Artykuły i relacje z podróży Globtroterów

Nepal... Mierz wysoko! > NEPAL


dots dots Dodaj do: wykop.pl
relacje z podróży

Zdjęcie NEPAL / - / Pokhara / Dotknąć szczytu ...Jak słodkie jest spełnianie marzeń i ile cukru trzeba, żeby zostać cukrzykiem ...
Himalaje - mój narkotyk- czyli całkowicie nieobiektywna relacja z miejsca, do ktorego chcę i będę wracała :)

Pamiętacie jak to jest, gdy pod choinką znajduje się wymarzony od dawna prezent? Gdy każde rozdarcie kolorowego papieru pakownego motywuje serce do wybijania rytmu kankana? Jak dużo się dzieje wówczas w głowie takiego cztero, pięcio, sześciolatka!

To teraz pomnóżcie to, co najmniej przez pięć i wyobraźcie sobie osobę dorosłą, rozpakowującą ten wymarzony prezent, po prawie trzech dekadach oczekiwania na niego. Pokolorujcie ten obrazek kredkami satysfakcji, bo oto spełniacie swoje marzenie z dzieciństwa, które przez okres lat młodzieńczych urosło do rangi olbrzyma.
Jednym z moich olbrzymów były Himalaje. Monumentalnie piękne, dostojne, przytłaczająco wiekowe, sprowadzające mnie do poziomu małej mrówki ciężko pracującej na to żeby zobaczyć je gołym okiem.

Zatem jechałam z Kathmandu do Pokhary – rozklekotanym kolorowym autobusem, wypełnionym równie barwnym towarzystwem. Jechałam i jechałam, spałam, jechałam i znowu spałam – tak na przemian. Do momentu, gdy spać przestałam – bo oto otulająca nas szarą pierzynką, mgła dość nieoczekiwanie opadła i ujrzałam je! Himalaje! Tej panoramicznej tapety nie da się zapomnieć. To zaskakujące, bo widziałam ją przecież tyle razy na fotografiach, w przewodnikach, książkach, magazynach podróżniczych. A jednak z chwilą, gdy moja sąsiadka po prawej odsunęła przydymioną szybę i rześkie powietrze pokusiło o odwrócenie głowy w stronę okna, zamarłam. Wierzcie mi, do tej pory pamiętam obrazek, który mi mignął na chwilę przed oczami, gdy zobaczyłam własne odbicie w sąsiedniej szybie. To był ten uśmiech! Ten sam, który widzieli moi rodzice, gdy wsiadałam na swój pierwszy rower, ten sam którym zarażałam siedząc przy choince.

Artysta o wysublimowanym poczuciu estetyki kreślił linię tego najwyższego na Świecie masywu górskiego. Z autobusu wysiadłam zaślepiona a plecak założyłam po omacku, nie mogłam oderwać wzroku od górujących nad miastem szczytów. Dopadła mnie naturalna hipnoza okraszona gazem rozweselającym. Dziękowałam opatrzności, że miałam na tyle przytomności umysłu, aby zarezerwować usługi przewodnika jeszcze w Kathmandu. Być może zabrzmi to groteskowo, ale poczułam zew gór … tak jakby wzywały mnie do siebie, kusiły, obiecując, że tam na górze jest jeszcze lepiej. „Jesteśmy piękne, odkryj nas” … syreni śpiew w mojej głowie.

I już siedzę w prowizorycznej taksówce o gabarytach 18-letniej Renault 5 … Tu drobne sprostowanie - siedzę ja, trójka moich przyjaciół, przewodnik, kierowca i cztery plecaki. Nie istnieje bowiem w Nepalu pojęcie „nie zmieści się” … mieści się zawsze. ZAWSZE. Choćby jechać miało w bagażniku, na dachu czy przyczepione do podwozia. Określenie „przytulnie” zaczyna nabierać nowego znaczenia. Podróż do hostelu trwa chwilę, po drodze mijamy widok iście pocztówkowy – gładka tafla jeziora po której leniwie przesuwają się zgrabne łupiny łódeczek, a wszystko w poświecie chylącego się ku zachodowi, słońca otoczone tak zwanymi Małymi Himalajami – czyli „zaledwie” dwu/trzytysięcznymi „pagórkami” pod pasmem Himalajów właściwych. Mam ochotę wyskoczyć z samochodu i zanurzyć się w krystalicznej wodzie. Romantyczna nie będę jeśli napiszę, że nie jest to spowodowane zapierającym dech w piersiach widokiem, jedynie silną potrzebą kąpieli po wielogodzinnym podróżowaniu samolotem z Indii (że o włóczeniu się po samych Indiach nie wspomnę) a następnie wspomnianym wcześniej autobusem z Kathmandu.

Trekking, który nas czekał niestety należał do jednych z krótszych. Po pierwsze byliśmy ograniczeni czasowo, a po drugie osoba najbardziej podekscytowania zdobywaniem szczytów i szlajaniem się po górach – czyli ja – jak na złość była kontuzjowana po wcześniejszych wojażach po Indiach. Z opaską uciskową na kolanie, ze zminimalizowanym do granic możliwości obciążeniem na plecach, ruszyłam dnia kolejnego o świcie, w górę – żeby choć trochę przybliżyć się do kryjących się we mgle szczytów. Nasz przewodnik – rodowity Nepalczyk, okutany w zimową kurtkę, szedł dziarskim krokiem, zagadując raz na jakiś czas i czujnie licząc swoje czteroosobowe stadko przy każdym spojrzeniu za siebie. Poranek był rześki – polar, szalik te sprawy – do momentu gdy powierzchnia ziemi po której stąpaliśmy nie zmieniła kąta nachylenia z zera stopni do jakiś trzydziestu … Krótki postój, zdejmujemy warstwy cebulki, zwiększając tym samym balast w plecakach i wio na górę. Oddychamy tak że nas słychać – ok. co tu dużo mówić – sapiemy. Kolano o dziwo współpracuje, pot się leje ale idę w tempie przewodnika słuchając jednocześnie historii o jego rodzinie i odpowiadając na różne pytania dotyczące Polski. Nie udaje mi się także uniknąć tych na temat tego czy mam męża i ile mam lat.

Pierwszy postój – pod rozłożystym drzewem, chowamy się w jego cieniu, czekamy na resztę naszego ogonka, żeby się nie pogubić na szlaku. Jedni z nas lepiej inni gorzej znoszą podejście, a jednak mam wrażenie, że każdemu z nas śmieją się oczy. Przewodnik wskazuje coś między drzewami … niebo się całkowicie przejaśniło, żar leje się z pomiędzy maleńkich obłoczków, a to przecież zima! W tle majaczy nam wierzchołek jednego ze szczytów, pokryty skorupą śniegu. Mimowolnie nasuwa się na myśl skojarzenie ciasta oblanego lukrem. Kolejna godzina i zaczyna być widać coraz więcej „ogniw” górskiego łańcucha. Mięśnie zmęczone, lekka zadyszka ale endorfiny buzują, bo zbliżamy się coraz bardziej. Dowiaduję się, że mamy niezwykle szczęście – przez ostatnie dwa tygodnie widoczność była koszmarna, góry zawstydzone zimowym zaspaniem, chowały się w powłoce chmur i udawały, że ich tam wcale nie ma. My tymczasem widzimy je w pełnej okazałości, prężą się i wystawiają noski do słońca, dając się podziwiać. Chyba odzyskały pewność siebie.

Po trzech i pół godzinie ostatni przystanek – niewielka polanka na której rozstawili się Ci, którzy otaczające nas widoki lubią podziwiać z perspektywy szybujących w niedalekiej odległości jastrzębi. Rozłożone na trawie kolorowe paralotnie, uśmiechnięci opaleni ludzie ze śmiesznymi „plecakami” wyglądają jak rozradowane żółwie, które zaraz rzucą się w przepaść. Raz po raz któryś zbiega z pagórka z danym ekwipunkiem na plecach wydając okrzyki bojowe a tak naprawdę ciesząc się jak dziecko. Chwilę później szybuje przyczepiony do kolorowego grzybka, mając szansę podziwiać mieniącą się w słońcu wodę jeziora pod sobą i Himalaje na około siebie. Ja też tak chcę! Muszę! Koniecznie! Najchętniej zaraz! Dowiaduję się o cenę takiego lotu … ponad 100 dolców … no tak – chyba będę musiała poczekać z tym marzeniem – chwilowo zasób portfela nie pozwala, a przede mną jeszcze tydzień w Nepalu i kolejny w Indiach … Jednak już te parę dni uświadamia mi, że do Nepalu wrócę – tym razem na co najmniej 21dniowy trekking dookoła łańcucha Annapurny. Tak - wtedy będę miała możliwość pofruwania z jastrzębiami. Bez obaw.

I oto jesteśmy – lokujemy się w maleńkim pensjonaciku, który stanowią cztery pokoje dla gości na górze i mieszkanie właścicieli pod nami. Zrzucamy plecaki i niemal natychmiast pędzimy na sam szczyt – przed nami jeszcze jakieś 150 metrów. Wstęp jest płatny. I dobrze! Wiem bowiem, że te symboliczne opłaty miejscowi przeznaczą na to aby zatroszczyć się o góry po których chodzę, abyśmy ich nie niszczyli, dbali o nie i szanowali je.
Jest i szczyt. Pożeram oczami otoczenie. Jestem tak wysoko a jednak one są o tyle wyżej! Jak to możliwe? Wginam się w każda możliwą stronę starając się odmalować obiektywem, to co teraz czuję! Jeszcze pięć lat temu nie pomyślałabym, że będę miała najwyższe góry Świata w zasięgu ręki. To ta chwila, gdy człowiek czuje, że absolutnie wszystko jest możliwe.

Siedzę na tym szczycie aż do zachodu słońca, do momentu gdy spieczone za dnia ramiona zaczynają pokrywać się gęsią skórką pod wpływem zakradającego się cienia. Schodzimy nieco do naszego tymczasowego lokum na jedną noc, siadamy przed domem, jemy kolację nieśpiesznie przygotowaną przez naszą gospodynię i gapimy się oczarowani przed siebie aż do późnej nocy. Niebo jest tu takie przejrzyste. A musi być jeszcze bardziej tam wyżej, gdy nie widać już w dole miasta … – snuje marzenia i plany powrotu do Nepalu i wyruszenia wyżej, wyżej, jeszcze wyżej. Może ta euforia spowodowana jest dodatkową porcją temu? Tyle tylko że przecież im wyżej, tym tego tlenu mniej …

Zasypiam jak niemowlę przy śpiewach świerszczy, po to żeby się obudzić, gdy jeszcze ciemno za oknem. Ubieram się po omacku, wychodzę na zewnątrz i widzę słońce wygrzebujące się spod pierzyny … ale chwileczkę – ono nie spało samo! Dookoła piętrzą się czubki gór, które dotrzymywały mu towarzystwa. Zabawne jak wyściubiają tylko noski, a całą resztę oslaniają mglistą pierzynką. Jestem w bajce. Albo kolorowym śnie! Tak – tak właśnie muszą wyglądać kolorowe sny, których się życzy innym, idąc spać! Biorę aparat i urządzam sobie kolejną- ostatnią już wycieczkę na szczyt – nie mogę odpuścić sobie tego widoku…

Trudno jest zejść na dół, gdy już się weszło na górę … trudno jest wrócić, gdy już się tam dotarło. Zakleszczyły mi się w głowie te góry. Marzyłam o nich wcześniej a teraz na nie po prostu choruję. Chora z miłości – jak to pięknie brzmi!


Moje pierwsze i jak dotąd jedyne spotkanie z Nepalem dało mi jasno do zrozumienia, że chcieć to móc – wyświechtany frazes, stał się miarodajnym wyznacznikiem rzeczywistości. To cudowne uczucie! Co z tego, że chwilowo nigdzie nie jadę, wczoraj wyszłam ze szpitala po operacji kolana, która była efektem opisanego wyżej trekkingu, skoro i tak było warto? Naprawdę było warto! :)

Zdjęcia

NEPAL / - / Pokhara / Dotknąć szczytu ...NEPAL / - / Pokhara / ZadumaNEPAL / - / Bhaktapur / Kolorowe kredkiNEPAL / - / Pokhara / Widok z okna o wschodzie słońcaNEPAL / - / Pokhara / Ojciec z synemNEPAL / - / Pokhara / Panienka z okienkaNEPAL / - / Sarangkot / W drodze na ...NEPAL / - / Pokhara / W dole Pokhara

Dodane komentarze

taxi dołączył
17.10.2012

taxi 2013-10-31 09:01:32

Świetnie ujęte w słowa spełnienie długo oczekiwanego marzenia. Czytając je, przeniosłam się wirtualnie w Twój świat :-)

[konto usuniete] dołączył
22.10.2011

[konto usuniete] 2012-08-13 22:42:51

"Wspaniale opisałaś swoje wrażenia, super się czyta! Jakbym siedział przy ognisku i słuchał i wdychał zapach górskich kadzideł. Gratuluje talentu i zazdroszczę wrażeń!"

lukacz86 dołączył
29.01.2012

lukacz86 2012-01-31 21:36:35

zazdroszcze:) jestem w trakcie oszczedania pieniazkow na wycieczke trekkingowa dookola Annapurny. to jest cos pieknego. Super artykul.

Jadu dołączył
19.09.2003

Jadu 2012-01-12 17:54:45

fajny tekst, bardzo przyjemnie i płynnie się czyta. To prawda Nepal zaraża miłością ...a czym jeszcze ? nie podpowiem :)) , Ci, którzy byli mają swoją odpowiedź, Ci, którzy jadą sami ją znajdą ;))) a jak mówi hasło Nepal 2011 Tourism Year - VISIT NEPAL - ONCE IS NOT ENOUGH !

Wiesław dołączył
14.02.2009

Wiesław 2012-01-12 08:54:43

bla, bla, bla
może dopisałabyś gdzie ten minitreking, jaki minipensjonat, ile kosztuje, jaki koszt przewodnika itd
Twoje wrażenia są Twoimi
ale dla innych przydałoby sie trochę praktycznych informacji
pozdrawiam

Smok-1 dołączył
09.03.2010

Smok-1 2012-01-12 08:28:51

Aż się chce tam jechać po przeczytaniu Twojego artykułu

Przydatne adresy

Brak adresów do wyświetlenia.

Strefa Globtrotera

Dział Artykuły

Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.

Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.

Jak dodać artykuł?

  1. Zarejestruj się w naszym serwisie - TUTAJ
  2. Dodaj zdjęcia (10 punktów) - TUTAJ
  3. Dodaj artykuł (100 punktów) - TUTAJ
  4. Artykuły są moderowane przez administratora.

Inne Artykuły

X

Serwis Globtroter.pl zapisuje informacje w postaci ciasteczek (ang. cookies). Są one używane w celach reklamowych, statystycznych oraz funkcjonalnych - co pozwala dostosować serwis do potrzeb osób, które odwiedzają go wielokrotnie. Ciateczka mogą też stosować współpracujący z nami reklamodawcy. Czytaj więcej »

Akceptuję Politykę plików cookies

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2001 - 2024 Globtroter.pl