Artyku y i relacje z podr y Globtroter w
Zobaczyć Mount Everest .... > NEPAL
marekbytom relacje z podróży
W końcu lecimy.... Samolot typu awionetka, dwudziestoosobowy. Kabina pilota niczym nie oddzielona od pasażerskiej, więc było widać co pilot kombinuje:) Od stewardesy dostajemy poczęstunek: po cukierku i watę do uszu. Lecimy ponad chmurami, co chwilę pojawiają się widoki na góry. Niby fajnie, tylko gdzie jest lotnisko między tymi szczytami ? Okazało się, że pilot zna jego położenie na pamięć. Nagle wpadamy w turbulencje. Wszyscy pasażerowie przerażeni... Lądujemy w Lukli. Wszędzie pełno jest wojska. Sytuacja jest trochę niestabilna - w górach podobno grasują maoiści. Ale nic na to nie poradzimy....... Himalaje czekają
Chcesz się dowiedzieć co było dalej ...zapraszam do relacji
Chcesz się dowiedzieć co było dalej ...zapraszam do relacji
Wpatruję się w okno samolotu. Na horyzoncie co chwilę pojawiają się ośnieżone szczyty. Z łatwością rozpoznaje Annapurne, Manaslu oraz Dhaulagiri... tyle o tych górach czytałem jako dziecko i zawsze marzylem, aby je zobaczyć na własne oczy. Teraz moje marzenia o Himalajach się spełniają. Lecimy w dwójkę. Rzęd dalej wpatrzony w szybę okienka Krzychu - towarzysz mojej podróży. Poznaliśmy się w Chamonix. Rok temu, w ostatnich dniach października byliśmy w Dolomitach. Pogoda była kiepska - siedząc w schronie przy herbacie z rumem snuliśmy plany o górach. A może tak za rok o tym czasie będziemy w Nepalu ? - powiedziałem. Pomysł bardzo się spodobał.
I fatycznie. Dokładnie za rok siedzieliśmy w samolocie. Po długiej ciekawej podróży z miedzylądowaniem w Delhi i kilkunastogodzinnym oczekiwaniu na połączenie jesteśmy w Kathmandu. Miasto trochę nas przeraziło. Wąskie uliczki pełne były trąbiących oraz jeżdżących
w różne strony samochodów i motorów. W różne strony - należy rozumieć dosłownie, ponieważ nikt tutaj nie baczył na obowiązujące przepisy drogowe. Co chwilę dopadają nas naciągacze oferując rożne uslugi oraz towary. Jesteśmy twardzi i nie dajemy się. Śpimy w turystycznej części miasta - na Thamelu. Spotykamy znajomych z lotniska i wspólną ekipą wyruszamy na podbój miejscowych knajpek. Poznajemy też Sylwię, Polkę , która mieszka na stałe w Kathmandu wraz ze swoim nepalskim chłopakiem. Drugba - tak ma imię, jest właścicielem agencji trekkingowej. Współnie oprowadzają nas po mieście, po buddyjskich świątyniach i po miejscach, o których turyści nie wiedzą. Kathmandu ma swój urok i czar.
Po trzech dniach spędzonych w stolicy Nepalu, obładowani cieżkimi plecakami udajemy się na lotnisko. Przed nami lot do Lukli - wioski leżącej w sercu Himalajów. W konću przyszedł czas na realizację naszego górskiego planu. Jako że nasz start opóźnial się z godziny na godzine, w sali odpraw zaczęlo robić się tloczno. Obserwujemy ludzi. Nasza uwagę zwrócia pewna trójka osób. Trochę niewyraźnie wyglądala dwójka z nich. Chyba zabalowali wczoraj za bardzo:). Trzeci kolega co chwilę donosił do nich ożeźwiające napoje. Okazalo się, że to koledzy z Krakowa. Mają podobny plan do naszego... kilkakrotnie nasze szlaki się spotykały. W sumie bardzo fajne Krakusy
W końcu lecimy.... Samolot typu awionetka, dwudziestoosobowy. Kabina pilota niczym nie oddzielona od pasażerskiej, więc było widać co pilot kombinuje:) Od stewardesy dostajemy poczęstunek: po cukierku i watę do uszu. Lecimy ponad chmurami, co chwilę pojawiają
się widoki na góry. Niby fajnie, tylko gdzie jest lotnisko między tymi szczytami ? Okazało się, że pilot zna jego położenie na pamięć, bo w pewnym momencie wlatujemy w chmury. Wpadamy w turbulencje. Wszyscy pasażerowie przerażeni. Lecimy miedzy dwiema górami a przed nami trzecia, na której zboczu jest ok. trzysta metrów pasa do lądowania. Lądujemy, tradycyjne oklaski i jesteśmy na miejscu.Niewątpliwie lot dostarcza wielu mocnych wrażen. Jesteśmy w Lukli. Wysokość 2840 m. Wszędzie pełno wojska. Lotnisko otoczone jest zasiekami i stanowiskami strzelniczymi. Sytuacja jest troche niestabilna - w górach podobno grasują maoiści. No ale nic na to nie możemy poradzić ..... więc wyruszamy na podbój Himalajów!
Opis naszego trekkingu
Dzień 1 - Lukla (2840 m ) - Nurning (2492 m)
Zaraz, po ekscytującym locie udaliśmy sie na szlak naszego tekkingu. Czterogodzinny spacerek, trochę pod górę i trochę w dół. Jeszcze bez widoków na jakieś znane, wysokie szczyty. Ale za to z ciekawym noclegiem. Spaliśmy w lodzy - coś jak nasze schronisko, tyle że wpokoju, gdzie spaliśmy właściciele urzadzili maly ołtarzyk buddyjski. I choć było kilka innych wolnych pokoi, gospodarze dali nam wlasnie ten. Śmialiśmy się , że może chcą nas złożyć w ofierze. Gdy odpoczywaliśmy przy herbacie, spotkaliśmy znajomych kolegów z Krakowa niespiesznie wchodzących w górę. Widać ze nocne balowanie w Kathmandu dalo sie im we znaki.
Dzień 2 - Nurning (2492 m ) - Namche Bazar (3440 m)
Wstaliśmy wcześnie. Trasa szybo stała się ciekawa i widokowa, widzieliśmy pierwsze sześciotysięczniki. Niektórzy Szerpowie śmieją się z nas, wszystko przez nasze wielkie plecaki. Większość trekersów spaceruje sobie bez plecaków, a wszystkie graty noszą im właśnie
Szerpowie. Wieczorem dotarliśmy wykończeni do Namche Bazar. Jest to centrum administracyjne całego regionu. W celu aklimatyzacji w Namche zostaniemy tam caly dzień.
Dzień 3 - Namche Bazar (3440 m )
Dzień aklimatyzacji. Miało być czyste lenistwo, a skończyło się na zdobyciu punktu widokowego. Po raz pierwszy ukazaly się nam Mount Everest, Lhotse i najpiękniejsza moim zdaniem góra Nepalu - Ama Dablam. W schronisku przepakowaliśmy się i zostawilismy depozy. Juz z Katmandu mieliśmy zabrać tylko najpotrzebniejsze rzeczy, ale jakoś się nie udalo. Wreszcie ostatecznie plecaki ważą po 20 kg.
Dzień 4 - Namche Bazar ( 3440 m ) - Phortse Tenga (3680 m)
Zapowiadał się ciężki i długi dzień. W planie mieliśmy przełęcz o wysokości ponad 4000 m. Po drodze odwiedziliśmy osadę Khumjung. A na przełęczy Mong ( 4050 m) spotykaliśmy znajomych z Krakowa i wypiliśmy z nimi po litrze herbaty. Jak już z mozołem wdarpaliśmy sie na przelecz, to musielismy z niej zejść. Po 7 godzinach dzisiejszej trasy znalezliśmy sie w schronisku w Phortse.
Dzień 5 - Phortse Tenga (3680 m) - Dole (4200 m)
Teraz już tylko pod górę. Szczęśliwie zrzuciliśmy trochę balastu w Namche Bazar, bo byłoby ciężko. Spaliśmy w tej samej lodzy co nasi zaprzyjaznieni Krakusi. Wieczorkiem standardowy litr herbaty, a może nawet dwa. A rano... szron na szybach! W nocy było kilka stopni poniżej zera. W osadzie zostalismy kolejny cały dzień. Wiadomo - aklimatyzacja.
Dzień 6 - Dole (4200 m)
Dzień aklimatyzacji. Weszliśmy sobie na pobliski szczycik, ok. 4.800 m. Widoki byly rewelacyjne, ośmiotysięczniki Cho Oyu, Makalu oraz niezliczone szczytu sześcio i siedmiotysięczne.
Dzień 7 - Dole (4200 m) - Machhermo (4410 m)
Tylko cztery godziny marszu pod góre. Byliśmy sami w lodzy i pozwoliliśmy sobie na chwilę kulinarnego szaleństwa. W drodze wyjatku zrobiliśmy sobie polskie gorące kubki i kisiele, a tak cały czas jedlismy ryż i ziemniaki wszelako przyrządzane. A na deser.... po duzym kawalku polskiej suszonej kielbasy. Hmmm.
Dzień 8 - Machhermo (4410 m) - Gokyo (4790 m)
Trasa pięciogodzinna. Widoki cudowne. Nad całą osadą górowala potężna sylwetka Cho Oyu. Naprawdę piękny szczyt. Może kiedys...Znowu spotkaliśmy znajomych z Krakowa i znów wypilismy juz tradycyjną herbatkę.
Dzień 9 - Gokyo (4790 m) - Gkyo Ri (5360 m)
Rankiem wybraliśmy sie całą grupą na mały spacerek, aby zobaczyć wszyskie pobliskie jeziora. Samotnie dotarlem, a raczej dobieglem do jednego z ostatnich. Jak na tą wysokośc czułem sie bardzo dobrze. Moim oczom ukazała się sylwetka Mount Everestu oraz Lhotse. Przepięknie. Szybko wróciliśmy do schroniska, obiadek i litr herbaty. Poźnym wieczorem weszliśmy jeszcze na pobliski szczyt widokowy Gokyo Ri. Moim zdaniem to najpiękniejszy punkt widokowy świata. Jak na dloni - Mount Everest , Lhotse , Cho Oyu , Makalu, niezliczone szescio i siedmiotysięczniki. Na szczycie poczekaliśmy na zachód słonca. W blasku zachodzącego słońca himalajskie szczyty mieniły sięwszelaką barwą, jest cudownie i bajecznie.
Dzień 10 - Gokyo (4790 ) - Dzonglha (4830 m)
To najtrudniejszy dzień podczas całego wyjazdu. Najpierw kluczenie po lodowcu, który wygląda jak wielkie żwirowisko. Potem mozolnezdobywanie przełęczy Cho La ( 5330 m ), czterysta metrów ostrego podejścia po zalodzonych i osuwających się kamieniach. Prawie o zmroku - wykończeni dotarliśmy do lodzy. Miejscowi przyznali, że zrobiliśmy kawał dobrej roboty przechodząc tą trasę w jeden dzień. Po jedzeniu i wypiciu herbaty leżąc w śpiworkach, wspominaliśmy znajomych z Krakowa, którzy mieli podobny plan jak my,ale jeszcze
nie dotarli. Pewnie musieli zmienić zamiary - pomyslelismy. Już prawie zasypialismy, a tu w drzwiach pojawiła się żółta zjawa - jeden z Krakusów !! Mirek zszedł z przełęczy po ciemku ! jak on to zrobił - że na lodowcu przy zejściu znalazł drogę, nie wpadł do szczeliny lub się nie poślizgnął ? Tego on sam nie wiedział. Miejscowi śmiali się, że yeti przyszedł. Pozostała dwójka jego kompanów rozbiła namiot gdzieś po drodze i następnego dnia dołączyli do nas.
Dzien 11 - Dzonglha (4830 m) - Labuche (4910 m)
Niby miał być łatwy dzień, bo prawie bez podejść, ale w połowie drogi opadliśmy z sił. Podobno każdy w górach ma zawsze jeden dzień kryzysu. Dzielnie dotarlismy do następnej wioski. Spaliśmy w lodzy a raczej w wielkiej prowizorce. Strop byl zrobiony ze sklejki i był totalnie krzywy. Jak się po nim chodzilo cały drżal, az strach bylo po nim chodzić. Wszedzie byly poprzybijane worki foliowe. Spartańskie warunki, a Labuche to bardzo zimne miejsce. Temperatura w nocy spadła grubo poniżej zera.
Dzień 12 - Labuche ( 4910 m ) - Gorak Shep ( 5140 m ) - Kala Patthar ( 5550 m)
Odzyskaliśmy siły. Z Krzychem dotarlismy do Gorak Shep, osady ze skupiskiem paru hotelików. Samotnie zrealizowałem dalszą cześć planu - odwiedzilem pustą o tej porze roku baze głowną u stop najwyzszej góry swiata. Wszedlem tez na pobliski szczyt widokowy Kalla Patthar. A widoki przepiekne, na calł kopułę szczytową Everestu, Nupste... Choć i tak nic nie przebije widoku z Gokyo. Wieczorem wrócilem samotnie do Labuche.
Dzień 13 - Labuche (4910 m) - Dingboche (4410 m )
Powoli zaczęliśmy schodzić w dół. Po pieciu godzinach wędrówki dotarliśmy do osady Dingboche. Spaliśmy w bardzo komfortowej lodzy. Po poludniu wdrapałem się na pobliski skalny szczyt Nangkar Tsang. Jak sie okazało ponad pięciotysięczny.Wspaniale widoki na Makalu
i Ama Dablam.
Dzień 14 - Dingboche (4410 m) - Namche Bazar (3440 m)
Teraz to już zdecydowanie schodzimy w dół, ale trasa byla w sumie bardzo długa. Byliśmy wykonczeni. Przy dojściu do Namche Bazar obeszliśmy górę i pokonaliśmy mnóstwo zakrętów, przed każdym mając nadzieję, że już jesteśmy na miejscu. Po zmroku dotarlismy do lodzy. Jedenascie godzin trasy dało nam w kość.
Dzień 15 - Namche Bazar (3440 m) - Lukla (2800 m)
Ostatni dzień trekkingu, jednak nie jest tylko w dół, jakby się mogło logicznie wydawać. Były również podejścia. Przed samą Luklą okolo trzysta metrów, co po dwóch tygodniach trekkingu strasznie męczy. Zarezerwowalismy miejsca na poranny lot do Katmandu wypiliśmy po upragnionym Evereście - tutejsze piwo, nawet dobre. W sumie chyba każde piwo po takiej trasie byłoby dobre. Wieczorem chcemy jeszcze wyskoczyć na "miasto", ale po zmroku okazało się, że jest godzina policyjna i żołnierze zawrócili nas do hotelu.
Dzień 16 Lukla ( 2800) - Lot do Katmandu
Tym razem obyło się już bez emocji, choć i tak lot zrobił należyte wrażenie.
W Nepalu zostaliśmy jeszcze parę dni. Odpoczywalismy po trudach trekkingu, wybraliśmy się do Pokhary. Miasteczko bardzo nam sie spodobalo. Zielono, pachnąco i spokojnie. Bardzo odmienne od Kathmandu. Spotkaliśmy tutaj znajomych z samolotu. Było zabawnie i bardzo relaksująco. Ostanie dni spędziliśmy na zwiedzaniu okolicznych miast - Patan oraz Bhaktapur. Pożegnaliśmy sie z krakusami z nadzieja, że kiedyś uda nam się gdzieś na jakąs wspólną wyprawę pojechać. A następnego dnia rozpoczęliśmy nową przygodę - Indie - ale to juz całkiem inna historia.
Nepal - informajce praktyczne - z własnych obserwacji
1. Przygotowanie przed wyjazdem
Dla kogo trekking ? ... dla każdego kto chodzi trochę po górach - najlepiej po Tatrach. Szlak nie przedstawia trudności technicznych...jedynie pewne drobne problemy mogą się pojawić podczas pokonywania przełeczy Cho La w przypadku jej zalodzenia lub zaśnieżenia. Ze sprzętu wystarczą kije teleskopowe. Z ubran - należy być przygotowanym na zmiany pogodowe oraz na cztery pory roku. Powyżej 4000 metrów noce są zimne - wiec dobry spiwór należy posiadać. Buty - dobre trekkingowe. Nic tak nie może nam zepsuć wyjazdu jak niewygodne buty i zimny spiworek - prawda :). Namiot - zbyteczny , w każdej wiosce znajdziemy miejsce do spania. Główna zasada -spakować sie tak aby w plecaku byly rzeczy tylko najbardziej potrzebne. Każdy gram podczas dwutygodniowej wędrówki dostatecznie da nam w kość:))
2. Transport, granica
Wybór opcji połączenia zależy głównie od czasu trwania naszej wyprawy. Dysponując paroma dodatkowymi dniami warto skorzystac z nastepującej kombinacji. Kupić bilet na połączenie lotnicze Polska - Delhi - Polska, oraz jednostronny bilet lotniczy Delhi - Kathmandu
Drogę powrotną z Nepalu do Indii pokonać lądem. Podróż nie powinna zająć dłużej niż dwa - trzy dni. Myśmy skorzystali z lini rosyjskich Aeroflot. Bilet na trasie Warszawa - Delhi - Warszawa kosztował nas 1700 zł za osobę - ( była to cena promocyjna ). Natomiast za lot z Delhi do stolicy Nepalu zapłaciliśmy po 480 zł. Na lotnisku w Kathmandu - wypełniamy wniosek , dołączamy dwie fotografie, płacimy po 30 dolarów i z ważną wizą na 60 dni możemy zdobywać himalajskie szlaki. Po wyjściu z terminalu dopadnie nas tłum taksówkarzy :) Za jazdę do centrum nie dajcie więcej jak 150 rupi.
3. Kathmandu
Z lotniska udajemy się do turystycznej czesci miasta - do dzielnicy Thamel. Jest tutaj dużo hoteli o rożnym standardzie. Za pokój dwu osobowy nie powinniśmy zaplacić więcej jak 100 - 150 rupi. O każda cenę nalezy sie targowac. Na Tamelu jest wiele knajpek z dobrymjedzeniem, piwem ,sklepów. Praktycznie można kupić wszystko. Nie kupujcie map w Polsce - w Katmandu jest bardzo szeroki wybór. Wstolicy Nepalu warto zatrzymac się na dlużej. Obowiązkowo należy odwiedzić :
- Durbar Sguare - centralny plac miasta , na którym zgrupowana jest wiekszość zabytków
- Swayambunath - zespół świątyń i stup polożony na szczycie wzgórza
- Pashupatinath - hinduistyczna świątynia, kremacja zwłok
- Bodhnath - największa w Nepalu stupa buddyjska
Polecam też odwiedzenie sąsiadujących miasteczek - Patan oraz Bhaktapur.
4. Trekking
Z Kathmandu najlepiej samolotem dostać się do wioski Lukla. Inny wariant trasy - busem do wioski Jiri, potem przez 7- 8 dni marszu do Namche Bazar. Wybralismy pierwszą wersje. Za lot linią Sita Air na trasie Kathmandu - Lukla - Kathmandu zaplacilismy po 180 usd. Fajną rzeczą jest to , że rejs powrotny jest otwarty. Znaczy to, że nie ma konkretnej daty powrotu z Lukli. Po zakończeniu trekkingu wpisujemy się na listę i pierwszym dostępnym lotem wracamy do Kathmandu. Możemy też telefonicznie z Namche Bazar zabukować sobie miejsce w samolocie. Przed wejściem do parku należy wykupic bilet wstępu - wpisać sie do książki wejścia. Raczej nie da się obejśc gdzies bokiem. W drodze powrotnej należy się wypisać z owej ksiazki. Bilet w cenie ok 15 usd kupujemy na miejscu - u bram parku. Podczas trekkingu warto zatrzymać się w Namche Bazar jeden dzień w celu poprawienia aklimatyzacji. Podobny manewr należy wykonać w wyżej polożonych wioskach. Cała trasa jest dobrze przygotowana - do wyboru mamy dosyć obszerną bazę noclegową jaki i gastronomiczną. Za łożko w lodzach zapłacimy średnio po ok 100 rupi. Za ciepły posilek - głównie ryż z warzywami i przyrzadzany na
wiele sposobób zaplacimy ok 150 rupi. Warto zabrać troche kalorycznej żywności z kraju... nie ma nic lepszego w górach jak kawałek polskiej kielbasy czy boczku :)) Podczas trekkingu nalezy pić dużo płynów. Sumując kwota 10 - 12 dolarów za dzień jest wystarczającaW górach należy posiadać nepalską walutę. Dalary przyjmowane są niechętnie. Życze powdzenia.
I fatycznie. Dokładnie za rok siedzieliśmy w samolocie. Po długiej ciekawej podróży z miedzylądowaniem w Delhi i kilkunastogodzinnym oczekiwaniu na połączenie jesteśmy w Kathmandu. Miasto trochę nas przeraziło. Wąskie uliczki pełne były trąbiących oraz jeżdżących
w różne strony samochodów i motorów. W różne strony - należy rozumieć dosłownie, ponieważ nikt tutaj nie baczył na obowiązujące przepisy drogowe. Co chwilę dopadają nas naciągacze oferując rożne uslugi oraz towary. Jesteśmy twardzi i nie dajemy się. Śpimy w turystycznej części miasta - na Thamelu. Spotykamy znajomych z lotniska i wspólną ekipą wyruszamy na podbój miejscowych knajpek. Poznajemy też Sylwię, Polkę , która mieszka na stałe w Kathmandu wraz ze swoim nepalskim chłopakiem. Drugba - tak ma imię, jest właścicielem agencji trekkingowej. Współnie oprowadzają nas po mieście, po buddyjskich świątyniach i po miejscach, o których turyści nie wiedzą. Kathmandu ma swój urok i czar.
Po trzech dniach spędzonych w stolicy Nepalu, obładowani cieżkimi plecakami udajemy się na lotnisko. Przed nami lot do Lukli - wioski leżącej w sercu Himalajów. W konću przyszedł czas na realizację naszego górskiego planu. Jako że nasz start opóźnial się z godziny na godzine, w sali odpraw zaczęlo robić się tloczno. Obserwujemy ludzi. Nasza uwagę zwrócia pewna trójka osób. Trochę niewyraźnie wyglądala dwójka z nich. Chyba zabalowali wczoraj za bardzo:). Trzeci kolega co chwilę donosił do nich ożeźwiające napoje. Okazalo się, że to koledzy z Krakowa. Mają podobny plan do naszego... kilkakrotnie nasze szlaki się spotykały. W sumie bardzo fajne Krakusy
W końcu lecimy.... Samolot typu awionetka, dwudziestoosobowy. Kabina pilota niczym nie oddzielona od pasażerskiej, więc było widać co pilot kombinuje:) Od stewardesy dostajemy poczęstunek: po cukierku i watę do uszu. Lecimy ponad chmurami, co chwilę pojawiają
się widoki na góry. Niby fajnie, tylko gdzie jest lotnisko między tymi szczytami ? Okazało się, że pilot zna jego położenie na pamięć, bo w pewnym momencie wlatujemy w chmury. Wpadamy w turbulencje. Wszyscy pasażerowie przerażeni. Lecimy miedzy dwiema górami a przed nami trzecia, na której zboczu jest ok. trzysta metrów pasa do lądowania. Lądujemy, tradycyjne oklaski i jesteśmy na miejscu.Niewątpliwie lot dostarcza wielu mocnych wrażen. Jesteśmy w Lukli. Wysokość 2840 m. Wszędzie pełno wojska. Lotnisko otoczone jest zasiekami i stanowiskami strzelniczymi. Sytuacja jest troche niestabilna - w górach podobno grasują maoiści. No ale nic na to nie możemy poradzić ..... więc wyruszamy na podbój Himalajów!
Opis naszego trekkingu
Dzień 1 - Lukla (2840 m ) - Nurning (2492 m)
Zaraz, po ekscytującym locie udaliśmy sie na szlak naszego tekkingu. Czterogodzinny spacerek, trochę pod górę i trochę w dół. Jeszcze bez widoków na jakieś znane, wysokie szczyty. Ale za to z ciekawym noclegiem. Spaliśmy w lodzy - coś jak nasze schronisko, tyle że wpokoju, gdzie spaliśmy właściciele urzadzili maly ołtarzyk buddyjski. I choć było kilka innych wolnych pokoi, gospodarze dali nam wlasnie ten. Śmialiśmy się , że może chcą nas złożyć w ofierze. Gdy odpoczywaliśmy przy herbacie, spotkaliśmy znajomych kolegów z Krakowa niespiesznie wchodzących w górę. Widać ze nocne balowanie w Kathmandu dalo sie im we znaki.
Dzień 2 - Nurning (2492 m ) - Namche Bazar (3440 m)
Wstaliśmy wcześnie. Trasa szybo stała się ciekawa i widokowa, widzieliśmy pierwsze sześciotysięczniki. Niektórzy Szerpowie śmieją się z nas, wszystko przez nasze wielkie plecaki. Większość trekersów spaceruje sobie bez plecaków, a wszystkie graty noszą im właśnie
Szerpowie. Wieczorem dotarliśmy wykończeni do Namche Bazar. Jest to centrum administracyjne całego regionu. W celu aklimatyzacji w Namche zostaniemy tam caly dzień.
Dzień 3 - Namche Bazar (3440 m )
Dzień aklimatyzacji. Miało być czyste lenistwo, a skończyło się na zdobyciu punktu widokowego. Po raz pierwszy ukazaly się nam Mount Everest, Lhotse i najpiękniejsza moim zdaniem góra Nepalu - Ama Dablam. W schronisku przepakowaliśmy się i zostawilismy depozy. Juz z Katmandu mieliśmy zabrać tylko najpotrzebniejsze rzeczy, ale jakoś się nie udalo. Wreszcie ostatecznie plecaki ważą po 20 kg.
Dzień 4 - Namche Bazar ( 3440 m ) - Phortse Tenga (3680 m)
Zapowiadał się ciężki i długi dzień. W planie mieliśmy przełęcz o wysokości ponad 4000 m. Po drodze odwiedziliśmy osadę Khumjung. A na przełęczy Mong ( 4050 m) spotykaliśmy znajomych z Krakowa i wypiliśmy z nimi po litrze herbaty. Jak już z mozołem wdarpaliśmy sie na przelecz, to musielismy z niej zejść. Po 7 godzinach dzisiejszej trasy znalezliśmy sie w schronisku w Phortse.
Dzień 5 - Phortse Tenga (3680 m) - Dole (4200 m)
Teraz już tylko pod górę. Szczęśliwie zrzuciliśmy trochę balastu w Namche Bazar, bo byłoby ciężko. Spaliśmy w tej samej lodzy co nasi zaprzyjaznieni Krakusi. Wieczorkiem standardowy litr herbaty, a może nawet dwa. A rano... szron na szybach! W nocy było kilka stopni poniżej zera. W osadzie zostalismy kolejny cały dzień. Wiadomo - aklimatyzacja.
Dzień 6 - Dole (4200 m)
Dzień aklimatyzacji. Weszliśmy sobie na pobliski szczycik, ok. 4.800 m. Widoki byly rewelacyjne, ośmiotysięczniki Cho Oyu, Makalu oraz niezliczone szczytu sześcio i siedmiotysięczne.
Dzień 7 - Dole (4200 m) - Machhermo (4410 m)
Tylko cztery godziny marszu pod góre. Byliśmy sami w lodzy i pozwoliliśmy sobie na chwilę kulinarnego szaleństwa. W drodze wyjatku zrobiliśmy sobie polskie gorące kubki i kisiele, a tak cały czas jedlismy ryż i ziemniaki wszelako przyrządzane. A na deser.... po duzym kawalku polskiej suszonej kielbasy. Hmmm.
Dzień 8 - Machhermo (4410 m) - Gokyo (4790 m)
Trasa pięciogodzinna. Widoki cudowne. Nad całą osadą górowala potężna sylwetka Cho Oyu. Naprawdę piękny szczyt. Może kiedys...Znowu spotkaliśmy znajomych z Krakowa i znów wypilismy juz tradycyjną herbatkę.
Dzień 9 - Gokyo (4790 m) - Gkyo Ri (5360 m)
Rankiem wybraliśmy sie całą grupą na mały spacerek, aby zobaczyć wszyskie pobliskie jeziora. Samotnie dotarlem, a raczej dobieglem do jednego z ostatnich. Jak na tą wysokośc czułem sie bardzo dobrze. Moim oczom ukazała się sylwetka Mount Everestu oraz Lhotse. Przepięknie. Szybko wróciliśmy do schroniska, obiadek i litr herbaty. Poźnym wieczorem weszliśmy jeszcze na pobliski szczyt widokowy Gokyo Ri. Moim zdaniem to najpiękniejszy punkt widokowy świata. Jak na dloni - Mount Everest , Lhotse , Cho Oyu , Makalu, niezliczone szescio i siedmiotysięczniki. Na szczycie poczekaliśmy na zachód słonca. W blasku zachodzącego słońca himalajskie szczyty mieniły sięwszelaką barwą, jest cudownie i bajecznie.
Dzień 10 - Gokyo (4790 ) - Dzonglha (4830 m)
To najtrudniejszy dzień podczas całego wyjazdu. Najpierw kluczenie po lodowcu, który wygląda jak wielkie żwirowisko. Potem mozolnezdobywanie przełęczy Cho La ( 5330 m ), czterysta metrów ostrego podejścia po zalodzonych i osuwających się kamieniach. Prawie o zmroku - wykończeni dotarliśmy do lodzy. Miejscowi przyznali, że zrobiliśmy kawał dobrej roboty przechodząc tą trasę w jeden dzień. Po jedzeniu i wypiciu herbaty leżąc w śpiworkach, wspominaliśmy znajomych z Krakowa, którzy mieli podobny plan jak my,ale jeszcze
nie dotarli. Pewnie musieli zmienić zamiary - pomyslelismy. Już prawie zasypialismy, a tu w drzwiach pojawiła się żółta zjawa - jeden z Krakusów !! Mirek zszedł z przełęczy po ciemku ! jak on to zrobił - że na lodowcu przy zejściu znalazł drogę, nie wpadł do szczeliny lub się nie poślizgnął ? Tego on sam nie wiedział. Miejscowi śmiali się, że yeti przyszedł. Pozostała dwójka jego kompanów rozbiła namiot gdzieś po drodze i następnego dnia dołączyli do nas.
Dzien 11 - Dzonglha (4830 m) - Labuche (4910 m)
Niby miał być łatwy dzień, bo prawie bez podejść, ale w połowie drogi opadliśmy z sił. Podobno każdy w górach ma zawsze jeden dzień kryzysu. Dzielnie dotarlismy do następnej wioski. Spaliśmy w lodzy a raczej w wielkiej prowizorce. Strop byl zrobiony ze sklejki i był totalnie krzywy. Jak się po nim chodzilo cały drżal, az strach bylo po nim chodzić. Wszedzie byly poprzybijane worki foliowe. Spartańskie warunki, a Labuche to bardzo zimne miejsce. Temperatura w nocy spadła grubo poniżej zera.
Dzień 12 - Labuche ( 4910 m ) - Gorak Shep ( 5140 m ) - Kala Patthar ( 5550 m)
Odzyskaliśmy siły. Z Krzychem dotarlismy do Gorak Shep, osady ze skupiskiem paru hotelików. Samotnie zrealizowałem dalszą cześć planu - odwiedzilem pustą o tej porze roku baze głowną u stop najwyzszej góry swiata. Wszedlem tez na pobliski szczyt widokowy Kalla Patthar. A widoki przepiekne, na calł kopułę szczytową Everestu, Nupste... Choć i tak nic nie przebije widoku z Gokyo. Wieczorem wrócilem samotnie do Labuche.
Dzień 13 - Labuche (4910 m) - Dingboche (4410 m )
Powoli zaczęliśmy schodzić w dół. Po pieciu godzinach wędrówki dotarliśmy do osady Dingboche. Spaliśmy w bardzo komfortowej lodzy. Po poludniu wdrapałem się na pobliski skalny szczyt Nangkar Tsang. Jak sie okazało ponad pięciotysięczny.Wspaniale widoki na Makalu
i Ama Dablam.
Dzień 14 - Dingboche (4410 m) - Namche Bazar (3440 m)
Teraz to już zdecydowanie schodzimy w dół, ale trasa byla w sumie bardzo długa. Byliśmy wykonczeni. Przy dojściu do Namche Bazar obeszliśmy górę i pokonaliśmy mnóstwo zakrętów, przed każdym mając nadzieję, że już jesteśmy na miejscu. Po zmroku dotarlismy do lodzy. Jedenascie godzin trasy dało nam w kość.
Dzień 15 - Namche Bazar (3440 m) - Lukla (2800 m)
Ostatni dzień trekkingu, jednak nie jest tylko w dół, jakby się mogło logicznie wydawać. Były również podejścia. Przed samą Luklą okolo trzysta metrów, co po dwóch tygodniach trekkingu strasznie męczy. Zarezerwowalismy miejsca na poranny lot do Katmandu wypiliśmy po upragnionym Evereście - tutejsze piwo, nawet dobre. W sumie chyba każde piwo po takiej trasie byłoby dobre. Wieczorem chcemy jeszcze wyskoczyć na "miasto", ale po zmroku okazało się, że jest godzina policyjna i żołnierze zawrócili nas do hotelu.
Dzień 16 Lukla ( 2800) - Lot do Katmandu
Tym razem obyło się już bez emocji, choć i tak lot zrobił należyte wrażenie.
W Nepalu zostaliśmy jeszcze parę dni. Odpoczywalismy po trudach trekkingu, wybraliśmy się do Pokhary. Miasteczko bardzo nam sie spodobalo. Zielono, pachnąco i spokojnie. Bardzo odmienne od Kathmandu. Spotkaliśmy tutaj znajomych z samolotu. Było zabawnie i bardzo relaksująco. Ostanie dni spędziliśmy na zwiedzaniu okolicznych miast - Patan oraz Bhaktapur. Pożegnaliśmy sie z krakusami z nadzieja, że kiedyś uda nam się gdzieś na jakąs wspólną wyprawę pojechać. A następnego dnia rozpoczęliśmy nową przygodę - Indie - ale to juz całkiem inna historia.
Nepal - informajce praktyczne - z własnych obserwacji
1. Przygotowanie przed wyjazdem
Dla kogo trekking ? ... dla każdego kto chodzi trochę po górach - najlepiej po Tatrach. Szlak nie przedstawia trudności technicznych...jedynie pewne drobne problemy mogą się pojawić podczas pokonywania przełeczy Cho La w przypadku jej zalodzenia lub zaśnieżenia. Ze sprzętu wystarczą kije teleskopowe. Z ubran - należy być przygotowanym na zmiany pogodowe oraz na cztery pory roku. Powyżej 4000 metrów noce są zimne - wiec dobry spiwór należy posiadać. Buty - dobre trekkingowe. Nic tak nie może nam zepsuć wyjazdu jak niewygodne buty i zimny spiworek - prawda :). Namiot - zbyteczny , w każdej wiosce znajdziemy miejsce do spania. Główna zasada -spakować sie tak aby w plecaku byly rzeczy tylko najbardziej potrzebne. Każdy gram podczas dwutygodniowej wędrówki dostatecznie da nam w kość:))
2. Transport, granica
Wybór opcji połączenia zależy głównie od czasu trwania naszej wyprawy. Dysponując paroma dodatkowymi dniami warto skorzystac z nastepującej kombinacji. Kupić bilet na połączenie lotnicze Polska - Delhi - Polska, oraz jednostronny bilet lotniczy Delhi - Kathmandu
Drogę powrotną z Nepalu do Indii pokonać lądem. Podróż nie powinna zająć dłużej niż dwa - trzy dni. Myśmy skorzystali z lini rosyjskich Aeroflot. Bilet na trasie Warszawa - Delhi - Warszawa kosztował nas 1700 zł za osobę - ( była to cena promocyjna ). Natomiast za lot z Delhi do stolicy Nepalu zapłaciliśmy po 480 zł. Na lotnisku w Kathmandu - wypełniamy wniosek , dołączamy dwie fotografie, płacimy po 30 dolarów i z ważną wizą na 60 dni możemy zdobywać himalajskie szlaki. Po wyjściu z terminalu dopadnie nas tłum taksówkarzy :) Za jazdę do centrum nie dajcie więcej jak 150 rupi.
3. Kathmandu
Z lotniska udajemy się do turystycznej czesci miasta - do dzielnicy Thamel. Jest tutaj dużo hoteli o rożnym standardzie. Za pokój dwu osobowy nie powinniśmy zaplacić więcej jak 100 - 150 rupi. O każda cenę nalezy sie targowac. Na Tamelu jest wiele knajpek z dobrymjedzeniem, piwem ,sklepów. Praktycznie można kupić wszystko. Nie kupujcie map w Polsce - w Katmandu jest bardzo szeroki wybór. Wstolicy Nepalu warto zatrzymac się na dlużej. Obowiązkowo należy odwiedzić :
- Durbar Sguare - centralny plac miasta , na którym zgrupowana jest wiekszość zabytków
- Swayambunath - zespół świątyń i stup polożony na szczycie wzgórza
- Pashupatinath - hinduistyczna świątynia, kremacja zwłok
- Bodhnath - największa w Nepalu stupa buddyjska
Polecam też odwiedzenie sąsiadujących miasteczek - Patan oraz Bhaktapur.
4. Trekking
Z Kathmandu najlepiej samolotem dostać się do wioski Lukla. Inny wariant trasy - busem do wioski Jiri, potem przez 7- 8 dni marszu do Namche Bazar. Wybralismy pierwszą wersje. Za lot linią Sita Air na trasie Kathmandu - Lukla - Kathmandu zaplacilismy po 180 usd. Fajną rzeczą jest to , że rejs powrotny jest otwarty. Znaczy to, że nie ma konkretnej daty powrotu z Lukli. Po zakończeniu trekkingu wpisujemy się na listę i pierwszym dostępnym lotem wracamy do Kathmandu. Możemy też telefonicznie z Namche Bazar zabukować sobie miejsce w samolocie. Przed wejściem do parku należy wykupic bilet wstępu - wpisać sie do książki wejścia. Raczej nie da się obejśc gdzies bokiem. W drodze powrotnej należy się wypisać z owej ksiazki. Bilet w cenie ok 15 usd kupujemy na miejscu - u bram parku. Podczas trekkingu warto zatrzymać się w Namche Bazar jeden dzień w celu poprawienia aklimatyzacji. Podobny manewr należy wykonać w wyżej polożonych wioskach. Cała trasa jest dobrze przygotowana - do wyboru mamy dosyć obszerną bazę noclegową jaki i gastronomiczną. Za łożko w lodzach zapłacimy średnio po ok 100 rupi. Za ciepły posilek - głównie ryż z warzywami i przyrzadzany na
wiele sposobób zaplacimy ok 150 rupi. Warto zabrać troche kalorycznej żywności z kraju... nie ma nic lepszego w górach jak kawałek polskiej kielbasy czy boczku :)) Podczas trekkingu nalezy pić dużo płynów. Sumując kwota 10 - 12 dolarów za dzień jest wystarczającaW górach należy posiadać nepalską walutę. Dalary przyjmowane są niechętnie. Życze powdzenia.
Zdecydowwanie polecam :)
Wiecej informacji i zdjec na mojej stronie prywatnej
www.marek.bytom.pl
Wiecej informacji i zdjec na mojej stronie prywatnej
www.marek.bytom.pl
Dodane komentarze
TESSA_43 2010-12-12 17:58:15
Bardzo ciekawy artykuł. Z przyjemnością przeczytałam. +++++ za praktyczne wskazówki. PozdrawiamPrzydatne adresy
Brak adres w do wy wietlenia.
Inne materia y
Dział Artykuły
Dział Artykuły powstał w celu umożliwienia zarejestrowanym użytkownikom serwisu globtroter.pl publikowania swoich relacji z podróży i pomocy innym podróżnikom w planowaniu wyjazdów.
Uwaga:
za każde dodany artykuł otrzymujesz punkty - przeczytaj o tym.