Artykuły i relacje z podróży Globtroterów
Czernobyl/Kijów - w 25 rocznicę wybuchu elektrowni > UKRAINA



Po krótkim locie z Katowic wylądowaliśmy na lotnisku Kijów Żuliany. Planując wizytę w stolicy Ukrainy jako środek transportu warto rozważyć samolot. Połączenia z Katowic obsługuje tania linia Wizz Air. Umiejętnie szukając na stronach przewoźnika, bilet można zakupić już za 150 zł. Pierwsze wrażenia z lotniska w Kijowie: brak taśmy bagażowej rekompensuje muskularna obsługa lotniska, wyrzucająca plecaki podróżnych do zaimpowizowanej bagażowni, która powstała w wyniku rozbicia nieopodal pasa startowego całkiem sporego namiotu.
Po próbie okantowania nas przez miejscowych taryfiarzy (dlaczego mnie to nie dziwi?), dotarliśmy do hostelu. Żuliany są całkiem niedaleko centrum, więc zasadniczo nie płaćcie za kurs więcej niż 60 hrywien!!! Jako miejsce pobytu wybraliśmy prowadzony przez polską ekipę Chilout hostel. Prawdopodobnie najbardziej pozytywną noclegownię w stolicy Ukrainy. Warunki przyzwoite, atmosfera na prawdę godna polecenia (i nie jest to bynajmniej kryptoreklama). Cena noclegu 10 – 11 euro, więc biorąc pod uwagę fakt, że jesteśmy w stolicy – całkiem znośnie.
Nazajutrz, lekko zmęczeni wieczorno-nocną zabawą, wspomagając się lokalnym piwem wyruszyliśmy na podbój Kijowa. Stolica Ukrainy: wielkie miasto, po części przypominające Belgrad, na pierwszy rzut oka niewiele różni się od metropolii Europy zachodniej. Ceny w restauracjach są strasznie wysokie, jednakże bez większego problemu można znaleźć samoobsługowe bary Puzata Chata (czerwone logo z narysowanem domkiem). Jedzonko w Puzatej Chacie jest bardzo smaczne, piwo świeże a obsługa miła. Przyzwoity obiad można zjeść za równowartość 12 – 16 zł.
W Kijowie każdy znajdzie coś dla siebie. Świetne knajpy, imponujące zabytki, niedrogie wejściówki do przybytków kultury i prekrasne dziewczyny, częstujące takich przystojnych ogierów jak my ;) niesamowitym uśmiechem.
Kolejny dzień upłynął pod znakiem energii atomowej. Nasz cel: czarnobylska elektrownia jądrowa im. W.I. Lenina oraz Prypeć - miasto widmo. Sama kwestia organizacji wycieczki do wciąż zamkniętej strefy z pozoru wydaje się być nieco problematyczna, a w polskim internecie ciężko jest znaleźć obiektywne informacje na temat wyjazdu. Warto więc rozpocząć od kilku kwestii technicznych. Skomplikowane procedury biurokratyczne sprawiają, że wielu śmiałków wymięka w fazie planowania wyprawy. Naturalnie, bez większego problemu można zakupić zorganizowany wyjazd w Polsce, ale po co przepłacać, jeżeli w praktyce owiane legendą miejsce da się zwiedzić dzięki wymianie dwóch emaili :) Co więc zrobić? Wystarczy uprzednio skontaktować się z hostelem, w którym planujecie pobyt. Tego typu noclegownie z reguły są w kontakcie z miejscowymi agencjami organizującymi turystykę w obrębie zamkniętej strefy dawnej elektrowni.
Sam wyjazd wygląda mniej więcej w ten sposób, że pasażerowie spotykają się w wyznaczonym punkcie miasta (w naszym wypadku na słynnym kijowskim Majdanie), skąd luksusowym autokarem wraz z przewodnikiem udają się do zony. Cena 160 dolarów (wliczony obiad - bardzo dobry i nieopodal elektrowni). Czy to sporo? Po powrocie z Czernobyla z pewnością stwierdzicie, że nie. To miejsce jest warte każdych pieniędzy. Kwestię wyjazdu do strefy można co prawda ogarnąć trochę taniej (już od 90 USD), ale wymaga to bezpośredniego kontaktu z agencją, wcześniejszych wpłat etc.).
Wjeżdżając do zony musicie się spodziewać postoju w kilku punktach kontrolnych. Jeżeli nie będziecie robić zdjęć funkcjonariuszom, nie powinno być żadnych problemów i wkrótce, wraz z przewodnikiem, podejdziecie pod niesławny raktor nr 4. W naszym kraju funkcjonują dwa skrajnie odmienne mity na temat szkodliwości przebywania w Czernobylu. Wyprawa, którą odbędziecie obali obydwa. Pierwszy mit mówi, że przebywanie w zamkniętej strefie jest zupełnie nieszkodliwe, gdyż elektrownia już dawno przestała promieniować i zasadniczo możecie robić, co się Wam żywnie podoba. Liczniki Geigera, w które była wyposażona nasza grupa (w każdym autobusie jest co najmniej jeden), całkiem fajnie piszczą, zarówno w najbliższym sąsiedztwie reaktora, jak i w pobliskiej Prypeci. W tym miejscu pada jednak również drugi mit, mówiący, że wycieczki do Czernobyla są niebezpieczne. Poziom promieniowania, z jakim spotkacie się w Czernobylu, w krótkim okresie czasu na pewno nie wpłynie negatywnie na Wasze zdrowie. Naturalnie musicie zachować podstawowe zasady bezpieczeństwa - w najbliższym sąsiedztwie elektrowni unikajcie chodzenia po trawie i jakiegokolwiek kontaktu z roślinnością. To praktycznie wystarczy, aby w pełni bezpiecznie wrócić do domu. Aaa, i jeszcze jedno - nie dawajcie wiary w występujące w Czernobylu zombie :) Spotkacie tu sympatyczne psiaki, których lepiej jednak nie dotykać. Zamiast ukraińskich zombie, na miejscu macie szansę napotkać zupełnie nienadprzyrodzonych debili (przeważnie z USA), którzy w obawie przed promieniowaniem, pomimo 28 stopni celsjusza w cieniu, od stóp do głów okrywają się płaszczami przeciwdeszczowymi, dodatkowo zakrywając swoje facjaty papierowymi maseczkami.
W czasach Związku Radzieckiego Prypeć była znakomicie prosperującym miastem, w którym znajdował się m.in nowoczesny basen, piękna szkoła, pełne zieleni centrum, szpital oraz wesołe miasteczko. Sowiecka idylla skończyła się wraz z wybuchem pobliskiej elektrowni, kiedy to w pośpiechu ewakuowano całą ludność miasta. Moja nauczycielka biologii z czasów licealnych zwykła mawiać: „nie było nas - był las, nie będzie nas - będzie las”, co okazało się prawdą. Ćwierć wieku po śmierci ostatniego człowieka na naszej planecie, dokładnie tak będą wyglądały miasta, w których dzisiaj żyjemy. Czernobylska rzeczywistość wydaje się przerastać wyobraźnię reżyserów hollywodzkich superprodukcji. Z pewnością jest to miejsce, które warto odwiedzić. Zwłaszcza teraz, zanim za międzynarodowe pieniądze Czernobyl zostanie przerobiony na kolejny europejski park rozrywki dla skretyniałych turystów ze Stanów Zjednoczonych.
Następne dwa dni to szalona zabawa i leniwe zwiedzanie stolicy. Kijów charakteryzują znakomite dyskoteki (kocham karaoke) i nocne życie na fantastycznym poziomie.
Powrót do domu zaplanowaliśmy koleją. Ukraińskie pociągi są czyste, schludne, punktualne, bezpieczne i stosunkowo niedrogie. Warto jednak zwrócić uwagę na konieczność wcześniejszego zakupu biletów na interesujące nas połączenie (1, 2 dni powinno być ok.). Aby odpocząć po rozrywkowym wyjeździe zdecydowaliśmy się na wagon z miejscami do leżenia. Wyjazd ok 9.00, we Lwowie byliśmy ok 17.00. Koszt biletu ok: 60 zł (choć można taniej, w niższym standardzie).
Z racji na rozpoczynający się długi weekend odpuściliśmy szukanie wolnych miejsc we lwowskich hostelach. Tutejszy dworzec kolejowy, podobnie jak większość dworców w dużych miastach Ukrainy jest na bardzo przyzwoitym poziomie tak więc bez jakichkolwiek oporów, płacąc kilka hrywien zdeponowaliśmy plecaki w bagażowni i po nocnym zwiedzaniu miasta przenocowaliśmy w płatnej, dworcowej, poczekalni (3 hrywny godzina).
Spod lwowskiego dworca często kursują marszrutki do przejścia granicznego w Medyce (koszt: 18 hrywien). Busik jedzie około dwóch godzin i jego koloryt może stanowić ciekawe zjawisko socjologiczne.
O wiele mniej przyjemnym akcentem jest przejście graniczne. Odprawa po stronie ukraińskiej odbywa się bez problemu. Niestety „strzegący wschodniej granicy UE” pracownicy polskiej służby celnej robią wszystko aby pokazać kursującym z flaszką wódki i dwoma paczkami fajek mrówkom swoją wyższość. Choć wstyd się przyznać polscy urzędnicy w majestacie prawa stosują metody, których nie powstydziliby się funkcjonariusze gestapo. Dzięki skrupulatnemu kontrolowaniu wszystkich przechodzących, w kolejce staliśmy 6 godzin, w tym dwie godziny w deszczu podczas burzy. Najbardziej bulwersujący wydaje się fakt, że kontrola stała się jeszcze bardziej skrupulatna i jeszcze wolniejsza, w momencie gdy rozpadał się deszcz. Sam sposób odnoszenia się pracowników polskich służb granicznych do przechodzących granicą RP Ukraińców, jest ordynarny i pasuje do europejskich standardów mniej więcej tak jak pięść pasuje do nosa.
Z przejścia granicznego bez problemu można dostać się na dworzec kolejowy PKP w Przemyślu busami (2 zł osoba) bądź po godz 18.00 (gdy ciężej jest o busiki) lokalną taksówką (30 zł za kurs). Pomiędzy godz 19.00 a 20.00 odjeżdża stąd także kursowy autobus.
Paweł Bolek
Po próbie okantowania nas przez miejscowych taryfiarzy (dlaczego mnie to nie dziwi?), dotarliśmy do hostelu. Żuliany są całkiem niedaleko centrum, więc zasadniczo nie płaćcie za kurs więcej niż 60 hrywien!!! Jako miejsce pobytu wybraliśmy prowadzony przez polską ekipę Chilout hostel. Prawdopodobnie najbardziej pozytywną noclegownię w stolicy Ukrainy. Warunki przyzwoite, atmosfera na prawdę godna polecenia (i nie jest to bynajmniej kryptoreklama). Cena noclegu 10 – 11 euro, więc biorąc pod uwagę fakt, że jesteśmy w stolicy – całkiem znośnie.
Nazajutrz, lekko zmęczeni wieczorno-nocną zabawą, wspomagając się lokalnym piwem wyruszyliśmy na podbój Kijowa. Stolica Ukrainy: wielkie miasto, po części przypominające Belgrad, na pierwszy rzut oka niewiele różni się od metropolii Europy zachodniej. Ceny w restauracjach są strasznie wysokie, jednakże bez większego problemu można znaleźć samoobsługowe bary Puzata Chata (czerwone logo z narysowanem domkiem). Jedzonko w Puzatej Chacie jest bardzo smaczne, piwo świeże a obsługa miła. Przyzwoity obiad można zjeść za równowartość 12 – 16 zł.
W Kijowie każdy znajdzie coś dla siebie. Świetne knajpy, imponujące zabytki, niedrogie wejściówki do przybytków kultury i prekrasne dziewczyny, częstujące takich przystojnych ogierów jak my ;) niesamowitym uśmiechem.
Kolejny dzień upłynął pod znakiem energii atomowej. Nasz cel: czarnobylska elektrownia jądrowa im. W.I. Lenina oraz Prypeć - miasto widmo. Sama kwestia organizacji wycieczki do wciąż zamkniętej strefy z pozoru wydaje się być nieco problematyczna, a w polskim internecie ciężko jest znaleźć obiektywne informacje na temat wyjazdu. Warto więc rozpocząć od kilku kwestii technicznych. Skomplikowane procedury biurokratyczne sprawiają, że wielu śmiałków wymięka w fazie planowania wyprawy. Naturalnie, bez większego problemu można zakupić zorganizowany wyjazd w Polsce, ale po co przepłacać, jeżeli w praktyce owiane legendą miejsce da się zwiedzić dzięki wymianie dwóch emaili :) Co więc zrobić? Wystarczy uprzednio skontaktować się z hostelem, w którym planujecie pobyt. Tego typu noclegownie z reguły są w kontakcie z miejscowymi agencjami organizującymi turystykę w obrębie zamkniętej strefy dawnej elektrowni.
Sam wyjazd wygląda mniej więcej w ten sposób, że pasażerowie spotykają się w wyznaczonym punkcie miasta (w naszym wypadku na słynnym kijowskim Majdanie), skąd luksusowym autokarem wraz z przewodnikiem udają się do zony. Cena 160 dolarów (wliczony obiad - bardzo dobry i nieopodal elektrowni). Czy to sporo? Po powrocie z Czernobyla z pewnością stwierdzicie, że nie. To miejsce jest warte każdych pieniędzy. Kwestię wyjazdu do strefy można co prawda ogarnąć trochę taniej (już od 90 USD), ale wymaga to bezpośredniego kontaktu z agencją, wcześniejszych wpłat etc.).
Wjeżdżając do zony musicie się spodziewać postoju w kilku punktach kontrolnych. Jeżeli nie będziecie robić zdjęć funkcjonariuszom, nie powinno być żadnych problemów i wkrótce, wraz z przewodnikiem, podejdziecie pod niesławny raktor nr 4. W naszym kraju funkcjonują dwa skrajnie odmienne mity na temat szkodliwości przebywania w Czernobylu. Wyprawa, którą odbędziecie obali obydwa. Pierwszy mit mówi, że przebywanie w zamkniętej strefie jest zupełnie nieszkodliwe, gdyż elektrownia już dawno przestała promieniować i zasadniczo możecie robić, co się Wam żywnie podoba. Liczniki Geigera, w które była wyposażona nasza grupa (w każdym autobusie jest co najmniej jeden), całkiem fajnie piszczą, zarówno w najbliższym sąsiedztwie reaktora, jak i w pobliskiej Prypeci. W tym miejscu pada jednak również drugi mit, mówiący, że wycieczki do Czernobyla są niebezpieczne. Poziom promieniowania, z jakim spotkacie się w Czernobylu, w krótkim okresie czasu na pewno nie wpłynie negatywnie na Wasze zdrowie. Naturalnie musicie zachować podstawowe zasady bezpieczeństwa - w najbliższym sąsiedztwie elektrowni unikajcie chodzenia po trawie i jakiegokolwiek kontaktu z roślinnością. To praktycznie wystarczy, aby w pełni bezpiecznie wrócić do domu. Aaa, i jeszcze jedno - nie dawajcie wiary w występujące w Czernobylu zombie :) Spotkacie tu sympatyczne psiaki, których lepiej jednak nie dotykać. Zamiast ukraińskich zombie, na miejscu macie szansę napotkać zupełnie nienadprzyrodzonych debili (przeważnie z USA), którzy w obawie przed promieniowaniem, pomimo 28 stopni celsjusza w cieniu, od stóp do głów okrywają się płaszczami przeciwdeszczowymi, dodatkowo zakrywając swoje facjaty papierowymi maseczkami.
W czasach Związku Radzieckiego Prypeć była znakomicie prosperującym miastem, w którym znajdował się m.in nowoczesny basen, piękna szkoła, pełne zieleni centrum, szpital oraz wesołe miasteczko. Sowiecka idylla skończyła się wraz z wybuchem pobliskiej elektrowni, kiedy to w pośpiechu ewakuowano całą ludność miasta. Moja nauczycielka biologii z czasów licealnych zwykła mawiać: „nie było nas - był las, nie będzie nas - będzie las”, co okazało się prawdą. Ćwierć wieku po śmierci ostatniego człowieka na naszej planecie, dokładnie tak będą wyglądały miasta, w których dzisiaj żyjemy. Czernobylska rzeczywistość wydaje się przerastać wyobraźnię reżyserów hollywodzkich superprodukcji. Z pewnością jest to miejsce, które warto odwiedzić. Zwłaszcza teraz, zanim za międzynarodowe pieniądze Czernobyl zostanie przerobiony na kolejny europejski park rozrywki dla skretyniałych turystów ze Stanów Zjednoczonych.
Następne dwa dni to szalona zabawa i leniwe zwiedzanie stolicy. Kijów charakteryzują znakomite dyskoteki (kocham karaoke) i nocne życie na fantastycznym poziomie.
Powrót do domu zaplanowaliśmy koleją. Ukraińskie pociągi są czyste, schludne, punktualne, bezpieczne i stosunkowo niedrogie. Warto jednak zwrócić uwagę na konieczność wcześniejszego zakupu biletów na interesujące nas połączenie (1, 2 dni powinno być ok.). Aby odpocząć po rozrywkowym wyjeździe zdecydowaliśmy się na wagon z miejscami do leżenia. Wyjazd ok 9.00, we Lwowie byliśmy ok 17.00. Koszt biletu ok: 60 zł (choć można taniej, w niższym standardzie).
Z racji na rozpoczynający się długi weekend odpuściliśmy szukanie wolnych miejsc we lwowskich hostelach. Tutejszy dworzec kolejowy, podobnie jak większość dworców w dużych miastach Ukrainy jest na bardzo przyzwoitym poziomie tak więc bez jakichkolwiek oporów, płacąc kilka hrywien zdeponowaliśmy plecaki w bagażowni i po nocnym zwiedzaniu miasta przenocowaliśmy w płatnej, dworcowej, poczekalni (3 hrywny godzina).
Spod lwowskiego dworca często kursują marszrutki do przejścia granicznego w Medyce (koszt: 18 hrywien). Busik jedzie około dwóch godzin i jego koloryt może stanowić ciekawe zjawisko socjologiczne.
O wiele mniej przyjemnym akcentem jest przejście graniczne. Odprawa po stronie ukraińskiej odbywa się bez problemu. Niestety „strzegący wschodniej granicy UE” pracownicy polskiej służby celnej robią wszystko aby pokazać kursującym z flaszką wódki i dwoma paczkami fajek mrówkom swoją wyższość. Choć wstyd się przyznać polscy urzędnicy w majestacie prawa stosują metody, których nie powstydziliby się funkcjonariusze gestapo. Dzięki skrupulatnemu kontrolowaniu wszystkich przechodzących, w kolejce staliśmy 6 godzin, w tym dwie godziny w deszczu podczas burzy. Najbardziej bulwersujący wydaje się fakt, że kontrola stała się jeszcze bardziej skrupulatna i jeszcze wolniejsza, w momencie gdy rozpadał się deszcz. Sam sposób odnoszenia się pracowników polskich służb granicznych do przechodzących granicą RP Ukraińców, jest ordynarny i pasuje do europejskich standardów mniej więcej tak jak pięść pasuje do nosa.
Z przejścia granicznego bez problemu można dostać się na dworzec kolejowy PKP w Przemyślu busami (2 zł osoba) bądź po godz 18.00 (gdy ciężej jest o busiki) lokalną taksówką (30 zł za kurs). Pomiędzy godz 19.00 a 20.00 odjeżdża stąd także kursowy autobus.
Paweł Bolek
Filmy z naszej wyprawy:
http://www.youtube.com/watch?v=JrQrNpop9lI
http://www.youtube.com/watch?v=QUYtzxSF-T8
Przydatne linki:
http://www.chillouthostelkiev.com/
http://wizzair.com/
http://www.1000zl.pl/ (stronka naszego teamu)
http://www.youtube.com/watch?v=JrQrNpop9lI
http://www.youtube.com/watch?v=QUYtzxSF-T8
Przydatne linki:
http://www.chillouthostelkiev.com/
http://wizzair.com/
http://www.1000zl.pl/ (stronka naszego teamu)
Dodane komentarze
stereoskop 2011-08-02 23:46:25
BEZCENNE WIADOMOŚCI -za 2 dni tam się właśnie wybieram a ten artykuł naświetlił mi parę spraw. Krótko ,zwięźle i treściwie. DZIĘKUJE AUTOROM .Smok-1 2011-05-07 11:51:38
A co do noclegów we Lwowie - w każdej sytuacji polecam kwatery u naszych rodaków. Na ogół im się nie przelewa, więc będzie to znakomita okazja to podreperowania domowych budżetów. Ceny standardowo nie przekraczają 10 Euro (można płacić w PLN). Kontakty na stronach internetowych, w razie czego też mogę polecić, bo korzystałemSmok-1 2011-05-07 11:46:25
Fajna relacja, to powoli będzie kolejne miejsce do zwiedzania na mapie Ukrainy. Od siebie dodam, że podobny poziom obsługi granicznej jest również na przejściu Hrebenne-Rawa Ruska. Stały 3 samochody, czekałem prawie 2 godziny, makabra, przekraczanie własnym samochodem wiąże się z dodatkowym czasem - to na pewno trzeba wziąć pod rozwagę. Pozdrawiamkab66 2011-05-06 23:50:03
Dzięki za ten opis, dużo tu praktycznych porad logistycznych,niewiele osób odważyłoby się tam pojechać ze względu na promieniowanie. Twoja relacja jest spokojna ale zdjęcia przejmujące. Pozdrawiam.Przydatne adresy
Brak adresów do wyświetlenia.
Inne materiały
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.