Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
Denver i okolice /stan Colorado/ > USA
Mars_2000
relacje z podróży
Krótki opis miejsc zwiedzonych w okolicach Denver w stanie Colorado.
Witam Wszystkich Globtroterów.
Zapraszam do zapoznania się z moimi wrażeniami z wyjazdu jaki miał miejsce w 2006 roku do jednego z bardziej urokliwych miejsc USA.
Pierwszym celem naszej wizyty był „Garden of the Gods”, park natury leżący niedaleko miasta Colorado Springs.
Jest to prawdziwe cudo natury. Strzeliste w niebo skały, pięknie uformowane rozrzucone na równinie. Niesamowite.
Robimy zdjęcia, obchodzimy kilka skał dookoła, po czym wsiadamy w samochód i „In american style” zwiedzamy resztę parku.
Zwiedzanie „In american style” polega na tym, że ogląda się wszystkie miejsca z perspektywy siedzenia w samochodzie. Jestem zdruzgotany tutejszymi obyczajami..Co za leniwy naród z tych amerykanów. Po prostu przyjeżdżają na miejsce i następnie wytyczonym szlakiem (drogą) objeżdżają wskazane w przewodniku miejsca nie wysiadając z niego…
Potem jedziemy do centrum Colorado Springs.
Tam robimy rundkę pieszo po głównych ulicach. Jest to w sumie miasteczko jakich wiele w Stanach. Niczym specjalnym nas nie zachwyciło.
Po dłuższej chwili znów jesteśmy w drodze. Jedziemy stanową autostradą. Dwa pasy ruchu w każdą stronę, proste aż po horyzont. Zakrętów jak na lekarstwo. Tylko wszędzie ten Speed Limit 55 MPH czasem 65…Jak można się tak męczyć jeżdżąc tak wolno?
Patrząc na kulturę jazdy Amerykanów zastanawialiśmy się czy nie zaszczepić trochę polskiej lokalnej tradycji typu podjeżdżanie pod zderzak na 2-3 metry z włączonym kierunkowskazem, grę w miecze świetlne lub wyprzedzanie prawym pasem tych bardziej opornych co nie zjeżdżają z lewego i następnie szybkie zajeżdżanie im drogi wraz z raptownym hamowaniem. Od razu zrobiłoby się weselej i ciekawiej. A tak taaakie nuuudy. Po drodze mijamy lokalnego dystrybutora domów "na sprzedaż". Zabawne. Kupujesz gotowy dom, który Ci podstawiają na olbrzymiej platformie we wskazane miejsce. Zero budowania, tylko "pick and place"...
W końcu dojeżdżamy do kolejnego miejsca z planu wycieczki - Royal Gorge Bridge w Canon City.
„Oh my Good !” jakby to powiedział statystyczny obywatel amerykański widząc to samo po raz pierwszy, co myśmy ujrzeli.
Widok na olbrzymi most wiszący pomiędzy dwoma brzegami głębokiego na kilkaset metrów kanionu, zapiera wręcz dech w piersiach. Przy patrzeniu w dół, aż czuć mrowienie w stopach. Wg tabliczek informujących jest to najwyższy tego typu most na świecie.
Żałujemy jednego, że nie przyjechaliśmy tu na tyle wcześnie, aby skorzystać z możliwości zjechania specjalną kolejką na sam dół kanionu. Zapewne widok stamtąd mógłby być jeszcze bardziej niesamowity niż ten z góry.
Niemniej jednak korzystamy z możliwości przedostania się typowym wagonikiem kolejki górskiej linowej na drugi brzeg kanionu przez co możemy podziwiać głębokość tej naturalnej rzeźby terenu jak i sam most w całej okazałości.
Najlepszy w tym wszystkim jest fakt, że most ten zbudowano w miejscu kompletnie niepotrzebnym. Prowadzi on bowiem donikąd. Po drugiej stronie kanionu nie ma żadnej drogi do jakiegoś miasta czy innej lokalizacji.
Po prostu ten most stanowi lokalną atrakcję turystyczną oraz miejsce dla prawdziwych wyczynowców, którzy mają ochotę igrać z życiem skacząc w dół kanionu na bungee lub ze spadochronem.
Nawet są na moście specjalnie oznakowane miejsca skąd pobijano poszczególne rekordy świata.
Również tutaj, podobnie jak w Garden of the Gods amerykanie mogą zwiedzić most nie wysiadając z samochodu.
To obrazuje jak bardzo jest to leniwy naród. Kupują bilet umożliwiający wjazd na most, przejeżdżają go na drugą stronę, tam nawracają specjalnie przygotowaną drogą i wracają. Potem chwalą się znajomym „tak, byłem, widziałem to i tamto, super było…”.
Zaczyna robić się późno. Czas wracać do hotelu. Wbijamy w nawigację adres i ….o zgrozo do celu mamy jedynie ok. 150 mil. Jak to możliwe ? Jadąc w tę stronę chyba byliśmy tak podekscytowani tym wszystkim, że podróż do Colorado Springs i potem do Canyon City upłynęła nam wyjątkowo szybko.
Cóż teraz na pewno będzie się dłużyć, ale co tam warto było.
Po drodze zatrzymujemy się jeszcze przed wystawionym na sprzedaż starym typowym amerykańskim autobusem szkolnym aby go obejrzeć i zrobić sobie parę zdjęć. W końcu to też wizytówka ameryki… Potem jeszcze chwila postoju na posiłek w KFC i dalej w drogę.
W Denver jesteśmy z powrotem ok. 21.00. Cała wyprawa zajęła nam 12 godzin. Zmęczeni, ale szczęśliwi idziemy spać.
Cdn…
Zapraszam do zapoznania się z moimi wrażeniami z wyjazdu jaki miał miejsce w 2006 roku do jednego z bardziej urokliwych miejsc USA.
Pierwszym celem naszej wizyty był „Garden of the Gods”, park natury leżący niedaleko miasta Colorado Springs.
Jest to prawdziwe cudo natury. Strzeliste w niebo skały, pięknie uformowane rozrzucone na równinie. Niesamowite.
Robimy zdjęcia, obchodzimy kilka skał dookoła, po czym wsiadamy w samochód i „In american style” zwiedzamy resztę parku.
Zwiedzanie „In american style” polega na tym, że ogląda się wszystkie miejsca z perspektywy siedzenia w samochodzie. Jestem zdruzgotany tutejszymi obyczajami..Co za leniwy naród z tych amerykanów. Po prostu przyjeżdżają na miejsce i następnie wytyczonym szlakiem (drogą) objeżdżają wskazane w przewodniku miejsca nie wysiadając z niego…
Potem jedziemy do centrum Colorado Springs.
Tam robimy rundkę pieszo po głównych ulicach. Jest to w sumie miasteczko jakich wiele w Stanach. Niczym specjalnym nas nie zachwyciło.
Po dłuższej chwili znów jesteśmy w drodze. Jedziemy stanową autostradą. Dwa pasy ruchu w każdą stronę, proste aż po horyzont. Zakrętów jak na lekarstwo. Tylko wszędzie ten Speed Limit 55 MPH czasem 65…Jak można się tak męczyć jeżdżąc tak wolno?
Patrząc na kulturę jazdy Amerykanów zastanawialiśmy się czy nie zaszczepić trochę polskiej lokalnej tradycji typu podjeżdżanie pod zderzak na 2-3 metry z włączonym kierunkowskazem, grę w miecze świetlne lub wyprzedzanie prawym pasem tych bardziej opornych co nie zjeżdżają z lewego i następnie szybkie zajeżdżanie im drogi wraz z raptownym hamowaniem. Od razu zrobiłoby się weselej i ciekawiej. A tak taaakie nuuudy. Po drodze mijamy lokalnego dystrybutora domów "na sprzedaż". Zabawne. Kupujesz gotowy dom, który Ci podstawiają na olbrzymiej platformie we wskazane miejsce. Zero budowania, tylko "pick and place"...
W końcu dojeżdżamy do kolejnego miejsca z planu wycieczki - Royal Gorge Bridge w Canon City.
„Oh my Good !” jakby to powiedział statystyczny obywatel amerykański widząc to samo po raz pierwszy, co myśmy ujrzeli.
Widok na olbrzymi most wiszący pomiędzy dwoma brzegami głębokiego na kilkaset metrów kanionu, zapiera wręcz dech w piersiach. Przy patrzeniu w dół, aż czuć mrowienie w stopach. Wg tabliczek informujących jest to najwyższy tego typu most na świecie.
Żałujemy jednego, że nie przyjechaliśmy tu na tyle wcześnie, aby skorzystać z możliwości zjechania specjalną kolejką na sam dół kanionu. Zapewne widok stamtąd mógłby być jeszcze bardziej niesamowity niż ten z góry.
Niemniej jednak korzystamy z możliwości przedostania się typowym wagonikiem kolejki górskiej linowej na drugi brzeg kanionu przez co możemy podziwiać głębokość tej naturalnej rzeźby terenu jak i sam most w całej okazałości.
Najlepszy w tym wszystkim jest fakt, że most ten zbudowano w miejscu kompletnie niepotrzebnym. Prowadzi on bowiem donikąd. Po drugiej stronie kanionu nie ma żadnej drogi do jakiegoś miasta czy innej lokalizacji.
Po prostu ten most stanowi lokalną atrakcję turystyczną oraz miejsce dla prawdziwych wyczynowców, którzy mają ochotę igrać z życiem skacząc w dół kanionu na bungee lub ze spadochronem.
Nawet są na moście specjalnie oznakowane miejsca skąd pobijano poszczególne rekordy świata.
Również tutaj, podobnie jak w Garden of the Gods amerykanie mogą zwiedzić most nie wysiadając z samochodu.
To obrazuje jak bardzo jest to leniwy naród. Kupują bilet umożliwiający wjazd na most, przejeżdżają go na drugą stronę, tam nawracają specjalnie przygotowaną drogą i wracają. Potem chwalą się znajomym „tak, byłem, widziałem to i tamto, super było…”.
Zaczyna robić się późno. Czas wracać do hotelu. Wbijamy w nawigację adres i ….o zgrozo do celu mamy jedynie ok. 150 mil. Jak to możliwe ? Jadąc w tę stronę chyba byliśmy tak podekscytowani tym wszystkim, że podróż do Colorado Springs i potem do Canyon City upłynęła nam wyjątkowo szybko.
Cóż teraz na pewno będzie się dłużyć, ale co tam warto było.
Po drodze zatrzymujemy się jeszcze przed wystawionym na sprzedaż starym typowym amerykańskim autobusem szkolnym aby go obejrzeć i zrobić sobie parę zdjęć. W końcu to też wizytówka ameryki… Potem jeszcze chwila postoju na posiłek w KFC i dalej w drogę.
W Denver jesteśmy z powrotem ok. 21.00. Cała wyprawa zajęła nam 12 godzin. Zmęczeni, ale szczęśliwi idziemy spać.
Cdn…
Zdjęcia
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
Brak adresów do wyświetlenia.
Inne materiały
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.
