Artykuły i relacje z podróży Globtroterów

LWÓW - MAŁO SENTYMENTALNY > UKRAINA


Majka Majka Dodaj do: wykop.pl
relacje z podróży

Zdjęcie UKRAINA / brak / Lwów / Lwów - Muzy na gmachu OperyRelacja z krótkiej wycieczki do Lwowa

Każdy ma je przynajmniej jedno. Słowo -klucz, które wypowiadamy w ten
szczególny sposób.
Z czułością jak imię ukochanej osoby , z tkliwością z jaką zwracamy się> do dziecka. Wypowiadamy je miękko , jakby z czcią. Zanim padnie z
naszych ust , zdarza się że poprzedzi je lekkie westchnienie.
Dla wielu Polaków to słowo brzmi - KRESY.
Ziemie bezpowrotnie utracone. Te wyjątkowe , które zrodziły tak wielu
wybitnych , te opiewane przez Mickiewicza i Słowackiego , Dąbrowską i
Herberta.
Ten pierwszy w swej twórczości zwraca się w stronę Wilna, ten ostatni , z wielkim namaszczeniem zawsze odnosił się do Lwowa.
I to właśnie Lwów, stał się moim pretekstem do wyjazdu na Ukrainę.
Kraj to ogromny, ciekawy i zaskakujący. W pewnym sensie nawet
egzotyczny. Najlepiej zwiedzac go w towarzystwie Tych największych .
Podróż na Krym nie niosłaby spełnienia gdyby nie Sonety Mickiewicza ,
Podole i Chocim najlepiej smakują z lekturą " Ogniem i Mieczem "
Wisienką na torcie jest oczywiście okrzyknięty perłą Ukrainy gród Lwa.
Niezależnie od tego, z której strony wyrusza się na podbój tego miasta,
dojechanie do niego proste nie jest.
Gdy przemierzam ukraińskie drogi , samochód nieustannie podskakuje na
dziurach i wertepach , a ja w duchu błogosławie polską jakośc
nawierzchni. Oświetlenia też tu jak na lekarstwo. Całości obrazu
dopełniają zaniedbane, często walące się domostwa , płoty trzymające się
na krzywych palikach , stojące chyba bardziej z obowiązku niż kwestii
funkcjonalnej i brudne , małe stacje benzynowe. Jeśli dodam do tego
temperaturę , minus sześciu stopni i wszechobecny szary wręcz śnieg ,
nie trudno mi się dziwic że wrażenie powalające nie było.
Wreszcie pojawia się drogowskaz na Lwów.To też rzadkośc.
Do miasta docieram około czwartej rano.
Ponieważ podróż tę ciężko byłoby uznac za zaplanowaną , wyruszam na
poszukiwanie hotelu.
Miasto, choc zatopione w mroku prezentuje się naprawdę
imponująco.Pierwsza rzecz jaka rzuca mi się w oczy to wąziutkie uliczki
i cała masa balkonów. Są przepiękne i wszechobecne. Nie ma dwóch
jednakowych.Kute , malowane , wydają się niezmiernie lekkie , delikatne
jakby stworzono je tylko i wyłącznie do zdobienia i tak cudnych
kamienic. Każda uliczka w którą wjeżdżamy wygląda jak częśc skansenu .
Nie mogę oderwac oczu od kolejnych architektonicznych cudów , ale
zmęczenie coraz wyraźniej daje mi się odczuc , więc postanawiam darowac
sobie szukanie hotelu w ciemno i zaczepiam napotkanego taksówkarza. Po
niedługim czasie jestem już w hotelu.
Fakt jest faktem, pewna nie jestem czy miejsce w którym mam spędzic "noc
" powinno określac się tym mianem. Bardziej celne byłoby chyba
określenie " Akademik o standardzie -1 "
Ogromny, kilkunasto pietrowy szary moloch o szumnej nazwie Hotel Lwiw ma
chyba tylko jedną zaletę -położenie w samym centrum miasta.
Poza tym to swoista egzotyka. Brak wody przez 4 godziny dziennie, łóżka
przewidziane dla osób poniżej 170 cm wzrostu i recepcja o wyglądzie kas
dworcowych. ZSRR w najczystszej formie. Standard obsługi też pamięta
chyba czasy jego świetności w granicach Związku Radzieckiego. Myjąc się
przed snem błagam siły wyższe żeby kran przypadkiem nie odpadł od śruby
w ścianie i z rozrzewnieniem wspominam olsztyński akademik.
Po kilku godzinach snu , nareszcie ruszam rozejrzec się po mieście.
Zaopatrzona w przewodnik i tomik poezji Herberta opuszczam moją jakże
luksusową noclegownię i kieruję się w stronę Opery Lwowskiej. Jej gmach
widac już z daleka. Połyskuje w słońcu czernią i złotem figur , koi oko
jasnością ścian.
Ten gigantyczny prostopadłościan zajmuje powierzchnię ponad trzech
tysięcy metrów kwadratowych
Jońskie kolumny , arkady , małe arcydzieła w postaci płaskorzeźb i pełne
uroku i kunsztu figury zdobiące dach
Przede mną dumnie prezentują się alegoryczne rzeźby . Są tu muzyka ,
komedia , poezja i tragedia. Słowem wszystkie oblicza sztuk pięknych.
Ich skrzydła trochę agresywnie odcinają się od koloru nieba , które jest
teraz brudnoniebieskie. Cała ta aura wzmaga wrażenie niepokoju , więc
mimo niewątpliwego uroku Muz , odwracam się i ruszam dalej. Na chybił
trafił skręcam w jedną z tysiąca małych uliczek i niespiesznym
spacerkiem przemierzam miasto.
Wyłaniając się zza jakiegoś zakrętu nagle wpadam wręcz na Katedrę
Łacińską. Budynek jest imponujący , jak wszystko w tym magicznym mieście
, ale moją uwagę przyciąga jednak coś innego
Tuż obok Katedry znajduje się bowiem kaplica Boimów.
To jedno z takich miejsc , które przypomina mi stwierdzenie ze małe jest
piękne.
Zbudowana w stylu manierystycznym , niewielka budowla wygląda jak
przeniesiona z ilustracji bajki.Jej ściany to prawdziwy majstersztyk
płaskorzeźby , a na widok kamiennych lwów wkomponowanych w fasadę ,
ciężko się nie uśmiechnąc. Miły dla oka jest też wszechobecny ornament
okuciowy. Jest tu co oglądac , ale zwazywszy na mróz i jakąs zagraniczną
wycieczkę , która zaczyna okupowac ten załuek, rezygnuję z dłuższego
podziwiania bajkowej kaplicy. Odwracam się jeszcze tylko żeby ostatni
raz na nią zerknąc i dopiero w tym momencie orientuje się że ściany
budynku zaabsorbowały mnie do tego stopnia że nie zwróciłam nawet uwagi
na to , co je wieńczy.
To poważny błąd , bo kopuła z latarnią i sylwetką siedzącego Chrystusa
to naprawdę cudo.
Sama nie wiem dlaczego , ale nie mogłam się od tego miejsca w żaden
sposób oderwac. Przysiadłam więc na ławce, zapaliłam papierosa i z
bezpiecznej odległości oglądałam kaplicę. Palce zaczęły mi już lekko
przemarzac , ale z dzikim uporem przypalałam kolejnego papierosa ,
przekonując samą siebie że żaden mróz mnie stąd nie przegoni. No i nie
przegonił...
W pewnym momencie usłyszałam za plecami męski głos.
-Czy nie potrzebuje Pani noclegu??
Zerwałam się jak diabeł polany święconą wodą i wygłosiłam całą tyradę
podziękowań , w której co drugim słowem było NIE
Dopiero w chwili , gdy kończyłam swój bezsensowny wywód , uzmysłowiłam
sobie że człowiek, który stoi przy mojej ławce odezwał się do mnie w
języku polskim.
Sukces nad sukcesami. Upewniszy się że mężczyzna nie zniknął , i
przeprowadziwszy wywiad godny księdza przychodzącego po kolędzie ,
popadłam w błogi zachwyt. Oto stał przede mną Lwowiak polskiego
pochodzenia. Prawdziwy i rzeczywisty.
Tak oto poznałam Bogdana . Czterdziestoletni przewodnik , którego
rodzina od sześciu pokoleń mieszkała w tym mieście. Czy mogłabym trafic
lepiej ?
Dziś wiem że napewno nie. Człowiek o wielkim zamiłowaniu do historii i
sztuki , człowiek który zna to miasto od podszewki , i pokaże mi je w
siedem krótkich godzin...
Czas start.
Idziemy szybkim krokiem . Mróz jakby trochę zelżał , a brudny śnieg
powoli zamienia się w pluchę i kałuże. Pierwszy punkt naszego programu
to przedwojenne kasyno. Pierwsza myśl jaka przychodzi mi do głowy na
jego widok to neorokoko w najlepszym stylu. Każdy detal jest
dopieszczony , doskonały i wyrazisty. Wchodzimy przez ciężkie drewniane
drzwi i zachwycamy się kutymi latarniami i oryginalną przedwojenną
posadzką. Pan Bogdan zamienia kilka słów z dozorcą budynku , wciskamy mu
w garśc kilka banknotów i wchodzimy do środka.
Mężczyzna krzyczy jeszcze za nami że musimy się spieszyc bo dziś w
kasynie wesele...
Idziemy po wiekowej , wielobarwnej mozaice.Jest śliczna i doskonale
zachowana. Przypomina mi malowane domy we wsi Zalipie , albo kafelki ,
którymi kiedyś okładano piece kaflowe. Taka kolorowa szachownica. Mijamy
kolejne drzwi i barykady z ławek i stołów . Wchodzimy do głównego holu.
Panie i Panowie czapki z głów.
Centralną częścią pomieszczenia są schody.Mówic o nich że są piękne i
misternie rzeźbione to tak jakby nazwac sztorm lekką burzą.
Wykonane z masywnego dębu , wydają się lekkie. Rzeźbione poręcze ,
wsporniki , kształty tak doskonałe i idealne że odbiera mi mowę.
Ściany pokryte dębowymi panelami , kandelabry i lampy , czerwony dywan i
na dodatek ta obłędna posadzka !!!
-Umiała się szlachta bawic, co ?!
Zagaduje ze śmiechem Pan Bogdan
Ja tymczasem biegam po całej sali i oglądam wszystko . To wnętrze to
poprostu arcydzieło!!!
Ależ musiał w tej sali brzmiec kiedyś walc!
wtedy przychodzi pewnego rodzaju olśnienie. Walc...
Już po chwili siedzimy z moim przewodnikiem na tych nieziemskich
schodach i dzieląc się słuchawkami od odtwarzacza mp3 , słuchamy walca z
Nocy i Dni.
Naturalnie nic co piękne nie trwa wieczenie, a na ogół wręcz przeciwnie
, szybko się kończy , więc wcale nie dziwię się gdy otwierają się drzwi
i kilku panów zaczyna wnosic do sali ławki.
W końcu za kilka godzin goście weselni będą rysowac obcasami
przedwojenną posadzkę...
My zaś ruszamy dalej. W drodze do kolejnych katedr i kościołów dużo
rozmawiamy .Skaczamy po czasach i epokach , dniach świetności i klęski,
szczęścia i żałoby. W końcu schodzimy na temat polskości na Ukrainie , a
powietrze zaczyna się robic cięższe.
Sztuka ustępuje miejsce histori.Zamiast zabytków wpisanych na listę
Unesco , oglądamy miejsca gdzie rozstrzelano polską inteligencję,
zamiast kościołów - nieme tabliczki z polskimi nazwami ulic , zatartymi
przez czas i ludzkie ręce.
Bogdan otwiera furtkę na pierwsze z brzegu podwórko i po krótkich
poszukiwaniach pokazuje mi zgoła inny zabytek
Licznik elektrowni miejskich Lwów.Polski licznik, z polskimi
napisami.Dopiero teraz zauważam że studzienki i hydranty po których
stąpam noszą napis POLSKIE WODOCIĄGI AJAKS LWÓW
Pierwszy raz odkąd jestem w tym mieście naprawdę podskórnie wyczuwam
jego polskośc.
Gdzieś niejasno przypominam sobie coś o polskiej prasie wydawanej we
Lwowie , a mój towarzysz wyciąga ze sfatygowanej torby , nie mniej
wymiętą gazetę. Kurier Galicysjki. Na pierwszej stronie rzuca się na
czytelnika artykuł o winie i przebaczeniu. Pojednanie jest szansą
ludzkości- czytam słowa jednego z ukraińskich polityków .Ale pojednania
we Lwowie nie ma.
Bogdan zatrzymuje się i wskazuje na tabliczkę z nazwą ulicy na której
się aktualnie znajdujemy. Bohaterów Upa. Niedaleko znajduje się też
pomnik. Po tym jak obrzucono go odpadkami , codziennie jest strzeżony
przez dwóch mundurowych. Po głowie z szybkością światła przebiegają mi
opowieści niezyjacego wuja.Upa.Bieszczady. Rzeź.
Przeszłośc nie powinna budowac muru przed teraźniejszością , ale
przecież nie można tak poprostu zapomniec.
Zwłaszcza teraz , kiedy na Ukrainie kwitnie nacjonalizm. W pierwszej
chwili biorę te słowa za przejaw niechęci zgorzkniałego człowieka, ale
zachęcona przez Bogdana zaczynam zerkac na falgi , które wewnątrz
samochodów wożą ich kierowcy. Niemal wszystkie zachodnie wozy są w
środku przyozdobione flagą nacjonalistów. Czuję jak skóra cierpnie mi na
karku. Zaczynam wyraźnie obserwowac i po jakimś czasie, z trudem i
niechęcią przyznaję że ten człowiek ma racje.
Ukraińscy mieszkańcy Lwowa patrzą się na polaków poprostu wrogo.
Zwłaszcza teraz , gdy turysta dosłownie rzuca się w oczy.
Siadamy w małej knajpce. Gorąca kawa ma byc zwięczeniem pierwszej części
wędrówki.
Jak mogłam nie zauwazyc że ten człowiek ścisza głos gdy mówi po polsku ,
jak mogłam byc tak ślepa zeby tego wszystkiego nie dojrzec ?!
Czas biegnie a my rozmawiamy. O pomocy dla Lwowian , która ponoc płynie
z Polski. Ponoc - bo nikt tutaj tej pomocy nie doświadcza, finasnowa
norma , która przypada tu na osobę , może byc śmiało porównana do racji
żywieniowej w Oświęcimiu.
Polscy Lwowianie czują się zapomnieni i pozostawieni samym sobie.
Poświęceni w imię poprawności stosunków politycznych.
Przez rosjan i ukraińców są dyskryminowani . Miejsca pracy ,
wykształcenie , pozycja społeczna, to rzeczy których polak raczej tu nie
doświadczy.
-Moje córki uczą się w polskiej szkole , mówi Bogdan
Na studia też je wyślę do Polski. Żal trochę , bo już nie wrócą.Ale tu ,
na Ukrainie źle się żyje.
Młoda kelnerka ze zbyt krzykliwym makijażem stawia przed nami kolejne
filiżanki kawy, przerywając na chwilę rozmowę.
Zaczynam się czuc nieswojo. Jest mi poprostu wstyd.Wstydzę się tego że
ja też nie pamiętałam o tych , którzy tu zostali.
Pytam mojego rozmówcę , czy był kiedyś w Polsce
W tej prawdziwej. Odpowiedź poraża mnie jak grom.
- Oczywiście ! W zeszłym roku pojechałem z córkami stopem aż na Mazury!
i w Świętej Lipce u Matki Boskiej byłem się pomodlic!
Kawę dopijamy w ciszy. Wszystkie słowa grzęzną mi w gardle.
Ściemnia się , więc wsiadamy w tramwaj żeby dojechac w pobliże
Cmentarza Łyczakowskiego.
Wiekowo to niemal równolatek moich ukochanych Powązek. Pięknie położony
- lasek i wzgórze. Przy wejściu dwóch Ukraińców dobiega do nas krzycząc
coś o biletach ,ale Bogdan równie "Uprzejmym " tonem krzyczy od razu coś
o chamstwie i rodzinie pochowanej na cmentarzu.
Gdy oddalamy się od "bileterów " , tłumaczy mi że pobierają tu opłaty od
zwiedzających ,ale powiedział im że przyjechałam na grób rodziny.
Pani " bogato " wygląda , więc pewnie dużo by chcieli - kończy zdanie
Patrzę na swoją skórzaną kurtkę, bojówki i glany ,które na dobrą sprawę
dawno powinny wylądowac w koszu...
Wędrujemy alejkami cmentarza i w końcu wracamy do rozmowy , której nie
skończyliśmy w kawiarni.
To co słyszę w jakimś stopniu mnie przeraża.Mój obraz kresów, nie jest
juz taki " sentymentalny "
Skorumpowani politycy , oszustwa , rasizm, nacjonalizm
Ukraina , tak samo jak Izrael jest sztucznym tworem państwowym i tak
samo jak on, tykającą bombą.
Wszyscy wszystkich nienawidzą. Jedna ulica ma trzy nazwy , i każda
narodowośc używa tylko swojej. Każdy zna inną prawdą, i inną historię.
Spory o to kto ma większe prawo do Herberta czy Zapolskiej, są tutaj na
porządku dziennym. Najbardziej znamiennym był dla mnie cytat z rozmowy
dwóch starszych pań, sąsiadek w jednej kamienic. Rosjanka i Polka. Drzwi
w drzwi. Przy codziennych narzekaniach jedna mówi do drugiej :
"Jadwinia , a Ty po co tu siedzisz jak Ci źle ?Jedź no do siebie , do
Polski !!!"
-Kiedy ja Polskę to tylko na mapach widziała, co tam po Mnie?
A Ty czemu do siebie, do Rosji nie jedziesz?
- Bo Rosja przecia tu !
-I Polska też! "
Te wszystkie opowieści snute ściszonym głosem , towarzyszą nam podczas
spaceru po tej jakby nie patrzec głównie polskiej nekropoli.
Patrzą na nas dumne i smutne kamienne anioły. Delikatnymi , matwymi
dłońmi osłaniają nagrobki dzieci i starców.Zapolscy , Gajewscy,
Mazurscy...Podniszczone krzyże i kaplice prowadzą nas alejkami wśród
wyblakłych fotografi , i niewyraźnych napisów.
Czas , to chyba jedyny sprawiedliwy w tym mieście.Z jednakowym
okrucieństwem traktuje wszystkie narodowości pochowane na tym wzgórzu.
Nagle przed oczami wyrasta mi tablica zwaistująca wejście na tzw
Cmentarz Orląt Lwowskich.
Kolejne miejsce pełne pustych słów o pojednaniu.
Ale tu , przynajmniej śnieg jest naprawdę biały.Tak jak setki krzyży
.Umieszczone na nich czarne tabliczki , tworzą wrażenie gigantycznej
szachownicy. Czarne-białe , czarne -białe
Nagrobki obrońców Lwowa są ujmujące w swej prostocie. Każdy jest idealną
kopią następnego, różnią je jedynie ,albo aż ? wypisane na nich nazwiska
, daty, stopnie
Znów skojarzenie z Warszawą i powstańcami. Orlęta Lwowskie to w
rzeczywistości dzieci , które poszły się bic o swoje miasto.
13, 14, 15 lat to tutaj norma.
Harcerze , uczniowie , studenci , wojskowi. Kto mógł, chwycił wówczas za
broń. Wypełniają mnie duma i smutek.Mówi się że coraz mniej osób
odwiedza tę częśc cmentarza.
Gdy ruszamy w drogę powrotną zaczyna już zapadac zmierzch. Te same
anioły odprowadzają nas wzrokiem , a ich harmonijne sylwetki zakłóca
czasem widok postawionych obok, wciśniętych jakby na siłę ukraińskich
bądź radzieckich bohaterów narodowych.
Z monumentalnego, prosto ciosanego , brązowego pomnika spogląda na nas
obwieszony orderami radziecki generał , albo toporny olimpijczyk z
dyskiem. To , co w oczach twórców miało byc chyba patetyczne i dostojne
, jest w rzeczywistości elementem szpecącym .Karykaturą pomnika , która
psuje tą cudną harmonię panującą wśród lasu krzyży.

Lwów opuszczamy tuż po kolacji , około dziewiatej wieczorem. Zarówno samo miasto , jak i Ukrainę zostawiamy bez żalu , i do Polski wracamy z uczuciem ulgi , i w nastroju mocno patriotycznym...



Zdjęcia

UKRAINA / brak / Lwów / Lwów - Muzy na gmachu OperyUKRAINA / brak / Lwów / LWÓW -KAPLICA BOIMÓW -zdobienia

Dodane komentarze

brak komentarzy

Przydatne adresy

Brak adresów do wyświetlenia.

Strefa Globtrotera

Dział Artykuły

Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.

Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.

Jak dodać artykuł?

  1. Zarejestruj się w naszym serwisie - TUTAJ
  2. Dodaj zdjęcia (10 punktów) - TUTAJ
  3. Dodaj artykuł (100 punktów) - TUTAJ
  4. Artykuły są moderowane przez administratora.

Inne Artykuły

X

Serwis Globtroter.pl zapisuje informacje w postaci ciasteczek (ang. cookies). Są one używane w celach reklamowych, statystycznych oraz funkcjonalnych - co pozwala dostosować serwis do potrzeb osób, które odwiedzają go wielokrotnie. Ciateczka mogą też stosować współpracujący z nami reklamodawcy. Czytaj więcej »

Akceptuję Politykę plików cookies

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2001 - 2024 Globtroter.pl