Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
Notatki ze Sri Lanki > SRI LANKA



Poniedzia³ek, 05.02.24
Odprawa paszportowa przebiega szybko i bezproblemowo. Przed terminalem lotniska w Katunayake (CMB) oczekuj± na nas piloci z Rainbow oraz autokary lokalnego partnera turystycznego Green Holiday. Zanim jednak poznali¶my nasz± pilotkê Agnieszkê P³achtê, czeka³a mnie prawdziwa niespodzianka. Otó¿ w autokarze spotka³em Tyberiusza i Barbarê, z którymi prawie trzy lata temu zwiedza³em Dubaj i inne emiraty. Do tej pory tylko raz spotka³em te same osoby na dwóch ró¿nych wycieczkach (Uzbekistan i Iran).
Po drodze do hotelu wymieniamy dolary na rupie lankijskie. Funkcjê kantoru pe³ni przewodnik ze wspomnianego Green Holiday. P³aci 300 rupii za jednego dolara. To nieco gorszy kurs ni¿ na lotnisku, ale za to bardzo wygodny, bo nie trzeba wype³niaæ ¿adnych dokumentów ani pokazywaæ paszportu.
Kwaterujemy siê w hotelu Pegasus Reef w Wattala, jakie¶ 10 kilometrów od centrum Kolombo. Hotel jest niby czterogwiazdkowy, ale trochê na wyrost. W pokoju nie ma lodówki, a poza tym skrzywiony klucz uniemo¿liwia otwarcie drzwi. Recepcja nie posiada zapasowego, wiêc ostatecznie otrzymujemy inny pokój. To jednak nie koniec przygód! Po otwarciu walizki okaza³o siê bowiem, ¿e moje ubrania za¿y³y nieplanowanej k±pieli z powodu pêkniêcia puszki z Col±, ale to ju¿ nie wina hotelu…
Po ¶niadaniu i parogodzinnym odpoczynku wyje¿d¿amy do Kolombo. Jest pochmurno i trochê kropi deszcz. Pilotka mówi, ¿e zmiany klimatyczne powoduj±, i¿ pora deszczowa staje siê coraz bardziej nieprzewidywalna.
W siódmej dzielnicy Kolombo na Placu Niepodleg³o¶ci ogl±damy salê audiencyjn±, wzorowan± na tej z Kandy. Upamiêtnia ona odzyskanie niepodleg³o¶ci Sri Lanki w 1948 roku spod panowania Brytyjczyków. Przed t± kamienn± budowl±, sk³adaj±c± siê z licznych kolumn, stoi pomnik pierwszego premiera Sri Lanki, którym by³ Don Stephen Senanayake. W oddali widaæ wie¿ê telewizyjn± (Lotus Tower), o wysoko¶ci 356 metrów. Jest to najwy¿szy tego typu obiekt w Azji po³udniowej i 19. na ¶wiecie. Wewn±trz znajduje siê muzeum telekomunikacji, restauracje i taras widokowy.
Nastêpnie przeje¿d¿amy obok gmachu ratusza i zatrzymujemy siê przy pos±gu Z³otego Buddy w parku Viharamahadevi. Pilnuje go stra¿nik, który nie pozwala fotografowaæ siê na jego tle. Podobno Budda spêdzi³ kilka lat na Sri Lance, wiêc byæ mo¿e z tego powodu otaczany jest powszechnym szacunkiem. Nieopodal pos±gu uliczny sprzedawca oferuje ¶wie¿e kokosy po 200 rupii, czyli za 2,60 z³ (w lokalnym sklepiku s± po 150) za sztukê. Sok tego owocu zawiera wiele sk³adników mineralnych.
¦wi±tynia Gangaramaya na wyspie to obiekt z XIX wieku. Architektura ¶wi±tyni jest fascynuj±cym po³±czeniem ró¿nych stylów artystycznych, w tym lankijskiego, chiñskiego, tajskiego, birmañskiego i innych. Mile widziani s± tu przedstawiciele wszystkich wyznañ, gdy¿ jest to miejsce maj±ce s³u¿yæ integracji. Urokliwe po³o¿enie ¶wi±tyni, w otoczeniu wody i widocznych w oddali wie¿owców, przyci±ga wielu turystów, a tak¿e miejscowych. Podobno jest to jedyne miejsce, gdzie zakochani mog± siê publicznie przytulaæ i ca³owaæ. Normalnie bowiem na Sri Lance takie zachowania nie s± akceptowane. Jednocze¶nie trzeba zachowaæ szacunek do tego miejsca poprzez stosowny ubiór (zakryte ramiona i kolana) i zdjêcie obuwia przed wej¶ciem.
Przed powrotem do hotelu zagl±damy do marketu Cargils Food City. Ceny porównywalne s± z polskimi, a niektóre produkty s± nawet tañsze. Przyk³adowo za 200 gram herbaty Melsna Rich p³acimy 610 rupii (dwa dolary). Natomiast za piwo Lion Strong 0,5 l 670. Tu istotna informacja: wszystkie alkohole s± sprzedawane na oddzielnych stoiskach, b±d¼ te¿ na zapleczu marketów. Nie mo¿na te¿ wej¶æ na dzia³ monopolowy, ¿eby sobie wybraæ jaki¶ trunek z pó³ki. Klienci oddzieleni s± bowiem metalow± krat± od sprzedawcy, który podaje im zamówione butelki czy puszki przez niewielkie okienko. A skoro mowa o piwie, to w hotelowej restauracji za butelkê Carlsberga do kolacji trzeba wybuliæ ju¿ 1478 rupii, z czego 1100 to cena piwa, a reszta to ró¿nego rodzaju narzuty.
Wtorek, 06.02.24
O wpó³ do ósmej wyje¿d¿amy przez zakorkowane licznymi tuktukami, samochodami i autobusami Kolombo do Pinnawali. Jest to wioska oddalona oko³o 90 kilometrów od dawnej stolicy, znana g³ównie z sierociñca dla s³oni. Zanim tam jednak dojedziemy, mijamy po drodze du¿e plantacje kauczuku. Wspominam o tym, bo tak siê z³o¿y³o, ¿e po raz pierwszy mia³em okazjê obejrzeæ z bliska drzewa kauczukowe.
Do Pinnawali docieramy tu¿ przed dziesi±t±. Akurat trwa wyprowadzanie s³oni do pobliskiej rzeki. W tym celu wstrzymuje siê ruch drogowy, gdy¿ te ogromne zwierzêta musz± przej¶æ przez ulicê. Czê¶æ z nich zostaje jednak w zagrodzie. Mo¿emy do nich podej¶æ i je pokarmiæ (zestaw owoców kosztuje 590 rupii). W sierociñcu przebywaj± nie tylko m³ode s³oni±tka, ale te¿ te starsze, czêsto okaleczone (jeden ma odgryzione przez lamparta ucho). Poza tym nawet ca³kiem zdrowe s³onie musz± tu przebywaæ do koñca swoich dni. Nie da³yby sobie bowiem rady w naturalnym ¶rodowisku po latach uzale¿nienia od pomocy cz³owieka. Za mo¿liwo¶æ umycia s³onia trzeba zap³aciæ 790 rupii. S³onie bardzo chêtnie poddaj± siê masa¿owi skorup± kokosa, le¿±c cierpliwie w wodzie. Kilkusetmetrowy odcinek drogi pomiêdzy rzek± a sierociñcem zapchany jest mnóstwem straganów z pami±tkami. Ciekawie prezentuje siê manufaktura, w której wyrabia siê papier z odchodów s³oni. G³ówna produkcja notatników, obrazków i innej galanterii papierowej odbywa siê prawdopodobnie gdzie indziej, ale czym¶ przecie¿ trzeba zachêciæ turystów do robienia zakupów. Nie bez kozery przed sklepem stoi figurka s³onia bêd±cego w trakcie defekacji.
Po lunchu w formie bufetu, w cenie dziesiêciu dolarów od osoby, jedziemy do Dambulli. Znajduje siê tutaj Z³ota ¦wi±tynia Dambulla sk³adaj±ca siê z piêciu ¶wi±tyñ jaskiniowych. Obiekt jest wpisany na listê UNESCO i stanowi jedno z najwa¿niejszych na Sri Lance miejsc kultu buddyjskiego. Powstawa³ na przestrzeni wielu wieków, bo od I p.n.e do XVIII naszej ery. Nie liczy³em co prawda, ale wed³ug zapewnieñ przewodniczki znajduje siê tutaj 155 pos±gów Buddy. ¯eby dostaæ siê do wykutych w skale grot, trzeba wspi±æ siê po schodach lub wej¶æ biegn±c± obok nich nieco strom± ¶cie¿k±. Przed wej¶ciem trzeba oczywi¶cie zdj±æ buty oraz zakryæ ramiona i kolana. W³a¶ciwie to standard we wszystkich tutejszych ¶wi±tyniach. Podobnie jak krêc±ce siê wokó³ makaki, które tylko czyhaj± na okazjê, ¿eby co¶ skubn±æ nieostro¿nemu tury¶cie. O Dambulli by³o g³o¶no na ca³ym ¶wiecie, gdy w wyniku zamachu terrorystycznego dokonanego w 2006 roku przez samobójcê z Tamilskich Tygrysów, zginê³y tu 92 osoby. Schodz±c ze wzgórza ¶wi±tynnego zatrzymujemy siê na chwilê przy ogromnym pos±gu z³otego Buddy, u podnó¿a którego znajduje siê muzeum buddyjskie. Swoj± drog± niezbyt gustowna budowla.
O 16.30 kwaterujemy siê w hotelu Nice Place. Jest to kompleks kilku bungalowów, zlokalizowany w¶ród bujnej zieleni, z daleka od g³ównej drogi. Za oknami s³ychaæ odg³osy ptaków, po ¶cianach ¶migaj± gekony, notabene bardzo po¿yteczne stworzenia, bo zjadaj± komary. Jest lodówka, taras oraz balkon, ale za to Wi-fi jest bardzo s³abe. W tym miejscu spêdzimy dwie noce.
Przed kolacj± jedziemy na masa¿ ayurwedyjski. Co to takiego? Cytujê za Internetem: Abhyanga to klasyczny masa¿ ajurwedyjski, który polega na masowaniu cia³a ciep³ymi olejami ro¶linnymi oraz esencjonalnymi zio³ami. Wykonywany jest na ca³ym ciele, z wyj±tkiem strefy intymnej, a jego g³ównym celem jest usuniêcie toksyn, od¿ywienie skóry oraz wzmocnienie miê¶ni. Dodam, ¿e masa¿ olejkiem kokosowym trwa³ przez godzinê i rzeczywi¶cie by³ bardzo dok³adny. Po jego zakoñczeniu czeka³ nas jeszcze piêtnastominutowy pobyt w saunie. Koszt tej us³ugi wraz z transportem w obie strony wyniós³ 50 dolarów. Czy warto by³o? Nie jestem pewien, bo na drugi dzieñ krêgos³up bola³ mnie bardziej ni¿ zazwyczaj…
¦roda, 07.02.24
Po ¶niadaniu jedziemy do Polonnaruwy. Jest to jedna z dawnych stolic Sri Lanki, z której do czasów obecnych niewiele przetrwa³o. Niemniej jednak obiekt jest wpisany na listê dziedzictwa kulturowego UNESCO. Bilet wstêpu kosztuje 30 dolarów. Podziwiaæ mo¿emy ruiny pa³acu królewskiego, w tym salê audiencyjn± i basen. Ponoæ budowla mia³a kiedy¶ siedem piêter. Trzeba wiêc mocno wysiliæ wyobra¼niê, ¿eby sobie uzmys³owiæ ogrom tego pa³acu. Wokó³ pa³acu oraz przy pobliskich ¶wi±tyniach krêci siê mnóstwo handlarzy pami±tek, w tym jeden z protezami nóg. Nabywamy u niego zestaw dziesiêciu magnesów za dwa tysi±ce rupii. Za litrow± Colê trzeba tu zap³aciæ 600 rupii (w ma³ym sklepiku na prowincji tylko 300).
Kompleks ¶wi±tyñ buddyjskich w Polonnaruwie do z³udzenia przypomina kambod¿añski Angkor Wat. Tak samo by³ zapomniany i poro¶niêty d¿ungl±, czego ¶lady widaæ do dzisiaj. Ruiny ruinami, ale wymagaj± takiego samego szacunku jak wspó³czesne ¶wi±tynie, Przed wej¶ciem do ¶rodka nale¿y wiêc zdj±æ buty oraz zakryæ ramiona i kolana. Co ciekawe, go³y brzuch w przypadku kobiet ubranych w sari nikomu nie przeszkadza. Nie bêdê tu wymienia³ wszystkich ¶wi±tyñ wchodz±cych w sk³ad tzw. czworok±ta ¶wi±tynnego, bo jest ich bodaj¿e dziewiêæ, z czego najlepiej zachowana jest Thuparama. Mnie osobi¶cie najbardziej podoba³a siê Vatadage, czyli „Okr±g³a ¦wi±tynia”. Sta³ymi bywalcami Polonnaruwy, obok turystów i handlarzy, s± ma³py a tak¿e warany, choæ tych ostatnich jest znacznie mniej.
W ramach wycieczki fakultatywnej (50 USD od osoby) odwiedzamy wioskê lankijsk± Hiriwadunna, zlokalizowan± w pobli¿u drogi A6. Na skraju tej w³a¶nie drogi czekaj± na nas dwuko³owe traktorki z niewielkimi przyczepkami. Zanim jednak na nie wsi±dziemy, po 6 osób na ka¿d±, otrzymujemy do wpicia powitalnego kokosa. Potem jedziemy w±sk± dró¿k±, czê¶ciowo utwardzon±, a czê¶ciowo pe³n± b³otnistych kolein w kolorze ochry. Mijamy ukryte w¶ród bujnej zieleni mniej lub bardziej okaza³e domy, stadka krów, susz±cy siê gdzieniegdzie na p³achtach ry¿ oraz zaprzêgi ci±gnione przez bawo³y. Po dotarciu nad niewielki zbiornik wodny przesiadamy siê na mini katamarany. S± to dwie w±skie ³ódki po³±czone pomostem, na którym siadamy w szóstkê, spuszczaj±c nogi do ³ódek. Nasz przewo¼nik, sprawnie operuj±c jednym wios³em, kieruje swoj± jednostkê na ¶rodek akwenu. Prosto na du¿e kêpy lotosów, z których zrywa kwiaty i wrêcza naszym paniom.. Pokazuje nam te¿ pelikany i czaple z³ociste, wystaj±ce na li¶ciach lotosu.
Wioska Hiriwadunna nie jest pokazówk± dla turystów, jak podobne tego rodzaju miejsca, np. w Kenii. Tu ludzie na co dzieñ mieszkaj± i pracuj±. Owszem, jest jedna lepianka, przypominaj±ca dawne czasy, ale nikt w niej nie mieszka. Mamy natomiast mo¿liwo¶æ obejrzenia wnêtrza wspó³czesnego domu lankijskiego. W sumie niewiele ró¿ni±cego siê od naszych. Ale oczywi¶cie pokazy i prezentacje te¿ by³y. Mogli¶my spróbowaæ placków roti, herbaty z kolendry, zapaliæ miejscowego papierosa i po¿uæ betel. Ponadto gospodynie pokazywa³y nam produkty z kokosa (nawet nie wiedzia³em, ¿e mo¿e ich byæ tak du¿o) oraz demonstrowa³y wyrób mat z li¶ci drzewa kokosowego. Obejrzeli¶my te¿ domek rolnika na palach. S± one u¿ywane na polach ry¿owych, kiedy trzeba je chroniæ przed zadeptaniem przez s³onie.
Na lunch, bêd±cy w cenie wycieczki, pojechali¶my tuktukami. Nie jestem w stanie wymieniæ nazw dañ wystawionych w bufecie, ale by³o ich chyba z dziesiêæ. Mniej lub bardziej pikantne, ale wszystkie smaczne. Do tego ma³e banany i woda.
Po obiedzie wsiedli¶my do samochodów terenowych i pojechali¶my do Parku Narodowego Hurulu Eco, gdzie w³a¶nie przywêdrowa³o stado s³oni. W sumie by³y one jedn± z niewielu atrakcji tego parku. Poza nimi widzieli¶my tylko jednego or³a, jakiego¶ wê¿a, dwa pawie i trochê innych ptaków. Jak na safari to niewiele. Po prostu mieli¶my pecha, bo w parku Minneriya, do którego pierwotnie mieli¶my jechaæ, mo¿na spotkaæ nied¼wiedzie, krokodyle, dziki, bawo³y, a nawet lamparty. Niestety, po niedawnych ulewach drogi s± tam nieprzejezdne. W „naszym” parku te¿ na wielu odcinkach by³o g³êbokie b³oto oraz spore ka³u¿e, z którymi nasze jeepy ledwo sobie radzi³y.
Czwartek, 08.02.24
Z samego rana wyjechali¶my w kierunki Sigiriyi. Po¶piech by³ wskazany z dwóch powodów: zd±¿yæ przed upa³em i wyprzedziæ inne grupy, chêtne do zdobycia „Lwiej Ska³y”. Za mo¿liwo¶æ wspiêcia siê na 180-metrow± ska³ê (jej szczyt znajduje siê na wysoko¶ci 335 m.n.p..) trzeba zap³aciæ 36 dolarów. Co ciekawego jest na tej ogromnej bryle magmy? W tej chwili niewiele, ale w pi±tym wieku znajdowa³a siê tu forteca oraz pa³ac króla Kassapy. Schroni³ siê on tutaj w obawie przed zemst± przyrodniego brata, którego pozbawi³ tronu. Do tej pory zachowa³y siê fundamenty pa³acu oraz skalne malowid³a. Te ostatnie przedstawiaj± kobiety z bujnymi piersiami, byæ mo¿e damy dworu lub królewskie na³o¿nice. Niestety, pod ¿adnym pozorem nie wolno ich fotografowaæ. Do skalnej galerii wchodzi siê krêconymi schodami, które przywieziono z londyñskiego metra. Na szczyt za¶ wiod± czê¶ciowo zrekonstruowane, a czê¶ciowo doczepione metalowe schodki. Podobno jest ich ³±cznie 1 232. Miejscami s± do¶æ strome, ale wej¶cie na szczyt dla w miarê sprawnego cz³owieka nie powinno byæ problemem (z naszej grupy tylko 3 osoby zrezygnowa³y). By³em ¶wiadkiem, gdy pewien starszy i têgi pan z wysi³kiem pokonywa³ ostatnie stopnie, sapi±c i wzdychaj±c przy ka¿dym kroku „O Jezu”. Brawo za ambicjê i samozaparcie, ale czy warto tak ryzykowaæ, je¿eli nie ma siê dobrej kondycji? Z drugiej jednak strony patrz±c, widoki z wierzcho³ka wynagradzaj± wysi³ek i mo¿na nawet powiedzieæ, ¿e kto Sigriyi nie zobaczy, ten Sri Lanki nie odhaczy. A swoj± drog±, ciekawe jak przed z gór± piêtnastoma wiekami wnoszono tu materia³y budowlane i zaopatrzenie?
Przy okazji prezentacji wyrobów z jedwabiu dowiedzia³em siê, ¿e paszminê wykonuje siê z puchu porastaj±cego podbródek kozy himalajskiej, a kaszmir z we³ny pokrywaj±cej resztê jej cia³a. Poza tym pokazano nam, jak ubiera siê sari. Oczywi¶cie, d³ugi na 6 metrów pas materia³u, drapowano na naszych towarzyszkach. Generalnie by³ to wstêp i zachêta do robienia zakupów w ogromnym sklepie. Mo¿na by³o nawet zamówiæ sobie jedwabny garnitur na miarê. By³by on uszyty w ci±gu jednego dnia i dostarczony do hotelu w cenie oko³o pó³tora tysi±ca z³. Póki co ograniczyli¶my siê do nabycia T-shirtów po tysi±c rupii za sztukê.
Lunch tym razem kosztowa³ tylko 2 500 rupii. Na deser otrzymali¶my owoc jackfruita (chlebowiec ró¿nolistny). Ciekawostk± w tym lokalu by³a toaleta bez tylnej ¶ciany, czyli bardzo przewiewna. W odleg³o¶ci oko³o metra wznosi³ siê wysoki mur, wiêc nie by³o obawy o mo¿liwo¶æ podgl±dania.
W przylegaj±cym do restauracji ogrodzie przypraw obejrzeli¶my drzewa i krzewy, na których rosn±: pieprz, aloes, kawa, wanilia, citrinella, ga³ka muszkato³owa, kardamon, alpinia, cynamon, ananas, kokos, go¼dziki, kurkuma i kakaowiec. Zobaczyli¶my te¿ drzewo sanda³owe oraz wspomniany wy¿ej jackfruit. Potem by³a degustacja herbaty, masa¿e ró¿nymi kremami i olejkami, a na koñcu tradycyjnie ju¿ wizyta w sklepie z tymi wszystkimi – ponoæ bardzo zdrowymi – specyfikami. Có¿, ceny na pewno by³y zdrowo wywindowane…
Przed szesnast± wyruszyli¶my w drogê do Kandy. Po przyje¼dzie zakwaterowali¶my siê w pochodz±cym z XIX wieku hotelu Queens, po czym spacerkiem udali¶my siê do pobliskiej ¦wi±tyni Zêba. ¦wi±tynia ta, zlokalizowana nad brzegiem jeziora, jest jednym z najbardziej znanych miejsc na Sri Lance. Jest to zarazem najwa¿niejszy obiekt kultu dla buddystów. Znajduje siê tu bowiem, je¶li wierzyæ przekazom, relikwia Zêba Buddy. Nie mo¿na go co prawda obejrzeæ, ale mo¿na za to podziwiaæ z±b s³onia Rad¿y, który przez 18 lat nosi³ na swoim grzbiecie w procesjach szkatu³ê z relikwi±. Gdy w koñcu odszed³ z tego ¶wiata ze staro¶ci, w ramach wdziêczno¶ci zosta³ wypchany i jest eksponowany w specjalnej gablocie. Dla niektórych turystów ten widok jest nieco makabryczny, ale wiêkszo¶æ nie ma nic przeciwko takiemu upamiêtnieniu zas³u¿onego zwierzêcia. O 18.30 mogli¶my obejrzeæ ceremoniê pud¿y. Mnisi wyszli ze swoich cel i przy akompaniamencie bêbnów i innych instrumentów przedefilowali przed g³ówny o³tarz. Ceremonii przygl±da³o siê wielu turystów, ale przede wszystkim jej aktywni uczestnicy, czyli buddy¶ci. Przynie¶li wiele kwiatów, zapalili ¶wieczki i w skupieniu oddawali siê mod³om.
Ciekawostka z hotelu Queens, ale nie tylko: wszelkie rury kanalizacyjne i wodoci±gowe poprowadzone s± na zewn±trz ¶cian budynku. Nie wygl±da to zbyt estetycznie, ale jest do¶æ praktyczne. W tym klimacie nie grozi przecie¿ zamarzniêcie rur…
Pi±tek, 09.02.24
Dzieñ zaczynamy od odwiedzenia Muzeum Szafirów. Na pocz±tek ogl±damy dziesiêciominutowy film, w którym przedstawiony jest ¿mudny proces kopania kamieni szlachetnych. Z grubsza rzecz bior±c, polega to na wyznaczeniu miejsca, wykopaniu kilkunastometrowego szybu, jego oszalowaniu, a potem wydobywaniu szlamu, z którego – jak siê uda – odsiewa siê cenne minera³y. A je¿eli nie, to kopie siê w innym miejscu. Szczê¶cie musi przecie¿ kiedy¶ dopisaæ. Nastêpnie zostajemy oprowadzeni po pokazowej manufakturze, w której szlifuje siê i obrabia kamienie. No i na koñcu nieuchronna w takich przypadkach wizyta w sklepie z bi¿uteri±. Tu otacza nas chmara sprzedawców, którzy usi³uj± zachêciæ nas do robienia zakupów. Na mój gust jest za drogo, ale parê osób z naszej grupy skusi³o siê na jakie¶ kolczyki i pier¶cionki. Gdyby kto¶ by³ zainteresowany, to firma nazywa siê Handuni’s Gems&Jewellery.
Z Kandy kierujemy siê tras± A5 w kierunku Rambody. Krajobraz robi siê coraz bardziej górzysty, a droga krêta. Wokó³ pe³no zieleni i niewielkich wodospadów. Przy jednym z nich (Ramboda), sp³ywaj±cym dwoma strugami z wysoko¶ci stu metrów, zatrzymujemy siê na zrobienie zdjêæ. Mo¿na je wykonaæ bezpo¶rednio z pobocza drogi, ale lepiej z punktu widokowego na dachu pobliskiego budynku. Sêk w tym, ¿e aby wej¶æ na dach, trzeba przej¶æ przez sklep z wyrobami z drewna. Kusz± tu ró¿ne maski, bibeloty i ró¿norakie figurki.
Potem mijamy coraz liczniejsze tarasowe pola poro¶niête krzewami herbaty. Wreszcie zatrzymujemy siê przy Bluefield Tea Factory. Na spotkanie wychodzi nam grupa zbieraczek herbaty z charakterystycznie zamocowanymi na czo³ach uchwytami zawieszonych na plecach worków. My dostajemy o wiele praktyczniejsze koszyki na szelkach. Wchodzimy z paniami na herbaciane pola i robimy sobie z nimi zdjêcia. Dla nas to atrakcja, a dla nich mo¿liwo¶æ dorobienia do skromniutkiego wynagrodzenia, a przy okazji chwila odpoczynku od ¿mudnego zrywania herbacianych listków.
Po tej mini sesji fotograficznej wchodzimy do zak³adu i ¶ledzimy kolejne etapy powstawania herbaty, czyli suszenie, fermentacjê i konfekcjonowanie. W wiêkszo¶ci s± to procesy zmechanizowane. Wreszcie przychodzi pora na degustacjê. Próbujemy a¿ dwunastu gatunków herbaty. Te najlepsze i najdro¿sze z tipsów, czyli pojedynczych nie rozwiniêtych jeszcze listków (golden i silver tips), potem zielone i te najtañsze z drobno pokruszonych li¶ci, niemal¿e zmiotków. A co potem? Oczywi¶cie sklep! A w nim tak ró¿norodny asortyment herbat, ¿e laikowi z wra¿enia oczy wychodz± z orbit. Ostatecznie co¶ tam kupujemy na wyczucie. Trochê dla siebie, trochê na prezenty.
Po lunchu jedziemy do hotelu Pegasus Reef w Wattala, w którym spêdzili¶my pierwsz± noc na Sri Lance. To ju¿ ostatni dzieñ zwiedzania. Jutro rozjedziemy siê do ró¿nych hoteli na wypoczynek. Organizatorzy przygotowali nam mi³± niespodziankê na zakoñczenie wspólnego etapu podró¿y. Otó¿ zostali¶my poczêstowani arakiem oraz czipsami z manioku. Po paru kolejkach w autokarze zrobi³o siê na tyle weso³o, ¿e rozpoczê³y siê ¶piewy. Miejscowy przewodnik Rand¿ip przybli¿a³ nam lankijskie melodie, a nasze panie z ochot± siêga³y do repertuaru polskiej piosenki biesiadnej. Jeszcze tylko zbiórka na napiwek dla obs³ugi (500 rupii od osoby) i nadszed³ czas po¿egnania.
W Pegasus Reff otrzymujemy tym razem pokój nr 205. Nie ma ¿adnych przykrych niespodzianek. Za to Tyberiusz i Barbara trafiaj± do naszego poprzedniego pokoju (216). Okazuje siê, ¿e klucz nadal nie jest dorobiony i s± problemy z otwarciem drzwi.
Sobota, 10.02.24
O dziewi±tej wsiadamy do autokaru z grup± Czechów i jedziemy na po³udnie od Kolombo. Nasz hotel Citrus Waskaduwa jest pierwszy na trasie. Dojazd zajmuje nam pó³torej godziny. Pozostali musz± jechaæ jeszcze przez kilka godzin.
Hotel sprawia przyjemne wra¿enie. Doba hotelowa zaczyna siê od godziny czternastej, ale my otrzymujemy klucz ju¿ o jedenastej. Nasz pokój nr 214 znajduje siê na drugim piêtrze. Z balkonu widzimy zarówno basen, jak i ocean. Oddziela je tylko pas trawnika i pla¿y. Wyposa¿enie bez zarzutu: lodówka, sejf, klimatyzacja, czajnik (kawa i herbata sukcesywnie uzupe³niane) telewizor, Wi-Fi, szlafroki, kapcie. Jedynie suszarka wymaga naprawy lub wymiany (nastêpnego dnia okaza³o siê, ¿e by³a to wina zwarcia w gniazdku). Woda w oceanie cieplutka, a piasek wrêcz parzy stopy. Temperatura 33 stopnie C. Posi³ki w restauracji w formie bufetu. Du¿y wybór dañ, zarówno miejscowych jak i europejskich. No to wypoczywajmy…
Niedziela, 11.02.24
Z hotelu Citrus do drogi A2 mo¿na dostaæ siê jedn± z w±skich uliczek. Obojêtnie, któr± z nich pójdziemy, czeka nas przej¶cie przez tory kolejowe. Trzeba tu szczególnie uwa¿aæ, bo poci±gi je¿d¿± do¶æ czêsto, a szlabany s± nie wszêdzie. Dalej, id±c ju¿ wspomnian± A2 w kierunku Kalutary, równie¿ trzeba mieæ oczy szeroko otwarte i wyczulony s³uch. Nieustannie przemykaj± tu bowiem autobusy, samochody, tuktuki, skutery i rowery, a pobocza praktycznie nie ma. Dopiero po doj¶ciu do Kalutary, czyli po ponad piêciu kilometrach marszu, zobaczyæ mo¿na chodniki. Kiedy dochodzi³em do mostu nad rzek± Galu-ganga (Czarna Rzeka), zaczepi³ mnie jaki¶ miejscowy. Przedstawi³ siê jako Mala. Wypyta³ mnie o kraj pochodzenia, rodzinê, pracê i tp. Nastêpnie za¶ zacz±³ opowiadaæ o sobie. Dziwnym trafem okaza³o siê, ¿e pracuje on w hotelu Citrus jako ogrodnik (przypomnia³ sobie o tym, gdy dowiedzia³ siê, ¿e tam mieszkam). Ju¿ wtedy wiedzia³em, ¿e bêdzie chcia³ mnie oprowadzaæ po mie¶cie. Nie mia³em nic przeciwko temu, bo nie bardzo wiedzia³em, gdzie szukaæ sklepu z alkoholem. Nie s±dzi³em jednak, ¿e ta us³uga bêdzie mnie sporo kosztowaæ. Ale po kolei…
Ju¿ z mostu widaæ by³o imponuj±c± kopu³ê pagody Gangatilake Vihara. Wyrazi³em chêæ jej obejrzenia, bo wiedzia³em, ¿e jest to jedyna tego rodzaju stupa na ¶wiecie i jedna z najwiêkszych na Sri Lance, która jest w ¶rodku pusta. Jej wnêtrze zdobi± 74 malowid³a, na których przedstawiona jest historia wcieleñ Buddy (tzw. D¿ataka). Mala ochoczo pokazywa³ mi wszystkie elementy, co rusz podchodz±c do stra¿ników i mnichów, by zamieniæ z nimi parê s³ów. Po chwili zobaczyli¶my procesjê z darami. Wtedy Mala zacz±³ mi zawile wyja¶niaæ, ¿e powinienem kupiæ mleko dla mnichów jako formê donacji, bo tu nie ma op³at za wstêp, a przecie¿ oni musz± co¶ je¶æ. Ok, pomy¶la³em sobie – mleko to niewielki wydatek. Mogê kupiæ, czemu nie? Najpierw jednak podjechali¶my tuktukiem do sklepu monopolowego, gdzie zrobi³em zakupy dla siebie. Natomiast w pobliskim markecie Mala wzi±³ z pó³ki jak±¶ puszkê i poda³ mi, ¿ebym za ni± zap³aci³. Przy kasie okaza³o siê, ¿e nie jest to ¿adne mleko, lecz suplement diety o nazwie Sustagen Vanila i kosztuje 3 900 rupii lankijskich (czyli oko³o 50 z³). Trochê mnie to zirytowa³o, ale zap³aci³em. Po wyj¶ciu ze sklepu Mala zacz±³ domagaæ siê zap³aty dla siebie, bo przecie¿ to „mleko” on odda mnichom. Oczywi¶cie nie uwierzy³em mu, ale na odczepnego da³em mu jeszcze 500 rupii. Krzywi³ siê, ¿e za ma³o, ale tym razem by³em stanowczy.
Kierowcy tuktuka, który przewióz³ mnie spod pagody do sklepu monopolowego, a nastêpnie do hotelu Citrus, zap³aci³em tysi±c rupii. Te¿ nieco przep³aci³em, ale to by³a przynajmniej rzetelnie wykonana us³uga.
Poniedzia³ek, 12.02.24
Poszed³em rano do recepcji, ¿eby uregulowaæ nale¿no¶æ za piwo, które wypi³em poprzedniego dnia do kolacji (Lion o pojemno¶ci 0,625 l ). Mia³em do zap³acenia tysi±c rupii. Takie samo piwo w sklepie kosztowa³o 570 rupii, ale nie o to mi teraz chodzi. O wiele ciekawszy by³ bowiem rachunek, który otrzyma³em: imienny, wydrukowany na firmowym papierze i zapakowany do eleganckiej koperty z nadrukiem „Citrus”. Jeszcze ciekawsza by³a specyfikacja, w której zamiast wspomnianego piwa umieszczono pozycjê Lemon Sun (cytrynowe s³oñce). Nie jest to bynajmniej nazwa jakiego¶ drinka, lecz restauracji, w której ostatnio jadamy posi³ki. Ot, dyskrecja…
Odby³em dziesiêciokilometrowy spacer po pla¿y. Na po³udnie od hotelu Citrus nie jest ona zbyt d³uga, gdy¿ ju¿ po dwóch kilometrach koñczy siê piasek i rozpoczyna siê trudny do przebycia kamienisty brzeg. Natomiast w kierunku pó³nocnym mo¿na i¶æ o wiele dalej. Jak daleko, tego jeszcze nie sprawdzi³em. Po stronie po³udniowej znajduje siê kilka hoteli i pensjonatów, wiêc nie brakuje tu sprzedawców kokosów, koszul, czapek, klapek i tp. Zaczepiaj± wszystkich, ale nie s± zbyt namolni. Od strony pó³nocnej nie widaæ ¿adnej infrastruktury turystycznej. Spotkaæ za to mo¿na rybaków, k±pi±ce siê dzieci, wa³êsaj±ce siê tu i ówdzie psy oraz nudz±cych siê miejscowych, którzy próbuj± nawi±zaæ rozmowê.
Woda w Oceanie Indyjskim jest bardzo ciep³a. Jednak k±piel nie zawsze jest bezpieczna. Przez dwa poprzednie dni na wysoko¶ci hotelu Citrus wywieszona by³a czerwona flaga. Ponadto na p³ocie oddzielaj±cym teren hotelu od pla¿y widnieje ostrze¿enie o tym, ¿e p³ywaæ mo¿na tylko na w³asn± odpowiedzialno¶æ. W pobli¿u brzegu nie jest co prawda g³êboko, ale silne fale potrafi± zbiæ z nóg, a wtedy wystarczy siê zach³ystn±æ s³on± wod± i nieszczê¶cie gotowe. Warto wiedzieæ, ¿e utoniêcia s± drug± po wypadkach drogowych przyczyn± zgonów turystów na Sri Lance.
Wieczorem na terenie hotelu odby³o siê lankijskie wesele. Piszê „na terenie”, bo nie w hotelowych wnêtrzach, lecz w specjalnie zmontowanym namiocie. Jego rozk³adanie rozpoczêto ju¿ poprzedniego dnia. Dzisiaj wstawiono tylko sto³y i krzes³a oraz przyozdobiono kwiatami ¶ciany. Od osiemnastej zaczêli zje¿d¿aæ go¶cie, których na li¶cie by³o ponad dwustu. Mê¿czy¼ni w garniturach, niektóre kobiety w sari, inne w bardziej uniwersalnych strojach. M³oda para wraz z towarzysz±cym orszakiem przyby³a przed dziewiêtnast±. Did¿eje serwowali muzykê ogólno¶wiatow± oraz lokaln±. Na ¶rodku namiotu ustawiono czteropiêtrowy tort. Go¶cie bawili siê do pó³nocy. Potem wystrzelono trochê fajerwerków i impreza dobieg³a koñca. Rano nie by³o ani ¶ladu po weselu ani po namiocie. To siê nazywa dobra organizacja!
Wtorek, 13.02.24
Ponownie przeszed³em siê do Kalutary. Znowu trafi³em na procesjê przy pagodzie oraz odwiedzi³em sklep monopolowy. Naby³em tam trzy butelki araku (pojemno¶æ 0,375 po 1 830 rupii) oraz parê piwo Lion w takiej samej cenie jak poprzednio. Drogê powrotn± odby³em tuktukiem. Cenê stargowa³em co prawda do 800 rupii, ale kierowca by³ sympatyczny, wiêc da³em mu tysi±c.
Dzisiaj dzieñ pod znakiem awarii. Najpierw zepsu³ siê samozamykacz przy drzwiach. Zg³osi³em wiêc usterkê do recepcji. Po paru minutach przysz³o dwóch pracowników. Popatrzyli, pokrêcili g³owami i poszli po „specjalistê” (oni byli w pomarañczowych uniformach, a on w granatowym. Ten przyniós³ drabinê, wszed³ na ni± i zdemontowa³ felerny element. Obieca³, ¿e jutro przyniesie nowy.
Druga awaria by³a bardziej prozaiczna. Spod sedesu zaczê³a wydobywaæ siê woda, która zalewa³a ³azienkê. By³ to efekt zapchania siê rury odp³ywowej.
Poza tym czterokrotnie wyst±pi³ krótkotrwa³y zanik pr±du. W ¶lad za tym sz³y o wiele d³u¿sze przerwy w dostêpie do ³±czno¶ci internetowej. Na dok³adkê kto¶ nas obudzi³ przed pó³noc±, chroboc±c kluczem w zamku naszych drzwi. Ewidentnie pomyli³ pokój, ale skutecznie wybi³ mnie ze snu. W hotelu nie ma co prawda pokoju z numerem trzynastym, ale widaæ sama data wystarczy do pecha…
Po po³udniu zachmurzy³o siê i temperatura spad³a do 26 stopni C. Nie by³o jednak prognozowanych burz ani opadów.
¦roda, 14.02.24
Publiczna pla¿a oddzielona jest od terenu naszego hotelu p³otem. Pracownicy ochrony pilnuj±, aby wszelkiej ma¶ci handlarze nie przekraczali granicy pomiêdzy piaskiem a trawnikiem. Stoj± wiêc od strony oceanu kobiety, zachêcaj±ce do zakupu wywieszonych na p³ocie koszul, sukienek i tp. Ca³y tej majdan codziennie rano rozwieszaj±, a wraz z zachodem s³oñca pakuj± do toreb i oddalaj± siê do swoich mieszkañ. Od czasu do czasu przy furtce pojawia siê sprzedawca kokosów lub faceci z wê¿em i ma³pk±. Ci ostatni zachêcaj± do zdjêæ ze swoimi pupilami. Ot, jak wszêdzie, ka¿dy chce zarobiæ…
Czapelki z³ociste zaanektowa³y rano nasze le¿aki, wiêc uda³em siê na spacer po pla¿y. Oczywi¶cie ¿artujê, bo ju¿ wcze¶niej mia³em plan spenetrowania pó³nocnego wybrze¿a. Pod drodze zaczepi³y mnie dzieciaki prosz±ce o zdjêcie. Pstrykn±³em im kilka fotek i da³em nieco rupii. Trochê dalej zobaczy³em dwie wios³owe ³odzie rybackie, które by³y w³a¶nie spychane do wody. Do ka¿dej z nich wesz³o po dziesiêæ osób. Widz±c moje zainteresowanie, jeden z miejscowych podszed³ do mnie i wyja¶ni³, ¿e to ju¿ drugie dzisiaj wyp³yniêcie na po³ów. Podobno rano rybacy prawie nic nie z³owili.
- Ocean jest pusty – t³umaczy³ mi przygodny informator.
Pokiwa³em g³ow± i poszed³em w swoj± stronê, ¿eby dalej spalaæ zbêdne kalorie (12 km spaceru, a do wieczora ³±cznie 23 488 kroków).
Czwartek, 15.02.24
Ostatni spacer. Tym razem nie po pla¿y, bo wczoraj porobi³y mi siê odciski pod palcami, gdy boso przemierza³em brzeg Oceanu Indyjskiego, a konkretniej: Morza Lakkadiwskiego. Przespacerowa³em siê w stronê Wadduwa. Obejrza³em miejscowy cmentarz (pierwszy na Sri Lance, nie licz±c Kolombo). Pogapi³em siê na krowy ³a¿±ce po torach i poci±gi ¶migaj±ce z otwartymi na o¶cie¿ drzwiami. Po powrocie stoczy³em ma³± bataliê z pracownikami housekeepingu, którzy zapomnieli wymieniæ rêczniki i zostawiæ w ³azience papier toaletowy. Pop³ywa³em w basenie, no i nieub³aganie nadszed³ czas pakowania siê.
Ireneusz Gêbski
Odprawa paszportowa przebiega szybko i bezproblemowo. Przed terminalem lotniska w Katunayake (CMB) oczekuj± na nas piloci z Rainbow oraz autokary lokalnego partnera turystycznego Green Holiday. Zanim jednak poznali¶my nasz± pilotkê Agnieszkê P³achtê, czeka³a mnie prawdziwa niespodzianka. Otó¿ w autokarze spotka³em Tyberiusza i Barbarê, z którymi prawie trzy lata temu zwiedza³em Dubaj i inne emiraty. Do tej pory tylko raz spotka³em te same osoby na dwóch ró¿nych wycieczkach (Uzbekistan i Iran).
Po drodze do hotelu wymieniamy dolary na rupie lankijskie. Funkcjê kantoru pe³ni przewodnik ze wspomnianego Green Holiday. P³aci 300 rupii za jednego dolara. To nieco gorszy kurs ni¿ na lotnisku, ale za to bardzo wygodny, bo nie trzeba wype³niaæ ¿adnych dokumentów ani pokazywaæ paszportu.
Kwaterujemy siê w hotelu Pegasus Reef w Wattala, jakie¶ 10 kilometrów od centrum Kolombo. Hotel jest niby czterogwiazdkowy, ale trochê na wyrost. W pokoju nie ma lodówki, a poza tym skrzywiony klucz uniemo¿liwia otwarcie drzwi. Recepcja nie posiada zapasowego, wiêc ostatecznie otrzymujemy inny pokój. To jednak nie koniec przygód! Po otwarciu walizki okaza³o siê bowiem, ¿e moje ubrania za¿y³y nieplanowanej k±pieli z powodu pêkniêcia puszki z Col±, ale to ju¿ nie wina hotelu…
Po ¶niadaniu i parogodzinnym odpoczynku wyje¿d¿amy do Kolombo. Jest pochmurno i trochê kropi deszcz. Pilotka mówi, ¿e zmiany klimatyczne powoduj±, i¿ pora deszczowa staje siê coraz bardziej nieprzewidywalna.
W siódmej dzielnicy Kolombo na Placu Niepodleg³o¶ci ogl±damy salê audiencyjn±, wzorowan± na tej z Kandy. Upamiêtnia ona odzyskanie niepodleg³o¶ci Sri Lanki w 1948 roku spod panowania Brytyjczyków. Przed t± kamienn± budowl±, sk³adaj±c± siê z licznych kolumn, stoi pomnik pierwszego premiera Sri Lanki, którym by³ Don Stephen Senanayake. W oddali widaæ wie¿ê telewizyjn± (Lotus Tower), o wysoko¶ci 356 metrów. Jest to najwy¿szy tego typu obiekt w Azji po³udniowej i 19. na ¶wiecie. Wewn±trz znajduje siê muzeum telekomunikacji, restauracje i taras widokowy.
Nastêpnie przeje¿d¿amy obok gmachu ratusza i zatrzymujemy siê przy pos±gu Z³otego Buddy w parku Viharamahadevi. Pilnuje go stra¿nik, który nie pozwala fotografowaæ siê na jego tle. Podobno Budda spêdzi³ kilka lat na Sri Lance, wiêc byæ mo¿e z tego powodu otaczany jest powszechnym szacunkiem. Nieopodal pos±gu uliczny sprzedawca oferuje ¶wie¿e kokosy po 200 rupii, czyli za 2,60 z³ (w lokalnym sklepiku s± po 150) za sztukê. Sok tego owocu zawiera wiele sk³adników mineralnych.
¦wi±tynia Gangaramaya na wyspie to obiekt z XIX wieku. Architektura ¶wi±tyni jest fascynuj±cym po³±czeniem ró¿nych stylów artystycznych, w tym lankijskiego, chiñskiego, tajskiego, birmañskiego i innych. Mile widziani s± tu przedstawiciele wszystkich wyznañ, gdy¿ jest to miejsce maj±ce s³u¿yæ integracji. Urokliwe po³o¿enie ¶wi±tyni, w otoczeniu wody i widocznych w oddali wie¿owców, przyci±ga wielu turystów, a tak¿e miejscowych. Podobno jest to jedyne miejsce, gdzie zakochani mog± siê publicznie przytulaæ i ca³owaæ. Normalnie bowiem na Sri Lance takie zachowania nie s± akceptowane. Jednocze¶nie trzeba zachowaæ szacunek do tego miejsca poprzez stosowny ubiór (zakryte ramiona i kolana) i zdjêcie obuwia przed wej¶ciem.
Przed powrotem do hotelu zagl±damy do marketu Cargils Food City. Ceny porównywalne s± z polskimi, a niektóre produkty s± nawet tañsze. Przyk³adowo za 200 gram herbaty Melsna Rich p³acimy 610 rupii (dwa dolary). Natomiast za piwo Lion Strong 0,5 l 670. Tu istotna informacja: wszystkie alkohole s± sprzedawane na oddzielnych stoiskach, b±d¼ te¿ na zapleczu marketów. Nie mo¿na te¿ wej¶æ na dzia³ monopolowy, ¿eby sobie wybraæ jaki¶ trunek z pó³ki. Klienci oddzieleni s± bowiem metalow± krat± od sprzedawcy, który podaje im zamówione butelki czy puszki przez niewielkie okienko. A skoro mowa o piwie, to w hotelowej restauracji za butelkê Carlsberga do kolacji trzeba wybuliæ ju¿ 1478 rupii, z czego 1100 to cena piwa, a reszta to ró¿nego rodzaju narzuty.
Wtorek, 06.02.24
O wpó³ do ósmej wyje¿d¿amy przez zakorkowane licznymi tuktukami, samochodami i autobusami Kolombo do Pinnawali. Jest to wioska oddalona oko³o 90 kilometrów od dawnej stolicy, znana g³ównie z sierociñca dla s³oni. Zanim tam jednak dojedziemy, mijamy po drodze du¿e plantacje kauczuku. Wspominam o tym, bo tak siê z³o¿y³o, ¿e po raz pierwszy mia³em okazjê obejrzeæ z bliska drzewa kauczukowe.
Do Pinnawali docieramy tu¿ przed dziesi±t±. Akurat trwa wyprowadzanie s³oni do pobliskiej rzeki. W tym celu wstrzymuje siê ruch drogowy, gdy¿ te ogromne zwierzêta musz± przej¶æ przez ulicê. Czê¶æ z nich zostaje jednak w zagrodzie. Mo¿emy do nich podej¶æ i je pokarmiæ (zestaw owoców kosztuje 590 rupii). W sierociñcu przebywaj± nie tylko m³ode s³oni±tka, ale te¿ te starsze, czêsto okaleczone (jeden ma odgryzione przez lamparta ucho). Poza tym nawet ca³kiem zdrowe s³onie musz± tu przebywaæ do koñca swoich dni. Nie da³yby sobie bowiem rady w naturalnym ¶rodowisku po latach uzale¿nienia od pomocy cz³owieka. Za mo¿liwo¶æ umycia s³onia trzeba zap³aciæ 790 rupii. S³onie bardzo chêtnie poddaj± siê masa¿owi skorup± kokosa, le¿±c cierpliwie w wodzie. Kilkusetmetrowy odcinek drogi pomiêdzy rzek± a sierociñcem zapchany jest mnóstwem straganów z pami±tkami. Ciekawie prezentuje siê manufaktura, w której wyrabia siê papier z odchodów s³oni. G³ówna produkcja notatników, obrazków i innej galanterii papierowej odbywa siê prawdopodobnie gdzie indziej, ale czym¶ przecie¿ trzeba zachêciæ turystów do robienia zakupów. Nie bez kozery przed sklepem stoi figurka s³onia bêd±cego w trakcie defekacji.
Po lunchu w formie bufetu, w cenie dziesiêciu dolarów od osoby, jedziemy do Dambulli. Znajduje siê tutaj Z³ota ¦wi±tynia Dambulla sk³adaj±ca siê z piêciu ¶wi±tyñ jaskiniowych. Obiekt jest wpisany na listê UNESCO i stanowi jedno z najwa¿niejszych na Sri Lance miejsc kultu buddyjskiego. Powstawa³ na przestrzeni wielu wieków, bo od I p.n.e do XVIII naszej ery. Nie liczy³em co prawda, ale wed³ug zapewnieñ przewodniczki znajduje siê tutaj 155 pos±gów Buddy. ¯eby dostaæ siê do wykutych w skale grot, trzeba wspi±æ siê po schodach lub wej¶æ biegn±c± obok nich nieco strom± ¶cie¿k±. Przed wej¶ciem trzeba oczywi¶cie zdj±æ buty oraz zakryæ ramiona i kolana. W³a¶ciwie to standard we wszystkich tutejszych ¶wi±tyniach. Podobnie jak krêc±ce siê wokó³ makaki, które tylko czyhaj± na okazjê, ¿eby co¶ skubn±æ nieostro¿nemu tury¶cie. O Dambulli by³o g³o¶no na ca³ym ¶wiecie, gdy w wyniku zamachu terrorystycznego dokonanego w 2006 roku przez samobójcê z Tamilskich Tygrysów, zginê³y tu 92 osoby. Schodz±c ze wzgórza ¶wi±tynnego zatrzymujemy siê na chwilê przy ogromnym pos±gu z³otego Buddy, u podnó¿a którego znajduje siê muzeum buddyjskie. Swoj± drog± niezbyt gustowna budowla.
O 16.30 kwaterujemy siê w hotelu Nice Place. Jest to kompleks kilku bungalowów, zlokalizowany w¶ród bujnej zieleni, z daleka od g³ównej drogi. Za oknami s³ychaæ odg³osy ptaków, po ¶cianach ¶migaj± gekony, notabene bardzo po¿yteczne stworzenia, bo zjadaj± komary. Jest lodówka, taras oraz balkon, ale za to Wi-fi jest bardzo s³abe. W tym miejscu spêdzimy dwie noce.
Przed kolacj± jedziemy na masa¿ ayurwedyjski. Co to takiego? Cytujê za Internetem: Abhyanga to klasyczny masa¿ ajurwedyjski, który polega na masowaniu cia³a ciep³ymi olejami ro¶linnymi oraz esencjonalnymi zio³ami. Wykonywany jest na ca³ym ciele, z wyj±tkiem strefy intymnej, a jego g³ównym celem jest usuniêcie toksyn, od¿ywienie skóry oraz wzmocnienie miê¶ni. Dodam, ¿e masa¿ olejkiem kokosowym trwa³ przez godzinê i rzeczywi¶cie by³ bardzo dok³adny. Po jego zakoñczeniu czeka³ nas jeszcze piêtnastominutowy pobyt w saunie. Koszt tej us³ugi wraz z transportem w obie strony wyniós³ 50 dolarów. Czy warto by³o? Nie jestem pewien, bo na drugi dzieñ krêgos³up bola³ mnie bardziej ni¿ zazwyczaj…
¦roda, 07.02.24
Po ¶niadaniu jedziemy do Polonnaruwy. Jest to jedna z dawnych stolic Sri Lanki, z której do czasów obecnych niewiele przetrwa³o. Niemniej jednak obiekt jest wpisany na listê dziedzictwa kulturowego UNESCO. Bilet wstêpu kosztuje 30 dolarów. Podziwiaæ mo¿emy ruiny pa³acu królewskiego, w tym salê audiencyjn± i basen. Ponoæ budowla mia³a kiedy¶ siedem piêter. Trzeba wiêc mocno wysiliæ wyobra¼niê, ¿eby sobie uzmys³owiæ ogrom tego pa³acu. Wokó³ pa³acu oraz przy pobliskich ¶wi±tyniach krêci siê mnóstwo handlarzy pami±tek, w tym jeden z protezami nóg. Nabywamy u niego zestaw dziesiêciu magnesów za dwa tysi±ce rupii. Za litrow± Colê trzeba tu zap³aciæ 600 rupii (w ma³ym sklepiku na prowincji tylko 300).
Kompleks ¶wi±tyñ buddyjskich w Polonnaruwie do z³udzenia przypomina kambod¿añski Angkor Wat. Tak samo by³ zapomniany i poro¶niêty d¿ungl±, czego ¶lady widaæ do dzisiaj. Ruiny ruinami, ale wymagaj± takiego samego szacunku jak wspó³czesne ¶wi±tynie, Przed wej¶ciem do ¶rodka nale¿y wiêc zdj±æ buty oraz zakryæ ramiona i kolana. Co ciekawe, go³y brzuch w przypadku kobiet ubranych w sari nikomu nie przeszkadza. Nie bêdê tu wymienia³ wszystkich ¶wi±tyñ wchodz±cych w sk³ad tzw. czworok±ta ¶wi±tynnego, bo jest ich bodaj¿e dziewiêæ, z czego najlepiej zachowana jest Thuparama. Mnie osobi¶cie najbardziej podoba³a siê Vatadage, czyli „Okr±g³a ¦wi±tynia”. Sta³ymi bywalcami Polonnaruwy, obok turystów i handlarzy, s± ma³py a tak¿e warany, choæ tych ostatnich jest znacznie mniej.
W ramach wycieczki fakultatywnej (50 USD od osoby) odwiedzamy wioskê lankijsk± Hiriwadunna, zlokalizowan± w pobli¿u drogi A6. Na skraju tej w³a¶nie drogi czekaj± na nas dwuko³owe traktorki z niewielkimi przyczepkami. Zanim jednak na nie wsi±dziemy, po 6 osób na ka¿d±, otrzymujemy do wpicia powitalnego kokosa. Potem jedziemy w±sk± dró¿k±, czê¶ciowo utwardzon±, a czê¶ciowo pe³n± b³otnistych kolein w kolorze ochry. Mijamy ukryte w¶ród bujnej zieleni mniej lub bardziej okaza³e domy, stadka krów, susz±cy siê gdzieniegdzie na p³achtach ry¿ oraz zaprzêgi ci±gnione przez bawo³y. Po dotarciu nad niewielki zbiornik wodny przesiadamy siê na mini katamarany. S± to dwie w±skie ³ódki po³±czone pomostem, na którym siadamy w szóstkê, spuszczaj±c nogi do ³ódek. Nasz przewo¼nik, sprawnie operuj±c jednym wios³em, kieruje swoj± jednostkê na ¶rodek akwenu. Prosto na du¿e kêpy lotosów, z których zrywa kwiaty i wrêcza naszym paniom.. Pokazuje nam te¿ pelikany i czaple z³ociste, wystaj±ce na li¶ciach lotosu.
Wioska Hiriwadunna nie jest pokazówk± dla turystów, jak podobne tego rodzaju miejsca, np. w Kenii. Tu ludzie na co dzieñ mieszkaj± i pracuj±. Owszem, jest jedna lepianka, przypominaj±ca dawne czasy, ale nikt w niej nie mieszka. Mamy natomiast mo¿liwo¶æ obejrzenia wnêtrza wspó³czesnego domu lankijskiego. W sumie niewiele ró¿ni±cego siê od naszych. Ale oczywi¶cie pokazy i prezentacje te¿ by³y. Mogli¶my spróbowaæ placków roti, herbaty z kolendry, zapaliæ miejscowego papierosa i po¿uæ betel. Ponadto gospodynie pokazywa³y nam produkty z kokosa (nawet nie wiedzia³em, ¿e mo¿e ich byæ tak du¿o) oraz demonstrowa³y wyrób mat z li¶ci drzewa kokosowego. Obejrzeli¶my te¿ domek rolnika na palach. S± one u¿ywane na polach ry¿owych, kiedy trzeba je chroniæ przed zadeptaniem przez s³onie.
Na lunch, bêd±cy w cenie wycieczki, pojechali¶my tuktukami. Nie jestem w stanie wymieniæ nazw dañ wystawionych w bufecie, ale by³o ich chyba z dziesiêæ. Mniej lub bardziej pikantne, ale wszystkie smaczne. Do tego ma³e banany i woda.
Po obiedzie wsiedli¶my do samochodów terenowych i pojechali¶my do Parku Narodowego Hurulu Eco, gdzie w³a¶nie przywêdrowa³o stado s³oni. W sumie by³y one jedn± z niewielu atrakcji tego parku. Poza nimi widzieli¶my tylko jednego or³a, jakiego¶ wê¿a, dwa pawie i trochê innych ptaków. Jak na safari to niewiele. Po prostu mieli¶my pecha, bo w parku Minneriya, do którego pierwotnie mieli¶my jechaæ, mo¿na spotkaæ nied¼wiedzie, krokodyle, dziki, bawo³y, a nawet lamparty. Niestety, po niedawnych ulewach drogi s± tam nieprzejezdne. W „naszym” parku te¿ na wielu odcinkach by³o g³êbokie b³oto oraz spore ka³u¿e, z którymi nasze jeepy ledwo sobie radzi³y.
Czwartek, 08.02.24
Z samego rana wyjechali¶my w kierunki Sigiriyi. Po¶piech by³ wskazany z dwóch powodów: zd±¿yæ przed upa³em i wyprzedziæ inne grupy, chêtne do zdobycia „Lwiej Ska³y”. Za mo¿liwo¶æ wspiêcia siê na 180-metrow± ska³ê (jej szczyt znajduje siê na wysoko¶ci 335 m.n.p..) trzeba zap³aciæ 36 dolarów. Co ciekawego jest na tej ogromnej bryle magmy? W tej chwili niewiele, ale w pi±tym wieku znajdowa³a siê tu forteca oraz pa³ac króla Kassapy. Schroni³ siê on tutaj w obawie przed zemst± przyrodniego brata, którego pozbawi³ tronu. Do tej pory zachowa³y siê fundamenty pa³acu oraz skalne malowid³a. Te ostatnie przedstawiaj± kobiety z bujnymi piersiami, byæ mo¿e damy dworu lub królewskie na³o¿nice. Niestety, pod ¿adnym pozorem nie wolno ich fotografowaæ. Do skalnej galerii wchodzi siê krêconymi schodami, które przywieziono z londyñskiego metra. Na szczyt za¶ wiod± czê¶ciowo zrekonstruowane, a czê¶ciowo doczepione metalowe schodki. Podobno jest ich ³±cznie 1 232. Miejscami s± do¶æ strome, ale wej¶cie na szczyt dla w miarê sprawnego cz³owieka nie powinno byæ problemem (z naszej grupy tylko 3 osoby zrezygnowa³y). By³em ¶wiadkiem, gdy pewien starszy i têgi pan z wysi³kiem pokonywa³ ostatnie stopnie, sapi±c i wzdychaj±c przy ka¿dym kroku „O Jezu”. Brawo za ambicjê i samozaparcie, ale czy warto tak ryzykowaæ, je¿eli nie ma siê dobrej kondycji? Z drugiej jednak strony patrz±c, widoki z wierzcho³ka wynagradzaj± wysi³ek i mo¿na nawet powiedzieæ, ¿e kto Sigriyi nie zobaczy, ten Sri Lanki nie odhaczy. A swoj± drog±, ciekawe jak przed z gór± piêtnastoma wiekami wnoszono tu materia³y budowlane i zaopatrzenie?
Przy okazji prezentacji wyrobów z jedwabiu dowiedzia³em siê, ¿e paszminê wykonuje siê z puchu porastaj±cego podbródek kozy himalajskiej, a kaszmir z we³ny pokrywaj±cej resztê jej cia³a. Poza tym pokazano nam, jak ubiera siê sari. Oczywi¶cie, d³ugi na 6 metrów pas materia³u, drapowano na naszych towarzyszkach. Generalnie by³ to wstêp i zachêta do robienia zakupów w ogromnym sklepie. Mo¿na by³o nawet zamówiæ sobie jedwabny garnitur na miarê. By³by on uszyty w ci±gu jednego dnia i dostarczony do hotelu w cenie oko³o pó³tora tysi±ca z³. Póki co ograniczyli¶my siê do nabycia T-shirtów po tysi±c rupii za sztukê.
Lunch tym razem kosztowa³ tylko 2 500 rupii. Na deser otrzymali¶my owoc jackfruita (chlebowiec ró¿nolistny). Ciekawostk± w tym lokalu by³a toaleta bez tylnej ¶ciany, czyli bardzo przewiewna. W odleg³o¶ci oko³o metra wznosi³ siê wysoki mur, wiêc nie by³o obawy o mo¿liwo¶æ podgl±dania.
W przylegaj±cym do restauracji ogrodzie przypraw obejrzeli¶my drzewa i krzewy, na których rosn±: pieprz, aloes, kawa, wanilia, citrinella, ga³ka muszkato³owa, kardamon, alpinia, cynamon, ananas, kokos, go¼dziki, kurkuma i kakaowiec. Zobaczyli¶my te¿ drzewo sanda³owe oraz wspomniany wy¿ej jackfruit. Potem by³a degustacja herbaty, masa¿e ró¿nymi kremami i olejkami, a na koñcu tradycyjnie ju¿ wizyta w sklepie z tymi wszystkimi – ponoæ bardzo zdrowymi – specyfikami. Có¿, ceny na pewno by³y zdrowo wywindowane…
Przed szesnast± wyruszyli¶my w drogê do Kandy. Po przyje¼dzie zakwaterowali¶my siê w pochodz±cym z XIX wieku hotelu Queens, po czym spacerkiem udali¶my siê do pobliskiej ¦wi±tyni Zêba. ¦wi±tynia ta, zlokalizowana nad brzegiem jeziora, jest jednym z najbardziej znanych miejsc na Sri Lance. Jest to zarazem najwa¿niejszy obiekt kultu dla buddystów. Znajduje siê tu bowiem, je¶li wierzyæ przekazom, relikwia Zêba Buddy. Nie mo¿na go co prawda obejrzeæ, ale mo¿na za to podziwiaæ z±b s³onia Rad¿y, który przez 18 lat nosi³ na swoim grzbiecie w procesjach szkatu³ê z relikwi±. Gdy w koñcu odszed³ z tego ¶wiata ze staro¶ci, w ramach wdziêczno¶ci zosta³ wypchany i jest eksponowany w specjalnej gablocie. Dla niektórych turystów ten widok jest nieco makabryczny, ale wiêkszo¶æ nie ma nic przeciwko takiemu upamiêtnieniu zas³u¿onego zwierzêcia. O 18.30 mogli¶my obejrzeæ ceremoniê pud¿y. Mnisi wyszli ze swoich cel i przy akompaniamencie bêbnów i innych instrumentów przedefilowali przed g³ówny o³tarz. Ceremonii przygl±da³o siê wielu turystów, ale przede wszystkim jej aktywni uczestnicy, czyli buddy¶ci. Przynie¶li wiele kwiatów, zapalili ¶wieczki i w skupieniu oddawali siê mod³om.
Ciekawostka z hotelu Queens, ale nie tylko: wszelkie rury kanalizacyjne i wodoci±gowe poprowadzone s± na zewn±trz ¶cian budynku. Nie wygl±da to zbyt estetycznie, ale jest do¶æ praktyczne. W tym klimacie nie grozi przecie¿ zamarzniêcie rur…
Pi±tek, 09.02.24
Dzieñ zaczynamy od odwiedzenia Muzeum Szafirów. Na pocz±tek ogl±damy dziesiêciominutowy film, w którym przedstawiony jest ¿mudny proces kopania kamieni szlachetnych. Z grubsza rzecz bior±c, polega to na wyznaczeniu miejsca, wykopaniu kilkunastometrowego szybu, jego oszalowaniu, a potem wydobywaniu szlamu, z którego – jak siê uda – odsiewa siê cenne minera³y. A je¿eli nie, to kopie siê w innym miejscu. Szczê¶cie musi przecie¿ kiedy¶ dopisaæ. Nastêpnie zostajemy oprowadzeni po pokazowej manufakturze, w której szlifuje siê i obrabia kamienie. No i na koñcu nieuchronna w takich przypadkach wizyta w sklepie z bi¿uteri±. Tu otacza nas chmara sprzedawców, którzy usi³uj± zachêciæ nas do robienia zakupów. Na mój gust jest za drogo, ale parê osób z naszej grupy skusi³o siê na jakie¶ kolczyki i pier¶cionki. Gdyby kto¶ by³ zainteresowany, to firma nazywa siê Handuni’s Gems&Jewellery.
Z Kandy kierujemy siê tras± A5 w kierunku Rambody. Krajobraz robi siê coraz bardziej górzysty, a droga krêta. Wokó³ pe³no zieleni i niewielkich wodospadów. Przy jednym z nich (Ramboda), sp³ywaj±cym dwoma strugami z wysoko¶ci stu metrów, zatrzymujemy siê na zrobienie zdjêæ. Mo¿na je wykonaæ bezpo¶rednio z pobocza drogi, ale lepiej z punktu widokowego na dachu pobliskiego budynku. Sêk w tym, ¿e aby wej¶æ na dach, trzeba przej¶æ przez sklep z wyrobami z drewna. Kusz± tu ró¿ne maski, bibeloty i ró¿norakie figurki.
Potem mijamy coraz liczniejsze tarasowe pola poro¶niête krzewami herbaty. Wreszcie zatrzymujemy siê przy Bluefield Tea Factory. Na spotkanie wychodzi nam grupa zbieraczek herbaty z charakterystycznie zamocowanymi na czo³ach uchwytami zawieszonych na plecach worków. My dostajemy o wiele praktyczniejsze koszyki na szelkach. Wchodzimy z paniami na herbaciane pola i robimy sobie z nimi zdjêcia. Dla nas to atrakcja, a dla nich mo¿liwo¶æ dorobienia do skromniutkiego wynagrodzenia, a przy okazji chwila odpoczynku od ¿mudnego zrywania herbacianych listków.
Po tej mini sesji fotograficznej wchodzimy do zak³adu i ¶ledzimy kolejne etapy powstawania herbaty, czyli suszenie, fermentacjê i konfekcjonowanie. W wiêkszo¶ci s± to procesy zmechanizowane. Wreszcie przychodzi pora na degustacjê. Próbujemy a¿ dwunastu gatunków herbaty. Te najlepsze i najdro¿sze z tipsów, czyli pojedynczych nie rozwiniêtych jeszcze listków (golden i silver tips), potem zielone i te najtañsze z drobno pokruszonych li¶ci, niemal¿e zmiotków. A co potem? Oczywi¶cie sklep! A w nim tak ró¿norodny asortyment herbat, ¿e laikowi z wra¿enia oczy wychodz± z orbit. Ostatecznie co¶ tam kupujemy na wyczucie. Trochê dla siebie, trochê na prezenty.
Po lunchu jedziemy do hotelu Pegasus Reef w Wattala, w którym spêdzili¶my pierwsz± noc na Sri Lance. To ju¿ ostatni dzieñ zwiedzania. Jutro rozjedziemy siê do ró¿nych hoteli na wypoczynek. Organizatorzy przygotowali nam mi³± niespodziankê na zakoñczenie wspólnego etapu podró¿y. Otó¿ zostali¶my poczêstowani arakiem oraz czipsami z manioku. Po paru kolejkach w autokarze zrobi³o siê na tyle weso³o, ¿e rozpoczê³y siê ¶piewy. Miejscowy przewodnik Rand¿ip przybli¿a³ nam lankijskie melodie, a nasze panie z ochot± siêga³y do repertuaru polskiej piosenki biesiadnej. Jeszcze tylko zbiórka na napiwek dla obs³ugi (500 rupii od osoby) i nadszed³ czas po¿egnania.
W Pegasus Reff otrzymujemy tym razem pokój nr 205. Nie ma ¿adnych przykrych niespodzianek. Za to Tyberiusz i Barbara trafiaj± do naszego poprzedniego pokoju (216). Okazuje siê, ¿e klucz nadal nie jest dorobiony i s± problemy z otwarciem drzwi.
Sobota, 10.02.24
O dziewi±tej wsiadamy do autokaru z grup± Czechów i jedziemy na po³udnie od Kolombo. Nasz hotel Citrus Waskaduwa jest pierwszy na trasie. Dojazd zajmuje nam pó³torej godziny. Pozostali musz± jechaæ jeszcze przez kilka godzin.
Hotel sprawia przyjemne wra¿enie. Doba hotelowa zaczyna siê od godziny czternastej, ale my otrzymujemy klucz ju¿ o jedenastej. Nasz pokój nr 214 znajduje siê na drugim piêtrze. Z balkonu widzimy zarówno basen, jak i ocean. Oddziela je tylko pas trawnika i pla¿y. Wyposa¿enie bez zarzutu: lodówka, sejf, klimatyzacja, czajnik (kawa i herbata sukcesywnie uzupe³niane) telewizor, Wi-Fi, szlafroki, kapcie. Jedynie suszarka wymaga naprawy lub wymiany (nastêpnego dnia okaza³o siê, ¿e by³a to wina zwarcia w gniazdku). Woda w oceanie cieplutka, a piasek wrêcz parzy stopy. Temperatura 33 stopnie C. Posi³ki w restauracji w formie bufetu. Du¿y wybór dañ, zarówno miejscowych jak i europejskich. No to wypoczywajmy…
Niedziela, 11.02.24
Z hotelu Citrus do drogi A2 mo¿na dostaæ siê jedn± z w±skich uliczek. Obojêtnie, któr± z nich pójdziemy, czeka nas przej¶cie przez tory kolejowe. Trzeba tu szczególnie uwa¿aæ, bo poci±gi je¿d¿± do¶æ czêsto, a szlabany s± nie wszêdzie. Dalej, id±c ju¿ wspomnian± A2 w kierunku Kalutary, równie¿ trzeba mieæ oczy szeroko otwarte i wyczulony s³uch. Nieustannie przemykaj± tu bowiem autobusy, samochody, tuktuki, skutery i rowery, a pobocza praktycznie nie ma. Dopiero po doj¶ciu do Kalutary, czyli po ponad piêciu kilometrach marszu, zobaczyæ mo¿na chodniki. Kiedy dochodzi³em do mostu nad rzek± Galu-ganga (Czarna Rzeka), zaczepi³ mnie jaki¶ miejscowy. Przedstawi³ siê jako Mala. Wypyta³ mnie o kraj pochodzenia, rodzinê, pracê i tp. Nastêpnie za¶ zacz±³ opowiadaæ o sobie. Dziwnym trafem okaza³o siê, ¿e pracuje on w hotelu Citrus jako ogrodnik (przypomnia³ sobie o tym, gdy dowiedzia³ siê, ¿e tam mieszkam). Ju¿ wtedy wiedzia³em, ¿e bêdzie chcia³ mnie oprowadzaæ po mie¶cie. Nie mia³em nic przeciwko temu, bo nie bardzo wiedzia³em, gdzie szukaæ sklepu z alkoholem. Nie s±dzi³em jednak, ¿e ta us³uga bêdzie mnie sporo kosztowaæ. Ale po kolei…
Ju¿ z mostu widaæ by³o imponuj±c± kopu³ê pagody Gangatilake Vihara. Wyrazi³em chêæ jej obejrzenia, bo wiedzia³em, ¿e jest to jedyna tego rodzaju stupa na ¶wiecie i jedna z najwiêkszych na Sri Lance, która jest w ¶rodku pusta. Jej wnêtrze zdobi± 74 malowid³a, na których przedstawiona jest historia wcieleñ Buddy (tzw. D¿ataka). Mala ochoczo pokazywa³ mi wszystkie elementy, co rusz podchodz±c do stra¿ników i mnichów, by zamieniæ z nimi parê s³ów. Po chwili zobaczyli¶my procesjê z darami. Wtedy Mala zacz±³ mi zawile wyja¶niaæ, ¿e powinienem kupiæ mleko dla mnichów jako formê donacji, bo tu nie ma op³at za wstêp, a przecie¿ oni musz± co¶ je¶æ. Ok, pomy¶la³em sobie – mleko to niewielki wydatek. Mogê kupiæ, czemu nie? Najpierw jednak podjechali¶my tuktukiem do sklepu monopolowego, gdzie zrobi³em zakupy dla siebie. Natomiast w pobliskim markecie Mala wzi±³ z pó³ki jak±¶ puszkê i poda³ mi, ¿ebym za ni± zap³aci³. Przy kasie okaza³o siê, ¿e nie jest to ¿adne mleko, lecz suplement diety o nazwie Sustagen Vanila i kosztuje 3 900 rupii lankijskich (czyli oko³o 50 z³). Trochê mnie to zirytowa³o, ale zap³aci³em. Po wyj¶ciu ze sklepu Mala zacz±³ domagaæ siê zap³aty dla siebie, bo przecie¿ to „mleko” on odda mnichom. Oczywi¶cie nie uwierzy³em mu, ale na odczepnego da³em mu jeszcze 500 rupii. Krzywi³ siê, ¿e za ma³o, ale tym razem by³em stanowczy.
Kierowcy tuktuka, który przewióz³ mnie spod pagody do sklepu monopolowego, a nastêpnie do hotelu Citrus, zap³aci³em tysi±c rupii. Te¿ nieco przep³aci³em, ale to by³a przynajmniej rzetelnie wykonana us³uga.
Poniedzia³ek, 12.02.24
Poszed³em rano do recepcji, ¿eby uregulowaæ nale¿no¶æ za piwo, które wypi³em poprzedniego dnia do kolacji (Lion o pojemno¶ci 0,625 l ). Mia³em do zap³acenia tysi±c rupii. Takie samo piwo w sklepie kosztowa³o 570 rupii, ale nie o to mi teraz chodzi. O wiele ciekawszy by³ bowiem rachunek, który otrzyma³em: imienny, wydrukowany na firmowym papierze i zapakowany do eleganckiej koperty z nadrukiem „Citrus”. Jeszcze ciekawsza by³a specyfikacja, w której zamiast wspomnianego piwa umieszczono pozycjê Lemon Sun (cytrynowe s³oñce). Nie jest to bynajmniej nazwa jakiego¶ drinka, lecz restauracji, w której ostatnio jadamy posi³ki. Ot, dyskrecja…
Odby³em dziesiêciokilometrowy spacer po pla¿y. Na po³udnie od hotelu Citrus nie jest ona zbyt d³uga, gdy¿ ju¿ po dwóch kilometrach koñczy siê piasek i rozpoczyna siê trudny do przebycia kamienisty brzeg. Natomiast w kierunku pó³nocnym mo¿na i¶æ o wiele dalej. Jak daleko, tego jeszcze nie sprawdzi³em. Po stronie po³udniowej znajduje siê kilka hoteli i pensjonatów, wiêc nie brakuje tu sprzedawców kokosów, koszul, czapek, klapek i tp. Zaczepiaj± wszystkich, ale nie s± zbyt namolni. Od strony pó³nocnej nie widaæ ¿adnej infrastruktury turystycznej. Spotkaæ za to mo¿na rybaków, k±pi±ce siê dzieci, wa³êsaj±ce siê tu i ówdzie psy oraz nudz±cych siê miejscowych, którzy próbuj± nawi±zaæ rozmowê.
Woda w Oceanie Indyjskim jest bardzo ciep³a. Jednak k±piel nie zawsze jest bezpieczna. Przez dwa poprzednie dni na wysoko¶ci hotelu Citrus wywieszona by³a czerwona flaga. Ponadto na p³ocie oddzielaj±cym teren hotelu od pla¿y widnieje ostrze¿enie o tym, ¿e p³ywaæ mo¿na tylko na w³asn± odpowiedzialno¶æ. W pobli¿u brzegu nie jest co prawda g³êboko, ale silne fale potrafi± zbiæ z nóg, a wtedy wystarczy siê zach³ystn±æ s³on± wod± i nieszczê¶cie gotowe. Warto wiedzieæ, ¿e utoniêcia s± drug± po wypadkach drogowych przyczyn± zgonów turystów na Sri Lance.
Wieczorem na terenie hotelu odby³o siê lankijskie wesele. Piszê „na terenie”, bo nie w hotelowych wnêtrzach, lecz w specjalnie zmontowanym namiocie. Jego rozk³adanie rozpoczêto ju¿ poprzedniego dnia. Dzisiaj wstawiono tylko sto³y i krzes³a oraz przyozdobiono kwiatami ¶ciany. Od osiemnastej zaczêli zje¿d¿aæ go¶cie, których na li¶cie by³o ponad dwustu. Mê¿czy¼ni w garniturach, niektóre kobiety w sari, inne w bardziej uniwersalnych strojach. M³oda para wraz z towarzysz±cym orszakiem przyby³a przed dziewiêtnast±. Did¿eje serwowali muzykê ogólno¶wiatow± oraz lokaln±. Na ¶rodku namiotu ustawiono czteropiêtrowy tort. Go¶cie bawili siê do pó³nocy. Potem wystrzelono trochê fajerwerków i impreza dobieg³a koñca. Rano nie by³o ani ¶ladu po weselu ani po namiocie. To siê nazywa dobra organizacja!
Wtorek, 13.02.24
Ponownie przeszed³em siê do Kalutary. Znowu trafi³em na procesjê przy pagodzie oraz odwiedzi³em sklep monopolowy. Naby³em tam trzy butelki araku (pojemno¶æ 0,375 po 1 830 rupii) oraz parê piwo Lion w takiej samej cenie jak poprzednio. Drogê powrotn± odby³em tuktukiem. Cenê stargowa³em co prawda do 800 rupii, ale kierowca by³ sympatyczny, wiêc da³em mu tysi±c.
Dzisiaj dzieñ pod znakiem awarii. Najpierw zepsu³ siê samozamykacz przy drzwiach. Zg³osi³em wiêc usterkê do recepcji. Po paru minutach przysz³o dwóch pracowników. Popatrzyli, pokrêcili g³owami i poszli po „specjalistê” (oni byli w pomarañczowych uniformach, a on w granatowym. Ten przyniós³ drabinê, wszed³ na ni± i zdemontowa³ felerny element. Obieca³, ¿e jutro przyniesie nowy.
Druga awaria by³a bardziej prozaiczna. Spod sedesu zaczê³a wydobywaæ siê woda, która zalewa³a ³azienkê. By³ to efekt zapchania siê rury odp³ywowej.
Poza tym czterokrotnie wyst±pi³ krótkotrwa³y zanik pr±du. W ¶lad za tym sz³y o wiele d³u¿sze przerwy w dostêpie do ³±czno¶ci internetowej. Na dok³adkê kto¶ nas obudzi³ przed pó³noc±, chroboc±c kluczem w zamku naszych drzwi. Ewidentnie pomyli³ pokój, ale skutecznie wybi³ mnie ze snu. W hotelu nie ma co prawda pokoju z numerem trzynastym, ale widaæ sama data wystarczy do pecha…
Po po³udniu zachmurzy³o siê i temperatura spad³a do 26 stopni C. Nie by³o jednak prognozowanych burz ani opadów.
¦roda, 14.02.24
Publiczna pla¿a oddzielona jest od terenu naszego hotelu p³otem. Pracownicy ochrony pilnuj±, aby wszelkiej ma¶ci handlarze nie przekraczali granicy pomiêdzy piaskiem a trawnikiem. Stoj± wiêc od strony oceanu kobiety, zachêcaj±ce do zakupu wywieszonych na p³ocie koszul, sukienek i tp. Ca³y tej majdan codziennie rano rozwieszaj±, a wraz z zachodem s³oñca pakuj± do toreb i oddalaj± siê do swoich mieszkañ. Od czasu do czasu przy furtce pojawia siê sprzedawca kokosów lub faceci z wê¿em i ma³pk±. Ci ostatni zachêcaj± do zdjêæ ze swoimi pupilami. Ot, jak wszêdzie, ka¿dy chce zarobiæ…
Czapelki z³ociste zaanektowa³y rano nasze le¿aki, wiêc uda³em siê na spacer po pla¿y. Oczywi¶cie ¿artujê, bo ju¿ wcze¶niej mia³em plan spenetrowania pó³nocnego wybrze¿a. Pod drodze zaczepi³y mnie dzieciaki prosz±ce o zdjêcie. Pstrykn±³em im kilka fotek i da³em nieco rupii. Trochê dalej zobaczy³em dwie wios³owe ³odzie rybackie, które by³y w³a¶nie spychane do wody. Do ka¿dej z nich wesz³o po dziesiêæ osób. Widz±c moje zainteresowanie, jeden z miejscowych podszed³ do mnie i wyja¶ni³, ¿e to ju¿ drugie dzisiaj wyp³yniêcie na po³ów. Podobno rano rybacy prawie nic nie z³owili.
- Ocean jest pusty – t³umaczy³ mi przygodny informator.
Pokiwa³em g³ow± i poszed³em w swoj± stronê, ¿eby dalej spalaæ zbêdne kalorie (12 km spaceru, a do wieczora ³±cznie 23 488 kroków).
Czwartek, 15.02.24
Ostatni spacer. Tym razem nie po pla¿y, bo wczoraj porobi³y mi siê odciski pod palcami, gdy boso przemierza³em brzeg Oceanu Indyjskiego, a konkretniej: Morza Lakkadiwskiego. Przespacerowa³em siê w stronê Wadduwa. Obejrza³em miejscowy cmentarz (pierwszy na Sri Lance, nie licz±c Kolombo). Pogapi³em siê na krowy ³a¿±ce po torach i poci±gi ¶migaj±ce z otwartymi na o¶cie¿ drzwiami. Po powrocie stoczy³em ma³± bataliê z pracownikami housekeepingu, którzy zapomnieli wymieniæ rêczniki i zostawiæ w ³azience papier toaletowy. Pop³ywa³em w basenie, no i nieub³aganie nadszed³ czas pakowania siê.
Ireneusz Gêbski
Dodane komentarze
brak komentarzy
Przydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
Dzia³ Artyku³y
Dzia³ Artyku³y powsta³ w celu umo¿liwienia zarejestrowanym u¿ytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podró¿y i pomocy innym podró¿nikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za ka¿de dodany artyku³ otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.