejściu do wody ale niezbyt wygodnym zejściu na samą plażę. Niestety pogoda nie pozwalała na skorzyztanie z kąpieli. W jednej z wielu tawern, znajdujących się w okolicy plaży, zjedliśmy przekąskę i wróciliśmy autobuem do Thiry.
Popołudnie zaczęliśmy od wizyty w miejscowym muzeum archeologicznym, gdzie mieliśmy okazję obejrzeć wiele przedmiotów wykopanych w Akrotiri. Najciekawszymi, moim zdaniem, były malowidła ścienne znalezione w tzw. Domu Pań. Jednak najbardziej cenne zarówno malowidła jak i inne przedmioty obejrzeliśmy dziesięć dni później, w Narodowym Muzeum Archeologicznym w Atenach.
W drodze na obiad złapała nas silna ulewa, trwająca niezbyt długo ale o skutkach znacznie przekraczjących czas jej trwania. Jeszcze długo po ustaniu deszczu główna ulica przypominała górski potok, uniemożliwiając przejście. Obiad zjedliśmy w tawernie ''naszego'' Greka. Tym razem za cel swoich wywodów wybrał niemiecką parę siedzącą przy sąsiednim stoliku. Po obiedzie chwilę odpoczywamy w hotelu a następnie do wieczora ''włóczymy" się po uliczkach Thiry. Tym razem odwiedzamy część południową miasteczka, w której znajduje się dużo pensjonatów i apartamentów.
Ostatni dzień pobytu na Santorini zaczynamy od wypicia cappuccino, na tarasie kawiarni z widokiem na kalderę. Pijąc kawę obserwujemy jak łódki niczym mrówki kursują tam i z powrotem, przewożąc turystów z cruisów na brzeg. Odwiedzamy katedrę prawosławną a potem katolicką i położony w pobliżu kościół Dominikanów. Idziemy do wschodniej części miasteczka skąd roztacza się widok na uprawne pola i winnice. Przed dwunastą wracamy do hotelu. W porcie promowym jesteśmy godznę przed planowanym odjazdem. Prom jest spóźniony pół godziny. Przed 15-tą odpływamy na Naksos, następną wyspę archipelagu, którą zamierzamy odwiedzić.
Kilka uwag praktycznych:
Koszt przejazdu na trasie Pireus - Santorini promem korporacji Blue Star Ferries, kompanii Delos to 37,5 euro. Ponieważ w tej samej kompanii kupiliśmy bilety z Santorini do Naksos bilet ten kosztował tylko 19 euro. Kupując bilety w Internecie płacimy dodatkowo 5 euro. Bilety promowe można kupić bez prowizji w porcie lub biurach kompanii w miastach.
Ceny hoteli czy apartamentów kształtowały się w maju na poziomie 30 - 35 euro za pokój ze śniadaniem dla dwóch osób.
Ceny posiłków, to 8 - 10 euro za danie, 5 - 6 euro za przystawkę np. grecką sałatkę, kawa to 2,5 - 3,5 euro w kawiarni. Szklaneczka lokalnego wina w tawernie kosztuje 2.5 – 3 euro. W marketach ceny są trochę wyższe od polskich np. chleb kosztował 2,3 euro.
Warto zaopatrzyć się przed wyjazdem w legitymację ISIC Student lub Teacher. Daje duże zniżki lub wolny wstęp w wielu muzeach, np. na Akropol.
Dodane komentarze
Przydatne adresy
Brak adresów do wyświetlenia.
Inne materiały
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.